Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

anekk

Zamieszcza historie od: 11 maja 2014 - 23:32
Ostatnio: 8 sierpnia 2017 - 14:02
  • Historii na głównej: 20 z 33
  • Punktów za historie: 6603
  • Komentarzy: 161
  • Punktów za komentarze: 1153
 
zarchiwizowany

#61244

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przypomniała mi się historia, opowiedziana przez koleżankę ponad rok temu. Może mało piekielna... Chociaż dla jednego pana na pewno.

Otóż koleżanka od pewnego czasu słyszała nawoływania starszego pana:
- Małgosiuuuuu..... Małgosiuuuuu..... Małgosiaaaaa....

Nie było to dla niej za bardzo denerwujące - ot, pan wołał tak kilka razy dziennie, po czym przestawał.

Jednak pewna sąsiadka postanowiła zainterweniować.

Po dwóch tygodniach wystawiła głowę przez okno i dawaj:

Sąsiadka: Co się pan tak,k..., drzesz??? Dziecko panu uciekło czy co? Spokoju ludziom nie dajesz!!!
Pan (smutnym głosem): Pani mi wybaczy... Papuga mi uciekła...
S: Wielkie mi rzeczy! Kupi se pan nową!
P: Pani... Ale ona kilka tysięcy kosztowała...
S (zmienionym tonem): A TO WOŁAJ PAN, WOŁAJ!!!!!!

Miejmy nadzieję, że Małgosia wróciła :)

zagubiona :)

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -6 (34)
zarchiwizowany

#61035

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Polska służba zdrowia.

Kilka lat temu miałam problemy natury ginekologicznej. Od tego czasu, mniej więcej co pół roku staram się przystępować do badań kontrolnych. Ot, zapobiegawczo. Nic dziwnego.

Z racji wykonywanego przeze mnie zawodu nie było to możliwe w ciągu roku szkolnego, stwierdziłam zatem, że mojej ginekolożce złożę wizytę na wakacjach.

Początek lipca - telefon. Rejestracja.
Proszę o termin tuż po "tych" dniach (w innym okresie cyklu wyniki mogą być niemiarodajne - kiedyś jajeczkowanie zostało u mnie rozpoznane jako torbiel, czy coś w tym stylu, dlatego też zawsze trzymam się zasady, aby wizyta była naznaczona na dany dzień).

Niestety - pani ginekolożka na urlopie.
Ok - ma prawo, jak każdy, okres wakacyjny, spodziewałam się tego.
Dlatego proszę o zapisanie mnie na termin miesiąc później, w sierpniu.

Nie, oni nie mogą, bo ostatnio na 15 rejestrowanych pacjentów przyszło 5, pani ginekolożka się wnerwiła i zakazała zapisywać, kiedy jej nie ma.
Tłumaczę pielęgniarce, co i jak, i pytam, kiedy zatem będę mogła zadzwonić, aby mieć termin na środek sierpnia.
22 lipca. Ale na pewno załatwię? Na pewno, na sto procent.
Zgoda.

No i nadszedł 22 lipca. Dzwonię. Odbiera ta sama pielęgniarka (mała miejscowość, wszyscy się znają).

Ja: Proszę o rejestrację na 12 sierpnia.
Pielęgniarka: Ale 12 sierpnia już zajęte! Najbliższy termin to... 26 sierpnia.
J: /po raz kolejny tłumaczę sytuację z kontrolą, dniami cyklu, wykonywanym zawodem, itd/
P: No co ja poradzę??? Pani doktor nie każe zapisywać więcej osób.
J: Ale sama pani mówiła ostatnio, że dzwoniąc dzisiaj, bez problemu dostanę się na połowę sierpnia!
P: Ale pani doktor nie każde zapisywać wielu pacjentów! Bo... - i tu uwaga - ...pani doktor w poniedziałki PRZYCHODZI PRZED NOCNYM DYŻUREM I NIE CHCE SIĘ MĘCZYĆ, a w środy JEST PO NOCNYM DYŻURZE I JEST ZMĘCZONA!!!!!!!!!

Szczęka mi opadła. Żeby jeszcze pani doktor pracowała za darmo, to rozumiem. Ale, z tego co wiem, pobiera normalną pensję.

Na koniec pielęgniarka rzuciła: - Może pani przyjść w środę i POPROSIĆ o przyjęcie.

Taaa, dobre sobie. O co poproszę? O kontrolę? Podejrzewam, że nawet umierającego by nie przyjęli poza kolejką.

Może niektórzy odezwą się, że skoro nic się nie dzieje, nie powinnam panikować. Teraz jest ok, ale z moim zdrowiem pod tym względem nie zawsze było w porządku. Jestem młodą osobą i bardzo chcę mieć kiedyś dzieci, dlatego tak zależy mi na regularnych badaniach.

I teraz pytanie - skoro pani doktor jest zmęczona, to może należałoby z czegoś zrezygnować? Tylko z czego? Z dyżurów w szpitalu, z przychodni czy może prywatnej praktyki..?

Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko sięgnąć do kieszeni i wydać ponad 100 złotych na prywatną wizytę...

Gdzie idą nasze składki..?

słuzba_zdrowia

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 109 (181)
zarchiwizowany

#59665

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dnia jednego (a właściwie wieczora), siedziałam sobie w mieszkaniu samiuteńka. Z racji późnej pory przygotowywałam się do snu (co oznacza u mnie leżenie po ciemku w łóżku z włączonym laptopem).
W całym bloku cisza, na ulicy także, ponieważ było już po północy.

I nagle w mojej łazience... ZAPALA SIĘ ŚWIATŁO! SAMO!
Serce w gardle. Przy 30 m2 nie było siły, żebym nie usłyszała włamywacza. Więc co..?

Piekielny okazał się mój... kot, który nauczył się skakać do kontaktu i zapalać światło...

Kilka dni później sytuacja się powtórzyła - tym razem, siedząc sama w łazience o podobnej porze, nagle zostałam otoczona ciemnościami.

Oczywiście, kotek tym razem zgasił światło.

Nie ma co - w naszym kraju już nawet zwierzaki wiedzą, że trzeba oszczędzać :)

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 0 (34)