Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Gro9

Zamieszcza historie od: 22 kwietnia 2011 - 13:38
Ostatnio: 16 lipca 2018 - 5:38
  • Historii na głównej: 15 z 57
  • Punktów za historie: 15226
  • Komentarzy: 65
  • Punktów za komentarze: 327
 

#13514

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z głównej przypomniała mi sytuacje której byłem świadkiem podczas leczenia na kardiologii w szpitalu.

Pewnego razu z jednej z sal "kobiecych" dobiegał płacz. Nic głośnego ale zwracało uwagę. Po chwili ludzie zaczęli się interesować - co jest grane. Płakała pewna kobieta tam leżąca - lat około 40. Ludzie na oddziale raczej mili, próbowali dowiedzieć się co się dzieje i w ogóle - ale ta pani ciągle tylko płakała i nic nie chciała mówić. Pielęgniarki też nie mogły się dowiedzieć co jest grane.

Po jakiejś godzinie, podczas której kobieta nie mogła się uspokoić, a ludzie już się poważnie niepokoili przyjechała jakaś młoda dziewczyna - tak ok 15 lat (potem się dowiedzieliśmy że jej córka) i próbuje rozmawiać z matką ale poprzez szloch topornie jej to idzie.

Akurat na w pobliże przypałętała się ordynatorka oddziału kardiologii - kobieta przemiła, niezwykle fachowa i o wiedzy i postawie której większość profesorów by pozazdrościła. I z miejsca lekko opieprzyła pielęgniarki - czemu nic nie robią, że nie można tak kobiety olewać jak widać, że coś jest nie tak. Wyjaśniły grzecznie, że się nie dało.

Pani ordynator poszła do tej pani i jej córki.
Chyba z 40 min tam siedziała, powoli płacz ustał, a w pewnym momencie pani ordynator wypadła z pokoju z taką furią wypisaną na twarzy że ludzie (w tym ja) po prostu spieprzali gdzie się dało byle jej na drodze nie stanąć. Przy tym mruczała pod nosem coś w stylu "ja jej kur.. dam medycynę, jak ją kur.. dorwę to będzie mogła najwyżej króliki kastrować".
Po pewnym czasie wyjaśniło się co było grane:

Przy południowym wydawaniu leków, przy łóżku tamtej pani przypałętała się jedna pielęgniarka już po zakończonej zmianie ale jeszcze coś tam pomagała, stażystka, czy tam praktyki - nie wiem - 3 dzień stażu, ogólne wrażenie - jeszcze nie blondi fantastic, ale niewiele brakuje. I po obejrzeniu karty tej pani zaczęła wygłaszać opinie - że ojoj, że tragedia, bo ona studiuje medycynę i widziała podobne przypadki, że to koniec i max 6 miesięcy życia i rzucała jakimiś łacińskimi nazwami chorób. Przedstawiła jej po prostu widok jak z koszmaru sennego jej najbliższych (i ostatnich) 6 miesięcy życia. Wziętymi najwyraźniej z kosmosu - bo pani była na oddziale 2 dzień i jej dopiero podstawowe badania zrobiono i nie było jeszcze żadnych przesłanek co do tego co z nią jest.

Sprawa skończyła się tak że pani ordynator, wraz z !dyrektorem szpitala! jeszcze w ten sam dzień pojechali do tamtej pielęgniarki stażystki (podobno dyrektor sam nalegał, że z nią pojedzie bo się bał o zdrowie i życie pielęgniarki po spotkaniu z wkurzoną ordynatorką) - zrobili jej nieziemską awanturę o to co ona sobie myśli wygłaszając takie opinie fachowe bez należytej wiedzy, z powietrza.

Nagroda za swój wybryk - wywalenie ze szpitala, wilczy bilet na przyszłość jeśli chodzi o służbę zdrowia i podobno problemy na uczelni (a pani ordynator jest specjalistką wysokiej klasy i w Polsce kontakty spore ma).

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 855 (951)

#11553

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z lat 80-tych opowiedziana mi przez ojca (żołnierz zawodowy)
Miejsce akcji: poligon wojskowy.
Pierwsze ćwiczenia z posługiwania się granatem z użyciem prawdziwych granatów (wcześniej zaliczyli sporo sesji z atrapami).
Za stanowiskami gdzie stoją ćwiczący, przechadzają się podoficerowie by ich pilnować.
I tu się zaczyna ciekawostka - ojciec zauważa że jeden z ćwiczących zamiast rzucić granat, stoi dalej w pozycji "do rzutu".
Podchodzi żeby go opierd.... a tu patrzy - gość biały na twarzy i się chwieje.
W ostatniej chwili chwycił w obie dłonie rękę żołnierza z granatem.
I krzyczy o moc.
Dopiero z pomocą innego podoficera udało im się bezpiecznie wyłuskać odbezpieczony granat z ręki już zemdlonego żołnierza i wyrzucić go na przeznaczony do tego teren ćwiczebny.

