Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Lavinka123

Zamieszcza historie od: 27 czerwca 2011 - 16:20
Ostatnio: 22 lipca 2022 - 15:47
  • Historii na głównej: 23 z 39
  • Punktów za historie: 26047
  • Komentarzy: 50
  • Punktów za komentarze: 345
 
zarchiwizowany

#29268

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z wczoraj.(no dobra, z dzisiaj)

Warszawski klub, godzina ok. 1 w nocy.

Przy barze siedzi facet wyraźnie już w nienajlepszej kondycji, zalkoholizowany mocno; pan 25+, o posturze dobrze odkarmionego, wysokiego misia. (ważne) Próbuje trochę bajerować barmankę, ale słabo mu idzie. Przerzuca się na laskę stojącą obok niego. Najpierw jest prostacko milutki: "no co tam laleńko?, "piweczko może sobie życzysz?", "no pogadaj ze mną, jesteś taka śliczna" itp. Laska uśmiecha się delikatnie, mówi, że nie, dziękuję, odwraca się i stara rozmawiać z koleżanką. Koleś zaczyna być irytujący. Trąca ją, puka w ramię, bawi się jej włosami. (nigdy nie zrozumiem dlaczego sobie nie poszła po prostu!) Ona tylko co jakiś czas mówi: przestań. W końcu koleś łapie ją za tyłek. Tego lasce było za wiele, odwraca się i posyła kolesiowi pare h**ów itp. I NADAL ZOSTAJE W TYM SAMYM MIESCJU oraz, co gorsza, znowu odwraca się do kolesia plecami. (zero instynktu)Pare osób obok śmieje się z typka co on niestety widzi. Nie wytrzymuje. Wstaje, chwieje się, łapie pannę za włosy i wrzeszczy, że on tu jest mężczyzną, że żadna nie będzie mu odmawiać, zwłaszcza taka owaka... Dziewczyna piszy, wyrywa się, kolesia próbują ogarnąć inni faceci, ochrona już w drodze do miejsca zdarzenia... nie zdążyli.
Szybsza od wszystkich była inna dziewczyna; zwyczajna, zupełnie nie jakaś wyjątkowo wysoka czy potężna, słowem: normalna. Ale, ale... Dziewczyna jednym zgrabnym kopniakiem powala kolesia na podłogę, poprawia mu ryj jeszcze pare razy pięścią i krzyczy: a teraz grzecznie przeprosisz panią, palancie! I wyjeżdżasz, dziś dla ciebie już koniec baletu!
Koleś wyrzuca z siebie zwięzłe "sorry" w stronę napastowanej laski i potulnie wychodzi pod rączkę ze swoją pacyfikatorką. Ochrona asystuje im w drodze do drzwi, ale nie wiem kogo bardziej pilnowali: jej czy jego.
Już na dworze (tak, przyznaję się, ten jeden raz postanowiłam być najpodlejszą odmianą gapia i potruchtałam za całą ferajną, zresztą jak ok. 10% ludzi z klubu) panna opowiada/tłumaczy się ochronie: Bo z nim to tak zawsze jest! Napije się i zaraz jak ostatni cham do dziewczyn się zabiera, a bo to raz już dostał wpie**ol od ochrony, albo jakichś facetów? Ode mnie to i tak najlżej, ale tylko ja go umiem raz,a dobrze uspokoić!
I tak dalej.
Wynikało z tej przemowy, że dziewczyna jest koleżanką tego gościa i już nie raz musiała mu spuścić łomot w celu ukulturalniania go.

Pierwszy raz w życiu widziała dziewczynę, która tak sprawnie i szybko powaliła sporego faceta. Aniołki Charliego stają się teraz jakoś bardziej realne...

Warszawa/klub

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 290 (340)
zarchiwizowany

#28659

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia opowiedziana przez kumpla ze studiów, tak nieprawdopodobna, że mi się w pale nie mieści, na szczęście z happy endem. Publikacja oczywiście za jego zgodą.

