Profil użytkownika
TakaFrancuska ♀
Zamieszcza historie od: | 26 sierpnia 2011 - 2:04 |
Ostatnio: | 21 sierpnia 2024 - 15:46 |
- Historii na głównej: 11 z 25
- Punktów za historie: 2513
- Komentarzy: 500
- Punktów za komentarze: 3299
Nie nauczona doświadczeniem z tej historii: http://piekielni.pl/70545 dalej wołałam sąsiadkę do sprzątania.
Z bardzo prostej przyczyny. Nikogo innego nie znam, kto mógłby, chciałby przychodzić, a w syfie siedzieć nie chcę.
No i poznałam bliżej sąsiadeczkę.
Sprawa pierwsza... dość wielkiego kalibru..
Koleżanki z pracy zapowiedziały się, że przyjdą na kawę dnia następnego. To był wtorek. Więc po pracy poszłam do sąsiadki i tłumacze sytuację. Ona mówi, że wolałaby rano przyjść jak jestem w pracy bo się nie musi tak uwijać. Zgodziłam się, bo nie raz zostawiałam jej klucze, nigdy nic nie ginęło (nigdy nic nie zauważyłam). Mówię ok.. a ona, czy nie dałabym jej pieniędzy już teraz bo ona na chleb nie ma... Dałam.
Gdy następnego dnia wracam po pracy odebrać klucze, ona mnie informuje, że nie posprzątała, bo się bardzo źle czuła, że astma, że ona przyjdzie jutro, też jak będę w pracy. Tak się, złożyło, że i koleżanki przełożyły spotkanie, więc nic się nie stało. Następnego dnia, gdy wracałam po odbiór kluczy, ona znów, że nie posprzątała bo się bardzo źle czuła. Ale i koleżanki znów przełożyły spotkanie.
Kolejnego dnia... Poszłyśmy na kawę do kawiarni zamiast do mnie, a po powrocie... Właśnie. Ona znów się źle czuła.. Zapalenie oskrzeli. Życzyłam jej zdrowia no i cóż zrobić… Odrobi jak wyzdrowieje. A żebym nie zarosła brudem, wezwałam posiłki -> Tatę- stałam się przez to uboższa o 100 zł. :D
Pani chorowała chyba z miesiąc. W tym okresie nie widywałam jej za często. I po kilku dniach z rzędu, gdy nie widziałam aby paliło się u niej światło poszłam do innej sąsiadki zapytać czy ja widziała. Wiecie, jakby coś się stało. Ale ona potwierdziła mi, że widziała sąsiadkę, a i ja innego dnia, wracając z pracy widziałam u niej światło. Czyli wszystko jest ok. Więc jako sąsiedzi mieliśmy baczenie na sąsiadkę, która podczas swojej choroby, wychachmęciła jeszcze 10zł.
Pani wyzdrowiała o długu zapomniała. A do mnie przyjechała w odwiedziny mama. I tu następuje kulminacja całej historii. Sąsiadka złapała pod blokiem moja mamę:
[S] Bo wie Pani, Pani córka taka niby uczona, szkoły ma... a nie wie, że chorymi osobami, to się trzeba interesować, że trzeba pomagać chorej starszej osobie. Pani córki tego nie nauczyła, nie wychowała...
Sąsiadka miała wtedy jakoś 57 lat. Jest młodsza od mojego ojca... Nie pracowała od paru ładnych lat.
Sytuacja druga... nie moja, a przekazana mi przez sama sąsiadkę.
Pani mi od kilku miesięcy marudziła że nie ma telewizora. Ignorowałam ja, bo przecież nie oddam jej tego co stoi w mieszkaniu a nie używam, bo po pierwsze nie jest mój a po drugie, nie po jej zachowaniu. Więc tak marudziła.. Aż w końcu kiedyś przyszła posprzątać:
[S] No.. ale chociaż mom już co oglądać. Telewizor mi dała ta kur%%% z bloku obok. Taka kur%%%, jak byli mi go przynieść, bo jo go bych przecież nie uniosła, to taaaakk się kur%%% rozglądała po mieszkaniu.. Jak mom, co jej te gały nie wyszły z ryja. A potem mnie łobgodała, ze mom brudno. A jo mom czi (trzy) psy... i nie mom pomalowane, bo biedno żech jest. I co ona się lepszo czuje. Tak żech tej kur%%% wczoraj wygodała..
Tak... sąsiadkę, która podarowała jej telewizor (bo robiła remont i starego nie potrzebowała), i która jej ten telewizor przyniosła do domu i zamontowała (no nie osobiście, ale maż, syn albo ktokolwiek...) zwyzywała od kur pod blokiem przed wszystkimi sąsiadami....
I na koniec... coś co mnie aż skręca...
Mówiłam kiedyś, ze nie kradnie ?? No to trochę się to zmieniło. Kradnie.. ale nie bezpośrednio, nie pieniądze. Gina mi szmatki, ręczniki skarpetki, majtki (wyciąga z kosza na pranie.. serio? Opierdziane badole? :/), czasem tabletki przeciwbólowe (raz kupiłam na zapas 5 opakowań apapu, trzymałam w jednej reklamówce, próbowała wynieść 3 paczki), jakieś przyprawy. Czyli coś czego nie jestem w stanie za bardzo kontrolować.
Zaczęłam coś podejrzewać, gdy zobaczyłam na niej mój ręcznik (używała jak narzutki na ramiona). Potem jak razem z nią opuszczałam moje mieszkanie, widziałam przez reklamówkę ( w której miała zupę, której wiedziałam, że już nie zjem, a nie chciałam wyrzucać) prześwitywał znajomy wzór majtek. Ale myślałam, że może się jeszcze przewidziałam. Aż w końcu spotkałam ja na chodniku w klapkach i moich skarpetkach...
Z bardzo prostej przyczyny. Nikogo innego nie znam, kto mógłby, chciałby przychodzić, a w syfie siedzieć nie chcę.
No i poznałam bliżej sąsiadeczkę.
Sprawa pierwsza... dość wielkiego kalibru..
Koleżanki z pracy zapowiedziały się, że przyjdą na kawę dnia następnego. To był wtorek. Więc po pracy poszłam do sąsiadki i tłumacze sytuację. Ona mówi, że wolałaby rano przyjść jak jestem w pracy bo się nie musi tak uwijać. Zgodziłam się, bo nie raz zostawiałam jej klucze, nigdy nic nie ginęło (nigdy nic nie zauważyłam). Mówię ok.. a ona, czy nie dałabym jej pieniędzy już teraz bo ona na chleb nie ma... Dałam.
Gdy następnego dnia wracam po pracy odebrać klucze, ona mnie informuje, że nie posprzątała, bo się bardzo źle czuła, że astma, że ona przyjdzie jutro, też jak będę w pracy. Tak się, złożyło, że i koleżanki przełożyły spotkanie, więc nic się nie stało. Następnego dnia, gdy wracałam po odbiór kluczy, ona znów, że nie posprzątała bo się bardzo źle czuła. Ale i koleżanki znów przełożyły spotkanie.
Kolejnego dnia... Poszłyśmy na kawę do kawiarni zamiast do mnie, a po powrocie... Właśnie. Ona znów się źle czuła.. Zapalenie oskrzeli. Życzyłam jej zdrowia no i cóż zrobić… Odrobi jak wyzdrowieje. A żebym nie zarosła brudem, wezwałam posiłki -> Tatę- stałam się przez to uboższa o 100 zł. :D
Pani chorowała chyba z miesiąc. W tym okresie nie widywałam jej za często. I po kilku dniach z rzędu, gdy nie widziałam aby paliło się u niej światło poszłam do innej sąsiadki zapytać czy ja widziała. Wiecie, jakby coś się stało. Ale ona potwierdziła mi, że widziała sąsiadkę, a i ja innego dnia, wracając z pracy widziałam u niej światło. Czyli wszystko jest ok. Więc jako sąsiedzi mieliśmy baczenie na sąsiadkę, która podczas swojej choroby, wychachmęciła jeszcze 10zł.
Pani wyzdrowiała o długu zapomniała. A do mnie przyjechała w odwiedziny mama. I tu następuje kulminacja całej historii. Sąsiadka złapała pod blokiem moja mamę:
[S] Bo wie Pani, Pani córka taka niby uczona, szkoły ma... a nie wie, że chorymi osobami, to się trzeba interesować, że trzeba pomagać chorej starszej osobie. Pani córki tego nie nauczyła, nie wychowała...
Sąsiadka miała wtedy jakoś 57 lat. Jest młodsza od mojego ojca... Nie pracowała od paru ładnych lat.
Sytuacja druga... nie moja, a przekazana mi przez sama sąsiadkę.
