Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Nymphetaminka

Zamieszcza historie od: 3 września 2011 - 14:21
Ostatnio: 3 lipca 2013 - 13:57
  • Historii na głównej: 2 z 7
  • Punktów za historie: 3283
  • Komentarzy: 20
  • Punktów za komentarze: 104
 
zarchiwizowany

#51516

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia dosłownie sprzed chwili. Może niektórym wyda się mało piekielna, ale dla mnie świadczy o lekceważącym stosunku policji do innych ludzi.

Narzeczony zauważył sporą ilość krwi przed naszymi drzwiami do mieszkania, zjechał windą na parter, w której również była znaczna ilość krwi. Na parterze mnóstwo krwi, nie wyglądało to raczej na krwotok z nosa. Postanowiliśmy zadzwonić po policję, w obawie, ze ktoś został napadnięty bądź poważnie się uszkodził. 10 minut minęło, dwoje funkcjonariuszy się zjawiło.

Konwersacja nie była zbyt ożywiona, w każdym razie policjanci byli mocno zniesmaczeni faktem, że ktoś zawraca im głowę.

P: To pani wezwała policję?
Ja:, Nie, narzeczony.
P: Co się stało?

No to ja mu opowiadam "zauważyliśmy mnóstwo krwi tu pod drzwiami, w windzie, na parterze, więc postanowiliśmy zadzwonić po policję.

P: Widziała Pani kogoś?
Ja: Nie.
P: Ktoś wzywał pomocy?
Ja: Nie, ale z uwagi na spore ilości krwi uznaliśmy z narzeczonym, ze należy Państwa zawiadomić. Komuś mogło się coś stać. Ktoś mógł się przewrócić, doznać jakiegoś urazu albo, nie daj Boże, zostać napadnięty. Poza tym dlaczego krew była akurat pod naszymi drzwiami?
P: (z wkurzoną miną) To mógł być tylko krwotok z nosa.
Ja: No trochę zbyt dużo tej krwi jak na krwotok tylko z nosa.
P: Widziała Pani kiedyś jak dużo krwi może pójść z nosa?
Ja: Owszem, widziałam, niejednokrotnie ale nigdy aż tyle krwi.
P: (wyraźnie coraz mocniej podenerwowany) Nie wiem po co nas wezwano, nic tu się nie stało.
Ja: Nie wiem co się stało, ale uważam, że na wszelki wypadek należało to zgłosić.
P: Nic się nie stało!
Ja: W takim razie "Najmocniej przepraszam", że fatygowaliśmy Państwa bez uzasadnionej przyczyny...
P: No.

I poszli.

Grunt to zaangażowanie w służbę społeczeństwu.

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 48 (248)
zarchiwizowany

#17030

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
No to kolejna, nie wiem czy dobra, ale w każdym razie mało sympatyczna krótka historyjka.

W moim dawnym gimnazjum, nauczaniem katechezy zajmowały się siostry Nazaretanki (mało przyjemne osobistości, z którymi niemiłych historii mogę przytoczyć wieeele...)

Nie pamiętam już, w której klasie byłam, w każdym razie na wiosnę, siostra zorganizowała kilku klasom wycieczkę Przemyśl - Lwów. Każdy dostał od rodziców kupę jedzenia i pieniądze na jakieś pamiątki. Siostra i kilku ochotników przygotowali całej ekipie wycieczkowej także sporą porcję kanapek na trasę do Lwowa. Gdy byliśmy już na miejscu, do autokaru (także do innych wycieczek)przychodzili biedni Lwowiacy, prosząc o coś do jedzenia. Tu pragnę podkreślić - nie o pieniądze, ale o jedzenie prosili. Jako że mieliśmy spory zapas żywności z ochotą podzieliliśmy się kanapkami z potrzebującymi, w końcu sama siostra zakonna tołkowała nam, że trzeba sobie pomagać i umieć dzielić się z innymi. Ale przykład dała inny. Gdy przyszła i zobaczyła, że dajemy ludziom kanapki, kazała kierowcy zamknąć drzwi autobusu i przez mikrofon kategorycznie zakazała dawać jeść tym "złodziejom i żebrakom"; musieliśmy się z jej polecenia przemieścić autokarem w inne miejsce postoju.

No i nas wszystkich coś ruszyło... Oczywiście każdy z członków wycieczki wyżalił się rodzicom, po powrocie do domu, jaka to nasza siostra jest zakłamana. Dodam, że rodzice odpowiednio poinformowali wychowawcę i dyrekcję szkoły o zachowaniu katechetki.

Pamiętam jej wściekłą zburaczałą minę, gdy na pierwszej katechezie po wycieczce, zapytała nas o wrażenia z podróży, a my odparliśmy: "ogólnie ok, ale przykro, że nie pozwoliła nam siostra oddać naszych kanapek potrzebującym" (reszta kanapek, jak się później okazało, spleśniała upchana pod siedzeniami w autobusie).

Smutne, ale prawdziwe... Ci, od których oczekuje się dawania przykładu anielskiej cierpliwości i bezinteresownej miłości do bliźniego, okazują się być tymi najbardziej piekielnymi...

