Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Balzakowa

Zamieszcza historie od: 14 maja 2012 - 7:15
Ostatnio: 23 kwietnia 2024 - 19:00
  • Historii na głównej: 11 z 27
  • Punktów za historie: 5682
  • Komentarzy: 197
  • Punktów za komentarze: 743
 

#68144

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Po przeczytaniu http://piekielni.pl/68133, przypomniała mi się jedna z gorszych chwil mojego życia.

Sytuacja sprzed kilkunastu lat. Żuk z butlami z gazem, za Żukiem ja, za mną ogonek samochodów. Żuk wlecze się 45-50, wyprzedzić się nie da, bo z naprzeciwka samochody jadą. W końcu luka, więc kierunkowskaz, rzut oka w lusterko - z tyłu czysto, rozpoczynam manewr wyprzedzania, dalej czysto.

W chwili kiedy jestem już w połowie na wysokości Żuka, kątem oka widzę jak ze "ślepego pola" mojego malucha wyskakuje Lanos i pełnym gazem wyprzedza na trzeciego.
Lekko zwolniłam, ale już na tyle byłam w przodzie, że jedyną rozsądną opcją było kontynuować manewr. Włos na karku lekko mi się zjeżył, staram się wypośrodkować między Lanosem a Żukiem.
W tym momencie z naprzeciwka wyjechał zza zakrętu samochód. Samochód był na tyle daleko, żeby manewr wyprzedzania dokończyć. Ale kretyn w Lanosie spanikował i ostro zahamował.
Skutek wiadomy. Na tej prędkości samochodem zarzuciło, grzmotnął we mnie, odbił, zakręcił bączka i wylądował na dachu w polu za rowem.

Zjechałam na pobocze, za mną Żuk i ze dwa samochody. Wyskoczyłam i lecę. Patrzę na dymiącą kupę złomu, z nóg mi się galareta robi, przez głowę przelatuje myśl "Matko Boska - zimny trup".
Przez okno wypada ręka, ja klap na tyłek, wtedy słyszę jęk, z samochodu wygrzebuje się mój "zimny trup", którym okazuje się baaardzo młody kierowca.
Wstaje, otrzepuje się i mówi:
- K*rwa mać, co za ch*j, tym maluchem jechał?!

Kierowca z samochodu za mną widział całą sytuację, Lanos rozpoczął manewr kiedy ja już wyjechałam. Nie wiem czego się spodziewał, że wtrandzielę się komuś przed samą maskę, żeby mu zjechać z drogi?
Od tamtej pory posiadam zdecydowanie ograniczone zaufanie do uczestników ruchu drogowego :)

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 351 (395)

#67053

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czytam http://piekielni.pl/67030 i mi się przypomina...

Gmina ma obowiązek pobrania opłaty adiacenckiej z tytułu uzbrojenia terenu.
Miałam nieszczęście wyceniać wzrost wartości z tytułu uzbrojenia w drogę asfaltową, wod-kan. Końcowe wyniki zaokrągliłam do pełnych setek.

Właściciel wycenianej nieruchomości, dość dobrze ustawiony psychiatra, kończył właśnie na niej budowę super hiper nowoczesnej lecznicy, z full wypasioną częścią mieszkalną i 4m murem. Na oko, wartość jakieś półtora miliona złotych.

W odwołaniu zarzucił mi, delikatnie mówiąc, niekompetencję oraz celowe działanie na jego szkodę. Między innymi zarzucił że celowo zaokrąglając, naraziłam go na stratę 10 zł, bo bez zaokrąglenia różnica byłaby mniejsza.

Opłata wynosiła 25% wzrosty wartości.
Czyli ten istotny uszczerbek na majątku wynosił... 2,5 zł.

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 209 (321)

#63376

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na Allegro kupiłam ksylitol 12kg. Bardzo zależało mi na tym żeby to był produkt wysokiej jakości, fiński.

Sprzedawca oferował swój produkt tak:
"Pochodzi bezpośrednio z fabryki w Finlandii. Jest przepakowywany z 25 kg worków, dzięki czemu nie ma w nim grudek, w przeciwieństwie do ksylitolu pochodzącego z 1 tonowych toreb. Jest to w 100% cukier produkowany z drewna brzozy, w przeciwieństwie do oferowanego w różnych źródłach cukru "brzozowego" będącego ksylitolem z chińskiej kukurydzy"
No to kupuję. Paczka sobie do mnie nieśpiesznie przytuptała wczoraj o 18.

