Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

blair

Zamieszcza historie od: 26 lipca 2012 - 19:41
Ostatnio: 29 marca 2016 - 17:10
  • Historii na głównej: 3 z 4
  • Punktów za historie: 2107
  • Komentarzy: 341
  • Punktów za komentarze: 3802
 
odrzucony

#68831

przez ~MamaMarcina ·
| było | Do ulubionych
Historia mało piekielna bardziej zabawna, od kilku lat z mężem mamy uciążliwy problem z naszym dorastającym synem, nasze sypialnie dzieli dosyć cięka ściana. Nasz syn notorycznie masturbuje się w nocy i to dosyć głośno, kiedyś nawet udało mu się nas obudzć. Po lekturze przeglądarki stacjonarnego komputera wiem, że czyta Piekielnych bo ani ja ani mój mąż nie słyszeliśmy wcześniej o tej stronie.

Podejrzewam, że czytasz tą historię i właśnie do Ciebie dociera że jesteś jej bohaterem a więc apeluje Marcinku rób to ciszej, rodzice chcą się wyspać do pracy aby niczego ci nie brakowało.

dom_rodzinny

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 147 (459)
zarchiwizowany

#57290

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ostatnio u mnie w mieście po imprezie sylwestrowej zaginęła 17-letnia dziewczyna. W całym mieście porozwieszane plakaty, ludzie szukają za pomocą paralotni, crossów oraz helikoptera. Zgłosił się nawet jakiś współpracownik Rutkowskiego. Na portalach informacyjnych również znajdują się informacje o zaginięciu. Odnalazła się w jakimś mieszkaniu gdzie siedziała w toalecie z zarzuconymi na twarz włosami.

I przejdę do sedna historii czyli komentarze na portalach informacyjnych. W trakcie poszukiwań ludzie mówili, że mają nadzieję, że nic się jej nie stało i jest cała i zdrowa.
Gdy już ją odnaleziono pojawiły się komentarze typu:

"Powinno sie dupsko zloic gowniarze. Stary za akcje poszukiwan niech placi."

"Nacpala sie i dopiero po kilku dniach ozyla"

Zastanawiam się co wstąpiło w tych ludzi. Szkoda, żę nie widzieli zaangażowania mieszkańców miasta. Ciekawe jakby oni postąpili gdyby zaginęła im córka.

Złotoryja

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -12 (20)
zarchiwizowany

#57036

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
Mam trzyletniego sąsiada. To urocze stworzenie o wyglądzie anioła, lecz ze skłonnością do wielu psot. Lubi robić wszystkim na przekór, a słowo NIE odbiera jako jeszcze większą zachętę do wygłupów. Nie jest on typowym, rozwydrzonym, małym krzykaczem, a jego zachowanie wywołuje raczej śmiech niż złość i zniecierpliwienie, ale w sobotę.. Nie wiem co chłopakowi odbiło, ale gdy wszystkie kobiety z bloku zgromadziły się by ustroić drzewka przed klatką, maluch każdą która chciała się z nim przywitać łapał za pierś. Matka zabierała mu rączkę, tłumaczyła cierpliwie, kazała przeprosić, ale widząc reakcję na swoje zachowanie (głównie śmiech i dowcipne komentarze pod jego adresem) jeszcze bardziej rozochocił się w swoich poczynaniach. I wszystko byłoby cacy, gdyby nie sroga sąsiadka z parteru. Kubuś ujrzawszy ją, wskazał palcem na jej imponujący biust, sięgający kobiecie niemalże do pasa. Chłopiec niemal wykrzyknął "Mamo, ale ta baba ma cyce!" I capnął ją za obwisły spód piersi. Co zrobiła kobieta? Grzmotnęła chłopca przez głowę z taką siłą, że omal się nie przewrócił i zaczęła skakać do oczu jego matce. Kobiety ostro się pożarły, i musiałyśmy je wręcz rozdzielać. Nie wiem kto tu jest bardziej piekielny, matka która nie do końca radzi sobie z dzieckiem, czy sąsiadka która bije małe dzieci po głowie...

