Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

czekotubka

Zamieszcza historie od: 1 września 2011 - 20:21
Ostatnio: 24 lutego 2020 - 16:37
  • Historii na głównej: 2 z 7
  • Punktów za historie: 1322
  • Komentarzy: 17
  • Punktów za komentarze: 104
 
zarchiwizowany

#86146

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tak, bedzie o klapsach.

Z tym, ze u mnie nie bylo klapsow prawie wcale, u mnie byl do tego specjalny sprzet. Siebenzagel (Mazury), wydaje mi sie, ze tak to sie powinno napisac. Gruby kij zakonczony 7-oma grubymi, skorzanymi pasami, ktore na koncu byly jeszcze rozdwojone. Bolalo jak cholera, tylki z bratem mielismy sine nie raz, a jak dziadek zlapal za sprzet to nawet i plecy. Jak mama to na tylek, ale mocno i precyzyjnie. Ojciec mial wylane, chociaz jak sie wkurzyl to tez nas przelozyl. Nienawidzielismy tego kija.

Bicie tym kijem skonczylo sie jak bylismy juz jakos w wieku nastoletnim. Wtedy moj brat juz sie 'nie dawal', a ja dostawalam w twarz z 'liscia', bo tak bylo latwiej.

Czasami bili nas za prawdziwe przewinienia, typu niebezpieczne zachowania dla naszego zdrowia lub zycia, ale czasami dostawalismy lomot za zle (wedlug mamy) posprzatany dom czy nie pozmywane naczynia. I to nie tak, ze my w domu nic nie robilismy, jak teraz na to patrze to robilismy bardzo duzo, jak porownywalam pozniej obowiazki domowe moich kolezanek to bylam w szoku, ze maja do zrobieia tylko tyle. No coz, na wsi jest duzo pracy. Trzeba latem drewna sie do szopy nawozic, coby na zime bylo, do tego sad owocowy, porzeczki, maliny, agrest, jagody, truskawki, w sierpniu zniwa, zbieranie siana z pola, we wrzesniu czas do szkoly i czas na pole, bo wykopki, zima trzeba te drewno do piwnicy co jakis czas dowiezc. To tak z grubsza, ale bylo tego troche.
Raz dostalam lomot, bo zgubilam jednego warcaba, albo jak patrzylam w pewnym momencie na moja mame ze strachem, ze znowu dostane i wlasnie za to dostalam.

Dostalam kiedys od ojca kijem w udo (buntowalam sie przy wiosennych porzadkach na podworku), tak ze zostala fioletowa prega na dlugi czas. Bylam wtedy w drugiej klasie podstawowki, gdzie wszystkie dzieci przebieraja sie razem i nauczyciel jest w sali. Wtedy moja wychowawczyni poczekala, az wszyscy wyjda i zapytala mnie o ten slad. Bez wahania powiedzialam, ze zasluzylam i powiedzialam jej dlaczego. Nikt nigdy wiecej tej sprawy nie poruszyl.

I mimo wszystko nie wspominam swojego dziecinstwa jakos strasznie zle, w sumie bylo calkiem udane. Tylko jak moj maz mi powiedzial, ze jego nigdy rodzice nie uderzyli to w tej samej chwili sie poplakalam, dorosla kobieta, bo nie wiedzialam, ze mozna bylo bez bicia. (W tych czasach oczywiscie, jestem z 96, dopiero pozniej byl ten bum na bazstresowe wychowanie)

Na koniec jak zawsze wszelkie przeprosiny za brak polskich znakow oraz chaotycznie napisana historie, to chyba taka moja spowiedz.

P.s.: Az sprawdzilam co wyskakuje w google po wpisaniu Siebenzagel. Koncepcja podobna, ale te sa jakies takie chuderlawe, ten 'nasz' to byl konkret.