Pani mi od kilku miesięcy marudziła że nie ma telewizora. Ignorowałam ja, bo przecież nie oddam jej tego co stoi w mieszkaniu a nie używam, bo po pierwsze nie jest mój a po drugie, nie po jej zachowaniu. Więc tak marudziła.. Aż w końcu kiedyś przyszła posprzątać:
[S] No.. ale chociaż mom już co oglądać. Telewizor mi dała ta kur%%% z bloku obok. Taka kur%%%, jak byli mi go przynieść, bo jo go bych przecież nie uniosła, to taaaakk się kur%%% rozglądała po mieszkaniu.. Jak mom, co jej te gały nie wyszły z ryja. A potem mnie łobgodała, ze mom brudno. A jo mom czi (trzy) psy... i nie mom pomalowane, bo biedno żech jest. I co ona się lepszo czuje. Tak żech tej kur%%% wczoraj wygodała..
Tak... sąsiadkę, która podarowała jej telewizor (bo robiła remont i starego nie potrzebowała), i która jej ten telewizor przyniosła do domu i zamontowała (no nie osobiście, ale maż, syn albo ktokolwiek...) zwyzywała od kur pod blokiem przed wszystkimi sąsiadami....
I na koniec... coś co mnie aż skręca...
Mówiłam kiedyś, ze nie kradnie ?? No to trochę się to zmieniło. Kradnie.. ale nie bezpośrednio, nie pieniądze. Gina mi szmatki, ręczniki skarpetki, majtki (wyciąga z kosza na pranie.. serio? Opierdziane badole? :/), czasem tabletki przeciwbólowe (raz kupiłam na zapas 5 opakowań apapu, trzymałam w jednej reklamówce, próbowała wynieść 3 paczki), jakieś przyprawy. Czyli coś czego nie jestem w stanie za bardzo kontrolować.
Zaczęłam coś podejrzewać, gdy zobaczyłam na niej mój ręcznik (używała jak narzutki na ramiona). Potem jak razem z nią opuszczałam moje mieszkanie, widziałam przez reklamówkę ( w której miała zupę, której wiedziałam, że już nie zjem, a nie chciałam wyrzucać) prześwitywał znajomy wzór majtek. Ale myślałam, że może się jeszcze przewidziałam. Aż w końcu spotkałam ja na chodniku w klapkach i moich skarpetkach...
sasiadka pomaganie
Ocena:
142
(178)
zarchiwizowany
Skomentuj
(15)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Czytając o infoliniach to przypomniała mi się własna praca w tym zawodzie... A szczególnie Mareczek. Mareczek był osobą specyficzną. W zasadzie, nie wiem czy jego zachowanie nie podchodziło już pod jakąś socjopatię czy psychopatie.. no był trochę dziwny, a do tego jeszcze ta jego nieco ciemniejsza twarz.. no dziś pierwsze moje skojarzenie byłoby - Ahmed... ale nie, Mareczek był 100% Polakiem. No i Mareczek pracował z nami na słuchawkach.
Tyle, że do pracy na słuchawkach to trzeba umieć rozmawiać z ludźmi, a Mareczek tego nie potrafił do tego wymyslał niestworzone historie.
[M] : blabla ... blabla... proszę o podanie numeru dowodu osobistego
[K] : Ale jak to nr dowodu ?? Ja nie chce...
[M] : Żeby móc aktywować usługę musi Pan podać nr dowodu.. wtedy wyślę do Pana kuriera z umową
[K] : A to ja mam jeszcze coś podpisać ?? A to nie.. to wie Pan to ja nie chce...
[M] Ale ja już zaznaczyłem w systemie, te usługę dla Pana.
[K] .: Ale ja jednak nie chcę..
[M]: Ale teraz Pan nie może.. .Ja dostanę kary 5 milionów !...
I tak... Mareczek klientom pitolił, że jak się nie zgodza to on dostanie 5 milionów kary....
Mareczek był bardzo ambitny.. i chciał mieć jak najwięcej tych umów.. a klienci nie chcieli podawać ani peseli, ani numerów dowodu osobistego. My jednakże mieliśmy te numery w bazie danych, ale jako, że rozmowy były nagrywane, klient musiał nam to podac... no to Mareczek miał na to sposób..
-Prosze podać 2 ostatnie cyfry..
-Proszę podać drugą i czwartą cyfrę...
I na tej podstawie potwierdzał tożsamość Kowalskiego... od tamtej pory dostawał bazę danych bez numerów pesel i dowodów....
Jeszcze o obyciu Mareczka z klientami..
[M]: blablabka ... czy mogę do Pani wysłać umowę ??
[K] Wie Pan co.. ja nie wiem.. to mąż się zajmuje..
[M] : Ale Pani za to nic nie płaci.. usługa jest darmowa...
[K] : Ale ja się nie znam.. ja nie wiem... to mąż..
[M]: (już poirytowany) Ale powtarzam Pani, że usługa jest całkowicie bezpłatna, a pozwoli Pani w przyszłości na .... .
[K] : Tylko, że to maż zawsze się tym zjamuje.. ja się nie znam.. nie wiem... no nie wiem..
[M] (na cały głos) .. NO TO JAK PANI NIEEE WIE CZEGO CHCE, NO TO DOBRZE NOOOOO !!! ( jeb słuchawką)
Ciezko pisząc oddać słowami ten ton :)
Tyle, że do pracy na słuchawkach to trzeba umieć rozmawiać z ludźmi, a Mareczek tego nie potrafił do tego wymyslał niestworzone historie.
[M] : blabla ... blabla... proszę o podanie numeru dowodu osobistego
[K] : Ale jak to nr dowodu ?? Ja nie chce...
[M] : Żeby móc aktywować usługę musi Pan podać nr dowodu.. wtedy wyślę do Pana kuriera z umową
[K] : A to ja mam jeszcze coś podpisać ?? A to nie.. to wie Pan to ja nie chce...
[M] Ale ja już zaznaczyłem w systemie, te usługę dla Pana.
[K] .: Ale ja jednak nie chcę..
[M]: Ale teraz Pan nie może.. .Ja dostanę kary 5 milionów !...
I tak... Mareczek klientom pitolił, że jak się nie zgodza to on dostanie 5 milionów kary....
Mareczek był bardzo ambitny.. i chciał mieć jak najwięcej tych umów.. a klienci nie chcieli podawać ani peseli, ani numerów dowodu osobistego. My jednakże mieliśmy te numery w bazie danych, ale jako, że rozmowy były nagrywane, klient musiał nam to podac... no to Mareczek miał na to sposób..
-Prosze podać 2 ostatnie cyfry..
-Proszę podać drugą i czwartą cyfrę...
I na tej podstawie potwierdzał tożsamość Kowalskiego... od tamtej pory dostawał bazę danych bez numerów pesel i dowodów....
Jeszcze o obyciu Mareczka z klientami..
[M]: blablabka ... czy mogę do Pani wysłać umowę ??
[K] Wie Pan co.. ja nie wiem.. to mąż się zajmuje..
[M] : Ale Pani za to nic nie płaci.. usługa jest darmowa...
[K] : Ale ja się nie znam.. ja nie wiem... to mąż..
[M]: (już poirytowany) Ale powtarzam Pani, że usługa jest całkowicie bezpłatna, a pozwoli Pani w przyszłości na .... .
[K] : Tylko, że to maż zawsze się tym zjamuje.. ja się nie znam.. nie wiem... no nie wiem..
[M] (na cały głos) .. NO TO JAK PANI NIEEE WIE CZEGO CHCE, NO TO DOBRZE NOOOOO !!! ( jeb słuchawką)
Ciezko pisząc oddać słowami ten ton :)
call_center
Ocena:
29
(67)
Na fali otyłości to i ja dodam swoje trzy grosze.
Też jest mnie nieco za dużo. Wiem o tym, źle mi z tym. Na dwóch dietach, na których byłam... przytyłam...
Jestem leniwa... nie uprawiam sportu. No trudno, taka już jestem i muszę z tym żyć.
To, co jest piekielne w całej tej sytuacji to moja mama.
Mieszka za granicą, dzwoni zdecydowanie za często... a każda, dosłownie KAŻDA rozmowa, kończy się u mnie palpitacjami i chęcią mordu.
Bo każda rozmowa dotyczy mojej wagi....
.......
[J] Eh.. nie było taksówki idę pieszo...
[M] A do to dobrze! Schudniesz.. A kiedyś byłaś taka chuda... taka chuda...
....
[J] Idę z E. na pizzę.
[M] Coo?? Chyba E na pizzę... Ty to korzonki wdupiać, bo jesteś taka gruba... A kiedyś byłaś taka chuda...
.......
[J] Kurczę... muszę iść do sklepu, młyn w pracy, nic jeszcze dziś nie jadłam..
[M] Aaa nic ci nie będzie... miesiąc byś musiała nie jeść, aby było widać.
.......
[J] Nie, nie dzwoń wieczorem. Poznałam pewnego mężczyznę, idziemy na kaw
[M] A nie przeszkadza mu, że jesteś gruba?? On lubi takie ??
......
[J] Aaaa zła jestem, nie dostałam awansu...
