Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

razzor91

Zamieszcza historie od: 22 lipca 2012 - 9:34
Ostatnio: 30 lipca 2022 - 11:37
Gadu-gadu: 2100655
O sobie:

Student IT, pracujący w galerii handlowej, pasjonat czytania piekielnych historii sporadycznie dorzucający coś od siebie ;)

  • Historii na głównej: 14 z 17
  • Punktów za historie: 5412
  • Komentarzy: 170
  • Punktów za komentarze: 1053
 

#67734

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Rok 1988.

Mój ojciec miał wypadek. Nieistotne jaki, jak on się wydarzył itd. Istotne jest, że po tym wypadku jego noga była w fatalnym stanie, prawdopodobne było, że będzie trzeba amputować. Moi rodzice nie chcieli dać za wygraną i wszelkie możliwe pieniądze przeznaczali na leczenie i próby uratowania nogi mojego ojca.

Jednakże pieniędzy zaczynało z czasem brakować. Rodzina ze strony mojej mamy pomagała jak mogła, ale też nie było tego dużo, wtedy moi rodzice postanowili skontaktować się z moim dziadkiem, a ojcem mojego ojca o pomoc finansową. (Tu warto zaznaczyć, że mój ojciec posiadał wtedy 3 braci, ojca i 9 ciotek i wujków, czyli braci i sióstr ojca).

Po niedługim czasie pojawił się młodszy brat mojego ojca (ojciec ma 2 starszych i jednego młodszego brata) z żoną w szpitalu, w którym leżał mój ojciec. Powiedzieli mu, że nie udało się zebrać zbyt dużych pieniędzy, a duży koszt pochłonęła podróż. Pożyczyli zdrowia i podarowali równowartość dzisiejszego 1000zł. Cała wizyta trwała 1.5h.

Żeby wyjaśnić nieco absurd, mój ojciec mieszkał wtedy z moją mamą 30km od Warszawy, a jego rodzina pochodziła z Zielonej Góry i jej okolic.

Do tej pory nic piekielnego, ale...

Rok 2008.

Mój ojciec posiada obie nogi, udało się go ocalić przed amputacją głównie dzięki determinacji mojej babci, ale to nie jest istotne.
W tymże roku postanowiliśmy się wybrać do ulubionej ciotki mojego ojca, z którą zawsze miał dobre relacje (najmłodsza siostra mojego dziadka, więc byli w podobnym wieku).

Od słowa do słowa przeszło na temat wypadku mojego ojca i poruszony został wątek pieniędzy, gdzie mój ojciec powiedział, że nie ma żalu, że nie dostał pieniędzy od swojej rodziny i to rozumiem.
W tym momencie ciotka się oburzyła, że jak to, przecież ona się z mężem pokłóciła i oddała całą wypłatę (była wtedy telegrafistką i z tego co wiem, zarabiała dobrze). Od słowa do słowa wyszło na jaw, że pieniędzy zebrano bardzo dużo, nie była w stanie ciotka dokładnie przytoczyć jaka to była kwota, ale równowartość dzisiejszych 20tys. zł.

W tym momencie mógłbym zakończyć, ale czymże jest tort bez symbolicznej wisienki?

Rok 2010.

Umiera mój dziadek ze strony ojca. Tak się złożyło, że młodszy brat mojego ojca nigdy nie opuścił domu rodzinnego i mieszkał wraz ze swoją rodziną (żona i 4 dzieci) razem ze swoim ojcem. Podczas pogrzebu (!) brat podszedł do mojego ojca i powiedział mniej więcej coś takiego:

- Słuchaj (imię ojca), jest taka sprawa. Czy mógłbyś mi tutaj podpisać, że zrzekasz się spadku po ojcu, bo w innym przypadku mogą mi odebrać dom przez długi (czy jakiś inny powód, nie pamiętam).
Ojciec wtedy spojrzał mu prosto w oczy i powiedział:
- Nie masz wstydu (imię brata), nie masz...

Chciałem tu dopisać jakiś komentarz, ale jak o tym myślę, to nie mam słów.