Dzisiaj otwieram paczkę, a tam jako PRODUCENT, Hagen sp. z o.o.

Dla niewtajemniczonych - jedynym, powtarzam jedynym, producentem ksylitolu z brzozy, jest fińska firma Danisco. Z uwagi na technologię produkcji jest to produkt drogi, 1kg kosztuje co najmniej 30zł.
Natomiast jest też ksylitol produkowany w Chinach przez wielu producentów, dużo taniej - z kukurydzy. Ma tą wadę, że posiada silnie zanieczyszczenia, jest alergenny, niektóre partie posiadają też przymieszki metali ciężkich.

Fiński cukier nawet jeśli jest przepakowywany to jako producent nadal figuruje Danisco.

Wniosek - wlulano mi chińską podróbkę, twierdząc że jest oryginałem.

Pal sześć jeśli kupi to napakowany kulturysta. Ale taki cukier kupują też bardzo często, tak jak ja, rodzice dla swoich dzieci diabetyków.

Bezmyślność czy zwykłe sk*rwysyństwo?

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 652 (768)

#62698

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Po sąsiedzku, jakieś 100m od nas funkcjonuje przytulisko dla "braci mniejszych" na zasadzie wolontariatu.
W środku miasta, trochę uciążliwe, trochę na wariackich papierach, ale najważniejsze, że w ogóle jest, bo żeby gmina ten problem rozwiązała szans (czytaj woli sprawczej), brak.

Przytulisko nie ma bieżącej wody, ogrzewania. Było zaplanowane na 25 psiaków. Od chwili powstania, psów jest zawsze powyżej 40. W czasie lokalnej powodzi był moment, że około 70-ciu.
Trzeba zaznaczyć, że psy są tam zadbane, pod opieką wetów i intensywnie socjalizowane.
Cud miód orzeszki.

W czym piekielność? Nie w tym, że jazgot psi powoduje wieczne skargi kilku osób - to jest piekielnostka.
Piekielne jest to, że większość nowych pensjonariuszy jest zwyczajnie przerzucana przez płot. Prosto w stadko, wprawdzie tych najbardziej socjalizowanych, ale zawsze obcych psów. Rano taka bida zazwyczaj w najgłębszej dziurze siedzi, trochę poobijana i potarmoszona.
Niektóre psiaki są przywiązywane do płotu. Jeden "pan" (cudzysłów i mała litera jak najbardziej na miejscu) niechcianego psa zwyczajnie na płocie powiesił. I tak sobie wisiał, koniuszkami pazurów dotykając ziemi i powolutku się dusząc. Psa odratowano, ale ma uszkodzony mózg i z tego względu między innymi padaczkę.
Kotów przytuliskowych jest mniej, z oczywistych względów nie są razem z psami, rozdysponowano je po kilka-kilkanaście po domach wolontariuszy. Więcej upchnąć się nie da, dlatego niestety przytulisko odmawia przyjęcia.
No i tu dochodzimy do sedna.

Ktoś pozbył się problemu w postaci trójki małych kociąt w sposób w jaki zwykle trafiają do przytuliska psy.
Przerzucił je przez siatkę. Prosto w stado dorosłych psów.
Rano wolontariusze pozbierali strzępki.

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 726 (794)
zarchiwizowany

#61427

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia http://piekielni.pl/61397 obudziła pewne wspomnienie z końca lat 90.
Końcówka spowiedzi świętej, proszę o odpuszczenie grzechów i słyszę:
Ksiądz (K) - Mężatka, tak?
Ja - Tak
K - I troje dzieci tak?
Ja - Tak (Co jest? Powtórka?)
I tu pada strzał
K - A dla czego tylko troje?
Zatchnęło mnie. W pierwszej chwili chciałam rąbnąć - a ile według kościoła jest wystarczająco? Ugryzłam się w język. Po momencie mówię szczerze, że zwyczajnie nas nie stać.

