Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

sayus

Zamieszcza historie od: 3 lutego 2013 - 13:26
Ostatnio: 1 grudnia 2016 - 15:47
  • Historii na głównej: 11 z 17
  • Punktów za historie: 5759
  • Komentarzy: 51
  • Punktów za komentarze: 265
 

#51896

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia sprzed kilku lat...

Mój tata przez prawie 30 lat pracował w jednej firmie jako brukarz. W pewnym momencie kręgosłup nie wytrzymał - niezbędna była operacja (wstawienie 3 metalowych prętów do kręgosłupa). Po owej operacji, ojciec starał się o rentę (ze względu na wiek i niepełne lata pracy emerytura mu nie przysługiwała). Odpowiedź od lekarza medycyny pracy?

"Zdolny do pracy w zawodzie (brukarz), nie może się schylać i dźwigać."

Jednak to nie koniec piekielności. Po tamtym zdarzeniu drogą sądową udało się ojcu uzyskać rentę... na pół roku. Czyli co pół roku ojciec stawia się u lekarza, by przedłużać rentę. Obecnie rodziciel prócz prętów w kręgosłupie ma również wymienione biodro, drugie do operacji, tak samo jak oba kolana.

Opinia lekarza?
"Zdolny do pracy, może pan jeszcze śpiewać"...

ZUS

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 694 (768)
zarchiwizowany

#51710

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jeszcze od czasów podstawówki telefon mam w zielonej sieci z uśmieszkiem. Przez większość czasu nie miałam u nich żadnych problemów, jednak gdy w czerwcu 2011 roku przy przedłużeniu umowy skusiłam się na telefon marki samsung...

Od pamiętnego czerwca do stycznia br. telefon: 8 razy wylądował w serwisie, przy czym dwukrotnie został mi zwrócony z adnotacją, że usterka nie wystąpiła (no naprawdę, oddaje telefon na miesiąc bez powodu zostając z zastępczym gratem).
Warto tu nadmienić, że samsung w gwarancji uwzględnił wymianę telefonu na nowy po 3 pobycie w serwisie z wymianą części bądź oprogramowania. Od 4 wysyłki upominałam się o ową wymianę, jednak wciąż nie mogłam się jej doczekać.
Po godzinie od 7 odbioru telefonu z serwisu, byłam zmuszona oddać go ponownie, bo usterka dalej występowała... Trzeba mówić z jakim nastrojem ruszyłam w kierunku punktu sieci?
Jedyne co udało mi się uzyskać, to numer do serwisu oraz Oddziału firmy Samsung w Polsce. Powiedziano mi, że sama (!) mam sobie załatwić wymianę telefonu.
Po godzinie telefonów, przekierowań i rozmów udało mi się wynegocjować wymianę ("o, rzeczywiście, pani telefon miał być wymieniony już w styczniu"). Musiałam czekać kolejne dwa tygodnie na listę (dwóch) telefonów do wyboru i kolejny miesiąc na dostarczenie owego urządzenia (oczywiście firmy samsung).

W styczniu tego roku otrzymałam mój nowy telefonik. Jutro idę drugi raz oddać go do serwisu...

serwisy komórkowe

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 61 (161)
zarchiwizowany

#51320

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O piekielności pracodawców...

Aktualnie jestem w 3 klasie szkoły średniej i jak to często w tych czasach bywa - dorabiam sobie w weekendy. Nie obca mi praca przy ulotkach, przy dzieciach na świetlicy czy jako hostessa. Jednak w zeszłym roku pojawiła się bardziej poważna oferta.

Agencja zewnętrzna zatrudniała studentów i uczniów do pracy w fabryce słodyczy. Niestety, "sezon" trwał tam tylko do grudnia. Tak więc w styczniu mieliśmy zacząć pracę w kolejnej firmie. Tu się pojawiły problemy...