[M] Nooo tak, tak, bo jesteś taka gruba. Jakbyś była chuda, to byś dostała, bo tylko chude dostają...
.......
[J] Słyszałaś o zamachach w Paryżu??
[M] Taaak, taak... bo ty jesteś taka gruba...
....
A po tym wszystkim, zdziwienie dlaczego ja nie chce z nią rozmawiać o PLANIE SCHUDNIĘCIA dla mnie. O tym dlaczego jestem gruba itd...
Nie, w taki sposób jak powyżej na pewno mnie nie zmobilizuje. Wręcz odwrotnie, powoduje BETON i chęć na pizzę i czekoladę.
Ach i zapomniałam wspomnieć... To są rozmowy z osobą, która sama przez całe życie jest otyła.
Też jest mnie nieco za dużo. Wiem o tym, źle mi z tym. Na dwóch dietach, na których byłam... przytyłam...
Jestem leniwa... nie uprawiam sportu. No trudno, taka już jestem i muszę z tym żyć.
To, co jest piekielne w całej tej sytuacji to moja mama.
Mieszka za granicą, dzwoni zdecydowanie za często... a każda, dosłownie KAŻDA rozmowa, kończy się u mnie palpitacjami i chęcią mordu.
Bo każda rozmowa dotyczy mojej wagi....
.......
[J] Eh.. nie było taksówki idę pieszo...
[M] A do to dobrze! Schudniesz.. A kiedyś byłaś taka chuda... taka chuda...
....
[J] Idę z E. na pizzę.
[M] Coo?? Chyba E na pizzę... Ty to korzonki wdupiać, bo jesteś taka gruba... A kiedyś byłaś taka chuda...
.......
[J] Kurczę... muszę iść do sklepu, młyn w pracy, nic jeszcze dziś nie jadłam..
[M] Aaa nic ci nie będzie... miesiąc byś musiała nie jeść, aby było widać.
.......
[J] Nie, nie dzwoń wieczorem. Poznałam pewnego mężczyznę, idziemy na kaw
[M] A nie przeszkadza mu, że jesteś gruba?? On lubi takie ??
......
[J] Aaaa zła jestem, nie dostałam awansu...
[M] Nooo tak, tak, bo jesteś taka gruba. Jakbyś była chuda, to byś dostała, bo tylko chude dostają...
.......
[J] Słyszałaś o zamachach w Paryżu??
[M] Taaak, taak... bo ty jesteś taka gruba...
....
A po tym wszystkim, zdziwienie dlaczego ja nie chce z nią rozmawiać o PLANIE SCHUDNIĘCIA dla mnie. O tym dlaczego jestem gruba itd...
Nie, w taki sposób jak powyżej na pewno mnie nie zmobilizuje. Wręcz odwrotnie, powoduje BETON i chęć na pizzę i czekoladę.
Ach i zapomniałam wspomnieć... To są rozmowy z osobą, która sama przez całe życie jest otyła.
jestem_gruba
Ocena:
194
(264)
zarchiwizowany
Skomentuj
(20)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Dzisiaj będzie o pomaganiu.
Generalnie nie wspieram, żadnych akcji zbierajcych tu i ówdzie pieniędzy. Wolę pomagać w sposób świadomy, konkretnym jednostkom. Przy czym, nie jest tez tak, że daje na ślepo. Wychodze z założenia, że każdy powinien na siebie zapracować. Kto jedynie czeka aż mu dadza, bo on taki biedny (ojoj), nie jest dla mnie osob godna pomocy.
Tak więc mam ja sasiadkę, kobietę biedna, wręcz skrajnie biedna utrzymujaca się z około 700 zł renty rodzinnej. Kobietę wyniszczon przez życie, która mimo 58 lat na karku wyglada na minimum 70 lat. Co zrobiła by się do takiego stanu doprowadzić ?? Nie wiem.. Mimo wygldu jednoznacznie wzkazujcego, nigdy nie widziałam jej pijanej, a widuje ja zarówno wieczorami jak i rano. Zawsze jest trzeźwa. Pewnego dnia pożaliła mi się na swój los i na to, że jej nie wystarcza do pierwszego. Od słowa do słowa, zaproponowała, że mogłaby pomagać mi w sprzataniu. To lubie ! Jako, że sama sprzatać nie cierpie, a moja sytuacja finansowa pozwala mi na to aby zapłacić za tę usługę umówiłyśmy się, że Pani będzie do mnie przychodzić.
Do tej pory piekielności nie ma.
Poczatkowo Pani była nadgorliwa. Nie dość, że musiałam wciskać w nia pieniadze, to gdy uważała, że zapłaciłam jej za dużo, przychodziła jeszcze po paru dniach sama od siebie w gratisie. Było mi trochę głupio z tego powodu, więc gdy Pani coraz kilka razy odmówiła wzięcia zapłaty, zaczęłam jej dodawać rzeczy w naturze. A to po drodze ze sklepu zrobiłam dodatkowe zakupy dla niej, a to dostała ode mnie jakieś ubrania. Zaangażowałam również ojca, któremu został towar po nieudanym biznesie mojej mamy, w postaci podkoszulek, piżam itp. Przyszykowaliśmy więc również paczkę dla tej Pani.
Z pracy tej Pani byłam ( i po części nadal jestem) zadowolona.
Pani jest uczciwa, nigdy nie zagarneła dla siebie ani złotówki ( a u mnie nieraz można na podłodze lub stołach znaleźć pieniadze, o czym ja uprzedziłam i z góry za taka sytuacje przeprosiłam)
Jednak z czasem, sasiadka zaczęła wyraźnie grac mi na nerwach
1. Ciagle słysze, że ona nie ma tego czy owego. Nie ma kurtki, nie ma butów, nie ma papci oj jaka ona biedna, nic nie ma, nic sobie kupić nie może. Oj kiedy to ona w tej jeb.. polsce ludowej coś będzie miała. Pani dostała ode mnie w zeszłym roku 3 kurtki. Kurtki ładnie, niezniszczone. Do tego paczkę z blizkami i piżamami co mój ojciec przygotował, poza tym, jak robiłam czyszczenie szafy, to również z tego wybrała sobie 2 worki rzeczy. Skad inad wiem, że inni sasiedzi też jej co nieco daja.
2. Poczatkowo niewinnie zaczęły się prośby o kupno kawy. I o ile w pierwszym okresie, za nadprogramowe zakupy przyszła odrobić, później stało się to jakby tak norma. Wiem i widziałam, że ssiedzi donosza jej a to chleb, a to jajka, maslo albo ryż itd. Jednak Pani kiedys pożaliła się że ona tak bardzo mieso by chciała zjeść, bo tyle lat juz nie jadła. Przykro mi się zrobiło, więc podczas zakupów kupiłam jej wędline, kiełbasę, kabanosa nawet i paczkę mięsa mielonego. Kilka dni później, dosłownie 3, siedziałam przed blokiem z inna sasiadka, podczas gdy ta Pani podeszła do nas i mówi..
[S] O jak ja bym miesa zjadla. Jo już nie wiem jak smakuje. Od trzech lat nie jadłażech mięsa
Zagotowało się nieco we mnie. Zapytałam się jej wprost, jak to przecież dostała. To najpierw jakby sie pomyliła i powiedziała, ze psom dała, a potem, że nie , że to kiełbasy od innego sasiada zjadły psy, a te moje to zjadła itd..
Podobne akcje zaczęły się powtarzać. Pani była u mnie w środę, dostała pieniadze, a w piatek przychodziła czy nie mam może chleba bo ona od 4 dni nic nie jadła...
3. Sytuacja która zabolała mnie najbardziej. Już powoli nauczona, że sasiadka mija się z prawda, przy kolejnej wizycie, jakos po swietach, powiedziałam jej wprost, że nic nie mam, bo jeszcze zakupów nie zrobiłam i będę robiła dnia następnego. Pani postała, pobiadoliła, liczac że może zmieknę i sobie poszła. Usłyszałam jak na sieni z kimś rozmawia, więc uchyliłam drzwi aby posłuchać i usłyszałam...
[S] (..) Bogacze pier... (...) dupe jak szafa ma a niby nie ma co dać...
To musiało być o mnie, o aktualnie sporo mi się przytyło.
4. Nawiazujac jeszcze do sytuacji trzeciej. To, że nie chciałam jej dać, było spowodowane głownie tym, że dzień przed wigilia była u mnie i za sprzatanie dostala 60 zl.
Zdziwiona tym, ze przyszła znow wysępić jedzenie zapytałam wprost
[J] Ale przecież dałam Pani 2 dni temu pienidze, nie kupila nic sobie Pani ??
[S] Ale co to jee.... aa tak tak kupiłam, ale mam na kupuste ochotę, bym sobie pojadła. Już na kaszę patrzeć nie mogę..
Jak na osobe samotna, przyzwyczajona do skromnego zycia i nie obchodzaca swiat te 60 zł chyba powinno wystarczyc aby kupic sobie cos do jedzenia prawda ??
