Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Michik

Zamieszcza historie od: 4 września 2011 - 20:55
Ostatnio: 28 stycznia 2015 - 21:11
  • Historii na głównej: 1 z 6
  • Punktów za historie: 1075
  • Komentarzy: 18
  • Punktów za komentarze: 26
 

#17642

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z moim mężem (który nie jest Polakiem i nie bardzo umie, ale bardzo lubi mówić po polsku;) w roli głównej.

To było podczas naszej pierwszej wspólnej wizyty w Polsce (nie byliśmy jeszcze małżeństwem). Miałam wtedy tak potworne zapalenie gardła, że praktycznie nie mogłam mówić i dlatego nie zareagowałam.

Szliśmy do małego marketu po jakieś drobne zakupy, gdy zaczepił nas żul [ż] (drugi stał jakieś 10 metrów dalej - czekał na kolegę). Spojrzał na nas i chyba stwierdził, że trzeba to załatwić po męsku, bo mówił tylko do mojego męża [MM]:
[ż] - Panie, daj pan trochę grosza na jedzenie...

Mój mąż zrozumiał z tego tylko słowo: ′jedzenie′, więc otworzył portfel po stronie banknotów. Żul, jak tylko to zobaczył, krzyknął do swojego kompana od butelki:
[ż] - Ty patrz, on papierowe wyciąga, ale sobie nakupimy jaboli...

Małżonek znowu zrozumiał tylko jedno słowo, a że ma dobre serce, to musiał zareagować:
MM (rozbrajająco zatroskanym tonem) - Ojej... boli? Chodź!

Po czym zaciągnął go za ramię do tego samego marketu, gdzie sami mieliśmy się udać i mu kupił... Ibuprom :D

szalony mąż

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 795 (869)

#30685

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu gdy siedziałam przed moim domem i z nudów obserwowałam samochody zobaczyłam, że jeden z nich zwolnił. Wysiadła z niego babka w średnim wieku z uwieszonym przy łokciu chłopcem. Wrzuciła do rowu jakieś pudełko, zapakowała się do wozu i z piskiem opon odjechała.

Pełna najgorszych obaw pobiegłam tam, wlazłam do rowu i wyciągnęłam z niego owo pudło. Otworzyłam je i aż serce we mnie stanęło. W środku siedziała/leżała ciężarna kotka z (jak się później okazało) wstrząsem mózgu. Po 4 dniach nieustannej opieki, kotka okociła się, po czym zeszła z tego świata. W tej chwili siedzę na kanapie, a obok mnie (i na mnie)leżą 3 (jeden z nich dołączył do mamusi) prześliczne kociaki. Co ludzie robią ze zwierzętami?!

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 738 (802)

#29857

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tak gdzieś w komentarzach było wspomniane o różnych "odpadkach", które można zbierać, przekazywać innym firmom i dzięki temu zbierane są środki na wózki czy inne niezbędne rzeczy dla niepełnosprawnych.

U nas w straży (już tłumaczę: moje pogotowie jest przy straży, ja sam nie jestem strażakiem) wisiał taki skrzynek zabawny i tam się wrzucało zakrętki plastikowe. Co dwa-trzy dni (w ustalone dni oczywiście, nie tak raz w poniedziałek raz środę) przyjeżdżała firma i opróżniała to. Ludzie nawet chętnie biorą udział w tego typu akcjach. Codziennie przychodzili i dorzucali. Taka zakrętka generalnie i tak nikomu nie jest przydatna, a można symbolicznie dorzucić się do czegoś "większego" i to w sumie za darmo. Dodam jeszcze, że my siedząc w środku (ani nawet bezpośrednio przed strażą) nie widzieliśmy tej skrzynki ponieważ znajdowała się ona z drugiej strony, przy głównym wejściu.

Jakiś czas temu siedzimy ze strażakami i wchodzi pan Korkowy, który jeździ autem do takich różnych punktów i zbiera te nakrętki (w sensie, gość z tej firmy, która to prowadzi - koleś robi to za darmo, a jego żona przekazuje nakrętki do przerobienia czyli wysyła do tej firmy).

Korkowy - Cześć chłopaki, była może tu moja żona po nakrętki?
Strażak - Eee... W każdym razie nie widzieliśmy.
K - A wiecie, bo skrzynka jest pusta. A wydawało mi się, że miałem ja dziś pojeździć, a to już któraś pusta skrzynka. Żona telefonu nie odbiera.

