Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

LadyAnnabeth

Zamieszcza historie od: 1 stycznia 2013 - 17:06
Ostatnio: 9 lipca 2018 - 18:22
  • Historii na głównej: 2 z 6
  • Punktów za historie: 1406
  • Komentarzy: 30
  • Punktów za komentarze: 110
 

#52947

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam sąsiadkę. Bardzo miłą zresztą. Często widujemy się na klatce schodowej, przed blokiem itp. Raz wstąpiłam do niej na kawę - dzisiaj miałam okazję się odwdzięczyć.

Spotkałyśmy się wracając z pracy. Obie byłyśmy zmęczone, ale nie na tyle, aby nie mieć ochoty na rozmowę (kobiety)...
Wchodzimy do mieszkania. Słyszę szczekanie, mój dumny samiec husky wita nas od progu, podskakuje.
Odganiam go szybko (rozumiem, że każda osoba może się go bać/może mieć uczulenie). Pies grzecznie siada ponad trzydzieści centymetrów od stóp sąsiadki, która wtem zaczyna niemiłosiernie piszczeć.

Ja klasyczne "WTF?", odsuwam psa jeszcze dalej, pytam się, co się dzieje, czy zabrać psa.
Sąsiadka próbuje się opanować...
- Boże!! Jesteś zboczona!!
- Słucham?
- Dlaczego ten pies jest NAGI [!!!], to jest zbereźne, on ma.. to... to... na wierzchu!! Boże!!! To obleśne! Zabierz go natychmiast ode mnie!!!
- Nie rozumiem, mam go ubrać?
- Jesteś poj*bana!! Poj*bana, rozumiesz?!
I z hukiem zatrzasnęła za sobą drzwi.

Teraz pytanie: Macie może do sprzedania jakieś ładne bokserki, najlepiej niebieskie? Nie pogardzę też jeansami. I ładną bluzką, tylko żeby była przyzwoita, no wiecie...

sąsiedzi

Skomentuj (49) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1183 (1263)

#51504

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja z pewnego portalu internetowego.
Miałem konto na portalu młodzieżowym. Parę lat się kurzyło, spamowało mi skrzynkę.
Postanowiłem napisać do admina, żeby mi konto usunął (nie, nie było tam własnoręcznego usuwania konta). Jaka odpowiedź?

"Nie możemy usunąć ci konta za nic. To wbrew regulaminowi. Nie mogę nic zrobić. Miłego korzystania z serwisu."

Napisałem parę komentarzy o treści "chu*", "kur*a" i parę innych słów na tym samym poziomie. Po dwóch tygodniach dostałem maila o treści "Twoje konto zostało usunięte"(dopiero!).

Czyli nie mogłem grzecznie się z nimi rozstać, musiałem napsuć paru ludziom nerw (rozumiem irytację ludzi, którzy wrzucają coś do internetu i widzą komentarze na poziomie Rowu Mariańskiego, to mnie też wkurza) i dopiero wtedy osiągnąłem swój cel-pocztę bez spamu?

internet

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 683 (795)

#51558

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przeglądam stare historie i natknęłam się na stwierdzenie 'Pogotowie d.s. Leczenia Świątecznego Kaca i Przeziębienia'. I przypomniała mi się piekielność mojego męża...

Parę m-cy temu.
W piątek byliśmy na imprezie. Razem. Wróciliśmy nad ranem, zwolniliśmy opiekunkę, ustaliliśmy kolejność spania - normalna sobota. Przez cały dzień, w ramach walki z kacem mąż wypił cztery piwa. Około północy budzi mnie i informuje, że umiera. Nie wie, co mu jest, ale mu słabo, mdleje i nie może oddychać - i mówi mi to wszystko latając po mieszkaniu jak głupi. Staram się go uspokoić, ale nic nie pomaga. Twierdzi, że ciśnienie mu skoczyło i wziął tabletkę na obniżenie. Pytam - jaką tabletkę? Ano mama mu kiedyś dała na wszelki wypadek, włożył do portfela, teraz wziął i on umiera...

Zwlekam się z łóżka, budzę sąsiadkę, żeby na dzieci zerknęła i szykuję na jakiś sor - w międzyczasie mąż zdążył zadzwonić do rodziców i się 'pożegnać'. Teściowa dzwoni do mnie przerażona, mówi, że już jadą do nas, a ja mam natychmiast ratować jej synka. Hmm... Lekarzem nie jestem, ale jak komuś nagle spada ciśnienie, to przy gwałtowniejszym ruchu kręci mu się w głowie i NA PEWNO nie ma siły biegać po domu szukając kurtki.
No nic, jedziemy.

