Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

DuzaMi

Zamieszcza historie od: 17 czerwca 2014 - 14:56
Ostatnio: 9 lipca 2015 - 2:24
  • Historii na głównej: 19 z 22
  • Punktów za historie: 12625
  • Komentarzy: 96
  • Punktów za komentarze: 770
 

#63259

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielnej sąsiadki ciąg dalszy - nazwijmy ją Pani Leosia (PL), bo przy jej kreatywności zanosi się na sagę.

Oprócz żarówki na klatce, przeszkadza jej nasz pies, a raczej to jak go "zaniedbujemy".
PL też ma psa, wychodzi z nim sto razy dziennie na obchód po osiedlu. Zaś nasz schroniskowy czworonóg, niestety z racji trybu naszej pracy, konsekwentnie, krok po kroku, został nauczony wychodzić 3 razy dziennie po minimum pół godziny. Taka nauka bardzo się przydała, szczególnie teraz jak niedługo pojawi się dziecko. Pies w ten sposób funkcjonuje od ponad 6 lat, a jakby miał potrzebę pomiędzy wyznaczonymi porami, to potrafi to zakomunikować.
Jak wspomniałam na początku, Pani Leosi nie podoba się jak zaniedbujemy naszą psinę, już dwa razy zrobiła mi nalot i groziła TOZem, bo to nienormalne, żeby pies wychodził tylko trzy razy dziennie.

Ostatnio jednak przegięła. Leżę sobie spokojnie i słyszę delikatne pukanie i nawoływanie mojego psa. Ten się oczywiście wkurzył i zaczął szczekać. Patrzę przez judasza, a tam Pani Leosia - puka delikatnie i nawołuje. No to otwarłam drzwi, a ta zdziwiona, że jestem w domu przez chwilę języka w gębie zapomniała. Więc pytam:
- O co chodzi?
- BO PIES SZCZEKA, WYJŚĆ PEWNIE CHCE.
- Raczej reaguje na pani pukanie.
- JEGO WYPROWADZIĆ TRZEBA!
- Raczej proponuję dać nam spokój i więcej nie pukać.
- JA WAS OBSERWUJĘ, ANIMALSÓW WEZWĘ!
- Na zdrowie.

I zamknęłam drzwi. "Animalsi" nie dotarli.

sąsiadka

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 518 (622)

#63215

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam upierdliwą, piekielną, wścibską i jak się okazuje wyjątkowo głupią sąsiadkę.
Mieszkałam w wielu miejscach, blokach, domku, akademikach, ale nigdy nie miałam tylu dziwnych "sąsiedzkich nalotów". Wczorajszy mnie po prostu rozwalił mentalnie.

Mój TŻ stawia auto pod domem, w zasadzie pod naszymi oknami. Mimo, że osiedle samo w sobie spokojne, to niestety w bliskim sąsiedztwie z początkiem dzielnicy, gdzie strach się zapuszczać. Być może na okoliczność tego sąsiedztwa już kilkakrotnie próbowano nam okraść/ukraść auto, choć nie jest to model rzucający się w oczy i wart nie wiadomo ile. Sytuacji sprzyjał fakt, że ktoś regularnie kradł żarówkę oświetlającą wejście do budynku, a mój TŻ regularnie ten brak uzupełniał, żeby auto z okna było lepiej widać (założyliśmy w oknie kamerkę). Ale żarówka utrzymywała się dzień lub dwa i ginęła w tajemniczych okolicznościach.

Tajemniczych do wczoraj, bo sąsiadka ustaliła, że to my jesteśmy winni uzupełniania klosza przed blokiem i tym samym przyznała, że to ona jest winna ciągłego opróżniania jego zawartości. Powód? "ZA DUŻO TO TO, ZŻERA PRĄDU, A ONA PŁACIĆ ZA TO NIE BĘDZIE". A że nasze auto już kilka razy próbowano okraść/ukraść? "PANI SIĘ NIE PRZEJMUJE, TE BEZROBOTNE Z ULICY OBOK TEŻ Z CZEGOŚ ŻYĆ MUSZĄ". Zwątpiłam.

sąsiadka

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 707 (795)