- Umowa podpisana dnia 3 stycznia, pierwszy raz do pracy udało mi się pójść w... maju.
- Byliśmy pracownikami na umowę zlecenie, więc do pracy szliśmy dopiero po otrzymaniu telefonu. W pewien marcowy poniedziałek, zadzwoniła do mnie moja "przełożona" z pretensją, dlaczego nie zjawiłam się w pracy. A ktoś mnie chociaż o niej informował?
- Za spóźnienie potrącane jest 50 zł z wypłaty, za nieobecność bez zwolnienia lekarskiego - 100 zł. Dniówka natomiast wynosiła równe 68 zł.
- Nie przysługiwały nam przerwy, stołówka była chyba tylko po to, aby sanepid nie robił problemów. W rzeczywistości nikt z tej stołówki nigdy nie skorzystał.
- W większości zakładów pracy wprowadzony jest limit dźwigania dla mężczyzn i kobiet (w moim poprzednim zakładzie było to kolejno 20 i 10 kg). Tutaj nikogo nie obchodziło, że pakunek który przenosisz jest niecałą połowę od Ciebie lżejszy (ważąc ledwo 50 kg i mierząc trochę ponad 150 cm trudno jest ułożyć na palecie kartony ważące ok. 30kg. Nie wspominając już o ich rozmiarach...).

Mistrzostwem jednak były telefony przełożonej od początku maja. Łącznie trzy. Każdy wyglądał mniej więcej tak:
- Witam, czy jest możliwość pojawienia się pani na 3 zmianie (godzina 22-6) od niedzieli do środy?
- Przykro mi, jestem osobą uczącą się w trybie dziennym, więc niestety nie będę w stanie.
- Aha. W takim razie proszę przyjść na drugą zmianę (14-22) od poniedziałku do piątku. Dziękuję.

Muszę wspominać, że ucząc się dziennie w technikum, w szkole siedzi się do godziny 16?

praca

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 60 (216)

#49931

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia, która przypomniała mi się dzisiaj podczas przeglądania jednej ze stron...

Otóż należę do dość młodego pokolenia. W końcu nie skończyłam nawet szkoły średniej. Moi rodzice są jednak starej daty, więc pewne kwestie wychowania jak i poznania świata przyjęłam "na chłopski rozum". Inaczej sprawa miała się u moich koleżanek, głównie jednej, o której będzie tu mowa.

Otóż mama owej koleżanki, nazwijmy ją Renia, jest młodą kobietą. Pierwsze dziecko urodziła ledwie między 16-17 rokiem życia. No i wszystko co z intymnością związane, starała się przed córunią dokładnie ukrywać.

No a córeczka rosła.

Była to może 4 czy 5 klasa szkoły podstawowej. Spokojne sobotnie popołudnie. No a córeczka odczuwa silny ból brzuszka. Płacze niesamowicie, co chwilę chodzi do toalety, a tu nagle szok! Krew!
Renia oczywiście w panikę. Wczorajszego dnia mieli rybę na obiad, a młoda skarżyła się że ość połknęła. Pewnie coś się stało! Natychmiast do szpitala, karetka!

Przez telefon poważne wezwanie - "dziecko, krwotok wewnętrzny". Po płaczu i błaganiach Reni wysyłają karetkę.

Oczywiście jakże "poważny krwotok wewnętrzny" okazuje się być po prostu pierwszą miesiączką. Co ciekawsze, nie tyle córce było to trudno wytłumaczyć, a właśnie owej Reni. W końcu "jak to?! Dziesięciolatka nie może mieć okresu!".

Ach, ci młodzi rodzice...

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 593 (741)

#49712

przez (PW) ·
| Do ulubionych
I ponownie o służbie zdrowia...

Od kilku lat męczę się z bólami stawów. Zdarza się, że trudno mi się w ogóle podnieść przez ból bioder, a w dłoni nie mogę utrzymać długopisu.
Lekarz rodzinny - istny anioł. Dostawałam skierowania na wszystkie badania, które mogła mi zapewnić. Piekło miało się dopiero zacząć.

Po kolejnych prawidłowych wynikach, dostałam w końcu skierowania do chirurga oraz reumatologa. Do tego pierwszego dostałam się w przeciągu miesiąca, do drugiego - pół roku. Jednak nie w tym znajduje się piekielność. "W czym więc?" spytacie?