osiedle

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -5 (39)

#49400

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia sprzed pół roku.
Byłem z pewną dziewczyną przez prawie 3 lata w związku. Rozeszliśmy się, nie odzywamy się, no i gitara. Po jakimś tygodniu miała już nowego z grubym portfelem. Po dwóch tygodniach od rozstania, dzwoni telefon. I nie byłoby w tym nic piekielnego gdyby nie było godziny 3:00 nad ranem i gdybyśmy się w zgodzie rozeszli.
Ale odbieram bo myślę "pewnie coś się stało". I wywiązuje się taka oto Rozmowa między mną [J], a nią, nazwijmy ją [B]asia:

[B]- Cześć. Widzę że nie śpisz, a mam sprawę do ciebie (szkoda, że zrobiła mi niespodziewaną pobudkę).
[J]- No mów co się stało (myślałem, że to coś poważnego, bo taka pora).
[B]- No bo słuchaj uciekł nam autobus i nie mamy jak wrócić z imprezy i pomyślałam, że przyjedziesz po nas do Katowic (czyli jakieś 30km od miejsca gdzie mieszkam).
Mnie ciśnienie podniosło się prawie pod sam sufit po tym co usłyszałem i w kilku, nie nadających się do publikacji, słowach powiedziałem co o tym myślę.

Po prostu szczyt bezczelności jak dla mnie...

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 904 (1046)

#50622

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sąsiadka z parteru, dotychczas zupełnie bezproblemowa, sympatyczna pani z mężem i trójką dzieci.
Pod oknem sąsiadki usytuowane są stojaki na rowery.

Lubię mój rower, bardzo, zwłaszcza po przebojach z odzyskaniem go od teściowej, toteż zwykle po zakończonej jeździe chowam go od razu do piwnicy – ot, taka paranoja, wolałabym, żeby nie został mi skradziony – w ciągu dnia jednak, kiedy wiem, że będę z roweru jeszcze korzystać, przypinam go do stojaka przed klatką. Tak było w każdym razie do tej pory.

Kilka dni temu, przed południem wybrałam się na zakupy, jednoślad wyciągnięty i długa.
Wracam, patrzę, wszystkie stojaki zajęte.
Ok., myślę sobie. Stojaków całe 5 na 15 mieszkań, sezon rowerowy rozpoczął się dawno – trudno, tego dnia mam pecha. Jedyne, co zwróciło moją uwagę, to fakt, że do trzech z pięciu stojaków przypięte były rowerki dziecięce. Nic to, taszczę wobec tego moje jeździdło do piwnicy.

Przez kilka dni sytuacja się powtarzała, toteż doszłam do wniosku, że rowerki w ogóle w użytku nie były. W gruncie rzeczy nie musiały, a prawo do korzystania ze stojaków ma każdy.

Wczoraj.
Wyciągam rower, jadę załatwić co mam załatwić, a po powrocie oczom nie wierzę: stojak wolny, ten najbardziej wysunięty w kierunku chodnika. Jeden. Jakby na mnie czekał, dosłownie. Do innych poprzypinane rowery, ale duże, więc o rowerach dzieci sąsiadki nie może być mowy.
Zadowolona biorę się za przypinanie mojego jednośladu.

Z kuchennego okna na parterze wychyla się w ten czas sąsiadka.
Puka palcami o parapet i przygląda mi się jakoś tak... mało sympatycznie. Nie reaguję.
Po chwili ssąsiadka odzywa się tymi słowy:

– To miejsce jest zajęte.
Ja nieco skonsternowana tokiem takiego rozumowania stwierdzam:
– To miejsce nie jest zajęte, nie jest przypięty żaden rower.
– Ale to miejsce jest zarezerwowane.

Sytuacja wydała mi się już całkiem absurdalna. Zapytałam zatem panią, gdzie wobec tego można zarezerwować sobie stojak rowerowy? Gdzie zadzwonić? Do kogo się zgłosić? Sąsiadka stwierdziła tylko:

- Stojaki są pod moim oknem, wobec tego mam większe prawo z nich korzystać.

