Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

speedymika

Zamieszcza historie od: 9 marca 2015 - 2:58
Ostatnio: 1 stycznia 2016 - 2:45
  • Historii na głównej: 13 z 20
  • Punktów za historie: 5455
  • Komentarzy: 100
  • Punktów za komentarze: 774
 
zarchiwizowany

#68358

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wakacyjna historyjka.
Czy piekielna, oceńcie.

Okolice Kielc, gospodarstwo agroturystyczne. Jeździmy tam z rodzinką od kilku lat. Spokój, cisza, do wody blisko, atrakcje turystyczne też w pobliżu. Tradycją są ogniska, integrujące wszystkich aktualnych gości naszych Gospodarzy.

Siedzimy sobie więc przy ognisku z mężem, wiedzieliśmy od Gospodyni że Duńczycy mają przyjechać, z tłumaczką. No i przychodzą dwaj Duńczycy, z młodą dziewczyną - tłumaczką, na kolację przy ognisku.
Na nasz widok tłumaczkę lekko zastopowało, po czym zaczęła tłumaczyć w j. angielskim Duńczykom, że może być problem z integracją, bo w Polsce to nie każdy po angielsku mówi, a na wsi to w zasadzie w ogóle.....zatkało mnie trochę. Mój mąż stanął na wysokości zadania, podszedł, płynną angielszczyną się przedstawił i zapewnił że obydwoje mówimy po angielsku ;)
Pani tłumaczka jakoś tak natychmiast zrobiła w tył zwrot i uciekła z placu boju na kilkanaście minut. Z integracji w tym przypadku nic nie wyszło, bo i jak po takim "wstępie"....

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 147 (205)
zarchiwizowany

#68551

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
piekielni użytkownicy ścieżek rowerowych

Ja wiem że temat oklepany. Ale ostatnio szlag ciężki mnie trafia do tego stopnia że zaczęłam wrzeszczeć na ludzi...

Przypadek #1.

Dwie panie sobie jadą powoli całą szerokością ścieżki. Okolice 6 nad ranem. Na mój widok, jadącej z naprzeciwka, powinny zwolnić prawą stronę? Nie, po co, ja zwolnię, a im się wygodniej gada jadąc obok siebie. Mijam je prawie codziennie. Po zwróceniu uwagi nic się nie zmieniło, może bardziej chmurne spojrzenia mi rzucają.

#2

Nordic walking na ścieżce rowerowej. Aż kusi mnie spytać czy te kijki mają kółka...

#3 Matka roku z dziećmi, chyba bliźniaki, poniżej 3 lat na pewno. Obydwie sztuki śmiało śmigają na rowerkach biegowych. Teoretycznie po chodniku, praktycznie co i róż robią urocze kółeczka po ścieżce rowerowej. Ich szczęscie, że jechałam wolno bo wymijałam wcześniej pieszych na wspólnej części ścieżki dla pieszych i rowerzystów. Jadąc z normalną dla mnie prędkością, zmasakrowałabym te dzieciaki. Ścieżka rowerowa jest dość mocno uczęszczana. Reakcja Mamy na zwrócenie uwagi " czy pani sobie zdaje sprawę że to jest dla nich niebezpieczne"???? Wielkie oczy i grymas wkur...enia na twarzy. Nie czekałam, nie miałam czasu, pojechałam dalej, ale ciekawe czy w ogóle zastanowiła się nad tym co usłyszała.

#4 Rowerzystka roku. Godzina około 23.30. Ścieżka nieoświetlona. Jadę jak co dzień, byle szybciej do domu. Coś mi się rusza. Na wszelki wypadek zwalniam. Wyskakuje mi nagle kompletnie nieoświetlony rower, nic, nawet odblasków brak, jadący z dużą prędkością ŚRODKIEM ŚCIEŻKI. Zdążyłam krzyknąć "a gdzie oświetlenie", i tyle..nawet nie uraczyła mnie odpowiedzią.

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 45 (139)
zarchiwizowany

#67229

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia http://piekielni.pl/67216 przypomniała mi niefajną sytuację sprzed 3 lat.

