Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

lisica81

Zamieszcza historie od: 14 kwietnia 2011 - 5:11
Ostatnio: 21 lutego 2024 - 19:00
O sobie:

gdzies pomiedzy WRO a YYC

  • Historii na głównej: 7 z 25
  • Punktów za historie: 3200
  • Komentarzy: 82
  • Punktów za komentarze: 404
 
zarchiwizowany

#87602

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dwa lata temu, gdy byłam w ciazy, wynajęliśmy mieszkanie. Po krótkim czasie byliśmy już we troje. Trochę czasu potrzebowałam, żeby jakoś życie zaczęło płynąć stabilnie. Od niedawna wróciłam do pracy, maluch ma przedszkole i wszystko gra. Nawet zaczęłam planować wakacje i wyobrażałam sobie, jak to fajnie, że podstawówka tak blisko, przyda się za kilka lat.

I wczoraj bum! Właściciel dzwoni z informacją, że wynajem jednak mu się nie opłaca i w sumie to on by wrócił do swojego mieszkania. Legalnie może nas wyrzucić tylko, jeśli sam chce zamieszkać.

(Gdy nam wynajmował, przeprowadził się na drugi koniec kraju. Potem wrócił, ale powiedział, ze mieszkanie dla niego samego jest za duże. Mamy się nie martwić. On wynajmie sobie coś małego, a my możemy zostać w jego mieszkaniu).

Efekt, totalny stres, noc nieprzespana, młode (19 miesięcy) też niespokojne, bo czuje, że rodzice jacyś "inni". Od rana koncentracja w pracy zero i przeglądanie ofert najmu ewentualnie kupna mieszkania. No i myślimy, jak zorganizować cały projekt kuchni w czasie koronawirusa w trzy miesiące (tyle wypowiedzenia mamy ustawowo), jeśli nie będzie kuchni na wyposażeniu (szafki, cały sprzęt, montaż, itd., kompletny Lockdown i wszystko pozamykane)

Po tym całym chaosie przychodzi wiadomość od właściciela, że może jednak nie przemyślał swojej decyzji za dobrze, może jednak uda się znaleźć jakieś rozwiązanie...
Jak nie wiadomo, o co chodzi to o $$$. Ale nie mógł od razu powiedzieć, że chce więcej kasy?

Na wszelki wypadek szukamy czegoś, nigdy nie wiadomo, kiedy się znów rozmyśla.

Berlin

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -2 (26)
zarchiwizowany

#60682

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wczoraj dowiedzialam sie jak okropnym jestem kierowca.

Jade z zakupami - uliczka osiedlowa, mniej wiecej co sto metrow hopek (prog zwalniajacy). Predkosc maksymalna 30km/h, przed hopkami praktycznie kazdy zwalnia do 20km/h. Po obydwu stronach ulicy parkingi, parkowanie prostopadle.

Widze ze ktos zaczyna wyjezdzac z parkingu. Pierwsza mysl - na pewno mnie nie widzi, lepiej zwolnie. Lekko hamuje. Ostatecznie zatrzymuje sie przed cofajacym. Kierowca - siwy dziadek wyjechal juz do polowy i zauwazyl, ze jednak cos jedzie. Ja, ze juz i tak sie zatrzymalam, machnelam reka, niech wyjezdza. Dziadek zadowolony, kiwa z usmiechem glowa, pojechal.

Wrzucam jedynke, dwojke, zeby po kilkuset metrach i dwoch progach dojechac do swiatel - akurat czerwone. Przed samymi swiatlami samochod zza mnie gaz do dechy, wyprzedza mnie i hamuje przed nosem na swiatlach. Ok, rozne sytuacje widzialam, moze mu sie spieszy, ze musi byc o ten jeden samochod dalej...

Facet wysiada i biegiem do mnie - pierwsza mysl, ze moze drzwi mam niedomkniete, cos zgubilam, cos sie stalo.

Nie, zostalam zwyzywana i skrzyczana - bo od kiedy to wyjezdzajacy z parkingu ma pierwszenstwo?! Czego w ogole smialam hamowac?! on mi prawie w tyl samochodu wjechal!!! Jak ja tak moglam, itp. itd.

