Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Balzakowa

Zamieszcza historie od: 14 maja 2012 - 7:15
Ostatnio: 23 kwietnia 2024 - 19:00
  • Historii na głównej: 11 z 27
  • Punktów za historie: 5682
  • Komentarzy: 197
  • Punktów za komentarze: 743
 
zarchiwizowany

#54662

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Miał być komentarz pod opowieścią Tainy #54239 ale byłby za długi.
W piątek po pary dniach niepogody, słonko zaświeciło.
I od razu jakby kierowcom na drodze pieprzu w d* nasypał.
Po załatwieniu spraw w innym mieście wracam do domu. Ruch duży, jadę za jakąś ciężarówką z żółtą rejestracją. Ciężarówka się "wlecze" 70-80h, bo przed nią się plącze jakieś stare clio. Między nas wskakuje jakiś nissan. Luka w sznurku pojazdów, ciężarówka próbuje wyprzedzić ... i rezygnuje, bo w tym samym czasie zaczął wyprzedzać ją nissan. Za chwilę ciężarówka ponawia próbę, a mnie wyprzedza audi. Po czym dodaje gazu i na trzeciego wyprzedza ciężarówkę, Z naprzeciwka zbliża się sznur samochodów,audi włącza długie i awaryjne, dodaje gazu, sznurek zjeżdża na bok ciężarówka hamuje - każdy chce żyć. Mija parę kilometrów, nagle cud, droga w obie strony pusta. Ciężarówka wyprzedza clio, ja za nią, po czym ciężarówka zjeżdża na bok robiąc mi drogę. Wyprzedziłam, podziękowałam, wjechałam w zakręt...
Za zakrętem półciężarówka wyprzedza tico a ją na trzeciego tir zajmując cały mój pas drogi. Uratowało mnie płaskie utwardzone pobocze, dzięki bogu nie jechałam też bardzo szybko, to jak złapałam pobocze, dało się opanować.
Rzut oka we wsteczne i widzę jak kierowca ciężarówki za mną się żegna.

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 94 (174)
zarchiwizowany

#54569

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jestem rzeczoznawcą majątkowym - znaczy taki co określa wartość nieruchomości. Dla banku, dla sądu, dla skarbowego.
Jednym z elementów wyceny są oględziny nieruchomości. Czyli jadę z delikwentem w teren i zainteresowany wskazuje to pole, ta chałupa itp. moje.
Oprócz tego bada się co jest w księdze wieczystej, rejestrze gruntów, pobiera się mapy z zaznaczeniem numerów działek i wszystko inne to co jest potrzebne.
Tyle wstępu.
Sytuacja właściwa. Jakiś rok temu wycena nieruchomości spadkowej - lokalu i kilku działek. Wywiad w spółdzielni zrobiony, dane zebrane, a tu nagle z działkami klops. W powiecie awaria serwera i żadnych danych geodezyjnych niet. I to przez trzy dni. Tak więc ściągnęłam tylko mapki poglądowe z internetu.
Zainteresowani mówią, że ze spadkodawcą kontaktu nie utrzymywali, ale mamusia coś pamięta gdzie te działki są.
No to jadziem.
Na miejscu okazuje się, że mamusia pamięta delikatnie mówiąc niewiele i razem z całą rodzinką ślepimy gdzie są na mapie ze zdjęciem lotniczym i granicami działek właściwe numery. Z jedną jest problem. Nagle syn czy zięć puka palcem, o tu jest ten numer. Reszta potwierdza, podjeżdżamy. Mamusia wysiada, przespacerowawszy się po działce potwierdza, że ta.
Spisujemy protokół, wszystko cacy.

Na następny dzień pobieram mapy i okazuje się, że nie. Że właściwa działeczka w dzikich polach, gdzie mi się nawet dojechać nie udało. Poprzestałam na popatrzeniu z ok. 100m.
Ni cholery nie dało się ustalić który nieużytek na tej skarpie to to.
Wyceniłam działkę właściwą, dołączyłam mapy, opisałam.

Wczoraj miałam odwiedziny mamusi. Z jej bratem. I z dużą buzią. Bo naraziłam na straty pieniężne i moralne, wskazując w terenie niewłaściwą działkę.
No cóż szanowni państwo nawet nie zerknęli na operat. Uznali że działka którą wskazali jest ich.
I powiesili na płocie duże, widoczne ogłoszenie o sprzedaży z nr telefonu...

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 121 (219)
zarchiwizowany

#49943

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Opowieść Doosan (#49877) przypomniała mi o piekielności jakiej jak rok długi doświadczają moi rodzice. Od ich frontu posesji znajduje się warsztat samochodowy, kiedyś ojca, teraz rodzice go wynajmują. Działkę mają ok. 25 arów od zaplecza wypieszczony warzywnik, przed domem kwiaty, od frontu niczym nie oddzielony plac utwardzony i warsztat. Części warsztatowej nijak oddzielić się nie da, ale układ egzystuje bez zgrzytów.
No ale gdzie piekielność i co do tego mają psy?
Ano trzeba oddać samochód do naprawy/odebrać, trzeba też Reksa wyprowadzić na spacer. Łączymy jedno z drugim. Reksio się wylata i wykasztani a my zostawimy/odbierzemy samochód. Właściciel warsztatu zazwyczaj orientuje się po fakcie - ma swoją robotę. Zwrócenie uwagi skutkuje niczym a coraz to inni "obywatele" (bo ludzie to chyba nie) wpadają na to genialne usprawnienie.
Rodzice są starsi i schorowani, ze względu na stan zdrowia niewiele chodzą, nigdzie nie wyjeżdżają. Ogród to praktycznie ich jedyna rozrywka i przyjemność.
Ojciec patrząc z rezygnacją na przerośniętego wilczura który z impetem leci na zaplecze tylko stwierdza "znowu idiotów przyniosło".

