Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

PooH77

Zamieszcza historie od: 21 maja 2012 - 13:26
Ostatnio: 10 września 2021 - 23:50
  • Historii na głównej: 27 z 42
  • Punktów za historie: 16460
  • Komentarzy: 1752
  • Punktów za komentarze: 10418
 

#62328

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wynajmujesz od kogoś mieszkanie - płacisz rachunki, utrzymujesz czystość, nie demolujesz chaty - jest ok.

A jak nie płacisz to, zgodnie z umową, dostajesz wypowiedzenie i wypad. Nie, żeby dług przepadał - i tak trzeba będzie uregulować zaległości, oczywista oczywistość. Zrozumiałe jest też, że czasem noga się poślizgnie, w życiu nie idzie, różnie jest. Strata pracy, wielkie, nieoczekiwane wydatki, wiadomo. Jak jesteś uczciwy to i dogadać się można co do spłaty. I jak jesteś uczciwy to temat załatwisz po ludzku i bez marudzenia.

A jak uczciwy nie jesteś, to co robisz? A na przykład, po 4 miesiącach wielkich kłótni z właścicielem lokalu (mimo ewidentnego nawalenia jeszcze trzeba naubliżać, a co), łaskawie zgodzić się wynieść, dogadać termin zdania kluczy i mieszkania, i dzień przed planowanym spotkaniem cichaczem się wynieść.

Należy jeszcze zostawić odkręconą wodę w kuchni i łazience. Światła nie udało się zostawić włączonego, bo parę dni wcześniej licznik został zdjęty...

A klucze? Raczej właścicielowi nie będą potrzebne, zwłaszcza że wkładki zostały zmienione. Dopiero po wyłamaniu zamków, dwa dni później, sąsiadka coś wspomniała, że "tamci" wrzucali jakieś klucze do kratki ściekowej przy bloku.

Racja. Faktycznie, znalazły się.

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 662 (698)

#54078

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wieczorem wpadł do mnie sąsiad, dobry kolega, Paweł. Zdruzgotany był, chodził nieprzytomny, nieobecny, z dwóch powodów - 2 tygodnie temu zmarła mu matka, nagle, właściwie nic najgorszego nie zapowiadało. A jednak. Cóż, wyrazy współczucia, szczerze...

Wczoraj natomiast został zwolniony z pracy, w trybie natychmiastowym. Niby nic w tym niezwykłego, każdego to może dopaść. Wiadomo - kryzys.

Tylko sposób i powód, w jaki się o tym dowiedział...

Został wezwany do przełożonego wraz z innym pracownikiem, kolegą z biurka obok zresztą. Krótka mowa, z której dowiedzieli się obaj, że kogoś muszą zwolnić, bo cięcia, bo kryzys, takie pierdoły, standardowo. I że do zwolnienia jest Paweł właśnie. Niby jest dobrym pracownikiem, lojalnym, ale z dwóch na tym samym stanowisku właśnie jego kierownik wyrzuca... Ale przecież nie powinien narzekać, referencje dostanie dobre, kasę za zaległy urlop.

No i przecież niedawno zmarła mu matka, więc zasiłek pogrzebowy też dostanie, więc będzie miał za co żyć, dopóki sobie innej pracy nie znajdzie...

No żeż k***a mać...

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 815 (885)

#38677

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka lat temu miałem dobrego kolegę. Tomka.

Wraz z kilkoma innymi osobami tworzyliśmy fajną paczkę. Ech... Młodość to piękny czas... kończy się zazwyczaj wtedy, gdy poszczególni członkowie paczki zakładają rodziny bądź wyjeżdżają na/po studiach.

Podobnie było z Tomkiem. Poznał, jak wtedy mówił, miłość swojego życia i z nią zamieszkał. Ok, nikt nie zamierzał im przeszkadzać. Po 3 miesiącach sami stwierdzili, że jednak to nie to i się rozstali. W momencie przypływu uczuć Tomaszek zakupił MSŻ psa. Rottweilera.

Panna wyniosła się sama, pies, półroczny, został z panem. Po tygodniu Tomek zaczął przebąkiwać, że szuka domu dla Baldura (dobre, pasujące imię:)), bo wyjeżdża na studia, a rodzina nie ma warunków dla takiego zwierza. No i że to musi być ktoś, kto poświęci temu psu dużo czasu, miłości i chyba kasy, bo coś z nim jest nie tak. Generalnie, sika jak najęty w domu, bez względu na to, czy był na spacerze czy nie. Mało je, może tęskni za panią i tak to się objawia - tak czy inaczej, on nie daje rady.