5. Generalnie wyznaje zasadę, że nie sponsoruje papierosów i alkoholu. O ile o alkohol nigdy nie prosiła, o tyle o papierosy, zdażyło się. Ja nie kupię, ale gdy przyjechała do mnie mama, która na codzień mieszka w Szkocji, to ona ma dużo bardziej miękkie serce i zgodziła się kupić tę paczkę fajek. Papierosy kosztowały około 12 zł ( chyba Strike to były ale głowy nie dam). Gdy je dawaliśmy mama rzuciła tylko hasłem
[M] A Pani wie,ze te fajki takie drogie 12 zł, za to by było tyle jedzienia...
[S] Oj Pani, wiem wiem.. wszyscy mi to mówi.. Ale co to ja palę, tyle co nic. Ja t paczkę to NA CAŁE 2 DNI MAM...
Podsumowujac
W takich sytuacjach odechciewa mi się pomagania. Jak tak podliczylam, to ta Pani wcale tak źle nie przędzie..owszem ma marna rentke, 700 zl z groszami, za to do mieszkania doplaca miasto, ona placi tylko za media, dodatkowo sasiedzi regularnie pomagaja przynoszac jedzenie, ode mnie dostaje jeszcze pieniadze + jedzenie, ale jej ciagle mało... I jeszcze bezczelnie człowieka obgada.
Jedyne co jej zostało, to to, że nigdy nic nie ukradła i nie boję się jej zostawic kluczy wychodzac z domu..
p.S jeszcze jakby kogos interesowalo jaki zakres prac obejmowalo to 50 zl. Otoz, byly to co prawda porzadki swiateczne, ale bez okien, bo zastrzegla ze zle sie czuje ( astma), wiec tak,to co robi standardowo : zmycie naczyn, blatow w kuchni, podłog, biurka; umycie nieco dokładniejsze łazienki ( chociaz, tego akurat zbytnio nie zrobiła, kafelek nawet nie ruszyła), parapety, lodówka. Z całości uwineła się w około 30 - 40 min. Zwykle za 30 min ogarniecie mieszkania 40m, ( naczynia, podlogi, zebranie rzeczy do kosza na pranie, poscielenie lozka) place 20 zl. Gdy dochodzi mycie lodowki, lub okien lub szafek to place do 50 zl. Oczywiscie czasu jej nie licze, podaje wedlug tego co widze ile jej to zajmuje.
Generalnie nie wspieram, żadnych akcji zbierajcych tu i ówdzie pieniędzy. Wolę pomagać w sposób świadomy, konkretnym jednostkom. Przy czym, nie jest tez tak, że daje na ślepo. Wychodze z założenia, że każdy powinien na siebie zapracować. Kto jedynie czeka aż mu dadza, bo on taki biedny (ojoj), nie jest dla mnie osob godna pomocy.
Tak więc mam ja sasiadkę, kobietę biedna, wręcz skrajnie biedna utrzymujaca się z około 700 zł renty rodzinnej. Kobietę wyniszczon przez życie, która mimo 58 lat na karku wyglada na minimum 70 lat. Co zrobiła by się do takiego stanu doprowadzić ?? Nie wiem.. Mimo wygldu jednoznacznie wzkazujcego, nigdy nie widziałam jej pijanej, a widuje ja zarówno wieczorami jak i rano. Zawsze jest trzeźwa. Pewnego dnia pożaliła mi się na swój los i na to, że jej nie wystarcza do pierwszego. Od słowa do słowa, zaproponowała, że mogłaby pomagać mi w sprzataniu. To lubie ! Jako, że sama sprzatać nie cierpie, a moja sytuacja finansowa pozwala mi na to aby zapłacić za tę usługę umówiłyśmy się, że Pani będzie do mnie przychodzić.
Do tej pory piekielności nie ma.
Poczatkowo Pani była nadgorliwa. Nie dość, że musiałam wciskać w nia pieniadze, to gdy uważała, że zapłaciłam jej za dużo, przychodziła jeszcze po paru dniach sama od siebie w gratisie. Było mi trochę głupio z tego powodu, więc gdy Pani coraz kilka razy odmówiła wzięcia zapłaty, zaczęłam jej dodawać rzeczy w naturze. A to po drodze ze sklepu zrobiłam dodatkowe zakupy dla niej, a to dostała ode mnie jakieś ubrania. Zaangażowałam również ojca, któremu został towar po nieudanym biznesie mojej mamy, w postaci podkoszulek, piżam itp. Przyszykowaliśmy więc również paczkę dla tej Pani.
Z pracy tej Pani byłam ( i po części nadal jestem) zadowolona.
Pani jest uczciwa, nigdy nie zagarneła dla siebie ani złotówki ( a u mnie nieraz można na podłodze lub stołach znaleźć pieniadze, o czym ja uprzedziłam i z góry za taka sytuacje przeprosiłam)
Jednak z czasem, sasiadka zaczęła wyraźnie grac mi na nerwach
1. Ciagle słysze, że ona nie ma tego czy owego. Nie ma kurtki, nie ma butów, nie ma papci oj jaka ona biedna, nic nie ma, nic sobie kupić nie może. Oj kiedy to ona w tej jeb.. polsce ludowej coś będzie miała. Pani dostała ode mnie w zeszłym roku 3 kurtki. Kurtki ładnie, niezniszczone. Do tego paczkę z blizkami i piżamami co mój ojciec przygotował, poza tym, jak robiłam czyszczenie szafy, to również z tego wybrała sobie 2 worki rzeczy. Skad inad wiem, że inni sasiedzi też jej co nieco daja.
2. Poczatkowo niewinnie zaczęły się prośby o kupno kawy. I o ile w pierwszym okresie, za nadprogramowe zakupy przyszła odrobić, później stało się to jakby tak norma. Wiem i widziałam, że ssiedzi donosza jej a to chleb, a to jajka, maslo albo ryż itd. Jednak Pani kiedys pożaliła się że ona tak bardzo mieso by chciała zjeść, bo tyle lat juz nie jadła. Przykro mi się zrobiło, więc podczas zakupów kupiłam jej wędline, kiełbasę, kabanosa nawet i paczkę mięsa mielonego. Kilka dni później, dosłownie 3, siedziałam przed blokiem z inna sasiadka, podczas gdy ta Pani podeszła do nas i mówi..
[S] O jak ja bym miesa zjadla. Jo już nie wiem jak smakuje. Od trzech lat nie jadłażech mięsa
Zagotowało się nieco we mnie. Zapytałam się jej wprost, jak to przecież dostała. To najpierw jakby sie pomyliła i powiedziała, ze psom dała, a potem, że nie , że to kiełbasy od innego sasiada zjadły psy, a te moje to zjadła itd..
Podobne akcje zaczęły się powtarzać. Pani była u mnie w środę, dostała pieniadze, a w piatek przychodziła czy nie mam może chleba bo ona od 4 dni nic nie jadła...
3. Sytuacja która zabolała mnie najbardziej. Już powoli nauczona, że sasiadka mija się z prawda, przy kolejnej wizycie, jakos po swietach, powiedziałam jej wprost, że nic nie mam, bo jeszcze zakupów nie zrobiłam i będę robiła dnia następnego. Pani postała, pobiadoliła, liczac że może zmieknę i sobie poszła. Usłyszałam jak na sieni z kimś rozmawia, więc uchyliłam drzwi aby posłuchać i usłyszałam...
[S] (..) Bogacze pier... (...) dupe jak szafa ma a niby nie ma co dać...
To musiało być o mnie, o aktualnie sporo mi się przytyło.
4. Nawiazujac jeszcze do sytuacji trzeciej. To, że nie chciałam jej dać, było spowodowane głownie tym, że dzień przed wigilia była u mnie i za sprzatanie dostala 60 zl.
Zdziwiona tym, ze przyszła znow wysępić jedzenie zapytałam wprost
[J] Ale przecież dałam Pani 2 dni temu pienidze, nie kupila nic sobie Pani ??
[S] Ale co to jee.... aa tak tak kupiłam, ale mam na kupuste ochotę, bym sobie pojadła. Już na kaszę patrzeć nie mogę..
Jak na osobe samotna, przyzwyczajona do skromnego zycia i nie obchodzaca swiat te 60 zł chyba powinno wystarczyc aby kupic sobie cos do jedzenia prawda ??
5. Generalnie wyznaje zasadę, że nie sponsoruje papierosów i alkoholu. O ile o alkohol nigdy nie prosiła, o tyle o papierosy, zdażyło się. Ja nie kupię, ale gdy przyjechała do mnie mama, która na codzień mieszka w Szkocji, to ona ma dużo bardziej miękkie serce i zgodziła się kupić tę paczkę fajek. Papierosy kosztowały około 12 zł ( chyba Strike to były ale głowy nie dam). Gdy je dawaliśmy mama rzuciła tylko hasłem
[M] A Pani wie,ze te fajki takie drogie 12 zł, za to by było tyle jedzienia...