Otóż drogi pan chirurg zalecił mi wizytę u reumatologa, natomiast reumatolog kazał natychmiast udać się do chirurga.

Chyba powinnam zacząć się przyzwyczajać do bólu w stawach...

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 293 (365)
zarchiwizowany

#49765

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ponownie o służbie zdrowia.

Jestem uczennicą szkoły średniej. Oczywistym więc jest fakt, że lekcje mam zazwyczaj między 8 a 15-16. W związku z tym, kiedy to lekarz kazał mi przyjść w przyszłym tygodniu do kontroli, zerknęłam tylko na godziny przyjęć wypisane na drzwiach gabinetu.
Krótko mówiąc, lekarz powinien przyjmować od 10 do 16 od poniedziałku do piątku.

Przychodzę więc po tygodniu, godzina ok 12,30 (zaliczyłam najważniejsze lekcje, zwolniłam się z tych luźniejszych). Patrzę w poczekalni - pustki. Myślę sobie "fajnie, szybko pójdzie". Pukam do gabinetu (przy okazji również rejestracji, do lekarza wchodzi się mijając pielęgniarkę) a tu niespodzianka! Drzwi zamknięte. W głowie zaczyna palić się pomarańczowe światełko, ale już widziałam sytuację, gdy lekarz wraz z pielęgniarką i inną pacjentką musiał przejść do innego gabinetu. Czekam więc 5, 10, 15 minut, a tu dalej nic...

Ruszam więc w stronę drugiej rejestracji (do innych lekarzy). Zza drzwi słyszę śmiechy i radio. Wywiązuje się krótka rozmowa między [m]ną a [p]ielegniarką:
[m] - dzień dobry, czy mogłabym prosić do drugiej rejestracji?
[p] (wielce oburzona, bo akurat przeżuwa wielki kawał ciasta - teraz?! wyjdź i poczekaj!

Ja w szoku, ale okej. Wyszłam przed gabinet, gdzie kolejne 13 minut siedzę czekając aż panie zjedzą ciasto.

W końcu zjawia się ona, wielce niezadowolona, i jeszcze zanim otworzyła gabinet, wyskakuje do mnie z py.. mordką:
[p] - co się dzieje?
[m] - miałam się stawić na kontrolę.
[p] - lekarza nie ma!
[m] - ale przecież na drzwiach jest napisane..
[p] - nic nie jest napisane!
[m] - a mogę przynajmniej wiedzieć, czy moje wyniki już doszły?
[p] - nazwisko!

W tym miejscu następuje wnikliwe poszukiwanie moich papierków, wyników i innych recept, po których wychodzę z gabinetu i sprawdzam na drzwiach, czy rzeczywiście jestem ślepa. I tu szok.

[m] - przepraszam, ale dlaczego tu jest napisane, że lekarz jest do 16?
[p] - bo dyrektor tak chce! Weź mi dziecko już głowy nie zawracaj!

Po tych słowach dobra pani pielęgniarka ruszyła ponownie do swych koleżaneczek. Ja pozostałam w poczekalni, patrząc tępo na drzwi i analizując słowa pani w kilcie.
Może pan dyrektor powinien się dowiedzieć, jak w rzeczywistości pracują jego lekarze?

słuzba_zdrowia

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 91 (171)
zarchiwizowany

#46922

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jestem stałą bywalczynią sanatoriów dla dzieci. Przeważnie w żadnym nie miałam większych problemów, jednakże to ostatnie, w którym byłam przeszło 2 lata temu osiągnęło wszelkie szczyty. I ta historia będzie właśnie o piekielności służb zdrowia w sanatoriach dziecięcych...

Po pierwsze - miejscowość umiejscowiona w kotlinie, co już kiepsko wpływa na zasięg, do tego stare budownictwo jeszcze bardziej ograniczające sygnał, przez co wiele dzieci i młodzieży nawet nie miało szans na dodzwonienie się do rodziców (co poniektórzy starsi stawali na parapetach, i dopiero wtedy byli w stanie złapać choćby jedną kreskę zasięgu).

