Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Migdek

Zamieszcza historie od: 28 stycznia 2014 - 21:46
Ostatnio: 8 października 2017 - 11:47
  • Historii na głównej: 8 z 10
  • Punktów za historie: 3226
  • Komentarzy: 54
  • Punktów za komentarze: 378
 

#75722

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie wiem czy piekielne, ale na pewno żałosne.
Będąc dziś w sklepie po drobne zakupy, byłam świadkiem takiej oto scenki:

Starsza pani (1) wybrała sobie chryzantemy, wśród może trzydziestu bardzo podobnych sztuk. Już podnosiła doniczkę, kiedy inna starsza pani (2) szybko i sprawnie wyrwała jej kwiatka z rąk. Po chwili szoku pierwsza staruszka się pyta:
(1): Co pani? Czemu mi pani wyrywa?
(2): Bo mi się akurat ten podoba!
(1): Przecież jest jeszcze dużo takich samych na wystawie.
(2): Ja go widziałam pierwsza!
I pogalopowała do kasy.
Babulinka spojrzała na mnie z wyraźnym rozbawieniem na twarzy, wybrała inny i poszła w swoją stronę.

Jak co roku, tradycyjnie się zaczyna...

chamstwo w sklepie

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 366 (372)
zarchiwizowany

#74363

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jeszcze nigdy nie leżałam w szpitalu, a ten jeden, jedyny raz utwierdził mnie w tym, że nigdy więcej nie będę tam szukać pomocy.
Od kilku dni kręciło mi się w głowie. W piątek zawroty były tak silne, że nie byłam w stanie ruszyć głową, bo mną "rzucało", więc ciężko, ale jednak postanowiłam wybrać się pod wieczór do szpitala.
To był błąd.
Ze względu na ciążę usadowili mnie na oddziale ginekologicznym, tam dostałam kroplówkę nawadniającą i potas. Poza tym, jedyną rzeczą jaką dla mnie zrobiono, to obowiązkowe badania krwi i dodatkowo czopek przeciwwymiotny (nie wiem po co).
Jedyną osobą, którą mogę pochwalić za miłe podejście, to położna, która mnie przyjęła.

Na drugi dzień wywiad z lekarzem:
[L] - Wymiotowała pani?
[ja] - Nie (obudził mnie, jeszcze nie kontaktowałam)
[L] - To dobrze.

Poszedł...Cały dzień nic. Wieczorem wywiad:
[L] - Wymiotowała pani?
[J] - Nie, ale ja tu nie przyjechałam z wymiotami tylko z ciągłymi zawrotami głowy.
Kazał wstać, popatrzył jak stoję po czym stwierdził:
[L] - Jak do jutra nie zwymiotuje, to nie ma po co tu leżeć...
[J] - Czyli żaden laryngolog ani inny lekarz mnie nie zbada?
[L] - Nie.

Rano nadal nie wymiotowałam, bo dlaczego bym miała, po czym lekarz potwierdził, że mam iść do domu i załatwiać sobie laryngologa we własnym zakresie.
Dzień wcześniej przez niskie ciśnienie, poprosiłam pielęgniarkę o zmierzenie, na co stwierdziła, że ona czasu nie ma, a wieczorem, przy obchodzie stwierdziła szyderczo do innej pielęgniarki, że "ta pani to chce ciągle, żeby jej ciśnienie mierzyć! Przecież to raz na dzień się mierzy!". Prosiłam ją tylko raz.
O zgrozo, gdzie ja trafiłam!?

Nadal mam zawroty głowy. Tak mnie do domu wypuszczono. Laryngologa załatwiłam sobie prywatnie.

Edit:
Na wypisie wyczytałam, że przyjęto mnie z wymiotami a nie zawrotami. Po leczeniu farmakologicznym objawy ustąpiły i zdrowa została wypuszczona do domu z zaleceniem wizyty u laryngologa. Pięknie, jaki kompetentny szpital!
Dziś byłam u laryngologa prywatnie - porządnie przewiane nerwy, leczenie niestety tylko ziołowe, 2 tygodnie siedzenia w domu.

Iławski szpital

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 84 (134)

#74294

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja z dzisiejszej sklepowej kolejki. Trochę hipokryzji, trochę ironii.

Kolejka w sklepie była na około 10 osób. Młoda kasjerka chyba dopiero się uczyła, bo słabo jej szło kasowanie produktów, wpisywanie kodów, często wołała drugą kasjerkę do pomocy. Tacy ludzie też są, ważne, że ma ochotę pracować.