Przyznam szczerze, że dopadła mnie konsternacja. Nie skomentowałam nawet słów sąsiadki, rowerowa zapinka trzymała się dzielnie roweru i stojaka, toteż po prostu poszłam do domu. Zdziwiona, trochę wkurzona, nie powiem.

Kilka godzin później.
Umówiona byłam ze znajomą, w związku z tym nie chowałam wcześniej roweru do piwnicy. Już wyciągam kluczyki od zapinki, kiedy dostrzegam taki oto widok:

Rower mój przypięty do stojaka. Do mojego roweru (przednie koło) i stojaka również przypięty inną linką dziecięcy rowerek sąsiadki, a do niego kolejny i następny.
Szlag mnie trafił.
Wparowałam do klatki, pukam do drzwi sąsiadki.
Pani z triumfującym uśmieszkiem na twarzy stwierdziła:
- A nie mówiłam, że to miejsce jest zajęte?

Po jej stwierdzeniu ciśnienie skoczyło mi jeszcze bardziej. Powiedziałam tylko, że jak wrócę, rowerki mają być od mojego jeździdła odpięte, w przeciwnym razie będziemy rozmawiać już zupełnie inaczej.

Na spotkanie pojechałam autem. Po powrocie faktycznie rowerków nie było.
Schowałam mój jednoślad do piwnicy, bo co innego mogłabym zrobić?

Dzisiaj wychodząc po bułki do sklepu widzę: 3 stojaki zajęte przez trzy rowerki, dwa następne przez dwa duże. Ręce mi opadły...
Mija mnie sąsiad z góry. Zauważył moją reakcję i stwierdził tylko:
- No.. trzy rowerki dzieci i oba rodziców. Monopolizacja 'miejsc parkingowych'.

Jak dla mnie szczyt debilizmu i egoizmu został osiągnięty.

Drodzy Piekielni, pamiętajcie!
Zanim przypniecie rower do stojaka upewnijcie się, że zarezerwowaliście sobie wcześniej miejsce!

sąsiadka #2

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 834 (952)
zarchiwizowany

#50563

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Narzeczony (S.) mojej przyjaciółki (M.) od długiego czasu zmagał się z chorobą, były wzloty, upadki, ale lekarze byli już dobrej myśli i przepowiadali powrót do zdrowia.
Niestety. Choroba wróciła ze zdwojoną siłą, walczył, ale się nie udało. Zmarł.

Wiadomość ta obiegła wszystkich pocztą pantoflową, więc gdy M wróciła do domu by usiąść przy komputerze i wszystkich powiadomić o sprawach takich jak pogrzeb, tak naprawdę nie miała już po co.

Cała tablica S. zawalona była wszelakimi wierszykami, piosenkami, zniczami z dwóch nawiasów i gwiazdki, kondolencjami dla rodziny i M.
Przyjaciółka nie popiera takich akcji, więc przemilczała. Napisała tylko, że pogrzeb odbędzie się w dzień po majówce, że rozumie że to może być dla niektórych problem wstać na 11 by zdążyć na uroczystość, ale nie było innych terminów, więc musieli złapać co było. Poprosiła o udostępnienie statusu dla tych, którzy chcą się pojawić.

Postów z kondolencjami naliczyła dokładnie 197. 197 osób. znajomi, przyjaciele. Na pogrzebie zjawiło się 15 z nich. Tych, którzy nawet zrezygnowali z majówki, by pomóc i którzy nie wymigiwali się słowami w stylu:
"nie będę rezygnował z majówki, zresztą wracam i tak wieczorem."
"nie mam garnituru/sukienki na pogrzeb"
"tego dnia bd mieć wejście do aquaparku za free więc muszę zostać"
"nie lubię pogrzebów, rano będę nietrzeźwy, ale mogę dać na wieniec"
"co mu da moja obecność na pogrzebie? życia mu to chyba nie zwróci?"
"On na mojej osiemnastce nie był." (?!?!?!?!?!)

