Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Grejfrutowa

Zamieszcza historie od: 19 stycznia 2015 - 16:35
Ostatnio: 18 lutego 2020 - 21:12
  • Historii na głównej: 21 z 23
  • Punktów za historie: 4546
  • Komentarzy: 960
  • Punktów za komentarze: 9435
 

#77503

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Boguswojciech, powiem Ci jak to rozwiązano na jednym z osiedli w moim mieście.

Sytuacja ciut podobna. Grodzone osiedle zarówno z lokalami mieszkalnymi jak i usługowymi. W godzinach pracy różnych instytucji (powiedzmy 8-18) szlaban na osiedle był zawsze podniesiony, by klienci z zewnątrz mieli jak dojechać do banku, sklepu etc.

Nie podobało się to jednemu panu. W końcu kupił, płacąc pewnie krocie, mieszkanie na osiedlu grodzonym 24/7 a nie tylko w nocy i w weekendy. No i rację miał. Więc pan zaczął pisać petycje, walczyć, chodzić itd.

No i wychodził nakaz zamykania szlabanu. To z kolei nie spodobało się instytucjom i usługodawcom, przecież nie po to najmowali lub kupowali lokal, by teraz do nich klient (zwłaszcza ten zmotoryzowany) nie dotarł. No i też mieli rację. Nastał pat. Chwilowy.

Jedna z instytucji zatrudniła panią emerytkę, która siedzi sobie gdzieś schowana, ale ma widok na szlaban. Dali jej pilot od niego i praca pani polega na nieustannym ciśnięciu guzika, tak by szlaban się nigdy nie zamykał :)

Nie wiem, co z tym fantem zrobi pan, bo to dość świeża historia.

Osiedle

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 194 (240)

#77277

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W nawiązaniu do historii rekonstruktora.

Wsadziliście popsuty sprzęt w kufer, nakleiliście kartkę "sprzęt popsuty", zostawiliście to "na widoku" i myśleliście, że sprawa załatwiona, bo przecież każdy przeczyta informację i nie ruszy. A tu zdziwienie, bo jakiś Janusz się pokusił. Czasami niestety trzeba myśleć za innych.

Pracuję w miejscu, w którym odwiedzający zdobywają wiedzę w sposób interaktywny. Wielu rzeczy mogą dotknąć, pokręcić nimi, pomacać, popchnąć itd. Wiadomo, że od natłoku takiego dotyku sprzęty czasami psują się. I w przeciwieństwie do kufra, nie możemy ich ot tak, wynieść i postawić poza zasięgiem wzroku Januszy (rzeczy są przykręcone do podłogi, ściany lub sufitu; ważą kilkadziesiąt kg). Wtedy na takim popsutym urządzeniu kładziemy kartkę z informacją o jego wadzie. Oczoyebna, duża kartka z czytelnym komunikatem.

Co robią ludzie? Ze zrozumieniem kiwają głowami i odchodzą do kolejnego sprzętu? Większość tak, ale inni podchodzą, nic nie robią sobie z kartki i szarpią. Bywa, że w ogóle nie przeczytają napisu, tylko od razu przystępują do obsługi popsutego urządzenia. Są też takie ananasy, które biorą kartkę w dłoń, widzimy że czytają i... np. upuszczają kartkę na podłogę lub przekładają na inny obiekt i dawaj - szarpiemy, kręcimy czy co tam przyjdzie do głowy. Jeśli da radę, to kartkę o usterce przyklejamy do sprzętu. Czy to pomaga? A gdzie tam. Jeden z drugim i tak odklei, byle się dobrać do urządzenia.

Wtedy naszym obowiązkiem jest podejść i uspokoić takiego delikwenta, czasami delikatnie odsunąć jego dłonie od sprzętu. Ja zazwyczaj pytam: czy nie widzi pan/pani, co tutaj jest napisane? Częste odpowiedzi: a no widziałem, ale nie wyglądało na popsute; a tak, widzę, ale myślałem, że to tak przykleiliście tylko.