Dobra, coś poszukamy.

Umówiliśmy się na piwko u niego. Miałem zrobić kilka fotek psiska, zawsze to łatwiej zareklamować u potencjalnych chętnych za pomocą zdjęcia niż samym opisem. Wpadłem po południu.

Kiedy zobaczyłem, jak ten pies się go boi... Trząsł się na sam jego widok i uciekał w kąt, za telewizor. Dlaczego?!? Przecież Tomek nigdy nie był agresywny?!?

Wyszedłem na chwilę do toalety, jak to po piwie. Nie dokończyłem zamierzonej czynności nawet. Pisk, skowyt, odgłos uderzeń i darcie mordy "właściciela" pogonił mnie do pokoju.

Baldur leżał na grzbiecie, z rozpostartymi łapami, cały obsikany. Plama była tak z metrowa. A nad nim, z ciężkim butem (Martens), wytrząsał się Tomek.

- Widzisz? Mówiłem ci, że szcza jak debil, gdzie popadnie! Ma szczęście, że mam gościa, bo zaraz by to zlizywał!

Wyrwałem buta z łapy tego sqrwiela, syknąłem tylko:
- Nigdy więcej tego nie rób!

Wyszedłem, wstrząśnięty.

Na drugi dzień, około 19 - tej, przyjechałem do tego idioty z chętnym zająć się tym pięknym stworzeniem. Facet z dużą posiadłością, właściciel innego rottweilera. Cały dzień poświęciłem na znalezienie jak najlepszego miejsca dla poniewieranego zwierzaka. Udało się, teraz pies jest szczęśliwy (odwiedzam go czasami, kiedy jestem w okolicy). I jakoś nie szcza jak najęty i nie jest agresywny.

Na koniec, kiedy zabierałem psa od Tomka, ten rzucił wesoło:
- Dzięki stary, wiszę ci flaszkę!

Wal się, sam ją sobie wypij.

Tak, miałem kolegę.

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 907 (1009)

#37092

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przeprowadziłem się. Ładne, zielone osiedle, 100 m do pracy, 500 do lasu - dobrze dla zdrowia. Mankamenty? Mam 35 lat i wraz z żoną strasznie zaniżamy średnią wieku na tym terenie, dość powiedzieć, że 80% ludności to państwo grubo po 60-tce. Niby nic strasznego, bo darmowy monitoring, codziennie świeże wiadomości w sklepie z pierwszej plot... eee... ręki, ale...

Wybraliśmy się z rodziną w niedzielę na spacer. Już od swojej klatki (trzecia na osiem w bloku) słychać jedyne słuszne Radio w klatce 8-ej rozkręcone tak, że mimochodem we mszy uczestniczy pół osiedla... A do tego [W]spółprowadząca (czyt. właścicielka radioodbiornika) tworzy jednoosobowy chór, wcale nieutalentowany... Nic to - myślę - my tylko przemykamy, przeżyjemy.

Przy drzwiach tej radiowej klatki stanęła jakaś [K]obieta z dwójką dzieci. Zadzwoniła i czeka. Dało się słyszeć najpierw fragment mszy w domofonie... potem... ale nie uprzedzajmy faktów:

[W] - Ja was wszystkich pozabijam, żeby was szlag jasny trafił, świętości nie uszanują, jak tak można mszę przerywać! Tylko głowę zawracają i dzwonią, a ja rachunki płacić muszę!

(WTF?!?) Ocho! Może być ciekawie... Należy zwolnić kroku:).

[K] - Ciociu, to ja, z...
[W] - Ja ci dam ciociu, nie jestem żadną twoją ciocią, ja to zgłoszę, już dzwonię na milicję, spieprzaj mi stąd!

No i już wiadomo, po której stronie mocy jest ta pani...

[K] - Ale przecież umawiałyśmy się, dzieci przywiozłam, to ja, twoja siostrzenica...
[W] - Ja nie mam zamiaru się żadnymi bachorami zajmować, z nikim się nie umawiałam, wynocha!

I jeb! słuchawką. I znowu karaoke do pieśni mszalnych...

