Profil użytkownika
TakaFrancuska ♀
Zamieszcza historie od: | 26 sierpnia 2011 - 2:04 |
Ostatnio: | 21 sierpnia 2024 - 15:46 |
- Historii na głównej: 11 z 25
- Punktów za historie: 2513
- Komentarzy: 500
- Punktów za komentarze: 3299
zarchiwizowany
Skomentuj
(14)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Znów twochę o wydawnictwie Piętka... (siedzima z Gliwic)
pojawiło się to między innymi w tej histori http://piekielni.pl/26289#comment_216624
teraz i ja dodam swoje 3 grosze.
Poszukując pracy przyjęłam ich propozycję. Wydawała się całkiem wporządku, podstawa + prowizja.
W czasie, w którym do nich zawitałam sprzedawali akurat karnety na tor gokartowy z Sosnowca. cena: okolo 300 zl.
Standardowo dzwonimy, do firm i proponujemy jako nagroda dla pracowników czy coś w tym stylu.
Oczywiście najpierw szkolenie. Jak zobaczyłam skrypt to myślałam, że mnie szlag na miejscu trafi.
Generalnie zasada była taka. Dostajemy baze danych (o niej poźniej opowiem), dzwonimy do delikwenta i próbujemy maksymalnie długo utrzymać go na linii, by w końcu dla świętego spokoju sie zgodził. Aby jendak się zainteresowł rozmowa z nami, według naszej kierowniczki, nie do końca normalnej, trzeba mówić do niego na Ty (taka nowość.. że niby coś niekonwencjalnego i klienci na to lećą ) oraz można opowiadać kawały, co niby ma rozpuścić pierwsze lody.
Oczywiście nie obyło sie bez zgrzytów. Popracowałam tam w sumie 2 dni.. znaczy szkolenie.. + 1 dzien.
i teraz o zgrzytach tego 1 i ostatniego dnia
Awantura 1.
Podczas szkolenia dostaliśmy fragment bazy danych żeby podzwonic. Po zakońcoznym szkoleniu zapakowałam się i posżłam do domu. Jak przyszłam nastepnego dnia do pracy, to kierowniczka urzadziła mi karczemną awanturę, ponieważ wynoszę baze danych a to jest rzecz chroniona w firmie i moge za to karę dostać.
Bazą danych były wycięte paski z ksiązki telefonicznej ( nie bardzo aktualnej) na któych 70% numerów było już dawno nieaktywnych..
Awantura 2.
Podczas paru zaledwie 2 godzin pracy wydzwoniłam okolo 5 pasków i to był powód Awantury 2.
Po prostu za dużo dzwonię.
Spojrzałam na babkę jak na debila, bo przecież zatrudniona byłam jako telemarketerka. Ona na to że mam dłużej rozmawiać z klientami, bo tu nie o ilość rozmów chodzi.
Może i racji trochę miała, ale to byli często klienci który po raz enty podobny telefon odbierali i mówili najprostrze spier... Ale według kierowniczki miałam z nim i tak rozmawiać, np opowiadać kawały.
Zgrzyt 3
Jako że niczego nie nauczyłam się po Awanturze 2 (miałam na to 15 minut w trakcie których wykończyłam kolejny pasek i poprosiłam o następny, bo na tamtym działające były tylko 2 numery) dostałam pytanie "Dlaczego klienci nie kupują ?" tudzież "Dlaczego jeszcze nic nie sprzedałam?"
Moja odpowiedź mało dyplomatyczna niemniej jednak szczera.
Polska to hu... kraj i ludzie kasy nie mają, lub też nie potrzebują naszych karnetów. Większość osób do których się dodzwoniłam to byli emeryci, którym jest to po prostu niepotrzebne to raz.. a 2 nie mają pieniędzy by kupić karnety za 300 zł. 2 lub 3 to by jeszcze kupili może dla wnucząt, ale na 10 ich nie stać (a tylko taki pakiet był dostępny). No i po paru moich wywodach na temat zarobków polskich ( już wtedy nawet chciałam, żeby mnie zwolniła) stwierdziła, że jestem osoba nastawioną negatywnie i podziękowała mi za współpracę.
Na koniec 3 razy przeliczyła ilość pasków i upewniła się że żadnego nie ukradłam. Postraszyła że jeśli jakiś wyniosę to wlepią mi kare za kradzież bazy danych.
ehh
pojawiło się to między innymi w tej histori http://piekielni.pl/26289#comment_216624
teraz i ja dodam swoje 3 grosze.
Poszukując pracy przyjęłam ich propozycję. Wydawała się całkiem wporządku, podstawa + prowizja.
W czasie, w którym do nich zawitałam sprzedawali akurat karnety na tor gokartowy z Sosnowca. cena: okolo 300 zl.
Standardowo dzwonimy, do firm i proponujemy jako nagroda dla pracowników czy coś w tym stylu.
Oczywiście najpierw szkolenie. Jak zobaczyłam skrypt to myślałam, że mnie szlag na miejscu trafi.