Ja byłam szósta, a piąty był facet około pięćdziesiątki.
Widać było, że się denerwuje, bo sapał i tupał, a nagle podniesionym głosem stwierdził:
"To niedorzeczne! Mi się śpieszy! Osoby starsze, weterani i ciężarne powinni mieć pierwszeństwo!".

Po czym spojrzał na mnie w szukaniu aprobaty, potem na mój lekko zaawansowany brzuch ciążowy, znów na mnie i się odwrócił.
Zakupy miał spore, myślicie, że ustąpił ciężarnej z bułeczkami w ręku? ;)
Jak to było? Starsi i ciężarne? Może się za starszego uważał...
(Mi się nie spieszyło, chodzi mi tylko o poglądy, których sam się nie trzymał).

hipokryzja ironią popędzana

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 311 (335)

#71324

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ciekawa sprawa jak z roku na rok w ludziach coraz mniej honoru i odpowiedzialności...

Miałam się przeprowadzać do miasteczka bliżej mojej pracy. Z obecnego najmu miałam rezygnować i wynająć tam. Miałam.

Podejście pierwsze:
Jadę obejrzeć mieszkanie, co prawda lekko ciasne, ale co tam, i tak pomieszkam może 1,5 roku (buduję dom). Wszystko uzgodnione, właścicielka mówi, że zadzwoni, gdy obecna się wyprowadzi, czyli za tydzień - dwa. Po ponad dwóch tygodniach oddzwania, ja już zdążyłam odmówić obecną umowę i się częściowo spakować, więc się ucieszyłam, ale na krótko...

[Ja]: Dzień dobry, jak dobrze, że pani dzwoni, czekam z "walizkami przy drzwiach".
[Babsztyl]: No dzień dobry, bo wie pani co, bo ja muszę pani odmówić.
[Ja]: Ale jak to?
[B]: Bo ja wynajęłam innemu gościowi.
[J]: Przecież byłyśmy umówione? Ja już zakończyłam obecną umowę i jestem spakowana, tylko na pani telefon czekałam.
[B]: A bo wie pani, ten obecny da mi 50 zł więcej, co ja poradzę, sama pani widzi, powodzenia życzę...

Zagotowało się we mnie, ze samych czeluści piekieł malowały mi się przed oczami obrazy palących się dusz...

[J]: Wie pani co? Tak się nie robi, trzeba mieć trochę honoru. Miłego dnia nie życzę.

Podejście drugie.

Dzwonię od razu do kolejnej osoby. Mieszkanie nawet większe, pal go licho, że 150 zł drożej, przeboleję. Odbiera młoda dziewczyna, uzgadniamy dzień i godzinę spotkania, czyli na drugi dzień wieczorem.
Następnego dnia oddzwania i informuje, że dziś nie zdąży, bo wyjazd (do miejscowości 20 km dalej), bo nie wie czy wróci, sratatata, umawiamy się na kolejny dzień o tej samej godzinie.

Kolejnego dnia w ogóle nie odbiera telefonu. Na smsa, że jechałam ponad godzinę i czekam pod blokiem, ani me, ani be, ani kukuryku. Od tamtej pory zero odzewu. (Znalazłam ją na facebooku dla ciekawości... Młoda siksa, i co tu się dziwić).

W ten sposób cały misterny plan w p.. pip strzelił.
Musiałam odnawiać obecną umowę i robić z siebie głupka, bo dwie głupie baby nie potrafiły mieć trochę honoru.

wynajmowanie mieszkania

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 228 (286)

#70597

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Stanowczo najwięcej piekielności spotyka mnie podczas jazdy autem...

W mieście zepsuły się semafory na jednym skrzyżowaniu, więc wiadomo, że trzeba jeździć jak prawo drogowe wskazuje.

Skrzyżowanie to krzyż, gdzie od dołu są dwa pasy (w prawo i prosto + w lewo na market), od góry również dwa (prosto i na prawo do marketu + w lewo), od prawej jest jeden pas (w każdą stronę) a od lewej są dwa (prosto i na lewo + w prawo).

Wyjeżdżając z marketu muszę jechać na prawo. Pas ten ma zazwyczaj zieloną strzałkę, której przez awarię nie było, więc po prostu dojeżdżam do końca pasa, czekam aż auta przejadą i się włączam do ruchu. Zawsze tak robię, jednak tym razem pewnemu byczkowi w małej Pandzie to cholernie przeszkadzało.

Stojąc z włączonym kierunkowskazem czekam na przejazd aut, sznur się ciągnie, no trudno, nagle gość za mną zaczyna trąbić. Co mam zrobić? Nic, czekam dalej na możliwość przejazdu. Gdy już widzę lukę, gdzie się wcisnąć (a wyjechać szybciej się nie da, bo ślisko), to ku mojemu zdziwieniu, gość wielkości chyba ponad połowy Pudziana (jak on się w tą Pandę zmieścił??) puka mi w szybę i się drze: "Te, ku**a weź rusz tą du*ę, bo jak się wku**ię, jak ci przypie***lę to zknskddfhdzb (niezrozumiałe coś)" i zaczyna szarpać za klamkę.