Jedyna odpowiedzia jaka wykrztusilam - panie to z uprzejmosci bylo. Oburzyl sie niesamowicie, pomachal jeszcze rekami i poszedl do swojego samochodu.


Rozumiem, ze nie powinnam byla hamowac i wjechac dziadkowi w samochod. Droga osiedlowa, miedzy wielkimi blokami, rownie dobrze spomiedzy samochodow na parkingu moglo wybiec dziecko - tez wtedy nie powinnam hamowac i ewentualnie uprawiac jakis slalom waska uliczka?

Naprawde jestem az taka zla?

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 99 (205)
zarchiwizowany

#57625

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kilka opowiesci o przygodach ze zgloszeniem kradziezy/zguby na policji przypomnialy mi wakacje.

Pierwszego dnia urlopu we Wloszech skradziono mi telefon i aparat fotograficzny. Kilka Wloszek zrobilo rabanu, ja myslalam tylko o tym, by jak najszybciej znalezc sie w hotelu i zablokowac numer telefonu - na wszelki wypadek. Miejscowosc turystyczna, tlumy ludzi, znalezienie skradzionych rzeczy bliskie zeru. Machnelam reka, zgloszone telefonicznie do karabinieri czy innych wloskich wladz (dzieki uprzejmym Wloszkom). Reszta urlopu byla juz spokojna.

Po powrocie do domu kazdy znajomy polecal mi, zeby zastrzec nr imei telefonu u operatora, bo wtedy telefon bedzie dla 'nowego wlasciciela' bezuzyteczny (nie wiem, jak to dziala, ale ok). Poszlam do operatora - pierwsze pytanie - zaswiadczenie o kradziezy z policji... hm, zgloszone bylo telefonicznie, dokumentu brak. To oni nic nie moga.

Skoro tylko papier potrzebny, to pojde na policje, zglosze i bedzie z glowy. Nigdy nie bylam na policji, nigdy wczesniej nic mi nie skradziono ani nie zgubilam. Komisariat wybralam ten, ktory po prostu wiedzialam gdzie jest.

Na dzien dobry zostalam skrzyczana
- czego akurat tam przyszlam, skoro kradziez nie byla w ich rewirze?
- czemu nie poszlam na komisariat w mojej dzielnicy? nie wiedzialam, ze podlegam pod komisariat w miejscu zamieszkania (jakos policja slabo sie reklamuje, dzielnicowego czy kogo tam jeszcze nigdy na oczy nie widzialam)
- czemu zglaszam tak pozno?

Po krzykach na mnie kazano mi siasc i czekac. Na dzien dobry czulam sie jakbym to ja byla przestepca i teraz mam za swoje, bede siedziec, czekac i moze przed koncem dnia ktos laskawie sie mna zajmie.

Na moje szczescie po godzinie zjawila sie osoba, ktora chciala zglosic przestepstwo w 'ich' rewirze - wazna sprawa, zajeliby sie tym od razu, ale ta pani tu powinna byc przyjeta pierwsza (no tak, musieli sie mna zajac, bo blokowalam kolejke :P)

Mam nadzieje, ze nie bede musiala nic wiecej zglaszac na policji. Ogolnie nieprzyjemnie bylo.

przyjazny komisariat?

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 4 (58)
zarchiwizowany

#55167

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jak wprowadzac klienta w blad...

Wykanczam mieszkanie i ciagle czegos jeszcze brakuje. Poniewaz przeziebiona, z katarem i bolem glowy jakos nie mam ochoty latac po sklepach, staram sie korzystac z dobrodziejstw internetu.

Zlozylam zamowienie na stronie internetowej zaznaczajac odbior osobisty w sklepie. Odpowiedz:

"W ciągu 24h roboczych potwierdzimy dostępność wybranych przez Ciebie produktów".

W pierwszej kolejnosci pomyslalam, ok, do jutra bede wiedziec na kiedy moga miec towar. Po chwili zaczelam sie zastanawiac nad sformulowaniem 24h ROBOCZE... hmm... to by byly wtedy 3 dni... Az tyle czasu potrzeba, zeby sprawdzic, czy maja towar?