Generalnie zasada była taka. Dostajemy baze danych (o niej poźniej opowiem), dzwonimy do delikwenta i próbujemy maksymalnie długo utrzymać go na linii, by w końcu dla świętego spokoju sie zgodził. Aby jendak się zainteresowł rozmowa z nami, według naszej kierowniczki, nie do końca normalnej, trzeba mówić do niego na Ty (taka nowość.. że niby coś niekonwencjalnego i klienci na to lećą ) oraz można opowiadać kawały, co niby ma rozpuścić pierwsze lody.
Oczywiście nie obyło sie bez zgrzytów. Popracowałam tam w sumie 2 dni.. znaczy szkolenie.. + 1 dzien.
i teraz o zgrzytach tego 1 i ostatniego dnia
Awantura 1.
Podczas szkolenia dostaliśmy fragment bazy danych żeby podzwonic. Po zakońcoznym szkoleniu zapakowałam się i posżłam do domu. Jak przyszłam nastepnego dnia do pracy, to kierowniczka urzadziła mi karczemną awanturę, ponieważ wynoszę baze danych a to jest rzecz chroniona w firmie i moge za to karę dostać.
Bazą danych były wycięte paski z ksiązki telefonicznej ( nie bardzo aktualnej) na któych 70% numerów było już dawno nieaktywnych..
Awantura 2.
Podczas paru zaledwie 2 godzin pracy wydzwoniłam okolo 5 pasków i to był powód Awantury 2.
Po prostu za dużo dzwonię.
Spojrzałam na babkę jak na debila, bo przecież zatrudniona byłam jako telemarketerka. Ona na to że mam dłużej rozmawiać z klientami, bo tu nie o ilość rozmów chodzi.
Może i racji trochę miała, ale to byli często klienci który po raz enty podobny telefon odbierali i mówili najprostrze spier... Ale według kierowniczki miałam z nim i tak rozmawiać, np opowiadać kawały.
Zgrzyt 3
Jako że niczego nie nauczyłam się po Awanturze 2 (miałam na to 15 minut w trakcie których wykończyłam kolejny pasek i poprosiłam o następny, bo na tamtym działające były tylko 2 numery) dostałam pytanie "Dlaczego klienci nie kupują ?" tudzież "Dlaczego jeszcze nic nie sprzedałam?"
Moja odpowiedź mało dyplomatyczna niemniej jednak szczera.
Polska to hu... kraj i ludzie kasy nie mają, lub też nie potrzebują naszych karnetów. Większość osób do których się dodzwoniłam to byli emeryci, którym jest to po prostu niepotrzebne to raz.. a 2 nie mają pieniędzy by kupić karnety za 300 zł. 2 lub 3 to by jeszcze kupili może dla wnucząt, ale na 10 ich nie stać (a tylko taki pakiet był dostępny). No i po paru moich wywodach na temat zarobków polskich ( już wtedy nawet chciałam, żeby mnie zwolniła) stwierdziła, że jestem osoba nastawioną negatywnie i podziękowała mi za współpracę.
Na koniec 3 razy przeliczyła ilość pasków i upewniła się że żadnego nie ukradłam. Postraszyła że jeśli jakiś wyniosę to wlepią mi kare za kradzież bazy danych.
ehh
Wydawnictwo Piętka
Ocena:
108
(148)
zarchiwizowany
Skomentuj
(2)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Będzie medycznie, a nawet dentystycznie.
O tym co wycierpiałam na fotelu dentstycznym to mogłabym 10 tomową powieść napisać. A słabe zęby mam niestety dziedzicznie. Moja mama straciła wszystkie w wiekiu 35 lat i mi grozi to samo, a dentyści widać chcą przesieszyć ten proces.
Obecnie mam 4 zęby leczone kanałowo.
Jako dzieciak nie dość że lubiłam sobie w ząbkach dłubać to jeszcze o bólu przyznawałam sie dopiero gdy nie mogłam wytrzymać. i tak się złożylo że pobolewały mnie moje ząbki, jakieś mniejsze dziurki się tworzyły.
Chodziłam do pewnej Pani doktor. I schemat ten sam we wszysktich zębach, Pani dziurke plombuje a ja po pol roku zdycham z bólu. Diagnoza, ząb źle wyczyszczony nadający sie tylko i wyłącznie do leczenia kanałowego. Tylne zęby jakoś przeżyłam, nie widać.
potem przyszedł czas na 1... no tu już problem większy ząb z przodu, zal tracic, a ból nie do zniesienia. Ale kanałowe leczenie zrobione jest ok..
Minęło 15 lat. W między czasie na 2 co jakiś czas zaczęły mi się tworzyć pechęrze ropne (tzn na dziąśle).. myślałam że to zwykłe zapalenie, więc nie chodziłam do dentysty a jedynie przekłuwałam i po spuszczenie ropy jakoś przechodziło.
