Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Dreadlak

Zamieszcza historie od: 4 kwietnia 2012 - 12:39
Ostatnio: 20 listopada 2018 - 1:50
  • Historii na głównej: 13 z 18
  • Punktów za historie: 3375
  • Komentarzy: 49
  • Punktów za komentarze: 198
 

#69988

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia, która niespodziewanie ciągnie się do dziś.

Oprócz przeprowadzki na studia mieszkałem ciągle w jednym i tym samym domu, pod jednym niezmiennym adresem. Tam jestem zameldowany od urodzenia do dnia dzisiejszego.

Początek komedii miał miejsce jak miałem około 14 lat. Wtedy to miałem z rodzicami wyjechać za granicę, ale do tego był potrzebny paszport. W urzędzie miasta poinformowano mojego tatę, że na liście meldunkowej nie ma mnie "w domu". Jestem zameldowany na oddalonym 3 kilometry dalej osiedlu, gdzie nawet nikt z rodziny nigdy nie mieszkał. Nazwisko właścicieli mieszkania też nie przejawia podobieństw.

Cóż, wniosek o zmianę meldunku, czy coś podobnego. Kilka dni i załatwione, po miesiącu paszport wydany. Dla pewności jeszcze wzięliśmy dokument na potwierdzenie zameldowania. Tu powinien być koniec.

Od tamtego czasu minęło prawie 10 lat.
Miesiąc temu odbywało się głosowanie miejskie. Zostałem poproszony przez znajomą o oddanie głosu na jej projekt. Poszedłem odwiedzić komisję, podaję dowód i niespodzianka: zameldowani rodzice i siostra. Mnie brak. Przewodnicząca zaczęła dzwonić, po 10 minutach w końcu dostała odpowiedź: Meldunek na osiedlu, blok X mieszkania Y. Zastanawia mnie JAKIM SPOSOBEM, skoro 2/3 miesiące temu podczas wyborów prezydenckich/parlamentarnych etc. mogłem oddać głos w swojej komisji, jako zameldowany w domu rodzinnym.

Procedura znowu ta sama, bo już nie śmieszy mnie ten bałagan zupełnie. Ale... 2 tygodnie temu w urzędzie miasta musiałem podbić pieczęcią UM umowę darowizny. Nikogo nie zaskoczę - znowu niepoprawny adres meldunku.

I ja nie wiem co ja mam już zrobić, skoro wszelkie skargi, wnioski, zażalenia nie działają. Ktoś może ma pomysł?

urząd miasta

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 436 (482)

#69699

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czytałem przed chwilą na portalu historię z pogrzebu #69485

Ostatnio pożegnałem dziadka.
Dziadek miał 5 braci. Po latach tak się ułożyło że został tylko z jednym z nich. Reszta pomarła w ciągu ostatnich lat, wszyscy jako starsi panowie. Został tylko mój dziadek (85l.) i jego 3 lata młodszy brat. Byli najbardziej ze sobą zżyci z całego rodzeństwa. Mieszkali ciągle w jednej wsi, odwiedzali się, utrzymywali bardzo dobry kontakt.
Z tym, że mój dziadek był ciągle "na chodzie", a wujek na wózku, bez nogi, schorowany.


Do rzeczy...

W kapliczce na cmentarzu miała odbyć się msza. Weszła jedna z córek wujka. Wwiozła go do środka, ustawiła przy drzwiach, zahaczyła jednego z obecnych i mówi: "jak już będzie po, to go wywieziecie, dobra?". I wyszła.
W ten sposób wujek był jedyną osobą, która nie mogła się pożegnać ze zmarłym. Trumnę zamknięto, wyniesiono. Odprowadziliśmy dziadka. Wiadomo jak to jest - kwiaty, modlitwy i na koniec każdy rzuca trochę ziemi.
Nie każdy. Wujka - najbliższą zmarłemu osobę - "zaparkowali"
kilka metrów od grobu, tak, że nawet nie widział czy trumna jest jeszcze nad ziemią. Dopiero kiedy krzyknąłem na tę kobietę i rozsunąłem ludzi podjechali do miejsca pochówku.

Niestety na krótko, wujek chcąc nie chcąc opuścił nas jako jeden z pierwszych, bo się dziewczynie spieszyło.

Na pogrzebie żadnego z pozostałych braci tak nie płakał, żaden nie był mu tak bliski, a nie pozwolono mu się należycie pożegnać i okazać szacunek zmarłemu.
Ja tego nie rozumiem.

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 258 (410)

#67553

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Do napisania tej historii zainspirował Andrzej1990.