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (33)
zarchiwizowany

#48552

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Syn ostatnie tygodnie miał wyjątkowo wyczerpujące. Nałożyła się przedłużona sesja na zajęcia z nowego semestru i termin oddania pracy. A tu ciągle ekieś nowe perypetie. Suma sumarum pracę licencjacką pisał pięć dni, a własciwie nocy, bo w dzień zajęcia. Przez telefon mówił, że przemęczony, ma ciągle sucho w ustach, chociaż dużo pije, że oczy mu siadają, że nawet smak mu się zmienił. Po oddaniu pracy był wykończony, chciał tylko spać.
Na następny dzień odwiedził mojego kuzyna, mieszkajacego w pobliżu i on zwrócił uwagę, że syn pije jak wielbłąd i namówił do pójścia do lekarza.
W poniedziałek syn czuł się bardzo źle i zgłośił do lekarza "uczelnianego. Lekarka go zbadała, wysłuchała.
Przepisała krople do oczu i Tantum Verde do ust.
A syn czuje że odjeżdża.
Poprosił kolege o podwózkę do prywatnej przychodni. Po zbadaniu już karetką pojechał do szpitala. Ujawniła się cukrzyca. Cukier 600 przy normie poniżej 130. Silne pragnienie, wzmożone oddawanie moczu, suchość w ustach a następnie na skutek zatrucia organizmu zmiana smaku i zaburzenia widzenia to klasyka objawów cukrzycy.
Naprawdę strach się bać co by było gdyby nie zdrowy rozsądek syna.
Tantum Verde i kropelki.
Bodaj by ci, pani doktor tak samo się przykładając dom wybudowali, samochód naprawili i dzieci wychowali. Od serca życzę.

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 178 (290)
zarchiwizowany

#44954

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Na fali "parówek dla pieska"
W czasach schyłkowej komuny. Moja mama stoi w kolejce. Rzucili ser pleśniowy, który wszyscy lubimy. Pan przed nią (P) nabywa 20 deka.
Mama (M): też poproszę ten ser, tylko dwa razy więcej.
P - odwraca się i mówi : Pani też dla pieska?
M - z kamienna twarzą: Nie dla dzieci.

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 47 (229)
zarchiwizowany

#31654

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mówi się "zbiegło się jak gacie w praniu".
Dzień wczorajszy.
Syn zdaje maturę ustną z polskiego 14:00 - 14:30.
Godzina 13:05 siedzę i klepię robotę na kompie (pracuję w domu). Planowane że syna podrzucę do szkoły, tak żeby był pół godziny wcześniej, droga zajmuje jakieś pięć minut, więc czas jest.
Dzwoni telefon. Sekretarka ze szkoły (S).
S - Witam, dlaczego Pani syn nie zgłosił się na maturę z polskiego?
Ja (J) szok. ... przepraszam, ale mam zapisane, że syn zdaje o godzinie 14:00
S - No przecież nauczyciele chcą już wychodzić, on już miał na sali być !
J - (co u diabła, pomyliliśmy godziny, czy co? No ale kto tu na kłótni wygra? Tak więc uprzejmie i konkretnie) Bardzo przepraszam i bardzo proszę chwilę zaczekać, zaraz syna podwiozę.
S - acha, dobra.
Wyskakuję zza biurka i drę się do syna, coby wskakiwał w garnitur, bo chcą go już. Za pięć minut syn w garniaku, prezentacja w dłoni, odpalamy autko i wyjazd. We wstecznym widzę, że cholera przez ten pośpiech, psy na ulicę wyleciały. No a ulicę akurat zaczęli naprawiać i po trasie kilka (naście?) przewężeń.
Podjeżdżamy pod szkołę, mówię że zaczekam, staję w cieniu i po chwili widzę syncia (Sy)z powrotem.
J - Oblałeś za nieobecność ?
Sy - Nie, ale nie mam planu prezentacji. Mam samą prezentację.
J - A co nauczyciele
Sy - zrobili sobie przerwę do 14:00
J - To o której w końcu zdajesz?
Sy - O 14:00
Ciśnienie mi rośnie.
Wracamy. Dzięki bogu psy zobaczyły samochód i na podwórze. Zagoniłam tałatajstwo do domu. Czekam na syna.
Na podwórko wkracza sąsiad. Staruszek jest drobny, upierdliwy i panicznie boi się psów, do czego w życiu się nie przyzna. Z marszu, ze on w sprawie tych psów, że nie dopuszczalne, że szczekają, że dziś cały dzień na ulicy, ...
Syn wychodzi, więc przepraszam, zrzucam sąsiada na mocarne barki męża i z powrotem pod szkołę.
Z powodu wzrostu ciśnienia zaczyna gwizdać mi w uszach.
Zostawiam syna pod szkołą i wracam wspomóc męża. Poradził sobie sam, ale delikatnie mówiąc "nafukał" mi z nawiązką.
Próbuję się ogarnąć, robię sobie herbatę, wracam do pracy.
Wraca syn.
J - w porządku
Sy - no nie do końca
J .....?
Sy - no nie miałem planu prezentacji, ale nie martw się zdałem, mam tylko dostarczyć go dziś na sekretariat.
Patrzę na zegar. Jest trzecia za piętnaście.
J - no to galopem, bo sekretariat do trzeciej.
Sy - najpierw muszę ten plan znaleźć.
J - (para pod ciśnieniem idzie mi z uszu)
Nie zdążyliśmy, nie dostarczyliśmy.
Sy - co się martwisz w mojej klasie jeszcze dwie osoby zapomniały planu.
No i kto tu piekielny. Syn, szkoła, sąsiad, mąż co od dziesięciu lat zabiera się do zrobienia bramy, czy tak jak twierdzi mąż ja, bo trzymam psy. W każdym razie tego dnia już nic nie byłam w stanie zrobić.