Cóż było robić...? Biedna siostrzenica zawinęła przybytek i odeszła... Tylko czy warto byłoby ryzykować i zostawiać dzieci takiej "cioci"? Ja miałbym wątpliwości. Wielkie.

Osiedle Spokojnej ? Starości

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 648 (710)

#35658

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Lato, słońce, woda...I tłum ludzi na plaży, a wśród tłumu zawsze coś ciekawego zdarzyć się może.

Na piasku wypoczywała rodzinka w składzie klasycznym: rodzice plus 2 dzieci, dwóch synów mianowicie, w wieku mniej więcej 10-12 lat.

Ojciec wybył na jakiś czas na rybki. Młodzieńcy niemiłosiernie się nudzili i wymyślali coraz to większe głupoty - a to komuś coś do butów wrzucili, a to niby przypadkiem wdepnęli w jedzenie, albo dla zabawy rzucali mokrą piłkę komuś na plecy. Takie niewinne zabawy, na które matka nie reagowała. A poszkodowani nie wszczynali awantur, bo chłopcy z rozbrajającą szczerością za każdym razem mówili słodkie "przepraszamy!′" i robili dalej swoje, komuś innemu.

Jednak to, co wymyśliły te diabły tasmańskie chwilę później, to szczyt debilizmu...

Na jeziorze pływała sobie młoda dziewczyna, na materacu. Położyła się na plecach, w słomkowym kapeluszu i tak sobie dryfowała kilkanaście metrów od brzegu. Ponieważ tatulek wrócił z połowu, młodzi wpadli na pomysł, że teraz to oni zajmą się łapaniem. Nie o ryby jednak im chodziło, o nie!
Wzięli spinning (zakończony kotwicą, obciążony ołowiem, tak żeby jak najdalej można było zarzucać wędkę).

Po pierwszych kilku rzutach niezwykle niebezpiecznie blisko tej kobiety na materacu miałem nadzieję, że się mylę... Zwróciłem tylko uwagę rodzicom chłopaków, żeby kontrolowali sytuację zanim stanie się nieszczęście. Wzruszyli ramionami.

Kolejny rzut już był celny. Nawet bardzo... Kobieta oberwała kotwicą tuż nad lewą piersią, pod obojczyk...i dwa haki wbiły się pod skórę. Piekielne dzieciaki, kiedy usłyszały wrzask obudzonej w ten sposób dziewczyny (zasnęła podczas opalania zapewne) rzuciły sprzęt i w nogi. Laska nie wie, co się dzieje, ból niesamowity, wpadła do wody... Jakichś dwóch panów, pływających w pobliżu ruszyło ją wyciągać. Obyło się bez większych nerwów, wyciągnęli dziewczynę na brzeg.

Rana wyglądała strasznie. Gówniarze chyba jeszcze zdążyli szarpnąć wędką, przez co kotwica wbiła się naprawdę głęboko. Wyjąć się tego normalnie nie da, bo jak każdy haczyk wędkarski, ten też posiada takie zadziory, zapobiegające samowypięciu się z pyska ryby... Masakra, dziewczyna cała we krwi. Już nawet nie krzyczała, ktoś pobiegł szukać szczypców w samochodzie. W końcu na pomoc pośpieszył...tatuś sprawców. Przyniósł jakiś przyrząd ze swojego zestawu wędkarskiego i udało się ten haczyk uciąć.

A gdzie "bohaterowie"? Matka znalazła ich gdzieś między domkami letniskowymi, jeden z nich ze strachu się posikał w majtki... Okazało się, że starszy brat wpadł na pomysł, że ściągnie za pomocą spinninga strój kąpielowy tej kobiecie. I że będzie wesoło, bo wszyscy będą się z niej śmiać, że pływa na golasa... A on jest dobrym wędkarzem, bo już 3 rok z tatą na zawody jeździ i obserwuje jak się zarzuca co do centymetra... że on nawet czasem też trafia, tata może poświadczyć...

Skomentuj (47) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1352 (1406)

#32804

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Straszna rzecz się dziś stała. Musiałem rano, jadąc do pracy, zostawić samochód u mechanika... i dalej jechać autobusem. Ech... d*pa szybko przyzwyczaja się do wygody, nie?

Musiałem więc zakupić bilet komunikacji miejskiej. Kierunek - najbliższy sklepik przy przystanku. Sklepik jak sklepik, nic niezwykłego. Pani za ladą też zwyczajna, tylko strasznie zajęta rozmową przez telefon. Ok, mnie się nie spieszy, pracodawca wiedział, że będę później, mogę poczekać. No to czekam.

