Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Xynthia

Zamieszcza historie od: 30 sierpnia 2017 - 21:03
Ostatnio: 6 maja 2024 - 18:09
  • Historii na głównej: 129 z 137
  • Punktów za historie: 17027
  • Komentarzy: 516
  • Punktów za komentarze: 3914
 

#91256

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Miałam tego nie wrzucać, ponieważ aby historia w pełni ukazała swoją piekielność (a także lekki akcent humorystyczny), należy podać dialog dokładnie tak, jak brzmiał, w tym dane osobowe pewnej pani (nic podobnego i tak samo się kojarzącego nie potrafię wymyślić), ale skoro zdarzenie miało miejsce wiele lat temu, a pani już nie żyje, myślę że nikt się nie oburzy.

Słyszałam ją od osoby biorącej w niej bezpośredni udział, czyli od osoby wykonującej telefon. Zresztą nie tylko od niej, historia jest jedną z anegdotek w naszym DPS-ie i zaręczam, że jest prawdziwa, nic tam nie trzeba "podkoloryzować".

Dodam jeszcze, że zdarzenia są na tyle odległe w czasie, że wtedy panowały inne zasady dotyczące meldunku w DPS-ie - nie było takiego obowiązku, kto chciał to zmieniał adres zameldowania, kto chciał pozostawał przy swoim starym adresie zameldowania. Dlatego też dyspozytor Pogotowia Ratunkowego obok innych danych pytał też o adres zameldowania.

Historia właściwa:

Jedna z podopiecznych DPS-u źle sie poczuła, na tyle źle, że opiekunki postanowiły wezwać Pogotowie Ratunkowe. Jedna z nich dzwoni.

- Pogotowie Ratunkowe, słucham.

- Dzień dobry, Anna Anielska z DPS-u w Piekiełkowie Dolnym, ul. Diabelska 6. Jedna z podopiecznych bardzo źle się czuje (tu krótki opis dolegliwości - dość poważnych), prosimy o przysłanie karetki.

Dyspozytorka zadała kilka pytań odnośnie różnych szczegółów stanu zdrowia, po czym pyta;

- Nazwisko pacjentki?

- Królowa.

- Imię?

- Jadwiga.

- Proszę pani, proszę sobie żartów nie robić, to jest numer alarmowy, może pani właśnie swoimi głupimi dowcipami blokuje telefon osobie naprawdę potrzebującej pomocy!

- Nie robię sobie żartów, proszę o przyjazd karetki do podopiecznej Królowej Jadwigi.

- Wiek?

- XX lat.

- Adres zameldowania?

- Ul. Zamkowa...

Dyspozytorka rozłączyła się... A ja teraz czekam na komentarze, że no przecież miała rację, że każdy na wezwanie karetki do Królowej Jadwigi zameldowanej na ul. Zamkowej ma prawo sobie pomyśleć, że to głupi dowcip, no i w ogóle czego się spodziewała opiekunka podając takie dane przez telefon?

Dla ciekawych zakończenia - wykonano drugi telefon, tym razem z potężną awanturą na wstępie, karetka przyjechała, podopieczną zabrano do szpitala. Chociaż podobno nawet ekipa karetki do końca nie wierzyła, że faktycznie jadą do Królowej Jadwigi z ul. Zamkowej.

P.S. Doprecyzowując - pani miała na nazwisko Królowa, nie Król, przypuszczam że męska forma tego nazwiska to Królowy.

DPS

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 80 (82)

#91240

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia nie o pracy, tylko z "życia prywatnego", ale wstęp o pracy niezbędny, bo wyjaśniający pewne rzeczy.

Pracuję jako opiekunka osób starszych w Domu Pomocy Społecznej, a także jako asystent osoby niepełnosprawnej (umowa-zlecenie). W ramach tej drugiej pracy (tak, wiem, to zlecenie, ale będę używała słów "pracodawca", a nie "zleceniodawca") przysługuje mi zwrot kosztów za taksówki, jeśli jadę gdzieś z podopiecznym. Oczywiście wymaga to wypełnienia miliona papierków, wyjazd musi się zgadzać z godzinami w karcie pracy, gdzie opisuję, w jakich godzinach byłam u podopiecznego, oprócz tego muszę wypełnić jeszcze inna kartę, już taką typowo "wyjazdową", do której muszę dołączyć paragony.