Mieszka sobie kolega z 3 innymi kolegami w wynajętym mieszkaniu, każdy ma swój pokój. Wśród nich jest, nazwijmy go - Maciek - chłopaczek z jakiejś zabitej dechami wsi i w związku z tym posiadający wielkie kompleksy. Raczej nieśmiały, drobny, stroniący od imprez. (ważne)
Aż tu nagle, pewnego dnia, Maciek jak gdyby nigdy nic wpada do domu z laską pod pachą. Panna (jak wynika z opisu) typu sex bomba, w panterkę ubrana. Czule gładzi Maćka po policzku, przedstawia się i zaraz znikają oboje w pokoju. Koledzy w szoku. O tym co tam przez kilka godzin robili można było domyśleć się po odglosach. (głośnych) Laska wpadała regularnie, wyglądało na to, że wraz z Maćkiem zostali regularną parą. Koledzy stawali na rzęsach, żeby się od chłopaka czegoś dowiedzieć, ale ten, na pytania gdzie ją poznał itp, odpowiadał jedynie zdawkowo. Po kilku tyg., chłopcy zaczęli się trochę wkurzać bo:
-panna notoryczne zostawiała w łazience części swojej bielizny co nie budziło zachwytu dziewczyn pozostałych lokatorów.
-co tu owijać w bawełnę: w chwilach uniesień lubiła sobie pokrzyczeć. Mieszkanie niewielkie - wszyscy słyszeli. Ani się uczyć, ani skupić na czymś innym.
- nie raz, nie dwa zdarzyło jej się wyjść np. do kuchni, niekompletnie ubranej, np. w same stringi... Koledzy całkiem zadowoleni, ich dziewczyny wręcz przeciwnie, więc koniec końców - oni też nie. :)
- od kiedy zaczęli być razem, Maciek z biednego studenta (jak wszyscy) stał się studentem na skraju nędzy. Żył właściwie na wikcie kolegów.
Na pewnej męskiej, mocno zakrapianej imprezie koledzy po raz kolejny chcieli wyciągnąć z Maćka jakieś info na temat jego tajemniczego związku. Wtem Maciek... rozpłakał się. I wzynał kolegom prawdę. Uwaga.... Panna była wynajętą przez Maćka prostytutką. Chłopak, przez swą nieśmiałość nie miał dziewczyny, przez co czuł się gorszy od kolegów. Chciał im zaimponować i poczuć się lepiej więc płacił regularnie prostututce, żeby do niego przychodziła i generalnie udawała jego pannę. Najbardziej szokujące w tym wszystkim jest chyba to, że oni ani razu nie uprawiali seksu. Panna przychodziła i za zamkniętymi drzwiami jęczała pare godzin, w rzeczywistości malując sobie w tym czasie paznokcie, albo oglądając tv. Zostawianie bielizny i paradowanie po domu prawie na golasa było częścią umowy.
Wyjaśniło się też dlaczego Maciek tak zbiedniał w ostatnim czasie.
Panna zwęszyła dobry interes i kiedy Maciek chciał z nią "zerwać" zagroziła, że wszystko kolegom opowie, narobi mu gnoju w towarzystwie i na uczelni.
Męska impreza zamieniła się w kółko pocieszenia, koledzy solennie obiecali Maćkowi pomóc mu w pozbyciu się dzik*i i potem w przezwyciężeniu nieśmiałości.
Następnego dnia dziewczyna przyszła jak zwykle do Maćka, ale nie zastała go. (specjalnie) Nie wiem dokładnie co chłopcy jej zrobili czy powiedzieli, ale podobno uciekała tak szybko, że malo nóg na klatce nie połamała.
Co do samego Maćka to podobno od paru tyg., przy pomocy kolegów, ciężko pracuje nad zmianą wizerunku, regularnie uczęszczając na siłownię oraz imprezy. :)

