Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

pinka1519

Zamieszcza historie od: 3 marca 2016 - 14:08
Ostatnio: 23 października 2018 - 17:50
  • Historii na głównej: 8 z 8
  • Punktów za historie: 1887
  • Komentarzy: 50
  • Punktów za komentarze: 189
 

#12632

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak dla mnie bohater i mistrz tej opowieści nie jest jak dla mnie "piekielny" - ale dla Panów Policjantów na pewno :D

Krótko - idę sobie osiedlem na stację benzynową - ot ochota na hot-doga. Po drodze mijam sytuację: dwa rozbite samochody (nie że jakoś strasznie, ot jeden drugiego stuknął), dwóch kierowców, dwóch policjantów, tłumek gapiów, radiowóz z błyskającym kogutem i zapalonym silnikiem oraz Pan Menel.

Ogólnie panowie kierowcy krzyczą po sobie, wyzywają się, a policjanci cierpliwie słuchają tych "wyjaśnień". Normalna sytuacja, nikt nie jest winny, każdy zrzuca winę na drugiego, darcie japy itp.

Okej, przeszedłem, kupiłem co chciałem, wracam - niewiele się zmieniło, Panowie kierowcy na siebie krzyczą, Panowie Policjanci słuchają, kogut błyska, silnik chodzi, ludzie stoją i patrzą. Wtem niespodziewanie Pan Menel podchodzi do policjantów.

Tutaj na wtrącenie zasługuje opis Pana Menela - otóż był to taki naprawdę wzorcowo wyglądający kloszardzik, chwiejący się na nogach, ledwo stojący, prawdopodobnie po niedawnym spożyciu, z charakterystycznym zarostem itp - ot typowy polski Pan Menel.

No i kierowcy się kłócą, policjanci patrzą a Pan Menel podszedł, stanął przed starszym stopniem policjantem, zachwiał się z lekka i nagle powiedział:

- Panie kierowniku... Wie Pan... ja Pana bardzo... ale to bardzo... szanuję... [tutaj go trochę zarzuciło, ale złapał równowagę] ale wie Pan... Panie Kierowniku... wyłączylibyście ten silnik... Bo to trochę benzyny szkoda... A i ekologicznie bardziej, no nie?

W tym momencie nagle cisza... Kłócący się kierowcy zamilkli patrząc z wyczekiwaniem na policjantów, tłumek gapiów szok, zaś policjant na twarzy ma epicką minę jakby zastanawiał się czy nie zastrzelić Pana Menela na miejscu.

I tak czekamy, czekamy, ja stanąłem aż z wrażenia....

I nagle Policjant do drugiego, młodszego mówi:
- Stasiu, idź zgaś silnik.

Do końca dnia miałem niesamowicie dobry humor :D

ot Panowie Policjanci i Pan Menel

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 833 (933)

#29902

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia standard: dzwoni do mnie pani z sieci w której jestem od lat. Mega oferta na mega telefon. Akurat mi pasuje proszę o konkretny model za złocisza. Akurat stary odchodził na złom.
Nie ma mojego telefonu. Może będzie w ofercie za dwa tygodnie. Ok, można oddzwonić. Pani dzwoni po dwóch tygodniach, telefonu nadal nie ma, są inne. Nie dziękuję, mogę poczekać. Dzwoni, nie ma, poczekam. Dzwoni, nie ma, poczekam. Dzwoni, nie ma, poczekam.
Kij z tym, kupiłam nowy za nie jedną, a wiele złotówek. Trudno.
Dzwonią inni. Intensywność się zwiększa. Odmawiam, mówią że skreślą z systemu itd., Ctrl+C Ctrl+V i tak przez pół strony ten sam schemat.
Wydzwaniali coraz częściej. Naprawdę szkoda ich czasu i mojego.

I tak narodziłam się jako piekielna.

