Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

nielubie

Zamieszcza historie od: 4 września 2018 - 23:20
Ostatnio: 9 marca 2020 - 12:49
  • Historii na głównej: 5 z 8
  • Punktów za historie: 808
  • Komentarzy: 30
  • Punktów za komentarze: 149
 

#86227

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielna służba zdrowia.

3 lata temu złapało mnie przeziębienie, które sobie przeszło w uporczywy kaszel w zasadzie bez innych objawów. Po jakoś dwóch tygodniach takiego kaszlu, że aż zakwasów w klatce piersiowej dostałam, udałam się w końcu do internisty.

Pani doktor mnie zbadała i wydała wyrok: osłuchowo czysto, kaszel jest od papierosów, rzucę palenie, to kaszel minie. No tak nie do końca mi się wydawało, że tak jest.

Po następnych dwóch tygodniach kaszel jeszcze gorszy, wracam do mojej pani doktor. I znowu: osłuchowo czysto, kaszel od papierosów.

Za tydzień wyjeżdżam na wcześniej wykupiony prywatnie pobyt w sanatorium. Dojechałam ledwo żywa. Na miejscu po przebadaniu: zapalenie oskrzeli, mocno zaawansowane, antybiotyk.

To byłby koniec tej historii ale...

Obecnie wiadomo, koronawirus. A ja po 10-dniowym pobycie w Edynburgu kaszlę jak wściekła. Jakieś 37,5 stopnia, więc bez dramatu, ale kaszel suchy, lekkie bóle mięśniowe. Co ważne, ZERO kataru.

Udałam się więc do pani doktor (tak, tej samej, zakładałam że przez te 3 lata się ogarnęła). Stwierdziła jakieś krostki w gardle, ogólny stan zapalny gardła. (Tym razem nic o rzuceniu palenia).
Oczywiście osłuchowo czysto.

Przepisała mi krople na katar dla alergików. Jak się sama doczytałam, nie wolno ich brać na infekcję wirusową, bo mogą pogorszyć. Przypominam zresztą: nie mam kataru.

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 45 (89)

#84372

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielna rodzinka.

Mąż ma troje rodzeństwa.
Wszyscy łącznie z teściami mieszkają od lat w UK.
Sporym zaskoczeniem dla nas była informacja, że najmłodsza siostra jest w ciąży... Dowiedzieliśmy się tak po kilku miesiącach. U nich jakoś niby rodzina się trzyma razem, a w praktyce...

Dzisiaj uzgadnialiśmy temat wyjazdu naszej córki do nich na wakacje. Zupełnie przypadkiem i przy okazji dowiedziałam się, że siostra męża urodziła tydzień temu.
Jego nikt nie powiadomił. Dowiedział się ode mnie dzisiaj.
Nie było mu miło.
Mi też przykro.
Ale jak planują przyjazd do Polski, to wiedzą do kogo zadzwonić i nocleg za darmo załatwić.
No cóż... Darmowe noclegi się właśnie skończyły.

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 154 (186)

#83263

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O piekielnym systemie informatycznym, samoistnie zmieniającym dane we wnioskach obywateli.

Nie jestem beneficjentem żadnych 500+, zasiłków itd. Dlatego ucieszyłam się, że chociaż te 300+ dostanę na wyprawkę córki do szkoły.
Już na początku akcji złożyłam e-wniosek, za pomocą profilu zaufanego, więc zgodnie z przepisami powinnam dostać świadczenie najpóźniej 30.09.
Niestety najpierw okazało się że "system" zaciągnął sobie dane adresowe nieaktualne od 15 lat. Nie wiem jakim cudem, meldunek mam gdzieś indziej, najgorzej że nie umiałam tego ręcznie zmienić.

