Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

niesmiertelnosc

Zamieszcza historie od: 3 kwietnia 2011 - 0:21
Ostatnio: 9 stycznia 2013 - 23:42
  • Historii na głównej: 6 z 12
  • Punktów za historie: 6559
  • Komentarzy: 12
  • Punktów za komentarze: 88
 

#41752

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piękna polska jesień, czas grzybobrania, więc grzechem byłoby nie skorzystać z okazji do poobcowania z naturą i przy okazji do zebrania darów lasu.

Zatrzymałam się więc przy lasku, zabrałam koszyk i udałam się na poszukiwania grzybów. Zbieram sobie zbieram, aż nagle czuje uderzenie na łydkach. Ledwo udało mi się utrzymać równowagę. Oszołomiona odwracam się i widzę rozwścieczonego [P]ana w wieku emerytalnym z kijem w ręku.
[P]: Oddawaj ten koszyk!!!
[Ja]: ??
[P] (powtarza jeszcze raz robiąc przy tym zamach kijem): Oddawaj ten koszyk gówniaro i spier***aj!

Zdziwiłam się nieco, bo zazwyczaj byłam przyzwyczajona do łysych dresików i tekstów o oddawaniu komórki i portfela, a nie krewkich emerytów czyhających na dary lasu, ale ok...
[Ja]: Ale czego pan ode mnie chce?
[P] (z krzykiem wymachując kijem): To mój rewir! Oddawaj moje grzyby! Złodziejka! Na gotowe przychodzi! (i tak dalej w tym stylu).
[Ja]: Eee, ten las i runo leśne to chyba dobro wspólne, czy ja o czymś nie wiem?
[P]: Pierd***na złodziejka! Ja to zgłoszę! Bezczelne gówniarstwo się panoszy! (itd. itp.).
[Ja]: Przepraszam, czy ma pan jakieś papiery na to, że to "pański rewir"? Może niech pan sznurkiem ogrodzi czy coś...
[P]: Jaa ciii daaam!
I przystępuje do ataku, ale niestety potyka się na gałęzi czy tam korzeniu i pada jak długi.

Ja trochę zdębiałam i nie wiem co robić: pomóc starszemu panu czy skorzystać z okazji i uciekać? Jednak dobre serce mam i chciałam pomóc. Podchodzę więc, "tyrpam" pana w plecy i pytam czy wszystko ok. On z furią podnosi głowę i zaczyna się wydzierać:
[P]: Bandytyzm! Zabić mnie chciała! Złodziejka i bandytka! Ludzie, ludzie...!

Widać, że panu nic nie dolegało, więc wzięłam nogi za pas i czym prędzej udałam się do swojego samochodu, by wrócić do domu. Na szczęście udało mi się ocalić moje "kradzione" grzyby ;) i porobić z nich różne pyszne rzeczy.
Teraz na wszelki wypadek na leśne wycieczki będę musiała zabierać coś do samoobrony, bo ludzie bywają naprawdę dziwni.

las

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 809 (885)
zarchiwizowany

#38683

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Często pojawiają się tu historie o piekielnych współlokatorach różnej płci. I ja dorzucę coś od siebie.
Będzie o współlokatorce mojej siostry, która i mi czasem dała popalić, gdyż "wymieniałam" się z siostrą w weekendy ze względu na pewne szkolenie.

Ale od początku. Piekielną nazwijmy [A]sią. Niby dziewczyna całkiem ok, trzy lata chodziła do jednej klasy w liceum z moją [S]iostrą i trzecią współlokatorką [K]aroliną.
Warto dodać, że jest ona wypieszczonym dzieckiem rodziców- praktycznie wszystko za nią robiła mama i teraz najchętniej by z nią zamieszkała w Wielkim Obcym Mieście.