Sorry, nic nie widzieliśmy.
Za trzy dni ta sama sytuacja. Do tego gość mówi, że żona wcale nie zbierała ostatnio. Tak pomyśleliśmy, że może akcja się ludziom znudziła? I nikomu się nie chce latać z tymi korkami do skrzynki. No, ale tak nagle w kilku punktach...?

I tak przyjeżdżał co kilka dni i korków albo nie było wcale albo było kilkadziesiąt tylko (co przy skrzynce mieszczącej kilkaset lekko to trochę mało). Sprawa tak nas wciągnęła, że zaczęliśmy czatować i pilnować tej skrzynki. Ale ludzie nadal przychodzili i wrzucali. I to sporo. Przesiedzieliśmy tak trzy dni. Jak popaprani. Wszystkie zmiany latały co chwilę i patrzały czy w skrzynce coś jest. Super, była prawie pełna. Ludzie znów biorą udział w akcji, świetnie! I teraz dzień opróżnienia. Mnie osobiście nie było w pracy, ale znam relację.

Podjeżdża srebrne, całkiem zadbane kombi. Samochód z tych nowszych (marka mi umknęła, ale jest nieistotna). Wysiada z niej jakaś babeczka, i podlatuje do skrzynki. Chłopaki wylecieli i obserwują (myśleli, że chce coś dorzucić). Ale nie... Babka podkłada wór i otwiera skrzyneczkę od dołu i sypie korki. Chłopaki patrzą po sobie, kobiety nie znają, żona Korkowego to nie jest, sam Korkowy nic nie mówił, że kto inny przyjedzie (a jak miało tak być, zawsze nas informowali żeby pokierować do skrzynki jak ktoś nowy przyjedzie). W końcu jeden z kolegów podszedł do pani.

Strażak - Przepraszam? Pani została wysłana przez firmę?
Pani - Nie. - Pada zupełnie beznamiętnie. Nawet nie odrywa wzroku od czynności, tylko ją kontynuuje jakby nigdy nic.
S - Pani wybaczy, ale te korki należą do firmy IX. I tu przyjeżdża już taki pan i je zbiera...
P - No i?
S - No i musi pani to zostawić.

Tu się pani chyba zdenerwowała. Bo rzuciła wór i ruszyła w stronę strażaka.

P - Panie! Ja na wszystko w życiu ciężko pracowałam! A dlaczego na nich ktoś coś zbiera!? A na mnie NIE!

Strażak, nie powiem, trochę zdębiał.

S - Co pani robi z tymi zakrętkami?
P - Jak co? Wyrzucam!

Aha... Czyli pani kilka razy w tygodniu traciła paliwo, czas i pieniądze, aby pojeździć po mieście i pozabierać nakrętki, których przetworzenie daje pieniądze na sprzęt rehabilitacyjny dla dzieci, tylko dlatego, że na panią nigdy nikt nic nie zbierał...? Logiczne. Prawda?

Na koniec dodam, że po "uprzejmym" donosie, że na państwowym budynku, prawdopodobnie bez umowy, wisi skrzynka, za której wiszenie nikt nie płaci, kilku przemiłych panów przyjechało i kazało ją zdemontować (nie była to skrzynka wyznaczona przez fundację od nakrętek, tylko ci państwo w kilku punktach, u nas za zgodą "góry", powiesiło swoje skrzynki i nagłośniła w okolicy akcje).

Ale strażacy i tak się nie poddali, zbierają nakrętki po cichutku i trzymają w środku, a pan po cichutku przyjeżdża i je zabiera.
Po cichutku, żeby jakiś rozżalony obywatel nie przyczaił się i nie zdradził podziemia nakrętkowego.

Nakrętki :)

Skomentuj (57) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1554 (1600)

#1741

przez ~bodzio ·
| Do ulubionych
Bramki na autostradzie A2, podjechaliśmy w doborowym towarzystwie, gdzie 3 osoby prócz kierowcy pod wpływem. Rozmowa kolegi z panią w okienku.
Pani z okienka: - Dzień dobry!
Klient: - Dzień dobry, dwa bigmac'i i może frytki do tego.
Pani z okienka (zupełnie spokojnie): - 12 PLN proszę, odbiór w następnym okienku! (12 PLN to cena przejazdu, a następna bramka jest jakieś 50 km dalej).