dom_rodzinny

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 0 (30)
zarchiwizowany

#71019

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Opowiem Wam dzisiaj o Marku.
Na początku jednak mały wstęp: moja Mama kupiła kiedyś Tacie wymarzony telewizor, 50 cali na ścianę(jedno z fajniejszych wspomnień, kiedy zobaczyłam jak Tata tak bardzo się z niego cieszył :)). Jak to w życiu bywa, rodzice kłócą się i doszło do tego, że Tata wyprowadził się do swojej Matki. (Nie piszę Babci, bo mnie wydziedziczyła, może kiedyś o tym napisze).
Moja Mama musiała wyjeżdżać za granicę, żeby utrzymać rodzinę, ja wyjechałam do miasta wojewódzkiego do szkoły, brat również szuka swojego miejsca na ziemi. Jest jeszcze Dziadek. Dziadek ma 76 lat, jak na ten wiek jest w bardzo dobrej kondycji, ale wiadomo, że nie powinien sam zostawać w domu. No i mieszkamy na wsi, na kolonii, kilometr od jakichkolwiek sąsiadów.
Pojawił się Marek. Stary kawaler, w wieku mojej Mamy, jednak przez palenie papierosów oraz przebyte choroby, wyglądał na dużo starszego. Pojawił się w naszym domu, aby pomagać dziadkowi, coś ciepłego ugotować (lubił bardzo kucharzyć ;)), posprzątać, zawieść do lekarza itp. Był też osobą bardzo specyficzną, czasami nawet męczącą. We wsi zawrzało. Oj i to bardzo, tylko Tata się wyprowadził, a Mama już kochanka sobie sprowadziła. Ta... No i Marek tak u nas mieszkał, Dziadek nie był sam, ja przyjeżdżałam co jakiś czas, ogólnie było całkiem ok.
Moja Mama była akurat jeszcze w Polsce, a tu wparował mój Tata i powiedział, ze zabiera telewizor z okrzykami, że żaden ch*j nie będzie oglądał mojego telewizora. Aha, no śmiesznie to wyglądało, bo Marek nawet pomagał mu ten telewizor ściągnąć ze ściany i załadować do auta. Pośmialiśmy sie, jak to plotki szybko się rozchodzą i co tam ludzie jeszcze nie wymyślą. Marek mieszkał u nas ok. roku, po tym czasie zaczęło się coś psuć, podsłuchiwał rozmowy telefoniczne podnosząc drugą słuchawkę, przestał gotować i ogarniać dom, zamykał sie w sumie ciągle w swoim pokoju i oglądał swój sport. Pożegnaliśmy się z nim, bo zaczęło robić sie niemiło. Po jakimś czasie rodzice zaczęli znowu ze sobą rozmawiać, Tata cały czas starał się odzyskać dawne życie, przyjeżdżał pomagać w domu, obiecywał zmianę i tak od słowa do słowa przyznał się Mamie, co się wtedy stało.
Otóż szanowny Marek, jak tylko wprowadził się do nas, spotkał sie z moim Tatą i powiedział, że teraz to ON będzie leżał w JEGO łóżku i oglądał na JEGO telewizorze sport. Tata zacisnął zęby, żeby nie wybić czasem jego i w wolnej chwili zabrał ten nieszczęsny telewizor.
Dlaczego? W jakim celu Marek powiedział coś takiego? On nawet nie wchodził do sypialni rodziców. Zrozumieć tego nie mogę, zrobiło mi sie jedynie przykro, że tak szybko oceniałam Tatę, który właściwie nie był nigdy skłonny do takich rzeczy.

życie_rodzinne

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -2 (28)

#62879

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia Aika o niemiłym Panu na słuchawce przypomniała mi moją historię z lipca tego roku.

Od jakiegoś czasu pracuję na recepcji w jednym z olsztyńskich hoteli. Piekielności mniejsze, większe wiadomo z różnych stron napływają, ale to norma.
Jednak jedna sytuacja szczególnie utkwiła mi w pamięci, ponieważ był to mój "chrzest bojowy".

Wesele. Pełnię nocny dyżur. Wiadomo, alkohol, zabawa pełną gębą, głośno, niektórzy szukają chwili wytchnienia u recepcjonistki. Podchodzi taki [P]an i szarmancko zagaja:
[P]: A czy mógłbym mieć do Pani taką jedną prośbę?
[Ja]: Zależy czego Pan potrzebuje, a może uda mi się Panu pomóc. (+ uśmiech firmowy ;))
[P]: No, ale czy by Pani mogła mi pomóc, no tak bym chciał...
[Ja}: Proszę mówić. (delikatnie zachęcam, bo nie będę tu stać jak słup soli aż się zdecyduje).
[P]: No bo ja bym chciał, żeby mi Pani obciągnęła.

No cóż, troszkę mnie przytkało. Biłam się z myślami co mogę zrobić, a czego nie. Jakby nie patrzeć jestem w pracy, jestem nowa, w sumie nie wiem co mogę odpowiedzieć na taką "kuszącą" propozycję.

