Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Kirenne

Zamieszcza historie od: 10 sierpnia 2012 - 11:51
Ostatnio: 4 października 2018 - 12:31
  • Historii na głównej: 6 z 11
  • Punktów za historie: 880
  • Komentarzy: 82
  • Punktów za komentarze: 435
 
zarchiwizowany

#81555

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historie o wychowaniu fizycznym otworzyły też szufladę wspomnień w mojej głowie.

W podstawówce mieliśmy do dyspozycji pokaźną salę gimnastyczną. W związku z tym na tą samą godzinę było ustawionych kilka klas.

Najczęściej, żeby wszystkich okiełznać, tworzono drużyny do gry w koszykówkę i tym podobne gry zespołowe. Mniej lub bardziej lubiany był tzw. tor przeszkód. Wyglądał on za każdym razem bardzo podobnie. Przede wszystkim musiał być kozioł i skrzynia.

No i jak podmienili kozła na tego "innego". Oj nie było przyjemnie. Niejedna dziewczyna miała z nim problem. Lądowało się na nim brzuchem albo spadało z kozła ku uciesze zebranych wokół gibkich stworzeń. Najgorzej jak się źle wymierzyło etap lądowania. Obita kość ogonowa była gwarantowana jak nogi już przeskoczyły, a część zadnia nie do końca.

Kolejny etap...Skrzynia. Do dziś pamiętam jak koleżance zależało, aby utrzymać się na niej po wskoczeniu na szczyt. Tylko, że weszła "szczupakiem" i tak kurczowo trzymała się najwyższego elementu, że razem z nim w objęciach spadła na materac. Nauczyciele z przerażeniem w oczach biegli wydobywać ją spod solidnego kawałka drewna.

Hitem była szatnia... Trzeba było się śpieszyć po zajęciach z przebieraniem, bo zaraz wchodziły inne klasy. Nie każdy chciał brać udział w akcji "drzwi otwarte". Wystarczyło, żeby kilka osób chciało wejść na raz i od razu było widać jak na dłoni co dzieje się w środku.

Pewno pomyślicie, że w razie czego była łazienka dla tych bardziej skrępowanych? No w sumie to była, ale nazwanie łazienką to jednak spore nadużycie. Kabina z jednym nieczynnym kibelkiem, bez światła i możliwości zamknięcia.

A jak ktoś chciał skorzystać z toalety? Najbliższa była na piętrze. Do dziś pamiętam jak fizyk dyżurował na przerwie i nas pogonił, "bo przecież mamy łazienkę w szatni". Szkoda, że żadna nie była na tyle wygadana w tym wieku, żeby opisać panu ten przybytek.

Schody zaczynały się jak nie było miejsca na sali gimnastycznej, a za oknem mróz, zima i niepogoda. No i można powiedzieć, że dosłownie "schody". Zaczynało się rozgrzewkę na dużym korytarzu pod salami lekcyjnymi, a potem korzystaliśmy z klatki schodowej. I całe zajęcia podskoki po schodach w różnych kombinacjach.

Podsumuję panią z liceum. Jak do dyspozycji zostawała najmniejsza salka to najlepszym rozwiązaniem stawały się różne akrobacje na materacach, drabinkach itp. Nie było mi dane elastyczne wpasowywanie się w wyobrażenia psorki. Jakoś zawsze wolałam zachowawczo zostać w jednym kawałku.

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -6 (24)
zarchiwizowany

#80993

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z owadziego sklepu.

Przechadzam się pomiędzy regałami, szukam potrzebnych produktów. W jednej z alejek zabawiłam nieco dłużej przez co do moich uszu dotarła rozmowa pracowników wykładających towar.

[P1]: Lucyna dziś się u mnie kasowała. Dawno jej tu nie widziałam na zmianie u Was.

[P2]: (teatralnym szeptem) Bo ona już tu nie pracuje...

[P1]: Co Ty nie powiesz. Dawno mnie do Was nie rzucali to ja nic nie wiem.

[P2]: No wiesz... nie znam szczegółów, ale podobno za świeżaki...

Dalszych rozważań już nie poznałam, bo poszłam dalej...

Ale za świeżaki? Serio?

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -7 (25)
zarchiwizowany

#80378

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Rzecz będzie o podróży busem.

Od wielu lat korzystam z przejazdów konkretnej firmy. Podróż z miejscowości A do miejscowości B trwa nieco ponad godzinę. Pasażerowie mają możliwość, żeby na określonych przystankach wysiąść na żądanie, czyli trzeba uprzedzić kierowcę, że chcemy się ewakuować np. na przystanku X.

W tej historii około 70 letnia kobieta chciała wysiąść w połowie trasy. Podążając z końca pojazdu zwróciła moją uwagę, bo prezentowała się w dosyć wysokich butach na koturnie. Starała się przy tym zachować równowagę, bo miała także w ręce torbę z zakupami. Przy takim połączeniu w balansującym busie trzeba się starać trzymać pion.

W międzyczasie kierowca zaczął zwalniać, bo miał przed sobą skrzyżowanie i znak "ustąp pierwszeństwa". Skupił się zatem na tym, czy może włączyć się do ruchu.

Za kierowcą było wolne miejsce, żeby w czasie manewru usiąść i zakomunikować swoje zamiary. Kobieta jednak wolała przystanąć przy samych drzwiach. Kierowca musiał zahamować, ta nie zdążyła złapać balansu i pokazała numer buta. Kierowca złapał się za głowę, wystraszony kilka razy pytał, czy nic jej nie jest do tego tłumacząc, że tak się nie robi i że trzeba uważać.