Piekielność pierwsza - mojego pracodawcy (jest nim MOPS, jakby kto pytał, co dużo wyjaśnia). Najpierw życzyli sobie fakturę, na co gdzieś tak co drugi taksówkarz parskał mi śmiechem albo robił wielkie oczy, po długich bojach (nie tylko moich, wszyscy asystenci protestowali przeciwko temu absurdowi) MOPS łaskawie zgodził się na paragon z kasy fiskalnej. Niestety, firma taksówkowa, z której usług korzystam, przechodzi na paragony sms-owe, tzn. paragon przychodzi na nr tel., z którego się zamawiało taksówkę, można go sobie pobrać i wydrukować.

Piekielność druga - owszem, pobrać i wydrukować mogę, ale chyba tylko w celu oprawienia w ramki i powieszenia na ścianie, bo MOPS nie uznaje tych paragonów elektronicznych, twierdząc że "takie coś to każdy może sobie wydrukować". Na ironiczne pytania taksówkarzy, że dlaczego mój pracodawca nie honoruje tych paragonów, skoro nawet Urząd Skarbowy je honoruje, odpowiadam grzecznie, że nie wiem, ale mogą się zapytać. I że ja nie robię im na złość, prosząc o "papierek" z kasy fiskalnej, a nie ma sms-a, tylko tak po prostu muszę.

W związku z tym, że nie mam ochoty bulić za taksówki z własnej kieszeni, zazwyczaj dzwoniąc i zamawiając taksówkę zaznaczam, że proszę o kierowcę, który ma kasę fiskalną w samochodzie, podkreślając, że elektroniczny paragon nie wchodzi w grę. I że jestem w stanie nawet dłużej poczekać na taksówkę, ale ma przyjechać taka, w której po opłaceniu kursu dostanę "papierek" do ręki. Tutaj chciałabym dopowiedzieć, że NIE JEST to wpisane na stałe przy moim koncie klienta, a przynajmniej ja o to nie prosiłam, czasem jeżdżę również całkowicie prywatnie i wtedy paragon może być z kasy fiskalnej, na sms-a albo może wcale go nie być, lotto mi to.

Przydługi wstęp, ale niestety konieczny, przechodzę do dzisiejszej sytuacji. Młoda jechała dzisiaj na zawody, wyjazd o nieludzkiej godzinie 4.30, z racji tego, że dziś sobota, komunikacja miejska odpada (gdzieś od 5.00 zaczynają kursować autobusy). Wczoraj koło 22-giej zamówiłam taksówkę na 4.15 rano. Zlecenie przyjęte, dostałam potwierdzającego sms-a, cudownie, prawda?

No nie. Od godz. 4.10 dostałam trzy sms-y "jedzie do ciebie taksówka (model i rocznik)", za każdym razem inny, natomiast taryfy ani widu, ani słychu. O godz. 4.20 dzwonię do firmy z zapytaniem, gdzie moja taksówka??? "Aaa, bo pani ma tu zaznaczone na stałe, że potrzebuje pani paragon z kasy fiskalnej, no nie dysponujemy w tej chwili takim pojazdem...".

Kur...tyna wodna, z jakiej racji "na stałe"? Nie prosiłam o to, co mam wpisane na stałe, to mam, ale na pewno nie to! Krótko i zwięźle uświadomiłam panią, że potrzebuję taksówkę, nie paragon, a nawet jakbym potrzebowała za ten kurs paragon z kasy fiskalnej, to po to zamawiam taryfę jeszcze poprzedniego dnia wieczorem, żeby do tej 4.15 to "ogarnęli"!

Przyjechał o 4.28. Na szczęście ode mnie na dworzec jedzie się 5 minut, a Młoda nie jechała pociągiem czy PKS-em, tylko wynajętym autokarem, więc spokojnie by poczekali parę minut. Ale jeszcze byli w trakcie pakowania klamotów.

