Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

kcz1332

Zamieszcza historie od: 21 czerwca 2011 - 17:00
Ostatnio: 29 lipca 2015 - 17:30
O sobie:

Dziennikarz/Fotoreporter/Freelancer/ - czasem, jak znajdzie się zlecenie, albo wypatrzę dobry materiał
Konsultant sieci Play - na codzień.
Student/Starosta - w weekendy ;)

  • Historii na głównej: 14 z 14
  • Punktów za historie: 10491
  • Komentarzy: 68
  • Punktów za komentarze: 273
 

#29850

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sobotni wieczór na starym rynku w Poznaniu...
Czekam na znajomych pod pręgierzem.
Zakapturzyłem się, bo wiało przez chwilę, a mi pióra leciały w każdą stronę.
Nieopodal upodlone istoty zwane jeszcze przed 20 prawdopodobnie kobietami, jednak obecny ich stan upojenia powodował zachowania, które temu zaprzeczały... wyglądało to (i jak się później okazało był to ) na wieczór panieński.

Nieopodal stał również gościu, który miał długie pióra jak ja.
No właśnie miał. Jedna z istot podbiegła do niego i zrobiła szybkie ciach, po czym wróciła z kitą z włosów do swoich towarzyszek.
Były właściciel włosów prawdopodobnie by je zabił, gdyby nie powstrzymali go jego towarzysze...
Uczestniczka tej akcji zaczęła krzyczeć, żeby się nie denerwował, bo to było zadanie z okazji panieńskiego, poza tym teraz lepiej wygląda, a nie jak jakiś brudas...

Czemu w Polsce broń palna jest nielegalna? Dała dwa piękne powody, żeby ją odstrzelić...

miasto wieczorową porą w sobotę

Skomentuj (53) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 829 (913)

#26562

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Oto jak niektórzy moi klienci przedstawiają swoje problemy:

- No bo coś nacisnąłem i pokazało się takie coś gdzie kazało mi coś zrobić, to coś jeszcze nacisnąłem i coś się stało, że pojawiło się znowu coś, gdzie coś było napisane, ale nie spojrzałem bo coś przestało to wyświetlać.
- Dobrze, proszę mi powiedzieć co konkretnie nie działa panu w telefonie...
- No nie wiem! Coś nie działa, bo coś mi się zrobiło!

A potem 10 minutowa tyrada o mojej niekompetencji...

Infolinia techniczna

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 583 (635)

#25769

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pojechałem wieczorową porą zatankować samochód, żeby jutro nie stać w kolejce przed burżujskim przyjazdem do pracy (skoro już w weekend pracuję, to pozwolę sobie na trochę luksusu zastępując tramwaj samochodem).

W aucie mam instalację gazową.
Kto też ma, ten wie, że Polska krajem jest dzikim i tu tylko obsługa może obsługiwać dystrybutor tego typu.
Samemu nie można sobie zatankować, nawet jeśli posiada się uprawnienia z dozoru technicznego (a takowe posiadam).

Podjeżdżam pod dystrybutor.

Dzwonek do wezwania obsługi - nie działa.
Kasjerzy udają, że mnie nie widzą.
Idę do budynku stacji.
Jest godzina 21. Na stacji wielki, napakowany żeluś i drobna laseczka z tipsami, które mogłyby służyć za łyżeczki.
- Dobry wieczór, mógłby ktoś mnie zagazować? - Rzucam żartem, na swój sposób. Zero reakcji.
- Przepraszam, czy ktoś mógłby mi gaz zatankować? - Już trochę poważniej...
- ZARAZ. - Niemal wrzasnął żeluś. No tak - chyba nie lubi osób w glanach i w rozpuszczonych piórach... czyli takiego mnie. Trudno.
Idę do auta.

Stoję 3 min. Nie ma nikogo. 5 min. Cisza. 7 min. Wychodzi laska. Myślę sobie - żart. Wiem, że na wielu stacjach kobiety chodzą, mimo że moim zdaniem nie powinny. Kobieta ma pachnieć perfumami z górnej półki, a nie Propan-Butanem. Idzie jednak na myjnię, bo komuś się zacięła. Uff. Jest nadzieja. Wraca. Idzie do mnie. Eh. Mówię, że do pełna...