Parę minut minęło, przyszedł kolejny klient i czekamy razem. Trochę zaczynam się niecierpliwić, potrzebny mi jest tylko bilet, drobne mam przygotowane, facet za mną zrezygnował... Kładę więc pieniądze na blacie i szepczę, że bilet chciałbym kupić. Pani sprzedawczyni spojrzała na mnie jakbym jej rodzinę śledziami wytruł, no wzrok terminatora, słowo daję. No to uśmiecham się błagalnie, może coś ugram. Nie przerywając rozmowy, panienka sięga po bilety, wydaje mi i ucieka na zaplecze. Ufff... Rzuciłem "Dziękuję!", dostałem spojrzeniem bazyliszka (prawie je poczułem) po grzbiecie i wyszedłem.

Po wyjściu ze sklepu zauważyłem, że mam 2 bilety. Cóż, musiała się pani machnąć, zajęta telefonem. Do przystanku było blisko, więc wróciłem się do sklepu oddać co nie moje. Wchodzę z biletami w ręku i co widzę? Pani S nadal trajkocze...
Nie zdążyłem otworzyć ust i dostałem wiązankę:
- Co się panu nie podoba, kolor biletu?!? Co za ludzie, nawet spokojnie porozmawiać nie można!
- Ja tylko...
- A co mnie to obchodzi, zwrotów nie ma! Nawet jeszcze kawy nie wypiłam, a ten będzie mi tu mówił co mam robić!

Tia... konsternacja. Ok, kłócić się nie mam zamiaru, bo niby o co? Nie ma zwrotów? To nie, bez łaski. Wyszedłem spokojnie. A chciałem być uczciwy.

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 912 (984)

#31887

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z racji pracy, jaką wykonuję, nader często spotykam na swojej drodze najczęściej panów, którzy powodują czasami zwątpienie w ludzką inteligencję...

(SD)Service Desk - miejsce i ludzie, którzy są na każde zawołanie przeciętnego (U)Usera i gnają co sił do jego stanowiska pracy, by nieść pomoc przy wielce skomplikowanej maszynerii, jaką są komputery. Zwyczajny dzień pracy, czekam na telefon od jakiegoś zagubionego U. Jest! No ba, zawsze są, mnóstwo ich jest, w 90% przypadków zupełnie zbędne, bzdurne, piekielne...

(SD) Administrator X, słucham, w czym mogę pomóc?
(U) Witam, nie działa mi klawiatura.
(SD) Kiedy pan to stwierdził? Sprawdzał pan podłączenie przewodu do stacji?
(U) A co ty ze mnie debila robisz? Sprawdzałem! Nie działa! A ja muszę raport napisać!
Ocho, będzie grubo, przez telefon ni ch*ja...
(SD) Dobrze, już do pana kogoś wysyłam.

I wybieram się osobiście do delikwenta. Wchodzę, siedzi wk*wiony na cały świat delikwent lat około 40, najchętniej to by się do grdyki rzucił...
(U) Co wy tu za sprzęt mi dajecie, nawet pewnie tego nie sprawdziłeś (jedzie na "ty" równo, niech mu tam będzie;a sprzęt jest sprawdzany zawsze 3 razy...)! Będę musiał to zgłosić!

Zaczynam się gotować... Podchodzę do komputera, diody się świecą, włączam edytor tekstu. Jadę po klawiaturze - wszystko ok... WTF?!?!
(SD) Czy mógłby pan pokazać w czym jest problem?
(U) Jak to, przecież jak piszę, to mi nie rozdziela wyrazów!

Co...?

(SD) Nie rozumiem pańskiego pytania, może pan zademonstrować problem?
Tą prośbą spowodowałem, że pan U spojrzał na mnie wzrokiem tonącej krowy... nie mógł pojąć, jakim cudem nie wiem o co mu chodzi...

(U) No jak piszę (tu pan U zabiera się do klepania tekstu... ciurkiem) "zgłoszonowcentrali" to nie rozdziela wyrazów!
(SD) Proszę pana, wyrazy należy rozdzielać tym długim klawiszem, zwanym spacją... Czy jest coś jeszcze co mogę dla pana zrobić?

Tak... ten pan nie wiedział, że należy używać spacji...

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1123 (1189)