Ale kawy rano już nie potrzebowałam.

taxi

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 104 (116)
poczekalnia

#91243

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Gdy pisałam poprzednią historie, przypomniała mi się sytuacja z zeszłego miesiąca. Mnie tam akurat to rozśmieszyło, ale owszem, to jest piekielne.

Jestem zatrudniona przez MOPS na umowę-zlecenie jako asystent osoby niepełnosprawnej. Wypłata przychodzi z MOPS-u i tak też skrótowo to określamy razem ze znajomą, która również pracuje jako asystent - kasa z MOPS-u. Informujemy się nawzajem, czy pieniądze już wpłynęły, tzn. częściej ja ją, niż ona mnie - mój bank szybciej księguje ten wpływ, zazwyczaj mam pieniądze tak z pół godziny do godziny wcześniej niż ona.

Jadę autobusem komunikacji miejskiej, telefon mi zabrzęczał, o, jest kasa. Na razie zwrot za taksówki, wypłata będzie albo trochę później, albo jutro (to są dwa oddzielne przelewy). Ponieważ nie bardzo miałam jak napisać wiadomości (tłok w autobusie i jedna ręka była mi potrzebna do utrzymania równowagi), a mam gdzieś zakodowane "zawiadomić Magdę o kasie", to dzwonię i rzucam w słuchawkę:

- No cześć Magda, przyszła kasa z MOPS-u, na razie zwrot kosztów za taksówki, jadę to wydać.

Po czym nasłuchałam się kąśliwych komentarzy o patologii żyjącej z zasiłków mopsowskich "no patrz pani, nawet już im za taksówki płacą!".

Nie wiesz, nie znasz sytuacji - nie oceniaj.

relacje_miedzyludzkie

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 29 (55)

#91226

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dobra, może nie jakaś wielka piekielność, tylko drobna piekielnostka, ale jednak.

Tuż przed tym, jak udało mi się rzucić palenie, kupiłam sobie zapalniczkę. Nie, nie jakaś droga i wypasiona dobrej firmy, po prostu zwykła zapalniczka, za to z fajnym wzorkiem, po prostu ładna, no spodobała mi się. Została u mnie w torebce, zmieniając torebkę też ją zawsze przekładam do nowej, lubię ją, choć używam sporadycznie - czasem pożyczę na chwilę jakiemuś palaczowi, który akurat nie ma "ognia", raz zapalałam nią świeczki na torcie, raz znicz na cmentarzu i tyle.

Dzisiaj w pracy pożyczyłam ją na chwilę palącej koleżance, której właśnie "zdechła" jej zapalniczka. Wróciła z palarni, upomniałam się o moją własność.

- No ale po co ci, ty nie palisz?

- Lubię tę zapalniczkę.

- Nie używasz jej.

- Czasem używam. Poza tym jest moja i już mówiłam, że ją lubię.

- Ale ja nie mam, moja jest zepsuta!

- Za pół godziny kończymy pracę, kupisz w pierwszym-lepszym sklepie.

- Nie bądź skapiradło, co ci zależy?

- Właśnie cały czas ci tłumaczę, dlaczego mi zależy. Podoba mi się i lubię ją, tak po prostu.

Nie będę przytaczać całej rozmowy, bo takie przepychanki słowne trwały dłuższą chwilę, aż się zdenerwowałam i naprawdę ostrym tonem zażądałam zwrotu. Zapalniczkę odzyskałam, dowiadując się przy okazji, że jestem histeryczką, robiącą awanturę o byle drobiazg.

Chyba już nikomu jej nie pożyczę.

relacje _miedzyludzkie

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 181 (185)

#91198

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o psie załatwiającym się na balkonie przypomniała mi bardzo podobną, identyczna tematyka, ale inny kontekst, więc inny wydźwięk.

Luźna rozmowa na jakimś luźnym spotkaniu, akurat zebrała się grupka "zwierzolubów", więc temat naszych zwierzaków wypłynął bardzo szybko. Jedna ze znajomych ma psa już bardzo starego, któremu niestety dosyć często zdarza się "nie zdążyć" na dwór z potrzebą fizjologiczną. Wiadomo, sprzątanie psich sików nie jest chyba ulubionym zajęciem nikogo, więc znajoma próbuje różnych sposobów, aby zapobiegać takim "wpadkom". Poza tym pies domowy, bardzo dobrze wychowany, od szczeniaka trzymający czystość, więc "wpadki" i dla niego są powodem dyskomfortu i stresu.