No ale ostatnio natrafiłam na doktora W. Pojsc musiaąłam, bo mi plompa z dolnej 6 wypadła, poza tym kiedyś zaczełam u niego leczenie kanałowe innego zęba (wczesniej lecoznego przez dendystke z dziecinnych lat) i chciałam zapytać co dalej. Okazalo się, że no niestety okazalo się ze trzeba wyrwac (tu akurat moja wina bo zaczęłam i dlugo nie konczyłam). Wizyta umowiona. No niestety w okresie między wizytami zaczął mi isę znów ropny pęcherz robić i boli. wanku przesunęło mi się w czasie i bierzemy 2 na tapete. Z zewnątrz doktor obejrzał i w sumie ząb wyglądał normalnie.
No to rtg...
Komentarz lekarza po zobaczneiu zdjecia.. " O kur.wa"
Co się okazalo:
Ząb jest martwy sam od siebie, i mam ogromna przetokę ropną. Mam do wyboru usniecie zęba lub resekcje korzenia. Z wiadomych względów wybrałam resekcje korzenia.
niemniej jednak zaczęło mnie zastanaiwac jak to możliwe że mi się coś takiego zdarzyło skoro ten ząb. był w sumie zdrowy ?
i tu powracamy do tematu wspomnianej 1...
Wszystko wyszło ładnie na zdjęciu. Pani która robiła mi 1 kanałowo spartaczyła nawet to. Ułamała jej się spiralka do wyciągania nerwu więc postanowiła ja w srodku tego ząbka zostawić, w ten sposób część kanału jest niewypełniona i zatkana przez spiralke. Rewelacyjne srodowisko dla rozwoju różnych paskudztw... no i własnie.. przetoka zaczęła się rozwijac i zaatakowala ząb obok.
NIe do konca rozumiem jak to dokłądnie wygladąło, ale 1 jako że już martwa i wyczyszcozna oberwała najmniej. A zdrowy zabek z nerwem dostał mocniej i tam ta przetoka się powiekszyla zajmujac prawie całe dziąslo.
Patrząc na zdjęcie, ja widze że przetoka zajęła niemal całe dziąsło. Boje się że lekarz stwierdzi, że nie da się nic z tym zrobić i strace obydwa ząbki... a mam dopiero 25 lat ;(
Wróce na zakończenie jeszcze do zabka do wyrwania, bo z nim też historia pewna się wiąze.. obecnie ząbek ten lezy juz obok mnie, bo zarzycyzłam sobie na pamiątkę go.
Pani dentystka zabeczek zaplombowała ale nie wyczysciła. Jendak zareagowaąłm dośc szybko zab udało się uratować normalnie, jedynie powiękrzając dziurkę i kolejna plomba. Ale okazało się, że zobęk po pewnym czasie pobolewa. No to ide do D.W. Mimo znieczulenia, takich wrzasków przy sciaganiu plomby ten gabinet nie slyszal.. okazało isę że ząbek w środku czarny .. pusty i nerwem na wierzchu, no coż.. Pani dentystka jakiś syf tam zostawiła (chyba kawałek waty..).. D.W zarządził leczenie kanałowe..
niestety z własnej winy przekladałam kontynulowanie leczenia, wiec koniec konców, leży ząbek obok mnie na stole.
A ja zastanaiwam sie czy fotki zęba 1 i 2 nie wrzudzic na facebooka dla potomnych :P
przy okazji pozdrawiam D.W w koncu trafilam na dobrego dentyste, który wie jak wykonywać swój zawód :)
O tym co wycierpiałam na fotelu dentstycznym to mogłabym 10 tomową powieść napisać. A słabe zęby mam niestety dziedzicznie. Moja mama straciła wszystkie w wiekiu 35 lat i mi grozi to samo, a dentyści widać chcą przesieszyć ten proces.
Obecnie mam 4 zęby leczone kanałowo.
Jako dzieciak nie dość że lubiłam sobie w ząbkach dłubać to jeszcze o bólu przyznawałam sie dopiero gdy nie mogłam wytrzymać. i tak się złożylo że pobolewały mnie moje ząbki, jakieś mniejsze dziurki się tworzyły.
Chodziłam do pewnej Pani doktor. I schemat ten sam we wszysktich zębach, Pani dziurke plombuje a ja po pol roku zdycham z bólu. Diagnoza, ząb źle wyczyszczony nadający sie tylko i wyłącznie do leczenia kanałowego. Tylne zęby jakoś przeżyłam, nie widać.
potem przyszedł czas na 1... no tu już problem większy ząb z przodu, zal tracic, a ból nie do zniesienia. Ale kanałowe leczenie zrobione jest ok..
Minęło 15 lat. W między czasie na 2 co jakiś czas zaczęły mi się tworzyć pechęrze ropne (tzn na dziąśle).. myślałam że to zwykłe zapalenie, więc nie chodziłam do dentysty a jedynie przekłuwałam i po spuszczenie ropy jakoś przechodziło.
No ale ostatnio natrafiłam na doktora W. Pojsc musiaąłam, bo mi plompa z dolnej 6 wypadła, poza tym kiedyś zaczełam u niego leczenie kanałowe innego zęba (wczesniej lecoznego przez dendystke z dziecinnych lat) i chciałam zapytać co dalej. Okazalo się, że no niestety okazalo się ze trzeba wyrwac (tu akurat moja wina bo zaczęłam i dlugo nie konczyłam). Wizyta umowiona. No niestety w okresie między wizytami zaczął mi isę znów ropny pęcherz robić i boli. wanku przesunęło mi się w czasie i bierzemy 2 na tapete. Z zewnątrz doktor obejrzał i w sumie ząb wyglądał normalnie.
