Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

anq

Zamieszcza historie od: 6 kwietnia 2012 - 21:31
Ostatnio: 7 kwietnia 2016 - 12:38
  • Historii na głównej: 21 z 61
  • Punktów za historie: 21001
  • Komentarzy: 194
  • Punktów za komentarze: 1111
 
zarchiwizowany

#59189

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zachorowało mi się. Człowiekiem jestem, ostatnio mało jem, mało śpię, dużo pracuję, uczę się, studiuję, a i słonko wyszło, to pomykałam bez szalika.
A żeby było śmieszniej - mieszkam i studiuję w obcym mieście, do swojego mam ponad godzinę drogi. Budzę się rano, z gorączką, jakoś mi tak słabo. Wzięłam apap, gripex, no nie przechodzi, a ja zamarzam pod kołdrą i kilkoma kocami.
Moja współlokatorka podjęła decyzję "idziemy na pogotowie". Pogotowie mamy 5 minut od domu, ale tam przyjmują od 18 (była 11), więc odesłali nas do najbliższej przychodni.
Doczłapałam się więc do przychodni, idę do rejestracji, i czekam, aż rejestratorka skończy rozmawiać przez telefon. Mówię jej, że odesłali mnie z pogotowia, bardzo źle się czuję, mam gorączkę i chciałabym dostać się do lekarza. Popatrzyła na mnie:
PP - Jak to odesłali z pogotowia? Niech sobie sami chorych rejestrują! Doktor nie ma obowiązku cię przyjmować!
Ja- Proszę pani, kazali mi przyjść tutaj, to co miałam robić?
PP - No, oni się mszczą na nas, podsyłają nam tutaj takich, i myślą, że wejdą tak, o, A REJESTROWAŁAŚ SIĘ?
Ja - Nie, obudziłam się i źle się czułam, wzięłam kilka tabletek, myślałam, że mi przejdzie.
PP - Wejdź do pani doktor, pokój 7, i zapytaj czy cię przyjmie.
Poszłam, zapukałam, nie było żadnego pacjenta. Wchodzę, grzecznie przedstawiam sytuację, mówię, że do swojego lekarza dostać się nie mogę, bo mieszkam 50 km od domu. Musiałam ją tym bardzo zdenerwować, bo wyszła z gabinetu, trzaskając drzwiami i krzycząc "JA JUŻ NIKOGO NIE PRZYJMUJĘ!". Zdezorientowana wyszłam z gabinetu, i jeszcze raz udałam się do rejestracji, no bo skoro pani doktor nie ma, to co ja mam zrobić? Wysłały mnie do drugiej doktorki. Przez 15 minut wizyty słyszałam, jak to ludzie chcą "na krzywy ryj wchodzić". Taki nasz kochany NFZ

Skomentuj (86) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 88 (308)
zarchiwizowany

#58157

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Walentynki to urocze święto, nieprawdaż? Pełne miłości, szacunku, ciepła..
Tak myślałam do wczoraj. Moja przyjaciółka pracuje w kwiaciarni. Wiadomo, że w walentynki multum ludzi będzie chciało kupić kwiaty dla swojej drugiej połówki, a że jedyna kwiaciarnia w promieniu kilometra i to w największym centrum handlowym - dwie kasjerki nie dadzą rady. W związku z tym przyjaciółka poprosiła mnie o pomoc, a konkretnie (w związku z brakiem doświadczenia w branży kwiatowej) miałam tylko przybierać wstążką pojedyncze różyczki. Dziewczyny robiły wielkie bukiety, ja dekorowałam róże. I tak od godziny 9 do 21. Kwiaciarnię przymknęłyśmy około 20:40, zaczęłyśmy podliczać kasę, sprzątać, ogarniać, wymieniać wodę kwiatom. O 21 podlatuje do naszej kratki facet, i od progu krzyczy " dajcie mi różę! jedną różę! dajcie mi!". Odpowiadam mu zgodnie z prawdą, że kasę mamy zamkniętą, podliczone, zamknięte już wszystko, nie możemy sprzedać. On nie przestaje krzyczeć, twierdząc, że mamy OBOWIĄZEK mu sprzedać kwiaty, bo on jest klientem i wymaga! Siląc się na uprzejmy ton mówię mu, że kwiaciarnia była czynna od 9 do 21, a że jest już 21:04, to nie mogę mu nic sprzedać. Pan pomyślał, pomyślał i powiedział "a żeby wam te kwiaty uschły, s*ko!". I poszedł.
No tak, miłość, ciepło, uczucia, namiętność..

