Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Zmijcia

Zamieszcza historie od: 3 marca 2012 - 13:33
Ostatnio: 26 grudnia 2022 - 20:10
  • Historii na głównej: 9 z 26
  • Punktów za historie: 4561
  • Komentarzy: 188
  • Punktów za komentarze: 1037
 

#51669

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Znajome małżeństwo pod czterdziestkę od kilku lat starało się o adopcję dziecka. Własnych mieć nie mogli mimo wielu lat starań, zdecydowali że chcą dziecko - ze względu na swój wiek już nie bobasa, ale starsze, ok 6-7 lat.
Finansowo ustatkowani - duży dom z ogrodem w małym miasteczku, na parterze domu od lat własny, dobrze prosperujący interes. Bardzo sympatyczni, spokojni i wzorowi sąsiedzi.

Starania o adopcję trwały latami, a to dlaczego? Ze względu na "wymagania", nazwane pięknie przez urzędników "sugestiami":
- remont wcale nie starego domu - od podłogę po sufit
- nowa zewnętrzna elewacja w domu
- wymiana ogrodzenia (w dobrym stanie)
- wymiana żwirowego parkingu pod domem na kostkę brukową
- zmiana samochodu na większy i nowocześniejszy (byli w posiadaniu Matiza)
Nie mówiąc już o szczegółowych wywiadach środowiskowych, niezapowiedzianych kontrolach i niezliczonej ilości podobnych formalnośći.

W efekcie - po wprowadzeniu wszystkich sugerowanych "zmian", dzieciaczek do nich trafił i chowa się wspaniale, ale powiedzcie mi... czy porzucone dziecko z Domu Dziecka naprawdę potrzebuje do szczęścia nowej kostki brukowej, czy kochających rodziców?

adopcja

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1491 (1529)

#48323

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie wiem jak bardzo trzeba być złośliwym (albo głupim), żeby porwać się na coś, co miałam dziś okazję z niemałą dawką stresu przeżyć.

Na moim kierunku studiów często pracę zaczętą na zajęciach "informatycznych" musimy dokańczać w domu, także przeważnie noszę ze sobą pendrive, żeby zgrać owoce swojej pracy. Pech chciał, że pod koniec zeszłego tygodnia zapomniałam wziąć ze sobą jakikolwiek nośnik danych, przez co musiałam pliki wysłać pocztą. I tu przyznaję się - mea maxima culpa, zapomniałam upewnić się, że z owej poczty się wylogowałam...

Na dzisiejszych zajęciach jedna z koleżanek spytała się, czy przypadkiem ktoś nie grzebał w mojej poczcie, bo dostała kilka mailów z dość niewybrednymi treściami, przepełnionymi męskimi genitaliami i zaproszeniami na dość perwersyjne wydarzenia. Po wypytaniu reszty znajomych z mojej listy kontaktów dowiedziałam się, że każdy otrzymał ten sam zestaw wiadomości.

Gdyby sprawa została między moimi znajomymi nie przejmowałabym się tak bardzo, łatwo byłoby wszystko wyjaśnić. Jednak te same wiadomości dostało także kilku wykładowców z mojej uczelni, przez co mogę mieć teraz spore problemy i sprawy na pewno nie odpuszczę. Szkoda, że żartowniś nie pomyślał ani o tym, że znam dokładny czas wysłania wiadomości i stanowisko komputerowe z którego to zrobił, ani że zapis z kamery w takich przypadkach jest bez problemu udostępniany i sprawę banalnie można wyjaśnić.

Jutro czeka mnie bardzo interesująca wyprawa do dziekanatu...

Uczelnia

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 830 (950)

#46641

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Niedawno miałem poprowadzić kurs pierwszej pomocy w pewnej firmie, zajmującej się sprzedażą wyrobów medycznych. Zdecydowali się na to, bo przychodzi do nich mnóstwo chorych klientów i wiadomo, różnie bywa i lepiej żeby pracownicy wiedzieli w razie czego co i jak.