No to rtg...
Komentarz lekarza po zobaczneiu zdjecia.. " O kur.wa"
Co się okazalo:
Ząb jest martwy sam od siebie, i mam ogromna przetokę ropną. Mam do wyboru usniecie zęba lub resekcje korzenia. Z wiadomych względów wybrałam resekcje korzenia.
niemniej jednak zaczęło mnie zastanaiwac jak to możliwe że mi się coś takiego zdarzyło skoro ten ząb. był w sumie zdrowy ?
i tu powracamy do tematu wspomnianej 1...
Wszystko wyszło ładnie na zdjęciu. Pani która robiła mi 1 kanałowo spartaczyła nawet to. Ułamała jej się spiralka do wyciągania nerwu więc postanowiła ja w srodku tego ząbka zostawić, w ten sposób część kanału jest niewypełniona i zatkana przez spiralke. Rewelacyjne srodowisko dla rozwoju różnych paskudztw... no i własnie.. przetoka zaczęła się rozwijac i zaatakowala ząb obok.
NIe do konca rozumiem jak to dokłądnie wygladąło, ale 1 jako że już martwa i wyczyszcozna oberwała najmniej. A zdrowy zabek z nerwem dostał mocniej i tam ta przetoka się powiekszyla zajmujac prawie całe dziąslo.
Patrząc na zdjęcie, ja widze że przetoka zajęła niemal całe dziąsło. Boje się że lekarz stwierdzi, że nie da się nic z tym zrobić i strace obydwa ząbki... a mam dopiero 25 lat ;(
Wróce na zakończenie jeszcze do zabka do wyrwania, bo z nim też historia pewna się wiąze.. obecnie ząbek ten lezy juz obok mnie, bo zarzycyzłam sobie na pamiątkę go.
Pani dentystka zabeczek zaplombowała ale nie wyczysciła. Jendak zareagowaąłm dośc szybko zab udało się uratować normalnie, jedynie powiękrzając dziurkę i kolejna plomba. Ale okazało się, że zobęk po pewnym czasie pobolewa. No to ide do D.W. Mimo znieczulenia, takich wrzasków przy sciaganiu plomby ten gabinet nie slyszal.. okazało isę że ząbek w środku czarny .. pusty i nerwem na wierzchu, no coż.. Pani dentystka jakiś syf tam zostawiła (chyba kawałek waty..).. D.W zarządził leczenie kanałowe..
niestety z własnej winy przekladałam kontynulowanie leczenia, wiec koniec konców, leży ząbek obok mnie na stole.
A ja zastanaiwam sie czy fotki zęba 1 i 2 nie wrzudzic na facebooka dla potomnych :P
przy okazji pozdrawiam D.W w koncu trafilam na dobrego dentyste, który wie jak wykonywać swój zawód :)
służba_zdrowia
Ocena:
-11
(29)
zarchiwizowany
Skomentuj
(8)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
a teraz troche o sluzbie zdowia.
Zaznaczam, ze historia nie przydazyla sie mnie osobiscie, ale kolezance ze szpitalnego lozka.
W spzitalu w ktorym leżałam pojawiła się pewnego dnia dziewczyna, lat 26 (było to jakies 6 lat temu). Dziewczyna od jakiegoś roku miała problemy z chodzeniem. Bolało ją biodro. W zwiazku z problemami z nastapieniem na noge od roku chodzila o kulach, do lekarzy. Robiono jej przeswietlenia, rezonanse i inne cuuda niewidy, na ktorych sie nie znam. Efekt ? brak. Diagnoza: wymysla sobie Pani, ma Pani nerwobole. I tak dziewczyne zaczeto leczyc na glowe. Wszystko to dzialo sie w starym szpitalu.
Po przyjezdzie do tego, w ktorym ja lezalam zaczeto standardowo od rentgena + jakies tam jeszcze badania. Wieczorem na obchodzie przychodzi lekarz, bardzo powazny, wrecz smutny i mowi:
- Widzi Pani... ma Pani zlamana szyjke kosci udowej (jakos tak to brzmialo) i jezeli jest ona jeszcze zywa (po roku ??) to czeka pania dluga rehabilitacja... jezeli nie.. proteza biodra...
mina dziewczyny po uslyszeniu tego.. nie do opisania...
Samego konca historii nie doczekalam, gdyz zostalam wypisana.. moge jedynie przypuszczac co sie stalo. W koncu jesli ona te szyjke zlamala rok wczesniej to szansa ze jeszcze sie do czegos nadaje jest chyba nikla..
I oto powod dla ktorego w okresie prowadzenia dzialalnosci nigdy nie placilam zusu... nie warto, lepiej isc prywatnie
Zaznaczam, ze historia nie przydazyla sie mnie osobiscie, ale kolezance ze szpitalnego lozka.