Znajoma już wie, w jakich godzinach pies zazwyczaj się załatwia, oprócz tego stara się obserwować, czy nie wypił więcej niż zwykle wody, bardzo często z nim wychodzi, starając się uprzedzać jego komunikat "chcę siusiu", po po tym komunikacie pies niestety do minuty już sika. To się sprawdza, gdy pies przebywa na parterze domu, niestety na pięterku już nie zdaje egzaminu, pies waży prawie 40 kg i na dodatek nie lubi być noszony na rękach, a samodzielne zejście po schodach to ok.10 min., no stanowczo za długo.

W związku z tym znajoma urządziła też "kącik do sikania" dla psa na balkonie. Na swoim, prywatnym balkonie, w swoim prywatnym domu. Przypuszczam, że jakoś ten "kącik" zabezpieczyła, nie wiem, może maty tam rozkłada, może zrobiła coś w rodzaju kuwety, bo bez tego wypuszczanie psa na balkon celem załatwienia potrzeb fizjologicznych byłoby bez sensu, po prostu zamiast wytarcia i umycia podłogi w domu musiałaby to robić z podłogą na balkonie. Mnie osobiście pomysł wydawał się niezły, innym też i spokojnie moglibyśmy przejść do następnej opowiastki o następnym zwierzaku, ale nie! Jedna z dotychczas milczących osób odezwała się, znajoma została skrytykowana, "zjechana" po całości za znęcanie się nad psem!

Wiecie co, ja rozumiem, gdyby ktoś wszedł w samym środku tej rozmowy/opowiastki i usłyszał tylko słowa "mój pies sika na balkonie", to faktycznie mógłby być oburzony i podejrzewać znęcanie się nad psem poprzez niewystarczającą ilość spacerów, tudzież bycie upie*dliwą fleją dla sąsiadów poniżej. Ale ta osoba brała udział w rozmowie (no dobra, słuchała) od samego początku! Próby wyjaśnienia sytuacji, no bo dobra, może gdzieś "odpłynęła", nie słuchała i w ogóle nie wie, o co chodzi, skwitowała tylko słowami "dobra, dobra, ty się nie tłumacz głupio, a wy jej tak nie brońcie, bo to znęcanie się nad psem i tyle!".

I teraz to ja już głupia jestem. Gdzie to znęcanie się nad psem? Bo może czegoś nie zauważyłam...

zwierzaki

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 127 (135)

#91178

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wkurzyłam się. I w związku z tym jutro na mojej klatce schodowej zawiśnie kartka, której tekst właśnie tworzę, ale będzie to brzmiało mniej-więcej tak:

"Szanowni sąsiedzi!
Uprzejmie informuję, że do wyrzucania resztek jedzenia służy kontener z napisem "BIO" w komorze śmietnikowej, a NIE okno w kuchni! Zaraz po świętach odpowiednie zgłoszenie pójdzie do administratora budynku, wraz z sugestią skierowania jednej z kamer na ścianę (i okna) naszego bloku, w miejscu gdzie pod oknami znajdują się resztki jedzenia. Biorąc pod uwagę ilość w/w resztek oraz wysokość mandatu za zaśmiecanie, chyba będzie im się opłacało nawet zamontować całkiem nową kamerę w tym celu.
Pozdrawiam i życzę Wesołych Świat!"

No wredna jestem, wiem...

blok_mieszkalny

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 111 (121)
poczekalnia

#91171

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wybaczcie, jeśli będzie chaotycznie, ale zdenerwowałam się. A jeśli gdzieś się mylę, to poprawcie mnie, nie obrażę się, nie jestem znawcą, więc może złe wrażenie odniosłam...

Szukałam czegoś na znanym portalu ogłoszeniowym, znalazłam, kupiłam, po czym stwierdziłam, ze w ramach relaksu pobuszuję tam jeszcze. Jakoś tak weszłam w akcesoria dla zwierząt, potem w zwierzaki, pooglądałam koty do adopcji, po czym wpadła mi w oko kotka. Piękna. Rasowa. Tania. Zaraz, zaraz, ale czemu tak tanio? Pseudohodowla czy co? Czytam dokładnie ogłoszenie - kotka kończy swoją "karierę hodowlaną" i w związku z tym szuka nowego domu... Czyli - dobra, zarobiliśmy na tobie, to teraz wypad, a jeszcze parę złotych wpadnie???