[Ja]: To akurat wykracza poza zakres moich obowiązków - wypaliłam, odwróciłam się i poszłam na zaplecze. Wróciłam za chwilę, a tu już ich dwóch stoi.

[P2]: A proszę Pani, a co Adaś od Pani chciaaał?
[Ja]: Najlepiej będzie, jak sam Panu powie.
[P] coś tam pomruczał pod nosem, że JA MAM to powiedzieć i w końcu wypalił.
[P]: No żeby mi obciągnęła!

Ponownie wyszłam na zaplecze i czekałam, aż sobie pójdą.
No cóż, widząc młodą dziewczynę w pracy, za ladą, która się do Ciebie przyjaźnie uśmiecha to aż się prosi, żeby ją zbrukać.

Finał jest taki, że zostałam poinstruowana, że w takich wypadkach nie muszę być wcale miła, a sprawę mogę załatwić albo z organizatorem, albo z ochroną w mniej jak minutę i nikt nie ma prawa mnie obrażać.
W taki sposób moja odpowiedź została uznana za wzorową odpowiedź pracownika roku :D

uslugi- hotel

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 421 (535)
zarchiwizowany

#45886

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mam Ci ja taką przypadłość (jakoś tak od 1 gim), że często kręci mi się w głowie, jest mi słabo (szczególnie po gwałtownych ruchach), zdarza sie zemdleć.
Stało się jakoś niecały rok temu, ze zemdlałam pod prysznicem. W szpitalu zrobili mi masę badań, a na koniec wysłali ze skierowaniem do neurologa. Czekotubka grzecznie dreptała do niego, dostała skierowania na kolejne badania EEG, tomografię i rezonans. Niestety z ostatnim wynikiem musiałam udaC się do nowego lekarza. Muszę tu wspomnieć, że wynik EEG miał pewne zmiany.
No cóż, weszłam do gabinetu, przedstawilam się jak mnie mamusia nauczyla i mówie, że przyszłam do niego z wynikiem z rezonansu.
(L)- a co? Zawroty głowy i omdlenia?
(C)- tak, również boli mnie czesto mocno głowa...
Tu lekarz mi przerwał (wszystko działo się jeszcze zanim usiadlam przy jego biurku):
(L)- to normalne. Jest pani zdrowa.
Ja oczy jak 5 zł, bo jakim on jest cudownym lekarzem, zeby stwierdzić to bez spojrzenia w wyniki?
Próbuje coś powiedzieć, żeby spojrzal na wyniki, zobaczyl EEG. Spojrzal, stwierdził:
(L)- noo, niby coś tam jest, ale to normalne.
(C)- a EEG?
(L)- dziewczyno! 18% zdrowych ludzi ma błedny zapis EEG! To normalne, poprostu mieścisz się w tej grupie!
Normalnie czułam jak mina mi zrzedła, no coż, podziękowałam i wyszłam. Dopiero jak wrociłam do domu przyszła mi myśl, że mogłam go zapytać czy jakby mu ktoś powiedział, że ma 18% szans, że przeżyje to czy byłby zadowolony z tej statystyki.
Najgorsze jest to, ze muszę zdobyć teraz skierowanie i szukać pomocy na własną rękę, bo czuję się co raz gorzej.

służba_zdrowia

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 4 (52)
zarchiwizowany

#45819

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia krushyna (http://piekielni.pl/45792#comments) przypomniała mi historię mojego Taty.

Jak już dosyć dawno wspominałam, mój Tata jest kierowcą TIR-a.
Było to jakoś 1,5 roku temu w ciepłym miesiącu. Tata wyjechał właśnie z portu Karlskrona i kierował się, powiedzmy, na północny zachód Szwecji. Po pewnym czasie (2 godziny?) zauważył, że jedzie za nim jakieś auto na ojczystych "blachach". Postanowił zjechać na zatoczkę i zobaczyć czy owe auto również zjedzie. Zjechało.
Wyszedł z niego (S)tarszy, elegancki facet i podbija do (T)aty.
(S)- Panie, czy mógłby mi Pan pomóc? Bo ja tu sie nie znam, do syna przyjechałem na chrzciny (czy coś tam innego) i nie wiem za bardzo jak jechać, wiec ja jechałem za panem,bo może akurat Pan tam jechał?
(T)- A gdzie się Pan kieruje?
(S) Jadę do (tu nazwa miasta, która leży na północnym wschodzie).
(T)- No to troche Pan niepotrzebnie jechał za mną. To będzie w przeciwnym kierunku. (i tu wytłumaczył facetowi na jakie miasta ma się kierować i gdzie suszą ;) W końcu facet na darmo przejechał ok 150 km to niech chociaż mandatu na obczyźnie nie dostanie)
(S)- Och Panie, jak dobrze, że ja trafiłem na takiego pomocnego! Nie pożałujesz Pan! Należy sie Panu dobre piwo ode mnie!
(S) wrócił do auta i przyszedł zadowolony z siebie po chwili. Tata stoi zadowolony, chociaż niczego nie oczekiwał.
Facet wyciąga rękę i daje mu... 5 POLSKICH ZŁOTYCH.
tak, na dobre piwo w Polsce.
Dziękuje.