I wtedy pada tekst tysiąclecia:
K - przed wojną to i dziesięcioro, boso i na polepie się chowało

Po dłuższej chwili powiedziałam tylko cicho, "Myślę, że czasy trochę się zmieniły"
Wcześniej miałam przy spowiedziach też mało sympatyczne teksty "namawiajace" do większej dzietności, ale ten księżulo uświadomił mi że księża żyją chyba na księżycu :)

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 0 (36)

#60265

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziś spotkałam kolejnego znajomego który "przeniósł" firmę do Anglii. I naszło mnie na refleksje..

W 1993r gdy rozpoczynałam działalność gospodarczą płaciłam niewielka składkę ZUS. Otrzymywałam też z ZUS świadczenie na dwoje dzieci i nie pracującego wówczas męża. Świadczenie było nieco wyższe od opłacanej składki. Płaciłam też 7% podatek ryczałtowy, bez wypełniania PIT, wpisując dochody w książkę. Zatem państwo ma ze mnie jakieś 5-6%.

W 2008r ZUS ok. 1000zł, na 3 dzieci żadnego świadczenia, płacę podatek 19% oraz VAT 23% - nie z racji dochodów, lecz dlatego że ustawodawca wpisał go na listę obowiązkowego podatku VAT. Dwie książki, comiesięcznie Pit 5 i VAT 7. Za spóźnienie (lub jak urzędnik zgubi twój druk) kara 300zł. Podatku VAT od benzyny nie można odpisać (osobówka), mam więc oszałamiająco wysoki odpis za papier i materiały biurowe. Państwo zabiera mi 50% wypracowanych pieniędzy.

Na szczęście w 2010 zrobiło się luźniej, minimalny ale zawsze, odpis na dzieci oraz co najważniejsze, zapis o VAT gdzieś się "zawieruszył". Inaczej pewnie i ja musiałabym wyjechać do Anglii. Teoretycznie lub faktycznie.

Skomentuj (80) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 539 (639)

#60070

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia #60040 przypomniała mi moją sprzed pół roku.
Godz. 16:30 telefon z sądu rejonowego odległego o ok. 50km:
- Pani biegła, ja dzwonię w sprawie xxx, czy byłaby możliwość przyjazdu jutro na rozprawę o godz. 11:15?
- Trochę mi to koliduje.
- Ale to ważne, chodzi o złożenie opinii uzupełniającej, Pani sędzia prosiła o obecność.
- Jeśli tak to będę (cholera, o co chodzi? Biegłego na rozprawę wzywa się wcześniej, a opinii uzupełniającej nie powinno składać się z "kapelusza", bez przygotowania. Z drugiej strony, zawalić coś każdemu się zdarzy, a dobra współpraca to podstawa) Co ma być przedmiotem opinii uzupełniającej?
- A tego nie wiem. Ale Pani sędzia prosi żeby na pewno być.

No cóż, przypomnienie sprawy, przygotowanie "w ciemno" o co mogę być pytana, jakie zarzuty. Wycena główna dotyczyła wartości drewna stwierdzonego na posesji - o co u diabła może chodzić w uzupełniającej? Prawie trzy godziny w plecy.

Na następny dzień wyjeżdżam sporo wcześniej i dobrze bo znaczna część trasy w robotach drogowych, korki, ruch wahadłowy. Dojeżdżam lekko spóźniona ale jest poślizg w rozprawach, więc ok.
Na korytarzu siedzą strony postępowania i leśnik który wyceniał wycięte drzewa. Rozmawiam z leśnikiem, czas płynie... ok. 12:00 wchodzimy na salę.

Wstępne zapisy następnie przepytanie biegłych, trochę nieformalnie, z ławy. Sędzia pyta skąd rozbieżność w wycenionej wartości.
Lekkie zaskoczenie, bo w zleceniu jednoznacznie kazano mi wycenić drewno na posesji, podczas gdy leśnik cenił na podstawie pni po drzewach. Pni było 13, drewno było z 10drzew co oświadczył "przestępca" i świadkowie, zgadzało się też ilościowo. W tej sytuacji różnica jest oczywista.
Składam jednozdaniowe oświadczenie "zgodnie ze zleceniem Wysokiego Sądu wyceną objęto drewno stwierdzone i obmierzone na posesji" sąd mi dziękuje, ja składam rachunek i wychodzę z sali. Droga powrotna znów dwie godziny. Generalnie dzień rozpieprzony, no ale zapłacą.