Dziewczyny dostały się na tą samą uczelnię, chociaż na różne wydziały i postanowiły poszukać mieszkania. Ok- znalazły całkiem fajne, dwa pokoje w tym jeden przechodni połączony z kuchnią, a jeden osobny. Umówiły się, że będą się wymieniać- a to jak jedna będzie chciała się pouczyć do późna, lub przyjdzie chłopak to zajmuje osobny pokój. Proste?- dla Asi nie bardzo.
Potrafiła zamykać się w pokoju już koło godziny 19 i nie wychodzić z niego w ogóle. Wszelkie delikatne lub bardziej dobitne sugestie były zbywane tym, że A. uczy się każdego wieczora do późna. Najgorzej było kiedy jedną z dziewczyn odwiedzał chłopak- niezręcznie siedzieli we trójkę, bo A. nie opuszczała swojego bastionu wiedzy.
Były dyżury dotyczące sprzątania- normalna sprawa. Często podłoga w kuchni wręcz się lepiła, a kosz na śmieci zaczynał żyć własnym życiem kiedy wypadał dyżur A. Zazwyczaj kiedy dziewczyny przypominały jej o tym, że to jej kolej, nagle księżniczkę zaczynał boleć brzuch/głowa/miała świeżo pomalowane paznokcie/musiała się uczyć itd. Dziewczyny trafiał szlag i często niestety same ogarniały jakoś mieszkanie.

Często wszystkie pożyczały sobie ciuchy czy jakieś dodatki. Pewnego razu A. pożyczyła od mojej siostry jej ulubioną bluzkę. Ok. A. pojechała na weekend do domu, a kiedy wróciła moja siostra zapytała co z bluzką, że potrzebuje ją na jakąś tam okazję. Co się okazało? A. zostawiła bluzkę w domu, bo nie zdążyła wyschnąć po praniu. Siostra się wkurzyła i zapytała czemu nie przywiozła brudnej i nie wyprała ręcznie na mieszkaniu (pralka była nawet wtedy zepsuta). Jej odpowiedź zwaliła z nóg: "Cooo?! RĘCZNIE?! JA mam prać RĘCZNIE?! Oszalałaś?! ręce sobie zniszczę! poza tym kto dzisiaj pierze ręcznie?!". Na sugestie mojej siostry, że są rękawiczki, a na metce bluzki wyraźnie zaznaczone jest właśnie pranie ręczne zarzuciła fochem. Bluzka wróciła do mojej siostry dopiero po dwóch (!) tygodniach. Na szczęście pranie w pralce jej nie zaszkodziło.

I wisienka na torcie, której sama byłam świadkiem. W lutym moja siostra przebywała dłużej w domu rodzinnym. Miałam akurat sprawę do załatwienia w mieście, gdzie studiuje, więc postanowiłam ją odwieźć. Dodam, że był to czas tych okropnych mrozów.
Pojechaliśmy więc ja, moja siostra i jej chłopak. Otwieram drzwi mieszkania a tam... A. w szorcikach i koszulce na ramiączkach siedzi na wprost otwartego na oścież okna (!) Na zewnątrz jakieś -20 stopni, a w środku nie wiele więcej. Chłopak pobiegł szybko do okna i zamknął je, ja z siostrą podbijamy do A. z pytaniem co ona wyprawia, że przecież wie jak trudno dogrzać mieszkanie (stary blok, stare okna) i w ogóle zapalenie płuc murowane. Ona na to, że w mieszkaniu było za dużo negatywnych fluidów (?!) i musiała oczyścić atmosferę. A, że taka roznegliżowana?- ciało trzeba hartować. Potem przez 2 tygodnie leżała chora w łóżku. Na szczęście w domu rodzinnym.

Historii było o wiele więcej. Suma wszystkich zdecydowała, że moja siostra i K. nie chciały już więcej mieszkać z A. Były oczywiście wielkie fochy i brak zrozumienia dla tej decyzji, ale cóż- nie ma sentymentów.

studenckie_mieszkanie

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 90 (136)

#37038

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wczorajsze wspominki jakie urządziłam sobie z przyjaciółką sprawiły, że wróciła do nas historia z jej wesela.
Będzie o piekielnej Ex.

Moja przyjaciółka (niech będzie S.) związała się z facetem (A.) z paczki, do której oboje należeli. Warto wspomnieć, że wcześniej w paczce tej była też ówczesna dziewczyna A., jednak rozstali się z powodów jej licznych zdrad i szeregu innych czynników. Mniejsza.
W każdym razie Ex nie pozwalała o sobie zapomnieć, co doprowadzało S. do szału. Ex potrafiła wydzwaniać po nocach, zasypywać A. smsami i mailami, mimo, że sama już też miała swoje życie, narzeczonego i pracę na drugim końcu Polski.
W każdym razie S. i A. postanowili się pobrać. Wiadomo - radość, planowanie, załatwianie, itd.
S. nie chciała super wielkiego wesela i niepotrzebnych gości, jednak tu wtrąciła się piekielna przyszła teściowa i wyszło, że zaprosili Ex, bo przecież ona ich (S. i A.) prosiła na swój ślub i pojechali. Ok, trudno, nie wnikam czemu tak, a nie inaczej.