W spzitalu w ktorym leżałam pojawiła się pewnego dnia dziewczyna, lat 26 (było to jakies 6 lat temu). Dziewczyna od jakiegoś roku miała problemy z chodzeniem. Bolało ją biodro. W zwiazku z problemami z nastapieniem na noge od roku chodzila o kulach, do lekarzy. Robiono jej przeswietlenia, rezonanse i inne cuuda niewidy, na ktorych sie nie znam. Efekt ? brak. Diagnoza: wymysla sobie Pani, ma Pani nerwobole. I tak dziewczyne zaczeto leczyc na glowe. Wszystko to dzialo sie w starym szpitalu.
Po przyjezdzie do tego, w ktorym ja lezalam zaczeto standardowo od rentgena + jakies tam jeszcze badania. Wieczorem na obchodzie przychodzi lekarz, bardzo powazny, wrecz smutny i mowi:
- Widzi Pani... ma Pani zlamana szyjke kosci udowej (jakos tak to brzmialo) i jezeli jest ona jeszcze zywa (po roku ??) to czeka pania dluga rehabilitacja... jezeli nie.. proteza biodra...
mina dziewczyny po uslyszeniu tego.. nie do opisania...
Samego konca historii nie doczekalam, gdyz zostalam wypisana.. moge jedynie przypuszczac co sie stalo. W koncu jesli ona te szyjke zlamala rok wczesniej to szansa ze jeszcze sie do czegos nadaje jest chyba nikla..
I oto powod dla ktorego w okresie prowadzenia dzialalnosci nigdy nie placilam zusu... nie warto, lepiej isc prywatnie
służba_zdrowia
Ocena:
105
(159)
zarchiwizowany
Skomentuj
(15)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Bedzie o tym ile warta jest praca 10 luda przez 5 dni... dla pracodawcy..
Otóż już od dawna zastanawiam się jakie zbrodnie w poprzednim wcieleniu popełniłam że w tym zostałam wręcz skazana na pracę w markecie.. dużym na T.. Może byłam Hitlerem ?? być może...
Więc będzie o bezsensowności tego oto sklepu.
Kazdy kto pracuje w jakiejkolwiek wiekszej firmie ma napewno stycznośc z systemami informatycznymi tychze firm.. jedne są bardziej, inne mniej użyteczne i intuicyjne. Aczkolwiek T absurdem (moim zdaniem) przerasta wszystko.
Akt1 - chyba nieco krótszy
Praca w POK. Każdy kto kiedyś odwiedzał POK w celu zwrotu produktu lub różnicy w cenie wie że pracownik podaje taki papierek drukowany w systemie do podpisania. Co się dzieje potem ze wszystkimi takimi papierkami ??
Otóż przychodzi sobie pracownik na zmianę nocną i kazdy taki zwrocik wprowadza do komputera (zwykle zajmuje jej to niemalże całą zmianę jeśli dużo tego było)... dlaczego ??
Ano bo najwyraźniej taniej jest aby zapłacić za całą zmianę pracownikowi razy 365 dni razy ilośc sklepów... niż zapłacić informatykowi, który dopisze do programu opcje replikacji.. no ale po co.. pracownikom gówno się płaci więc mogą to robić.
Akt 2 - nieco dłuższy
Jako że zostałam przeniesiona do sklepu który niedługo się otwiera, opisze bezsens tego co dzieje się w takim sklepie przed otwarciem.
Do otwarcia 2 tygodnie.
rozkaz 1 - towarujemy wedlug planogramów, fajnie zajmuje nam to jakies 3-4 dni.. wyłożona większość sklepu połowa chemii..
rozkaz 2 - pada na koniec zmiany porannej chyba 3 dnia. NIe towarujemy jednak chemii, dział będzie przebudowany. pościepujcie wszystko!
rozkaz 3 - dzien 4 mamy za mało miejsca na magazynie, powsciepujcie te palety na górę półek, nadstany będą pod ręką..
rozkaz 4 - dzień 5.. jednak znajdzie się miejsce na magazynie.. zostawcie tylko wysokośc 2 pudelek.. reszte spowrotem na palety...
rozkaz 5 - dzień 6.. jednak za duże luki są między półkami.. pościągac towar poprzestawiać półki i ponownie powrzucać.. spoko....
a teraz moje ulubione co nadal wywołuje u mnie chęć mordu...
Część załogi wykładała cenówki na półki. Druga następnie inna częśc załogi (ja + jakies 10 osób chyba) miała za zadanie zabrac po sztuce towaru z półki dla każdej wydrukowac osobny paragon następnie towar włożyć spowrotem i paragon obok cenówki porównując czy cena na kasie jest taka sama jak na cenówce. Skad ten bezsens ??
ano w T dziają 2 systemy informatyczne. 1 magazynowy z którego można między innymi wydrukowac cenówkę. I 2 kasowy..one niemalże nie są ze sobą powiązane w związku z tym by sprawdzić czy cena jest aktualna przez 3 dni załoga 11 osób (bo sa 2 zmiany) wykonuje pracę, której możnaby uniknąć. Wystarczyloby polaczyc system kasowy z bazą systemu magazynowego... Ale po co ?? taniej jest zapłacić 11 osobowej załodze za 3 a nawet 5 dni pracy (w końcu nie cały sklep mamy wyłożony i jeszcze nas to czeka) razy ilosc sklepów bo podejrzewam że co jakiś czas jednak proceder się powtarza niż zapłacić informatykowi za połączenie tych systemów.