[S] Oj Pani, wiem wiem.. wszyscy mi to mówi.. Ale co to ja palę, tyle co nic. Ja t paczkę to NA CAŁE 2 DNI MAM...
Podsumowujac
W takich sytuacjach odechciewa mi się pomagania. Jak tak podliczylam, to ta Pani wcale tak źle nie przędzie..owszem ma marna rentke, 700 zl z groszami, za to do mieszkania doplaca miasto, ona placi tylko za media, dodatkowo sasiedzi regularnie pomagaja przynoszac jedzenie, ode mnie dostaje jeszcze pieniadze + jedzenie, ale jej ciagle mało... I jeszcze bezczelnie człowieka obgada.
Jedyne co jej zostało, to to, że nigdy nic nie ukradła i nie boję się jej zostawic kluczy wychodzac z domu..
p.S jeszcze jakby kogos interesowalo jaki zakres prac obejmowalo to 50 zl. Otoz, byly to co prawda porzadki swiateczne, ale bez okien, bo zastrzegla ze zle sie czuje ( astma), wiec tak,to co robi standardowo : zmycie naczyn, blatow w kuchni, podłog, biurka; umycie nieco dokładniejsze łazienki ( chociaz, tego akurat zbytnio nie zrobiła, kafelek nawet nie ruszyła), parapety, lodówka. Z całości uwineła się w około 30 - 40 min. Zwykle za 30 min ogarniecie mieszkania 40m, ( naczynia, podlogi, zebranie rzeczy do kosza na pranie, poscielenie lozka) place 20 zl. Gdy dochodzi mycie lodowki, lub okien lub szafek to place do 50 zl. Oczywiscie czasu jej nie licze, podaje wedlug tego co widze ile jej to zajmuje.
Ocena:
128
(178)
zarchiwizowany
Skomentuj
(3)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Swieta, dla niektorych czas radosci, dla nas smutku... Ktos wyrzadzil nam wielka krzywde, a moze to my z zalu szukamy winnych. Ocene pozostawiam wam, mam tez nadzieje, ze moze jakis weterynarz przeczyta te historie i sie wypowie w temacie...
Otruto nam psa ( tak przypuszczamy).
Piesek, a wlasciwie suczka to bylo nasze oczko w glowie. Traktowana jak czlonek rodziny, jak dziecko. To wlasnie ona rzadzila domem, jak tylko wpropwadzilam sie na swoje to bylam szczesliwa, gdy podczas dluzszego wolnego w pracy, moglam ja zabrac do siebie chociazby na tydzien. Na stale nie moglam jej zabrac, ze wzgledu na jej dolegliwosc ( nietrzymanie moczu.. wymagala wychodzenia co 2 - 3 godziny na spacer - nawet w nocy, a ja pracuje po 12 godzin).
I tak sobie zyla z nami. Miala juz swoje lata, to prawda. W listopadzie skonczyla 10 lat. Podobno jak na boxera to duzo, ale jednak byla wesola, biegala, skakala niczym koza, bawila sie z nami, dokazywala. W pelni zdrowy piesek. No poza tym sikaniem, ale i to udalo sie w koncu opanowac, zmieniajac jej sposob podawania leku.
I tak bylo do wczoraj. Jeszcze wieczorem 23 grudnia, biegala wesolo na spacerze. Podobno wziela wtedy jaka kosc do pyska. Ale czesto jej sie to zdarzalo, nie zawsze udalo sie ja upilnowac, szczegolnie, ze wieczorami puszczalismy ja bez smyczy by mogla troche pobiegac i nigdy nie bylo problemu.
Podczas nocnego spaceru, juz byla cos osowiala, spokojna, nie chciala za bardzo chodzic. Wyszla na chwile i potem chciala wrocic do domu.
Do taty przyjechalam 24 grudnia rano, okolo 7. Nawet sie nie przywitala, szla smetnie do kuchni. Ledwo sie zdarzylam rozebrac, a ona idac do mnie do pokoju zaczela sie przewracac. Widok byl straszny, nie wiedzialam co sie z nia dzieje. Caly dzien byla bardzo slaba, jak probowala wstac na nogi, to chodzila jakby byla pijana. Po wypicu wody, wymiotowala. Ale nie byly to tresciwe wymioty. Tylko woda, troszeczke piany, ale raczej woda. I cos co wygladem przypominalo orzeszki ziemne.
Najgorsze bylo jak za drugim razem, po zwymiotowaniu, chciala odejsc od tego, ale chyba zaczelo jej sie w glowie krecic, bo sie obrocila i przewrocila sie, wpadajac cala we wlasne wymioty ( w zasadzie wode). Kolejne torsje, juz miala na lezaco bo nie mogla sie podniesc.
I tak przelezala pol dnia w zasadzie, wstajac tylko na chwileczke. Na dwor wogole nie chciala wychodzic. Probowalam kilka razy ja zachecic, ale wtedy kladla sie na butach i tak ciezko oddychala, wiec nie meczylam jej.
Wieczorem wydawalo sie, ze dolegliwosci przechodza. Jak wrocilam z odwiedzic swiatecznych to wstala, przywitala mnie. Moze nie tak zywiolowo jak zwykle, ale przynajmniej ogonem merdala i chodzila lepiej. W nocy nawet probowala do lozka wskoczyc, ale dopoki calkiem jej nie przejdzie, nie moglam jej na to pozwolic.
Nad ranem, przyszla do mnie na chwile, polozyla glowe na lozku, pomiziala sie chwile i poszla w kat miedzy lozkiem a sciana. Oddychala ciezko i bardzo glosno, a po 20 min po prostu zrobilo sie cicho.
Moze ktos zapytac, dlaczego nie zabralismy jej do weterynarza.
Po prostu, nasze poprzednie 2 pieski zabrane do weterynarza w czasie choroby juz do nas nie wracaly. Jeden z nich mial pol roku, dostal jakis zastrzyk co niby mial pomoc, a po 3 godzinach pieska nie bylo. Ja nawet chcialam isc, ale tata byl przeciwny, pamietajac tamte doswiadczenia. Caly czas mielismy nadzieje ze to tylko niestrawnosc. To byl taki delikatny piesek...
I tu moje pytanie do was. Czy uwazacie, ze sluszne moga byc nasze przypuszczenia o otruciu naszego pieska ( myslimy ze kosc byla zatruta )? czy moze to starosc tak nagle przyszla ?
Otruto nam psa ( tak przypuszczamy).
Piesek, a wlasciwie suczka to bylo nasze oczko w glowie. Traktowana jak czlonek rodziny, jak dziecko. To wlasnie ona rzadzila domem, jak tylko wpropwadzilam sie na swoje to bylam szczesliwa, gdy podczas dluzszego wolnego w pracy, moglam ja zabrac do siebie chociazby na tydzien. Na stale nie moglam jej zabrac, ze wzgledu na jej dolegliwosc ( nietrzymanie moczu.. wymagala wychodzenia co 2 - 3 godziny na spacer - nawet w nocy, a ja pracuje po 12 godzin).
I tak sobie zyla z nami. Miala juz swoje lata, to prawda. W listopadzie skonczyla 10 lat. Podobno jak na boxera to duzo, ale jednak byla wesola, biegala, skakala niczym koza, bawila sie z nami, dokazywala. W pelni zdrowy piesek. No poza tym sikaniem, ale i to udalo sie w koncu opanowac, zmieniajac jej sposob podawania leku.
I tak bylo do wczoraj. Jeszcze wieczorem 23 grudnia, biegala wesolo na spacerze. Podobno wziela wtedy jaka kosc do pyska. Ale czesto jej sie to zdarzalo, nie zawsze udalo sie ja upilnowac, szczegolnie, ze wieczorami puszczalismy ja bez smyczy by mogla troche pobiegac i nigdy nie bylo problemu.
Podczas nocnego spaceru, juz byla cos osowiala, spokojna, nie chciala za bardzo chodzic. Wyszla na chwile i potem chciala wrocic do domu.
Do taty przyjechalam 24 grudnia rano, okolo 7. Nawet sie nie przywitala, szla smetnie do kuchni. Ledwo sie zdarzylam rozebrac, a ona idac do mnie do pokoju zaczela sie przewracac. Widok byl straszny, nie wiedzialam co sie z nia dzieje. Caly dzien byla bardzo slaba, jak probowala wstac na nogi, to chodzila jakby byla pijana. Po wypicu wody, wymiotowala. Ale nie byly to tresciwe wymioty. Tylko woda, troszeczke piany, ale raczej woda. I cos co wygladem przypominalo orzeszki ziemne.
Najgorsze bylo jak za drugim razem, po zwymiotowaniu, chciala odejsc od tego, ale chyba zaczelo jej sie w glowie krecic, bo sie obrocila i przewrocila sie, wpadajac cala we wlasne wymioty ( w zasadzie wode). Kolejne torsje, juz miala na lezaco bo nie mogla sie podniesc.