Po drugie - Światło i prąd - W pokojach nie było włączników światła. Wszystkie bezpieczniki znajdywały się w dyżurce pielęgniarek, i ów pani w kilcie, każdego dnia o tej samej porze (czyt. 21.30) wyłączała światło na całym oddziale (co z tego że w lipcu jest bardzo długo jasno, a młodzież w wieku 14-18 lat nie ma szans zasnąć o tej porze? cisza nocna obowiązuje i już!), prócz tego na dwa 6-osobowe pokoje, przypadał aż 1 (!) kontakt. No ale skoro i tak nie ma zasięgu, to po co ładować telefony?

Po trzecie - łazienki - na 50-osobowy oddział były jedynie 3 prysznice + 4 toalety (pomińmy fakt, że jedna z toalet była zapchana przez cały tydzień, bo nikt nie raczył się wziąć za wyczyszczenie?). A, nie zapomnijmy również, że 50 dziewcząt ma obowiązek umycia się w przeciągu 1,5 godziny.

Po czwarte - posiłki - oddział dziecięcy podzielony był na 4 oddziały - 1, chłopcy, młodzież; 2, dziewczęta, młodzież; 3, dziewczęta, dzieci i 4, chłopcy dzieci. W pierwszej kolejności na posiłki szły dzieci (która notabene bardzo często pozostawiały po sobie niezły bałagan), na samym końcu był oddział 2, który pewnego ranka do śniadania otrzymał jedynie czerstwe piętki. przez kolejne pół godziny nie mogliśmy się doprosić chleba. Dopiero starsi ludzie z prywatnych rehabilitacji zgodzili się oddać nam część swojego chleba. Ah, wspominałam że dziewczęta na diecie wegetariańskiej dostawały sałatki z dodatkowym białkiem oraz ser zapiekany w opakowaniu?

Po piąte - chłopcy mają kategoryczny zakaz przebywania z dzięwczętami! Przecież już sama rozmowa grozi ciążą, prawda?!
Wyjątek stanowiły wyjścia przed budynek, które w rzeczywistości rozpoczęły się dopiero w połowie turnusu. Ale nawet wtedy krzywo patrzano na obie płcie przebywające koło siebie.

Po szóste - zachorowałeś? przeziębiłeś się? Dostałeś zatrucia żołądkowego?
W tym ostatnim przypadku, jeśli przez kilka dni chodzisz do pielęgniarek i skarżysz się na ból żołądka, usłyszysz "Za tydzień wracasz do domu, tam się będziesz leczył". Nie ważne, że prosisz tylko o miętę, i przejście na dietę lekkostrawną. I tak pewnie tylko udajesz, żeby nie jechać na wycieczkę (wtf? Czy jeśli przez ostatnie 3 tygodnie jesteś przykuty do jednego pomieszczenia, to naprawdę tak ci zależy na pozostaniu w tym miejscu?). Dostaniesz nospę, a miętę możesz sobie sam kupić w sklepiku na dole (gdzie ów napój kosztował 2-3 więcej niż w normalnym sklepie).

Gdy już jesteśmy przy sklepach, to 7 ciekawostka - Do sklepu możemy zajść, owszem, ale tylko całą grupą podczas spaceru. Muszę wspominać jak często to się działo?
W dodatku najbliższy sklep należał do prywaciarza, gdzie ceny również były wyższe, niż w przypadku innych sklepów. W końcu biedronka jest oddalona o całe 3 km! Nie możemy dzieci tak daleko zabierać.

Oczywiście to nie są wszystkie kwiatuszki z ów uzdrowiska. Wychodziły tam również takie paranoje, jak takie same zabiegi dla wszystkich (przyjechałeś leczyć wadę postawy? Koniecznie potrzebujesz inhalacji solankowych! Oh, a Ty tu jesteś żeby leczyć astmę? zapraszam na gimnastykę korekcyjną!).
Co za szczęście, że więcej nie trafię do takiego piekła...

służba_zdrowia

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 0 (38)