Pozostałe osoby, te, które płakały tak na widoku, które nie mogły uwierzyć, co wstawiali wiersze i piosenki tylko wyświetlały wiadomość, nie racząc odpowiedzieć.

Po majówce najbliższa grupka kumpli S. która niepełna, bo uboższa o kilku członków którzy zostali, wstawiła zdjęcie z podpisem: "Majóweczka 2013! Szkoda że Cię nie było, stary. Pamiętamy."
Na co M. odpisała proste: "Nie. szkoda że WAS nie było."

Tak więc... co?
Po śmierci nie ma co chyba liczyć na obecność "przyjaciół" na pogrzebie, a co najwyżej na wzruszającą przemowę z wirtualnym zniczem.

zycie.

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 828 (964)

#50574

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam przyjaciółkę. Nazwijmy ją Iza. Ma ona obecnie 21 lat. Znamy się od dziecka, jest dla mnie jak siostra.

Niestety, dwa lata temu Iza musiała przeprowadzić się z rodziną do innego miasta, co odebrało nam możliwość spędzania wspólnie czasu. Codziennie potrafiliśmy znaleźć chociaż 5 minut, by wymienić się najnowszymi informacjami.

Cofnijmy się o rok. Iza miała 20 lat. Podczas jednej z rozmów oznajmiła mi, że ma chłopaka. Starszego o 2 lata. Nazwijmy go Kaziu. Cieszyłem się jej szczęściem. Z tego, co opisywała, wyczuwałem, że będzie to coś dojrzalszego. Nie myliłem się.

Inna rozmowa. Dowiedziałem się od Izy, że jest w ciąży. Mówiła, że to dla niej tragedia. Na początku też tak sądziłem. Była ona osobą bardzo ruchliwą, towarzyską i wesołą, a za dobry żart - jak to ona sama mawiała - była gotowa oddać nawet czekoladę, która była (i wciąż jest) jej obsesją. Bardzo się martwiła, ale Kaziu obiecał, że będzie jej pomagał, że wezmą ślub i wychowają wspólnie dziecko. Również zacząłem ją pocieszać. W końcu dała się przekonać.

Rodzice Izy podchodzili do sprawy bardzo negatywnie, ŻĄDALI, by usunęła ciążę. Po licznych nieudanych próbach poddali się i powiedzieli, że to ona zepsuje sobie życie.

Rodzice Kazia cieszyli się, że będą mieli wnuki, wspierali młodych jak tylko mogli.

Iza jako przyszła mama zaczęła bardziej o siebie dbać. Podczas rozmów wyczuwałem też pewną zmianę. Tak, jakby w ciągu miesiąca stała się zupełnie inną osobą. Najpierw zmartwiona ciążą, później cieszyła się, że będzie mamą.

Nadszedł czasu porodu. Iza trochę zestresowana, Kaziu cały w skowronkach, swojej białogłowie nieba by uchylił. Urodziła się dziewczynka. Młodzi rodzice wniebowzięci, świata poza małą nie widzieli. Niestety, tu stało się coś, czego nie przewidział nikt. Dziewczynka była chora (już nie pamiętam, co dokładnie jej dolegało) i zmarła. Iza załamała się, Kaziu upił się z rozpaczy.

Rodzice Kazia zasmuceni, starali się pocieszyć, pomóc.

A co na to rodzina Izy?
"I dobrze, w końcu nie wiadomo, co by z tego wyrosło".

Iza nie chce ich znać. Wyprowadziła się z Kaziem do Szwecji. Niedawno dowiedziałem się, że znowu jest w ciąży i ma nadzieję, że tym razem wszystko będzie dobrze.
Ja też na to liczę. Nie chciałbym, by moja "siostra" znowu była nieszczęśliwa.

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 724 (886)

#50575

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Komentarze pod moją poprzednią historią są wielce uskrzydlające. Dzięki! Na fali spuszczania z siebie powietrza i przygotowywania się do ostatecznej wojny z lokatorami opowiem, jak to z partnerem staliśmy się „menelami społecznymi” (cokolwiek to znaczy).