Wielki dzień zbliżał się coraz bardziej. W duchu miałam nadzieję, że Ex nie przyjedzie ze względu na to, że 3 miesiące wcześniej urodziła. Ale nie - przybyła wraz z mężem i dziecięciem. No i się zaczęło!
Uroczystość miała miejsce w styczniu, co nie przeszkadzało jej ubrać się iście w letnim stylu, tak by być gwiazdą wieczoru. Wiedząc doskonale, że S. nie uznaje, by ktoś z gości miał białą kreację (bo to kolor tylko Panny Młodej), Ex założyła śnieżnobiałą sukienkę, czym pochwaliła się odpinając skąpe futerko specjalnie tuż przed S. Ok.
Postanowiła zabrać swoje 3-miesięczne dziecko do kościoła. I tu się zaczęło.

Już na starcie dziecko zaczęło ryczeć, a ona miała to w głębokim poważaniu. Wszyscy patrzyli na nią z chęcią mordu w oczach, więc wyciągnęła grającą (!) zabawkę. Tak - w trakcie kazania. S. była naprawdę wściekła. Mały ciągle płakał, w końcu kościelny podszedł do Ex by ją zaprowadzić na plebanię, bo może dziecko głodne, czy ma pełną pieluchę. Ex zaczęła się awanturować (!). Ksiądz zamilkł, wszyscy patrzą na nią i dziecko, mąż czerwony jak burak. w końcu udało się ich wyprowadzić.
Kolejny cyrk odstawiła przed salą weselną. Wiadomo- chleb, sól, szampan przy wejściu, a potem młody przenosi swoją żonę przez próg. O nie - nie może tak być! W trakcie gdy młoda para miała rzucać za siebie kieliszki Ex. wparowała w ′pole rażenia′ z dzieciakiem na rękach, bo im zimno i muszą wejść do środka. Oczywiście awantura i znowu Ex w centrum uwagi Ok. Mało?

W trakcie wesela bliższe osoby przez mikrofon wznosiły toasty. Jakimś cudem Ex dorwała się do mikrofonu i zaczęła przemowę:
"Taka z was piękna para, takie szczęście. Ale wiem, że prawdziwa miłość zdarza się tylko raz w życiu, i że A. swoją już przeżył. Może robi wielki błąd, a jeszcze tego nie wie? Ona na ciebie nie zasługuje bo..." - Tu na szczęście świadek wyrwał jej mikrofon z ręki, co ją rozjuszyło. Dostała szału, zaczęła krzyczeć, bluzgać i mówić o S. takie rzeczy, że głowa mała. Kilku facetów musiało dosłownie wynieść ją na zewnątrz. S. i A. byli zszokowani. S. łzy w oczach, uciekła do toalety. Całe szczęście, że ją uspokoiłyśmy i reszta wesela upłynęła już w miłej atmosferze.

Smaczek na koniec?
W kopercie, gdzie była kartka z życzeniami, Ex napisała: "Wszyscy wam życzą szczęścia, ale wiem, że to jednak wielka pomyłka. Ja życzę wam szybkiego i bezbolesnego rozwodu".

Od czasu wesela Ex już się nie odzywa. Oby tak dalej.

wesele

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 899 (971)

#32516

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z jednego ze sklepów w dużej galerii handlowej. Bardziej śmieszna niż piekielna.

Przechadzam się między wieszakami, oglądam ciuszki- wiadomo. Wtem do sklepu wchodzi młoda dziewczyna z koleżanką. Chodzą po sklepie i ona wskazuje coraz to nowsze rzeczy i władczym tonem do swojej kompanki mówi: "TO", "TO" i jeszcze "TO". Ok - ma służkę, jej sprawa. W końcu z naręczem ubrań idzie do kasy.