1.
-Dzień dobry, sieć Najlepsza czy rozmawiam z właścicielem telefonu?
-Tak.
-Bardzo mi miło, w takim razie informuje że nasza rozmowa bla bla będzie nagrywana...
-Nie zgadzam się na nagrywanie!
-W takim razie do widzenia.

Hehe... Parę razy się udało. Potem już czasami nie.

2.
-Dzień dobry, sieć Najlepsza, czy rozmawiam z właścicielem telefonu?
-Tak.
-Bardzo mi miło, w takim razie informuje że nasza rozmowa bla bla będzie nagrywana...
-Nie zgadzam się na nagrywanie!
-...Yyyyy..... A można wiedzieć dlaczego?
- (ja nawiedzonym szeptem)- ze względów r e l i g i j n y c h.
-...Yyyy, do widzenia.
-Pan z tobą.
-A przepraszam.... można wiedzieć co to za religia?
-Nie wolno mi o tym rozmawiać z niewiernymi.

Od tygodnia cisza. Ciekawe jak długo. :P

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 966 (1024)

#28466

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia może mało piekielna, ale poprawiła mi humor na cały dzień. :)

Na początek powiem, że od pewnego czasu bawię się w rekonstrukcję historyczną (dziś drużyna wojów wczesnośredniowiecznych, wtedy jeszcze bractwo rycerskie).

Historyjka przydarzyła się w czasie jednego z wiosennych treningów (latem i wiosną - czasem też wczesną jesienią treningi mamy w parku - bo miło męczy się na świeżym powietrzu, ludzie podchodzą, robią zdjęcia, etc).

Do naszej bandy podeszło dwóch przedstawicieli kultury ABS. Gadka-szmatka, panowie zaciekawieni, postanowili przymierzyć sprzęt. Jeden z nich założył hełm kolegi na gołą głowę (gwoli wyjaśnienia - pod hełm zakłada się pikowaną czapę, która ma tłumić uderzenia, bez tego ani rusz). Zanim zdążyliśmy go powstrzymać, drugi huknął go w łeb leżącym obok styliskiem (broń treningowa). My w szoku - trzeba będzie gościa ratować! Ale karczek okazał się wyjątkowo twardy. Zdjął hełm, spojrzał na kolegę i ze szczerym, słowiańskim uśmiechem stwierdził:
- Chroni, k***a, se na mecz takie kupie...

Po czym panowie poszli...

Łódź

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1030 (1062)

#33534

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Może być nieskładnie, ale wk....wiona jestem, jak rzadko kiedy.
Mam siostrzenicę, córkę jedynej siostry, chrześniaczkę, słodkiego aniołka, prześliczną blondyneczkę z ogromnym ALE. To ALE to autyzm, najcięższej postaci, o niskiej funkcjonalności (zainteresowanych odsyłam do źródeł). Mała ma 11 lat, ale pewnie zawsze będzie dzieciakiem malutkim. Z koszmarnej postaci, kiedy była agresywna, rzucała się na obcych, gryzła, biła, itp, potrafiła rozbić sobie głowę o ścianę, po długich i żmudnych staraniach mamy, rodziny i grona terapeutów, stała się dzieckiem, które ma w zasadzie tylko tiki (znów odsyłam). Tiki takie to na przykład ruchy rąk, mruczenie, pokrzykiwanie. Agnieszka ostatnio kręci się w kółko, pochrząkuje i kręci młynki palcami. Krzywdy nikomu nie robi.
To był wstęp.

Agnieszka uwielbia również sklepy, w związku z tym wyprawa do sklepu to żelazny punkt przynajmniej trzy razy w tygodniu. I dziś był jeden z tych dni. Lody, frytki, teraz sklep odzieżowy. Oglądamy ciuszki, Aga zaczyna taniec. I nagle coś, na co po prostu płaczę z bezsilności. Dopada ją babsko, lat ok. 55 (sama mam ok. 40, stąd ta precyzja). Łapie za rękę i zaczyna okładać po tyłku. Bo ona nam, k..., pokaże, jak wychować gówniarza.