Na pogotowiu jeszcze kilka pokazów, on umiera, ratujcie itp. Pielęgniarka stoicki spokój, ja ukrywam ziewanie, wpadają teściowie - teściowa rzuca się ratować synka, opieprza wszystkich dookoła, jak to, jeszcze nie zbadany?! Przecież on UMIERA!!
Po króciutkim badaniu lekarka stwierdza... kaca. Spadek magnezu i potasu i tyle. Zmienić tryb życia i pić mniej piwa. Ja spokojnie przytakuję, mąż zdziwiony, teściowa zawstydzona. Na co teściu spokojnie:

- Czyli tłukłem się tutaj w nocy, bo ty masz kaca? Jeszcze raz, i jak pasem przyłożę...
Parsknęłam śmiechem, mąż zaczerwieniony przepraszał za cyrk jaki zrobił.
Pytam teściową, co za tabletkę mu dała?
Nifuroksazyd. Na, kolokwialnie mówiąc, sraczkę.
Ot, kolejny 'wymagający natychmiastowej pomocy'...

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 955 (1019)

#52335

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój pies jest agresywny. Mój pies nienawidzi dzieci. Mój pies najchętniej zjadłby dziecko. Mój pies to jamnik. Nie wiem czemu ma takie podejście, więc na spacer wychodzi tylko i wyłącznie na smyczy i w kagańcu jakieś 15-20 m od placu zabaw (ogrodzonego). Po psie sprzątam, ale nie to jest przedmiotem opowieści.

Mój pies sobie wesoło biega na kilkumetrowej smyczy, ja stoję oparta o murek, od czasu do czasu zmieniając pozycję, żeby pies pobiegał trochę dalej. Idzie pani prowadząc za rączkę 3-4 letnie dziecko i tak do niego rzecze:

- Zobacz Stasiu jaki ładny piesek, zobacz jaki fajny!

Okej, póki stoją daleko i dziecko nie zbliża się do psa, to niech sobie patrzą, ale natychmiast zwiększam czujność, bo nie wiadomo co dziecku ani psu do głowy strzeli.

- Przepraszam, czy Staś może pogłaskać pieska?
- Wolałabym nie, on jest agresywny, nie lubi dzieci, boję się, że mógłby coś zrobić, może podrapać, przewrócić, naprawdę wolałabym żeby nie był głaskany.
- No ale przecież to mały pies, a do tego ma kaganiec, co taki może zrobić? No idź Stasiu pogłaszcz sobie pieska!

Na co Staś radośnie drepcze do mojego psa, który zaczyna warczeć, jeżyć sierść.
Skróciłam smycz, psa wzięłam na ręce i mam zamiar się oddalić, rzucając pani "no tak, ma kaganiec, bo jest AGRESYWNY".

- O, pani go przytrzyma, to Staś sobie pogłaszcze! - I już chce podnosić dziecko na wysokość moich ramion z psem.

Zwątpiłam i po prostu uciekłam, bo naprawdę nie chciałabym, żeby mój pies zrobił cokolwiek jakiemuś dziecku.

Skomentuj (54) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 796 (850)

#50596

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wiem, że absurdy PKP to temat już przeorany na każdą stronę, ale z bezsilności dodam coś od siebie.

Jak być może wiecie, jakiś czas temu PKP Intercity postanowiła wprowadzić miejscówki do pociągów TLK. Do tego doszły takie bajery jak możliwość monitorowania obłożenia pociągów w internetach. Takie bajery, które miały ułatwić życie podróżnym, a pracownikom PKP pozwolić na większą elastyczność w doborze składu na konkretne połączenie.

Lol, nope.

W niedzielę planowaliśmy wyjechać z Nałęczowa do Krakowa o 16:20. Próbę zakupu biletów przez neta podjęliśmy ok. 12:00. Biletów nie ma. Tu gwoli wyjaśnienia: trasa Lublin-Kraków zawsze w weekendy jest niemożliwie obłożona, ludzie siadają sobie na głowach w przejściach i jak w dowcipie: "panie, zejdź pan ze mnie, bo ten pode mną mówi, że ten spod niego wysiada" - można bowiem kupić bilet bez miejscówki. W tej samej cenie, ale wtedy siedzisz na tyłku w korytarzu, ewentualnie migrujesz między wolnymi miejscami.

Pojechaliśmy na dworzec, myśląc, że może nie cała pula miejscówek jest wyprzedawana w necie. Lol, nope. Biletów nie ma na drugą klasę, ale są na pierwszą. Za 93 złote. Na drugą kosztowałyby 60. Trudno, jakoś dojechać trzeba. Kupujemy pierwszą klasę. W ramach racjonalizowania wydatku wmawiamy sobie, że będzie pewnie wi-fi, gniazdko, cokolwiek.