I tak przelezala pol dnia w zasadzie, wstajac tylko na chwileczke. Na dwor wogole nie chciala wychodzic. Probowalam kilka razy ja zachecic, ale wtedy kladla sie na butach i tak ciezko oddychala, wiec nie meczylam jej.
Wieczorem wydawalo sie, ze dolegliwosci przechodza. Jak wrocilam z odwiedzic swiatecznych to wstala, przywitala mnie. Moze nie tak zywiolowo jak zwykle, ale przynajmniej ogonem merdala i chodzila lepiej. W nocy nawet probowala do lozka wskoczyc, ale dopoki calkiem jej nie przejdzie, nie moglam jej na to pozwolic.
Nad ranem, przyszla do mnie na chwile, polozyla glowe na lozku, pomiziala sie chwile i poszla w kat miedzy lozkiem a sciana. Oddychala ciezko i bardzo glosno, a po 20 min po prostu zrobilo sie cicho.
Moze ktos zapytac, dlaczego nie zabralismy jej do weterynarza.
Po prostu, nasze poprzednie 2 pieski zabrane do weterynarza w czasie choroby juz do nas nie wracaly. Jeden z nich mial pol roku, dostal jakis zastrzyk co niby mial pomoc, a po 3 godzinach pieska nie bylo. Ja nawet chcialam isc, ale tata byl przeciwny, pamietajac tamte doswiadczenia. Caly czas mielismy nadzieje ze to tylko niestrawnosc. To byl taki delikatny piesek...
I tu moje pytanie do was. Czy uwazacie, ze sluszne moga byc nasze przypuszczenia o otruciu naszego pieska ( myslimy ze kosc byla zatruta )? czy moze to starosc tak nagle przyszla ?
zwierzeta
Ocena:
-21
(25)
zarchiwizowany
Skomentuj
(14)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Piekielna bylam ja...
Czesto zamawiam ksiazki, srednio za okolo 500 zl miesiecznie. Glownie jezykowe, ale ostatnio rowniez informatyczne.
Siedze wiec sobie w domu w srodowe popoludnie oczekujac na paczke, ktora niedlugo ma przyjsc, a wlasciwie to dosypiam jeszcze po zarwanej nocy. Okolo 17 rozlega sie dzwonek do drzwi. Pan przedstawia sie jako pracownik poczty polskiej i informuje mnie ze ma dla mnie przesylke, 150 zl do zaplaty, pyta czy odpieram.
Moze mi to umknelo, bo nie do konca bylam dobudzona, ale Pan ani razu nie zadal pytania czy ja to rzeczywiscie ja, ale jakos nie zwracalam na to uwagi. Zaplacilam, paczke odebralam. Pan bardzo mily, jeszcze pozartowal, naprawde mega sympatyczny.
Od razu zarbalam sie za rozpakowywanie przeyslki, chcac jak naszybciej przewertowac zamowiony podrecznik do podstaw techniki cyfrowej, a tu zonk.. W paczce nie ma mojej ksiazki, tylko jakas ksiazka z przykladami wycen nieruchomosci.
Zerkam na list przewozowy, tam jakies dziwne dane, imie meskie, miasto lublin i co dla mnie bylo najwazniejsze ZADNEJ pieczatki poczty. Chwila, chwila... gosciu nie mial tez "umundurowania" listonosza.
W tym momencie pomyslalam jedna... jezdzi jakis naciagacz i wciska ludizom te przyklady wycen nieruchomosci (chyba nawet podobna historia byla na piekielnych juz), ktore pewnie sa darmowe a inkasuje 150 zl... Krew sie we mnie zagotowala. Momentalnie wybieglam na dwor, ale goscia juz nie bylo. Pytajac sasiadow co stali na dworze, dowiedzialam sie jedynie, ze rzeczywiscie byl tu taki czlowiek z paczka, wchodzil do mojej klatki i doslownie przed chwila odjechal takim a siakim samochodem..
No to coz mi zostalo ? Ano, pojscie na policje i zgloszenie oszustwa. Zabralam ksiazke, opakowanie z listem przewozowym i na najblizsza komende. Nie bedzie niestety histori o zlych policjantach, poniewaz funkcjonariusze zachowali sie naprawde profesjonalnie i starali sie pomoc. Odbylam z nimi wycieczke krajoznawcza po miescie, szukajac 'takiego a siakiego' samochodu. Minelismy takich chyba z 15 po drodze. Zgodnie z moim jakze dokladnym opisem " duzy i takiego koloru"
-ale jak duzy ? => no.. dostawczy taki.. a moze kangur ?? no duzy
wlasciwie to nawet nie specjalnie wierzylam ze nam sie uda... i nagle cud. W chyba 300 tysiecznym miescie (katowice) znalezlismy sie akurat w tej uliczce, w ktorej stal samochod pasujacy do opisu, a w srodku siedzial kierowca. Malo tego TO BYL ON !.
Dalej bylo jak w filmie ;P koguty i zatrzymujemy.. wychodzimy z auta, i od razu zadaje pytanie czy Pan mnie pamieta, oczywiscie bedac pewna ze bedzie krecil, jak na oszusta przystalo
no i co sie okazalo ?
Pan rzeczywiscie byl z poczty.
Pan pomylil przesylki ( obie przesylki mialy ten sam gabaryt)
Pan od razu jak zauwazyl pomylke, wrocil sie do mnie, ale mnie juz nie zastal..
Zrobilo sie dziwnie.. a mi po prostu glupio, i pozostalo mi jedynie wybuchnac smiechem..
Mam tylko nadzieje ze ten mlody czlowiek nie bedzie mial problemow w pracy z mojego powodu. Ostatecznie wszystko zakonczylo sie pomyslnie.. sprawa wyjasniona.
Na pytanie: dlaczego od razu nie poszlam na poczte ?
Odpowiem tak: bo na liscie przewozowym nie bylo pieczatki.
Zawsze, kazda moja przesylka (chociaz naprawde rzadko korzystam z poczty) byla dokladnie podbijana, tutaj nie bylo nic, poza tym adres byl gdzies na lublin (dopiero potem okazalo sie ze ten wlasciwy adres byl niemal niewidoczny, bo sie slabo odbil). W tej sytuacji pomyslalam, ze ktos po prostu wzial sobie z poczty druczki, ponaklejal na przesylki i rozwozi je jeleniom za 150 zl...
Eh... puenty nie bedzie... spalilam sie ze wstydu..
Czesto zamawiam ksiazki, srednio za okolo 500 zl miesiecznie. Glownie jezykowe, ale ostatnio rowniez informatyczne.
Siedze wiec sobie w domu w srodowe popoludnie oczekujac na paczke, ktora niedlugo ma przyjsc, a wlasciwie to dosypiam jeszcze po zarwanej nocy. Okolo 17 rozlega sie dzwonek do drzwi. Pan przedstawia sie jako pracownik poczty polskiej i informuje mnie ze ma dla mnie przesylke, 150 zl do zaplaty, pyta czy odpieram.
Moze mi to umknelo, bo nie do konca bylam dobudzona, ale Pan ani razu nie zadal pytania czy ja to rzeczywiscie ja, ale jakos nie zwracalam na to uwagi. Zaplacilam, paczke odebralam. Pan bardzo mily, jeszcze pozartowal, naprawde mega sympatyczny.
Od razu zarbalam sie za rozpakowywanie przeyslki, chcac jak naszybciej przewertowac zamowiony podrecznik do podstaw techniki cyfrowej, a tu zonk.. W paczce nie ma mojej ksiazki, tylko jakas ksiazka z przykladami wycen nieruchomosci.
Zerkam na list przewozowy, tam jakies dziwne dane, imie meskie, miasto lublin i co dla mnie bylo najwazniejsze ZADNEJ pieczatki poczty. Chwila, chwila... gosciu nie mial tez "umundurowania" listonosza.
W tym momencie pomyslalam jedna... jezdzi jakis naciagacz i wciska ludizom te przyklady wycen nieruchomosci (chyba nawet podobna historia byla na piekielnych juz), ktore pewnie sa darmowe a inkasuje 150 zl... Krew sie we mnie zagotowala. Momentalnie wybieglam na dwor, ale goscia juz nie bylo. Pytajac sasiadow co stali na dworze, dowiedzialam sie jedynie, ze rzeczywiscie byl tu taki czlowiek z paczka, wchodzil do mojej klatki i doslownie przed chwila odjechal takim a siakim samochodem..
