Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

auristel

Zamieszcza historie od: 25 stycznia 2011 - 11:07
Ostatnio: 10 sierpnia 2014 - 23:59
O sobie:

A Jack of all Trades.

  • Historii na głównej: 21 z 36
  • Punktów za historie: 18294
  • Komentarzy: 348
  • Punktów za komentarze: 2088
 

#13351

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w banku.

Wchodzi [k]lientka, zadbana, ze 40 lat, wygląda zupełnie normalnie i chce wypłacić gotówkę. Ok, wbijam do systemu: Janina Piekielna, Enter, a tu zonk: nie ma takiej klientki w systemie. Myślę, ok, długie nazwisko, pewnie się machnąłem, wpisuję dokładnie literka po literce a tu dalej: nie ma takiej delikwentki. Ki diabeł? Zagajam nieśmiało:

[j]a: Ma pani u nas konto?
[k]: No tak, gotówkę chciałam.
[j]: Nie ma pani w systemie, może ma pani konto internetowe? (system ich nie widzi).
[k]: Nie, w oddziale zakładałam.

I tak dobre 3-4 minuty przepytuję klientkę, jednak ona dalej: że w oddziale zakładała konto, że ma nawet kartę do bankomatu itp. Coś mnie tknęło.

[j]: Mógłbym rzucić okiem na kartę?
[p]: Proszę.

Biorę kartę i z całej siły staram się nie roześmiać.

[j]: Proszę pani, pani jest w banku Spokojnym a ta karta należy do banku Piekielnego, na pewno tam ma pani konto.
[p]: No, tam zakładałam, to wypłaci mi pan gotówkę?
[j]: Proszę pani, bank Piekielny nie jest częścią naszego banku, musi pani udać się do oddziału bądź bankomatu Piekielnego.
[p]: A co to za różnica? Bank to bank, ja nie będę lecieć pół kilometra(!) do Piekielnego, tu mam bliżej no i pan przystojniejszy (!!!).

Ja nerw, co mnie to kurna obchodzi i jeszcze zaloty od babki, która przy odrobinie szczęścia mogłaby być moją matką. Tłumaczę jej, jak chłop krowie na rowie, czemu nie może wypłacić kasy u mnie a ona dalej swoje, że bank, to bank, że żadna różnica itp.

W końcu zrezygnowany:
[j]: Jak pani robi zakupy w Biedronce to płaci za nie pani w Tesco?
[p]: A co ma piernik do wiatraka? Wy bankiem jesteście i macie moje pieniądze! Macie mi je wypłacić!

W końcu jej powiedziałem, że nie mamy dzisiaj gotówki, bo zgubiłem klucz od sejfu i wszelkie operacje tylko bezgotówkowo mogę wykonać, co ona skwitowała krótkim "aha" i sobie poszła, nie omieszkując dodać, że już tu więcej nie wróci. Oby...

Swoją drogą to operatorzy komórkowi muszą mieć z nią niezłe przeprawy...

Mały oddział dużego banku

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 738 (830)
zarchiwizowany

#13422

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historię opowiedziała mi wczoraj moja [N]arzeczona. Pracuje ona w dziale piekarniczym w jednym z supermarketów. Wchodzi wczoraj [k]lientka, na oko całkiem normalna, umyta, uczesana, schludnie ubrana, koło czterdziestki i rozpoczyna się rozmowa:

[K]: Wie pani, bo ja bym chciała z ochroniarzem, taki wysoki, ciemny...
[N]: A jak się nazywa, bo u nas sporo ochrony i są zmiany, więc nie wiem o którego chodzi.
[K]: No taki wysoki... (i jeszcze parę razy w te klocki)
[N]: Nie znajdę go pani ot, tak, nie mogę zejść ze stanowiska, ale może mi pani powie, w czym rzecz, to postaram się pomóc.
[K]: No, bo on miał wczoraj załatwić dwa tiry, jedzenie, chemia, artykuły różne i te tiry miały polecieć na moją planetę(!), do bogów(!), bo oni czekają i czekają a tirów nie ma.
[N] (o.O): I to ochroniarz wszystko pani powiedział? Że załatwi?
[K]: Tak, bo bogowie czekają na jedzenie i proszek do prania, bo się skończył. Dwa tiry tego miało być.

Narzeczona odesłała klientkę do ochrony, żeby wyjaśnili sobie sprawę. Oni odesłali ją z powrotem, pokładając się ze śmiechu.

