Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Scorpion

Zamieszcza historie od: 18 maja 2015 - 13:35
Ostatnio: 21 maja 2023 - 11:31
  • Historii na głównej: 78 z 117
  • Punktów za historie: 30378
  • Komentarzy: 158
  • Punktów za komentarze: 1263
 

#66790

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piszę nadal wku*wiony.
Idę sobie ulicą obok przybytku często odwiedzanego przez osoby starsze, przede mną idzie dziewczyna, lat ok. 20(?) w ciemnych okularach i z białym kijkiem.
Wiadomo, co to oznacza i wskazuje, że powinno się zachować wobec niej ostrożność.
Naprzeciwko idzie stary dziad (jak mam szacunek do starszych, tak do tego starego grzyba za grosz). Stary dziad widząc młodą, SPECJALNIE otwiera gazetę, udaje że czyta i taranem ciśnie na nią.
Stary dziad strzela z bara, dziewczyna z powodu uderzenia się przewraca.
Stary dziad zaczyna drzeć japę "Młodzież niewychowana, kur*a kultury skur*ysyny je*ane, patrz gdzie leziesz leniwa kur*o, gdzie masz oczy".

Nie wytrzymałem. Grzyb dostał w ryj że aż przysiadł.
Aż jakiś głos za mną wrzasnął "Fatality".
Pomogłem pozbierać się dziewczynie i zaprowadziłem za ramię do miejsca, w które zmierzała. Całą drogę płakała.
Jak odchodziliśmy, słyszeliśmy komentarze "młodzież niewychowana", "wezwać policję na zbója co starych napada".
Nie żałuję ani trochę.

ulica

Skomentuj (67) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1152 (1280)

#66750

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia dotyczy auta, alledrogo i paniusi z kompleksem 0 negatywów.

Mojej mamie zamarzył się samochód. Nie nowy - używany.
Znaleźliśmy Toyotę Yaris II, czarną.
Sprzedawała to kobieta z imieniem i nazwiskiem w nicku, powiedzmy z nickiem "mariannapaździoch" (podobnie, ale inaczej).
Mama pojechała, niestety beze mnie, ale z mechanikiem. Auto obejrzała, spodobało się i wzięła. Oczywiście z umową sprzedaży.

Po jakimś czasie okazało się, że z autem jest coś nie tak.
Po pierwsze - lakier. Po pierwszym deszczu całe woskowanie zeszło i auto z ładnego, i czarniutkiego, wyglądało jakby ktoś puścił na nie stado kotów. No nic - lakier nie jeździ.

Po drugie - opony. W serwisie facet wziął się za głowę, bo stwierdził że jeszcze parę dni ciężkiej jazdy i pękłyby wszystkie. No nic, może chciała zaoszczędzić, bo też ma osobówkę i dała stare-wymieniliśmy.

Po trzecie - zderzaki. Według mechanika, zderzaki były sklejane. Chciał się dowiedzieć czegoś więcej, ale jak zaśpiewał sobie 9 stówek za samo rozebranie auta, odmówiliśmy odbierając go za oszusta i kasiarza. Na zderzaki nowe już kasy nie było.

Po czwarte - wycieraczki z tyłu. A raczej ich brak. Kupiliśmy i mama zauważyła, że podczas jazdy w tyle zbiera się woda! Normalnie cała podłoga z tyłu jest mokra. Inny mechanik stwierdził po przeglądzie, że auto było powypadkowe i cały tył był dosłownie zmiażdżony. Dlaczego nie wykrył tego pierwszy mechanik-kasiarz, jeśli dało się to zobaczyć po samym wsadzeniu auta na kanał? Nie wiadomo. Może liczył na powolne zyski w naprawie.

Mama miała dość. Napisałem maila do sprzedającej, w którym opisałem wszystko. Otrzymałem tylko odpowiedź (oryginalna pisownia) "Och, jaka szkoda :-)".
Na dalsze maile nie odpowiadała.

Spór na alledrogo rozwiązał język babie. Na początku kręciła na alledrogo, że "to nie jej auto" (a umowa sprzedaży na nią?), że "tak naprawdę to nie było takiego ogłoszenia" (sorry laska, mamy screenshoty), że "nie pisała na nim, że jest bezwypadkowe" (o, a to jednak było? ale o screenach pamiętasz?")
Poszliśmy do prawnika, prawnik zdążył wysłać i wystosować pismo. Co dostałem w zamian na skrzynkę mailową?