A2

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 792 (916)

#14513

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkam w bloku na parterze, więc mam przydzielony ogródek w którym stoi leżaczek, parasol i inne pierdółki. Ogólnie takie miejsce dla relaksu. Sytuacja z dziś. Gorąco było, więc korzystając z wolnego poszłam się poopalać. A jest u nas taka babinka, której 2 wielkie psy bardzo często załatwiają się u niej na balkonie - zwyczajnie w życiu nie wychodzą na dwór. Otóż pani ta notorycznie spycha wielkie kupska swoich pupili do mnie do ogródka. Błahostka, ale ciepło jest i zaczyna śmierdzieć. Lecz kiedy usiadłam na psiej kupie, bo ta wylądowała u mnie na leżaku (nie zauważyłam, leżak ciemny) nie wytrzymałam.
Cały dzień czekałam na rundkę bowlingu pani na balkonie. Nadeszła "upragniona chwila" kiedy pani łapie szczotkę i spycha wytwory na dół. Wyleciałam na środek ogródka i krzyczę do pani:
[J]a: Czemu mi tu pani psie kupy zrzuca?!
[S]ąsiadka: A co ja mam z nimi robić?
J - Najlepiej zapobiec, na przykład wyjść z psami!
S - Ale ja nie mam czasu.
J - To po co pani dwa psy jak pani dbać o nie nie potrafi?
S - Pani powinna być ZADOWOLONA (!), że nawożę, użyźniam ogródek nieodpłatnie!
I zniknęła.

Blok.

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 724 (838)

#30336

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
O to jak zostałem posądzony o gwałt.

Pewnego dnia przyszedł do mnie kolega ze znajomą nas zapoznać, ale że podlewałem ziemię, to u nas błoto było i się dziewczyna poślizgnęła oraz pobrudziła. Cała koszula i ręce w błocie to dałem jej świeży ręcznik z szafki, rolkę ręczników papierowych, mydło i najładniejszą i najlepszą koszulę jaką miałem. Poszła do łazienki i za 20 min wyszła normalnie ubrana, tyle że w mojej koszuli. Pogadaliśmy sobie w trójkę w salonie, pograliśmy, pośmialiśmy, super fajnie, ale że późno to poszli do siebie.
Pożyczyłem jej moją koszulę i umówiliśmy się, że przy okazji odda.

Dziś rano, starszyzna w pracy, młode u kolegi nocuje, to sam z psiunem śpimy smacznie, śniąc o domu z PRL′u (poważnie, nie wiem skąd, ale śnił mi się taki dom) i słyszę łomot w drzwi jakby taranem wyważano.
Wstaję, spodnie na siebie i otwieram drzwi z spojrzeniem pijanego mistrza.

Co widzę? A mamusię koleżanki z moją koszulką, która zaczyna się wydzierać:
(przekleństwa wycięte więc monolog o 9/10 krótszy).

- CO TY SOBIE MYŚLISZ?!?! ZGWAŁCIĆ CHCIAŁEŚ MOJĄ CÓRKĘ!! JA POLICJĘ ZAWIADOMIĘ!! ZOBACZYSZ GNOJU TY JEDEN!!!

Teraz wiem czemu dżentelmen to żywa skamienielina.

Preprehistoria-dżentelmen i piekielna mamusia

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 828 (872)

#18477

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wystawiłam na Allegro używane buty - botki na wysokiej szpilce.

Pierwszy mail z zapytaniem napłynął od mężczyzny. Pan był bardzo zainteresowany czy buty były noszone, jak długo i jak często, przez kogo i czy mają na podeszwie ślady noszenia, np zabrudzenia, obtarcia i zakurzenia?

Myślałam, że bada jak mocno zużyte są buty, bo nie chciałby kupić zniszczonego towaru. Pan dopisał jednak, że jeśli okaże się, że buty mają startą i przybrudzoną podeszwę (i były noszone przez piękną kobietę), to on... chętnie je odkupi!

Ubawiłam się, odpisałam lakonicznie i myślałam, że sprawa zakończona.

Tymczasem Zainteresowany nie dawał za wygraną. W kolejnym e-mailu dowiedziałam się ile ma lat i jak się nazywa. Pan chciał kilkukrotnie przebić cenę sklepową! Zależało mu, żeby buty koniecznie nosiły ślady noszenia i używania ich przez piękną damską stópkę, m.in. miały zdarte obcasy, ślady piasku, przytartą i pobrudzoną podeszwę, itp. Po tym jak je zakupi miałam jeszcze ubrać je 2-3 razy w drodze po zakupy, do pracy albo na spacer, aby były na nich świeżutkie zabrudzenia, a po przyjściu zdjąć, zapakować i wysłać. Ich myciem, czyszczeniem i polerowaniem zabrudzonej podeszwy miał się zająć osobiście. Gdybym zaś zdecydowała się wysłać mu swoje zdjęcie w rzeczonych butach, cena miałaby wzrosnąć o dodatkowe 10-20%.