No jasne, bo nie mamy co robić w pracy, tylko ot tak sobie naklejać informacje o usterkach na sprawne urządzenia. Zatem, drogi rekonstruktorze, czasami musicie być o jedną myśl do przodu przed Januszem.

interaktywne muzeum

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 151 (179)

#76894

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W komentarzu do historii o paskudnym zachowaniu młodzieży w autobusie ktoś napisał, ze dał minus, bo historia wydaje się być wymyślona. I zastanawiam się, w co nie uwierzył komentujący. W to, ze młodzież przeklina, kiedy wokół pełno ludzi? W to, ze się tak wyraża o własnych rodzicach czy w to, że młodzież w ogóle używa komunikacji miejskiej?

Jeździłam kiedyś do pracy i razem ze mną jeździła młodzież licealna. Odzywki w stylu: Kowalska mi pii.zdę wczoraj postawiła; yebany Nowak kartkówkę, uj jeden, zapowiedział; padały w autobusie bardzo często.

Kiedyś jednej starszej pani chyba doszczętnie zwiędły uszy i zagadnęła do dwóch dziewczyn cichym "przepraszam", nie było reakcji, więc jednej z nich pani delikatnie położyła dłoń na przedramieniu i zapytała, czy mogłyby operować innym językiem. Reakcja dziewczyny: bardzo brutalne strząśnięcie dłoni starszej pani i odpowiedź: spyerdalay stara pedofilko. Co, młode laski zachciało ci się macać? Całość zakończona obleśnym rechotem.

komunikacja_miejska

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 235 (275)

#76472

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna historia o tym, jak się ludziom kilku kroków podejść nie chce. Kolega robi remonty, a jak remonty to czasami demolka. W przypadku demolki kolega zamawia wory na gruz. Taki właśnie wór zamówił przed świętami. Kiedy 23 grudnia przerywał pracę na czas świąt, worek (ok. 1m3), ustawiony przy klatce, wypełniony był plus/minus w połowie gruzem.

Wczoraj, 27 grudnia, kolega wrócił "na robotę" i okazało się, że musi zamówić nowy worek, gdyż sąsiedzi w obawie, że za szybko stracą świąteczne kalorie, postanowili zaoszczędzić sobie spacerów do śmietnika i zapełnili wór na gruz zwykłymi śmieciami.

Sąsiedzi

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 188 (212)

#76465

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pan jedzie, jak Bóg przykazał, prawym pasem. Po chwili zjeżdża na lewy pas, chwilkę jedzie pod prąd i parkuje połową pojazdu na chodniku, połową na jezdni, tuż pod znakiem zakazu. Wysiada.

Ja: przepraszam pana, czy mógłby pan przestawić auto?
Pan: Słucham?!?
Ja: Słyszał pan, proszę przestawić samochód, stoi pan na zakazie.
Pan: Zakaz mnie nie dotyczy, przecież widzi pani, że znak nie stoi przodem do mojego auta (koleś wbił się pod znak jadąc pod prąd, więc jak znak miałby stać przodem do niego, nie wiem).

Z miną pt. o ja yebie mówię: Oho, za taką znajomość przepisów należy się panu mandat jak nic. Raz jeszcze proszę o przestawienie auta. Ma pan wielki pusty parking 30 kroków dalej.

Pan: Niczego nie będę przestawiać! Ja tu wynajmuję powierzchnię biurową! Pani żyje z moich pieniędzy! (pracuję w zupełnie innej instytucji niż ten człowiek, tyle że w tym samym budynku).

Ja: Jak pan uważa, po mandacie pan przestawi. Wyciągnęłam telefon.

Pan cofnął się do auta i z wściekłością zwrócił się do mnie: Co za kurfy ludzie! Ja pyerdolę, poyebani wszyscy. I nie wstyd, kurfa, pani?? Tak po świętach Bożego Narodzenia się zachowywać?

Nie ma to jak z bluzgami na ustach powoływać się na świąteczną atmosferę. I nie, nie wstyd mi.

parkowanie

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 295 (323)

#75659

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O (nie)odwoływaniu wizyt u lekarzy specjalistów/zabiegów.

Wczoraj na angielskim rozmawialiśmy o medycynie i to przypomniało mi, że latem moja matka mówiła, że jakoś tak na wrzesień ma termin gastroskopii. Mamy zaraz koniec października, a ona jakoś nie podzieliła się ze mną wrażeniami po badaniu ani wynikami. Po zajęciach zadzwoniłam do niej.