W kamienicy nie ma gazu – wszystko co działa, buczy i grzeje chodzi na prąd. Stary dom sztucznie podzielony na mniejsze lokale to gwarancja lekko wadliwej instalacji elektrycznej. To się musiało kiedyś stać – pierdyknęły nam korki. Niefortunnie, bo około godziny 23. Do tego – wyskoczył nie tylko korek „domowy”, ale i korek ogólny, który znajdował się pod kłódką, w skrzynce ulokowanej tuż przy drzwiach lokatorów. Prąd był nam niezbędny do pracy (terminy goniły), klucz do kłódki rozpłynął się dawno temu, więc jedynym rozwiązaniem zdało się nam przepiłowanie zabezpieczenia.

Cóż, narobiliśmy trochę hałasu – inaczej się nie dało. Na niosący się w nocy dźwięk szurania i stukania wyskoczyła lokatorka. Wyjaśniliśmy jej co i jak, zapytaliśmy o zaginiony w akcji klucz. Stwierdziła, że takiego nie posiada i czmychnęła do siebie. Przepiłowaliśmy to ustrojstwo, włączyliśmy korek i kilka dni później zamontowaliśmy swoją kłódkę.

Nic wielkiego, prawda? Sprawa nocnego pitolenia w zamek odeszłaby do lamusa, gdyby nie niedawne zaciemnienie. W ostatni piątek, ponownie w godzinach nocnych siadł prąd w połowie kamienicy. Po kilku minutach światło wróciło, ale tylko po to, żeby odejść z impetem – już w całym budynku. Zdecydowaliśmy się zachować zimną krew i zerknąć na korek ogólny. Wszystko było na swoim miejscu. Problematyczna lokatorka także.

Babsko wypełzło na balkon i dawaj w te głosy (sparafrazowany zapis nagrania, które szczęśliwie udało mi się popełnić stojąc w oknie):

Jeb... menele społeczne, kur..! Prąd mi wyłączyli, wielcy kur.. właściciele! Prąd mi kradną! Dziennikarze wielcy, właściciele, ura bura w du.. dziura! Normalnych ludzi na bruk wywalają, męty jeb... Złośliwie prąd mi kur... wyłączają! Prąd kradną! O ta, ta... Dziw... z góry! Nigdy im nie zapomnę, nie daruje jeb...! To kultury kur... trzeba trochę mieć! A nie kłódki swoje zakładają i prąd jeb... zapier...!

O dziwo, na takie dictum zachowałam nadzwyczajny spokój. Mój mocno na co dzień stonowany partner wyrwał się do okna. Szczęśliwie go powstrzymałam. Zamiast wdawać się w pyskówki – wyszliśmy na ulicę (z naszych okien jej nie widać). A tam? Tabun sąsiadów! W oknach okolicznych kamienic ciemno, ludzie dyskutują i nasłuchują kolejnych wrzasków lokatorki:

Menele społeczne, ura bura w du.. dziura, we łbach się poprzewracało, uczciwych ludzi złodzieje okradają!

Od osób zamieszkujących pobliskie kamienice dowiedzieliśmy się, że lokatorzy od czasu słynnej awantury (z moją inwokacją do „Obleśnego, grubego knura!” i propozycją, abym klęknęła przed konkubentem lokatorki w rolach pierwszoplanowych) usiłują nam zrobić czarny PR. Koronnym argumentem jest domniemana kradzież prądu. Podobno lokatorom (siedmioosobowej rodzinie) przyszedł pozimowy rachunek za energię w zastraszającej kwocie 600 zł (nasz rachunek – mieszkamy we dwoje – to dla porównania 1200 zł).