Od kilku lat zajmuję się rekonstrukcją historyczną. Razem z ekipą 30 osób zajmujemy się odtwórstwem średniowiecza. Jako, że jesteśmy znani całemu miastu i też województwu zostajemy często zapraszani przez władze miejskie, firmowe itd., więc nasza działalność to nie tylko nasze inscenizacje, turnieje, ale też pokazy (głównie charytatywne tj. szkoły, ale też płatne np. festyny).

Zabawa jest przednia, ale niestety... ludzie. Na typowych imprezach tematycznych siedzimy raczej w gronie swoich ludzi, bądź z innych grup, w każdym razie wszyscy zaznajomieni z tematem. "Cywile" zwykle nie podchodzą, nie oglądają, tylko czekają na turniej, lub bitwę, jeśli jest. Na pokazach zaś ludzie mają z nami więcej kontaktu, mają prawo oglądać uzbrojenie, ubrać się w zbroję i powalczyć.
Przychodzą różni:

1) Na każdy pokaz bierzemy ze sobą dużo broni, gdyż jest to najchętniej oglądana atrakcja. Niestety ale jest to droga sprawa, więc nie możemy pozwalać ludziom na zbyt dużo. Jeżeli pozwalamy na walkę, to tylko na zasadzie takiej, że widz krzyżuje miecz z jednym z Moich. Niestety zdarzyło się nie raz, że ktoś kto na pytanie "a mogę ze szwagrem się spróbować?" usłyszał odmowę brał broń za plecami... To się nie kończy dobrze.

2) Walka z mojej strony wygląda tak, że pozwalam odwiedzającemu atakować, a ja tylko się bronię. W takich pokazówkach zwykle nie jest potrzebna pełna zbroja. Każdy przed walką jest pouczany że nie wolno zadawać sztychów/pchnięć (są one zakazane w walkach rycerskich). Niestety znajdują się ludzie, którzy wiedzą lepiej, że tak można i widzieli na filmie, że to fajne.

3) Dzieci 'bezstresowe', bo nie wiem jak inaczej je nazwać...
Pozwoliłem chłopakowi, na oko 10 lat ze mną poćwiczyć, po kilku minutach skończyliśmy, bo był ewidentnie narwany. ("patrz mama, rozwalę go") Atakował nie tylko mieczem, ale próbował kopać, a wiadomo, nie ma to być pełen kontakt, żeby nie zrobić krzywdy, tylko szermierka. Sygnał 'koniec', młody się odwraca i idzie do rodziców. Idę za nim, żeby zabrać miecz, na co młody tnie na odlew za siebie, 10 cm od mojej głowy z krzykiem "nie łaź za mną!". Reakcja rodziców? "Widzisz ile ma siły? Rośnie nam chłopak". Ręce opadły. Inne na przykład nie czekają na swoją kolej tylko łapią byle którą broń i dołączają się jako drugi atakujący bez pozwolenia czy poinformowania.

4) Jeśli pokaz jest na większym terenie, na dworze, to wydzielamy jakiś obszar na tor łuczniczy. Jest wśród nas kilku łuczników, więc jeśli któryś z nich jest obecny, to można dać ludziom postrzelać. Zwykle tor obsługujemy na zmianę kolega i ja. Przed strzelaniem informujemy co i jak, jaka postawa, jak ręce ułożyć, jest to ważne. Niestety połowa ignoruje nas w połowie przerywając pouczenie. Potem krzyk, że ręka boli bo cięciwa uderzyła (a to boli i często puchnie). Mistrzem ostatnich pokazów był facet "aaa to tak jak w kałachu działa! ja całe życie z kałachem - a do czego tak pan tym kałachem strzelał? - Do zwierząt! I do Białorusinów, heh, bo ja ze wschodu jestem"

5) Pokaz dla miasta, mała inscenizacja z użyciem hakownic. Kolega kilka razy testował proch, żeby w najważniejszym momencie nie zawiódł. Jeden z odwiedzających podszedł z prośbą "Jak to jeszcze raz pier%olnie, to ja tu wrócę i ci pier%olnę, kumasz? Nie będziesz mi ch%ju dziecka budził".

6) Ponad rok temu odbywała się inscenizacja z udziałem około 60 zbrojnych. Widzowie odgrodzeni taśmą ostrzegawczą. Pierwszą częścią widowiska była walka 3x3 (nie pamiętam, ale kłótnia dwóch Panów, po czym dla rozwiązania sporu miały walczyć ich wojska, coś w tym stylu). Po walce każdy się rozbiegł, został tylko dowódca i mówił coś do mikrofonu. Pijany mężczyzna wbiegł na teren, podniósł leżącą po walce broń i zaatakował... Po tym uciekł. Wrócił po kilku minutach idąc razem z szykiem 20 zbrojnych, zagadując ich "najeb%my ich, nie?" itd. Wszedł do pełnej walki. Setka ludzi patrzy, a my nie możemy go dotknąć, bo jesteśmy poniekąd "w pracy".