Praktiker

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 59 (195)
zarchiwizowany

#54924

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moze malo piekielne, ale daje mi do myslenia, jak bardzo ludzie nie interesuja sie swoja praca.

Przez dluzszy czas bylam chora, wrocilam do rodzicow, by jakos bezstresowo dojsc do siebie. Mama zaoferowala sie, ze jesli cos bym chciala, to pojdzie do miasta i mi kupi. Chcialam / ksiazke.
Zachcialo mi sie "Czekajac na Godota" Becketta. Pomyslalam, ze klasyk i w malutkiej ksiegarni nie powinno byc problemu z ksiazka, ktora swojego czasu (nie wiem, czy nadal) byla lektura szkolna.

Mama wrocila, ksiazka S. Beckett... thriller, kryminal, czy inne cudo... "Zapisane w kosciach". Nie do konca to chcialam, jak to sie stalo?

Ksiazke i autora zapisalam mamie na kartce, zeby nie przekrecila, pomylila. Mlodziutka dziewczyna w ksiegarni nie miala pojecia, kto to ten Beckett ani Godot. Ale po wpisaniu do komputera wyskoczyl inny tytul tego samego autora przeciez (tak tlumaczyla mojej mamie). Niewazne ze Samuel i Simon to rozne imiona...

Ignorancja, niewiedza? Sama nie wiem, ale jesli spedza sie cale dnie wsrod ksiazek, to naprawde nie mozna sie choc troche zainteresowac tematem?

A ostatnio tak mi sie to przypomnialo, na fali ksiazki niejakiego pana Jaroslawa K. (podobno powinien byl dodac na okladce, ze nie prezes) :P

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 3 (125)
zarchiwizowany

#53649

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wykanczanie mieszkania c.d.

Tym razem plytki do lazienki - moze malo piekielne, ale naprawde nic nie mozna normalnie kupic?
W internecie wybrane wszystko. Objechalam chyba wszystkie sklepy w miescie, coby to cudo przeze mnie wybrane zobaczyc na zywo - wybranego koloru nigdzie nie ma.

Tlumaczenie w sklepach - producent daje na wystawe to, co on chce. Sklepy nie maja nic do gadania. Hm, moze i faktycznie. Skontaktowalam sie z rodzicami, bo strasznie chcieli pomoc - okazalo sie, ze u nich w miescie o dziwo byly "moje" plytki. Obejrzeli, pochwalili wybor, mowia, ze bardzo ladne.

Poprosilam, zeby zamowili, tym bardziej, ze mnie w kraju nie ma. Dostawa za tydzien. Po wczesniejszych perypetiach z zakupami mieszkaniowymi, pomyslalam, ze a moze sie uda chociaz z plytkami tak od razu. Po tygodniu tata jedzie odebrac plytki - oczywiscie zamowionego towaru brak.

Tlumaczenie - bo producent wycofal wzor z produkcji, bedzie zmienial dekor na plytkach i moga byc, ale dopiero w listopadzie...

Tja... moze listopad, a moze styczen? Poza tym, mam czekac na zmieniony wzor, ktory nawet nie wiem, jak bedzie wygladal? Moze wpadna na pomysl nadrukowania jakichs kroliczkow?

Pani ze sklepu, chce sprawic dobre wrazenie - chyba obdzwonila wszystkie sklepy danej sieci, bo skontaktowala sie z nami mowiac, ze udalo jej sie znalezc na sklepach te plytki i beda za tydzien do odebrania...

To sie okaze... mam nadzieje, ze nie jakies resztki, ktorych zabraknie 2 sztuki... Nie mam ochoty uslyszec, ze "za wanna nie bedzie przciez widac". Na wszelki wypadek rozgladam sie za wersja alternatywna.

