Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

LudekZWypizdowa

Zamieszcza historie od: 7 grudnia 2011 - 16:30
Ostatnio: 9 grudnia 2015 - 21:56
  • Historii na głównej: 9 z 16
  • Punktów za historie: 7621
  • Komentarzy: 24
  • Punktów za komentarze: 138
 

#60545

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na początek wypada wspomnieć, iż pracuję jako prezenter w pewnym markecie budowlanym. Moim głównym zadaniem jest polecanie produktów moich firm ale ponieważ nie jestem rozliczany ze sprzedaży mam również ogarnięte produkty konkurencyjnych firm. Dziś spotkała mnie podwójna piekielność ze strony jednego klienta.

Podchodzi do mnie klient i zażyczył sobie lakierobejcę Vidaron w kolorze heban indyjski. Wykonuję szybką analizę produktów w głowie i zgodnie z prawdą oznajmiam, że w sprzedaży nie mamy takiego koloru. Grzecznie proszę o przypomnienie sobie dokładnej nazwy i informuję dodatkowo, że kolory jakie są (zbliżone nazwami) to heban brazylijski albo palisander indyjski. Pan się upiera, że to dokładnie ten kolor, który mi podał i na pewno to było kupowane u nas. Pokazuję katalog - tłumaczę ponownie sytuację. Pan nie rozumie, zaczyna fuczeć. Sprawdzam w komputerze - pan fuczy mocniej i podnosi głos, swoje zdenerwowanie okazuje coraz bardziej. Prowadzę pana w odpowiednią alejkę i pokazuję produkty, ponownie tłumacząc sytuację i prosząc kolejny raz o przypomnienie sobie danego koloru (pokazując między innymi wymalowania, może coś by mu wzrokowo zaświtało). I tu następuje piekielność numer dwa. Poczułem, że robi mi się słabo i mogę zaraz odlecieć. Przeprosiłem i usiadłem na puszce farby. Kolega pobiegł po wodę i pracowników. Mi coraz gorzej, pracownicy pomagają położyć się na ziemi i nogi w górę. Ale zapytacie gdzie piekielność o której wspomniałem?

Klient moim zachowaniem, a także moich kolegów był oburzony. Nigdzie nie został potraktowany w ten sposób (czytajcie - olany). Obsługa w tym sklepie stoi na żenująco niskim poziomie, za kogo my się w ogóle uważamy? Czemu jesteśmy tak nie wyedukowani? On sobie musi porozmawiać z kierownikiem i poskarżyć, życzy sobie NATYCHMIASTOWEJ rozmowy z kierownikiem. Kierownik trzyma mi nogi w górze. Pan również nie zauważył, że mam opatrunek na głowie (niedawny wypadek) i nie wpadł na pomysł, że na poważnie może się mi coś być - lepiej krzyczeć i okazywać swoją złość tylko dlatego, że pomylił kolory i upierał się przy swoim...

Market budowlany

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 452 (574)

#59775

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak wiadomo maj to okres komunijny. Dzieci z niecierpliwością czekają na tą wyjątkową chwilę by z radością przyjąć Boga lub jak kto woli prezenty. Każdy rodzic chce by ten dzień był wyjątkowy. Istnieje jednak pewna metoda zwana: "jak zepsuć tą wspaniałą uroczystość". Poniżej opiszę co należy zrobić by dzieci zapamiętały to wydarzenie na długo.

Kim należy być aby zepsuć mszę? Należy być starszą Panią, która w bardzo widoczny (i czasem głośny sposób) okazuje swoją wiarę.
Co należy zrobić aby zepsuć mszę? Należy posiadać swoje stałe miejsce w ławach kościelnych. Miejsce to należy zajmować na każdej mszy. Należy również mieć kilka koleżanek w podobnym sobie stylu bycia. I miejsca tego pod żadnym pozorem nie należy opuszczać.

