Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

plombabomba

Zamieszcza historie od: 14 czerwca 2011 - 7:40
Ostatnio: 12 marca 2018 - 22:13
  • Historii na głównej: 8 z 11
  • Punktów za historie: 4192
  • Komentarzy: 93
  • Punktów za komentarze: 1043
 
[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
23 lipca 2012 o 16:11

Maksymalna prędkość na drodze, to prędkość której żaden pojazd nie może na tym odcinku drogi przekroczyć. Niektóre pojazdy mają dodatkowo nałożone limity prędkości (związane z ich wagą lub specyfiką przewożonego ładunku) i nie mogą tych limitów przekroczyć. Jeśli np. ciężarówka może jechać maksimum 60 na danym typie drogi, a na drodze jest ograniczenie do 80, to ta ciężarówka może pojechać maksymalnie 60.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 5) | raportuj
22 lipca 2012 o 9:41

Nie wierzę, że to prawdziwa historia. Angielski spotyka się często w codziennym życiu i nie ma możliwości, by przez DWA LATA osoba ucząca się języka nie zorientowała się, że coś nie gra. Nikt nie jest AŻ TAK głupi.

[historia]
Ocena: 21 (Głosów: 21) | raportuj
18 lipca 2012 o 22:58

Klasyka w wykonaniu mediów, nie tylko "naszych". We Włoszech, po trzęsieniu ziemi w Aquila w kwietniu 2009, ludzie spali na ulicy, w samochodach. Nazjeżdżało się dziennikarzy bez liku i w środku nocy, z silnymi lampami, ładowali się do samochodów zmęczonym, przerażonym ludziom, którzy parę godzin wcześniej stracili bliskich. Po prostu podchodzili, reflektorami po oczach, bezceremonialnie otwierali drzwi i zaczynali zadawać głupie pytania w stylu " I jak się pan czuje po tragicznej stracie żony?". A ludzie w autach szarpali się z nimi próbując zatrzasnąć drzwi.

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 8) | raportuj
10 lipca 2012 o 22:26

Głupim się Leon po prostu urodził, nie trzeba takich aż na emigracji szukać, wszędzie się zdarzają pomyłki natury.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 9) | raportuj
16 maja 2012 o 23:02

Katem jak piszesz miałaś zdejmowane szwy "ze nieczuleniem"... Wrażenia miały niewiele wspólnego ze zdejmowaniem bez znieczulenia. Ono dla dorosłego jest nieprzyjemne, a dziecko zwyczajnie mogło się bać. Moim zdaniem i mama i lekarz nie zrobili nic, żeby chłopcu ułatwić przebrnięcie przez to doświadczenie.

[historia]
Ocena: -3 (Głosów: 3) | raportuj
4 maja 2012 o 21:09

Nazwisk nie pamiętam, pierwszy raz byłam u tego ginekologa. A później byłam tak szczęśliwa, że to tylko ich wymysł, że nie pomyślałam o zgłoszeniu tego nigdzie. Dopiero po czasie dostałam wścieklizny na myśl o ich "sprycie", a nazwisk już nie pamiętałam no i już wyjechać zdążyłam.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 8) | raportuj
5 kwietnia 2012 o 23:03

Ja ważyłam 3,950 a mój brat równe 5 kg. Oboje urodzeni naturalnie, a mama jest normalnej budowy, raczej szczupła. Sama rodziłam cesarką (przez ustawienie córy - zaparła się nogami) i najgorszemu wrogowi cesarki nie życzę.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
11 marca 2012 o 23:27

Miałam w podstawówce podobną sytuację, chyba w 3-4 klasie. (mój bzik to były baśnie, fantasy, później SF). Opowiadanie na dowolny temat, napisałam coś o jakiejś rodzinie na innej planecie, co często podróżowała na Ziemię, nie pamiętam szczegółów. I co? I dwója. (wtedy jeszcze była skala ocen 2-5) Dwója bo wg nauczycielki przepisałam skądś. Do dziś pamiętam tę ciszę jaka zapadła na korytarzu, kiedy moja mamuśka wparowała do dyrektorki. W rezultacie dostałam za to opowiadanie 4 - bo były błędy stylistyczne ;)

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
3 lutego 2012 o 15:08

Szczęście, że nie zabili żadnego przechodnia.