Kobieta wykazała się wysokim poziomem zrozumienia i strzeliła typowego focha. Pozbierała się z zakupami i czekała, aż kierowca pojedzie dalej, a na wszystkie pytania, czy wszystko w porządku, stojąc tyłem do kierowcy, zdawkowo odpowiadała "nie", "nic" i tak dalej w ten deseń.

Gdy facet przeszedł do tekstu o ostrożności ta na chwile odwróciła głowę i zbeształa chłopinę, że "tak się nie jeździ". No tzn. "jak?" odparł już spokojniej mężczyzna. Ona na to "tak się nie hamuje!".

Kierowca jedynie westchnął, pokręcił głową i ruszył dalej. Kobieta wysiadła na żądanym przystanku i kuśtykając poszła w swoją stronę.

Kierowca miał zapewnienie, że pani czuje się dobrze, kamerka wewnątrz zarejestrowała zdarzenie i na tym się skończyło. Reszta podróży przebiegła bez większych przygód.

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -13 (21)
zarchiwizowany

#80141

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Maja i jej współlokatorka Pańcia wpadły na pomysł, żeby zorganizować małą parapetówkę. Pańcia była nowa w mieście i nie miała wielu znajomych poza swoim psem Luki i Mają, więc pomysł tym bardziej jej się spodobał.

Dziewczyny, Luki i koleżanki [Wiola i Julita] zebrały się wieczorem w mieszkaniu, humory im dopisywały, a na playliście akurat odtwarzany był hit lata...

Wiolka poderwała się do tańca mając już drugie piwo w organizmie, ale pląsała zgrabnie. Po drodze do latynoskich rytmów została zaproszona gospodyni. Pańcia obserwowała wszystko z kanapy razem z Julitą, która właśnie sięgnęła po jakąś przekąskę. Luki w tym czasie próbowała coś dla siebie uszczknąć ze stołu, ale okazał się on dla niej za wysoki.

Pańcia upomniała psa, ale kundelek wywęszył w Julicie zgrabny obiekt, który przemyci coś dobrego bliżej podłogi. I tak w trakcie rozmowy, gdy kawałek paluszka znajdował się w jej ręce, Luki ugryzła znaczną część, czym wystraszyła Julitę, bo zęby psiaka znalazły się blisko jej ręki. Dziewczyna tylko podskoczyła i zdobyła się na to, żeby pogrozić palcem małej kombinatorce licząc na to, że będzie to wystarczające dla psiego umysłu.

Dziewczyny "na parkiecie" nadal wczuwały się w muzykę, trochę ją nawet pogłośniły i zawołały do zabawy resztę. Radość nie trwała długo, bo Luki zaczęła kąsać tancerki. Wiolka wymierzyła klapsa, Pańcia odmierzyła kolejną dawkę obelg w stylu "niedobry pies", "co to za zachowanie" itp. Maja była lekko zdegustowana sytuacją, bo wcześniej Luki się tak nie zachowywała. Wiolka dopytała, czy nie można psa zamknąć w drugim pokoju, bo to nic przyjemnego oberwać kłami po palcach. Pańcia jedynie westchnęła i odparła, że to nic nie da, bo Luki będzie szczekać i się dobijać, więc może zniszczyć drzwi.

Po powrocie na kanapę Julita postanowiła skorzystać z toalety. Po kilku krokach w stronę drzwi znów padła ofiarą psiej szczęki. Dziewczynie niemalże stanęły łzy w oczach, bo nic psu nie zawiniła, nie piła tego wieczoru alkoholu, więc nie było powodu, żeby jakkolwiek rozdrażnić Luki. Na początku spotkania wręcz była przekonana, że pies ją polubił i cieszy się z jej towarzystwa, a tu taka niesprawiedliwość w dodatku nie całkiem bezbolesna.

Spotkanie nie trwało długo, bo po kolejnych kilku kwadransach raczej nikt nie miał już siły na upominanie czworonoga.

Czy to pies był zdenerwowany zbyt dużą ilością ludzi? Pańcia zawiniła w procesie wychowawczym? Czy może wszystko na raz?

Maja chyba będzie następnym razem musiała zdecydować się na wizytę u koleżanek, bo one prędko w towarzystwo Luki nie wrócą...

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -13 (17)
zarchiwizowany

#45807

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
NFZ...no własnie.

Chcąc zarejestrować się ostatnio do lekarza specjalisty próbowałam parę razy dodzwonić się do jednej z przychodni. Za każdym razem z tym samym skutkiem, czyli nikt nie odbierał. Na szczęście nie jest to zbyt daleko od miejsca, gdzie pracuje, więc mogłam pójść osobiście. Nie było to w ramach trasy, którą zazwyczaj wracam i połączenia autobusowe z przesiadką, ale to już nic takiego. Ważne, że udało się sprawnie dotrzeć do rejestracji i w połowie grudnia usłyszeć, że zacny termin wizyty to początek lutego!

Czas sobie mija, data wizyty staje się coraz bliższa. Mimo zaklepanego terminu zdecydowałam się na telefon do przychodni, gdzie przyjmuje lekarz, który zostal mi już parę razy polecony. Pomyślałam, że spróbować zawsze można. Jeżeli myśleliście, że czekanie na wizyte prawie 2 miesiące to mało to jak odnieść się do terminu, który dziś usłyszałam?! Przypominam, że mamy styczeń, a najbliższa wizyta została zaproponowana na koniec czerwca.

Zastanawiam się, czy wybrać wizytę prywatną...

służba_zdrowia

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 66 (116)

1