Sprawa zazwyczaj wygląda tak, że pierwsze rzędy ławek są zarezerwowane dla dzieci pierwszokomunijnych, a następne za dziećmi są dla ich rodziców. Jednak pojawia się pewny zgrzyt, gdy wyżej wspomniane starsze Panie zalegają w miejscach przeznaczonych dla dzieci komunijnych. Sprawa się komplikuje gdy na prośby, groźby nie chcą ustąpić tych miejsc (wyobraźcie sobie sytuację 5 starszych pań ubranych po "cywilnemu" otoczonych gromadką białych dzieci). Msza miała się już rozpocząć parę minut temu, jednak panie stanowczo i uparcie obstają przy swoim. Na krzyki rodziców i jeszcze głośniejsze zdrowaśki patrzą ze zdziwieniem i smutkiem dzieci. Najgorzej gdy nie pomagają nawet nawoływania księdza i tłumaczenia. Sytuację w bezkrwawy sposób udało się załagodzić dopiero 5 księżom, którzy wspólnymi siłami, w im tylko wiadomy sposób namówiły Panie do opuszczenia kościoła.

Jutro kolejne msze komunijne, ciekaw jestem czy sytuacja się powtórzy...

No to chyba w kościele było...

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 635 (727)

#53408

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wspomniałem w poprzedniej historii, iż pracuję jako prezenter w markecie budowlanym i polecam farby. Myślałem, że o temacie farb wiem dużo, dział mam ogarnięty, a moja wiedza i wyszkolenie pozwala mi na wykonywanie tej pracy. Niestety dzisiejszy dzień pokazał że byłem w błędzie, sprowadził do pionu i zweryfikował to, że jednak brak mi kompetencji na piastowanie tego stanowiska.

Dziś po prostu nie potrafiłem obsłużyć klientki, pierwszy raz nie byłem w stanie polecić jakiegokolwiek produktu. No ale rodzi się pytanie: dlaczego?
Ano dlatego że Pani przyszła kupić (uwaga!) białą farbę w kolorze fioletowym. Po upewnieniu się czy dobrze usłyszałem, przystąpiłem do nieskutecznych prób wytłumaczenia owej Pani, że nie ma takiego produktu. To mogło zakończyć się w jeden sposób: awanturą jaką miałem pierwszy raz. Soczyste kur*y i ch*je leciały w moją stronę. Krzyk był na tyle głośny iż Pani rozpoczęła widowisko - na seans przyszli klienci i pracownicy z innych działów.

Uprzedzając Wasze pytania: Pani nie chodziło o białą farbę w fioletowym opakowaniu (również fioletową w białym), nie chodziło jej również o białą bazę i pigment do tego. Po prostu chciała kupić farbę jednocześnie białą i fioletową (w jednym opakowaniu). Więc może pomożecie w komentarzach doszkolić mnie w temacie, bo do tej pory nie bardzo rozumiem całą sytuację.

Kończąc tą historię: jedna awantura na sobotę to mało niestety. Awantury miałem dwie: pierwsza opisana wyżej, w tej drugiej byłem winny złego doboru produktów. Klient przyszedł z pretensjami, ponieważ ktoś doradził mu złe produkty i po prostu się zgryzły i złuszczyły. No zdarza się, można rozpatrzyć reklamację ale jest jeden problem. Pan zakupu dokonał u konkurencji, wyżyć przyszedł się do nas (właściwie na mnie, pechowo trafiło).

Market budowlany

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 775 (829)

#53048

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję jako prezenter w pewnym markecie budowlanym dla jednej z firm produkujących lazury, lakiery, oleje i inne podobne produkty przeznaczone do ochrony drewna. Moim głównym zadaniem jest sprzedaż produktów swojej firmy ale ponieważ nie jestem rozliczany ze sprzedaży, staram się jak najlepiej dopasować produkt do potrzeb klienta. Co za tym idzie, często zadaję dużo pytań kupującym.