Podpina pistolet. Już widzę, że krzywo, robi się wyciek, ale niewielki. Lekko się przestraszyła. Drugi raz. To samo. Trzeci. Znowu. Sprawdza czy dobrze przykręciłem końcówkę (mam przy wlewie paliwa odkręcany kurek do LPG). Coś kręci. Podpina. Momentalnie zrobił się mega wyciek, gdyż poluzowała. Panika na jej twarzy i w ruchach jej ciała.
I tu szok dla mnie. Ucieka na budynek stacji, zostawiając mnie z tym fantem. Ja niewiele myśląc, łapię pistolet i szybko go odpinam (bez żadnych rękawiczek czy innych pierdół ). Całość akcji trwała może z 5-6 sekund.
Tankuję sobie sam.

Lekko wpieniony idę do kasy, ale bez zamiaru zrobienia awantury, gdyż uważam, że kobieta nie powinna zajmować się tankowaniem gazu LPG.

Wchodzę do budynku, a tam awantura. Żeluś drze się na zapłakaną Laskę...
[Ż] - Kretynko mówiłem ci tyle razy, że musisz sprawdzić czy dobrze podpięłaś !
[L] - Było trzeba samemu iść! W przeciwieństwie do mnie masz uprawnienia! Ja się dopiero uczę debilu! A gdyby wybuchło!?
[Ż] - NIE BĘDĘ BRUDASOWI TANKOWAŁ K***O! Jakby walnęło to mniej ścierwa by było na świecie!
[Ja] (podchodząc do kasy) - Ja to wszystko słyszę - Mówię w miarę spokojnym i jeszcze opanowanym tonem.
[Ż] - CH** MNIE TO OBCHODZI! NA TEJ STACJI TANKUJE OBSŁUGA LPG, A NIE BYLE KTO! PŁACISZ CZY BĘDZIESZ TAK STAŁ?
[J] - Gościu, moim zdaniem chcesz szybko wylecieć za takie ubliżanie, poza tym widzę, że jesteś wyjątkową p*z** skoro wysyłasz kobietę do brudnej roboty, żeby przypadkiem sobie żelu na głowie nie pobrudzić! Chcę kontakt do kierownika, ale to już !
[Ż] - MOŻESZ CO NAJWYŻEJ PISMO ZOSTAWIĆ! Chociaż i tak pewnie pisać nie umiesz! Płać i wyp****!

Podejrzewam, że jeszcze by doszło do rękoczynów tam, bo we mnie już się gotowało. Żeluś zapomniał o pewnym panu, który poszedł sprawdzić kibel. I teraz w telegraficznym skrócie, żeby nie przynudzać.

Pan był z działu Kontroli Jakości jako TK (Tajemniczy Klient). W zależności od sieci ujawniają się na koniec wizyty, albo w ogóle. Ten podszedł do nas, przedstawił się, spisał sytuację i prosił mnie o kontakt i podpis, że takie coś miało miejsce. Gość prawdopodobnie rano wyleci z hukiem. Na stację było sporo skarg do centrali firmy. Niestety nie szło nigdy nic udowodnić, więc nagminnie wysyłano TK. Tankowanie dostałem na koszt firmy (a w zasadzie na koszt Żela).

Odjeżdżając, pod swoim adresem jeszcze sporo gróźb usłyszałem na do widzenia od Żela. Już miał totalnie wywalone chyba...

A wszystko przez to, że na stacji gdzie jestem stałym klientem zepsuł się dystrybutor...

stacja benzynowa znanej marki na S

Skomentuj (117) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 863 (943)

#23983

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mrozy mrozy mrozy...

A jak mrozy to i padnięte akumulatory w samochodach.

U mnie też. Stoję przy aucie i myślę do kogo by tu zadzwonić, żeby mi pomógł z tym fantem. Niestety bez skutku. Widzę, że po parkingu kręci się facet w audi. Podchodzę, pytam się, czy mi pomoże... nie bo on szuka miejsca... No to mówię, że wypchamy mój samochód z miejsca parkingowego (bo inaczej zero dostępu do akumulatora ), podepniemy kabelki, odpalimy szybko, a on będzie miał miejsce na samochód.