Nie jestem typem, który wbije się w garniak i krawat. Wiem, może to mało profesjonalne, ale taki już jestem (i nigdy nie miałem z tym problemów). Więc usiadłem sobie w poczekalni sklepu. Z miesięcznym zarostem na twarzy, w glanach, skórzanej kurtce i czarnych bojówkach. Wyciągnąłem telefon żeby zadzwonić do koordynatora tej firmy i zawiadomić, że już jestem (ponieważ nie wiedziałem gdzie go szukać). Kiedy wybierałem numer, z pokoju przy poczekalni wyłonił się jakiś gość w garniturze. Rozejrzał się po poczekalni i rzucił do babeczki, która wyszła za nim:

- Weź usuń stąd tego gościa co tam siedzi bo wstyd, a zaraz przyjdzie facet od szkoleń.

Następnym razem rozważę chociaż ogolenie się. :)

Praca praca

Skomentuj (52) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1419 (1527)
odrzucony

#46242

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mam kuzyna. Uczy się w klasie pierwszej szkoły podstawowej. Niestety jest to szkoła, która dobrą sławą się nie cieszy. Głównie ze względu na "segregację" uczniów na podstawie posiadanych dóbr materialnych. Zwykle tworzone w każdym roczniku są dwie klasy po 18-19 osób - klasa "A" dla bogaczy i klasa "B" dla dzieci rodziców mniej zamożnych. Wszyscy o tym wiedzą, nikt oficjalnie nie mówi.

Pod koniec listopada młody zapytał mnie, czy przyjdę do niego na mikołajki, bo rodzice pracują, a do każdego ktoś przyjdzie. No co mi szkodzi, pewnie że przyjdę. Zwykle imprezy każda klasa sobie organizowała osobno, ale jak się na miejscu okazało, w tym roku ktoś wpadł na debilny pomysł, aby całe roczniki świętowały razem. Czym to się skończy, było dla mnie jasne już na początku. Dzieciom z klasy "A" rodzice poszykowali na prezenty drogie zabawki znanych marek (m.in duże zestawy lego). Dzieci z klasy "B" (razem z kuzynem)na tej samej imprezie miały dostać słodycze ze składek po 10zł od głowy... Chyba dla wszystkich jest jasne, jak taka impreza by się skończyła dla tych biedniejszych. Co jak co, ale takiego skur**syństwa wobec dzieci (bo tak to trzeba nazwać) nie zniosę. Spytałem tylko młodego czy każdy w klasie ma komputer, a po otrzymaniu twierdzącej odpowiedzi postanowiłem zrealizować niecny plan.

Wsiadłem w samochód i łamiąc chyba wszelkie możliwe przepisy pojechałem do siebie na sklep. Wiadomo, że nie mogłem sobie pozwolić na obdarowanie każdego komputerem czy tabletem, ale to oczywiste, że dla siedmiolatka nie koniecznie liczy się wartość materialna prezentu. Wytargałem z zaplecza cały karton filmów VCD (nikt już tego nie kupuje, zostały wyparte przez DVD)z którego wybrałem wszystkie bajki - wyszło po 4 płyty na głowę. W ruch poszły także wszelkie odtwarzacze MP3, wszystko nowe, sprawne, markowe, do tego wszelkiej maści gadżety które co jakiś czas dostawało się z hurtowni lub od producentów sprzętu (długopisy, etui na płyty, podkładki pod myszki, breloczki, gadżety na USB typu latarki czy wiatraczki, pendrive małej pojemności i inne podobne)a wszystko dopełniłem całą gromadą gier (głównie starsze tytuły, co by nikt nie trafił na grę której jego komputer nie "dźwignie", a i tak wyszło jeśli dobrze pamiętam po 5 sztuk na główkę). Całość wtargałem w samochód i rura w drogę powrotną.

Generalnie w samą porę, bo zaczynano obdarowywanie klasy "A" pełne rodzicowych "ochów i achów" połączone z szyderczymi spojrzeniami pod adresem klasy "B". Wyobraźcie sobie moją satysfakcję, gdy przy rozpakowywaniu paczek przez dzieci z "mojej" klasy widziałem jak te szydercze spojrzenia zamieniają się w w pełne gniewu, nienawiści i złości grymasy na twarzy. A smażcie się w piekle skur***yny!