Przyznaję, poniosło mnie, czerwona mgła, dopadłam babsztyla i przy... w pysk.
Pierwszy raz w życiu uderzyłam kogoś i przysięgam, zrobiłabym to jeszcze raz.

Wezwałam policję i dopilnowałam, żeby temu kurteges pokazali, co jej grozi. Więcej, jak zwykle unikam konfrontacji, tak tu pójdziemy do sądu i babsztyla udupię. Ktoś może zapytać, o co wojna, ot, kolejna piekielna. Typowe dziecko miałoby traumę koszmarną. Autystyk ma z głowy gros terapii. Przed kwadransem Aga usnęła, pewnie na krótko. Siedzimy nad nią obie z siostrą i moim dziecięciem, mała w międzyczasie zaczęła gryźć swoje ręce krzycząc: pier.... bachor. Wyrwała sobie pęk włosów i, chociaż, mam nadzieję, że tego nie rozumie, mówi na okrągło: zdechnąć powinno. Takie perełki ta ku... wykrzykiwała. Że siostra powinna się wyskrobać, bo bóg by takich na świecie nie chciał, że takie potwory to w piwnicy, itp. Trzęsie mnie koszmarnie. I raczej nie usnę, więc piszę tu, żeby was poprosić.
Zwracajcie na to uwagę. To dzisiaj to było ekstremum, ale podobnie bolą uwagi o niewychowanych bachorach, o popier..., co na ulicy nie powinni się pokazywać, głupie śmieszki i chichoty, obrzydliwie ciekawskie spojrzenia. A, ważne, nie każda matka chorego dziecka wygląda na zaniedbaną, zrezygnowaną kobietę. To, że nie chodzi w brudnym dresie, nie znaczy, że naciąga opiekę społeczną.

P.S. Ważne. Pierdykany babsztyl to pani urzędniczka, wspaniali policjanci, którzy odwiedzili nas w domu w sprawie zeznań (Aga nie mogła tam zostać, panowie wezwali drugi patrol, żeby je odwiózł), sami byli w ciężkim szoku, bo panią "razi widoki takich dziwadeł i jej wrażliwość nie pozwala na to, żeby to tolerowała".
Nie życzyłam nigdy źle nikomu. Wierzę, że karma działa. I życzę babsku, żeby ją coś takiego dotknęło.

I jeszcze jedno P.S.
Ponoć, gdy babsko z amoku wyszło, oskarżyło mnie o pobicie. Policjantowi powiedziałam, że przyznaję się i tylko żałuję, że nie przypier..., nie trzasnęłam kilka razy więcej. Okazało się, że nikt nie widział mojego ataku, a pani czerwony policzek to, bo się za mocno na tę malutką zamachnęła. :-)
Spytałam policjanta, co z monitoringiem, on na to i tu cytat, za który kocham ludzi: "wie pani, nie każdy jest ch... A monitoring się wiesza."
W całej tej makabrze miód na serce.

Skomentuj (58) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1287 (1375)

#11223

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna historyjka będzie o Świadkach Jehowy. Chcę zaznaczyć, że szanuję ich jako osoby i zwykle staram się grzecznie ucinać temat.
Przedświąteczny szał wyprzedaży, stoję w dużym sklepie z bielizną i buszuję po wieszakach. Trzymam w ręce kuse majtki, kiedy za plecami słyszę pytanie "Czy jestem szczęśliwa itd .." i setkę podobnych w celu zagajenia religijnej dyskusji. Osobiście uważam, że na rozmowy o wierze potrzebne jest odpowiednie miejsce i czas, a centrum handlowe raczej nim nie jest. Już miałam pożyczyć im miłego dnia, kiedy odezwał się jakiś wyraźnie znudzony zakupami facet:
- Dajcie pani spokojnie wybrać bieliznę, a uwierzcie, że przy pomocy narzeczonego odnajdzie dziś wieczorem najkrótszą drogę do raju!