"Słuchaj, usuń ten spór, co cie to durne auto obchodzi"
"po*ebani jesteście, co z tego że tłuczone jak da sie jeździć"
"GNO*U USUŃ TO JA MAM 100% POZYTYWÓW"

Przesłałem wiadomość, że maile też idą jako dowód rzeczowy w sprawie. Po tym wiadomości ustały.
Sprawdziłem jeszcze konto tej baby. Okazuje się, że 99% pozytywów pochodzi od sieciówek, u których ta pani kupowała. Nieliczne pochodzą od takich rzeczy jak np. sprzedaż znaczka czy futerału na komórkę.

Zabawne jak ludzie są takimi idiotami, uważając że największy wałek ujdzie im na sucho, a potem są wielce oburzeni, jak zyskują kontakt z rzeczywistością.

alledrogo

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 335 (417)

#66619

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sprzedaję rzeczy używane, na portalu niegdyś tablica.
Wystawiłem ostatnio używanego Samsunga S3. Stan prawie idealny (ani 1 ryski).
Opisałem, dałem cenę 300 zł i rozesłałem wici.

Zadzwonił do mnie jeden facet: on chce go kupić. Już natychmiast! Najlepiej teraz! Za godzinę! Za minutkę!
Już teraz mam wyjeżdżać!
"Wstrzymaj konie - jestem w pracy. Spotykamy się, ale na moich zasadach." - pomyślałem i wysłałem mu sms z informacją gdzie i kiedy mam dzisiaj czas, wyłączyłem komórkę i skończyłem przerwę w pracy.

Po pracy włączam komórkę i dostaję 25(!) wiadomości, zapewniających mnie jak bardzo chce się spotkać i jak bardzo cieszy się z zakupu. "Zależy mu - pewnie jakiś gimbus lub swieżynka internetowa".

Na spotkanie przyszedł gość lat około 35. Podchodzi i zagaduje, jak to bardzo się cieszy z nowego nabytku.
Po wyjęciu przeze mnie telefonu, ogląda go i mówi:
- Taki upier*olony? I jakiś stary... A to ja nie chcę.
Praktycznie rzuca mi go z powrotem na stolik i idzie sobie bez "do widzenia" lub przysłowiowego pocałowania w wiadomą część.

Zdążyłem telefon sprzedać, zapomnieć o sprawie.

Po jakimś miesiącu zostaję zbombardowany telefonami i sms-ami z tego samego numeru.
Pisze w nich, że "on przemyślał sprawę" i chce kupić "ten super telefon".
Odbieram któryś telefon z rzędu:

- Halo pszepana ja go kupuję, słyszy pan? Ja chcę go kupić, o żadnym innym nie marzyłem!
- Sprzedaż została zakończona. Dziękuję za zainteresowanie.
- Ale ja go KUPUJĘ!
- Nie może pan kupić rzeczy, która została już sprzedana.
- Pan nie chce mi go dać i udaje, że sprzedał! Ja dam panu 350 za niego!
- Proszę pana...
- 400!
- Proszę pana...
- 500!
- Człowieku, oszalałeś? Tyle to nowy kosztuje! Daj mi pan święty spokój! Telefon sprzedałem miesiąc temu!
- On jeszcze będzie mój!
- bip... bip... bip...

Zablokowałem jego numer i konto, jak na razie mam spokój.

eks-tablica

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 539 (585)

#66388

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pojawia się seria na jedno kopyto z matkami i studentami-leserami, to ja dorzucę coś zupełnie innego.

Pracuję w restauracji jako kucharz.
Ponieważ pracuję "za ścianą", to piekielnych zazwyczaj nie spotykam, ale za to słyszę co mówią kelnerzy, którzy ostatnio przeżywają falę ludzi myślących inaczej. Opiszę dwa przypadki, które znam bezpośrednio, jak się spodoba to dam więcej.