Ustawiłam się za nią z moją jedną, marną bluzeczką ;)
Jej kolej. Kasjerka, do niej dzień dobry, a ta zaczyna roszczeniowym tonem:
- Chcę zniżkę.
Kasjerka karpik i pyta, że z jakiej okazji.
- Bo ja jestem znaną BLOGERKĄ MODOWĄ i robię wam reklamę!
Dziewczyna skonsternowana, ale tłumaczy, że nie prowadzą takich działań.
Przepychana słowna trwa jeszcze chwilę, przychodzi kierowniczka i tłumaczy dziewczynie to samo co kasjerka.
Finalnie, wyrocznia mody rzuca w nie ciuchami i oznajmia oburzona:
- Już nikt u was nie będzie kupował tych szmat! Napiszę wszystko na moim BLOGU! Wy nie wiecie ile osób mnie obserwuje! Na FANPEJDŻU też napiszę!

I poszła. A służka pokornie za nią.
A kasjerka z kierowniczką po prostu zaczęły się śmiać.

Jak to "sława" potrafi w głowie przewrócić... ;)

sklepy

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 938 (996)
zarchiwizowany

#31556

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jadąc wczoraj autobusem usłyszałam krótki dialog matki z córką, który sprawił, że do teraz nie mogę się otrząsnąć z szoku.

Córka- na oko 16 lat, matka- szacuję, że lekko po 30stce. Obydwie widać, ze fanki solarium, nakładania makijażu szpachlą, strasznie tandetne.

[C]órcia zaryczana cała, chowa twarz w dłoniach, trzęsie się cała. [Ma]tka siedzi z surowym wyrazem twarzy i powtarza co chwilę: "Nie becz ku*wa!".
Po chwili dialog:
[C]: ale co ja teraz zrobię?! nie mogę być w ciąży! Ku*wa, dziewczyny mówiły, że nie zaciążę za pierwszym razem...
[M] (zupełnie obojętnie, jakby to było wyrwanie zęba): jak to co? Normalnie weźmiemy i WYSKROBIEMY.

Po prostu brak mi słów...

komunikacja_miejska

Skomentuj (51) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 148 (252)
zarchiwizowany

#31197

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jest na moim roku dziewczyna, która hm... nigdy nie sprawiała wrażenia, by jakiekolwiek myśli o nauce zaprzątały jej blond głowę. to też zdziwiłam się, kiedy usłyszałam jej narzekania, że stypendium jeszcze jej nie wpłynęło. Dodać trzeba, że dziewczyna zawsze jest dobrze ubrana, ma najnowszy telefon, podjeżdża fajnym autem na uczelnię i generalnie widać, że ma kasę.
Ja sama do bogatych nie należę, ale uczę się na tyle dobrze, że mam stypendium za wyniki w nauce.
w każdym razie usłyszawszy jej narzekania podeszłam i zagadnęłam chcąc być miłą, i by nawiązać kontakt z jakimś innym "mózgowcem":
-O, nie wiedziałam, że masz stypendium za wyniki w nauce. Super!

Laska popatrzyła na mnie jakbym spadła z księżyca i z tępym, a jednocześnie oburzonym wyrazem twarzy rzekła wielce zdziwiona:

-Jakie wyniki w nauce? ja mam SOCJALNE!

Szczęka mi opadła...
I dodam, ze mimo, że tylko jedno z moich rodziców pracuje i mam rodzeństwo nie załapałam się na socjalne, mimo, że czasem jest naprawdę cienko z kasą.
Widać są inni, bardziej potrzebujący...


EDIT (bo czasem czyta się komentarze innych po fakcie): dowiedziałam się, że jej ojciec pracuje na czarno, a matka siedzi na bezrobociu. Ma trójkę rodzeństwa, więc teoretycznie są biedni. Nikt nie patrzy na to jaki mają dom i standard życia, tylko na cyferki o przychodzie na jedną osobę...

uczelnia

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 211 (257)
zarchiwizowany

#28844

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia sprzed paru dni, bardziej mojej koleżanki, ale pozwolę sobie przytoczyć, ponieważ byłam jej świadkiem.