Krzewicielki wiary zapadły się pod ziemię. Facet przeprosił za niedyskretny tekst, a ja udałam się do kasy.

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 789 (831)

#62959

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie cierpię bachorów, potworów, gówniarzy, pomiotów z piekła rodem. Jakby to nie był publiczny portal to bym właśnie zaczęła pisać łaciną, i to nie tą szlachetną.

Dzieci to osobna kategoria. Nawet chętnie się uśmiechnę do takiego albo zagadam jak dokazuje lekko, mogę lizaczka dać, albo kolorowankę. Ale jak raz na tydzień mi się bachor z czeluści piekieł trafi, to mnie szlag jasny trafia, a za same myśli chyba bym 25 lat dostała. Najczęściej wbiega taka zaraza cholerna między półki z kosmetykami (przezornie wszystko co odrobinę szkła zawiera już dawno stoi wysoko) i zwala wszystko jak leci, a mamusia słodkim tonem woła "chodź Jasiu, nununu mój pampuszku". A kto sprząta? No przecież nie Matka Miesiąca, tipsy jej popękają, a dziecka też nie przytrzyma, bo musi mieć trochę ruchu. Tylko czemu w aptece?!?

Ale gorszy jest typ wrzeszczący (mówię tu oczywiście o dzieciach chodzących, czyli lat około 2+. Wiadomo, że niemowlakowi w wózku nie przetłumaczysz żeby nie płakał jak go np. brzuszek boli albo ma gorączkę). Napisałam wrzeszczący? Gówniarz tak potrafi drzeć ryja, że go pewnie kilometr dalej słychać, mleko kwaśnieje, psy zaczynają wyć, ptaki czym prędzej do Afryki uciekają, rozruszniki serca stają, szyby trzeszczą, taka częstotliwość. Sytuacja sprzed chwili:

Mamusia + synek 4-5 lat. Mamusia podaje 2 recepty, na każdej 5 pozycji, a synek zobaczył gumy Fritt na wystawce (swoją drogą ta wystawka dziecięca to zarzewie wielu takich sytuacji, ale nakaz z góry jest, że ma być...)
- MAMA GUMA!!!
Mama nic.
- MAMA GUMA!!! GUMA GUMA GUMA JA CHCĘ! DAJ GUMA GUMA GUMA GUMA !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Pytam się cicho żeby dzieciak nie usłyszał:
- Podać Pani gumę?
- Nie, nie, nie, mój Dziubuś (na serio tak go nazwała) nie może bo ząbki mu się popsują.
- A może Pani synka uciszyć, bo nie mogę się skupić?
- Niech Pani ignoruje, ja tak robię i w końcu przestaje.

Mały diabeł tasmański drze ryja w międzyczasie non stop. Zaczyna mi w uszach piszczeć, nie wiem jakie dawki leków mam dać, nie jestem w stanie recept przeczytać, zwłaszcza że nabazgrane jak zwykle.

- Proszę Panią może Pani uciszyć chociaż trochę syna. bo naprawdę nie mogę się skupić.
- Ale to nic nie daje, jak się go zignoruje, to w końcu przestaje.
Dzieciak zaczął dodatkowo piszczeć (GUMA IIIIIIIIIIIIIIIIIIIIII GUMAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!). Mózg zaczyna mi w rezonans wpadać. Dobrze że sprawdzam co wydaje 3 razy (przy wyjmowaniu z szuflady, przy kasowaniu i przy wkładaniu do siatki), bo pomyliłam się 4 razy w dawce, a raz bym w ogóle zły lek dała. Najlepsze na koniec (potwór cały czas się pruje):
- A może jednak da Pani tę gumę?
Kupili, poszli.

Niestety MUSZĘ być miła. Za duża konkurencja jest między aptekami w moim mieście, żebym mogła wywalać pacjentów.
Jestem za refundacją knebli co poniektórym bachorom i kastracji ich rodziców żeby się nie mnożyli.