[historia]
Ocena: 24 (Głosów: 24) | raportuj
15 stycznia 2012 o 15:30

Tak się zastanawiam jaki stereotyp pomogli tworzyć moi rodzice, którzy jadąc w Rzymie autobusem z lotniska na stację kolejową wykrzykiwali radośnie "Zobacz, koloseum !" na widok KAŻDYCH ruin, nawet współczesnych. I mieli przy tym ubaw po pachy :))))

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 8) | raportuj
15 stycznia 2012 o 15:27

Niektóre z pytań, jakie mi zadawali autochtoni kiedy znalazłam się w tym pokręconym kraju: - Widziałaś kiedyś śnieg ? - Czy w Polsce też są samochody ? - Macie już w Polsce telewizję ? - A w Polsce drogi też są asfaltowane ? I wiele, wiele innych. Że nie wspomnę o dogłębnej znajomości historii, na przykład dowiedziałam się tutaj, że w Polsce nigdy nie było komunistów, oni tylko w Rosji (Rosji, nie ZSRR) a w drugą wojnę światową to PL w ogóle nie była zamieszana, tylko jedna grupa Polaków co przyjechała pod Monte Cassino. Svaria, Lucca to północ i cywilizacja, u nas w Abruzzo to niemal Afryka :D

[historia]
Ocena: -4 (Głosów: 4) | raportuj
9 stycznia 2012 o 22:07

W moim związku na odwrót - ja nie jestem wierząca, a mój mąż niestety tak. Bardzo bym chciała, żeby przejrzał na oczy, ale rozumiem że próby "nawrócenia" go mogą tylko popsuć nasz związek. W końcu od urodzenia wpajano mu te bzdury, więc nic dziwnego że nimi przerósł. Owszem, ksiądz zmusił. A może raczej okłamał i wmanewrował - umówiliśmy się dokładnie na podpisanie papierków w kancelarii a nie na ceremonię w kościele. Cytuję: "przyjdziecie ze świadkami, zamkniemy się tu i raz dwa podpiszecie i po sprawie, 10 minut i macie ten ślub". Wyglądaliśmy jak dwa pajace, ja w dżinsach a mąż w roboczym ubraniu. Powiem szczerze, że gdyby powiedział wtedy prawdę, że to będzie ceremonia, nie zgodziłabym się a dziecko ochrzcilibyśmy 2 miesiące później w Polsce i bez ślubu. O ile wydałby mężowi stosowne zaświadczenia (jeśli takie byłyby potrzebne). Masz rację, w historii napisałam tylko że mam normalny ślub a nie wyjaśniłam skąd to wiem. Ano od samego proboszcza. Opisałam w odpowiedzi na komentarz Gremlina.

Zmodyfikowano 2 razy Ostatnia modyfikacja: 9 stycznia 2012 o 22:10

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
9 stycznia 2012 o 21:57

Nasz ślub nie był ślubem pojednawczym. (nie wiedziałam, że tak się nazywa) Miał nim być i tylko dlatego się zgodziliśmy, byliśmy o tym przekonani do samego końca. Mamy normalny ślub kościelny. Nie wiem, jak powinna wyglądać ceremonia normalnego ślubu kościelnego a jak pojednawczego (z tego co się zorientowałam to tutaj chrzest wygląda nieco inaczej niż w Polsce) Żadne z nas nie składało przysięgi. Odpowiedzieliśmy na pytania o to, czy się szanujemy, czy kochamy, czy chcemy się pobrać i czy wychowamy dziecko zgodnie z wiarą katolicką (tu milczałam). Nazajutrz był chrzest a po nim poszłam do proboszcza dowiedzieć się (no bo to mój pierwszy ślub i pierwszy chrzest) czy jakieś papierki , zaświadczenia czy coś mi ma wydać. I wtedy się dowiedziałam, że mam NORMALNY ślub kościelny ale "wszystko jest jak się umawialiśmy, bo JA wiem, że ty nie jesteś wierząca i U MNIE masz ten specjalny ślub." Zostałam poinformowana, że nie mogę już nigdy wziąć ślubu kościelnego, bo on teraz wysyła do mojej parafii chrztu informację, że właśnie ślub wzięłam. Ten papierek widziałam, faktycznie słowa tam nie było o tym, że ślub pojednawczy czy jakikolwiek inny. Po prostu kto z kim, kiedy i gdzie, kto ślubu udzielał. Kilka zdań i żadnej wzmianki o typie ślubu czy mojej (nie)wierze.