Skomentuj (66) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 869 (939)

#46221

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam czasem nieodparte wrażenie, że to rodziców "trudnych dzieci" powinno się sprać i to porządnie.

Jeden z uczniów klasy trzeciej (na potrzeby historii nazwiemy go Kubą) powiedział ostatnio na lekcji religii, że on to by najchętniej wpadł pod samochód i się zabił, byleby nie chodzić do tej głupiej szkoły. Lekka konsternacja w pokoju nauczycielskim, szybki wywiad - może ktoś go zaczepia, bije, może ktoś mu dokucza, może ma jakieś problemy? Nie, to zwykle Kuba zaczepia, bije, problemy sprawia. Ojciec wezwany do szkoły, wychowawczyni poszła na rozmowę, wróciła z miną iście nietęgą. Rozmowa wyglądała mniej więcej tak:

[W]ychowawczyni: Kuba opuścił się w nauce, sprawia takie a takie problemy, czy coś się stało, etc.
[O]jciec: A bo on, proszę pani, to taki głupi jest.
[W]: Proszę?
[O]: No ja się ostatnio za niego wziąłem, bo jego siostra, Ola, to ona się wszystkiego szybko uczy, a Kuba nic.
[W]: Jak to "pan się wziął"?
[O]: No, lekcje z nim odrabiam.
[W]: A jak pan z nim te lekcje odrabia?

I od słowa do słowa... szydło z worka wyszło szybko.

Kiedy Kuba nie nauczył się dość szybko wierszyka, napisał coś krzywo, nie czytał płynnie - no to w łeb go. I w łeb. I w łeb. Każde "odrabianie lekcji" kończyło się tym, że dziecko wpadało w histerię i w końcu nic z tego nie było. Wychowawczyni, z charakteru typowa "kosa", porządnie ojca za ten fakt opieprzyła, niby pokiwał głową, niby się pokajał, niby zrozumiał, ale na odchodne rzucił takim tekstem, że nogi się pod nią ugięły.

[O]: Bo wie pani... ta moja żona to po szkole specjalnej jest. Ola to jest moja. Ale Kuba, Kuba to jest żony.

Ręce opadają.

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 739 (815)
zarchiwizowany

#44597

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
To raczej bardziej pytanie niż historia.

Jako, ze portal nie posiada forum, większość rzeczy dopowiada się w komentarzach, ja mam jedno male pytanie, które zaprząta moje myśli zawsze, jak tylko wejdę na piekielnych.

Mianowicie: wie ktoś, co z Werbena? Wiem, ze to może śmieszne, bo jest mi obca osoba, ale ostatnio ktoś nawiązał do niej w historii i zwyczajnie mi się przypomniało, ze fakt, była taka, ze czytałam wszystkie historie i w ogóle, wiec pewnie nie ja jedna jestem ciekawa, co z nią sie dzieje. Może ktoś z was, kto znal ja nieco lepiej, kto może nawet pisał z nią prywatnie gdzieś wie, co się z nia stało?

Jak was to wkurzyło - przepraszam. Po prostu musiałam zapytać.

piekielni

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 176 (306)

#44348

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Dzisiaj właśnie zostałem zmuszony do zmiany szkoły po 3 latach i porzucenia swojego kierunku czyli Poligrafii.

Dlaczego? Odpowiedź brzmi... Okulista, od dłuższego czasu męczył mnie ból oka, głowy, a nawet miałem nudności i wymioty, wybrałem się do lekarza.
Ten mnie skierował do okulisty, natomiast ten przepisał mi jedynie jakieś krople i powiedział że to nic takiego, kompletnie olał to co mu mówiłem, z czasem zacząłem widzieć coraz gorzej na lewe oko, w końcu zacząłem widzieć nie tylko nie wyraźnie ale zaczynałem widzieć tęczowe koła wokół wszystkiego co się świeci, a określenie jaki przedmiot stoi przede mną z odległości 1 metra było wielkim wyzwaniem. Udałem się z powrotem do tego okulisty, powiedział że to tylko lekkie zapalenie i przepisał mi inne krople.