No jednak niekoniecznie.
Przyznane wynagrodzenie obejmowało obecność na rozprawie (rozpoczęta 1 godzina - 25 zł) Ponieważ opinia była jednozdaniowa sąd uznał, że nie musiałam się do niej przygotowywać. Zgodnie z nowym postanowieniem prezesa SR stawka za dojazd wynosi 0,50zł/km a czas dojazdu nie wchodzi w zakres wynagrodzenia.
Łatwo wyliczyć otrzymałam 25zł za 8 godzin i dopłaciłam do samochodu.

Żeby być na rozprawie przełożyłam uzgodnione oględziny nieruchomości. Klientowi się odwidziało, straciłam 800zł.

Biegłych brakuje.... zgadnijcie czemu?

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 540 (624)
zarchiwizowany

#59317

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Polskie radio, program 1.
Podobno instytucja ciesząca się dużym zaufaniem społecznym.
Wczoraj wieczorem przez ok. pół godziny robiła rodakom wodę z mózgu.

Najpierw reportaż: Pani spod Wrocławia, podzieliła ponad hektarową działkę, pierwotnie rolę, na kilkanaście czy dwadzieścia kilka działek budowlanych. Podzielono cacy i zgodnie z planem. Zgodnie tym planem dojazd do działeczek powstałych po podziale zapewniał ciąg pieszo-jezdny szerokości 8m, droga wewnętrzna. To na początek.

Zanim omówię ciąg dalszy muszę dać parę słów wyjaśnienia, które w reportażu i audycji było omijane rakiem.

Z ustawy o drogach wynika, że:
- droga musi mieć co najmniej 12m szerokości
- droga publiczna stanowi własność Gminy, Powiatu, Województwa, Państwa. Podkreślam - własność.
- droga wewnętrzna jest drogą prywatną i Gminie itd. nic do niej (może sobie właściciel czy właściciele szlaban postawić).

Z ustawy o planowaniu przestrzennym wynika, że plan jest aktem prawa miejscowego, naruszając go łamiesz prawo. To plan określa jaka droga jest prywatna a jaka publiczna.

Z ustawy o gospodarce nieruchomościami wynika, że podział musi zapewnić dojazd do działek wydzielonych. Podział musi być zgodny z planem (jak go nie ma to z decyzją o warunkach zabudowy). Jeżeli jest to droga wewnętrzna to decyzja o podziale ustala warunki dojazdu - przy zbywaniu działek wydzielanych ustala się służebność lub zbywa działkę wraz z udziałem w drodze.
Przejąć, lub wywłaszczyć - za odszkodowaniem - można tylko grunt pod drogę publiczną

Gmina ma obowiązek, kosztowny zresztą, uzbrojenia terenów pod zabudowę przy drogach gminnych, w wodę, kanalizację sanitarną i dojazd utwardzony.
Przy drodze wewnętrznej odbywa się to kosztem właścicieli.
Gmina może zakupić drogę wewnętrzną, ale potrzeba na to uchwały Rady Gminy. Odbywa się to w formie aktu notarialnego. Bywa też, że właściciele drogi wewnętrznej chcą ją darować Gminie. Jest to dla nich korzystne bo wtedy nie ponoszą pełnych kosztów uzbrojenia lecz co najwyżej opłatę adiacencką z tytułu uzbrojenia, znacznie niższą.

Długo i nudno, ale musiałam tą podstawową wiedzę Wam przedstawić.

Z reportażu dalej. Z niewiadomych przyczyn (może były wójt kupił tam działkę?), Gmina postanowiła być dobrym wujkiem i za friko pociągnęła prywatną drogą kanalizację. A potem wójt wydał decyzję o przejęciu drogi (bez zmiany planu i uchwały Rady Gminy). Wpisano to do ksiąg wieczystych.

Obecnie Pani kategorycznie domaga się odszkodowania za przejętą drogę, krzyczy że ją pokrzywdzono przeprowadzając kanalizację. Obecny wójt odszkodowania płacić nie chce (choć tak naprawdę nie może) i proponuje zwrot działki.