Ale to co najbardziej ich rozśmieszyło, a ćwiczącego posłało na dodatkowe badania psychiatryczne (co do podatności na stres) to hasło gościa, który po paru minutach się ocknął. Otwiera oczy i mówi:
- Ja to się troszeczkę zdenerwowałem, przepraszam, mogę jeszcze raz spróbować?

WP

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 562 (648)

#11375

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia przeczytana chwile temu przypomniała mi moje niedawne spotkanie z działaczem Zielonych ludzików - Greenpeace.
Namolny Działacz zaczął mi wyłuszczać, że to trzeba chronić ten, tamten i owamten gatunek przed wyginięciem, że technologie itp planetę zabijają.
Miał tylko pecha że
a) trochę się tematem interesowałem
b) byłem akurat w nie-najlepszym nastroju
Dlatego w połowie 4 zdania mu przerwałem i stwierdziłem:
- Stary, nie ma sprawy - z chęcią wesprę Greenpeace, trzeba dbać o ziemie - prawda? Tylko mi wpierw odpowiedz na kilka pytań co do działalności waszej, ok?
Oczka mu się zaświeciły - myślał że złapał łosia.
Pytania które mu zadałem (bez dania mu czasu na zastanowienie, jedno po drugim).
- Czemu jest tak ważne żeby te gatunki nie wymarły? Skoro 99 % gatunków żyjących na ziemi od jej powstania wymarło całkowicie naturalnie i świat się nie zawalił?
- Jak to jest z tymi eko-żarówkami - skoro według badań nie przynoszą więcej niż kilka procent oszczędności a są wypełnione absolutnie trującymi gazami które są dla przyrody zabójcze, pomijając fakt że ich produkcja jest o wiele bardziej skomplikowana technologicznie i szkodliwa dla środowiska ?
- Jak to jest że Greenpeacowcy - ci wyżej postawieni w organizacji - organizatorzy - to w przeważającej mierze bogaci paniczykowie/damulki z bogatych rodzin i nie muszą się martwic o własny byt i pieniądze bo wiedzą, że za kilka lat i tak będą mieli prace w rodzinnych firmach.
- Czemu się tak czepiają elektrowni atomowych - a jakoś nigdy nie czepili się węglowych, skoro każda elektrownia węglowa zanieczyszcza środowisko 10 x bardziej, ba nawet poziom promieniowania radioaktywnego jest w jej pobliżu podwyższony (poparte badaniami), a tak właściwie to jak to jest z tymi oskarżeniami że was konsorcja węglowe po cichu finansują żebyście ludzi odstraszyli od taniej energii atomowej i nakłaniali do Eko-wiatrowej, wodnej itp. o których wiadomo że wprawdzie są czyste ale baaardzo drogie w przygotowaniu instalacji na skale masową i jeszcze przez długie lata nie będą dominowały.

Pan Aktywista zrobił minę jak dziecko które właśnie się dowiedziało że nie będzie gwiazdki, a potem klasycznego karpika. Na moje ponaglenie o udzielenie mi wyjaśnień zaczął mnie obrzucać określeniami "sprzedawczyk", "ty nic nie wiesz", "ty zwierząt nienawidzisz", po czym poszedł nagabywać kogoś innego.

A ja się zastanawiam - czy takie oszołomki nie mogłyby się zając czymś pożytecznym - np. pomocą ludziom w afryce czy na bliskim wschodzie?

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 458 (560)

#11216

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Salon mercedesa w pewnym mieście na południu Polski, w którym znajomy pracuje, miał ostatnio ciekawych klientów - tyle że nie tyle piekielnych co smutnych: do salonu przyszedł klient - młody człowiek - dobrze ubrany i znany w salonie - ma bogatego ojca, pracuje w jego firmie (z tego co słyszałem - faktycznie pracuje - magister ekonomii - gość poważny, solidny i przykłada się do pracy). Tym razem przyszedł podać jakieś szczegóły dotyczące dodatkowego wyposażenia samochodu, który niedawno zamówili na firmę. Ale nie pojawił się sam - razem z nim przytuptała jakaś blondi-fantastik (takie połączenie tapety, plastiku i piersi, że Doda się chowa) z małym chłopcem. Gość rozmawia ze sprzedawcą, a panna i młody buszują po sklepie - ważne - młody z resoraczkiem.