PS. W związku z tym, iż wiele osób pyta, dlaczego nie było zainteresowania skąd taka mała kwota przez 20 lat, to powodów było wiele, takich jak chociażby walka o zdrowie mojego ojca, niedługo później urodziłem się ja oraz moja siostra, co wzmogło ilość innych ważnych spraw, a ojciec ze swoją rodziną z wielu powodów kontakt miał słaby, poza tym kasa to zawsze drażliwy temat, przynajmniej w mojej rodzinie.

rodzina

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 395 (477)

#67163

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Warszawski blok, na granicy centrum i Woli, sobota, godzina ok. 18:00.

Spokój i odpoczynek po całym tygodniu pracy i nauki mojej siostrze i jej współlokatorkom zakłócił przeciekający sufit w łazience. Jako, że nieszczęścia chodzą parami, to co ciekło, nie pachniało zbyt ładnie mówiąc delikatnie.

Szybka decyzja zapadła, trzeba iść do sąsiada. Sąsiad siostrze był nieznany, a na dodatek nie otwierał drzwi od domofonu (dla wyjaśnienia, na każdym piętrze są dodatkowe drzwi na domofon prowadzące do kilku mieszkań). Na szczęście któryś z sąsiadów wpuścił dziewczyny na klatkę, jednak wiele to nie dało, bo sąsiad drzwi nie otwierał.

Następnie telefon na policje, która przyjechała po 1h, bagatelizując problem, łaskawie się pofatygowała do sąsiada i im udało się dostać do mieszkania.

FINAŁ.

Sąsiadem okazała się starsza Pani (ok. 75 lat), której zapchał się kibel jakieś 2 tyg. wcześniej. Nie stanowiło to jednak dla niej przeszkody z wykorzystywania go w 100%. Nie otworzyła drzwi, bo nie musiała, jak sama twierdzi.

Na szczęście wszystko zakończyło się względnym happy endem, córka sąsiadki pokryła koszt remontu łazienki, jednak niesmak i łazienka wietrzona przez kilka dni pozostały.

Blok w stolicy

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 324 (406)

#67030

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem kierownikiem punktu z tuszami do drukarek w podwarszawskiej galerii handlowej.

Ogólnie na piekielnych klientów raczej nie trafiam, ale dziś zdarzył się ten szczególny.

Przychodzi Ważny Pan [WP], garnitur i w ogóle, świeci się jak miliony monet. Bez dzień dobry ani nic, rzuca mi tusze na ladę i mówi to samo proszę.

Dla wyjaśnienia, jest u nas na stoisku taka promocja, że gdy przyniesie się stary tusz marki, którą sprzedajemy (dawny sponsor Legii), to dostaje się na kolejną sztukę tej firmy 10% zniżki.

Pan jednak na 5 tuszy miał tylko 1 tusz naszej marki, jednak domagał się zniżki na wszystkie. Jako, że nie mam dziś nastroju, a Pan nie był zbyt miły, odmówiłem udzielenia zniżki na cały komplet.

Pan Ważny jednak twierdził, że jest stały klientem (okazało się, że wziął 2 faktury, jedną w 2012r., drugą w 2014r.) i JEMU SIĘ NALEŻY.

Niestety, nie należy i Pan wziął tylko jeden tusz ze zniżką, rzucają przy tym groźbami ze wszystkich stron i kierunków.

Teraz się pewnie zastanawiacie, o jaką kwotę tak Pan intensywnie walczył?

12zł... (brutto)

PS.
Nic mnie tak nie wkurza jak tekst, że coś się komuś należy w ramach samego istnienia, poza tym, gdyby Ważniak był miły i kulturalnie zapytał o możliwość rabatu na całość oraz dobrze zagadał, to by dostał.

PPS. Pan brał fakturę na salon Jeepa, więc raczej te 12zł nie stanowiło być albo nie być dla jego firmy.

sklepy

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 376 (426)

#66196

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziś tak bardziej o strażakach i mentalności ludzkiej.

Parę miesięcy temu w godzinach nocnych (ok.2), pod moim blokiem pojawiła się straż pożarna na kogutach. Okazało się, że w mieszkaniu na parterze coś się ulatniało, jakiś czad, bądź inna substancja trująca. Karetka zabrała 2 osoby.