Dwie aspiryny później:
Łeb nawala. A jeszcze muszę do 15.00 siedzieć...

słuzba_zdrowia

Skomentuj (102) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 558 (1070)
zarchiwizowany

#74423

przez ~DevilishT ·
| było | Do ulubionych
Jak część z Was, od lat czytam, nigdy wcześniej nic nie dodałam.
Dziś czara się przelała.
Mieszkam w pięknej stolicy naszego pięknego kraju od lat 7.
Nie jestem fanką blokowisk i betonu, tak więc wybrałam jedną ze spokojnych zielonych dzielnic, na której, o zgrozo, mieszkają zazwyczaj ludzie starsi.
Na wstępie dodam, iż bardzo szanuję i zazwyczaj bardzo lubię ludzi starszych, jak nie lubię to też szanuję, czasem zaniosę zakupy sąsiadom na górę, czasem zajrzę zapytać czy coś kupić w drodze z pracy. Takie dam sąsiedzkie przysługi :) Państwo Starsi zawsze mili, bardzo wdzięczni za każdą pomoc, chętni do miłej pogawędki na klatce bądź na osiedlu :)

Ale jest kilka przypadków, które... zresztą sami oceńcie.

Sytuacja 1:
Było to lat temu kilka. Jechałam do lekarza mocno przeziębiona, komunikacją miejską gdyż na auto ani na jeżdżenie taxówką mnie nie stać. Siedzę bladozielona, z gorączką, zapuchniętymi oczami, staram się pilnować swojego przystanku.
Wtem wsiada ONA. Starsza pani, lat ok. 70, no i wywiązuje się dialog.
Starsza Pani - Ja chcę tu usiąść.
Byłam tak rozbita, że niewiele mysląc wstałam i zajęłam inne wolne miejsce (było ich od groma), chce to niech siada, głowa mnie boli, nie będę się użerać.Ale to nie koniec, albowiem, niestety ośmieliłam się zakaszleć.
SP - Jak się jest chorym to się w domu siedzi, a nie autobusami jeździ, zdrowych ludzi zaraża! Ja się od pani zarażę i UMRĘ!
D - Proszę pani, ja tak samo zapłaciłam za bilet jak pani i mam prawo jechać.
SP - Przeczytaj se regulamin gowniaro, choremu nie wolno jeździć!

kurtyna.

Sytuacja 2: z zeszłego roku.
Znów autobus, jadę ja sobie z pracy, czasem się zapominam i zapieram się kolanami o oparcie fotela naprzeciwko (ci co jeżdżą komunikacją, wiedzą o co chodzi :)) - nieładnie, wiem, ale przecie buciorami się nie zapieram, a to bardzo dobra pozycja jak się zasypia bo jak autobus hamuje nie wpadasz pod fotel tylko zapierasz się kolanami. Staram się tak robić jak nikt przede mną nie siedzi, coby mu kolanami masażu pleców uciskowego nie zrobić nieproszona.
Jadę. Paczę ci ja, o, moj przystanek, przysnęłam sobie chyba, szybko zleciało :) No to wysiadam :)
I wtem odzywa się do mnie starszy pan, kiedy stoję przy drzwiach. "Przepraszam bardzo! Przepraszam!" Odwracam się, patrzę czy do mnie, no do mnie, myślę "zgubiłam coś pewnie, może mi karta wypadła z kieszonki, miły pan, ze tak za mną woła". A pan szybkim krokiem podchodzi i mnie za nadgarstek ściska i "pani sobie przeczyta trochę w tych waszych internetach o kulturze jak się powinno jeździć!" Zdębiałam znowu, ba, chcę wysiadać, ale pan za rękę trzyma i mówi non stop, to przerywam, że proszę mnie puścić, ze ja chcę wysiąść, pan dalej swoje, ręką szarpnęłam, to ścisnął mocniej i morały prawi jak to kolaniskami brudzę fotel (serio?) a tu juz moj przystanek wysiadać trzeba, szarpnęłam więc mocniej i mówię "a spadaj dziadu!" a on się zachwiał bo wątły i mówi do innych pasażerów "uderzyła mnie, widziała pani? I zwyzywała! Proszę po policję zadzwonić!!!"
No cóż, pani zadzwonić nie chciała, jeszcze coś dyskutowali, a jak wysiadłam machał mi pięścią przez okno.