Poszukałam informacji o tej rasie kotów, tak po prostu z czystej ciekawości. Otóż koty tej rasy wiek dorosły osiągają ok. 3-4 r.ż., do tej pory powinny nawet jeść karmę przeznaczoną dla kociąt. Kotka w ogłoszeniu, która "kończy karierę hodowlaną" ma 5 lat... I w tym momencie ja zrobiłam cos piekielnego, a przynajmniej coś, za co pewnie "zjadą" mnie czytelnicy piekielnych - napisałam wiadomość, że jestem zainteresowana kupnem kotki. Tak, wiem, zapewne albo wspieram w tym momencie pseudohodowlę, albo po prostu legalną hodowlę, ale niewłaściwie traktującą zwierzaki. Ale ona ma coś takiego w spojrzeniu...

Kurczę, nie szukałam kolejnego zwierzaka. Mam psa (ze schroniska). Mam kota (też ze schroniska). I jeszcze godzinę temu nawet bym nie pomyślała, że mogłabym kupić kota. Wypasionego, rasowego, bo to akurat mi lotto. Ale mi jej tak strasznie szkoda, jak każdego, kto przestał być potrzebny i w związku z tym należy się go pozbyć.

Czekam na odpowiedź na moja wiadomość. A, dobra, środek nocy mamy, to pewnie sobie poczekam...

portale_ogłoszeniowe

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 25 (59)

#91040

przez (PW) ·
| Do ulubionych
My, naród kombinatorów...

W pewnej drogerii była sobie pewna promocja. Za zakup produktu oznaczonego odpowiednim symbolem można było otrzymać fajny gratis, chyba do pobrania przy kasie. Młoda strasznie się napaliła na tę promocję, poszła do drogerii, no niestety, gratisów już brak.

Tak z czystej ciekawości odwiedziłam kilka drogerii tej sieci z zapytaniem o owe gratisy (nie jeździłam specjalnie po całym mieście, bez przesady, po prostu któregoś "intensywnego" dnia tak sobie ułożyłam trasę załatwiania wszystkich spraw, żeby móc to zrobić) i lipa. Nie ma nigdzie. A dlaczego?

Ponieważ nie było ograniczeń odnośnie ilości tych gratisów na osobę, przedsiębiorczy ludzie "rzucili się" np. na płatki kosmetyczne po 2 zł (najtańszy produkt oznaczony symbolem upoważniającym do odbioru gratisu) i brali po kilkadziesiąt sztuk.

Gratisy są dostępne na Vinted po 20 zł.

drogerie

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 115 (131)

#90975

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pewne wydawnictwo opublikowało pewną książkę. Zażyczyłam ją sobie na prezent, Mikołaj stanął na wysokości zadania i dostarczył, jestem gdzieś w połowie. Ale dobra, bo nie chodzi o reklamę książki, tylko o związaną z nią piekielność.

Otóż książka bardzo uraziła pewną (duuużą...) grupę ludzi. Tak bardzo ich uraziła, że na fb pojawił się post wzywający do podpisania petycji przeciwko tej książce - petycja skierowana do wydawnictwa, nie wiem co dokładnie zawiera, pewnie żądanie wycofania jej? Nieważne, weszłam sobie w komentarze tak dla rozrywki (mam wypaczone poczucie humoru) i ręce mi opadły... Nie, nie chodzi mi o setki komentarzy "podpisane" lub "protestuję" od ludzi, którzy nie czytali tej książki, nie bardzo wiedzą, o co w niej chodzi, ale będą protestować, bo ktoś im tak powiedział. Nie, do tego to już jestem przyzwyczajona.

Pośród komentarzy przewijały się też takie:

"Nie mogę podpisać, system pokazuje błąd";

"Nie mogę podpisać, nie daje się";

"Nie mam możliwości podpisać, blokuje mi maila";

"Trzeba podać wszystkie dane, bo nie przechodzi petycja";

"Za dużo informacji, może jeszcze nr konta podać?";

"Po co wam te wszystkie dane?".