Strażacy jednak, jak na profesjonalistów przystało, postanowili sprawdzić mieszkania na 1 pietrze, czy aby trująca substancja nie zaatakowała również tam. Byli przy tym na tyle głośno, że nie spałem i bez problemu otworzyłem im drzwi, jak zapukali i do mnie. Byłem w domu z mamą, która się obudziła, ale jednak nie bardzo wiedziała, co się w ogóle stało.

Następnego dnia przysłuchałem się jej rozmowie z koleżankami o tym, że po co otwierać strażakom w nocy, budzą tylko, a przecież nic się nie stało.

Naprawdę, ważniejszy jest sen niż sprawdzenie, czy wszystko w porządku w uzasadnionym przypadku?

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 394 (478)
zarchiwizowany

#37946

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z przed lat,usłyszana od ciotki mojej dziewczyny,prawniczki.
Historia ta jest skrócona,a dialogi przytaczam,nie cytuje.

Akcja działa się w mieście Białystok. Był to jesienny,spokojny wieczór,ale nie dla wszystkich. Bohaterami jest chłopak i jego wybranka. Wracali przez park w godzinach wieczornych (ok.20) jednakże nie spodobało się to dwóm dresikom,którzy postanowili zagadać do tej pary w typowy dla siebie sposób.

Dresiarze-Kasa i komórki,albo wpier...
Chłopak-Nic z tego.
D-No to będzie wpier*ol,a Tobą laleczko się odpowiednio zajmiemy.

Jak się można domyślić,wyszła z tego bójka,a że Chłopak znał jakąś sztukę walki (bodjaże Kung Fu) to dawał radę,jednak jeden z dresów postanowił użyć broni białej (noża). Akcja nabrała tempa,podczas szarpaniny chłopak przejął nóż i wbił w brzuch dresiarzowi,drugi uciekł. Wezwana została policja i pogotowie. Potem standardowe procedury,na komisariat,zeznania. Chłopak dostaje wie,że dostanie zarzut.

Dresiarz zraniony nożem umiera w szpitalu. Zarzut zabójstwa.

Sprawa trwała długo,prawnik próbował zmienić kategorie czynu na przekroczenie obrony koniecznej i starał się jak mógł,ale niestety,bezskutecznie.

Chłopak dostał 8 lat pozbawienia wolności.

Historia krótka,ale chyba nie muszę pisać,co w tym piekielnego?

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 337 (387)

#36583

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia miała miejsce kilka miesięcy temu. Dotyczy szpitala neurologicznego w naszej wspaniałej stolicy, mieszczącego się na ulicy Sobieskiego.

Ponad roku temu neurolog stwierdził u mnie podejrzenie choroby Wilsona, krótko powiem, że jest to choroba wpływająca na układ nerwowy człowieka, nieleczona jest coraz bardziej uciążliwa i po czasie, śmiertelna. Zostałem skierowany do szpitala i tam przeprowadzono mi badania oprócz 1, na które miałem się zgłosić do w/w ośrodka sam.

Zgłosiłem się do instytutu, gdzie miła Pani asystent stwierdziła, że mój przypadek jest ciekawy (byłem zdecydowanie najmłodszą osobą w instytucie mając 20 lat wtedy) i osobiście przyjmie mnie za tydzień Pani Dyrektor Szpitala, piekielna kobieta, co się potem ujawni.

Ale ok, mija tydzień, przyjeżdżam, rejestruję się i czekam pod gabinetem wśród facetów i kobiet co najmniej po 40... No i przychodzi znana mi asystentka i zabiera mnie do gabinetu szefowej.

Od wejścia czułem, że nie jest to wzór łagodności. Gabinet spory, na każdej ścianie kilkadziesiąt zdjęć sław dziedziny neurologii i psychiatrii. Piekielna doktor przegląda moje badania, oglądany obraz na komputerze z rezonansu, itd. Po 15 minutach analizy stwierdza:

Piekielna: - Panie razzor, otóż po przejrzeniu Pana badania owszem stwierdzam,że ma pan objawy choroby Wilsona, ale są to lekkie objawy i nie powinien się pan niczym przejmować.

Ja: - Ale pani doktor, ja odczuwam te objawy i mi one przeszkadzają w życiu i chciałbym wiedzieć co mi jest i jak temu zaradzić.