Jednak największym zaskoczeniem była dla mnie propozycja, że może nie tylko płacić mi za buty tyle ile każę, ale czyścić je i odsyłać (!) bym ponownie je nosiła i mu sprzedawała, czerpiąc z niego korzyści...

Później w historii zakupów tego Pana znalazłam nie tylko używane damskie szpilki, ale i damskie rajstopy i pończochy. Zastanawia mnie ile kobiet skorzystało z jego, jakby nie było, atrakcyjnej finansowo oferty, ujawniając tym samym swoje dane osobowe, numer telefonu i adres zamieszkania.

Allegro

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 485 (539)

#50544

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Piłem wczoraj kawę ze sprzątaczką. Taka fajna miła dziewczyna. Ponieważ miałem ochotę na kawę, a jakimś zrządzeniem losu byłem sam w firmie, bo reszta się gdzieś rozprysła po naprawach, a widziałem że się dziewczyna stara, zawołałem po prostu - Ewka, chodź zrobię Ci kawy. No i dziewczyna przystała na propozycję.

Panie sprzątające zmieniają się w naszej firmie jak rękawiczki. Po prostu firma która Ich wzięła pod "łaskawe skrzydła" nie bawi się w sentymenty. No i usłyszałem monolog, który mnie zwalił z nóg dosłownie.

- Panie! - zatrudniła mnie ta franca na umowę ale stawki to mi takie dał,a że głowa boli. Żeby było weselej, paniusia poszła do pośredniaka, wydębiła na utworzenie etatu całkiem niezłą kasę, bo na mnie jedną jak się dowiedziałam jest ok 3000 miesięcznie przelane do firmy. Wymagania cholera jak nie wiem co, kontrole, cuda wianki. Za to od dwóch tygodni jadę tę budę własnym mopem, bo nie mogę się k**** doprosić o nowy. Na dodatek nie dostaję ani worków na śmieci, ani nawet ręczników papierowych od dwóch tygodni też nie przywiozła! Za to na drugim obiekcie (bo ja jeszcze sprzątam "tam" i w trzeci miejscu) to już całkiem im odwaliło! O ile jeszcze kierowniczka jest OK, to te cholery z biura taki syf robią, że głowa odpada. Po dniu pracy kubka nie chce się żadnej odnieść po kawie i umyć, a nóg to chyba żadna w domu nie wyciera, bo takiego błota pod biurkami to nawet u was nie ma, a wy latacie po terenie. Poza tym wiadomo, że jak klienci chodzą to musi być brudno! To ja na sali dla klientów firmy przetrę zawsze o 15 i jest jako tako, ale w deszcz to muszę tam co godzinę być. To i jestem ale paniusie zza kontuaru to by chciały chyba wersal tam odpier*(!) Żebym się nie starała to może jeszcze, ale naprawdę zasuwam jak mały samochodzik. No ale nie! Skarga do kierowniczki, bo jest brudno. Pytam się gdzie? Na sali obsługi, w czasie deszczu?? To normalne! Więc wczoraj na zwróconą uwagę wygarnęłam co myślę i rzuciłam mopa w kąt. Niech sobie larwy same sprzątają za te pieniądze! Biorą cholery z Urzędu pracy na mnie trzy tysiące złotych miesięcznie, kuzynka tam pracuje to wiem, a wie pan ile ja dostaję? Pięćset złotych brutto! Szlag by ich trafił! Za trzy obiekty! Razem muszę umyć prawie sześćset metrów podłogi! Zaczynam od dziesiątej tak jak tu u was, a kończę około dwudziestej jak dobrze pójdzie, bo nie zawsze w tym trzecim obiekcie się da posprzątać od razu. Jak zasyfią podłogę to trzeba na dwie tury, a jak!

Posłuchałem i mnie "rozwaliło" dosłownie w kawałki. Jakim trzeba być s***synem żeby zatrudnić kobietę, matkę dzieci i mimo że bierze się miesięcznie kwotę kosmiczną na tego pracownika, dać mu za jego harówę takie śmieci. Żeby ta dziewczyna się obijała, pracowała niestarannie, ale nie! Widziałem jak nasza firma jest sprzątnięta, ta dziewczyna naprawdę jest solidna.