Zgodził się.

Wypchaliśmy wpierw moje auto. On poszedł do swojego samochodu i parkuje go... przodem. Hm... może ma aku tak jak w BMW czyli z tyłu? Nieee... pan sobie najnormalniej w świecie idzie w swoją stronę. Próbuję go zatrzymać i przypomnieć mu o drugiej części umowy. On, że to mój problem i mam bardzo szybko w podskokach zmiatać. Na pożegnanie rzuca, że powinienem sobie kupić PORZĄDNY samochód, a nie trupa.

Mało? Zostawiłem auto tak jak zostało wypchane, czyli na chodnik pod klatką i wróciłem do domu w celu znalezienia kogoś do pomocy.
Straż Miejska założyła już blokadę... pięknie... po prostu pięknie...

życzliwi kierowcy....

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 700 (750)

#23293

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Uważajcie na szkolenia do call center wszelkiej maści. Kolega mieszkający w Warszawie jest właśnie na takim szkoleniu. Będzie uczestniczył w rozmaitych projektach typu sprzedaż, ankiety, zapraszanie na spotkania handlowe, informowanie o promocjach w rożnych miejscach.

O ile przejdzie pozytywnie szkolenie...

Wczoraj wszyscy uczestnicy dostali umowę. Jest to już 7 dzień szkolenia z 14. Wszyscy podpisali, mimo pewnego punktu mówiącego o karze w wysokości 250zł za negatywny wynik na egzaminie końcowym.
Nikt się jednak tym nie przejął za bardzo, gdyż wszystko bardzo jasne, proste w teorii i przejrzyste...

Piekielność tutaj polega na tym, że dziś dopiero się dowiedzieli, że pozytywny wynik egzaminu otrzymuje jedynie 10 najlepszych osób i to one zostaną ostatecznie zatrudnione. Na szkoleniu jest 30 osób... Ładny sposób na zarobek swoją drogą... Umowy podpisane... Teraz będzie wyścig szczurów, chyba że ktoś mądry znajdzie zapisy prawne na to...

call_center

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 576 (610)

#22128

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia zasłyszana od znajomej.

Pracuje ona w hotelu. Całkiem dobrym, gdyż **** są i to całkiem zasłużone :). Jednak żeby je otrzymać, musiały zostać wprowadzone pewne modyfikacje. Mianowicie dojazd do hotelu był za ciasny i nie mieściły się pojazdy strażackie.

Miasto wydało zgodę na przebudowę całej ulicy, szczególnie, że to hotel w 100% sfinansował tą inwestycję. Wyleciały jednak miejsca parkingowe w ilości sztuk 10, które i tak należały do hotelu. Powstały nowe, z drugiej strony budynku.

Przyjechała [p]ani typu "bułkę przez bibułkę..."

Podchodzi do recepcji, gdzie urzęduje moja [z]najoma. Czeka na wydanie kluczy ( a właściwie to karty ) do pokoju. Przychodzi [o]chroniarz.

[o] - Proszę pani, postawiła pani samochód na drodze pożarowej, proszę go przestawić w miejsce do tego przeznaczone
[p] - Nie będziesz mi mówił co mam robić kmiotku! Zresztą tu były kiedyś miejsca parkingowe i je zlikwidowaliście, to teraz macie!
[z] - Miejsca zostały przeniesione na drugą stronę budynku, gdzie jest o wiele większy parking, może pani też wykupić miejsce postojowe na parkingu podziemnym..
[p] - Cooo? Że jeszcze za parking mam płacić? Albo wchodzić do budynku z drugiej strony jak jakiś plebs? Niedorzeczne!

Chwilę zajęła jeszcze dyskusja z ową panią. Ochroniarz zagroził, że jeśli nie usunie pojazdu z drogi pożarowej, to zostanie on odholowany na jej koszt.

[p] - Phi! Nie będę kilka razy chodzić! Za trzy godziny i tak jadę na spotkanie, nic się przez ten czas nie stanie!
I poszła, mając gdzieś względy bezpieczeństwa.

Ochroniarz nie zastanawiał się długo i wezwał lawetę. Pojazd odholowany.