Sytuacja 3: zima tego roku
Tak mi się nieszczęśliwie trafiło, że zachorowałam na nerki.Bolało bardzo, gorączka wysoka, mocz, wybaczcie szczerość, się zatrzymał, no do szpitala trzeba. Jadę więc ba banacha autobusikiem i płacze Mamusi do słuchawki, że boli, że nie dam rady, że karetki nie chcieli przysłać, kazali przyjechać.
I wtedy słyszę nad głową:
P - Pasowałoby chociaż zapytać czy ustąpić!
Rozglądam się, patrzę, że pani, bardzo elegancka w wieku podeszłym, zwraca się do mnie.
D - Przepraszam, ale ja do szpitala jadę, bardzo mnie boli, nie dam rady stać (na potwierdzenie zapłakałam głośno, kiedy autobus się zatrzymał i szarpnęło)
P(prześmiewczym sarkastycznym tonem) - ojoj, jakie chore dziecko... po świńsku, żeś się nie zapytała.
D - Proszę pani, nie pani dziecko i nie pani sprawa, a i pasowałoby się zapytać czy ktoś ustąpi zamiast awantury wszczynać.
I tu rozjuszyłam wulkan...
P - Tak cię matka wychowała, pyskata gówniaro! Za grosz kultury w tych młodych! Puszcza się pewnie i się czymś zaraziła! - i w ten deseń 3 (słownie: trzy) przystanki. Wstałam. Wysiadłam pod szpitalem. Na odchodne pani powiedziałam, że mama mnie tak wychowała, by chamom nie ustępować.

Sytuacja 4: 3tyg temu
Wyjeżdżam na weekend, stoję więc z torbami ze 2 metry od wejścia do klatki schodowej, upał niemilosierny, drzwi na klatkę były otwarte, to i nie ruszalam, niech sobie wietrzą czy przeciąg robią, co mi przeszkadza.
Wychodzi starsze małżeństwo, cicha zona i butny pan.
BP - To pani tak wiecznie otwiera te drzwi?
D - Jak potrzebuję wejść albo wyjść, a o co chodzi?
BP - Drzwi powinny być zamknięte!
D - Oczywiście, ma pan rację, powinny :)
BP - A pani tu na dole mieszka tak? To pani powinna pilnować, żeby były drzwi na klatkę zamknięte, my tu z żoną mieszkamy na 4 piętrze i się obawiamy, jak nas okradną to będzie pani wina!
D - proszę pana.... po pierwsze, to ja tu nie jestem woźnym, zeby drzwi pilnować. Po drugie, mi to rybka, czy one są otwarte czy zamknięte, więc jak pan chce, żeby były zamknięte to pan tu sobie zejdzie, postawi stołeczek i pan będzie sobie pilnowal i zamykał.
Odeszli oburzeni, cicha żona mówiła tylko coś o pyskatych młodych.

Sytuacja 5: jakieś pół roku temu
Koleje mazowieckie. Jadę z Lubym do rodziców mych w odwiedziny, naprzeciwko mnie pusto, usiadłam więc ja znów niekulturalnie, nieco po męsku tj. postawiłam jedną nogę na tym drewienku koło koszy (coś jak próg), co sprawiło, że kolan złączonych nie miałam. Jadę w jeansach i adidasach. Nieco bokiem do kierunku jazdy, oparta o Lubego i czytam gazetkę.
Podchodzi do nas bardzo elegancki starszy pan i rzecze:
- A małżonka to już u ginekologa była? bo chyba zachodzi potrzeba jak tak wietrzy
Pan siedział wgl w drugim koncu wagonu, wiec mu walorow zakrytych jeansami nie poakzywałam, ale ujrzał mnie siedzącą niekobieco jak miał wysiadać. Myslałam już nad ripostą, ale ubiegł mnie były z tekstem "a pan u psychiatry był? bo chyba zachodzi potrzeba", na co starszy pan wzburzony bluzgając pod nosem wysiadł.