Zmodyfikowano 2 razy Ostatnia modyfikacja: 9 stycznia 2012 o 21:59

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
9 stycznia 2012 o 21:40

No, poddałam się dyktatowi. I już wyjaśniam dlaczego: nie pójdę na wojnę z proboszczem, który wszystkim w tej dziurze rządzi. Nie chcę popsuć interesów mężowi, nie chcę sama zostać bez pracy, nie chcę by córka miała nieprzyjemności w przedszkolu i później w szkole. Bo takie są realia w maleńkiej miejscowości - nie idzie o wiarę tylko o władzę, pieniądze i chyba właśnie też o ilość chrztów i ślubów w rejestrach. Że mąż mógłby wychowywać córkę "po katolicku" i bez chrztu, to wiem. Jak pisałam w historyjce, zdecydowaliśmy się na chrzest wyłącznie z obawy, że jego brak mógłby zaowocować w przyszłości docinkami, dokuczaniem ze strony innych dzieci - byłaby jedynym nieochrzczonym dzieckiem w tej miejscowości i szans nie ma, żeby tego nie komentowano szeroko. Co do jej wychowania: mąż jest wierzącym, córa z pewnością nie będzie wychowywana "po katolicku" i żeby nie było, że ateistki terroryzują - to nasza wspólna decyzja, postaramy się wychować ją po prostu na dobrą osobę. Co do ustalania spraw przed ślubem i narodzinami... ustalone było. Ślub tylko cywilny, dziecka nie będziemy chrzcić. Na chrzest zdecydowaliśmy się już po urodzeniu małej z powodów, o których pisałam wyżej, a w kościelny nas wrobiono. Gdyby apostazja sprowadzała się do złożenia deklaracji w "mojej" parafii, że występuję z klubu, to bym to zrobiła przy pierwszej okazji. Niestety to nieco bardziej skomplikowane, wymaga kliku wizyt w parafii chrztu i parafii zamieszkania, 2 świadków... nie chce mi się, czasu nie mam a do parafii chrztu mam 2000 km. Poza tym nie czuję się w niezgodzie z własnym sumieniem. Ja się nie zapisywałam i nie widzę powodu, dla którego miałabym ganiać żeby się wypisać. Bycie "członkiem" tego klubu przeszkadza mi właściwie tylko, kiedy słyszę jaki to liczny jest KK, ilu to wiernych ma. Zastanawiam się wówczas, ilu ma takich "wiernych" jak ja... wśród moich znajomych katolików to przynajmniej połowa. Izo30 nie wiem, skąd wzięłaś 13 lat. Czy chodzi o bierzmowanie? Tutaj bierzmuje się w wieku 18 lat ukończonych.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
9 stycznia 2012 o 21:21

To, że ślub rodziców nie jest wymagany do chrztu dziecka, to ja wiem. Ale tutejszy ksiądz się uparł i postawił sprawę tak : bez ślubu chrztu nie będzie. A na samym chrzcie to nie chrzestni trzymają malucha, tylko rodzice - mój mąż, mnie postawiono o schodek niżej, razem z chrzestnymi. I to mąż miał "poprosić" o chrzest.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
5 lipca 2011 o 18:06

No no, racja, moja wina bo przecież powinnam pamiętać, że dwóch urzędników razem to za mało, żeby skopiowac dane z dowodu osobistego i powinnam była po nich sprawdzić po raz czwarty. Jutro pójdę i ich przeproszę ;)

[historia]
Ocena: 10 (Głosów: 16) | raportuj
27 czerwca 2011 o 0:02

Ludzie z różnych powodów nie chcą kupować dzieciom słodyczy. Może z zasady mu nie dają a może mały miał kłopoty z wagą lub zębami, a mama nie potrafiła odmówić inaczej, niż wrzaskiem o braku pieniędzy na głupoty. Ja to dopiero stałabym się piekielna, gdyby ktoś wbrew mojej woli częstował moje dziecko słodyczami (lub czymkolwiek innym).

[historia]
Ocena: 10 (Głosów: 12) | raportuj
26 czerwca 2011 o 22:32

A ma grono psiapsiółek, z którymi sobie nawzajem tyłki obrabiają i plotkują niemiłosiernie. Na nas też się koleżankom żaliła, że my źli ludzie jesteśmy, bo tyle tego drewna było to co nam przeszkadzało, że sobie trochę weźmie.

« poprzednia 1 2 3 4 następna »