#63150

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój Partner pożyczył swojej byłej dość sporą kwotę pieniędzy, jak jeszcze byli razem. Kwotę miała oddać możliwie szybko, ale mimo upomnień ciągle z tym zwlekała - a to samochód musiała kupić, a to za mąż wychodziła - generalnie nie oddała przez kilka lat nawet złotówki. Partner był cierpliwy (jak dla mnie za bardzo), ale konsekwentnie upominał się o swoje wyznaczając kolejne terminy spłaty, jednak nic nie dawało, więc wystosował do niej oficjalne wezwanie do spłaty długu, podparte korespondencją, z której wynika, że pożyczyła od niego te pieniądze, że wyrażała wolę spłaty i do niej nie dochodziło.

Na odzew nie trzeba było długo czekać - wczoraj dostał od niej wiadomość o treści: "jak możesz ode mnie żądać w ten sposób oddania pieniędzy? Sam mi je POŻYCZYŁEŚ, więc dlaczego mam Ci je oddawać?"...
Hmmm ciekawa logika - pożyczka z własnej woli to podarunek?

...

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 592 (684)

#63079

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Za studenckich czasów dorabiałam sobie w nieistniejącym już fast foodzie w pasażu galerii handlowej. Pracowałam tam wraz z dwiema koleżankami, z którymi w rezultacie się zwolniłyśmy w tym samym czasie, co poskutkowało tym, że doprowadziłyśmy do zamknięcia tego miejsca, no ale nic się z niczego nie bierze. Głównym problemem była szefowa i dziwna polityka firmy.
Praca oczywiście na umowę zlecenie, z tym, że na dany miesiąc była ona zawiązywana na końcu tego miesiąca i po tym czasie była dopiero ustalana stawka za jaką pracujemy. Czyli w praktyce wyglądało to tak, że np. dopiero 30 stycznia dostawałam umowę na styczeń i musiałam udowadniać na negocjacjach z szefową, że zasługuję na lepszą stawkę. Zwykle negocjacje wyglądały tak:

Szefowa: Dlaczego uważasz, że zasługujesz na 7zł/h?
Ja: Bo dobrze wypełniałam swoje obowiązki, nie spóźniałam się, pilnowałam czystości jak należy i sprzedałam najwięcej zestawów.
Sz: Taaaak? A raz na twojej zmianie nie dopilnowałaś, żeby dziadek kleptoman nie ukradł znów kubków na kawę! Widzisz, nie jesteś taka kryształowa, w tym miesiącu dostaniesz 6zł/h...

No właśnie kradzieże... Na galerii grasował wspomniany dziadek kleptoman, podchodził do stolików i zabierał hurtowe ilości serwetek, papierowe kubki na kawę, którymi był przyozdobiony bar (na polecenie szefowej), a cały łup lądował w jego plecaczku, który chyba miał pojemność Bagażu z Koloru magii Pratchetta. Mimo wszystko szefowa kazała pilnować, żeby dziadek kleptoman nie podbierał nam wspomnianych fantów, a jak już przyłapała nas na nieuwadze (mimo próśb i gróźb, dziadek udawał, że nas nie słyszy), to zabierała nam napiwki, żeby pokryć koszt skradzionych kubków i serwetek. W efekcie dziadka kleptomana wypraszała ochrona, ale jako, że nasz punkt był przy drzwiach, to zawsze coś nam podebrał.

Szefowa lubiła między nami mieszać, nie podobało jej się, że jako 3 z 5 zatrudnionych dziewczyn, się znamy i w jakiś sposób przyjaźnimy, co gorsza dogadujemy się z pozostałymi pracownicami. Traktowała ten układ jako front przeciwko niej i co rusz próbowała siać zamęt. Zawsze jak była w pracy, to ściągała jedną dziewczynę na zaplecze i próbowała zagadywać odnośnie którejś nieobecnej pracownicy. Kiedy ta była oporna, to wymyślała coś, że niby tamta nagadywała i nie była taka niechętna do rozmowy na jej temat. Kilka razy udało jej się zamieszać, ale szybko zaczęłyśmy brać poprawkę na szefową i nie przejmowałyśmy się jej gadką.