Sytuacja 6: dziś rano, godzina 6:10
Obudziłam się godzinę przed znienawidzonym budzikiem, całkiem wyspana, kawkę zrobiłam, zapaliłam papierosa ale w domu zaduch, myślę "Dzien taki ładny, wyjdę na laweczkę pod blokiem zapalić". No i tak też zrobiłam. Wtem, patrzę idzie taka stara bidna babuleńka, ledwo nogi za sobą ciągnie, aż szkoda patrzeć.
Patrzyłam czy toreb nie targa, ale nie ręce puste, to siedzę dalej.
Na mojej wysokości babuleńka zatrzymuje się. I paczy. Spojrzałam uśmiechnęłam się - po chwili sprawdzam, dalej paczy takimi sarnimi oczami.
D - Przepraszam, czy mogę w czymś pomóc?
Babuleńka: TO PANI TU TAK PALI I PETY RZUCA, CALE OSIEDLE W PETACH!!!
Ja: ...? słucham?
B: CHOLERA JASNA, PETY PANI RZUCA TUTAJ TAK? PROSZĘ TU NATYCHMIAST POSPRZĄTAĆ!
J: Ja, proszę pani, swoje pety wrzucam do swojego własnego kosza na śmieci. A poza tym to dzień dobry.
B: CO?!
J: Mówię, że ja swoje paty wyrzucam do swojego kosza w swoim mieszkaniu. I mówię pani dzień dobry, bo pani zapomniała chyba powiedzieć. A poza tym nie mówi się CO tylko SŁUCHAM. (I jadę w tym ichnim babcinym tonie) OLABOGA, JACY CI STARSI LUDZIE TO TERAZ NIEKULTURALNI, BEZ KULTURY W OGÓLE, NI DZIEŃ DOBRY , MÓJ BOŻE....

Słuchajcie, cudowne ozdrowienie, ciężko wkur...ona babuleńka laskę pod pachę i krokiem młodej zdrowej kozicy poszła w swoją stronę.

Sami oceńcie, bo już nie wiem, może ja jestem jakaś źle wychowana....

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 77 (177)

#44666

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dla odmiany: zły piesek... niedobry... do budy!

Jakiś czas temu stałem sobie w korku na przedmieściu. Korek długi, toteż miałem czas przyjrzeć się okolicy i ludziom chodzącym za swoimi sprawami po chodniku. Okolica zabudowana jednorodzinnie, za każdym prawie ogrodzeniem, poszczekiwał jakiś pies. No właśnie... nie ZA każdym. Brama na jednej z posesji była otwarta, a w niej stały, groźnie szczerząc kły dwa pokaźnych rozmiarów owczarki, chyba niemieckie. Przyznam, groźnie to wyglądało. Co prawda, nie biegały po okolicy, tylko stały przed bramą i ujadały, ale wyraźnie było widać, że nikomu w pobliże nie pozwolą podejść.

Ludzie już kilkadziesiąt metrów wcześniej przechodzili w pośpiechu na drugą stronę ulicy, nie zważając na samochody. Widziałem nawet kilku stałych zapewne bywalców siłowni, postury takiej, że jedną ręką mogliby mnie podnieść razem z połową samochodu, nie przerywając przy tym picia piwa. Ci też się nie odważyli – jak tylko zobaczyli psy, zawrócili bez słowa.

Pomyślałem sobie wtedy coś o braku wyobraźni właściciela, ale żaden konstruktywny pomysł nie zdążył przyjść mi do głowy, bo na chodniku zmaterializowała się dość wiekowa i przygarbiona babuleńka. W jednej ręce dzierżyła niewielką siatkę z zakupami, a w drugiej trzymała laskę. Kuśtykała dość szybko w kierunku szczerzących się kłów jakby ich w ogóle nie widziała. Zamarłem.