Dobra, koniec tego, idę prywatnie. Udałem się do prywatnej placówki medycznej, recepcjonistce wszystko wyjaśniłem, ta w trybie natychmiastowym skierowała mnie do okulisty w ich placówce, po wejściu wszystko wyjaśniłem okuliście, wliczając historię z państwowym okulistą.

Mina lekarza gdy zaczął badać moje oko... nie do opisania, nigdy nie widziałem takiego wkurzenia połączonego z chęcią mordu.

Oko musiało być natychmiast operowane, szansa na odzyskanie wzroku w lewym oku mała, ale warto spróbować.

Na moje nieszczęście nerw oka był za mocno uszkodzony. Mimo usilnych prób PRYWATNEGO okulisty nie udało się uratować wzroku w lewym oku.

Co mi dolegało? Jaskra Ostra, cała choroba trwała mniej więcej tydzień, tyle wystarczyło aby zaprzepaścić moje szanse na zostanie poligrafem.

Piękny prezent przed świętami, po prostu piękny, teraz muszę szukać innej szkoły, bo w moim technikum nie widzę za bardzo zawodu dla siebie.

Pomorze

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 980 (1012)

#44126

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak to wszem i wobec wiadomo, zbliżają się święta. Moi rodzice mają małą chrześniaczkę, na dodatek ma ona biednych rodziców (moje wujostwo), więc postanowili, że skoro mamy dość sporo pieniędzy, to zorganizujemy dla małej ogromną paczkę z ubraniami, książkami i zabawkami. Wydawało im się, że dziecko będzie z takiego prezentu bardzo szczęśliwe, a i odciąży to ciocię i wujka.
No, niestety...

Paczka wysłana bez najmniejszych problemów, ciocia zadzwoniła, że doszła, że mała zrobiła im już rewię mody w domu i bardzo się cieszy, że zabawki ciągle są przytulane i ściskane, a książki na pewno bardzo się przydadzą. Mama się ucieszyła, poplotkowały trochę i zakończyły rozmowę.

Jakąś godzinę temu zadzwonił wujek. WŚCIEKŁY. Krzyczał do słuchawki, że mama ma się wypchać tymi prezentami, że on nie chce łaski ani pomocy, że to spakuje w cholerę i odeśle na nasz koszt, bo on o nic nie prosił. Mówił, że to, że my jacyś "burżuje jesteśmy" to nie oznacza, że mamy jego dziecku jakieś szmaty dawać czy ochłapy (tymi ochłapami były markowe ciuchy i kilka moich sukienek w świetnym stanie oraz moje niepotrzebne, niezniszczone książeczki i zabawki). Potem, zaczął się żalić, że mieszkamy w pałacu świeżo wyremontowanym, a on nie ma na nic pieniędzy i że jakbyśmy byli prawdziwą rodziną, to nie traktowalibyśmy go jak biedaka skazanego na naszą łaskę, że nie wciskalibyśmy mu jakichś byle szpargałów tylko kupili coś porządnego. Tuż przed tym jak mama się rozłączyła, krzyczał coś o tym, że z jego dziecka chcemy zrobić kopciucha i że ona nie potrzebuje tego wszystkiego.

I weź tu człowieku chciej zrobić coś dobrego dla kogoś. Ja rozumiem, duma, ale oni naprawdę nie mogą sobie pozwolić na nic. Chcieliśmy sprawić małej radość i tylko tyle...

Rodzina

Skomentuj (51) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 673 (787)

#43699

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Poznałam już niestety ciemniejsze strony mieszkania w bloku.

Wszystko zaczęło się jakieś dwa miesiące temu kiedy razem z sąsiadką weszłyśmy na klatkę. Z jednego z mieszkań na parterze usłyszałyśmy głośne trzaski. Po chwili ze źródła hałasu wystrzelił mężczyzna w garniturze. Przebiegł obok nas i wypadł na dwór. Spojrzałam pytająco na sąsiadkę.
- Oj, dziecko moje. Tutaj to już nic nie poradzi. Patologia i tyle. Ukryta bo ukryta ale patologia! - wzruszyła ramionami i odwiodła mnie od pomysłu interwencji.
Westchnęłam i jednak zadzwoniłam do drzwi. Usłyszałam tylko "Wszystko jest w porządku, proszę sobie iść!".