mieszkanie studenckie

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 319 (357)
zarchiwizowany

#25660

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historyjka będzie o kobiecie świadku Jehowy.
Nie, żebym coś do światków Jehowy miała, ale mnie, a właściwie mojej Matce trafił się wyjątkowo upierdliwy egzemplarz. Babka przychodziła do nas średnio raz w tyg., głuchła na wszelkie sugestie mojej Mamy, że nie, dziękujemy, Mama nie zainteresowana itp. Babka miała to głęboko, nawijała jak karabin przekrzykując nawet wiertatki pracujące w piwnicy. Co jak co, ale zakłócanie spokoju we własnym domu, mojego czy też mojej Matki, wkurzało mnie niesamowicie, więc tylko czekałam kiedy dobry los pozwoli mi kobiecinę spotkać u mych drzwi.
Nastał ten dzień, nieszczęśliwie dla niej bo był to dzień w kótrym dodatkowo dysponowałam mocno wisielczym humorem.
Mama otwiera, po Jej minie od razu skojarzyłam któż to nas nawiedził i jak rakieta wystatowałam do drzwi, w locie podejmując decyzję o, krótko mówiąc... zrobieniu dymu.

[Babka]- Ja pomyślałam, że Pani pewnie jeszcze nie wie....
[Ja] - Aha!!! (wyskakuję zza Matki jak królik z kapelusza)
To PANI!!! TO PANI!!! (postarałam się o minę uciekinierki z oddziału zamkniętego) To Pani mi Matkę na złą drogę sprowadza! To Pani mi tu krzewi pod bokiem te herezje! AAAAAaa... TO PANI!
I tak dalej. Babeczka tylko przez chwilę wyglądała jakby chciała mi odpysknąć. Szybko jednak zdała sobie sprawę, że chyba na serio ma do czynienia z wariatką i jej twarz z sekundy na sekundę przybierała coraz bardziej przerażoną minę. Mój wywód trwał jeszcze z dobrą minutę, ale takiego finału to nawet ja się nie spodziewałam...
[Ja]- Apeluję do Pani serca! Apelują do Pani duszy! Przejrzyj niewiasto na oczy i wróć na drogę Pana! (na koniec, celując paluchem w babkę) Powiadam ci kobieto, przyjdź tu jeszcze raz, a na policję pójdę, do proboszcza i do prezydenta! To jest chrześcijański dom, nie przychodź tu BO DIABŁEM POSZCZUJĘ!
Babka wydawała się w dostatecznym szoku, chciałam zamknąć drzwi. Wtem po schodach zbiegło tornado. Tornado okazało się trzema sąsiadkami z wyższych pięter, sąsiadkami, które miejscowy kościół, zakrystię i samochód proboszcza znają lepiej niż on sam. Ja babkę pojechałam może i mocno, ale ani razu jej nie obraziłam, nie użyłam ani jednego przekleństywa....
Babinki, każda po 1,5 metra, 45 kg wagi, nie przebierały w słowach. Takiego arsenału inwektyw nie spodziewałabym się nawet po najstarszym szewcu. Kobieta zwiewała, mało laczków na schdach nie pogubiła.
Babinki pomachały jej na koniec, a ja zostałam pouczona, że jakby jeszcze sie tu ta bura s**a z szatanem spółkująca pojawiła to wiem gdzie one mieszkają...
Odeszły, pozostawiając mnie i Mamę w szoku.

Kto był najpiekielniejszy pozostawiam do oceny czytelnikom :)

blok

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 205 (297)
zarchiwizowany

#17756

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia, której bohaterką jestem ja sama czyli iście piekielny przedszkolak. Hoć historia krótka, będzie długo ponieważ chcę oddać złożony nastrój chwili.