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -5 (27)
zarchiwizowany

#55762

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jestem wolontariuszką w szpitalu na oddziale onkologii dziecięcej. Dzieciaki są prześwietne, uwielbiam z nimi przebywać, one najwidoczniej ze mną również, bo gdy wychodzę, to gryzą mnie po łydkach, żebym jeszcze nie szła. Organizuję im różne zabawy, śpiewamy, gramy, rysujemy, malujemy, opowiadamy bajki. Pewnego dnia powiedziałam, że przyprowadzę im prawdziwego żołnierza. Akurat mam kolegę w wojsku, poprosiłam go, żeby poszedł ze mną na godzinkę do szpitala, dzieciakom przyjemność sprawi, ucieszą się. Poszedł, oczywiście w pełni umundurowany, pozwolił dzieciakom ponosić swoją furażerkę, poopowiadał jak to jest w wojsku, a na koniec zrobił sobie ze wszystkimi zdjęcie, które teraz stoi na parapecie w ramce. I wszystko byłoby ok, gdyby nie jego słowa po wyjściu:
-Ty, ciekawe ile kosztuje taka mała trumna, nie?

Został opierdzielony od góry do dołu, a ja naprawdę wierzę, że moje dzieciaki będą żyły jeszcze dłuuuugo, bo kurcze, pokochałam je.

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 9 (43)
zarchiwizowany

#55589

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W ramach wf na uczelni wybrałam nordic walking, bo siatkówka, koszykówka czy inne takie mnie nie kręcą, nie lubię i nie chcę się męczyć. Jako że już wcześniej dotrzymywałam towarzystwa babci na spacerach z kijkami wybrałam właśnie nordic walking. Chodzimy z całą grupą do dużego parku, gdzie pełno jest spacerowiczów, kolarzy. biegaczy - słowem sportowców. Idziemy sobie z grupą i opiekunką, mijamy siedzącą na ławeczce starszą panią, na oko 70 lat. I tak oto pani rzecze
"No k*rwa musiałoby mnie popier*olić, żebym płaciła za chodzenie z kijkami!". Wszyscy na panią spojrzeli, bo nikt jej nie zaczepił, nie odezwał się, a powiedziała to bardzo głośno. Jedna dziewczyna parsknęła śmiechem, na co pani "i co się k*rwa, czubki śmiejecie?!"

No. A to młodzież taka niewychowana.