Mało piekielne?

To nie koniec. Pani złożyła skargę na obsługę hotelu, w szczególności na ochroniarza, który prawidłowo wypełniał swoje obowiązki. Domagała się ponadto pokrycia kosztów lawety i mandatu... i niestety ktoś z zarządu ugiął się pod tym.
Pokryto koszt lawety, a pani zaoferowano zniżkę na usługi SPA. Ochroniarz nie widział premii od kilku miesięcy...
Niestety. Klient nasz pan. Szczególnie tam gdzie hoteli jest więcej niż sklepów monopolowych.

Hotel

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 735 (781)

#21670

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z ′rodziną′ to się tylko dobrze na zdjęciach wychodzi.

W tym roku postanowił odwiedzić nas ′wujek′. ′Wujek′, który jest dla mnie takim wujkiem, jak moje auto promem kosmicznym. Mama twierdzi, że rodzina. Dla mnie obcy całkowicie człowiek.

Nie miałem ochoty na spotkanie, wolałem iść z kumplami do pubu. Jednak mama się uparła, żebym był. Niechaj i tak będzie.

Na początku normalnie, jakieś życzenia, bzdety, gadu gadu co tam u mnie, z czego kilka razy pomylił moje imię.
Długo jednak taka atmosfera się nie utrzymała.
′Wujek′ rozpoczął temat:
W - Kcz, bo ty masz mieszkanie w (jedno z miast gdzie obędą się mecze euro), prawda?
J - No tak... i co w związku z tym?
W - Bo widzisz, myślałeś może żeby na euro zarobić... wiesz pokoje wynająć kibi...
J - Nie mam zamiaru.
W - No ale pomyśl, ile to pieniędzy!
J - Mam wystarczająco, mam co jeść, auto jest, na alko też mam...
W - Ale nie przepuszczaj takiej okazji, pieniędzy może zabraknąć zawsze i co wtedy?
J - Wtedy idzie się do innej pracy, albo zap* na dwa etaty, zresztą nie chce to nie, skąd to ciśnienie?
W - Bo mogę ci załatwić dobrych lokatorów, byśmy się podzielili...
J - Lokatorów już mam (wynajmuję dwa pokoje), a nawet jakbym nie miał, to sam znajdę, żeby z nikim się nie dzielić, tylko dla siebie mieć...

Po tych słowach zaczęła się niezła tyrada mojej osoby, że jak ja traktuję swoją ′rodzinę′, że powinienem myśleć także o innych, itp., itd...

Po tej dyskusji ′wujek′ niezwłocznie opuścił mieszkanie widząc, że nic nie wskóra, po drodze złorzecząc mi, bratu i matce.

Niezwykle ciekawy jest stopień pokrewieństwa: jest to brat teścia praprawnuczki brata dziadka mojego ojca... czy coś w ten deseń. Dla mnie: obcy człowiek.

pseudorodzinka

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 687 (767)

#17389

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia użytkownika Promyczek przypomniała mi o tym jak mojego przyjaciela - Rafała, wyrzekła się prawie cała rodzina i narobił sobie niemałych problemów.

Otóż Rafał jest niesamowicie spontanicznym, energicznym i tryskającym dobrym humorem człowiekiem o dość pokaźnych rozmiarach. Jednocześnie łatwo jest go zdenerwować w pewnych sytuacjach. Wówczas lepiej zejść mu z drogi.

AKT I

Pewnego dnia poprosił mnie o pomoc w przerzucaniu gratów na auto ze strychu w jego domu rodzinnym w okolicach Koszalina. Za dobrą flaszkę wiele zrobię ;).
I tak przerzucamy te graty prawie cały dzień (czyt 4h) i jak już skończyliśmy to postanowiliśmy chwilę odsapnąć zanim ruszymy z tym dalej...
Rafał zaczął się zastanawiać dlaczego pies sąsiadów od dłuższego czasu tak ujada. W końcu nie wytrzymał i podszedł do płotu. Jego, a w zasadzie naszym oczom bo jestem dość ciekawską osobą ukazał się widok następujący:
sąsiad z porwanym rękawem od marynarki, z widłami i psa rasy kundel zmieszany z wilczurem jakimś - taki dość spory pies. W pewnym momencie pies oberwał widłami w łapę, tak że przebiło mu na wylot i został przybity do ziemi. Następnie oberwał w łeb i lekko ogłuszony był ciągnięty w stronę szubienicy przygotowanej na drzewie.