Szczerze, prawię narobiłam w gacie, ale szybka reakcja, ręka do torebki i chwyt za gaz pieprzowy. Gość otwiera drzwi a ja mu sprayem po oczach i chodu!
Szczęście w nieszczęściu, że miałam zaśnieżone numery tablicy...
Skąd się takie buraki biorą??

(Nie jestem typem baby, która musi mieć 200m miejsca do wyjechania, jeżdżę dynamicznie. Jednak gołoledź nie pozwala na szybszy wyjazd, a ruch był spory).

agresywny facet wyjazd ze skrzyżowania

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 288 (318)

#70326

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wiadomo, że w tym okresie wysypie się pełno relacji o porzuconych zwierzakach. Mam kilka zaobserwowanych przykładów:

1. W Wigilię staję autem na przyleśnym parkingu, żeby mój psiak zrobił siku, bo podróż długa. Gdy już swojego "zapakowałam" do auta, widzę jak ktoś podjeżdża i zatrzymuje się z drugiej strony parkingu. Bez gaszenia silnika, wysiada kierowca, około 23 lata, idzie do bagażnika, otwiera i wypuszcza średniej wielkości psa. Piesek radośnie się z nim wita, wtedy kierowca bierze z ziemi patyk i rzuca go jak najdalej w las. Myślę sobie, że uroczo, tylko czemu był w bagażniku? Odpowiedź uzyskałam natychmiast. Gdy tylko pies pobiegł szukać patyka, gościu hop w auto i na pełnym gazie odjazd. Ja mu macham, żeby stanął i krzyczę "a pies?!". Ten spłoszony zwiał. Nie zapamiętałam numerów, bo przejęłam się zwierzakiem, który zaczął za nim biec po ulicy, ale gość przyspieszył. Przywołałam go wygwizdując, bardzo ufny piesek przybiegł do mnie. Był to szczeniak labradora. Teraz jest w schronisku, ja mam mieszkanie 32m kwadratowe, psa i chłopa...

2. Wczoraj, spacerując przy bajorku widzę jak dwoje dzieciaków wypuszcza do niego złote rybki z woreczka...

3. Od paru dni przy tym samym bajorku biega śliczny kot z obróżką, a dziś widziałam kolejnego bez obróżki. Są to nowe koty, bo wiem kto jakie ma zwierzaki w tej okolicy. (Schronisko zostało powiadomione).

Ludzie... Zwierzęta żyją, czują, mają potrzeby. Chcecie podarować zwierzaka jako prezent, to kupcie sztucznego.

zwierzęta jako świąteczne prezenty

Skomentuj (53) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 373 (385)

#68038

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Krótkie zdarzenie z dzisiaj:

Jadę autem, widzę staruszkę, która właśnie dochodzi do pasów z wózkiem na zakupy i patrzy na lewo i prawo czy coś jedzie, więc się zatrzymuję.

Ona patrzy na mnie, ja na nią, ona nadal patrzy...
Więc pokazuję jej dłonią "proszę przejść" i uśmiecham się.
Nie powiem, zaskoczyła mnie:

"Ja nie wiem! Jedzie czy nie jedzie!? Co za jełopy jeżdżo!"...

Ruszyłam dalej, a w lusterku widzę jak wtarabaniła się na pasy między mną, a kolejnym autem. :)

pasy seniorzy

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 285 (323)

#66320

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jechałam dziś samochodem po mieście.
Oczywiście jak to w mieście, są ronda i pasy dla pieszych, a że jest sobota, to i ludzi się wysypało.
Staję na kolejnych pasach, żeby kilka osób przeszło, a na końcu grupy idzie panienka, wyglądająca na jakieś 14 lat, w różowej mini i gada przez telefon.
Droga ruchliwa, kto do pracy, kto na szalone zakupy, autobusy, a panienka postanowiła zatrzymać się na środku pasów, ciągle piszcząc przez telefon, odwrócić się i tak stojąc, machać po koleżankę jakieś 100 metrów dalej. Koleżanka szła w jej stronę, tempem spacerowym, z lodem w jednej ręce i telefonem w drugiej. (Chyba ze sobą gadały)
Zatrąbiłam, żeby zeszła z drogi, a ta do mnie:

- Nie widzi, że gadam?!

Za mną też już trąbią, więc się wychylam:

- Zejdź gadać na chodniku, ocipiałaś? Korek robisz!