Nope.

Przyjeżdża na stację pociąg. CZTERY wagony. Z czego TRZY wagony pierwszej klasy. Z nich DWA oznaczone jako wagony klasy drugiej. I w ten sposób za podróż w takich samych warunkach, w takich samych wagonach, jedni podróżni musieli zapłacić jak za klasę drugą, inni jak za klasę pierwszą. Oczywiście pociąg znów zapchany tak, że ludzie ledwo na korytarzach siedzieli.

Tak zapieprzamy z tą modernizacją, że strach pomyśleć, na czym się zatrzymamy.

Zmodernizowana kolej

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 344 (504)

#21565

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Historyjka nabuchodonozora http://piekielni.pl/21150 przypomniała mi totalnego kretyna, z którym spotkałem się jakieś 2 lata temu, będąc w trasie o długości około 360km.

Również zatrzymałem się na papu w jakiejś miejscowości. Nawet nie wiem gdzie to było :) Ot, gospoda, spotkana po drodze, reklamują się, że domowe obiadki, że tanio, że pysznie i w ogóle, że "bonusa" po obiedzie na zapleczu dostaniesz. Ok, aby cokolwiek do kałduna wrzucić.
Parking mieli skromny, samochody ustawiały się na wprost względem knajpy, a nie pod kątem jak w historyjce naszego kolegi. Na całym placyku mieściło się z 10 do góra 15 aut.
Zająłem ostatnie miejsce, dosłownie w rogu rzeczonego parkingu. Swoją drogą nie wiem gdzie pozostali kierowcy, ponieważ w samej gospodzie było ze 4-5 osób... ale mniejsza o to. Auto zaparkowane, wysiadam, drzwi zamknąłem, dreptam do knajpy... a nie, jeszcze kurtka, w której jest portfel. Wracam, wyjmuję, zamykam i podjeżdża mercedesik, jakaś chyba nowa sztuka, widać, że to model, którego zwykły zjadacz chleba raczej nie kupi, za odłożone do skarpety pieniążki. Stanął tak, że jego światła z przodu były w połowie mojego tyłu, więc zablokował mnie totalnie... Chyba, że bym auto przeciął na pół ;)

Pomyślałem, że może też tylko idzie zjeść, to może się zgramy i akurat wyjdziemy w tym samym czasie i nie będzie problemu. Wysiadł kierowca... Typowy, bucowaty gbur, patrzący na wszystko i wszystkich z góry. Pewnie znacie taki typ. Ale co tam, zagadam, może będzie miły. [J]a, [G]bur:

[J] Dzień dobry, przepraszam, pan też na obiad?
[G] A jaki ch** cię to interesuje?
[J] ..... Taki, że zablokował mi pan auto, a chciałbym jechać zaraz po posiłku, mam jeszcze sporą trasę przed sobą, dlatego zastanawiam się czy pan też na obiad i jedziemy dalej, wtedy nie ma problemu, niech pan stoi skoro miejsc nie ma.
[G] G***o cię obchodzi ile będę stał. Jak odjadę to odjadę.
[J] Aha, w porządku...
Plan już miałem :)

Wszedłem do gospody, idiota również. Żeby było śmieszniej, to gospoda nie miała okien na parking, na drogę, ani na bok budynku... JEDYNIE kompletnie z drugiej strony na zaśmiecony las :) Romantyczne widoki, nie ma co...
Zamówiłem, zjadłem, napiwek dałem. Buc nadal żre, gdzieś w połowie obiadku (czyt. 2 talerz...) a widzę, że kelnerka jeszcze mu niesie. Podchodzę:
[J] Jeszcze raz pana przepraszam, szczególnie, że przeszkadzam w posiłku, ale muszę już jechać, jeszcze ponad 200km przede mną...
[G] Nie widzisz gnoju, że jem?! Zajęty jestem, won mi stąd!
[J] Prawda, gdzie moje maniery... przepraszam i smacznego.
[G] No!

Z kretynem rozmawiać nie będę. Wyszedłem, otworzyłem bagażnik, wziąłem notes, długopis, napisałem, karteczkę wyrwałem, wyjąłem klucz do odkręcania śrub w kołach, szybę kierowcy mu wybiłem, spuściłem ręczny, wrzuciłem luz i wypchnąłem auto do tyłu. Alarmu nie miał :) Wsiadłem i pojechałem, a na spotkanie ledwo zdążyłem.
A gbur? Resztę trasy pokonał z karteczką "Grzecznie prosiłem. Teraz podczas jazdy dotleni ci się pusty łeb debilu".