Koleżanka J. będąc dziecięciem z bogatej rodziny zawsze przynosiła do przedszkola jakieś bajery, typu: Barbie syrenka z NOGAMI w ogonie (panie zrozumieją, że była to sprawa zasadnicza jeśli chodzi o syrenki:) Bajery, na widok których reszcie dzieci wychodziły oczy i wydawały z siebie przeciągłe, namiętne "Łaaaaaaaał!"
Pewnego dnia owa koleżanka przyniosła do przedszkola oszałamiającą LINIJKĘ w której wnętrzu była woda i pływały w niej jakieś brokaty, rybki, kamyczki, słowem wszystko co się świeci i mieni. Dzieci oszalały. J. puchła z dumy.
Nie wytrzymałam napięcia i wypaliłam: J. czy mogę sobie narysować kreskę od Twojej linijki, prooooszę!
J. zmarszczyła się chytrze i patrząc na mnie z wrednym uśmiechem, z najwyższym sadyzmem i satysfakcją odrzekła:NIE.
Skamieniałam. "O żesz ty.... głupia krowo!"-obrzuciłam ją w myśli najgorszą obelgą jaka przysżła mi wtedy do głowy. Poprzysięgłam zemstę.
Cały dzień w przedszkolu spędziłam obserwując J. z zaciśniętymi pięściami i szczękami. Byłam żądna krwi! W końcu moja cierpliwość została nagrodzona: J. dosłownie na chwilę zostawiła swoją bezcenną, lanserską linijkę na paprapecie i poszła w inny kąt sali.
Niczym zawodowy szpieg podkradłam się cicho i powoli do linijki i normalnie, nielegalnie buchnęłam ją.
Było mi mało. Chciałam ZEMSTY!
Sprintem pobiegłam do łazienki i tam w szale, za wszystkie moje krzywdy, za pomocą nóżki w czerwonym buciku zabiłam linijkę rozbijając ją w drobny mak na podłodze, po czym z kamienną twarzą wróciłam do sali czekając na epilog.
J. szybko zorientowała się, że linijka zniknęła. Wszczęła alarm, postawiła na nogi wszystkie dzieci, starszaki, 2 nauczycielki i panią kucharkę. Chciała dzwonić na policję.
Wtenczas do akcji wkroczyłam ja, jednoczeście wspinając się na wyżyny podłości i okrucieństwa. Pełna udawanej obojętności, jak gdyby nigdy nic udałam się do łazienki, niby za potrzebą. W łazience, przed lustrem, przybrałam najbardziej przerażoną minę na jaką umiałam się zdobyć i pędem ruszyłam do sali, niczym Anioł Śmierci ogłaszać tragiczną nowinę.
-J. szybko, szyyybko chodź!
J. pełna najgorszych przeczuć rzuciła się w pogoń za mną, do łazienki, a za nią reszta dzieci, naauczycielki i pani kucharka.
-Właśnie to znalazłam, zobacz! KTOŚ JĄ POŁAMAŁ! -zakrzyknełam.
Prawda była okrutna: linijka leżała rozstrzaskana na ziemi w łazience.
J. rzuciała się na ziemię targana najwyższą rozpaczą, a z jej oczu w jednej sekundzie trysnęły słone fontanny. Dzieci wstrzymały oddech, porażone ogromem tragedii. Nauczycielki skamieniały.
Jedynie mała dziewczynka w czerwonych bucikach wolnym krokiem udała się do sali, aby w samotności móc nacieszyć się swoją satysfakcją, pod nosem wciąż, jak melodię z ulubionej bajki, powtarzając: Było mi pożyczyć....
Jeszcze przed zaśnięciem tegoż dnia na jej twarzy błąkał się delikatny, nieśmiały uśmiech pełen sadystycznej radości...
Nigdy nie miałam wyrzutów sumienia.

THE END

Do dziś zastanawiam się skąd w 5 latce tyle perfidności. :)

przedszkole

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 84 (156)
zarchiwizowany

#17434

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przypomniała mi się jeszcze jedna historyjka z rozwrzeszczaną laską w roli głównej.