Nie potrafiła docenić żadnego dodatkowego zaangażowania. Jak raz nas zalało, to zaalarmowana w środku nocy przez ochronę koleżanka (szefowa wyłączyła telefon), ściągnęła mnie i pojechałyśmy ratować sytuację. Mimo tego, że wysprzątałyśmy podłogi i dużo towaru uratowałyśmy, to ani premii (a była taka możliwość), ani wyższej stawki w tym miesiącu nie dostałyśmy - w końcu ona zawsze znalazła powód żeby jej nie dać. Co więcej, nasze zaangażowanie było potraktowane jako powód by nam stawki do 5,50 zł/h nie obniżyć.

Szefowa miała swoją zastępczynię, która pracowała tak samo jak my, z tą różnicą, że miała umowę o pracę. Nie lubiła ona nowych pracownic z zasady, nie chciała szkolić i spadało to na naszą trójkę. W momencie jak ja pod koniec studiów podjęłam pracę w przyszłym zawodzie, druga koleżanka znalazła pracę w zdecydowanie lepiej płatnym miejscu, trzecia stwierdziła, że nie będzie się męczyć bez nas - w końcu też znalazła lepszą pracę, powiadomiłyśmy szefową, że od przyszłego tygodnia już nie będziemy pracować. Ta kazała nam składać wypowiedzenie z 2 tygyodniowym okresem wypowiedzenia, wtedy już miałyśmy odwagę ją wyśmiać, bo nic takiego na Umowie Zlecenie nie obowiązuje.
Pod groźbą nasłania PIPu zażądałyśmy umów, wystawiłyśmy rachunki i tyle po nas.

Szefowa szukała potem pracownic na gwałt, do każdej z nas dzwoniła z SUPER OFERTĄ pracy u niej za 10zł/h bylebyśmy ją wspomogły na okoliczność dawnej dobrej współpracy. Żadna z nas nie skorzystała, zastępczyni szefowej była podobno tak sfrustrowana dodatkowymi godzinami, które musiała wyrabiać, że wyżywała się na szkolonym narybku i była tak nieprzyjemna, że żadna z dziewczyn nie wytrzymywała dni próbnych i albo rezygnowały, albo nie przychodziły po jednym dniu. Tym sposobem biznes po 2 miesiącach się rozleciał, a wystarczyłoby minimalnie dbać o zgrany zespół.

praca

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 657 (759)

#63126

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Bareja, jak Lenin wiecznie żywy...

Czekam od miesiąca na pismo z sądu o uprawomocnieniu ważnego dla mnie wyroku sądowego - rozprawa odbyła się 30 września 2014 o 11.20. Wczoraj przyszła Pani z InPosta z przesyłką sądową, ja uradowana, że do wreszcie upragnione uprawomocnienie, a tu niespodzianka - przyszło wezwanie do osobistego wstawiennictwa - identyczne do tego jakie dostałam w sierpniu, mówiące, że mam się stawić na rozprawę jako strona i wziąć ze sobą stosowne dokumenty w dniu 30 września 2014 o 11.20.
Ma ktoś pożyczyć wehikuł czasu?

...

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 469 (535)

#63017

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiaj nawiedzili mnie w domu ciekawi Panowie, podający się za pracowników gazowni, chcieli porozmawiać z właścicielem na temat rachunków i nowego sposobu rozliczania zużytego gazu.

Na moją uwagę, że mają nieczytelne identyfikatory i brak na nich loga PGNiG, stwierdzili, że są ze spółki dostarczającej gaz PGNiG.
Na moje pytanie jakiej, odpowiedzieli, że z GAZ SYSTEMU i tu się chłopcy wkopali, bo mam wiele gadżetów z tej firmy, w tym kubek, który akurat dzierżyłam w dłoni, a logo nijak nie przypominało tego jakie ma ta firma (co ważniejsze absolutnie się ona nie zajmuje rachunkami klientów indywidualnych). Pokazałam Panom i zapytałam, czy zmiatają z osiedla sami, czy mam wzywać policję na okoliczność podejrzenia próby oszustwa.
Panowie spieprzali, że struś pędziwiatr by ich nie dogonił.

dom

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 506 (566)

#62868

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Głupota instytucji państwowych bywa powalająca. Bardzo Pijący Syn znajomej moich rodziców, został przez nią eksmitowany, na okoliczność niejednokrotnego podniesienia na nią ręki, co przez odpowiedniego lekarza w obdukcjach zostało zanotowane, a i policja miała przyjemność interweniować.