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 6 (40)
zarchiwizowany

#55427

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dojeżdżam na studia busem, około godzinę w jedną stronę. Jak to w busie - różni ludzie jeżdżą. Jeździ ze mną chłopiec z autyzmem i jego matka. Chłopiec ma na kurtce przypinkę z dużym napisem "mam autyzm".
I tak jadę sobie dzisiaj, siedzę, nagle podchodzi do mnie jego matka i mówi "Przesiądziesz się, Alan chce usiąść?"
No myślę sobie "kurde.. niby dziecko z autyzmem, ale mogła by być jakaś grzeczniejsza forma, może coś w stylu "czy mogłabyś się przesiąść? Mogłabym prosić, żebyś się przesiadła?"
To samo powiedziałam tej pani - zostałam zgaszona tekstem "Ale on ma autyzm!"
Ale cóż, ruszyłam swój tyłek o jedno siedzenie do tyłu, korona mi z głowy nie spadnie, a jeśli dzieciak ma się lepie czuć..
Alan zaczął kopać fotel przed sobą - matka czyta gazetkę. Odwróciła się dziewczyna, i mówi chłopcu, czy może nie kopać, bo jej to przeszkadza. Nic. Więc zwróciła się do matki, żeby uspokoiła syna, bo kopie. Matka "ale on ma autyzm!".
Alan najwidoczniej się znudził kopaniem, bo zaczął piszczeć. Po prostu piszczeć, na cały bus, matka nic, czyta gazetkę. No nie powiem, zaczęło mi to przeszkadzać, bo godzina 6:30 rano, chcę poczytać notatki albo się przespać, a tu dziecko piszczy. Mamunia chyba zauważyła spojrzenia ludzi, bo dała dziecku czipsy, żeby było cicho, po czym zajęła się gazetką. Na to Alanek jednego czipsa wrzucał do buzi, drugiego na podłogę, jednego do buzi, drugiego na podłogę. Matka zauważyła, zaczęła na niego krzyczeć. Dziecko zaczęło darcie, więc kakofonia. Uspokoiła go, Alanek nadal jadł czipsy, co jakiś czas otwierając buzię i pokazując zawartość pasażerom. A mamunia dalej czyta gazetę. Alan zaczął szarpać za zasłonki w oknach, aż urwał taki pasek materiału z zatrzaskiem. Mamunia nic. Oczywiście nikt uwagi nie zwrócił, bo "on ma autyzm!".
I pani z Alankiem wysiadła, zostawiając rozgniecione czipsy na podłodze, urwany fragment zasłonki, zdenerwowanych pasażerów.
No ja nie wiem, kto w tej sytuacji był piekielny, bo rozumiem, że dziecko chore, że nie docierają pewne rzeczy, ale matka powinna zwracać większą uwagę na syna, a nie tłumaczyć wszystkim, że ma autyzm i rozwala/brudzi bez żadnych konsekwencji.

Skomentuj (53) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 202 (344)
zarchiwizowany

#54713

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Idę sobie chodnikiem, jak tysiące innych ludzi. Idę, idę.. i nagle zwalniam. A dlaczego? Ano przede mną idą dwie panie z wózkami, pomiędzy nimi jedno dziecko z plecaczkiem - nie wiem, przedszkolak, czy pierwszoklasista, ale idą. Idą powolutku, kroczek za kroczkiem, nie śpieszą się nigdzie, oczywiście całą szerokością chodnika. Mówię ładnie "przepraszam". Panie nic, idą dalej. No więc mówię trochę głośniej "przepraszam!". Panie udają, że nie słyszą. "Przepraszam, chciałabym przejść, ale nie mogę,bo panie idą całym chodnikiem i tamują ruch". "NO WEŹ SOBIE NAOKOŁO PRZEJDŹ, INNI PRZECHODZĄ!"

No bo tak, po to mam chodnik, żeby latać po błocie/po ulicy, bo dwóm paniom się spacerku zachciało, wtedy kiedy ludzie lecą do pracy, szkoły i w ogóle.

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 174 (340)
zarchiwizowany

#53148

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kandydaci na rodziców roku.
Woodstock jaki jest, każdy widzi. I każdy wie.
Na Woodstocku wbrew pozorom można się myć, choć nie każdy z tego przywileju korzysta. Można umyć się pod prysznicem, z ciepłą wodą, ale to kosztuje 6 zł, poza tym, o ile nie idzie się wcześnie rano są niebotyczne kolejki, większość ludzi więc myje się pod kranami. Lodowata woda, multum ludzi, ale przynajmniej szybko. I ja poszłam umyć się pod kran na szybko, bo nie chciało mi się stać w kolejce, a to, co zobaczyłam przyprawiło mnie o dreszcze.
Na oko roczne zapłakane dziecko siedziało naguśkie w wanience pod kranem, a mamusia polewała je tą lodowatą wodą.