- Cześć, byłaś u tego lekarza, co mi wspominałaś, że miałaś skierowanie, bo jakoś nic nie mówisz o wynikach?
- Nie, nie byłam - zero skruchy i zdziwienie, że w ogóle jakaś taka pierdoła mi się przypomniała.
- A poinformowałaś o swojej nieobecności?
- Nie, a po co? Przecież oni na pewno znaleźli kogoś na moje miejsce.
- No jak to po co? Jak znaleźli? Przecież nawet jak na koniec dnia już się zorientowali, że nie przyszłaś to nikogo już nie dali na twoje miejsce, bo do gastro trzeba się przygotować i nie mogli wziąć nikogo z marszu - tu uniosłam głos.
- A to ja nie wiedziałam.
- Czego nie wiedziałaś? To nie jakaś wiedza tajemna tylko podstawy kultury i obycia!
- Dziecko, ale co ty krzyczysz na mnie, przecież nic takiego się nie stało.
- Jak to nic się nie stało? Zablokowałaś komuś miejsce! Komuś kto mógł skorzystać, a przez twoją głupotę i niefrasobliwość nie skorzystał. Mogłaś ich poinformować przynajmniej dwa dni wcześniej!

A matka na to: nikomu niczego nie zablokowałam, bo każdy ma swoją datę i godzinę i na nią przychodzi, to jak mogłam zablokować?

Po tym zdaniu poleciały przekleństwa z mojej strony. Wstydzę się, że moja mama ma taki sposób myślenia. Nie rozumie, że ona nie jest jedyną osobą, która nie przychodzi, nie informuje i uważa, że nic się nie stało. A z tego (oczywiście nie tylko) w skali roku robią się kolejki.

A jeszcze na koniec: nie poszła, bo już ją nie boli żołądek, więc po co? To mówi kobieta, która dwa lata temu "wyszła" z nowotworu i która na swoje zdrowie powinna chuchać i dmuchać.

niefrasobliwi ludzie

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 258 (326)

#74419

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o Chorwacji i Bukareszcie przypomniała mi anegdotę o pewnym kraju i jego stolicy. Koleżanka pracuje w pewnej instytucji, w której była pracownica narobiła dużo tzw. wałków i zniknęła, a raczej wyjechała do męża do Afryki. Dziś jest poszukiwana przez różnych ludzi, których oszukała. Koleżanka często odbiera takie telefony:

- Czy pracuje tu Pani Anna M.? (nazwisko wybitnie sugerujące, ze pani poszła za mąż nie za Polaka).
- Pracowała, ale wyjechała do męża.
- Ooo (z nadzieją w glosie), a można wiedzieć dokąd?
- Można, do Burkina Faso.
- (zazwyczaj chwila ciszy i upewnienie się, ze się dobrze usłyszało) Gdzie???
- Do Wagadugu.
- Kuźwa, to są poważne rzeczy, a Pani sobie jaja robi!

Ale kto by tam znał jakieś kraje w Afryce.

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 246 (286)

#74237

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Byłam dziś zwiedzać pewien obiekt historyczny. Pani przewodnik oprowadzała grupę ok. 30 osób. Wśród nich było małżeństwo z ok. dwuipółletnim dzieckiem. Mniej więcej po półgodzinie chłopiec zaczął się nudzić. Nie dziwota, biegać nie wolno, dotykać nie wolno, zabawek nie ma itd.

Mały zaczął jęczeć, wiercić się, stękać, chciał na ręce do mamy, nie chciał być na rękach u mamy, chciał stać, a minutę później jednak nie chciał. Chciał pić, ale jednak nie chciał. Ręce taty mniej więcej po minucie okazywały tak samo niekomfortowe jak ręce mamy.

Na gesty przykładania palca do ust (tak go uspokajali rodzice), no doprawdy nie wiem dlaczego, nie reagował, podobnie jak na głośne "ciiii" uskuteczniane z częstotliwością 30 sekund. Po kilku minutach zaczął jęczeć coraz głośniej, kłaść się na podłogę, płakać i marudzić. I tak przez kolejne DWIE godziny. Płaczem zagłuszał przewodniczkę, uprzykrzał zwiedzanie gościom.