Być może był to mąż owej pani z opowieści nabuchodonozora? :D

kierowca-debil

Skomentuj (72) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1013 (1189)

#3405

przez ~pasazer ·
| Do ulubionych
Pewnego razu jak wracałem wieczorem z pracy autobusem w Gdańsku. Autobus już ruszył i jak wiadomo wtedy już nie można kupować biletów u kierowcy. Nagle podchodzi rozgarnięty chłopak, wiek około 17 lat, widzi że autobus już ruszył i nie wie co zrobić. Kierowca go nie widzi. Nagle chłopak nie wiedząc już co zrobić, nieśmiało zapukał w szybę, na co zdenerwowany kierowca zdenerwowany:
- Co pan, rozgrzeszenie mi dajesz?

Autobus

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 634 (788)

#19684

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tytułem wstępu: mój dziadek ze strony taty był z pochodzenia Żydem. Poza 1/4 genów odziedziczyłem po nim dość charakterystyczne nazwisko. Nazwisko brzmi lekko z niemiecka, ale osoba choćby minimalnie świadoma historii i języka polskiego od razu skojarzy, że nazwisko jest żydowskie. Dla mniej świadomych tłumaczę, że gdybym był z tego portalu, to nie nazywałbym się Piekielny czy Piekielski, ale raczej na przykład Piekielbaum czy Piekielberg ;-)

Lat temu już niemal trzynaście, szykowałem się do ślubu. Jednym z dokumentów potrzebnych do ślubu kościelnego jest świadectwo chrztu. Choć od urodzenia mieszkałem w Warszawie, z różnych rodzinnych przyczyn chrzczony byłem zupełnie gdzie indziej - w rodzinnym mieści moich dziadków ze strony mamy. Mogłem oczywiście załatwić sprawę korespondencyjnie, ale że akurat byłem niedaleko, zajechałem do miasta P., aby sprawę załatwić. Idę do właściwej parafii, pukam do kancelarii, wchodzę - widzę że ksiądz (młody człowiek, pewnie niedługo po trzydziestce) rozmawia z jakąś starszą panią o wyglądzie typowo moherowym. Właściwie - nie tyle rozmawia, co z dość jednoznacznie udręczoną miną wysłuchuje jakiejś tyrady. Przeprosiłem i chciałem się wycofać, aby poczekać na korytarzu, ale ksiądz z naciskiem powiedział, żebym wszedł, bo on JUŻ KOŃCZY. Wyglądało na to, że uratowałem go od konieczności dalszego słuchania tyrad tej pani.

Mówię zatem o co chodzi, ksiądz z wyraźną ulgą siada do komputera (tak, już wtedy w większości parafii kancelaria była "wrzucona" do komputera, nie trzeba było szukać w księgach, wystarczyło znaleźć i wydrukować). Podaję rok urodzenia i nazwisko...

...I w tym momencie moherowa babcia (która cały czas siedziała na krześle obok) uniosła wysoko brwi i wygłosiła w stronę księdza (mnie nawet nie zaszczycając spojrzeniem):

- No ja nie wiem, proszę księdza! Przecież to chyba nie jest POLSKIE NAZWISKO!

Mnie w tym momencie szczęka lekko opadła, ksiądz popatrzył najpierw na panią z miną męczennika, potem na mnie z miną typu "Sam pan widzi, co ja tu mam..." - i nic nie mówiąc wrócił do przygotowywania zaświadczenia.

Ale babcia nie dała za wygraną. – To nie jest POLSKIE nazwisko, ja księdzu mówię, znam się na tym! Ja nie wiem, czy to tak można po prostu dać papierek! Ja myślę, że to trzeba chyba do biskupa zgłosić! (...i tak dalej, i tak dalej).

Już nabierałem powietrza, żeby powiedzieć babci co myślę (a nie byłoby to miłe), ale ksiądz nie wytrzymał pierwszy. Ochrzanił babcię (choć, muszę przyznać, w sposób kulturalny) i kazał jej "opuścić lokal". Babcia wyszła, wielce obrażona, rzucając jeszcze na odchodnym że "ona się proboszczowi poskarży", co ksiądz skwitował krótkim "Powodzenia".

Po wyjściu babci ksiądz kończył papierki, wydrukował, podpisał, pieczątkę przybił - ale widziałem, że jest wkurzony. Chcąc rozładować sytuację, powiedziałem żeby się nie przejmował, bo ludzie są różni, jak wiadomo, po czym dodałem pół-żartem:

- No ale w sumie ta panie miała rację, to faktycznie nie jest polskie nazwisko...