Z coraz wieksza rezerwa i obojetnoscia podchodze do kolejnych zakupow.

zakupy

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -6 (24)
zarchiwizowany

#53418

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
I jeszcze jedna piekielnosc... kredyt w banku. Ze wzgledu na prace, moj pobyt w domu jest zazwyczaj mocno ograniczony czasowo (czesto wyjezdzam na dluzej). Wiec staram sie organizowac wszystko wtedy, kiedy jestem na miejscu.

Wniosek rozpatrzony - bank z otwartymi ramionami przyjmie mnie do grona swoich klientow i bedzie ze mnie chetnie regularnie zdzieral raty kredytu hipotecznego.

Ale... tysiac roznych warunkow musze spelnic, zeby tego zaszczytu dostapic. I rozumiem jak najbardziej, ze bank sprawdzal mnie na tysiac sposobow, probuje zwiazac ze soba roznymi produktami. Ostatecznie wszystko gra, ale brak papierka od dewelopera.

Papierek sie wystawi, co za problem. Ano, problem, bo to nie taki zwykly papier, trzeba wniosek do urzedu zglosic i czekac (deweloper nie potrzebowal wczesniej tego dokumentu, iwec tez sie o niego nie staral). Urzad ma 14dni na wydanie papieru. Po 14dniach - no tak, 14 dni, ale jeszcze nie ma. Bedzie za trzy dni...

Ok, papier bedzie, to do banku i podpisac umowe - nie da sie, bo papier trzeba wyslac do centrali i centrala przygotuje umowe. Hm, no to sie faksem wysle, oni umowe i gotowe. Nie mozna, centrala musi miec dokument fizycznie - trzeba wyslac kurierem. A jak dostana, to przygotowanie umowy potrwa ok 2dni.

Dlaczego tyle czasu? Bo jest kolejka do przygotowania umow - wg kolejnosci zgloszen. Hm, czy kazda umowa jest indywidualnie pisana przez pracownika/analityka? No nie. Czy prawnik musi przygotowac indywidualnie wzor? Nie, maja standardowa umowe, do ktorej dodaje sie zalacznik z indywidualnymi warunkami ustalonymi z klientem (pol strony A4).

No to jak dla mnie pass... najwyrazniej maja wolnodrukujacy sprzet.

Bylam chyba mocno upierdliwa, bo jest, udalo sie - analityk zaakceptowal skan papieru pod warunkiem, ze oryginal zostanie dostarczony jak najszybciej.
Jest dobrze. Nie do konca, nie mozna wyplacic kredytu dopoki nie dostarczy sie pdbitego wniosku z sadu... no tak, ale upaly byly, to trzeba miec szczescie by trafic w godziny urzedowania...

Szczerze? moze jakies przekroczenie predkosci po drodze do sadu, bieg przez skos ulicy na czerwonym, ale zdazylam. W ostatniej chwili przed wyjazdem zdazylam tez wrocic do banku i z wywalonym jezykiem, sapiac dostarczylam ostatni papier.

Tak to sie wlasnie sprawia, zeby czlowiek cieszyl sie jak glupi, ze sie udalo... zalozyc sobie petle na szyje na kolejne 30 lat ;P

banki...

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 95 (161)
zarchiwizowany

#53417

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dawno sie nie logowalam, wiec dodam jeszcze jedna historyjke - urzadznie mieszkania. Malowanie scian, lazienka, itp.

Przydalaby sie podloga w pokojach... Posiedzialam przy kompie, poczytalam, naogladalam sie, wady, zalety, panel, deska, parkiet... z daleka juz odroznialam gatunki drewna. Wybrane. Tylko tak przez internet to moze byc roznie - cena okazyjna, jedna deska bedzie ladna, a reszta z sekami, sina albo cos. Pojechalam do sklepu, myslalam, ze kontakt z drugim czlowiekiem to jakos tak bardziej po ludzku sie kupi, mniej problemow...

W sklepie milo, sympatycznie. Pan usmiechniety mowi, ze taka ilosc to musza jeszcze z innego sklepu sprowadzic, bo na miejscu nie maja az tyle. Ale wszystko bedzie niedlugo i transport przy takim zamowieniu bedzie gratis (bo niedaleko, bo duze zamowienie, bo kwota, blablabla...) Jak dla mnie ok. Zamowione w sobote. Transport umowiony na poniedzialek za tydzien (8dni). Lepiej byc nie moze - ja mam wolne, chlopak wzial wolne. Godzina niewazna, mamy czas w poniedzialek.