P: - No dobrze, ale jest pan jeszcze młody i objawy pewnie ustaną, a tego badania nie mogę panu zrobić, bo NIE JEST ONO REFUNDOWANE, tylko może zostać pokryte z kasy szpitala. A wie pan, 700zł dla szpitala to duża kwota, a pan i tak spokojnie jeszcze pożyje z 20 lat.
Oczywiście, może pan te badania wykonać u nas prywatnie.

J: - Ale proszę pani, jestem niezbyt bogatym studentem, pracuje i opłacam sobie sam studia i nie stać mnie na wydatek 700zł, zwłaszcza, iż jestem ubezpieczony. Poza tym dostałem skierowanie od innego lekarza na te badanie, więc czy to nie jest wystarczający powód żeby przeprowadzić mi te badania?

Piekielna spojrzała się na mnie znacząco i z pogardą i zaleciła odprowadzić mnie do wyjścia swojej asystentce. Ta, nie mówiąc nic, odprowadziła mnie do wyjścia.

Mój wniosek jest taki, że jeśli w tym kraju nie umierasz, to jesteś zdrowy...

służba_zdrowia

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 517 (557)
zarchiwizowany

#36308

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Witam,przed państwem moja pierwsza,ale zapewne nie ostatnia piekielna opowieść :)

Miejsce akcji: Znane podwarszawskie centrum handlowe
Czas akcji:Godziny późno popołudniowe,dzień powszedni,chyba czwartek
Uczestnicy:[J]a,[P]iekielna mamusia i jej dziecko.

Wstęp: Pracuje w centrum handlowym,prowadzę stoisko z tuszami do drukarek,jest to tzw. wyspa,stoi na środku korytarza,co ważne,stoisko ma około 1.8m wysokości,ale mniej więcej od wysokości 40cm do samej góry jest przeszklone dużymi szybami.

Akcja:Wyszedłem na chwilę z mojej wysepki w celu zaspokojenia niezdrowego nałogu palenia na zewnątrz,jednakże jak wracałem,zobaczyłem sytuacje co najmniej dziwną. Otóż dziecko,na około 3 letnie,próbowało za wszelką cenę wybić szybę przy użyciu własnej głowy w celu mi bliżej nie znanym. Zanim zdążyłem dobiec,uderzyło tak 2 razy,odciągnąłem dziecko i zanim zdążyłem coś powiedzieć pojawiła się piekielna mamusia.
P-Co Pan robi z moim dzieckiem,proszę go nie ruszać!
J-Przepraszam,nie wiem czy Pani zauważyła,ale Pani dziecko próbowało wybić te szybę głową,mogła mu się stać krzywda.

W tym momencie mamusia obdarzyła mnie spojrzeniem pełnym pogardy. Dla wyjaśnienia,w czasie,gdy dziecko odprawiało swój akt destrukcji mamusia była zajęta rozmową przez telefon.

P-To przecież tylko małe dziecko,nic by nie zrobiło złego.

Lekko mnie zamurowało.

J-Proszę Pani,to jest na prawdę duża szyba i nawet nie zbyt silne uderzenie mogło by spowodować jej wybicie i nie dość,że Pani dziecku stałaby się krzywda,to musiałaby Pani oddać za tą szybę (a jest na prawdę spora i pewnie droga około 1.5m x 2m). Na szczęście nic się nie stało,ale proszę bardziej pilnować dziecka.
P-Nie będziesz mnie gówniarzu pouczał jak mam dzieckiem się zajmować! Co Ty w ogóle sobie wyobrażasz!

Zatkało mnie,popatrzyłem się na nią jak na idiotkę,nie powiedziałem już nic,ona dorzuciła parę epitetów pod nosem i na "do widzenia" powiedziała mi tylko
P-Beznadziejne centrum handlowe...

Ja zostałem jak głupi z moim ironicznym uśmiechem do tej sytuacji,jakiś starszy mężczyzna widział sytuacje z boku i też się tylko uśmiechnął a piekielna oddaliła się w nieznaną stronę.

Wniosek mam tylko jeden z tego,olewać takie zachowanie,tylko jak coś się stanie to będę się interesował,żeby mi oddali za szkody.

Centrum handlowe

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 117 (179)