Koleżanka tego dnia czekała na ważny telefon z Niemiec. W którymś momencie musiałyśmy się przemieścić na drugi koniec miasta, więc wsiadłyśmy do autobusu. Nie było w nim dużo ludzi, ale wybrałyśmy miejsca stojące.
Rozmowę przerwał nam dzwonek telefonu. Okazało się, że to ten wyczekiwany, więc koleżanka zaczęła konwersację. Po niemiecku co ważne.
Ja oddawałam się pasjonującemu czytaniu ogłoszeń przyklejonych na szybie aż tu nagle słyszę: "dups!" i widzę, że telefon koleżanki leży w częściach na podłodze.
Obydwie przybrałyśmy klasyczne miny: "WTF?!" i naszym oczom ukazuje się pan w bardzo podeszłym wieku, który patrzy na nas, tak, że gdyby wzrok mógłby zabijać, to z pewnością obydwie wyglądałybyśmy jak ten telefon w częściach na podłodze autobusu.
Pan zaczyna się wydzierać do koleżanki: "Nie po to urwa za wolną Polskę walczyłem urwa ze Szwabami, żeby teraz jakaś gówniara teraz mi nad uchem urwa szprechała!".
Cały autobus łącznie z nami skonsternowany, a Pan nadal swoje: "Wolna Europa urwa! Hitler też chciał zjednoczyć urwa Europę! i myśmy z nim walczyli, a teraz urwa i tak się gówniarstwo zniemcza dobrowolnie!".

Po swoim monologu najzwyczajniej wysiadł, ponieważ autobus akurat zatrzymał się na przystanku.
My pozbierałyśmy telefon (szczęście, że stary i po przejściach, a nie żadna nówka) i resztę drogi milczałyśmy.
Potem na spokojnie koleżanka w zaciszu domowym oddzwoniła do swojego niemieckiego rozmówcy.

komunikacja_miejska

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 106 (196)
zarchiwizowany

#24659

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia sprzed paru ładnych lat.

Wstępem: mieszkam blisko słowackiej granicy, toteż często tam bywałam i bywam nadal w różnych celach- latem różne parki wodne, zimą narty.
Historia z pewnego letniego dnia.

Byłam wraz z rodzicami i siostrą w jednym z parków wodnych. Rodzice stwierdzili, że na obiad zatrzymamy się w pewnej uroczej restauracji nad potoczkiem. Ok, super. Przekąsiliśmy coś w basenowym bufecie i ruszyliśmy w drogę powrotną mocno głodni.
Po drodze każdy z nas snuł opowieści na co ma ochotę, że ślinka już cieknie itd.
Zbliżamy się do miejsca, gdzie należy skręcić, by znaleźć się w restauracji, jest szyld, a przy nim siedzi nie mniej, nie więcej jak stary dziad w krótkich spodenkach, rozświechtanej na piersi koszuli i kapelutku. Widząc nas chcących skręcić wstaje, zaczyna machać, drzeć się, zasłaniać wjazd. Myślimy- wariat jakiś. Zszedł z drogi, więc pojechaliśmy do restauracji, a on w bieg za nami.
Wysiadamy, wszystko ładnie- strumyk szumi, ludzi sporo zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz na tarasie, ale są miejsca wolne.
Okazało się, że to właściciel knajpy.
Wchodzimy więc do środka a facet za nami. Krzyczy, macha rękami. Obsługa i klienci w szoku. Wszyscy na nas. Ja i siostra na maksa zażenowane, rodzice próbują dociec o co chodzi. Polak i Słowak jak chcą to się dogadają, więc można było zrozumieć, że facet krzyczy, że mamy być nieobsłużeni. Dlaczego- tego nie wiemy do dzisiaj. Doszło do tego, że zaczął szarpać mojego tatę za koszulkę i krzyczał, że mamy się wynosić.
Większością z klientów byli Polacy i jakoś byli obsługiwani normalnie... Nasi znajomi, którzy wcześniej tam jadali również miło wspominali obiady tam.
Zabraliśmy się czym prędzej zniesmaczeni na maksa, a facet biegł za nami grożąc jakimś kijem (!).
Niestety obiad trzeba było zrobić w domu.

Do dzisiaj, kiedy mijamy to miejsce robi nam się gorzej.

gastronomia zagraniczna

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 3 (33)
zarchiwizowany

#23522

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia świeża, bo z dnia dzisiejszego.
Miejsce- zacny pojazd jeżdżący PKS.
Piekielny: kierowca i paru pasażerów.