[K]: Ci panowie powiedzieli, że pani jest tu kierowniczką, i pani wszystko załatwi!
[N] (O.o): Proszę pani, nie jestem kierowniczką i nie mam takiej władzy, żeby te tiry gdziekolwiek "leciały". Może pani pójdzie do marketu Piekielnego, tam szybciej takie sprawy załatwiają (żeby się już pozbyć psychicznej babki).
[K] (nerw): Czemu mi pani doradza? Ja panią nie prosiłam o to! Miały być tiry i nie ma! Co to za obsługa! Bogowie się zdenerwują!

I tak dalej i tak dalej. Ostatecznie sobie poszła. A moja luba została z wyrazem twarzy: o.O

Tak, wiem, historia nieprawdopodobna i gdyby mi obca osoba opowiedziała, też bym pewnie nie uwierzył. Mogłem trochę poprzekręcać dialogi, ale ogólny sens zostaje :)

Muszkieterowie

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 209 (263)
zarchiwizowany

#13349

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wchodzę 3 dni temu do Żabki z zamiarem kupienia Pepsi Twist - jest promocja, litr za 3zł a że jestem łasy na Twist'a i Cherry Coke, to zawsze się skuszę. Wchodzę, podchodzę do lodówki, jest moja Pepsi, cena 2,99, super. Biorę, podbijam do kasy z uśmiechem, wyciągam 3zł.

(P)ani sprzedawczyni: 3 ileśtam (nie pamietam, chyba 79 gr czy jakoś tak)
(J)a: A dlaczego na lodówce wisi cena promocyjna 3zł?
(P): Bo jeszcze nikt nie zmienił
(J): (płacę) Wie pani, że to jest wprowadzanie klienta w błąd? Radziłbym szybko zmienić cenę na właściwą, bo trafi się ktoś wredny i kontrolę na panią naśle.
(P): ok, ok, do widzenia.

W sumie, to nie chodzi nawet o te 70 czy 80 gr, tylko o sam fakt, że byłem tam dzisiaj przed pracą, a cena? Dalej wisi promocyjna...

Żabka

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 32 (72)

#10346

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Obecnie pracuję w banku. Bardzo mała placówka, więc siłą rzeczy klienci słyszą o czym się rozmawia. W miarę możliwości dojeżdżam do klientów załatwiać z nimi takie sprawy w domu, lecz jeśli przychodzą do placówki - nie ma zmiłuj.

Przychodzi dzisiaj pan w wieku około 50 lat i zaraz za nim pani, około połowę młodsza od niego, oboje elegancko ubrani. Pan twierdzi, że ma grubszą kasę (koło dwustu tysiaków), na razie mu niepotrzebna i zamiast się bawić w lokaty, chciałby na dłuższy okres w coś zainwestować. Ok, pokazuję mu co mamy w ofercie, to na tyle, to na tyle lat, takie a takie warunki itp. W pewnym momencie klientka, która do tej pory siedziała cicho rozpoczyna monolog:

- Niech pan tego nie podpisuje, to złodzieje, krętacze są, okradną pana! Pan dwieście tysięcy straci! Tylko lokaty się zakłada w bankach i nic więcej! Inaczej ukradną! - I tak w kółko.

Ja się zaczynam wewnętrznie wściekać, zaraz mi idiotka wypłoszy klienta, nie reaguje na moje prośby, by siedziała cicho, bo teraz nie ją obsługuję, ale muszę, cholera, trzymać fason. Klient w pewnym momencie rzuca do niej, nawet nie podnosząc wzroku znad podpisywanych dokumentów:

- Pani obeznana w temacie widzę? Rozumiem, że pewnie pracuje pani jako analityk finansowy i przyszła tu zainwestować jakąś większą sumę, prawda? No bo skoro się tak pani zna co i jak, to przecież by tu pani nie siedziała.

Babka się zamknęła, koleżanka zaczęła chichotać i w końcu był spokój. Koleżanka w międzyczasie załatwiła swojego klienta i zajęła się Piekielną, która tonem Królowej Elżbiety oznajmia:

- Proszę mi założyć lokatę na tysiąc złotych na trzy miesiące! I policzę wszystko potem, co do grosika a jak będzie brakowało, to do sądu was podam, złodzieje!

Zysk na takiej lokacie to przez trzy miesiące całe 12,50 PLN - chętnie bym sam jej od razu dał tą kasiorę żebym nie musiał jej znowu oglądać za kwartał...

Mały oddział dużego banku

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 461 (517)

#10339

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia przydługa niestety, kto chce niech czyta, bo uważam, że warto. A chodzi o to, że swego czasu pracowałem jako nauczyciel w pewnym gimnazjum.