Nam płacą gówno... aczkolwiek nie chce mi sie wierzyć że koszt pomnożony przez ilośc sklepów wyszedłby wyższy niż pensja informatyka.
Co prawda T podobno ma informatyków, ale jeżeli płacą im tak kiepsko jak nam.. to albo mają takich kiepskich informatyków, albo wychodża z założenia że za takie gówno nie będą się wysilać.
Więc tym sposobem prace przed otwarciem można opisac tak:
Zmiana poranna wykopuje dół.. zmiana popołudniowa zakopuje.
Widzicie piekielnosc ?
Aha.. sklepu nie otworzymy na czas... termin otwarcia został przesuniety.. ciekawe dlaczego
Otóż już od dawna zastanawiam się jakie zbrodnie w poprzednim wcieleniu popełniłam że w tym zostałam wręcz skazana na pracę w markecie.. dużym na T.. Może byłam Hitlerem ?? być może...
Więc będzie o bezsensowności tego oto sklepu.
Kazdy kto pracuje w jakiejkolwiek wiekszej firmie ma napewno stycznośc z systemami informatycznymi tychze firm.. jedne są bardziej, inne mniej użyteczne i intuicyjne. Aczkolwiek T absurdem (moim zdaniem) przerasta wszystko.
Akt1 - chyba nieco krótszy
Praca w POK. Każdy kto kiedyś odwiedzał POK w celu zwrotu produktu lub różnicy w cenie wie że pracownik podaje taki papierek drukowany w systemie do podpisania. Co się dzieje potem ze wszystkimi takimi papierkami ??
Otóż przychodzi sobie pracownik na zmianę nocną i kazdy taki zwrocik wprowadza do komputera (zwykle zajmuje jej to niemalże całą zmianę jeśli dużo tego było)... dlaczego ??
Ano bo najwyraźniej taniej jest aby zapłacić za całą zmianę pracownikowi razy 365 dni razy ilośc sklepów... niż zapłacić informatykowi, który dopisze do programu opcje replikacji.. no ale po co.. pracownikom gówno się płaci więc mogą to robić.
Akt 2 - nieco dłuższy
Jako że zostałam przeniesiona do sklepu który niedługo się otwiera, opisze bezsens tego co dzieje się w takim sklepie przed otwarciem.
Do otwarcia 2 tygodnie.
rozkaz 1 - towarujemy wedlug planogramów, fajnie zajmuje nam to jakies 3-4 dni.. wyłożona większość sklepu połowa chemii..
rozkaz 2 - pada na koniec zmiany porannej chyba 3 dnia. NIe towarujemy jednak chemii, dział będzie przebudowany. pościepujcie wszystko!
rozkaz 3 - dzien 4 mamy za mało miejsca na magazynie, powsciepujcie te palety na górę półek, nadstany będą pod ręką..
rozkaz 4 - dzień 5.. jednak znajdzie się miejsce na magazynie.. zostawcie tylko wysokośc 2 pudelek.. reszte spowrotem na palety...
rozkaz 5 - dzień 6.. jednak za duże luki są między półkami.. pościągac towar poprzestawiać półki i ponownie powrzucać.. spoko....
a teraz moje ulubione co nadal wywołuje u mnie chęć mordu...
Część załogi wykładała cenówki na półki. Druga następnie inna częśc załogi (ja + jakies 10 osób chyba) miała za zadanie zabrac po sztuce towaru z półki dla każdej wydrukowac osobny paragon następnie towar włożyć spowrotem i paragon obok cenówki porównując czy cena na kasie jest taka sama jak na cenówce. Skad ten bezsens ??
ano w T dziają 2 systemy informatyczne. 1 magazynowy z którego można między innymi wydrukowac cenówkę. I 2 kasowy..one niemalże nie są ze sobą powiązane w związku z tym by sprawdzić czy cena jest aktualna przez 3 dni załoga 11 osób (bo sa 2 zmiany) wykonuje pracę, której możnaby uniknąć. Wystarczyloby polaczyc system kasowy z bazą systemu magazynowego... Ale po co ?? taniej jest zapłacić 11 osobowej załodze za 3 a nawet 5 dni pracy (w końcu nie cały sklep mamy wyłożony i jeszcze nas to czeka) razy ilosc sklepów bo podejrzewam że co jakiś czas jednak proceder się powtarza niż zapłacić informatykowi za połączenie tych systemów.
Nam płacą gówno... aczkolwiek nie chce mi sie wierzyć że koszt pomnożony przez ilośc sklepów wyszedłby wyższy niż pensja informatyka.