Niestety podczas oczekiwania na uprawomocnienie wyroku i podjęciu stosownych kroków, aby z domu się go ostatecznie pozbyć, miał on u niej jeszcze dach nad głową. Korzystając z tej okazji, nie mając możliwości dobrania się do jej pieniędzy, postanowił on wszystko co cenniejsze z jej domu wynieść i spieniężyć, choć bardziej pasuje tu słowo "upłynnić", a co znalazł w lodówce to przejeść. Ta mając już dość tego, przestała do domu kupować jedzenie - jadła u znajomej, kradzież zgłosiła na policję i tak święcie przekonana, że menda w końcu sobie będzie musiał pójść, we względnym spokoju czekała na wyrok. Menda okazał jednak "przebiegły".

Naskarżył na mamę do MOPSu, że mamusia dostająca ok 4000zł emerytury, nie chce go utrzymywać! Jego - biednego 45-cio letniego chłopczyka! I co najlepsze, MOPS pokiwał główką nad jego marnym losem i udał się w osobie pracownicy socjalnej do mamusi z reprymendą, że żałuje synkowi wiktu i opierunku. Tego znajoma rodziców nie zdzierżyła i w kilku żołnierskich słowach wyprosiła Panią z MOPSu, która domagała się odcinka z emerytury i wyjaśnień w sprawie synka. Brak mi słów.

patologia społeczna

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 828 (890)

#62600

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ja już nie wiem, czy świat oszalał, czy to ja mam problem z pojmowaniem tego co jest teraz normalne.

Mam w rodzinie sporo dzieci, nie utrzymujemy może jakiś bliższych relacji (wyjątkiem jest moja siostrzenica), ale to co widzę i słyszę na spotkaniach rodzinnych woła o pomstę do nieba.

1. Moje dziecko jest geniuszem.

Jedna z kuzynek ma syna, który właśnie podjął naukę w pierwszej klasie. Wcześniej chodził do przedszkola z "rozszerzoną matematyką". Niektórzy rodzice dzieciaków z tej grupy, nie wyłączając kuzynki dostali zbiorowego pier*olca. Co ważne dla wątku, niektóre dzieci poza przedszkolem chodziły wspólnie na kung-fu i tak od tej matematyki zaczęło tam dochodzić do kuriozów. Kuzynka uczyła młodego matematyki więcej niż trzeba. Dajmy na to w przedszkolu przerabiali matematykę 1 - ona już była w posiadaniu drugiej i trzeciej części i robiła z młodym kilka rozdziałów na przód. Jak był u dziadków, to kazała dziadkom też przerabiać z nim matematykę. A co ma do tego kung-fu? Otóż pozostali rodzice robili podobnie i jak któreś miało lepszą "ocenę", umiało więcej, któreś z rodziców było o rozdział za daleko ze swoim geniuszem, to pozostali zabraniali im ze sobą na kung-fu ćwiczyć, a w przedszkolu się bawić. Zapytałam kiedyś kuzynkę, przy jej mamie, czy to dziecko ma czas być dzieckiem? Bo oprócz matematyki, to chodzi na angielski, arabski i chiński. Odpowiedź zwaliła mnie z nóg - są takie czasy, że nie ma czasu na dziecinadę... Ahaaa....

2. Dziecięce priorytety.

Drugi wątek dotyczy mojej siostrzenicy. Dzieciak ma prawie 12 lat. Fajna dziewczynka, uzdolniona plastycznie, matematyki nie lubi, ciężko jej idzie nauka tego przedmiotu. Stara się odrabiać zadania prawidłowo, rodzice opłacają jej korepetycje, no ale w szkole bywa różnie raz dostanie 4, raz 3. I tu pojawia się piekielność - dzieciaki się z niej nabijają, wytykają palcami, bo "jak one wykonają 10 zadań, to głupia X jest dopiero na drugim", przez to nie jest zapraszana na wspólne wyjścia do kina. Ja nie wiem, czy ja zwariowałam, czy świat? Bo z tego co pamiętam, nikt nigdy w mojej klasie się z nikogo nie nabijał, że z czegoś jest w nauce słabszy, były inne kryteria dobierania znajomych.