Wsiadam sobie do PKSu- linia, którą nigdy nie jeżdżę- po prostu potrzebowałam dojechać do jednego miejsca, ale mniejsza z tym. Znalazłam wolne miejsce z przodu autobusu, a nieopodal siedział mocno starszy pan- oceniam, że po 70. Widać było, że był nieco zdezorientowany, a dodatkowo zauważyłam na jego uchu aparat słuchowy. Pan ten trzymał na siedzeniu obok wielką walizkę, a pod nogami miał torbę, więc średnio miał miejsce, by umiejscowić ją gdzieś indziej.
Z każdym przystankiem przybywało ludzi, w końcu było tak, że stałam nieopodal tego pana właśnie, ale autobus nie był zapchany szczególnie- z tyłu było wiele miejsc wolnych. Jednak piekielny kierowca postanowił sobie poużywać i na kolejnym przystanku obrócił się i zaczął się wydzierać na cały autobus: "Walizkę będzie trzymał na siedzeniu stary dziad! Ludzie tu stoją, z pracy wracają! Zdejm pan tą walizę!". Było to w bardzo agresywnym tonie. Wszyscy ludzie na Starszego Pana, on nie wie o co chodzi, rozgląda się zdezorientowany po autobusie, a kierowca dalej drze się swoje: "Co, nie słyszy? Bierz tą walizkę! Bo wysadzę!". Zaczął wtórować mu wąsaty knyp po 40stce, że: "dobrze, tak ma być! Szacunek dla kierowcy!" (nic to, że kobieta z siatami nad nim stała i dżentelmeńsko ani myślał, by ruszyć swój zad). w końcu Starszy Pan doszedł o co chodzi i ze łzami w oczach wziął walizkę na kolana, ale na miejscu i tak nikt nie usiadł...

A wystarczyło powiedzieć normalnie, spokojnie, a nie wydzierać się na biednego staruszka. Rozumiem, że fotele są od sadzania tam swoich pięknych czterech liter i samą mnie denerwuje, gdy moherowe babcie sadzają tam swoje siaty "bo się zmęczą staniem na podłodze", ale szacunek dla osób starszych powinien być zachowany.

PieKielny autobuS

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 147 (177)

#22855

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przypomniała mi się historia- może nie do końca piekielna, ale sądzę, że warto ją tu opisać.

Mam kolegę, powiedzmy Adama, który jest strasznym kociarzem. Swego czasu miał on 7 kotów, jednak obecnie posiada już tylko 3- dwie kotki i kocura, które uwielbiam. Samiec nosi dosyć intrygujące imię - Sisior ;) Historia będzie o nim właśnie. Dodam jeszcze, że rozmowa toczyła się na dzień po kastracji kocura.

Było to jesienią - wsiadłam do autobusu i spotkałam tam Adama. Siedział on na siedzeniu obok Moherowej Pani. Podeszłam więc do niego, przywitałam się i rozmawiamy. [J]a, [A]dam:
[J]: I jak tam Twój Sisior?
[A]: Aaa smutny taki leży i osowiały. Nic się nawet ruszyć nie chce.
[J]: Ojej, nie dziwię się... ale jakby go ulubiona ciocia pogłaskała, to na pewno, by się ożywił ;)
[A]: Czy ja wiem... nie reaguje nawet na dziewczyny [w sensie kotki], nie chce się z nimi bawić.
[J]: Ale to chyba normalne po kastracji. Przejdzie mu, nic się nie martw!
[A]: No nie wiem... teraz już nic nie będzie takie samo. Dawny Sisior już pewnie nie wróci...
[J]: Ale musiałeś to zrobić - w końcu będziesz miał nad nim kontrolę. Wcześniej to tylko kicie mu były w głowie...

...w tym momencie Moherowa Pani chrząknęła znacząco, zamamrotała coś o Sodomie i Gomorze, że na co jej przyszło na stare lata, że nawet w autobusie ta zdemoralizowana i zepsuta młodzież ;) i ostentacyjnie opuściła miejsce stając przy drzwiach.
Dotarło do nas jak musiała brzmieć nasza rozmowa ;)
Na następnym przystanku Pani wysiadła, a na odchodne zapewniła nas, że będzie się modlić za nas, a my śmialiśmy się jak opętani przez resztę drogi ;)

komunikacja_miejska

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 701 (825)