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 0 (38)
zarchiwizowany

#31288

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Opowieść pierwsza.
W zimie rozległy zawał przeniósł na drugą stronę mojego wujka. Została po nim pogrążona w żałobie żona i dorosłe dzieci z pierwszego małżeństwa. Kuzyni pozakładali rodziny, najbliższy mieszka ok. 40km od naszego miasta (co istotne dla sprawy, z różnych powodów raczej do najzdrowszych nie należą). Kontakt z ojcem mieli sporadyczny, rodzice rozstali się gdy byli mali, druga żona nie lubiła gdy przyjeżdżali.
Pogrzeb, złożenie do grobu rodzinnego, masa wiązanek i wieńce. W większości na żywej choinie. Wiadomo choina szybko się sypie. Miesiąc po pogrzebie jeden z kuzynów przy okazji odwiedził grób, uprzątnął wieńce swoje i brata. Pozostałych nie ruszał, w końcu osobą decydującą jest wdowa.
I tu się robi dziwnie. Delikatnie sugerujemy cioci co trzeba by zrobić porządek na grobie, może podjedziemy. Nic. Do sąsiadów idą dziwne teksty, że grobowiec nie jej tylko rodzinny, hańba że zapuszczony (fakt, okładzina z boków odpęka ojciec lepi jak umie)a w ogóle to synowie winni ufundować ojcu porządną tablicę. No cóż opieka wujostwa nad grobowcem, gdy wujek żył, sprowadzała się do postawienia jednej chryzantemy i 2 lampek na wszystkich świętych. Od mycia i napraw byliśmy my ew. drugi wujek. Chm...
Na grobie syf coraz większy a ciocia przestaje odbierać telefony. Znając ją, jak zrobi się porządek to będą pretensje na całą okolicę, ze jak to tak bez jej wiedzy, zgody i błogosławieństwa. No to podstępem. Dzwoni rodzicielka z komórki coby inny numer i mówi że sprzątnąć sprzątniemy my, ale ciocia musi zadecydować co wyrzucić, co zostawić itp. Ciocia (C), Mama (M)
C: ale ja nie mogę bo czekam na kogoś co ma przynieść coś (dosłownie :). Do 17 nie mogę się z domu ruszyć.
M: Teraz jest 14:30, zadzwonię o 17:30 to może wtedy powiesz czy jedziesz i co z wieńcami.
godz. 17:30 M: To co jedziesz.
C: No nie, ja przecież ciężko chora jestem (stendy, ale jak się zapomni to śmiga jak mały samochód na dużych kółkach), zadzwoniłam do Adasia (kuzyn bliżej, imię zmienione, obecnie "onkologicznie zdrowy") żeby on przyjechał i zrobił porządek na grobie.
M kończy rozmowę i dzwoni do Adasia (A).
M: Nie przyjeżdżaj, poradzimy sami.
A: Ciociu ja nawet samochodu nie mam, autobus mam do waszego miasta dopiero jutro, a i to drogą okrężną przez S. (+50km). Ja mam dość, ja jestem człowiek spokojny ale z ciocią już nie daję rady. Bez przerwy do mnie wydzwania z różnymi żądaniami.
I wisienka na torcie.
Ciocia najszybciej jak można założyła sprawę spadkową. Żąda w niej całego majątku po mężu, łącznie z tym co otrzymał w darowiźnie od babci i w spadku po dziadku. No bo on praktycznie nic nie zarabiał i ja go utrzymywałam :) Ot. nieutulona wdowa.
P.S. Ciocia przez ten krótki czas od śmierci wujka zdążyła zdziałała całkiem sporo akcji zasługujących na piekielnych, zarówno w stosunku do rodziny jak i sąsiadów.

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 0 (28)