Woodstock

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 113 (217)
zarchiwizowany

#51745

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Robiłam porządki w piwnicy. Znalazłam spore akwarium, do trzymania rybek się nie nadaje, ale gryzonie tudzież gady można spokojnie trzymać. Po prostu w jednym rogu szkło jest trochę ukruszone, i woda mogłaby się wylewać. Niepotrzebne mi, więc dałam ogłoszenie na facebooku, że za symboliczną czekoladę oddam spore akwarium, z ukruszonym rogiem (jakieś 3-4 mm, bez problemu zalepiłoby się silikonem). Zgłosił się do mnie kolega. Zapytał, czy może przyjść je zobaczyć. Zgodziłam się. Przetarłam akwarium ścierką, myć mi się nie chciało. I tak oto kolega przyszedł, i tak rzecze do mnie
-anq, no ja nie wiem, nie wiem czy brać, brudne takie, tu popsute, tutaj ślady po kleju, a nie mogłaś go umyć zanim przyszedłem, no takie brudne, taki syf komuś dawać... nie, wiesz co, ja jednak nie wezmę."
No cóż, nie to nie.
Oddałam do sklepu zoologicznego. za czekoladę.
A podobno darowanemu koniowi...

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 118 (224)
zarchiwizowany

#50474

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dawno mnie tu nie było. Przeczytałam historię użytkownika z dredami, o pogrzebie ojca przyjaciela.
Otóż mój drogi, przybij piątkę, wiem co czujesz. Zacznę od początku. 10 maja zmarł na zawał mój dziadek. A muszę wam powiedzieć, że do babci i dziadka byłam, właściwie jestem bardziej przywiązana niż do matki. Ojciec chyba zapomniał, że ma dzieci, bo jak mnie widzi na ulicy, to przechodzi na drugą stronę. Więc dziadka traktowałam jak ojca odkąd skończyłam 7 lat. Byłam ukochaną wnusią. Był zdrowy, w pełni sił, dzień przed śmiercią sadził sobie sosenki na działce. No cóż, zawał był niespodziewany, gdy pogotowie przyjechało już nie żył.
Najważniejsze jest dla mnie to, że oboje z babcią akcceptowali mnie taką jaką jestem - z moimi białymi włosami, kolczykami, zainteresowaniami, muzyką jakiej słucham, makijażem. Ale oczywiście, to, że oni mnie taką kochali, nie znaczy, że wszyscy muszą. Jestem agnostykiem, jednak na pogrzeb dziadka w kościele poszłam, i to ba, za trumną siedziałam. (Nie, wchodząc do kościoła nie dostaję drgawek i nie krzyczę). Jednak, nie wstawałam, nie klękałam, nie modliłam się, nie śpiewałam. Tak po prostu siedziałam.
Na pogrzeb poszłam tak, jak pamiętał mnie dziadek - nie chciałam się przebierać, bo sukienek nie znoszę. W skórzanej kurtce, spodniach, glanach, ze wszystkimi kolczykami, bez makijażu.
I teraz zaczyna się reakcja piekielnej rodziny, i to wcale nie mamy, babci, cioci czy siostry! Od sióstr wujków braci kuzynów matki żony brata.
-Dlaczego nie wstaję w kościele? Pewnie dziadka nie kochałam. I w ogóle, nie okazuję mu szacunku! I jak to tak, niewychowany bachor jestem! Na pewno dziadek wróci zza światów i mnie będzie straszył.
-Dlaczego nie byłam na ostatnim pożegnaniu? Dziadka nie kochałam. Na pewno dziadek wróci zza światów i mnie będzie straszył. Ano nie byłam dlatego, że trumna miała być otwarta. A doskonale wiemy, jak wygląda martwy człowiek po 3 dniach, i ja chciałam dziadka pamiętać jako wesołego staruszka w kuchni, a nie martwego w trumnie.
-A czemu ty tak wyglądasz? W ogóle nie jak dziewczynka! Nie wypada Ci tak chodzić. Czemu nie założyłaś sukienki?! Dziadka nie kochałaś! Na pewno dziadek wróci zza światów i Cię będzie straszył!
-A co ty masz w uszach? O MÓJ BOŻE, DZIURA! JA TO BYM TAK MOJEMU DZIECKU NIE POZWOLIŁA!
Musicie wiedzieć, że mój dziadek miał ukochanego pieseczka. Po prostu trzecia wnusia. I kiedy już wszyscy przyszli do domu na stypę, wzięłam psa i poszłam na cmentarz.
Przyszłam do domu i zaczęłam wyć. Po prostu wyć. Wchodzę do własnego pokoju, patrzę, a tam dwuletnie dziecko na moim łóżku, zajadający czekoladę i pijący soczek. Oczywiście bez opieki, a i większość tego, co spożywał, zamiast w jego buzi lądowało na mojej pościeli. Bawiło się moim telefonem. Zabrałam mu telefon, a dziecko w płacz. Grzecznie zapytałam, czyje to dziecko, i czy ktoś może je zabrać z mojego pokoju. Ku mojemu zdziwieniu, zjawia się dziewczyna w moim wieku (no może troszkę starsza), i mówi do mnie "wiesz co, ty tu sama jesteś, mogłabyś się nim zająć!". I wyszła. Koniec końców dzieckiem się zajmowała moja siostra. A mamusia piła wódeczkę.
Płakałam sobie w moim pokoju, płakałam, aż przyszła moja mama. Z pytaniem, czy mogę w końcu być cicho, bo oni nie mogą jeść kiedy mnie słyszą. Zamknęłam pokój i wyszłam z domu.
Nikt nie złożył MI kondolencji. Mojej siostrze, mojej mamie, cioci i babci owszem. Do mnie nikt nie podszedł.
Dopiero, kiedy nie chciałam ruszyć się z cmentarza podeszły do mnie sąsiadki, wyściskały, wycałowały. A dla mojej rodziny byłam nikim, powietrzem, tylko ze względu na wygląd.