Przychodnia specjalistyczna. W momencie rejestracji z dostępnych numerków (zapisy "na godzinę") jedyne co było dostępne to zapis który wymagał ode mnie lecenia "z jęzorem na wierzchu" z pracy po dziecko do przedszkola i tam samo dalej do przychodni. Za to gwarantował że w miarę zdążymy z załatwieniem wizyty i powrotem do domu na czas kiedy córkę dopada mały głód, i zaczyna być mocno nieznośna :)
Więc duża spina żeby zdażyć, ale za to zje porządnie w domu a nie zapychacze po drodze.
Ze wspomnianym wyżej jęzorem udało mi się dotrzeć bez spóźnienia. Kiedy nadszedł nasz czas, tzn. osoba przed nami weszła i już z 10 minut była w środku, wleciała mamuśka z bliźniakami, od razu bez żadnego "dzień dobry" ogłaszając że spóźniła się 40 (!)minut i teraz ona wchodzi.
Zazwyczaj jeśli tylko mogę wpuszczam, przepuszczam. Ale po pierwsze wiedziałam że dwójka dzieci oznacza jakieś 30-40 minut dłużej, co z kolei oznacza że moja zgłodnieje, rozmarudzi się i będzie ciężko i z badaniem, i później z powrotem komunikacją miejską. Po drugie zaś, "ton nie znoszący sprzeciwu" w kwestii kolejności wchodzenia bardzo mi się nie spodobał. Rozumiem korki, praca....ale chociaż jakiś uśmiech i "proszę, przepraszam"? Nie mam obowiązku wpuszczać spóźnialskich, i to o prawie godzinę, sama zrobiłam co mogłam żeby zdążyć a łatwo nie było.
W każdym razie stanowczo odpowiedziałam że przykro mi ale nie mogę jej wpuścić, mam ograniczony czas i mam nadzieję że pozostali mają go więcej.
Pani odstawiła mi małe awanti na temat mojego braku wychowania, po czym jak wychodziła osoba przede mną po chamsku odepchnęła mnie od drzwi, wepchnęła swoje dzieci i zadowolona zamknęła drzwi za sobą.
40 minut.
Oczywiście młoda się rozjęczała, oczywiście miałam przechlapane w poczekalni, na wizycie jej współpraca z lekarzem też średnio się układała, o drodze powrotnej wolę nie wspominać.
A mogłam się nie śpieszyć, spokojnie zabrać ją po przedszkolu do sklepu po "zapychacz", i równie chamsko co tamta matka wepchać się po czasie do lekarza....

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 102 (258)
zarchiwizowany

#67228

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Świeża sytuacja "z trasy".

Mąż dzisiaj wyjechał z córką na kilka dni. Autem. Przed chwilą zadzwonił opowiedzieć mi o niemiłej przygodzie.

Droga dwupasmowa (chyba....tzn. taka na której jest jpo jednym pasie w każdą stronę, przepraszam, nie jestem kierowcą i nie znam się ;)).
Przed mężem jedno auto i rowerzysta, za nim stary polonez. Kierowca z przodu decyduje się wyprzedzić rowerzystę, mąż chciał zrobić to samo ale naprzeciwko pojawiło się auto więc wyłączył kierunkowskaz i wrócił na swoje miejsce za rowerzystą. I co widzi w lusterku wstecznym? Kierowca poloneza - jak wiadomo bardzo dynamicznego i zwrotnego pojazdu - postanawia pokazać co potrafi, zaczyna wyprzedzać męża i rowerzystę....i wpycha się prosto pod auto z naprzeciwka, którego kierowca mając do wyboru czołówkę albo zjazd do rowu wybrał to drugie. Bogu dziękować nikt nie ucierpiał, ale skończyć się mogło bardzo różnie.
Mąż chociaż doświadczony kierowca, dzwonił do mnie lekko roztrzęsiony, ma przecież na pokładzie dziecko, a sytuacja mogła się rozwinąć w dowolnie różny sposób. Teraz dochodzą do siebie po oczekiwaniu na policję, złożeniu zeznań, w przydrożnej restauracji. A ja zamiast delektować się chwilą (czyli kilka dni bez żadnych obowiązków poza pracą), myślę o tym jak różnie mogła się ta głupota kierowcy poloneza skończyć. Trzeźwy był podobno, więc po prostu głupi...