Poniedzialek rano dzwonie, bo moze lepiej dzien zaplanuje, jak bede znac godzine dostawy. Pani przez telefon mowi, ze kierowca bedzie o 12tej, zaladuja i o 13tej powinien by u mnie. Krotko i rzeczowo, to lubie. 2h pozniej dostaje telefon - bo podklad pod deski nie dojechal jeszcze i transport troche sie obsunie, bedzie po 14tej. Hm, nie szkodzi i tak jestem na miejscu.

Po 14tej dzwonie ja, moze dowiem sie o dokladna godzine dostawy - odpowiedz zbila mnie z tropu "zamowienie? ale jaki transport? ze na dzisiaj? Przeciez Pani zamowienie w ogole nie jest na dzisiaj wpisane"

Yyyy... to o czym ja rozmawialam od rana? Troche to nie fair, najblizszy termin dostawy to sroda... no dobrze, ktos troche nawalil, trudno. Zdarza sie. Ale jesli sroda, to wszyscy w pracy. Prosze w takim razie transport w godzinach popoludniowych, ok 16tej. Pani troche kreci nosem, ale mowi, ze ok, wpisuje 16 do systemu, sroda.

W srode paskudny dzien, tysiac rzeczy do pozalatwiania, o 13tej telefon - dzwoni kierowca, ze bedzie u mnie za 20min. Zonk... ale jak to tak, przeciez bylo umawiane na 16ta? On nic nie wie, ma wpisane 13-15ta. Troche zla, bo nie mam jak sie sklonowac. Rozlaczylam sie mowiac, ze nie da rady. Okazalo sie jednak, ze moge zorganizowac zastepstwo i ktos moglby odebrac te deski. Szybki telefon z powrotem do kierowcy - jego odpowiedz - "ale ja juz rozladowalem i wyjezdzam z Bielan".

Taki kierowca to skarb - normalnie superman, 10min wczesniej byl jeszcze na miescie rozwozac zamowienia. W 10min dojechal na obrzeza Wroclawia, rozladowal moje zamowienie i zdazyl juz stamtad wyjechac... Po telefonie do sklepu okazalo sie, ze kierowca nie moze wrocic i odebrac moje zamowienie, bo przekroczylby czas pracy (bylo po 13tej). Na moje pytanie, czy kierowca jest na pol etatu, czy jak, uslyszalam tylko, ze kierowca sobie zaczal dzisiaj wczesniej i skonczyl wczesniej. No tak, bo kierowca sobie jezdzi, jak mu pasuje. Przeciez godziny dostawy to tylko taka fanaberia klienta... klient powinien wziac urlop i czekac od rana...

Zamowienie ostatecznie dotarlo do mnie w piatek, po 15tej... pomoc do wniesienia udalo mi sie zorganizowac dopiero przed 17ta... do tego czasu ze zlosci wnioslam 3 paczki cholernych desek sama na 2 pietro (lekkie nie byly :()

Po co ustalanie dnia dostawy, godziny - jesli i tak maja klienta gdzies? Gdyby poinformowali o czymkolwiek, to rozumiem, ale najzwyklej w swiecie olali.
A moze to ja jestem upierdliwym klientem?

deski na Bielanach Wroclawskich

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 221 (267)
zarchiwizowany

#53416

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tak jakos wyszlo, ze kupilam mieszkanie. Samo kupno nadaje sie na oddzielna historie, zbyt dluga by przytoczyc. Ale kupione to trzeba urzadzic.

Sklepy nie takie jak za komuny, towaru do wyboru do koloru... mogloby sie wydawac. Szukalam wanny, upatrzonego modelu w sklepach w miescie nie znalazlam, ale co za problem, przez internet bedzie przeciez na pewno taniej.