Jeśli przeczytaliście jakie przepisy obowiązują, to sytuacja jest jasna. Decyzja o przejęciu została wydana z rażącym naruszeniem prawa i jako taka jest nieskuteczna.
Ponieważ zaszły tu już zmiany własności (wpis w KW) to o nieskuteczności musi orzec sąd. I tyle. Droga będzie dalej szanownej pani. Na upartego Gmina mogłaby żądać zwrotu nakładów na kanalizację :)

W dyskusji po reportażu wypowiadali się - pani mecenas, przedstawiciel ministerstwa infrastruktury, poseł - czyli osoby które na prawie się teoretycznie znają i to prawo w Polsce stanowią.
Wszyscy, podkreślam wszyscy jak jeden mąż twierdzili, że Pani należy się ODSZKODOWANIE za przejętą DROGĘ GMINNĄ.

Wybory idą. W dupie mamy prawo, popierajmy warcholstwo w ramach "troski o obywatela"

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 81 (213)
zarchiwizowany

#57799

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tak sobie czytam http://piekielni.pl/57761#
Czasem nawet służba zdrowia zakłada, że pojechali a potrzeby nie było.
Wujek źle się poczuł. Od paru dni mu serducho dokuczało, ale to zima i zebrać się mu ciężko do lekarza było. Poczuł się na tyle źle, że ciocia wezwała karetkę. Zanim przyjechali, wziął nitroglicerynę (na nitro już przeszło tydzień jechał).
- Jak się pan czuje?
- No teraz już trochę lepiej, ale nadal kiepsko.
- A da pan radę do karetki podejść?
(200m, a wujo 110kg wagi)
- Jeśli muszę...
- To się Pan zbieraj!
Wujcio podszedł, wsiadł i pojechał na siedząco, piechotką poszedł na izbę przyjęć, dostał kartę na EKG i piechotą na to EKG szedł z sanitariuszem, mimo, że czuł się coraz gorzej i prosił o zawiezienie.
Nikomu się nie chciało wielkiego chłopa targać, a skoro nie darł japy, to widać tak źle się nie czuł

W windzie upadł i się nie podniósł.
W domu miał zawał, w windzie drugi, masywny, którego nie przeżył.
8 lutego będzie 2 lata od jego śmierci.

P.s. odnośnie komentarzy
Wujek zawału dostał przed wezwaniem karetki, natomiast źle się czuł przez cały tydzień, ale brał nitro i było lepiej. I tak, lekarz mu zalecił brać nitro jak serce będzie dokuczać.
Nie, nie sądził że ma stan przedzawałowy.
Oraz najważniejsze - tak są odpowiednie procedury i z podejrzeniem zawału powinien być transportowany na leżąco, ale ludzie są tylko ludźmi i czasami te procedury dla własnej wygody łamią.
O ile rozumiem, ze ciężko byłoby manewrować noszami przy wyjściu z domu, to już dalej można byłoby tych noszy użyć. A wujek był z tych dzielnych harcerzy, co to zawsze dadzą radę. No tym razem nie dał.

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 312 (400)
zarchiwizowany

#54972

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ktoś natarczywie dobija mi się do domu.
Za drzwiami sąsiad, gość ma coś koło 90-tki, sięga mi do ucha, ale fizycznie tak się trzyma, że pożyczyć każdemu.
Stoi i patrzy.
Więc ja (J) zaczynam: Dzień dobry.
Sąsiad (S) A taa, no dobry, dobry.
(S) A bo krety nawaliły takie wielkie kopce, ide i widze, no wielkie takie.
(J)...?
(S) No mówię Pani, o ja pokażę...
i ciągnie mnie... na mój ogród.
Zdębiałam. Faktycznie rano przybyło od południa domu parę sążnistych kopców, którymi się jeszcze niż nie zajął.
(J) YYY.. no tak, rano krety poryły.
(S) No właśnie. I takie wielkie te kopce.
(J) ...? No wielkie. Ale o co Panu chodzi?
(S) A bo mnie by się przydały.
(J) Co?
(S) No te kopce. Ziemia z nich znaczy się.
Myślę sobie, nie będę się ze staruszkiem użerać i cyrku robić.
(J) Acha. Jak Panu potrzeba to proszę.
I wziął. Nawet torbę na kółkach miał ze sobą.

I teraz mam materiał na przemyślenia:
Skąd u diabła, sąsiad do którego mam 50m, wie i się interesuje moimi krecimi kopcami?
Chyba zacznę zamykać bramę.

P.S. Mojego ogrodu w żaden sposób nie widać z ulicy.

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 7 (33)