Co prawda T podobno ma informatyków, ale jeżeli płacą im tak kiepsko jak nam.. to albo mają takich kiepskich informatyków, albo wychodża z założenia że za takie gówno nie będą się wysilać.
Więc tym sposobem prace przed otwarciem można opisac tak:
Zmiana poranna wykopuje dół.. zmiana popołudniowa zakopuje.
Widzicie piekielnosc ?
Aha.. sklepu nie otworzymy na czas... termin otwarcia został przesuniety.. ciekawe dlaczego
praca
Ocena:
40
(162)
zarchiwizowany
Skomentuj
(2)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Czas i na moja pierwszą historię.
Pomimo mojego bardzo bogatego doświadczenia zawodowego z klientami, nie pokwapilam się by cokolwiek opisać. W zasadzie minęło sporo czasu od ostatniego Piekielnego i jakos emocje zeszły wiec i po co się rozpisywac ? dziś mam historie świeżą... mniej piekielną od innych jakie zdarzało mi się czytać.. ale skoro już w pracy obiecałam że wstawie...
Takoż więc i czynie
Jeszcze torche tytulem wstepu. Tak sie w moim zyciu nieciekaiwe porobiło że zmuszona jestem pracowac na kasie... mimo tego że studiuje i oczekiwałabym lepszej posady.. no ale nic.. komornik na glowie wiec trzeba nawet tak upokażająca prace przyjąc (wiem wiem.. .praca nie hańbi... ale te pieniądze które za nia się otrzymuja to już napewno)
Zaczynam więc kasować ową Panią.. poczatkowo oznak piekielności nie widac. Typowe produkty.. cukier masło ... karma dla kota i bluzeczka.. nic specjalnego. Pani wydaje sie być nawet miła.
Do czasu.. płacenia
Podliczam sume około 29zl. Pani postanawia płacić bonami. Ok nie ma problemu. Bony akceptujemy. Daje mi więc BONY ŻYWIENIOWE. Wszystko spoko tylko że jak sama nazwa wskazuje są to bony ZYWIENIOWE. Informuję więc Panią, że bluzeckzi na taki bon nabić nie mogę, że może za nią dopłacić w gotówce (lub kartą).
I się zaczęło... dlaczego ??? jak to ?? gdzie indziej nie ma problemu z płaceniem?? itd...
Powtarzam więc swoje slowa bardzo grzecznie... tak jak to mam w zwyczaju... że jest to bon żywieniowy nim może płacic tylko za żywność (karme dla kota podarowalam.. jedna saszetka mnie nie zbawi.. ostatecznie bydlęcie jeśc też musi... o 2 zł nikt się może nie doczepi). Pani oczywiście nie zrozumiała lub zrozumieć nie chciała i zaczęła się wykłocać. Do pomocy przyszedł jej drugi klient że co to za sklep.. ze on tu nigdy więcej nie przyjdzie i takie tam (w sumie.. co mnie to ??? mi nie płacą za to czy ten pan/pani przyjdą tylko za kasowanie).
Ja cały czas najgrzeczniej jak umiem tłumacze jej, jednoczesnie prosząc o wyrozumialośc bo w końcu nie ja wymyślam zasady .. ja tylko je egzekwuje... ale oczywiście wed;lug szanownej klientki jestem bardziej papieska od papierza i mam jej to koniecznie nabić.
W tym momencie zaczeło się też bardziej zamaszyte gestykulowanie. Klienta mocno wzburzona.
Przychodzi mi z pomoca koleżanka, która oczywiście potwierdza moje słowa. Na co Pani odpowiada.
- A co Panią obchodzi co ja bede z ta bluzką robic ??!! może właśnie chcę ją zjeść !!.. bo tak lubie... - i tym podobne bzdury które cżłowiek nieraz plecie ze zdenerwowania.
My dalej swoje... Na co Pani wyciąga swojego ASA z rękawa. Pokazuje mi BON przed oczami i każe czytac napis ze bon.
"Nie obejmuje alkocholu i wyrobow tytoniowych" - niby spoko .. i można by Pani przyznać racje.. ale cóż.. bon jest zywieniowy.. a alkochol to ostatecznie produkt, który się spożywa. Dlatego został wykluczony.
Do porozumienia za bardzo dojść się nie udało. Pani z bluzki zrezygnowala. Skasowalam reszte. I kolejna awantura. Wyszło 20 zl z groszami.. Pani mi w bonach dala 21.. a ja nie moge z bonów wydawać reszty. Oczywiście dalej zdenerwowana wydziera się na mnie, ale widac moje slowa do niej nie dochodzą... Tylko grzecznie powiedzialam że moge wziaść 2 bony a reszte dopłaci.. Pani zrobila inaczje.. dobrała batonika.. i też doplacila jakies grosze.. Byłam szczęscila gdy odchodziła.
Oczywiście nie obylo się bez gróźb złożenia skargi na mnie itd.... Pan klient sojusznik owej Pani również to zapowiedział.