No nic, po godzinie kopania się z koniem/systemem, puściłam wniosek z tym adresem (inne miasto niż od lat mieszkam), po czym telefonicznie sprostowałam sprawę. Po jakimś czasie (początek sierpnia) otrzymałam list z rodzimego urzędu, z potwierdzeniem, że wniosek został przekazany do urzędu właściwego do obecnego zamieszkania.
Ufff... Ale po dwóch kolejnych tygodniach, kiedy to wciąż nie dostałam nawet potwierdzenia, że wniosek został przez tutejszy urząd zaakceptowany, zadzwoniłam do nich.
I tu zaczyna się śmiesznie.

Pani stwierdza, że mojego wniosku nie ma. No to znowu telefon do urzędu z miasta rodzinnego.
Na pewno wysłali.
I tak sobie dzwoniłam do jednych i drugich, ostatecznie po kilku godzinach tej zabawy urzędniczka ze stołecznego urzędu w końcu odnalazła mój wniosek.
Ta-dam!
Przy okazji zaczęła wyliczać ile to świadczeń otrzymuję.
Że what? (Jak wspomniałam nic nie dostaję poza tym wyprawkowym).

W tym momencie przypomniało mi się, że w przychodni kiedyś rejestratorka wspomniała, że mają w systemie drugą osobę o identycznym imieniu i nazwisku.
Poprosiłam więc urzędniczkę o dodatkową weryfikację przez PESEL.
Miałam rację - to co znalazła, to wniosek "tej drugiej".
Poprosiłam więc o zwrócenie uwagi czy im się nasze wnioski nie pomieszały, no i dalej, za radą urzędniczki, cierpliwie czekałam.
Do dzisiaj.

Wczoraj minął ustawowy termin wypłaty świadczenia, a ja wciąż ani decyzji o przyznaniu, ani kasy.
Dzwonię więc do stołecznego (Bemowo) urzędu i pytam grzecznie co się dzieje.
Pani po sprawdzeniu moich danych z oburzeniem:
- Ale przecież wypłaciliśmy!
Ja: - Nie wiem komu, ale mi na pewno nie...

Po sprawdzeniu nr konta, pani zamilkła na dłużej i słabym głosem stwierdziła, że zaraz oddzwoni. Po oddzwonieniu usłyszałam że:
SYSTEM SOBIE POBRAŁ INNY NUMER KONTA, PEWNIE TEN CO PANI NA NIEGO BECIKOWE DOSTAŁA.
Noszzz k....
Ale drążę dalej, poprosiłam o cztery ostatnie cyfry tego nr konta.
Becikowe pobierał mąż na swoje konto.
Jego konto ma inne ostatnie cztery cyfry.
Konta nie zmieniał od czasów studenckich.

Sprawdziłam też swój wniosek. Może tak jak stary adres, zaciągnęło skądś moje stare konto, a ja byłam gapa że nie sprawdziłam?
Nie. We wniosku jest moje, aktualnie używane konto.

Co dalej usłyszałam od urzędniczki? Że teraz muszę czekać, bo SYSTEM ma odhaczone jako wypłacone, i dopóki nie odzyskają moich 300 zł, ja ich nie zobaczę.

Swoją drogą ciekawe, system odhaczył jako wypłacone, a decyzji o przyznaniu dalej nie ma.
Ciekawe prawda?

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 180 (188)

#83164

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Szkoła. Dla niektórych piekielność sama w sobie, dla mnie jako rodzica - tylko od czasu do czasu.

1. Basen. Obowiązkowy dla klas drugich w podstawówce. Obowiązkowy to słowo-klucz, gdyż zgodnie z przepisami jeśli zajęcia są obligatoryjne to kosztami przeprowadzenia tychże zajęć, w przypadku basenu - dojazdu - nie można obciążać rodziców.

Teoria teorią, w praktyce cały rok płaciliśmy za autokar, bo szkoła kasy nie ma, gmina nie da - do tego z góry i niezależnie czy dziecko było w szkole tego dnia, czy nie, bo tak wygodniej pani skarbnik.
Dzieci z całej dzielnicy jeździły na ten sam basen w ramach wf. Tłum na korytarzu, zajęcia za zajęciami, przebieralnie całe mokre. Jeśli ktoś sądzi że opiekunowie i nauczyciele dbali o to aby dzieci się umyły przed i po pływaniu - to się myli. Było wręcz przeciwnie. Miały wręcz wprost zabronione mycie się "bo nie ma czasu, następni czekają".