Od sąsiadki dowiedziałam się, że takie awantury to przynajmniej raz w tygodniu się zdarzają. Kobieta kilka lat temu miała wypadek, obecnie siedzi na wózku. Mąż, urzędnik od tamtego czasu coraz częściej folgował alkoholowym zapędom, a z upojeniem nieodzownie przychodzi agresja u tego osobnika.
Podobno nie bije, bo nikt w bloku nie widział ani posianiaczonej żony ani ich dziesięcioletniego syna. A jak nie bije to przecież nie ma co się wtrącać, dziecko też nie wygląda na brudne i głodne, rodzinne problemy to ich sprawa.
No i niby racja, nikt mnie nie upoważnił do wtrącania się w cudze relacje małżeńskie. Jednak postanowiłam bliżej przyjrzeć się sprawie.

Dopiero gdy podjęłam decyzję o obserwacji, dostrzegłam, że chłopiec bardzo często przesiaduje do późna albo pod blokiem w ogrodowej altanie, albo w suszarni na poddaszu.
Pewnego dnia chciałam do niego zagaić, nie dał mi jednak szansy na rozmowę, bo momentalnie zebrał swoje rzeczy i uciekł. Podchody do rozmowy z nim robiłam przez dobry tydzień. Kiedy w końcu mi się udało, powoli, stopniowo zaczynałam zdobywać sympatię i ufność chłopca.

Po rozmowach z mamą chłopca, z którą również nawiązałam kontakt mały stał się częstym gościem w moim domu. Czasem pomagałam mu odrobić lekcje, czasem graliśmy na konsoli albo rysowaliśmy. Chodziliśmy razem na zakupy dla jego mamy, która sama nie była w stanie wyjść z domu.
Chłopiec stał się bardziej otwarty, coraz częściej się uśmiechał.

I zapewne wszystko nadal zbliżałoby się powoli ku lepszemu gdyby nie to, że ojciec chłopca dowiedział się, że aż tak bardzo zaprzyjaźniłam się z jego żoną i synem.
Kiedy tydzień temu wróciłam z pracy, czekał na mnie pod drzwiami mojego mieszkania. Lekko zawiany i rządzą mordu w oczach.
Podobno facet nie bije. A jednak... rękę ma równie ciężką jak pomyślunek, bo dostałam z pięści w twarz, a kiedy się przewróciłam kopnął mnie kilka razy w brzuch.

Do tamtej chwili kobieta prosiła mnie żebym nigdzie nie zgłaszała, że jej mąż pije i się awanturuje. Ale teraz?

blok

Skomentuj (49) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 977 (1071)

#43587

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Obecnie jestem doktorantem na kierunku A oraz studentem III roku kierunku B. Oba kierunki są ze sobą blisko związane, oba są na jednym wydziale, spora część przedmiotów jest wspólna i dla kierunku A, i dla kierunku B, a co za tym idzie, wykładają je ludzie z kilku wspólnych katedr. W ten sposób ktoś, kto robi doktorat z kierunku A, może wykładać pewną grupę przedmiotów również na kierunku B i odwrotnie.

W dokładnie takiej sytuacji jestem. I nie byłoby problemu, gdyby nie to, że do mojej grupy na B jestem przypisana jednocześnie jako studentka oraz jako doktorant-ćwiczeniowiec.
Od października chodzę i proszę o zmianę, bo sama sobie nie mogę przecież oceny wystawić, a bez oceny z kolei nie zaliczę przedmiotu.

A dlaczego nie zmienili pozornie banalnej rzeczy? Bo na wydziale działa coś w rodzaju elektronicznego indeksu, w którym wprowadzanie zmian typu "przypisanie do grupy" w trakcie semestru jest zablokowane na amen.

Bareja wiecznie żywy...

uczelnia

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 864 (902)