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 188 (424)
zarchiwizowany

#48537

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Postanowiłam opisać tą historię teraz, kiedy kończę liceum.
Otóż chodzę do klasy z dziewczyną, która jest upośledzona w stopniu lekkim. Wspomnę, że moja szkoła abslutnie nie jest dostosowana do nauki takich osób, jej cała edukacja opiera się na przepychaniu z klasy do klasy.
I ja naprawdę, nie miałabym do niej nic gdyby nie to, że postawa jej i jej matki jest absolutnie roszczeniowa. Przykład?
Wszyscy poprawiamy matematykę pod koniec półrocza, wszyscy biegamy za nauczycielką i błagamy o możliwość zaliczenia tego czy tamtego sprawdzianu. Wszyscy, tylko nie ona. A dlaczego? Powiedziała nam, że "i tak zdam, zawsze zdawałam".
Potrafi zarzucić nauczycielom, że są dla niej niesprawiedliwi. Ona powie (wyduka) dwa zdania, i dostaje 2. Inne osoby muszą się naprawdę na to 2 naprodukować.
Zeszytów nie prowadzi (to przecież widać, że nic nie pisze na lekcjach), a potem dzwoni do ludzi, czy pożyczymy jej zeszytu, i jej mama przepisuje cały zeszyt.
Wyobrażacie sobie, że nigdy na sprawdzianie my dostajemy polecenia, a ona ma pisać co umie?
Nie obowiązują ją referaty, wypracowania, prace - bo ona nie umie.
Ale to nie koniec.
Ma chłopaka. Jej chłopak codziennie przychodzi po nią do szkoły i codziennie w tej szkole się całują.
Cały boży dzień z nim smsuje, raz nauczycielka jej zabrała telefon. Na drugi dzień jej mama wpadła do szkoły, jakim prawem nauczycielka pozbawia jej córcię telefonu. Nauczycielka telefon oddała.
Kolejnym problemem jest to, że ona się nie myje. A raczej myje się raz na tydzień (tak podejrzewam). Śmierdzi od niej niemiłosiernie, chodzi tydzień w tych samych ciuchach, z głowy sypie jej się łupież niczym burza śnieżna.

Byliśmy z tym wszystkim u wychowawczyni. Powiedzieć, że czujemy się oceniani niesprawiedliwie, po prostu źle się z tym czujemy, powiedzieliśmy, że ta dziewczyna brzydko pachnie.
Odpowiedź naszej wychowawczyni?
"ona ma traumę po śmierci ojca. Nie może się przez to uczyć"

Ja wiem, że rok szkolny mi się kończy, że skoro 3 lata prawie wytrzymaliśmy, wytrzymamy jeszcze miesiąc.
Ale najgorsze jest to, że ona podchodzi do matury...

Skomentuj (56) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 197 (349)