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 108 (198)
zarchiwizowany

#67119

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jeszcze o pracy.
Bezrobocie mamy podobno. Tymczasem u mnie w Żabce od 3 mcy wisi nieustannie ogłoszenie o poszukiwaniu pracownika, plus ogłoszenia w prasie. Mało tego, na ulicy jeszcze w dwóch sklepach są takie same ogłoszenia.
Zgodzę się że praca w sklepie to nie jest może szczyt marzeń. Może stawka nie jest najwyższa. Ale jeśli nie ma się żadnej pracy, to chyba żaden dyshonor popracować gdzieś, gdzie się da przeczekać do czasu aż coś się znajdzie? Tymczasem...ogłoszenie wisiało od marca. Dopiero teraz pojawili się konkretni i naprawdę zainteresowani ludzie. Wcześniej 90% to były zapytania "bo koleżanka by chciała ale nie ma czasu podjechać więc proszę powiedzieć ile za godzinę" - sorry ale jak nie ma czasu osobiście spytać o pracę tylko wysyła koleżanki, to chyba nie mamy o czym rozmawiać.
Drugi schemat: (ogłoszenie o pracy na pełen etat, godziny i system pracy sklepów tej sieci nie są naprawdę tajemnicą) - kolega/narzeczony to by chciał nawet (oj, naprawdę, NAWET by chciał???) - ale on to w weekendy nie za bardzo. Cóż, moja odpowiedź - czyli że kolega chce żebym ja za niego w każdy weekend pracowała?
Trzeci najbardziej tragikomiczny: ja chcę tu pracować, ale nie będę....(tu lista czego nie będzie, od samodzielnego otwierania/zamykania sklepu, poprzez rozliczanie prasy, po obsługę lottomatu którego nawet nie ma u nas). Próbuję nawet tłumaczyć że na spokojnie wdrażamy nowe osoby, że to nie jest nic trudnego zamknąć sklep, ale nie i już.
Cztery.
Przychodzi dziewczyna, chce pracować. Mgr inż czegoś tam. Znaczy się może nie zna tej pracy, ale powinna myśleć. Teoretycznie. Błąd. Każda informacja, co jak ma zrobić po prostu nie dociera, robi po swojemu. Tłumaczymy że układamy towar wg dat ważności - przerywa w pół słowa, przecież ona wie, rozumie, sprawdzenie po jej pracy....bez komentarza.
Jednocześnie narzekając że nie ma pracy dla ludzi z jej wykształceniem. Szefa i nas starych wyjadaczy poucza jak mamy pracować i kompletnie ignoruje wszelkie próby nakierowania jej na to co ma robić i w jakiej kolejności. Wyleciała po tym jak uznała że prośba osoby za kasą, z kolejką Klientów, po 23-ciej o zamknięcie sklepu kluczami, jest nieistotna bo ona właśnie chciała coś innego zrobić.
Z rozmów z ludźmi z sąsiednich również poszukujących pracowników sklepów, wiem że mają to samo doświadczenie.
Jak napisałam na początku może to nie jest oferta pracy level max, ale jednak jest to jakaś okazja zarobić jakieś pieniądze nawet do czasu znalezienia lepszej pracy, ale lepiej narzekać na besrobocie i stawiać wymagania powyżej tego na co można realnie liczyć.

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 0 (30)
zarchiwizowany

#67117

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sama nie wiem czy piekielna byłam, oceńcie :)

Jak pisałam wcześniej pracuję w Żabce. Pisałam też że mam dość mocno wyluzowanego i w porządku szefa. Czasem jak głupawka nas najdzie, bawimy się w szukanie okazji do rzucenia mocno dwuznacznym tekstem, najlepiej takim po którym drugiej stronie zabraknie pomysłu na tzw. ciętą ripostę :)
Dzisiaj chyba lekko przegięłam :D
Pojawił się nowy pracownik, facet. Pierwszy dzień dzisiaj, akurat na dostawę. Teraz małe wyjaśnienie jak to działa przy dostawie: otóż sprawdzamy towar wg dokumentu WZ, zaznaczamy "ptaszkiem" pozycje sprawdzone, nam jakoś lepiej robić tego "ptaszka" z prawej strony, zaś nowy kolega, który już pracował kiedyś w Żabie stawiał uporczywie po lewej bo tak się tam nauczył. Rozmawialiśmy z nim o tym, uparł się że jemu tak lepiej, OK nam to ryba byleby sprawdzał porządnie.
Przy kolejnej palecie kiedy to ja byłam sprawdzającym, okazało się że z dwóch rodzajów czekolad Wedla nowy kolega (ptaszek po lewej) odhaczył wcześniej nie tą co trzeba (czyli tą którą dopiero ja rozpakowałam, zaś ta którą oni wcześniej kiedy mnie nie było, sprawdzili, była nieodhaczona na WZ). Pilnujemy takich rzeczy żeby potem stany się zgadzały, więc wołam obydwóch i radośnie wołam:

Ja: ktoś tu zaraz w dupę dostanie, ale ja wiem kto bo Was chłopaki po ptaszkach poznaję!!!