***
Siedzę sobie w kuchni, dostaję polecenie potrawy. Np. kurczak w sosie z pieczarkami.
Wkładam kurczaka i robię sos, gdy przychodzi do mnie kelner:
-Scorpion, robisz tego kurczaka z pieczarkami?
-No tak, a co?
-Bo gość właśnie stwierdził, że jego syn jest uczulony na pieczarki i pyta, czy nie dałoby się zrobić jednej porcji sosu bez pieczarek.
-No to niech mu zamówi co innego, nie?
-Już proponowałem, oni nie chcą. Ubzdurało im się, ze wszyscy mają jeść to samo.
Zdurniałem. Kurczak w sosie pieczarkowym, bez pieczarek.
Kelner rozłożył ręce i zniknął, a mi z kolegą pozostało samym wyjść z tego z twarzą.
Mały dostał samą pierś z kurczaka i sos w wyglądzie podobny i doprawiony tak, aby smakował podobnie(nie miał nic wspólnego z daniem podstawowym).
Parę tygodni później, inny kelner wchodzi do kuchni i mówi:
-Słuchaj Scorpion! Tu jest jakaś rodzina i mówi że wszyscy chcą kurczaka z pieczarkami, z sosem bez pieczarek. Mówią że sos bez pieczarek jest lepszy. Co ja mam im powiedzieć?

Chwilę to trwało, ale załapałem. Dałem to samo co wcześniej.

***
Obrabiam mięso w kuchni, słyszę typowe dresiarskie darcie ja*y, brzdęk tłuczonego szkła i słowa uchodzące w 99% za wulgarne.
Wychodzę z kuchni, sprawdzić co się dzieje.
Widzę dresika szarpiącego kelnera, który spojrzał na mnie, wrzasnął "o kur*a" i poleciał do wyjścia jak oparzony.
Kelner wyjaśnił, że dresikowi nie spodobała się cena piwa, "bo w stonce za tyle to on kratę kupi" i rzucił wazonem w kelnera.
Widząc mnie z tasakiem, ubrudzonego rzeczami różnymi, spasował.

restauracja

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 723 (819)
zarchiwizowany

#66434

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dziś będzie o mieszkaniu.
Ostatnio zmieniłem mieszkanie na mniejsze.
Brak zainteresowanych wynajmem sprawił, że z trzypokojowego przerzuciłem się na dwupokojowe.
Mieszkanie było w stanie wymagającym remontu, ale szybko znalazłem dzielną ekipę(oczywiście po znajomości, w innym przypadku pisałbym na bank nową historię o ekipie fachowców).
No ale jak to ekipa, potrzebuje worków na gruz.
Worki mógł dostać człowiek zameldowany w danym mieszkaniu(jeszcze nie mogłem się zameldować z przyczyn formalnych). Wpadłem na pomysł-skoro każdemu w bloku przysługują TRZY worki na gruz NA ROK, to na bank znajdę kogoś, kto mi wniosek o worki podpisze, a ja nie będę musiał wydawać za wywóz gruzu. Wystarczy popytać sąsiadów.
Przeszedłem się po sąsiadach.
Jak bardzo się myliłem.

***
Pukam. Otwiera starsza kobieta, typowy moher commando.
-Dzień dobry, ja jestem Scorpion, przyszły sąsiad.
-Słucham, co się rozchodzi?
-(wyjaśniam sytuację)
-Ale czemu pan potrzebuje worki na gruz?
-(No nie wiem, na pewno na słomę)Na gruz.
-Ale czemu pan nie jest zameldowany? Ja pana nie znam! Nie pomogę panu! Pan może być oszustem! Do widzenia!
I trzasnęła drzwiami.
No tak, na bank zarabiam na robieniu w bambusa starowinki na worki na gruz.

***
Pukam, otwiera młoda kobieta. Myślę sobie "wreszcie ktoś normalny!". Niestety nie.
-Dzień dobry, mam na imię Scorpion i ple ple ple(wyjaśniam).
-No niby mogłabym pomóc, ale ja mam małe dziecko!
-No i co z tego proszę pani? Pani ma tylko podpisać wniosek o worki i upoważnienie odbioru. Prawie wszystko da się zrobić na miejscu.
-Ale pan nie rozumie! Ja mam MAŁE DZIECKO!
-Gratuluję. A ja potrzebuję worki.
-Pan mnie nie rozumie, ja mam MAŁE DZIECKO i ja muszę się nim ZAJMOWAĆ!(jest jakaś ustawa o zakazie składania podpisów na czas macierzyństwa?)
Popróbowałem jeszcze trochę, po którymś oznajmieniu że ma małe dziecko, odpuściłem. Nie lubię walić głową w mur.