W drodze ;)

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -4 (30)

#16930

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój Tata pracuje jako kierowca tirów. Jest bardzo dobrym kierowcą i zawsze dostaje bardzo dobre opinie.
Trafił ostatnio do pewnej firmy, w której szefem był młodszy od mojego Taty mężczyzna, ale za to był bardzo religijny. W niedzielę rano się do niego nie można było dodzwonić, dał kiedyś mojemu Tacie filmy do oglądania podczas pauz, żeby mu się nie nudziło. Bardzo miło. Patrzy - same transmisje z mszy Świętych. Zawsze dawał na kościół i to nie było "symboliczne 2 zł" i ogólnie wspierał radio Maryja, czym bardzo lubił się chwalić.

Historia właściwa:
Wracając z trasy Tata zauważył, że hamulec pomocniczy się zepsuł. [Nie pamiętam jego nazwy, ale jest to hamulec, którego się używa zjeżdżają z większych gór.] Na szczęście jeździł wtedy na Litwę, więc nie było takiej potrzeby go używać.
Wracając na firmę poinformował o tym szefa. Pan Sławek stwierdził, że Tata idzie na 2 tygodnie przerwy, a samochód stawiają na warsztat.

Po urlopie Tata jedzie na firmę, wsiada w samochód, ma już jechać. Kierunek Węgry. Jednak sprawdził jak tam jego hamulce. Jakież było jego zdziwienie, kiedy się okazało, że nic nie tknęli, no to [T]atuś do [S]zefa.
[T]: Dzień dobry. Dlaczego hamulce są dalej zepsute? Przecież nie po to dostałem te wolne, żeby samochód sobie stał?
[S]: A dzień dobry. Ale on wcale nie stał. Był jeszcze raz na Litwie.
[T]: Ale on nie ma hamulców.
[S]: Spokojnie. Bóg nad nami czuwał i jak widać nic się nie stało.
[T]: (już lekko zdenerwowany) No to jak ja mam teraz jechać bez hamulców na WĘGRY!?
[S]: Synu, z Bożą pomocą dojedziesz.
Naprawdę tak powiedział. W Tacie aż się zagotowało i postanowił wybrać papiery.
Na nową pracę się musiał długo czekać. Teraz jeździ nowym samochodem, ze wszystkimi bajerami i ze sprawnymi hamulcami. :)

Pewna firma logistyczna

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 577 (675)
zarchiwizowany

#16856

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ostatnio rozmawiałam ze swoją (przyszłą) teściową o ginekologach. Teściowa przytacza historię o swojej [K]oleżance, która miała 17 lat, była z chłopakiem i zaszła prawdopodobnie w ciążę, ale dziewcze urodzić dziecko chciało i cieszyło się na tą myśl, więc wybrała się do Pani [G]inekolog. [obecnie mojej]
Wywiązał się oto dialog:
[k]: Dzień dobry. Ja chciałam zrobić test ciążowy, ponieważ prawdopodobnie zaszłam w ciążę.
[G]: A ile Ty dziecko masz lat?
[K]: 17 lat.
[G]: A to nieee! Okres Ci się spóźnia. Masz, tu jest recepta na wywołanie miesiączki. Do widzenia.

Dobrze, że dziewczyna mądra, więc poszła do drugiego lekarza, który stwierdził ciąże. Dziewczyna w siódmym niebie.
Ale jednak zostaje to myśl, co by było gdyby jednak posłuchała Pani Doktor.

Przychodnia w Mrągowie

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 124 (172)

1