Jak się domyślacie skarga nie wpłynęła ... a szkoda ;)
--------------
Przyznam szczerze że z wieloma klientami miałam do czynienia i takie rzeczy mnie nie ruszają, ta mnie nawet ucieszyła.. bo..... W koncu mogę coś wstawić na piekielnych.. .dlatego
serdecznie pozdrawiam szanowną kliente ;)
Pomimo mojego bardzo bogatego doświadczenia zawodowego z klientami, nie pokwapilam się by cokolwiek opisać. W zasadzie minęło sporo czasu od ostatniego Piekielnego i jakos emocje zeszły wiec i po co się rozpisywac ? dziś mam historie świeżą... mniej piekielną od innych jakie zdarzało mi się czytać.. ale skoro już w pracy obiecałam że wstawie...
Takoż więc i czynie
Jeszcze torche tytulem wstepu. Tak sie w moim zyciu nieciekaiwe porobiło że zmuszona jestem pracowac na kasie... mimo tego że studiuje i oczekiwałabym lepszej posady.. no ale nic.. komornik na glowie wiec trzeba nawet tak upokażająca prace przyjąc (wiem wiem.. .praca nie hańbi... ale te pieniądze które za nia się otrzymuja to już napewno)
Zaczynam więc kasować ową Panią.. poczatkowo oznak piekielności nie widac. Typowe produkty.. cukier masło ... karma dla kota i bluzeczka.. nic specjalnego. Pani wydaje sie być nawet miła.
Do czasu.. płacenia
Podliczam sume około 29zl. Pani postanawia płacić bonami. Ok nie ma problemu. Bony akceptujemy. Daje mi więc BONY ŻYWIENIOWE. Wszystko spoko tylko że jak sama nazwa wskazuje są to bony ZYWIENIOWE. Informuję więc Panią, że bluzeckzi na taki bon nabić nie mogę, że może za nią dopłacić w gotówce (lub kartą).
I się zaczęło... dlaczego ??? jak to ?? gdzie indziej nie ma problemu z płaceniem?? itd...
Powtarzam więc swoje slowa bardzo grzecznie... tak jak to mam w zwyczaju... że jest to bon żywieniowy nim może płacic tylko za żywność (karme dla kota podarowalam.. jedna saszetka mnie nie zbawi.. ostatecznie bydlęcie jeśc też musi... o 2 zł nikt się może nie doczepi). Pani oczywiście nie zrozumiała lub zrozumieć nie chciała i zaczęła się wykłocać. Do pomocy przyszedł jej drugi klient że co to za sklep.. ze on tu nigdy więcej nie przyjdzie i takie tam (w sumie.. co mnie to ??? mi nie płacą za to czy ten pan/pani przyjdą tylko za kasowanie).
Ja cały czas najgrzeczniej jak umiem tłumacze jej, jednoczesnie prosząc o wyrozumialośc bo w końcu nie ja wymyślam zasady .. ja tylko je egzekwuje... ale oczywiście wed;lug szanownej klientki jestem bardziej papieska od papierza i mam jej to koniecznie nabić.
W tym momencie zaczeło się też bardziej zamaszyte gestykulowanie. Klienta mocno wzburzona.
Przychodzi mi z pomoca koleżanka, która oczywiście potwierdza moje słowa. Na co Pani odpowiada.
- A co Panią obchodzi co ja bede z ta bluzką robic ??!! może właśnie chcę ją zjeść !!.. bo tak lubie... - i tym podobne bzdury które cżłowiek nieraz plecie ze zdenerwowania.
My dalej swoje... Na co Pani wyciąga swojego ASA z rękawa. Pokazuje mi BON przed oczami i każe czytac napis ze bon.
"Nie obejmuje alkocholu i wyrobow tytoniowych" - niby spoko .. i można by Pani przyznać racje.. ale cóż.. bon jest zywieniowy.. a alkochol to ostatecznie produkt, który się spożywa. Dlatego został wykluczony.
Do porozumienia za bardzo dojść się nie udało. Pani z bluzki zrezygnowala. Skasowalam reszte. I kolejna awantura. Wyszło 20 zl z groszami.. Pani mi w bonach dala 21.. a ja nie moge z bonów wydawać reszty. Oczywiście dalej zdenerwowana wydziera się na mnie, ale widac moje slowa do niej nie dochodzą... Tylko grzecznie powiedzialam że moge wziaść 2 bony a reszte dopłaci.. Pani zrobila inaczje.. dobrała batonika.. i też doplacila jakies grosze.. Byłam szczęscila gdy odchodziła.
Oczywiście nie obylo się bez gróźb złożenia skargi na mnie itd.... Pan klient sojusznik owej Pani również to zapowiedział.
Jak się domyślacie skarga nie wpłynęła ... a szkoda ;)
--------------
Przyznam szczerze że z wieloma klientami miałam do czynienia i takie rzeczy mnie nie ruszają, ta mnie nawet ucieszyła.. bo..... W koncu mogę coś wstawić na piekielnych.. .dlatego
serdecznie pozdrawiam szanowną kliente ;)
Ocena:
-13
(25)
‹ pierwsza < 1 2 3
« poprzednia 1 2 3 następna »