Na reakcję Rafała długo czekać nie trzeba było. Pominę szczegóły jak to wszystko się odbyło, szczególnie że do tej pory toczy się o to sprawa jako ′napaść′.

Po 30 min byliśmy u weta, który jakoś odratował psa. Został u niego jeszcze przez 48h na obserwacji dalszej bo naprawdę mocno został skatowany.

Resztę znam tylko z jego przekazów.

AKT II

Sąsiad jak już był w stanie chodzić udał się do jego rodziców z oskarżeniem, że Rafał ukradł mu psa. Ten odpowiedział mu, że psa nie odda skoro chciał go zabić. Doszło do rękoczynów znów, na szczęście w porę zjawił się ojciec Rafała, który panów rozdzielił. Sąsiad się odgrażał, że sprawy tak nie zostawi i odzyska swojego "kochanego i wiernego psa".

AKT III

Niecałe 3 tygodnie później. Niedziela. Rafał stoi pod kościołem bo nigdy go w zasadzie nie interesowało te całe ′padnij i powstań′. Chodził tylko dlatego, że matka mu o to cały czas truła - bo jak nie chodzisz to wstyd na całą wieś!
Stoi i pali fajkę gdzieś gdzie go nie widać. Z głośników słyszy początek kazania. Rzuca fajkę i wpada do środka bo nie mógł uwierzyć w to co słyszy. Tak Tak. Pan sąsiad poskarżył się lokalnemu księdzu co i kto mu zrobił. Na wsi jak to na wsi. Wszystko podane z imienia i nazwiska. Sens był mniej więcej taki, że jak można ukraść przyjaciela czworonożnego człowiekowi na jego oczach. Że jak on może teraz spokojnie żyć... no dzięki nim nie mógł.
Rafał wszedł i zaczął na cały kościół:
[R] - A piąte ksiądz zna? zna pewno. A wie ksiądz co chciał sąsiad zrobić z tym psem? Zabić! Zabić w okrutny sposób!
[K] - Ale to był jego pies ! nie mogłeś mu go zabrać mimo to!
[R] - Uratowałem temu psu życie!
[K] - Ale to był jego pies!
I tak trwała jeszcze krótka i bezsensowna moim zdaniem wymiana zdań. W tym czasie matka się już dawno ewakuowała z kościoła. Rafał też miał dość, odwrócił się na pięcie i jeszcze na odchodne rzucił, że jeśli piekło istnieje to dla nich obydwu będzie ono wyjątkowo psie...

AKT IV

Matka wyrzuciła go z domu mimo protestów ojca, stwierdziła że ma nie wracać, bo z powodu jakiegoś kundla narobił wstydu na całą wieś. Rafała przenocowałem tydzień u siebie, a potem i tak pojechał kontynuować studia we Wrocku... Psa odebrał od weta i postanowił go zabrać ze sobą gdyż tam łatwiej będzie mu o nowy dom. Gdyby znów sąsiad się nie pojawił, to nie byłoby aktu IV.
Pech chyba chciał, że akurat przyjechał do tego samego weta z jakimś szczeniakiem w niewiadomym celu. Sąsiad odrzucił dosłownie pieska w bok i rzucił się na smycz którą dzierżył Rafał - pies przerażony chował się za nim... Szczeniak leżał przy ścianie ledwo się ruszając. Szarpanina - jego były pies go użarł. Dał sobie spokój i wyszedł zostawiając szczeniaka i odgrażając się sądem.
Na co Rafał - i co? powiesz, że przeze mnie Twój pies Cię użarł?
Szczeniaka uratować się niestety nie dało. Podczas upadku doznał poważnych obrażeń wewnętrznych :(.
Sąsiad dostał wyrok, gdyż Weterynarz stwierdził, że nie odpuści takiemu i skierował sprawę do sądu o znęcanie się nad zwierzętami. Wyszło jeszcze, że jego krowy też mocno poobijane, psy trzymane w okrutnych warunkach i parę innych. Dostał śmieszną grzywnę i jakieś zawiasy. Zwierzęta zachował, ale Fajta (tak został nazwany) nie odzyskał. Sądownictwo w Polsce, ot co...
Sprawa przeciw Rafałowi się toczy dalej... niestety.