Następnego dnia rano spotyka mnie i słyszę tekst:
- Wie pan co? Dzwoniły te larwy z tej drugiej firmy! Prosiła kierowniczka żebym wróciła, bo sobie rady nie dają! Już ja im k* tam wrócę! Żeby się nie zdziwili... za te pieniądze!?

Pomyślałem, że w sumie racja.

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 625 (773)

#20722

przez (PW) ·
| Do ulubionych
A teraz o moich kochanych sąsiadach.
Rzecz się dzieje o pewnej Pani z mojego bloku, która mieszka nade mną, ale w drugim pionie, czyli nie bezpośrednio nad moim mieszkaniem tylko po drugiej stronie klatki.

Pani, nazwijmy ją Kociarą, ma w mieszkanku bodajże cztery rasowe koty, które ma z przeznaczeniem na rozród, czyli jakby nie było, ma małą hodowlę.

Balkon ma jednak otoczony siatką, więc koty nie łażą po sąsiadach, na klatce nie śmierdzi bo przecież Kociara musi dbać o higienę, by koty dobrze się sprzedawały, hałasu też nie ma, nawet latem kiedy koty się wygrzewają na słońcu. Ogólnie luzik, nikt nigdy nie miał nic przeciwko.

Do momentu kiedy Kociara zajechała pod blok nową Toyotą RAV 4... Oj zaczęło się dziać.

Pewnego dnia otwieram drzwi, a tam sąsiadka z petycją/skargą do Spółdzielni, że te koty przeszkadzają, hałasują, śmierdzą i ogólnie fe i be, trzeba tą hodowlę z bloku wykurzyć. No cóż asertywnością nie grzeszę, ale się postawiłam. Podobno z naszego bloku tylko Ja i jeden sąsiad (taki troszkę pijaczek) pisma nie podpisał.

Toyota teraz parkuję na drugim parkingu, aby się nie rzucać w oczy. Tak, zazdrość potrafi ludzi zmotywować do działania...

małe miasteczko duże buractwo

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 689 (739)

#18947

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
W moim ulubionym sklepie monopolowym zatrudniono niedawno nową ekspedientkę.
Kobieta ta, czterdziestoparoletnia "gotowa na wszystko", upodobała sobie wkurzanie co młodziej wyglądającej klienteli. Ot tak, bez powodu chyba, bo przecież kota jej skarpetką nie udusiłem.
Wkurzanie objawia się sprawdzaniem dowodu po trzy razy na jedne zakupy, głośnym komentowaniem zakupów i kupujących, maniakalnym wręcz zwyczajem dotykania ludzi (to rękę na ramieniu położy, to wydając resztę KONIECZNIE musi ją włożyć komuś po monecie do ręki, etc.), sadystycznie długim opowiadaniem o własnych dzieciach... Do niedawna ograniczyłem się jedynie do unikania bycia złośliwym, dziś jednak miałem gorszy dzień.

Wszedłem do sklepu w poszukiwaniu papierosów dla mojej matuli, sam nie palę więc wiecznie mam problemy z zapamiętaniem nazw marek.
- Dobry wieczór, przyszedłem po papierosy dla mamy. - powiedziałem i zacząłem szukać wzrokiem znajomego wzoru, dzięki któremu mógłbym podać nazwę.
- No! - ponagliła mnie po całych dwóch sekundach.
- Chwilkę, muszę sprawdzić...
- NO! - tym razem mi już przerwała.
Na szczęście znalazłem odpowiednią paczkę i od razu podałem nazwę. Ekspedientka położyła towar na ladzie i uśmiechnęła się jak kot.
- Dowód. - zakomenderowała.
- Przecież mnie pani zna... - powiedziałem, ale wyciągnąłem dokument, chce niech ma.
- Mogę do ręki? - zapytała już wyrywając mi plastik z dłoni.
Złe we mnie wstąpiło i dogadało się z Dobrym, że sytuacja wymaga jednak radykalnych środków. Cofnąłem się o krok.
- Może najpierw jakieś kino i kolacja?
- Ja zboczeńcom sprzedawać nie będę. - powiedziała obrażona i schowała papierosy pod ladę.
- A ja zadzwonię do Inspekcji Handlowej, mandat na 500 złotych może panią czegoś nauczy.
- Matko boska! Tyle pieniędzy! - niemal rzuciła we mnie paczką, przyjęła należność bez liczenia i od razu uciekła w drugi kąt pomieszczenia.
- Dobranoc. - powiedziałem wychodząc, przysiągłbym, że zamykając drzwi usłyszałem westchnienie ulgi.

sklep

Skomentuj (48) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 568 (778)