No i na koniec tej, już za długiej, opowieści: Ludzie się dziwią, dlaczego nie dostaną do ręki broni, będąc po piwku. "Nie pier%ol, daj".

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 349 (411)
zarchiwizowany

#35505

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z około trzech miesięcy temu.

Moi rodzice pojechali do odległej rodzinki w odwiedziny i oto co uzastali:

Kuzynka mamy jest samotnie wychowująca dwójkę dzieci. Ma syna, który kończy 18 lat i córkę 16 letnią. On z wyglądu zwykły chłopak, niczym się nie wyróżnia, ona - "buntowniczka" co to nawet dzień dobry nie powie, bo nie i już.
Ciotka opowiedziała historię, która miała miejsce kilka dni przed odwiedzinami: otóż synek został zatrzymany przez policję do kontroli. Za kierownicą samochodu. Samochodu mamy. Po dwóch piwach.
Mało piekielne można powiedzieć, każdy coś głupiego zrobił...

Otóż kobieta codziennie dojeżdża do pracy kilkanaście kilometrów samochodem. Autobusów nie ma, bo mieszka na takim wygwizdowiu, że do sąsiada ma 2km. Ledwo łączy koniec z końcem, bo pensja jedna, niewysoka, a żołądki do wykarmienia trzy. Po swoim wyskoku synek załatwił mamie : mandat karny, odcholowanie samochodu ( co się łączy z jazdą do miasteczka na komendę, dni w pracy zawalone bo nie ma jak dojechać) opłata parkingowa na miejscu + koszty taksówek, bo jak wspomnialem autobusów niet. Policjanci kontrolujący (jeden z nich to jakiś tam znajomy) potem przyznali, że orientują się co do jej sytuacji, a skoro w rodzinie faceta nie ma, to może skradzione autko - więc skontrolowali (w sumie brawo dla nich)

Łącznie kobieta się pożegnała z 3/4 pensji + nerwy. A ponoć młody jeszcze pytał mamę czy mu na osiemnastkę prawo jazdy sprezentuje...

wschodnia Polska

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 98 (138)
zarchiwizowany

#30811

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dziś niedziela, to jak co tydzień marsz odbyłem do kościoła.

Długo będzie, uprzedzam

na miejscu zawsze jest jakaś rozrywka co by się oderwać od kazania i chęci zaśnięcia w pewnych momentach.
Zbliżał się koniec liturgii gdy weszła do kościółka starsza moherowa babcinka. Znana jest bo zawsze robi to samo.
Wchodzi, rozgląda się i upatruje ofiarę.Nie przyszła na mszę, ani się pomodlić. Nie ważne, że nabożeństwo na które przybyła (nawet nie wiem co to bo tyle tego się zbiera że nie sposób spamiętać co akurat będzie leciało) będzie o 16:30
Faktem godnym do zaznaczenia jest, że było około 15:40.

Tak więc moher wbija się do kościoła, łazi bez celu w końcu podeszła do ławki zapełnionej miejscami i staje najbliżej jak można i przypatruje się chłopakowi około lat 16. Po 2 minutach była już tak blisko że młody ustąpił miejsca.
To nie pierwszy raz gdy wpycha się na miejsce już zajęte.

Sytuacja druga, z dawna temu:
upatrzyła sobie ławkę, w której usiądzie (oczywiście pora przybycia to zawsze min. 50 min. coby dobrze usiąść)
i zajęła pozycję bojową.
Nagle! jest ! swoje miejsce opuściło 3 letnie dziecko.
2 sekundy i babcia była na miejscu. I tu problem: gdyby była ona drzewem to byłaby pod ochroną ze względu na obwód metr nad ziemią - inaczej: jest gruba. Najpierw zepchnęła człowieczka z drugiej strony ławki, drugi zaś sam się ewakuował kiedy widział co się szykuje...

#3
Niestety, z moim udziałem.
Siedzę sobie grzecznie, ona już stoi, a nadchodzi czas rozdania komunii. Było po świętach, to po spowiedzi byłem - poszedłem w kolejkę - BŁĄD - wróciłem, ale ja wraz z drugą osobą straciliśmy miejsca na rzecz jej i torebki + parasol

Rodzicielka moja poszła po tym do księdza po mszy, by coś zrobił. Odpowiedź : "Nic nie można zrobić, bo co, zabronić wejścia do kościoła?"

mam nadzieję tylko, że moja mama taka nigdy nie będzie...

mohery w kościele

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 7 (45)
zarchiwizowany

#30808

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nie wiem, może to tylko ja mam/słyszę takie historie, ale księża ostatnio mnie zaskakują.