I jak się nietrudno domyśleć, niedługo słychać ni to pisk ni to drapanie. Laska poszła i przyprowadziła młodego.
Ale znajomka coś tknęło - poszedł - patrzy - a tam na lewej burcie samochodu wartego z cennika 6XX XXX PLN na czysto 2 rysy - tak na 1,5 m długości. Kumplowi szczena o ziemię trzasnęła - bo lakier był custom design i w cenie niektórych co tańszych samochodów.
Ale podchodzi do babki i mówi z grobową powagą - będzie to panią słono kosztowało.
Na co blondi:
- Ale Angel się tylko bawił. (TAK, wymawiane "eindżel"). Ale spoko, Marcin (chodziło o teścia - imię zmienione) zapłaci. Nic wielkiego się przecież nie stało. - I odeszła z młodym coś tam oglądać.

Kumpel zdziwiony takim podejściem - odwraca się do gościa oczekując kłótni co do wartości lakierowania, a tu zaskoczenie - gość z grobową miną mówi:
- Tak... wiem ile takie lakierowanie kosztuje. I nie mam pojęcia jak ojca będę o tą kasę prosił. Ale powiem ci jedno - uważaj z kim sypiasz, bo można wpaść w niezłe gówno.

Jak się okazało w rozmowie którą odbyli 2 dni później, gdy przyszedł zapłacić za szkodę - na imprezie nad Soliną dla bogatej grupy imprezowiczów po pijaku przespał się z laską dopiero poznaną, która się przyplątała - niestety - z opłakanym skutkiem.

Życie

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 651 (697)

#8735

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak się okazuje piekielni też czasem dostają za swoje.
Jakiś czas temu udałem się do szpitala z problemem z sercem.
Czekając na izbie byłem świadkiem pouczającego wydarzenia.
Przybyły 2 kobiety w podeszłym wieku - jedna wyraźnie starsza, blada i mająca problemy z poruszaniem się (ledwo stałą na nogach).
Z wyjaśnień pielęgniarce wynikało że ta "młodsza" to sąsiadka która przyprowadziła koleżankę bo ta się strasznie źle czuła a karetki nie chcieli przysłać bo mieszkała 100 m od szpitala.
Pielęgniarka kazała jej czekać.
Po 30 min (widać było, że z babcią nie jest dobrze) przyszedł lekarz, obejrzał ją - dosłownie, żadnych badań, diagnoza na oko i stwierdził że "pani jest po prostu stara i stąd to osłabienie, niech nie udaje, wraca do domu i się położy, odpocznie" (dokładnie nie powtórzę, ale taki był sens), mimo że babcia zaczęła pochlipywać, że ona naprawdę się źle czuje i nie udaje. Została z niczym. Do swojej towarzyszki jeszcze tylko powiedziała, że jakby syn tu był to by jej tak nie potraktowali. Lekarz, który był w pobliżu się wkurzył i zaczął jej bardzo niedelikatnie wyjaśniać gdzie ma jej syna.
Babcie się zebrały i powoli poszły.
Nie mija 10 min i wróciły.
Tylko, że zaraz za nimi wszedł synek (jak się potem okazało - wrócił z skądś tam i właśnie szukał matki - sąsiedzi go pokierowali do szpitala). 2m wzrostu, łysy łeb i biceps jak 2x moje udo. Nie wiem ile spędził na siłowni... ale się nie opierniczał.
Posadził babcię na krześle, coś z nią porozmawiał cicho (pokazał palcem na lekarza który był w pobliżu) i udał się na krótką ale treściwą rozmowę.

Podszedł do lekarza, chwycił go za ramię, obrócił i wciąż trzymając, mówi:
- Pan podobno moją mamę stąd wyrzucił.
Lekarz, jąkając się i popatrując na pielęgniarza, (który stał obok, ale był o ponad głowę od synalka niższy i najwyraźniej niegłupi - bo udawał że nic nie widzi), odpowiada:
- Nie no... Nie, że wyrzuciłem, ja tylko, bo ta pani całkiem dobrze wyglądała.. - itd.
W pewnym momencie synek mu przerwał i zakończył jednym zdaniem:
- Pan teraz mamę zbada. Jeśli się okaże, że coś jest nie tak - przyjmie ją na oddział, a jeśli pan stwierdzi, że jest ok, a potem jej się coś stanie - to pan tego będzie żałował do końca życia, czyli jakieś 5 minut.
Największe wrażenie zrobiło chyba to, że przez całą wypowiedź ani razu nie podniósł głosu, mówił całkowicie spokojnie.
Babcia została ekspresowo przebadana i rzeczywiście trafiła na oddział z ciężkim zapaleniem mięśnia sercowego.
A ja pierwszy raz w życiu widziałem jak ktoś skutecznie postawił się służbie zdrowia.

Szpital

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 972 (1074)