Kiedy babcia przekroczyła umowną granicę terytorium, jeden z psów skierował się w jej stronę i głuchym warkotem dał do zrozumienia, że to nie najlepszy pomysł. Ta jednak szła dalej w zaparte, a ściślej mówiąc – wcześniej obranym kursem i najwyraźniej nie zamierzała go zmieniać.
Doszła już prawie do samego psa. Ten przysiadł z mordem w ślepiach...

W komiksach, rysownicy oddają ruch, rozmazując poruszające się obiekty. Właśnie tak pamiętam laseczkę pani babci. Uderzenie było tak szybkie, że prawie nie do zarejestrowania przez ludzkie oko. A skowyt tak głośny, że nawet silniki samochodów stojących w korku przycichły z wrażenia. Psy się zdematerializowały z perymetru chyba jeszcze szybciej, a babulka poczłapała dalej jakby nic się nie stało. Doszła do przejścia, a ja z szacunkiem (i dużą dozą troski o samochód, który nie jest odporny na ciosy drewnianą laską) ją przepuściłem.

Jeszcze długo potem nie mogłem dojść do siebie.

...

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 825 (929)

#31349

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Powinienem mieć wyrzuty sumienia. Choćby dlatego, że ich nie mam. Ale nie mam i już, co mnie dość dziwi. I drażni.

Jakiś czas temu (dialogi przytoczone w miarę dokładnie).
Zakupy w hipermarkecie. Wyłożyłem już zakupy do bagażnika, a za mną zmaterializował się pan w ubraniu dość zużytym i twarzą owiniętego w folię tostera.
- Mogę odprowadzić wózek? – Zapytał bez zbytecznych konwenansów w stylu „potrzebuję na bułkę”.
Przyjrzałem mu się uważnie i obdarzyłem najszczerszym uśmiechem zarezerwowanym tylko dla najbliższych.
- Nie.
Zatchnął się. Na krótką chwilę włączył mu się tryb stanby, ale szybko się zresetował i popatrzył na mnie jakbym był Marsjaninem.
Popatrzyłem na niego jakbym Marsjaninem nie był. Tak przez kilka sekund trwała nasza „bez słów rozmowa”.
Poszedł. Pojechałem.

Kilka dni później sytuacja się powtórzyła.
- Mogę odprowadzić wózek?
- Nie.
Chyba mnie poznał. Marsjanin w jego wzroku wyjrzał nieśmiało ale zaraz powrócił do własnych spraw. Poszedł. Pojechałem.

Kilka dni później.
- Mogę odprowadzić wózek? – jego wzrok świadczył o tym, że zdecydowanie mnie poznał.
- Nie. – mój wzrok świadczył, o lekkim zainteresowaniu.
- Ale dlaczego?
Ożeż, oznaki procesów myślowych i upór godny pochwały!
- Lubię odprowadzać wózki.
Poszedł. Pojechałem.

Następne kilka dni później.
- Mogę..?
- Nie!
- Ale pan odprowadzi wózek. Ja tylko chciałbym monetę z niego.
Trzeba przyznać - nie spodziewałem się.
- Lubię tę monetę.
- To może dałby mi pan inną...
Prawie się złamałem.
- Nie...
Poszedł. Pojechałem.

Czasy obecne.
- Mogę..?
- Nie!
- Bardzo potrzebuję.
- Ja też.
- Ale ja, wie pan, chyba bardziej.
To akurat nie ulegało wątpliwości.
- A na co?
- Piwo.
- Aha... ale nie.
Posze... zaraz.
- Proszę pana, pan odprowadzi wózek i przyniesie mi tę piątkę, która jest w środku.
Odprowadził, wrócił z piątką w wyciągniętej ręce. Dostał dychę.

Jutro jadę na zakupy. Boję się.

przed hipermarketem

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1217 (1323)

1