Historia kuzyna (mieszka na wsi, co ważne, gdzie każdy zna każdego na wylot):

poszli z partnerką do księdza, bo po cywilnym ślubie są to też ten kościelny by chcieli mieć. I tu sytuacja jak każda: "co łaska" do zapłaty. Kuzyn podał 300 pln [P]roboszczowi, a w odpowiedzi taka sytuacja:

[P] Ile? 1500! (słownie tysiąc pięćset!) się tu u nas daje!
[K] ale jak my nie mamy! Tylko ja w domu pracuję i mało mamy pieniędzy!
[P] Ale twoja matka wynajmuje pokoje to na pewno ma!...

No mi ręce opadły jak to usłyszałem...

Z tego co wiem to ślub zaplanowany jest w miasteczku około 20 km od ich domu wiec nie będą cierpieć z powodu dojazdu.Na szczęście.

księża

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 80 (138)
zarchiwizowany

#28620

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moja mama wyjeżdża do Niemiec na prace sezonową -sprzedaż truskawek. Zna język obcy w stopniu bardzo dobrym co sprawiło że 5 lat temu dostała tę pracę już można powiedzieć "na stałe".
tyle na wstępie

Przez te kilka miesięcy przepracowane zdarzyło się kilka piekielnych osób o czym napiszę:

1. pani "ja nie zauważyłam"
[M]amuśka sprzedaje a tu podchodzi [p]aniusia około lat 50:

[P]Ja tu kupiłam zepsute owoce! Pani mi wymieni!
[M]Nie ma mowy, widziała pani co kupiła, a poza tym tu jest koszyczek "do wymiany". jeśli widzi pani zgniłe owoce (co jest niemożliwe przy 1-dniowych truskawkach - starsze szły do magazynu na dżemy) bierze pani dobrą truskawkę a starą wyrzuca
[P] pani oszukuje! ja chce nowe - i tu łapie za nowy koszyczek

dopiero zwrócenie uwagi przechodniów pomogło odegnać kobietę. Ile trzeba mieć nierówności pod sufitem żeby za 1 owoc żądać nowego opakowania

Klient nr.2 "targujmy się"
[K]Dobry! Ile za koszyk (około 2 kilo)
[M]12 Euro
[K]Dam 11!
[M]Nie, 12 albo wcale.
[K]No pani spuści!
[M]Ja tu tylko pracuje, nie ustalam cen więc proszę mi czasu nie zajmować takimi głupotami!

po około 20 minutach takiego przegadywania sobie klient wymyślił że da 11,50 Euro.
poprosił o ten koszyk mama spakowała a klient zapłacił....
banknotem 50 Euro!
doprowadzić do szewskiej pasji moją mamę trudno- ale koleś po prostu uciekał z widoku aż mu drobne wylatywały.

Niemcy jak to Niemcy - bogato, dużo ,ale sknery jakich rzadko

zagranica

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 8 (42)
zarchiwizowany

#28617

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mieszkam w 50 tysięcznym mieście na Pomorzu,
każdy każdego zna ,ale nie o tym chce pisać

Otóż moja siostrzyczka brała kilkanaście miesięcy temu ślub.
Ślubu udzielał znajomy rodzinie ksiądz- bardzo w porządku człowiek - ale sprawy papierkowe to już z Proboszczem

W ten sam dzień miała uroczystość jeszcze jedna para.
Gdy w czwórkę osób udali się do biura parafialnego wywiązał się taki oto dialog :
[KP]Ks. Proboszcz [M] - panna młoda [P] pan młody ,[S] Siotra

[KP]: Na pewno chcecie dać jakieś ofiary przed ślubem...
[M], [S] ; no taak.... (na pewno, każdy chce dać ot tak swoje pieniądze)

w tym momencie moja siostra podała kopertę , a druga panna młoda przesunęła po stole kilka "stówek"
[KP] rozłożył banknoty i zobaczył że jest to 300 złotych.
[S] zauważyła że oni dają tyle samo to głupio jej nie będzie że za mało, aż nagle

[KP]: Tylko tyle?!
[P]: Nie mamy więcej...
[KP]: jak to nie ? minimum 500 się daje!
[M]:ale na prawdę nie mamy tyle pieniędzy!

w tym momencie moja siostra stwierdziła że się spieszy i wyszła z -teraz już- szwagrem.Z późniejszych rozmów wyszło, że rodzice tamtej pary musieli dowieźć 200 złotych, bo proboszcz im odwoła termin w kościele na 3 tygodnie przed ślubem...

swoją drogą ksiądz za pogrzeby i inne "uroczystości" pobiera około 2 razy więcej niż pozostałe parafie w mieście.

księża

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 117 (167)