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 169 (217)
zarchiwizowany

#17021

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Na głównej pojawiła się mało przyjemna historia dot. zakupów. Mnie również przytrafiła się takowa.

Otóż jestem miłośniczką zakupów w second-handach i raz na jakiś czas do nich zaglądam. Pewnego razu, wybrałam się do ciuchlandu na wagę w mojej rodzinnej miejscowości. Wzięłam koszyk, do którego włożyłam swoją torebkę i poszłam buszować po stołach pośród innych miłośników odzieży używanej. Postawiłam na jednym z nich koszyk z torebką, poszłam dalej (głupia!). Po chwili się oglądam i moim oczom ukazuje się kobieta w sile wieku grzebiąca w mojej torbie. Oczy wybałuszyłam, podchodzę i pytam:

- Co Pani robi? dlaczego grzebie Pani w cudzej torbie?

Ona mi na to:

- Najmocniej Panią przepraszam, myślałam, że to torebka na sprzedaż.

Myślę sobie: "Jasne, torebka ze sklepu pełna przeróżnych potrzebnych i jak najbardziej zbędnych pierdółek - na pewno promocję taką zrobili..." :/ Kobieta, nadal trzyma łapy w torbie, ekspedientki i inni klienci zdążyli zorientować się w sytuacji... Odpowiadam:

- Tak się składa, że to moja prywatna własność. A gdyby nawet była towarem, który chcę kupić, to nie wypada komuś szperać w koszyku!

Babka spojrzała na mnie jak na ufoludka i jak gdyby nigdy nic poszła dalej oglądać ciuchy.

Kilka dni później, w tym samym sklepie, ta sama miła Pani została przyłapana przez obsługę sklepu, gdy miała zamiar wyjść z lokalu w butach, za które nie zapłaciła (bo przecież postawiła w zamian na ich miejsce swoje stare, znoszone klapki).

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 155 (173)
zarchiwizowany

#17012

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia, którą opowiedziała mi moje koleżanka (K.).

Otóż pewnego zimowego ranka, słychać pukanie do drzwi. Kumpela otwiera, a tam świadkowie Jehowy. Dziewczyna jest zawsze uprzejma, więc zaprosiła ich do środka i zaproponowała herbatę na rozgrzanie. W salonie, gdzie trwała ich ożywiona dyskusja przy gorącym napoju, na komodzie stały fotografie rodzinne. W pewnym momencie K., trochę poirytowana wywodami gości, usłyszała:

- Może jednak zechce Pani spotkać się ponownie? Albo Nas by Pani odwiedziła? Potrzebne są Nam takie otwarte młode umysły...

A K. na to (wskazując na stojące na komodzie zdjęcie duchownego katolickiego, który w rzeczywistości jest jej wujkiem)
- Przepraszam, ale Tatuś by mi nigdy tego nie wybaczył...

Goście w tempie ekspresowym opróżnili filiżanki i jeszcze szybciej, z nietęgimi minami, opuścili mieszkanie koleżanki.

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 173 (229)
zarchiwizowany

#16927

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia troszkę piekielna ale (przynajmniej dla mnie) bardzo zabawna :)

Po wielu wycieczkach po lekarzach w niewielkim guzkiem na piersi, jakiś dochtór wpadł na pomysł by skierować mnie do onkologa. Jak kazano, tak zrobiłam. Pojawiłam się, po dość długim oczekiwaniu, w gabinecie lekarskim. Doktorek - miły starszy Pan pyta z czym baba przychodzi do lekarza, mówię mu co mi dolega, lekarz kazał się rozebrać. A więc zdjęłam bluzkę, stanik...

A tu nagle zgraja jakichś chłoptasiów w białych kitlach (praktykanci - pomyślałam, wszak to przybytek uniwersytecki)z rozbawieniem wpatruje się w moje cysie (nie powiem, jest na co popatrzeć :), ale żeby tak ostentacyjnie!. Zmieszałam się troszkę, jakoś nie przywykłam do tego, by jakieś obce gęby wpatrywały się w mój biust. Starszy doktorek to przyuważył i wypala z tekstem do tej zgrai:

- A Wy co, k...? Cycek nie widzieliście? Nie będziecie mi tu dziewczyny stresować! Wyp...lać! Już Was tu nie widzę!

Ci zdziwieni, wypadli z tego pokoju "na jednej nodze", reszta wizyty przebiegała standardowo i beż żadnych zbędnych dramatów.

Gdy badanie dobiegło końca, wyszłam z gabinetu, mijając po drodze speszonych chłopców. Jeden z nich z burakiem na twarzy:
- Przepraszamy, nie chcieliśmy Pani zdenerwować...

Uśmiechnęłam się tylko... W sumie nie wiem, kto w tej sytuacji był bardziej piekielny ale myślę, że ich rozumiem. Gdybym na ich miejscu musiała oglądać same starsze babki i starych gości (absolutnie nie mam nic do wieku), też nie przeszłabym obojętnie obok cycków 23-latki :)

Skomentuj (50) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 142 (296)

1