Teraz sobie wyobraźcie. Kilkaset dzieci codziennie, nieumytych wcześniej, tapla się godzinę w wodzie.
Efekt roku na basenie szkolnym - kurzajki (i cieszę się że tylko to).
Na zebraniu poruszaliśmy. Wychowawczyni nie widziała problemu, pozostali rodzice również.

2. Muzyka. W klasach 1-3 dzieci uczyły się gry na flecie. Mojej się podobało, nawet chodziła na dodatkowe zajęcia.
Zaczęła się klasa 4 - zmieniła się pani od muzyki i nagle - proszę kupić cymbałki. A fletu już nie będzie.
3 lata nauki dzieci w las - bo pani ma takie widzimisię.

Osobną piekielność stanowią rodzice.
Jestem jeszcze w stanie zrozumieć pomaganie (nie robienie za dziecko) z praca plastyczną do przedszkola, ale żeby robić wszystkie prace za dziesięciolatka?
Pani od plastyki też lekko piekielna, skoro pozwala za każdym razem zabrać obrazek do domu do dokończenia i nie zwraca uwagi że na następnych zajęciach dostaje od tego dziecka zupełnie inną pracę...

Moja córka jest zniechęcona, zawsze robi samodzielnie, uzdolniona bardzo jest, a dostaje słabsze oceny. (Wie że ta mama robi te prace sama bo była świadkiem u nich w domu).

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 173 (207)

#83083

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Weganie. Niby tylko sposób odżywiania, a jednak stan umysłu.

Do tej pory nie przeszkadzali mi, troszkę bawiły mnie memy o nich, generalnie nie miałam z nimi problemu.
Sama kiedyś ze względów ideologicznych byłam wegetarianką przez jakieś 2 lata, więc rozumiem że można czegoś nie jeść z jakiegoś powodu.
Zmieniłam zdanie, weganizm niszczy mózg.

Powód 1: Pierwsza Komunia córki. Impreza rodzinna, wiadomo. Siostra męża i jej facet to weganie. Zamówiliśmy im z knajpy wegańskiej pełne menu, ale firma trochę się spóźniała. Proponuję chociaż buraczki na ciepło czy coś z tych "koszernych" rzeczy.
Nie, oni wolą siedzieć głodni, bo UWAGA: buraczki mogły być mieszane łyżką, której wcześniej ktoś używał do mieszania zupy.
Serio?

Ta sama parka doprowadzała nas do szału, przyjeżdżając do naszego miasta w odwiedziny i - mimo naszych sugestii co do lokalizacji hotelu - wybierali takie miejsca że godzina w korku żeby do nich dojechać i brak miejsc parkingowych. Otóż wiedzieli że dla nas to niekomfortowe, ale kierowali się bliskością wegańskich knajp
Noż...

Przykład 2: Kolega z pracy. Jeszcze parę miesięcy temu bardzo super koleś. Na firmowym czacie często wrzucał różne zabawne rzeczy, żartował, tym bardziej w realu. Jakiś czas temu został weganem.
Od tej pory jego aktywność na czacie to wrzucanie newsów i memów promujących weganizm, a ośmieszających mięsożerców.
Ostatnio już nawet lodówkę w kuchni zaczął oklejać wydrukowanymi memami...
Już z nami tak ochoczo nie rozmawia jak się mijamy, a jeśli już, to da się wyczuć poczucie pewnej wyższości i lekką pogardę dla naszej ignorancji.

Jest taka stara maksyma: jesteś tym co jesz. Cóż, najwyraźniej jak się żywi trawą, to się ma siano w głowie...

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 169 (213)

1