Wanna znaleziona, sklep wybrany, siedziba na miejscu we Wroclawiu, super. Wybieram odbior osobisty. Czas dostawy 3-10 dni. Zalezalo mi na czasie, bo wyjezdzalam w delegacje. 3 dni wydalo mi sie podejrzanie malo, ale 10 jest dla mnie jeszcze ok. Zamowienie zrobione, platnosc tylko przelewem.

Cos mi zaswitalo... a jesli jednak nie zdaza? Szybko za telefon, mowie panu numer zamowienia, jaka wanna, ze na stronie taki a taki czas realizacji. Odpowiedz?
"Prosze sie nie martwic, wanny sa dostepne praktycznie od razu. Mamy na magazynie, na pewno bedzie przed uplywem 10 dni. Ale zamowienie bedzie realizowane dopiero, kiedy cala kwota bedzie zaksiegowana na naszym koncie".

Super, pomyslalam naiwna. Loguje sie do banku - wybrac przelew w 15min, czy w 1h na koncie odbiorcy? wybralam ten w godzine. Klik, Klik, zalatwione, teraz tylko czekac na maila, ze moge podjechac po wanne.

Po 10min dostaje mail - niestety tego typu nie mamy na stanie, czas realizacji 14dni... zerkam w kalendarz... troche srednio, bo 14dni wypada weekend a w niedziele wyjade... ale gdyby tak na styk, to jeszcze dam rade. Szybko odpisuje, ze jak 14 to jeszce ok, czy moga to potwierdzic? Kolejny mail od sympatycznej pani - "Przykro mi, ale 14 dni to czas orientacyjny. Nie mozemy w zaden sposob zagwarantowac tego terminu".

Aha... reszte tygodnia (zamawialam w poniedzialek) spedzilam na pisaniu maili, ze chce z powrotem moje pieniadze... Tyle dobrego ze odzyskalam, co moje (stracona oplata za przelew). Nie potrafie zrozumiec, dlaczego oklamuje sie klienta. Czy tak ciezko napisac - czas realizacji xx dni??? Po co to mamienie, ze towar od reki, 3 dni, itp.

Czy to moze ja sie nie znam? I tak wygladaja zakupy w XXI wieku?

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 116 (190)
zarchiwizowany

#39733

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zastanawiam sie, czy jestem nadwrazliwa, czy moze cos w tym jest.

Wielu sasiadow z bloku woli parkowac jak najblizej wejscia do klatki - na chodniku, ulicy, srodku ronda (zeby miejsce sie nie marnowalo). Dzieki temu na sporym parkingu za blokiem zawsze znajdzie sie wolne miejsce.
Zaraz przy parkingu jest nieduzy plac zabaw. Fajnie, budujac osiedle pomysleli o dzieciach.

Dzieci (4-7 lat) zdecydowanie wola bawic sie na parkingu. Tak fajnie sie przeciez gania miedzy samochodami z plastikowaymi pistoletami. Bolesne upadki na beton prawie sie nie zdarzaja - zawsze zdazy sie zlapac klamki czy lusterka. Ostatecznie mozna sie podeprzec pistoletem o maske samochodu. Grunt, ze zeby cale. Dzisiaj zauwazylam jaka fajna zabawa bylo wyciaganie uszczelki przy oknie samochodowym (samochod byl nie najnowszy, wiec moze poszlo im latwiej) - normalnie zajecie na cale 10min dzieciaki mialy...
W pilke tez gra sie lepiej na parkingu - wiecej miejsca, a nawet kiedy miejsca nie ma za duzo, to pilka nie ucieka za daleko, co najwyzej poobija wiecej samochodow po drodze (niedawno przekonalam sie, ze szesciolatek potrafi juz porzadnie kopnac pilke).

Co na to pilnujacy dzieci dorosli? Nic. Zachowuja sie jakby ich tam wcale nie bylo. Burkna czasem na dziecko jesli wbiega/wjezdza rowerkiem pod nadjezdzajacy samochod ktoregos z mieszkancow, ktorzy chcieliby tylko zaparkowac.

Dzieci musza sie przeciez gdzies bawic. Tylko dlaczego 5m od miejsca do tego przeznaczonego...

bloki

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 171 (197)