No to coz mi zostalo ? Ano, pojscie na policje i zgloszenie oszustwa. Zabralam ksiazke, opakowanie z listem przewozowym i na najblizsza komende. Nie bedzie niestety histori o zlych policjantach, poniewaz funkcjonariusze zachowali sie naprawde profesjonalnie i starali sie pomoc. Odbylam z nimi wycieczke krajoznawcza po miescie, szukajac 'takiego a siakiego' samochodu. Minelismy takich chyba z 15 po drodze. Zgodnie z moim jakze dokladnym opisem " duzy i takiego koloru"
-ale jak duzy ? => no.. dostawczy taki.. a moze kangur ?? no duzy
wlasciwie to nawet nie specjalnie wierzylam ze nam sie uda... i nagle cud. W chyba 300 tysiecznym miescie (katowice) znalezlismy sie akurat w tej uliczce, w ktorej stal samochod pasujacy do opisu, a w srodku siedzial kierowca. Malo tego TO BYL ON !.
Dalej bylo jak w filmie ;P koguty i zatrzymujemy.. wychodzimy z auta, i od razu zadaje pytanie czy Pan mnie pamieta, oczywiscie bedac pewna ze bedzie krecil, jak na oszusta przystalo
no i co sie okazalo ?
Pan rzeczywiscie byl z poczty.
Pan pomylil przesylki ( obie przesylki mialy ten sam gabaryt)
Pan od razu jak zauwazyl pomylke, wrocil sie do mnie, ale mnie juz nie zastal..
Zrobilo sie dziwnie.. a mi po prostu glupio, i pozostalo mi jedynie wybuchnac smiechem..
Mam tylko nadzieje ze ten mlody czlowiek nie bedzie mial problemow w pracy z mojego powodu. Ostatecznie wszystko zakonczylo sie pomyslnie.. sprawa wyjasniona.
Na pytanie: dlaczego od razu nie poszlam na poczte ?
Odpowiem tak: bo na liscie przewozowym nie bylo pieczatki.
Zawsze, kazda moja przesylka (chociaz naprawde rzadko korzystam z poczty) byla dokladnie podbijana, tutaj nie bylo nic, poza tym adres byl gdzies na lublin (dopiero potem okazalo sie ze ten wlasciwy adres byl niemal niewidoczny, bo sie slabo odbil). W tej sytuacji pomyslalam, ze ktos po prostu wzial sobie z poczty druczki, ponaklejal na przesylki i rozwozi je jeleniom za 150 zl...
Eh... puenty nie bedzie... spalilam sie ze wstydu..
kurierzy JA
Ocena:
321
(473)
zarchiwizowany
Skomentuj
(2)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Czytajac piekielnych, juz ktorys raz natknelam sie na historie typu:
"ksiadz wympomnial z ambony, ze ktos dal za malo "co laska" "
albo
"ksiadz odmowil slubu, lub robil problemu bo mlodzi za malo chcieli zaplacic"...
I tu rodzi sie w mojej glowie pytanie:
Jak to jest, ze "co laska" w kosciele jest cacy, a "co laska" dana lekarzowi za operacje jest juz przestepstwem ?
Przeciez w jednym i w drugim przypadku chodzi o danie pieniedzy za usluge, za ktora juz raz zaplacilismy - w formie podatkow, za usluge, do ktorej dostep zapewnia nam konstytucja...
"ksiadz wympomnial z ambony, ze ktos dal za malo "co laska" "
albo
"ksiadz odmowil slubu, lub robil problemu bo mlodzi za malo chcieli zaplacic"...
I tu rodzi sie w mojej glowie pytanie:
Jak to jest, ze "co laska" w kosciele jest cacy, a "co laska" dana lekarzowi za operacje jest juz przestepstwem ?
Przeciez w jednym i w drugim przypadku chodzi o danie pieniedzy za usluge, za ktora juz raz zaplacilismy - w formie podatkow, za usluge, do ktorej dostep zapewnia nam konstytucja...
Ocena:
-5
(41)
zarchiwizowany
Skomentuj
(4)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Laboratoria z każdym rokiem, produkują coraz to nowe produkty, przedłużające młodość / życie itd..
A przecież, napój nieśmiertelności, ktoś już wymyślil jeszcze przed nasza erą -> ALKOHOL
Tak moi drodzy, alkohol. Czasem mam wrażenie, że ludzie pod jego wpływem stają się nieśmiertelni.
Dziś lekko po północy na Katowickiej w Katowicach miał miejsce wypadek. Samochód (chyba jakiś dostawczy, bo duży, ale nie znam się na samochodach) zderzył się z drzewem i to drzewo po prostu powalił. I to nie tak że drzewo pękło całkowicie i się nieco przemieściło. Samochód zaliczył wywrotkę, cały przód skasowany. Wyglądało poważnie.
Ofiary ? - BRAK
Kierowca jak i pasażer, równo nawaleni ( jeden 1,5 promila, drugi - kierowca - podobno 3 promile) zaliczyli lekkie obicia, i chociaż w kołnierzach to o własnych nogach doszli do karetek. W zasadzie bez poważniejszych uszkodzeń. Tak się im przyglądałam zanim jeszcze przyjechały karetki... u żadnego nie widziałam krwi, ani większych zadrapań.
Cóż, chyba od dzisiaj z domu nie wychodzę trzeźwa :) Skoro % są gwarancją nieśmiertelności.
*Swoją drogą.. gratulacje dla Panów Policjantów, Służb Medycznych i Straży Pożarnej. Przybyli naprawdę szybko :)
A przecież, napój nieśmiertelności, ktoś już wymyślil jeszcze przed nasza erą -> ALKOHOL
Tak moi drodzy, alkohol. Czasem mam wrażenie, że ludzie pod jego wpływem stają się nieśmiertelni.
Dziś lekko po północy na Katowickiej w Katowicach miał miejsce wypadek. Samochód (chyba jakiś dostawczy, bo duży, ale nie znam się na samochodach) zderzył się z drzewem i to drzewo po prostu powalił. I to nie tak że drzewo pękło całkowicie i się nieco przemieściło. Samochód zaliczył wywrotkę, cały przód skasowany. Wyglądało poważnie.
Ofiary ? - BRAK
Kierowca jak i pasażer, równo nawaleni ( jeden 1,5 promila, drugi - kierowca - podobno 3 promile) zaliczyli lekkie obicia, i chociaż w kołnierzach to o własnych nogach doszli do karetek. W zasadzie bez poważniejszych uszkodzeń. Tak się im przyglądałam zanim jeszcze przyjechały karetki... u żadnego nie widziałam krwi, ani większych zadrapań.
Cóż, chyba od dzisiaj z domu nie wychodzę trzeźwa :) Skoro % są gwarancją nieśmiertelności.
*Swoją drogą.. gratulacje dla Panów Policjantów, Służb Medycznych i Straży Pożarnej. Przybyli naprawdę szybko :)
alkohol
Ocena:
-2
(36)
zarchiwizowany
Skomentuj
(15)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Bedzie o przybytku rozpusty zwanym skarbowka. Jakie to dziadostwo kazdy wie. Mi na samo wspomnienie o tym smiac sie chce. Oto dlaczego.
Zaczal sie rok 2013. Ja w 2009 roku odmowilam placenia podatku dochodowego. Przez pewien czas mialam z nimi spokoj, niby przydzielili komornika, ale czlowiek z niego raczej malo upierdliwy byl, wiec spotykalismy sie raz na rok na podpisanie oswiadczenia ze nic nie mam co mogliby mi zabrac.
Pod koniec 2012 roku zmienili osobe zajmujaca sie moja sprawa na nieco upierdliwa kobiete. Skutkiem tego bylo pismo w listopadzie o zablokowaniu 50% mojej wyplaty. No coz, z pismem poszlam do kadr, zapytac sie czy listopadowa wyplate a sie jeszcze uratowac (pisma nie czytalam zbyt dokladnie). Dostalam informacje, iz oni nic o takim czyms nie wiedza, nic nie dostali.
No to telefon do skarbowki o co kaman.
W dpowiedzi otrzymalam ze wyplata zostala zablokowana w firmach X i Y.
Ja obecnie pracuje w firmie Z od sierpnia. W X nie pracuje od 2 lat a w Y od roku.. powiedzialam Pani ze ciesze sie ze tam to wyslali.
Pare dni pozniej podeptalam, coby moze sie ugadac (czyt. wnosic o umozenie). Pani nie specjalnie ugodowa byla i oswiadcyzla, ze jako iz mloda jestem to kiedys beda mogli odzyskac swoje. Nieco mnie ponioslo.. Wytknelam niekompetencje zwiazana z wysylaniem pisma do firm w ktorych nie pracuje od 2lat i powiedzialam ze pewnie kolejne 2 lata zajmie im szukanie miejsca gdzie pracuje. Pani stwierdzila ze wystarczy dobre zapytanie do bazy i znajda. pozegnalysmy sie chlodno.
W zeszly piatek tata w swej dobroci stwierdzil, ze splaci mi te skarbowke. No to ja za telefon i po informacje ILE? i na jakie konto.
Ta sama Pani odpowiedziala, ze moge miec problemy ze splata gdyz zablokowali mi konta w banku (konta ??? )
Nieco mnie to zdziwilo gdyż tego samego dnia wplacalam pieniadze i o takiej blokadzie mi nie powiedziano. Pomyslalam ze moze informacja jeszcze nie doszla albo co... Pytam sie wiec gdzie wyslali. Pani wymienila 4 banki.