Był sobie jeden chłopaczek - Jasiu (imię zmienione), który po prostu był masakrycznie niewychowany - zero szacunku dla kogokolwiek, zero powściągania języka, zero chęci do nauki itp. Siłą rzeczy byłem prędzej czy później zmuszony wezwać do szkoły jego matkę na rozmowę (tatuś ostro haruje za granicą). Telefon, tu pan nauczyciel Jasia, taka a taka sprawa, proszę przyjść do szkoły. Ok ok, załatwione.

O umówionej godzinie wchodzi do mojej sali jakaś damulka z gatunku plastik-fantastik, jak się okazuje, mama Jasia. Zaczynam rozmowę, ale od samego początku widzę, że kobitka ma wszystko serdecznie gdzieś. Czarę goryczy przelał jej tekst, kiedy spytałem się jakie metody wychowawcze stosuje wobec Jasia.

-METODY WYCHOWAWCZE?- dosłownie się wydarła -TO JA MAM SYNA WYCHOWYWAĆ? OD TEGO WY JESTEŚCIE (że co K**WA proszę?!), JA MAM POWAŻNIEJSZE SPRAWY NA GŁOWIE!!! - W tym momencie trafił mnie szlag, mamusię wyprosiłem i porozmawiałem sobie w zamian z dyrekcją. Pani dyrektor wysłuchała ze zrozumieniem i rzecze:

- Poczekaj aż wróci tata Jasia, jest raz na miesiąc w Polsce, jego wezwij, masz tu telefon, chętnie przyjdzie, zobaczysz. I nie dzwoń do sądu rodzinnego bez mojej wiedzy! - Zaśmiała się.
No ok, przełożona moja znała się na rzeczy więc czekam, kładąc na gówniarza przysłowiową lachę.

Po tygodniu telefon, tak tak, tatuś chętnie przyjdzie porozmawiać i poznać nowego nauczyciela.

Siedzę i wtacza mi się do gabinetu mężczyzna, którego można by omyłkowo wziąć za typowego koksa z siłowni, o umyśle rozwielitki. Sobie myślę, wielkie dzięki, dyrektorka mi teraz przysłała po plastiku tępego kloca na negocjacje. Facet usiadł i pyta co się dzieje. No to mu wyłuszczam wszystko o Jasiu i jego wychowaniu, łącznie z tym, że nie życzę sobie żeby jego żona wrzeszczała na mnie jak na gówniarza w przykrótkich portkach i widzę, jak kolesiowi żyłka się coraz większa robi na skroni. Skończyłem wywód, a koleś do mnie:

- Wie pan, bardzo się cieszę, że pan mnie wezwał. Z Jasiem są poważne problemy jak tylko wyjeżdżam do pracy. Żona nie umie go wychować, zresztą nic nie umie, tylko leżeć i pachnieć, więc daje mu kasę i myśli, że to załatwia sprawę. Porozmawiam z Jasiem i z jego matką i może pan być pewien, że sytuacja się nie powtórzy. I jeszcze raz za zaistniałą sytuację pana najmocniej przepraszam. - Wszystko spokojnym, wyważonym tonem, niczym Sznuk czytający pytania w 1 z 10. Po czym wstał, uścisnął mi dłoń, powiedział grzeczne "do widzenia" i wyszedł. Ja natomiast jeszcze dobry kwadrans zbierałem szczenę z podłogi i plułem sobie w brodę, że książkę oceniłem po okładce.

Z Jasiem był już potem spokój (ba!), jego matka złożyła mi, co prawda telefoniczne, ale zawsze przeprosiny a ja od tamtej pory staram się nie przypinać ludziom łatek, bo można się naprawdę mocno pomylić.

Szkoła przetrwania w warunkach ekstremalnych (a.k.a. gimnazjum)

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 823 (895)
zarchiwizowany

#10110

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuję w banku. Właśnie zostałem obrzucony wyzwiskami a mój bank zwymyślany od "upierdliwych" przez klientkę, która ZGUBIŁA kartę potrzebną do identyfikacji klienta, wypłaty kasy itp.

Nie dało się jej w żaden sposób wytłumaczyć, że jej obowiązkiem jest pilnować karty (no kurczę, KARTA!!) a jeśli się ją zgubi, to jaką odpowiedzialność ponoszę ja, czy bank? I weź tu jeszcze bądź dla takiej miły i się uśmiechaj... Przynajmniej jej mąż przeprosił na odchodnym za zachowanie swojej żony.

Mały oddział dużego banku

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 78 (160)