Dana mi odpowiedź potwierdziła, że iloraz jej inteligencji jest równy gąbce morskiej...

- Psiapsia (??) już idzie, spi#&^%laj!

No cóż, niepodważalny argument, jakżebym śmiała odpyskować...
W tej samej chwili wyszedł jakiś kolos z auta z naprzeciwka i ją po prostu za łachmany przeciągnął na chodnik.
Panienka wielkie oczy, jakby zanoszące się na płacz, po tym mogliśmy wszyscy w końcu jechać dalej.
Brak słów.

Przejścia dla pieszych i coraz głupsze pokolenia

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 462 (534)
zarchiwizowany

#63416

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W sobotę miałam niemiłą przygodę w kwiaciarni.

Zaczęło się w czwartek, kiedy poszłam tam, aby zamówić bukiet kwiatów. Ustaliłam jakie to mają być kwiaty, jak duży bukiet i inne szczegóły, po czym powiedziałam, że przyjdę po bukiecik w sobotę o dziewiątej, ponieważ o dziesiątej wyjeżdżam.
Pani wszystko zapisała, potwierdziła, zapewniła, że otwierają od siódmej, więc spokojnie mogę przyjść, dziękuję, do widzenia.
W piątek znów poszłam wypytać czy pamiętają, oczywiście tak.
Ale gdyby wszystko było ok, to nie pisałabym tutaj.

W sobotę, o dziewiątej idę po bukiet. W kwiaciarni inna pani niż przy zamawianiu (B).

(Ja): - Dzień dobry, moje nazwisko migdek, zamówiłam w czwartek kwiaty na dziś rano.
(B): - Dzień dobry, chwila, ja tu nic nie mam.
(Ja): - Niech pani lepiej zobaczy, może z tyłu są...
(B): - (Idzie sprawdzić, szuka, wraca...) Nie, nie mam takiego nazwiska.
(Ja): - (Pomyślałam, może ja, gapa, zapisałam na nazwisko chłopaka?) A jest nazwisko chlopakowski?
(B): - Nie...

Jeszcze zadzwoniła do pierwszej pani, która potwierdziła, że nie ma takiego zamówienia...

I tak oto po kilku jeszcze wymianach zdań, wypowiedzeniu się o nieprofesjonalności kwiaciarni, burknięciu na mnie abym nie marudziła, zostałam bez bukietu na wesele...

Po drodze kupiłam butelkę dobrego whisky i pojechałam, bo co miałam zrobić? Czekał mnie jeszcze fryzjer, zabieranie rodziny i 3-godzinna jazda.
Jak ludzie potrafią zepsuć humor...

kwiaciarnie

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 106 (242)

#62840

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Krótko i zwięźle o szukaniu sensacji.

Kupiłam sobie wózek do zakupów, typu torba na kółkach.Wolę ciągnąć taki "babciny" wózek niż stawać co 10m bo palce bolą od ciężkich siatek...
Zadowolona idę do sklepu po zapasy żywności, wchodzę, pytam czy można z wózkiem na sklep, biorę koszyk.
Po włożeniu do koszyka co trzeba i marudzeniu w myślach, że już mi ciężko (woda, soki...), idę do kasy gdzie wykładam wszystko na taśmę. Przede mną jakaś pani już swoje płaci a za mną inna obserwuje raz mnie, raz wózek podejrzliwym wzrokiem. Materiał wózka zapadnięty, widać, że pusty. Kasjerka zaczyna kasować moje produkty, wtedy wkracza ONA.

(O): A na pewno nic tam nie schowałaś do tego wózka??
(Ja): (Wielkie oczy, nie wyglądam chyba na złodzieja) Tak, na pewno.
(O): No ja nie wiem, (do kasjerki) pani lepiej sprawdzi!

Kasjerka patrzy na mnie, na nią i się pyta czy podać mi siatkę. Ja na to, że nie trzeba, bo mam wózek,po czym zaczynam do niego pakować produkty skasowane.

(O): Na pewno coś tam schowała! Pełno tego chodzi i kradnie! A inni uczciwie za wszystko płacą!
(Ja): Grzeszny grzechu się boi...

Po czym ją po prostu olałam, co się będę stresować dodatkowo. Dalej coś marudziła, że niewychowana (JA??), że pasem lać, że złodziejka, ale starałam się nie słuchać. Nie będę w sklepach robić widowiska, szczególnie w takim, w którym zazwyczaj robię zakupy. Oczywiście mogłabym jakieś piękne riposty dać, ale bohaterem nie jestem.
Spakowałam, do widzenia i wyszłam.
Po co ludzie tak szukają problemów na siłę...

sklepy

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 432 (586)

1