Na szczęście sąsiedzi to normalni ludzie – także zmęczeni obecnością wrzaskliwej baby i jej konkubenta-kryminalisty. Gratulują – według nich – odważnej postawy i bardzo nas wspierają. Podchwycili nawet nasz pomysł. Nosimy się z zamiarem zamówienia koszulek z wielkim napisem „Menel społeczny”. Zamówienie będzie spore – kilka osób wyraziło zainteresowanie takim T-shirtem. ;-)

A wracając do nocy wielkich, elektrycznych ciemności. Lokatorka jeszcze długo piłowała z balkonu, że ją okradamy z prądu. Wtórowała jej mama – ta dotąd roztropna babuleńka. Między jednym i drugim wrzaskiem zadzwoniliśmy do pogotowia energetycznego. Okazało się, że jakiś geniusz kradł kabelki na stacji, a że nasza kamienica ma dwie fazy – najpierw światła nie było w połowie budynku, a później ciemności opanowały cały ten dom wariatów.

Dom wariatów II

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 406 (516)
zarchiwizowany

#50580

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wku***łam się, nawet bardzo się wku***łam.
Jeszcze jak byłam w ciąży mój mąż mówił, że chciałby żeby ojcem chrzestnym naszej córki był jego najstarszy brat. I mówił to bratu już wtedy. Ponowił pytanie,jak zaczeliśmy myśleć o chrzcie, zgodził się oczywiście. Miał tyle miesięcy na zastanowienie czy chcę i może nim zostać, że nie przypuszczałam nawet, że coś się zmieni. Rodzicie chrzestni wybrani więc pora w końcu do siędza się udać. Wszystko ustalone, rodzina zaproszona nic tylko czekać na wielki dzień mojej księżniczki;) I wiecie co? Wczoraj na trochę ponad tydzień przed powiedział mężowi, że jednak nie, bo Aśka (żona) mu marudzi, on życia w domu nie ma ( ona też wiedziała o tym fakcie od początku). Dzwonie do niej pytam o co chodzi i słyszę: "Nie to, że ja mu coś mu mówiłam(...). Potem dowiaduję się, że pewnie dlatego wybraliśmy jej męża, bo wzieli kredyt na dom i jego remont i mają pieniądze( kredyt wzięty dwa tyg. temu).Noż ku**a, czy ojcieć chrzestny to jakiś sponsor? Nam nie zależy na tym, ale jak to wytłumaczyć komuś kto widocznie ma złotówki zamaiast gałek ocznych...

rodzina

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 109 (231)

#50592

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Koleżanka szuka pracy.

Wcześniej ucząc się dorabiała sobie jako modelka, fotomodelka, hostessa, więc szukała podobnej pracy. Do tematu podchodzi poważnie, jest zarejestrowana w kilku agencjach, ma niezłe portfolio i spore doświadczenie jak na swój wiek.

Ponieważ każdy grosz się liczy, nie wybrzydzała, zawsze brała każdą ofertę, czy była to "promocja majonezu w Tesco" czy pokaz kosmetyków czy ubrań.
Szuka również pracy na własną rękę, głownie w necie, ale
ogłoszenia na różnych portalach ogłoszeniowych typu "zatrudnię modelkę" to w 99% praca "dla dorosłych", którą oczywiście nie jest zainteresowana.

Ogłoszenie na drzewku: jest praca: stawka możliwa, telefon kontrolnie wykonany, pojechała z koleżanką. Kilometrów sporo, cały dzień "w plecy".

Na miejscu okazuje się:

- praca bez żadnej umowy (jak się pani sprawdzi to podpiszemy umowę)
- stawka godzinowa podana w ogłoszeniu i przez telefon jest maksymalną jaką on płaci, ale akurat to zlecenie jest płatne 1/3 stawki z ogłoszenia

- facet ogląda portfolio i oburzony zauważa "tutaj nie ma zdjęć w bieliźnie!!" (jeszcze czego)

- właściwie to on by miał pracę dla takiej fajnej dziewczyny, a i koleżankę też chętnie zatrudni, bo on ma kolegę, kolega dobrze płaci i tam to spokojnie 100-200 wyciągną na godzinę...

Trudno było baranowi napisać, że poszukuje "agentek do agencji towarzyskiej"? Ludziom głowę zawraca i jeszcze na koszty naciąga... Ciekawe, czy w ogóle miał jakieś oferty pracy, czy szukał naiwnych dziewczyn w ten sposób...

w poszukiwaniu pracy stolicy

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 416 (508)