Przychodzi [P]an, ładnie ubrany, koszula, krawat, w łapce Galaxy S3. Podchodzę więc i do dzieła:
[Ja] Dzień dobry, w czym mogę pomóc?
[P] Potrzebuję pomalować drewno na ciemny dąb.
[Ja] Dobrze, co pan potrzebuje pomalować?
[P] (zaczyna podnosić głos) Przecież mówię panu że drewno!
[Ja] Na zewnątrz czy wewnątrz?
[P] Zewnątrz! Dąb ciemny!
[Ja] Było już wcześniej malowane? Pamięta pan jakim produktem?
[P] Tak, ciemnym dębem i po to tu przyszedłem.
[Ja] Widać może połysk czy wykończenie jest matowe?
[P] To jest ciemny dąb!

Widząc już, że nie bardzo się z nim dogadam, przedstawiam możliwe do zastosowania produkty. W tym momencie Pan wpada w szał.

[P] Idioto jeden, nie rozumiesz co do ciebie mówię? Przyszedłem tu kupić DĄB CIEMNY i nie chcę ŻADNEGO innego produktu!!
[Ja] Dobrze, ja pana rozumiem, ale dąb ciemny to tylko nazwa, tak samo nazwany kolor różnie wygląda u różnych producentów, proszę sobie dopasować kolor wzrokowo (pokazuję na wymalowania).
[P] Ja pier**le, człowieku, kur*a, ty mnie chyba nie rozumiesz! Robisz ze mnie idiotę przy ludziach czy jak? Przyszedłem tu po DĄB CIEMNY i chce kupić DĄB CIEMNY I TY MASZ MI GO SPRZEDAĆ DO KUR*Y!!

Zgodnie z życzeniem, podaję bardzo dobry jakościowo produkt i bezpieczny do zastosowania (żeby się nie zgryzło z poprzednim czy coś). Pan odchodzi, przychodzi na dzień następny z ogromną awanturą. Wizyta z dyżurnym na stoisku i skarga na mnie (i oczywiście darcie mordy), że źle dopasowałem produkt, że nie doradziłem, że nie wysłuchałem i że wcisnąłem g*wno. Co ciekawe pan pomalował pół ściany domku zanim zorientował się że to nie ten kolor/odcień. Pan, na szczęście coś kupił, zdarzają się często tacy jak on, którzy przychodzą tylko rozładować swoją złość na pracownikach i wychodzą.

Jednak na koniec tego dnia spotkało mnie również coś zabawnego: już luźno, mniej klientów, stoję z kolegą przy mieszalniku, akurat przygotowywał farbę dla klienta. Mieszalniki mamy dwa: shaker (wstrząsa farbą) i wirówkę (obraca farbą). Przychodzi do nas pewna blondi, przygląda się chwilkę co robimy, patrzy przerażonym wzrokiem na te mieszalniki (akurat puszka była w wirówce) i mega poważnym tonem pyta:
- Przepraszam, wy tu macie nowe pralki czy tylko używane?

Market budowlany

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 459 (519)

#42126

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Brakuje mi słów na to, czego byłem dziś świadkiem.

Siostra korzysta z pomocy opieki społecznej. W ramach tego dostaje raz w miesiącu przydział żywności: mleko, ryż, mąkę, takie tam rzeczy najbardziej potrzebne, które finansuje Unia Europejska z jakiegoś tam programu i które nie są przeznaczone do sprzedaży. Pojechałem z nią jako kierowca, bo trochę tego do odbioru jest i ciężko jest się zabrać.
Ona stała w kolejce, ja z boku obserwuje ludzi: z magazynu wychodzi dwóch mężczyzn wyglądających jak żule. Brudni, nieogoleni. Wyszli, rozstawili się niedaleko wyjścia i... zaczęli sprzedawać rzeczy które dostali. Z tego co słyszałem mleko było po 1 zł. Zgrzewka wychodziła więc po 12 zł. Ci co mieli gotówkę odkupili, bo widać było że się im to przyda. A panowie ze smykałką do interesów z pewnością upłynnią pieniądze.

opieka społeczna

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 539 (607)

#23313

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zaobserwowałem ostatnio piekielność ze strony pewnego pana.