....

mina szefa - wygrałam dzisiejszy pojedynek, ciętej riposty zabrakło
mina nowego kolegi...hmm ciężko powiedzieć bo jakoś tak zaczął czegoś intensywnie pod ladą szukać :D

Cóż, 1-0 dzisiaj dla mnie :)

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 3 (41)
zarchiwizowany

#66788

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pisałam kiedyś o Mamie, jej udarze, i problemach z lekarzami.
Tamta historia niestety dobrze się nie skończyła, Mama po 4 miesiącach powolnego odchodzenia i cierpienia zmarła.
Piekielność dotyczy zachowania jednej osoby z dalszej rodziny w dniu pogrzebu.
Osóbka owa (żona kuzyna) kilka lat temu została świadkiem Jehowy. Nie żebym była zachwycona, jestem wierzącą katoliczką, ale nie wtrącałam się, nie komentowałam, nie oceniałam.
Przyszedł dzień pogrzebu Mamy. Kondycję psychiczną miałam jaką miałam, wiadomo, szczególnie że sama zajmowałam się organizacją i "załatwianiem" wszystkiego.
Pierwszy malutki co prawda zonk - ŻK przyjechała wraz z kuzynem i Ciocią. Pierwotnie miało jej nie być, miała zostać z dziećmi, ale ostatecznie ktoś tam się nimi zajął.
Pojawili się dopiero na sam koniec pogrzebu, kiedy Ksiądz skończył już w zasadzie ceremonię, stanęli jak najdalej z tyłu.
Rozumiem że ŻK nie wolno uczestniczyć w katolickich obrządkach, ale dlaczego przez nią reszta też nie miała takiej możliwości? Ciocia - siostra mojej Mamy - jest wierzącą osobą, i było jej przykro że nie odprowadziła swojej siostry w ostatnią drogę. Kuzyn usprawiedliwiał się że coś go tam w pracy zatrzymało i "nie dało rady wcześniej". Może tak, a może po prostu chciał zrobić tak, aby jego żona nie była w głupiej sytuacji siedzenia w aucie pod cmentarzem podczas mszy w kaplicy i ceremonii pogrzebu.....
Ale to był mały pikuś, ich sprawa, opisuję w ramach dygresji bardziej.
Piekielność była chwilę później...
Z cmentarza udaliśmy się na stypę do restauracji. ŻK tak zamanewrowała, że szła ze mną (chodnik dość wąski), jej rodzinka szła z przodu, moi z tyłu.
Jakieś 3 minuty po minięciu bramy cmentarza wyciąga z torebki swoje gazetki i wciska z tekstem "tu znajdziesz pocieszenie".
Nie wiem jakim sępem bez serca trzeba być, i jak opętanym nową "religią", aby do tego stopnia nie uszanować tego że 5 minut wcześniej sypałam ziemię na grób Matki. Naprawdę nie mogła się oprzeć???...szczególnie że wcześniej, zanim Mama zmarła widziałyśmy się, dość długo rozmawiałyśmy i ani słowem nie próbowała mnie "nawracać".
Czekała widać na "lepszą okazję"...

A jak się skończyła cała historia? Cóż, najpierw mnie zatkało, po kilku sekundach warknęłam ostro żeby to schowała i więcej mi na oczy nie pokazywała. Całą stypę zachowywałam się wzorowo, ale następnego dnia powiedziałam co o tym myślę, i chyba się na mnie wszyscy obrazili. Może to ja byłam tak naprawdę piekielna?

Edit: widzę że nie do końca udało mi się przekazać gdzie poczułam piekielność, więc wklejam odpowiedź do jednego z komentarzy też tutaj:

Próbowałam sobie to przełożyć na sytuację gdzie moja przyjaciółka, ateistka tak samo jak jej Rodzice, chowa jedno z nich, a ja chwilę potem próbuję "zaciągnąć" ją do Kościoła.
Nie wyobrażam sobie tego.
NIE w TAKIEJ chwili.
Nie mam pretensji że W OGÓLE spróbowała. Żal mam wielki że właśnie WTEDY. Tydzień (czy ileś tam) później odebrałabym to "normalnie" - i tak od początku spodziewałam się że kiedyś zacznie próbować, więc po prostu grzecznie acz stanowczo bym odmówiła i na tym by się skończyło.

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 86 (272)

1