Stoję sobie w supermarkecie w kolejce, przede mną jakaś parka. Laska ewidentnie przymila się do kolesia, szepcze mu coś czule do uszka, głaszcze po głowie, tuli się. Wszystko z uśmiechem na ustach. Nagle jej rączka niebezpiecznie zjeżdża do rozporka faceta. Bardzo dyskretnie. Reakcją kolesia było jedynie westchnienie i cichutkie, znudzone :Aaaśkaaa, błagam....
Zmiana na twarzy Aśki była natychmiastowa: z zakochanej kobiety zmieniła się w coś na kształt wiewiórki z cieżką wścieklizną. (była ruda)
-Nie! NO KU**A NIE! Mam cię dosyć! Od tygodnia skaczę naokoło ciebie jak idiotka, chodzę na paluszkach, dogadzam jak umiem! Robię wszystko, żeby było ci miło, ale mam juz tego ku**a serdecznie dosyć! To nie moja wina, że cię wylali! (i najlepsze) Dopieszczaj się sam ty.... PEDALE!!!

Wybiegała ze sklepu. Koleś chciał chyba zapałacić za zakupy, ale nie wytrzymał natrętnych spojrzeń i moich pomruków wydawanych przez powstrzymywanie wybuchu śmiechu. Uciekł również.

Swoją drogą uważam, że to niepoważne robić takie sceny publicznie. Z perspektywy widza to śmieszne, ale gdyby na mnie ktoś wydarł się przy ludziach to chciałabym się chyba zapaść pod ziemię.

market z ptaszkiem w logo. :)

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 141 (201)
zarchiwizowany

#12756

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jedna z historii o rozbiciu przez dzieciaka zniczy przypomniała mi tę, której świadkiem byłam ja w tamtym roku, podobna w sumie:

Stoję sobie w kolejce przed kramem ze zniczami, obok mnie na oko 35- letna babka, mamusia 5-letniego chłopca, dość znudzonego, bynajmniej niezainteresowanego wybieraniem zniczy. Mały zakręcił się: raz, dwa, trzy - kilka zniczy na ziemi, potłuczonych w drobny mak. Kobita zamarła, zawiesiła złowieszczy wzrok na synu, ten z kolei zamyślił się nad rozwalonymi zniczami, wydając z siebie przeciągłe westchnienie (zupełnie jakby mówił "szlag, znowu" :D)

Babka wzniosła oczy do nieba i lekko znudzonym głosem, zwróciła się do sprzedawcy: To ile za te znicze...?
Facet dokonał szybkiego rachunku w pamięci i obiweścił: 50 zł.
Babka strzeliła wzrokiem, synek zrobił przezornie krok do tyłu, myśle sobie "Aha, będzie jazda." Jakże się myliłam... :)
-Panie! To Pan mi daj 50 zł i bierz tego dzieciaka, jeszcze paczkę chipsów dorzucę, okazja!
Sprzedawca i inni ludzie w śmiech, mamuśka też. Z kolei synek nabrał diabelskiego wyrazu twarzy, poczerwieniał, złapał się pod boki i pełnym oburzenia głosem: CO..?! MNIE CHCESZ OPCHNĄĆ?! ZA 50 ZŁ! NOOO, POCZEKAJ, JESTEŚ U TATY... I U DZIADKA! DOIGRAŁAŚ SIĘ!
Prawie popuściłam ze śmiechu, dzieciak oddalił się wielce obrażony, matka szybko zapłaciła sprzedawcy za szkody i z bananem na twarzy dogoniła synka. Na koniec doszło mnie jeszcze:
-Ja za zbicie zniczy mogę mieć karę, ale ty za to co chciałaś zrobić masz przekichane, mówie ci, tata ci da...

cmentarz

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 287 (309)