Pan ten za cel swojej rozrywki obrał sobie górkę w pobliżu mojego bloku, na której najczęściej bawią się małe dzieci - zjazdy na sankach, bałwany i te sprawy. Pan ma psa, dużego psa. Wiadomo, że duży pies to duża kupa. Pan po swoim psie nie sprząta. Gorzej - pan kupy po swoim psie przysypuje delikatną warstwą śniegu tak aby nie było ich widać i szybciutko ucieka. Do specjalnie ustawionego kosza na psie odchody ma może 10 metrów, są tam nawet darmowe torebki na kupy.
No ale lepiej zostawić taką kupę, może akurat jakieś dziecko w nią wpadnie i się ubabra, a pan będzie miał dodatkową rozrywkę.

osiedle

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 606 (690)

#21779

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia piekielni.pl/19836 skłoniła mnie do napisania poniższej historii. Działa się ona parę godzin wstecz, słyszałem ją podczas spaceru z psem, więc tekst jest dobrze odzwierciedlony. Pod blokiem stało trzech chłopaków, w wieku 15 lat (znam ich z widzenia). Jeden z nich dzwonił do pewnej dziewczyny w moim bloku, powiedzmy Violi (też 15 lat). Oto co powiedział:

- Siema! Co robisz? No to zejdź do nas, czekamy pod blokiem, bo Paweł chce sobie poruchać, dobierał się do Klaudii ale spierd*liła mu do domu. Spoko, to czekamy na ciebie, narka!

PS: jedna dziewczyna z naszego bloku, w wieku 15 lat chodzi już z brzuchem ;)

osiedle

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 645 (735)

#22009

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wszyscy wiemy iż ludzka głupota jest nieskończona. Oto jeden z przykładów tej głupoty. Osiedle na którym mieszkam jest o tyle fajnie zbudowane iż jest na nim wiele dróg pożarowych i odpowiednie służby nie mają problemu z dojazdem do budynków. Służą one również jako deptaki dla ludzi. W jednym z bloków wybuchł pożar. Straż pożarna wezwana, wozy po kolei dojeżdżają pod wskazany adres ale jeden nie bardzo może przejechać. Dlaczego? Ponieważ ONA (jakaś starsza kobieta która miała predyspozycje do bycia plastikiem) szła środkiem drogi pożarowej uniemożliwiając przejazd. Zwrócenie uwagi skutkowało tekstem: "bo ona idzie po chodniku i ma prawo". Dopiero strażak, który wyszedł z wozu siłą usunął ją z drogi, wpychając w krzaki.

osiedle

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 872 (890)

#20678

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z dziś rano.
Dzwonek do drzwi, podchodzę, patrzę przez wizjer, a tam [P]olicja. Otwieram.

[P] Dzień dobry, porucznik Borewicz, dostaliśmy informację, że znosi Pan do domu martwe zwierzęta.
[Ja] O.o
[P] Możemy wejść?
[J] Proszę.
Wchodzą do salonu, leży tam mój pies.
[P] To ten martwy pies? Co mu jest?
[J] Śpi.
[P] Z otwartymi oczami?
[J] Tak, narkoza pewnie działa jeszcze, miał czyszczone zęby.
Wykonali telefon do lecznicy, wszystko gra.
[P] Ma pan jeszcze jakieś zwierzęta?
[J] Za wami jest królik, proszę nie podeptać.
[P] A w tamtym pokoju co są drzwi zamknięte?
[J] Tam śpi mama ale bez narkozy i żyje.

Jak to miło, że sąsiedzi tak o mnie dbają i dzwonią na policję już kolejny raz nie mając przyczyn... Chyba mnie nie lubią.

Dom

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1075 (1105)

1