Dziecko, wiadomo, dziecko, ale rodziców uważam za głupków bez pomyślunku. Z takim maluchem nie chodzi się do nudnych dla nich miejsc. Może myśleli, że mały będzie cicho, że wytrzyma. Kiedy okazało się, że nie, to według mnie powinni sru, dziecko pod pachę i wyjść z obiektu. Jednak ja nie mam dzieci, mogę się nie znać. Może rodzicielstwo zwalnia z bycia kulturalnym.

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 250 (292)
zarchiwizowany

#73788

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Obrona doktoratu. Kandydat na doktora już „zainstalowany” w sali. Członkowie rady wydziału powoli się schodzą, podobnie jak inne osoby, które chcą być świadkami wydarzenia (obrona jest publiczna). Ja też idę. Po drodze mijam otwarty pokój pewnego profesora. Siedzi przed komputerem i nie wygląda na takiego, co zbierałby się do wyjścia. Zagaduję więc: a pan nie idzie na obronę? Nieee, mają już kworum, nie chce mi się kapci na buty zmieniać (pan z tych, co więcej czasu spędzają na uczelni niż w domu, więc komfort pracy musi być należyty).

Ktoś prezentuje dorobek kilku lat pracy, przeżywa jeden z ważniejszych momentów w dotychczasowej karierze, a panu naukowcowi nie chce się kapci na buty zmienić, by być tego świadkiem. Jasne, nie ma przymusu, ale obok przywilejów wynikających z bycia profesorem, ma się też pewne obowiązki. Udział w radzie (obrona to posiedzenie rady) jest jednym z nich. Choć jak widać – nie dla wszystkich. Ponadto warto, kiedy już się trafi do tego hermetycznego świata, szanować nie tylko swoją pracę. Jeden głos w późniejszym głosowaniu czasami może przesądzić o być albo nie być kandydata.

uczelnia

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -14 (34)

#73162

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Byłam dziś w dżungli. Wielu z Was kiedyś też już na pewno w takiej było. Ta dżungla nazywa się „przychodnia specjalistyczna”.

Wizytę miałam na 16.30 (tak mi zapisano na karteczce), przyszłam 15.50. Bynajmniej nie z nadgorliwości. Ot, załatwiłam na mieście, co miałam załatwić i nie chciało mi się dalej taśtać w upale. Okej, wchodzę. Nie pytam kto pierwszy, kto środkowy, kto ostatni. Nie muszę, zaraz i tak się dowiem. Siadam, wyciągam książkę i jednym uchem słucham. Już po 5 minutach i kilku pohukiwaniach w stylu „ja tu od dwóch godzin czekam” albo „godziny z karteczek nie obowiązują”, wiem, że pani w czerwonym jest na 16.00, pani z kokiem stoi za panią w zielonym, która jest przed panią w różowym, a tamta pani spod ściany siedzi od 13, ale ma na 17.00.

Dobra, myślę sobie, może ciebie, >jakaś babo<, godziny nie obowiązują, ale mnie tak i na głos mówię: szanowne panie, przepuszczam tylko te osoby, które mają godzinę wcześniejszą ode mnie. O, jakie larum się podniosło! Że one czekają, że one wcześniej przyszły itp., itd. A guzik mnie to obchodzi.

Zorientowałam się, jak wygląda pani z godziny bezpośrednio przed moją i tego się trzymałam. Po jej wyjściu byłam ja i w poważaniu miałam cudze dąsy. Jak ktoś nie ma co robić z czasem, to niech sobie i pięć godzin szybciej przychodzi, ale przede mną nie wejdzie, jeśli ma wizytę zapisaną na późniejszą porę.

Czy mogłam zapytać, kto i na którą godzinę? Może i mogłam, ale po co? Żadna osoba, która weszła po mnie do poczekalni nie usłyszała od innych konkretnych odpowiedzi, tylko rzeczy w stylu „ja po tej pani”, ja „na tę i na tę, ale ja już długo czekam”, „a bo te godziny”.

16.30 – odpowiadałam za każdym razem i wracałam do książki, dalsze spory już mnie nie interesowały. W razie wątpliwości czy "zgubionej karteczki" lekarz odświeża pamięć, ma w gabinecie listę z nazwiskami i godzinami wizyt.

przychodnia

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 288 (318)