***
Otwiera starsza pani, miła, pogodna, uśmiechnięta.
Wyjaśniam wszystko. Pani potakuje, uśmiecha się. Mam nadzieję...
I czar pryska.
-Helena, co się to dzieje?!
Przyłazi połączenie Kiepskiego z Paździochem. Facet w podeszłym wieku, w samych gaciach, z brzuchem jak bęben. Zastawia drzwi i pyta pretensonalnym tonem z akcentem typowego chama:
-Ło co się rozchodzi? Czego tu chce?
-(wyjaśniam)
-Co? Ło co się rozchodzi?
-(wyjaśniam jeszcze raz, jego żona dopowiada i tłumaczy tak żeby on zrozumiał)
-Jo ni dam. To so moje wory. Jo może remonta bede robił. W ogóle to jo nic nie biera. Nic podpisywać nie beda.
Jo kiedyś paczke podpisał i odebrał. Od kuriera. Wziołem, bo doł. I pretensje były. Że mam oddać. Mi doł, ja podpisoł. Nic dowoć nie byda. A mi somsiady milicjo szczuły.
-Ale worki to nie kurier...
-Nie przekona mni pan. Jo nic nie dom. Jo remont beda robił! Tylko piniondze zbiora! Żegnam!

Uroczych będę miał sąsiadów, nie ma co.

nowi sąsiedzi

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 142 (326)

#66356

przez (PW) ·
| Do ulubionych
"Mój przyjacielu, byłeś mi, naprawdę bliskim".
Sytuacja wręcz wymaga tych słów na początku historii.

Mam mieszkanie trzypokojowe, mieszkam sam i wcześniej wynajmowałem pokoje, co dostarczyło mi sporo opowieści.
Dałem raz pokój swojemu "przyjacielowi", którego rodzina wywaliła z domu (wątki niezwiązane z historią, może kiedyś opiszę).
Jestem graczem z zamiłowania, kupuję sprzęt i nieraz pomagam wybrać go innym.
Mój "przyjaciel" natomiast miał komputer zwyczajny - ot taki sobie. Używał go praktycznie albo do pracy, albo do grania w gry piłkarskie, wszystkim znane (osobiście odradzam, nic prócz grafiki w tych grach się nie zmienia, ale... co kto lubi).

Któregoś pięknego dnia, zauważyłem że komputer mi muli.
Ale nie tak po prostu. On miał problemy z procesami, które dla niego były na co dzień zwyczajne.
Pomyślałem sobie - wirus.
Szybkie sprawdzenie, pogląd z każdej możliwej strony i... chwila... Procesor ma inne parametry.
Wyłączam komputer, oglądam obudowę.
Wyraźnie ktoś przy niej grzebał, całe miejsca przy śrubkach podrapane, prawdopodobnie śrubokrętem.
Otwieram. Procesor - a jakże! Zmieniony, w sposób nieudolny, cały lepiący się od kurzu (czyszczę sprzęt co tydzień), wygląda bardziej szaro, niż dywan.

Wbijam wkurzony do pokoju "przyjaciela", otwieram jego komputer, powstrzymując odruch wymiotny od nawału kurzu i syfu wewnątrz obudowy. Jedyna czysta część to był... tak, procesor.

Gdy wrócił do domu, podparłem go pod mur i zażądałem wyjaśnień. Wybąkał "No wiesz, chciałem żeby mi się FIFA szybciej ładowała, nie miałem kasy na nowy sprzęt i myślałem, że nie zauważysz".
Następnego dnia opuścił moje skromne progi. Oczywiście nie bez fantów - przywłaszczył sobie mydło w płynie, ręcznik i kabel USB. Ani tego, ani za obudowę mi do dziś nie oddał.
Tyle na przyjaźni temat.

przyjaźń

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 496 (636)