Sama jak wszystko dobrze pójdzie, to niedługo zostanę mamą i przyznam szczerze, że jestem przerażona wyścigiem szczurów w jaki przez dorosłych, wciągane są dzieci. Dzięki Bogu sama miałam dzieciństwo, skakałam w gumę, na skakance, łowiłam w stawie kijanki... Przynajmniej mam barwniejsze wspomnienia niż książka z matematyki.

szkoła

Skomentuj (59) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 566 (666)
zarchiwizowany

#62716

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Myślałam, że chamstwo wobec ciężarnych to mit, że historie na ten temat mogą być przesadzone, ale przyszła kryska na matyska ;)

Z racji tego, że moja ciąża jest zagrożona staram się nie wychodzić z domu, ale dzisiaj sytuacja wymogła na mnie ruszenie swoich czterech liter i udanie się do okolicznego spożywczaka po wodę i jakiś owoc.

Wiem, że Pani ze spożywczego nie musi wiedzieć, że ostatnie kilka dni spędziłam w szpitalu i mam kategoryczny zakaz schylania się, poza tym brzuch mam już tak wielki, że nie widzę własnych stóp i ledwo się toczę.
Weszłam do sklepu, akurat pracownica narzekała na pana "pomagiera", że jej nie pomógł w układaniu towaru, że czegoś tam nie chciał przesunąć, że chamstwo się szerzy i jak można być tak bezdusznym. Generalnie z opisu wyglądało na to, że pani harowała, a pan "pomagier" stał i się patrzył.
Ja w między czasie wybrałam co chciałam, pani kierowniczka niechętnie mnie obsłużyła, pracownica stała obok mnie i wciąż narzekała. Jak przyszło mi płacić, to podczas wyciągania pieniędzy z kieszeni, wypadły mi klucze. Poprosiłam pracownicę, czy mogłaby mi pomóc, bo nie dam rady podnieść, ta zmierzyła mnie wzrokiem i prychnęła " zrobiłaś se bachora to podnoś"... No cóż, nie tylko chamstwo, ale i hipokryzja się szerzy, widać, że w przypadku "pana pomagiera", to pierwsze jest bardzo zaraźliwe

sklepy

Skomentuj (67) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 222 (420)

#62498

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z drugiej ręki, opowiedziana przez znajomą nauczycielkę, zamieszczona za jej zgodą.

Koleżanka [K] pracuje od kilku lat w szkole, zajmuje się nauczaniem początkowym. W zeszłym roku przyszła do niej pewna Pani i zadała jej klika pytań:

- Jakie książki będą wymagane przez [K] za 6 lat?
[K] odpowiedziała, że nie wie, czy jeszcze tu będzie pracować.

- Czy koleżanka ma już plan zajęć za następne 6 lat?
Odpowiedź jak wyżej.

- Jakie będą planowane wycieczki i zabawy dla dzieci za te 6 lat?
[K] już nieco zniecierpliwiona odpowiedziała, ze plany wykonuje z roku na rok, są zatwierdzane, bądź odrzucane przez dyrekcję i ona naprawdę nie wie, co będzie robić za 6 lat, czy w ogóle jeszcze będzie na tym świecie, czy szkoły nie zamkną (chciała uzmysłowić kobiecie absurd zadawanych pytań).

W końcu [K] zapytała ową Panią [P], czy pani planuje może do tej placówki zapisać swoją pociechę?
[P]- A i owszem.
[K]- A w jakim wieku jest pociecha?
Odpowiedź zwaliła [K] z nóg.
[P]- Ale ja jeszcze w ciąży nie jestem, ALE BĘDĘ! I chcę się porozglądać!

Odpowiedzialne podejście do tematu, czy może już przedpieluszkowe zapalenie mózgu?

szkoła

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 743 (819)