I wiecie co ??
W zadnym z nich nie mam konta...
A moje konto, na ktore wplywa wyplata ma sie calkiem dobrze :D
Zaczal sie rok 2013. Ja w 2009 roku odmowilam placenia podatku dochodowego. Przez pewien czas mialam z nimi spokoj, niby przydzielili komornika, ale czlowiek z niego raczej malo upierdliwy byl, wiec spotykalismy sie raz na rok na podpisanie oswiadczenia ze nic nie mam co mogliby mi zabrac.
Pod koniec 2012 roku zmienili osobe zajmujaca sie moja sprawa na nieco upierdliwa kobiete. Skutkiem tego bylo pismo w listopadzie o zablokowaniu 50% mojej wyplaty. No coz, z pismem poszlam do kadr, zapytac sie czy listopadowa wyplate a sie jeszcze uratowac (pisma nie czytalam zbyt dokladnie). Dostalam informacje, iz oni nic o takim czyms nie wiedza, nic nie dostali.
No to telefon do skarbowki o co kaman.
W dpowiedzi otrzymalam ze wyplata zostala zablokowana w firmach X i Y.
Ja obecnie pracuje w firmie Z od sierpnia. W X nie pracuje od 2 lat a w Y od roku.. powiedzialam Pani ze ciesze sie ze tam to wyslali.
Pare dni pozniej podeptalam, coby moze sie ugadac (czyt. wnosic o umozenie). Pani nie specjalnie ugodowa byla i oswiadcyzla, ze jako iz mloda jestem to kiedys beda mogli odzyskac swoje. Nieco mnie ponioslo.. Wytknelam niekompetencje zwiazana z wysylaniem pisma do firm w ktorych nie pracuje od 2lat i powiedzialam ze pewnie kolejne 2 lata zajmie im szukanie miejsca gdzie pracuje. Pani stwierdzila ze wystarczy dobre zapytanie do bazy i znajda. pozegnalysmy sie chlodno.
W zeszly piatek tata w swej dobroci stwierdzil, ze splaci mi te skarbowke. No to ja za telefon i po informacje ILE? i na jakie konto.
Ta sama Pani odpowiedziala, ze moge miec problemy ze splata gdyz zablokowali mi konta w banku (konta ??? )
Nieco mnie to zdziwilo gdyż tego samego dnia wplacalam pieniadze i o takiej blokadzie mi nie powiedziano. Pomyslalam ze moze informacja jeszcze nie doszla albo co... Pytam sie wiec gdzie wyslali. Pani wymienila 4 banki.
I wiecie co ??
W zadnym z nich nie mam konta...
A moje konto, na ktore wplywa wyplata ma sie calkiem dobrze :D
skarbówka
Ocena:
-12
(44)
zarchiwizowany
Skomentuj
(12)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Pisze w nadzieji, ze moze ta historia przypadnie do gustu.
Na wstepie jednak, pargne przypomniec, ze idea piekielnych sa PIEKIELNI ludzie / historie, a nie umiejetnosci pisarskie autora, chociaz, fakt ze bajkopisarzy lepiej sie czyta :)
Dzis bedzie o glupocie 2 nastolatek, ktore spotkalam niedawno na swej drodze.
Siedze sobie na przystanku (WIREK KOPALNIA), czekajac na znienawidzony przeze mnie pojazd zwany busem, gdy przysiadaja sie kolo mnie 3 osoby. 2 malolaty (po mojej lewej) i 1 pani okolo 30 (po prawej).
Poczatkowo nie zwracalam uwagi na dziewuchy, dopoki nie uslyszalam slowa "kradzież". Wrodzone wscibstwo obudzilo sie we mnie i zaczelam nasluchiwac.
Najpierw rozmowa przez telefon z kolezanka. Umawialy sie w tym samym miejscu co zawsze. ok nic specjalnego.
Po chwili stwierdzily ze musza podliczyc ile wyszlo. Pierwsza moja mysl, robily zakupy i chca sie podzielic kosztami. I wyciagaja po koleji rzeczy z torby i licza sobie spokojnie nie zwracajac na mnie najmniejszej uwagi.
W koncu jedna z duma w glosie powiedziala
[1] 310 zl !
[2] łaaaaaa suuuper. 1 sklep na 310 zl.. hiihihih
[1] jutro idziemy znowu
I spokojnie bez krepacji cieszyly sie z faktu ze udalo im sie okrasc jeden sklep na ponad 300 zl. A we mnie krew zaczela sie gotowac. Na zlodzieji mam uczulenie. Niestety, Pani siedzaca obok, ktora to tez slyszala sie zmyla, ja nie mam telefonu by na policje zadzwonic. A szansa ujecia 2 dziewczyn na oko 15 letnich, nikla.
Postanowilam wiec pojsc do galeri i wybadac ktory to sklep i poinformowac ochrone by nastepnym razem dziewczyny ujeli.
Udalo sie. W sklepie dowiedzialam sie ciekawej rzeczy. Sklep byl juz poinformowany o tej kradziezy, gdyz kobieta siedzaca obok mnie, byla pracownica tego sklepu, ktora po skonczonej zmianie czekala na swoj autobus na rzeczonym przystanku i zdarzyla juz poinformowac sklep.
I moje pytanie.
Jakim debilem trzeba byc, by przy obcych ludziach chwalic sie z popelnienia przestepstwa ?? mam nadzieje ze owe dziewczyny zostaly zlapane przy kolejnej probie kradziezy.
Jezeli czytacie piekielnych dziewczyno w rozowej kurtce i ty, jej kolezanko, nie radze ponownie pojawiac sie w PLAZIE. Ja mam uczulenie na zlodzieji. Jezeli natkniemy sie na siebie, spotkanie z policja macie w kieszeni, a potem tylko prokurator i kurator :)
Na wstepie jednak, pargne przypomniec, ze idea piekielnych sa PIEKIELNI ludzie / historie, a nie umiejetnosci pisarskie autora, chociaz, fakt ze bajkopisarzy lepiej sie czyta :)
Dzis bedzie o glupocie 2 nastolatek, ktore spotkalam niedawno na swej drodze.
Siedze sobie na przystanku (WIREK KOPALNIA), czekajac na znienawidzony przeze mnie pojazd zwany busem, gdy przysiadaja sie kolo mnie 3 osoby. 2 malolaty (po mojej lewej) i 1 pani okolo 30 (po prawej).
Poczatkowo nie zwracalam uwagi na dziewuchy, dopoki nie uslyszalam slowa "kradzież". Wrodzone wscibstwo obudzilo sie we mnie i zaczelam nasluchiwac.
Najpierw rozmowa przez telefon z kolezanka. Umawialy sie w tym samym miejscu co zawsze. ok nic specjalnego.
Po chwili stwierdzily ze musza podliczyc ile wyszlo. Pierwsza moja mysl, robily zakupy i chca sie podzielic kosztami. I wyciagaja po koleji rzeczy z torby i licza sobie spokojnie nie zwracajac na mnie najmniejszej uwagi.
W koncu jedna z duma w glosie powiedziala
[1] 310 zl !
[2] łaaaaaa suuuper. 1 sklep na 310 zl.. hiihihih
[1] jutro idziemy znowu
I spokojnie bez krepacji cieszyly sie z faktu ze udalo im sie okrasc jeden sklep na ponad 300 zl. A we mnie krew zaczela sie gotowac. Na zlodzieji mam uczulenie. Niestety, Pani siedzaca obok, ktora to tez slyszala sie zmyla, ja nie mam telefonu by na policje zadzwonic. A szansa ujecia 2 dziewczyn na oko 15 letnich, nikla.
Postanowilam wiec pojsc do galeri i wybadac ktory to sklep i poinformowac ochrone by nastepnym razem dziewczyny ujeli.
Udalo sie. W sklepie dowiedzialam sie ciekawej rzeczy. Sklep byl juz poinformowany o tej kradziezy, gdyz kobieta siedzaca obok mnie, byla pracownica tego sklepu, ktora po skonczonej zmianie czekala na swoj autobus na rzeczonym przystanku i zdarzyla juz poinformowac sklep.
I moje pytanie.
Jakim debilem trzeba byc, by przy obcych ludziach chwalic sie z popelnienia przestepstwa ?? mam nadzieje ze owe dziewczyny zostaly zlapane przy kolejnej probie kradziezy.
Jezeli czytacie piekielnych dziewczyno w rozowej kurtce i ty, jej kolezanko, nie radze ponownie pojawiac sie w PLAZIE. Ja mam uczulenie na zlodzieji. Jezeli natkniemy sie na siebie, spotkanie z policja macie w kieszeni, a potem tylko prokurator i kurator :)
RUDA SLASKA PLAZA
Ocena:
-8
(66)
‹ pierwsza < 1 2 3 > ostatnia ›