Wies pod Koszalinem

Skomentuj (87) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 878 (952)

#14642

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o czasach studenckich jednego z moich wielu wujów (Ojciec miał naprawdę wielu braci).

On tu jest piekielnym, gdyż miał piekielne poczucie humoru. W czasie popijawy jakiejś znudziła mu się gra w karty. Zaczęli się zakładać o różne głupoty. W końcu nadeszła chwila wuja.

W - 100, że wyjmę sobie oko łyżeczką!
Jakiś kolega - Daj spokój, nikt nie jest taki twardy...
W - Ja jestem!
JK - Jak wolisz...

Zakłady przyjęte, towarzystwo zadowolone bo łatwa wygrana. Wujek przykłada łyżkę do oka i najnormalniej w świecie wyciąga oko. Reakcja towarzystwa oczywista - panika. Zdążyli nawet karetkę wezwać, nim wujek wytłumaczył co jest grane. W sumie i tak podobno się przydała bo jeden 'twardy pan' rozbił głowę, gdy stracił przytomność.

Na czym trik polegał? Wuj ma szklane oko, gdyż stracił je w wypadku samochodowym za młodu. Często to wykorzystywał właśnie w ten sposób.

Wujas :P

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 804 (938)

#14641

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia, która ma już 24 lata, czyli wydarzyła się kiedy dopiero gdy miałem przyjść, albo dopiero co pojawiłem się na świecie. Opowiadana wielokrotnie w rodzinie.

Pamiętają jak w PRL kupowało się samochód? Książeczka oszczędnościowa, regularnie się odkładało i po jakimś czasie (zwykle 18-20 lat) dzwonili i mówili, że samochód jest do odebrania. Oczywiście wybór prawie żaden.

Tak też zbierał mój wujek na wymarzonego Fiaciora 125p potocznie zwanego Bandziorem lub Kredensem. I nadszedł ten dzień. Rok 1987. Zadzwonili z Polmozbytu oznajmiając, że Fiatów nie będzie w najbliższym czasie u nich. Ale! Może wziąć zamiast Fiata - Wartburga albo Skodę 105l! Wujek dużo nie myślał i wybrał Skodę. Ustalili termin.

Pojechali w trójkę. Wujek, Dziadek i zaprzyjaźniony mechanik. Na miejscu kierownikowi zakładu wręczyli 'prezent' w postaci kiełbasy i szynki prosto ze wsi własnej roboty (spytajcie się rodziców jaki to był wtedy rarytas, ja sam znam to tylko z przekazów). Wszystko, aby mogli wybrać auto, które było w możliwie najlepszym stanie, o co miał zadbać mechanik, który.... zniknął. Kierownik się zgodził, ale dał na wybór tylko godzinę. Dziadek wściekły bo mechanika nie ma, a czas ucieka.

Po 45 minutach wraca pewnym krokiem. O ile można było to tak nazwać. Był napruty okropnie. Przeszedł przez pełną halę aut, tak jakby czegoś szukał, dziadek coraz bardziej wściekły. W końcu znalazł! Stała! Żółciutka Skoda! Kierownik zakłopotany, bo trzeba było 20 aut wyprowadzić, aby się do niej dostać, jednak dziadek wściekły jak osa postawił na swoim. Wyprowadzili i odjechali z nowym nabytkiem.

Dopiero po tym jak mechanior doszedł do siebie, wyszło dlaczego akurat ta. W czasie, gdy zniknął, poszedł wypić z mechanikami Polmozbytu. Dowiedział się, że tylko jedną dali radę zakonserwować (podwozie itp.) tym czym mieli, a resztę wykorzystali na własne auta. Skoda bez rdzy jeździ po dziś dzień. ;)

Polmozbyt w czasie PRL :)

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 798 (870)