No kurczę, ludzie... Ja też czasem podpisuję jakieś petycje w internecie, najpierw dokładnie sprawdzam, jaka organizacja za nią stoi, czy to faktycznie jej strona, muszę podać maila i to tyle. Jeśli strona wymaga ode mnie podania numeru buta, nazwiska panieńskiego babki ze strony ojca i moich preferencji seksualnych, to uciekam z niej szybciutko już przy numerze buta. A tam kilkaset osób podpisało petycję, podając grzecznie wszystkie możliwe dane. Naprawdę wystarczy głośno krzyknąć "hej, obrażają nas!", żeby wyłączyć ludziom myślenie?

A książka bardzo mi się podoba.

facebook

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 122 (146)

#90863

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Podejrzewam przekręt, tylko nie mam pojęcia, jaki. Może ktoś ma jakiś pomysł?

Wystawiłam na jednej z grup na FB przedmiot na sprzedaż. Podałam preferowaną przeze mnie formę wysyłki (paczkomat), jej koszt, rzuciłam luźną propozycję wystawienia przedmiotu na trzyliterowym portalu sprzedażowym (dużo taniej wysyłka wychodzi) i czekam. Dość szybko odezwała się pani o nazwisku brzmiącym lekko z francuska, zadając mi pytanie: "Czy jest możliwość wysyłki kurierem InPost po wcześniej wpłacie na konto? Zamówię kuriera i pokryję koszty wysyłki. Kurier to zapakuje i zabierze z domu. Ok?".

Jeszcze nic złego nie podejrzewałam, jednak wyjaśniłam pani, że ze względu na charakter mojej pracy ciężko mi powiedzieć, kiedy będę w domu, a kiedy nie, więc umówienie się z kurierem byłoby mocno problematyczne. Ponieważ jednak rozumiem chęć otrzymania paczki kurierem do domu (może pani ma złamane obie nogi, może jest chwilowo chora i musi leżeć, a może po prostu ma taki kaprys, że paczka ma być dostarczona do domu), to zaproponowałam, że ja nadam w paczkomacie, ale z opcją dostarczenia jej kurierem do pani do domu - InPost ma taką usługę.

W odpowiedzi otrzymałam wiadomość: "kurier zadzwoni się w celu dogadania kiedy przyjechać i pod jaki adres". No tu już parsknęłam sobie śmiechem, wyobrażając sobie moją rozmowę z kurierem:

- Dzień dobry, tu kurier, kiedy mogę podjechać po odbiór paczki?
- Nie wiem, będę dzisiaj w domu między 14.00 a 16.00, ale teraz jeszcze nie wiem dokładnie o której, nie wiem też jak długo będę dostępna w domu, może dwie-trzy godziny, a może po prostu wejdę i wyjdę, czy to jakiś problem?
- Ależ oczywiście że nie, będę o 14.00 i poczekam tak długo, jak będzie trzeba!
- No ale gdybym jednak nie dotarła do domu, to mógłby pan być jeszcze ok. 23.00? Wtedy już na pewno wrócę.
- Oj, oj, ja pracuję tylko do 23.00, czy mogłaby się pani postarać być o 22.59? Bardzo proszę...
- No dobrze.

Ubawiłam się setnie tą wyimaginowaną rozmową, odpuściłam sobie dalszą korespondencję z panią, godzinkę później pojawiła się kolejna chętna osoba, przedmiot "się sprzedał". Ale męczy mnie kwestia, co tamta pani chciała "ugrać", bo nikt mi nie wmówi, że przedmiotem jej pożądania był używany przedmiot, wyceniony przeze mnie na 35 zł. Macie jakieś pomysły, o co jej chodziło? Gdybym się na to nabrała, zyskałaby adres i nr tel., no dobra, mogła chcieć mnie okraść, ale na jakiej podstawie wytypowała właśnie mnie na ofiarę kradzieży? Bo wystawiłam przedmiot za 35 zł???

Ktoś ma jakiś pomysł?

sprzedaz_internetowa

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 108 (128)