Na co ksiądz popatrzył na mnie zmęczonym wzrokiem i powiedział:

- A wie pan, jak ta pani się nazywa? Z domu Schimdt, po mężu Schwarzmüller. I używa obu nazwisk.

Myślałem że się uduszę ze śmiechu.

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 3875 (3947)

#21926

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie wiem czy to piekielne. Mam podejrzenie ze byłoby gdyby jej uczestnikiem był ktoś inny, a nie ja.
Rzecz się dzieje w szpitalu. Oddział endokrynologiczno-ginekologiczny.

Tarija jest młodym wystraszonym dziewczątkiem zaproszonym do pokoju zabiegowego na biopsję endometrium. Okropne, nie polecam.
W pokoju półmrok, tylko silny strumień światła pada na fotel ginekologiczny jak na scenę w teatrze. Doktor i dwie pielęgniarki w maskach i gumowych rękawicach. Ja przerażona, bo raptem dwie godziny wcześniej byłam po raz pierwszy u ginekologa a tu ładują mnie na kanał w scenerii medycznego horroru.
Drżąca gapię się w sufit kiedy wpychają we mnie przeróżne rozwieraki i cuda, w tym coś co dla mnie wyglądało jak pistolet laserowy.
Znieczulenie niby działa ale mało.

I nagle otwierają się drzwi, a do pomieszczenia ładują się... Studenci. Sztuk 5. A z nimi pan doktor, którego jeszcze wtedy nie znałam, ale potem pokochałam całym sercem, i opiekuje się on mną do dziś.
Enyłej, studenci z pewną taką nieśmiałością w milczeniu podchodzą do "stanowiska roboczego", gdzie właśnie odbywa się przedstawienie z cyklu "pokaż kotku co masz w środku". I to jest właśnie ten okropny moment, bo nie spodziewałam się widowni w tak dla mnie intymnej sytuacji.
I tu Tarija doszła do wniosku że jest najgorzej jak może być, i można się już tyko śmiać.
- Czeeeść! - piszczę z pod zielonej szmaty - sorry panowie ale obcym to ja nie pokazuje, tak że proszę mi się przedstawić.
Salwa śmiechu jaka towarzyszyła studentom ściskającym mi po kolei rękę i recytując imię nazwisko, miejsce zamieszkania i zainteresowania jakoś rozluźniła sytuację. Ba, pan doktor który ich przyprowadził kazał im potem odprowadzić mnie do pokoju i nakupować mi słodyczy, w zamian za współpracę.

Ale jednak mogli mnie ostrzec, że ktoś się pojawi.

służba_zdrowia

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1018 (1138)
zarchiwizowany

#22243

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Miejsce: Restauracja znanej sieci fastfoodowej.
Postać: Tarija (lvl 21, rasa: człowiek, klasa: tuman)
Misja: Zdobyć Coca colę bez lodu.
Boss: Kasjerka (lvl 19, rasa: półork, klasa sprzedawca)

Misja zleciła się automatycznie, po odblokowaniu aczika "początki przeziębienia".
Tarija, uzbrojona w Portfel Marnej Wypłaty + 3 do handlu, składa zamówienie.
- Kanapkę taką to i taka proszę, i colę bez lodu.
Kasjerka korzystając z "Prześmiardłej Kuchni" stawia przed Tariją item "Posiłek", następnie za sprawą "Chlupiącej Maszyny" wystawia kubek z colą i lodem. Z przewagą lodu.
- Przepraszam, miało być bez lodu.
- Co?
- Bez lodu. Cola.
- Ale jak to?
Tarija zostaje trafiona zaklęciem "otumanienie" ale walczy dalej.
- No, sama cola, bez lodu.
- Nie da się.
- No jak się nie da jak colę i lód nakładała pani oddzielnie?
- No jak?
- No trzeba nalać coli, i podać mi kubek. ZANIM nasypie się lodu.
- Nie da się.
Tarija jest zamroczona.
- No, jak się nie da jak się da?
- A czemu pani nie chce z lodem?
- Bo nie lubię lodu.
- Każdy lubi.
Tarija używa ataku specjalnego "Tupoczący Gremlin"
- Albo pani zaraz odwróci dupsko i da mi tą colę, albo ja tam sama wejdę i sobie naleję!!!
"Tupoczący Gremlin" zwraca uwagę okolicznych mobów, w tym NPC "koleżanka z drugiej kasy".
- Kurfa, Kryśka, daj jej tej coli bez lodu, jak można być kurfa tak leniwym!
It′s super effecive.
Misja zakończona powodzeniem.

gastronomia

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 266 (564)