Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

szczerbus9

Zamieszcza historie od: 23 maja 2018 - 20:00
Ostatnio: 5 marca 2024 - 19:09
  • Historii na głównej: 23 z 73
  • Punktów za historie: 2664
  • Komentarzy: 217
  • Punktów za komentarze: 735
 

#84615

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Spotkałem dziś na tyle nieodpowiedzialnego strażnika lewego pasa, że mogło się to skończyć dość poważnie, a w najgorszym razie tragicznie...

Długa prosta, niegdyś trasa przelotowa przez miasto. Dwupasmówka bez rozdzielonych kierunków, zakończona zwężeniem i rondem, do którego zmierzałem. Co więcej tablica o sugerowanym ruchu na "Suwak" wisiała tam na długo przed pierwszymi plotkami o obowiązku...

Dojeżdżam lewym pasem, a tam jak to w godzinach szczytu kolejka, parę samochodów za wysepkę. Przede mną czarny passat, a na prawym TIR (ciężarówka z naczepą). Przed passatem pusto to już liczę, że przyspieszy i zatrzyma się dopiero na zwężce... Gość jest w połowie naczepy i TIR coś dziwnie się zachowuje. Powoli zmienia pas, czym spycha passata. Kierowca ucieka na pas dla przeciwnego kierunku. Co więcej wydawało mi się, że TIR przez chwilę go tam trzymał (zwolnił, oby mi się wydawało) i już do samego ronda blokował obydwa pasy. Na szczęście chwilowo nic nie jechało...

Wpuściłem biedaka w passacie i sam wcisnąłem się na prawy pas. Przez chwilę miałem ochotę zblokować TIR-a na lewym, ale nie dość, że niewiele mu brakowało do jazdy okrakiem, to przede mną jechał ktoś bardziej bojaźliwy...

P.S. Niedawno zamknęli jeden z dwóch mostów (remont). Więc ruch się robi ciut "Dziwny"... Jest więcej korków, robią się w dotychczas nietypowych miejscach, a ludziom chyba ze szczęścia odbija (widać na Facebooku)... Wróżę więcej tym podobnych historii...

Lewy pas

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 55 (69)

#84167

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Może sam wyjdę na piekielnego...

Wspominałem już kiedyś, że pod firmą są kłopoty z parkowaniem. Winny jest remont pobliskich torów kolejowych, bo wcielono część parkingu dla pracowników do placu budowy.

Na początku stawałem w pozostawionej części, ale tam często ludzie siebie nawzajem zastawiali. Mało nie straciłem zderzaka, a kolega czekał prawie godzinę, żeby wyjechać, bo się komuś do domu nie spieszyło. Stamtąd wyemigrowałem na chwilę za tory, ale, nie ukrywajmy, jestem leniwy. Porównując, od ruszenia spod mojej bramy do wjazdu na plac parkingu mijała podobna ilość czasu, co od tego momentu do wejścia do szatni... Więc przeniosłem się bliżej bramy zakładu i zaczęły się problemy.

Pierwszym problemem był Kierownik. Miał upatrzone miejsce parkingowe. Ja znowu stawałem na pierwszym wolnym, więc czasem zdarzało się, że stawałem na tym. Wtedy jeszcze nie było tam żadnego oznakowania, a ten się mnie czepiał. Nawet doszło do tego, że Logistyka chciała ze mną porozmawiać. Ale poszedłem na zwolnienie lekarskie...

Teraz wróciłem po zwolnieniu i, jak zwykle, stanąłem w tym rzędzie. Jakby więcej kartek tam wisiało. Jest (i cały czas była) tablica z napisem "Zakaz parkowania na podjeździe do zakładu", a przy miejscach podrukowane i zbindowane kartki z numerami rejestracyjnymi. Ale kopert brak, więc kto by się przejmował.

Niemal od razu Strażnicy na bramie zwracali mi uwagę, żebym przestawił auto. Po odmowie zostałem zwyzywany od chamów. Kierownik zaczął mnie straszyć, że mnie zastawią. Słowa dotrzymał i wczoraj byłem pięknie zastawiony służbowym autem. Pięknie, ale nieskutecznie, bo osoba parkująca obok odjechała w momencie, kiedy doszedłem do auta i dałem radę drugim miejscem wyjechać. Trochę mi się spieszyło i żałuję, że przynajmniej nie udokumentowałem tego zdarzenia.

Dzisiaj od rana na hali wielkie poruszenie. Jednych śmieszyła sytuacja, inni byli raczej wściekli i zawiedzeni traktowaniem pracowników w firmie. Słowom otuchy i podsuwaniem artykułów nie było końca. Jednak pierwszy swój ćwiek wbił Kierownik:

K: I jak, Szczerbuś? Nauczyło cię to czegoś?
J: A czego miało to mnie nauczyć. Komuś się nudziło, to mnie zastawił. Raczej mało skutecznie, bo zaraz wyjechałem...
K: A ty umiesz czytać, wiesz, co tam było napisane?
J: I co z tego, nie ma typowych znaków drogowych, więc to jakbym wziął flamaster, kartkę, napisał i przykleił... Ta sama moc sprawcza...

W tym momencie kierownik fuknął parę razy i pogonił do drzwi, aż się za nim zakurzyło. Później jeszcze szukał mnie facet z Logistyki. Prosił dość grzecznie, żebym tam nie parkował, bo Dyrektor im suszy łby za te miejsca parkingowe. Nieśmiertelne "Zastanowię się", oznaczające NIE spławiło gościa. Jeszcze Strażnik na bramie pożegnał mnie lodowatym zaleceniem zmiany miejsca parkingowego, bo te są dla dyrektorów i kierowników. Trochę mi go żal, bo widać, że go ktoś opi3rdolił... Zobaczymy, co przyniosą nam przyszłe dni...

Nie czuję żalu, bo nie jest to oznakowane jakoś z sensem, a ten teren podobno należy do innego zakładu. Więc prawnie nie mogą mi nic zrobić... Zresztą jakby mogli, tobym już szukał auta na parkingu policyjnym.

P. S. W końcu pojawiła się jakaś sensowna szansa na ucieczkę z tego wariatkowa. To zmiana branży i nic pewnego, więc nie zapeszajmy...

Parking Praca

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 9 (119)

#84060

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zacząłem się leczyć psychiatrycznie. Schorzenie raczej popularne, znane i czasami niedoceniane przez ludzi. Tylko że ja mam pecha do "lekarzy".

Od psychiatry dostałem lek. Brałem go, ale było coraz gorzej. Niby norma przy psychotropach, ale to była przesada. Lek zabrał mi to, co mi z życia zostało. Ulotka potwierdziła obawy. Miałem sporą część działań niepożądanych, w tym 2 z 5 z zaleceniem kontaktu z lekarzem.

Już następnego dnia po przeczytaniu ulotki poszedłem do przychodni, ale najbliższy termin, w jakim moja pani doktor w ogóle będzie w przychodni, to następna, już umówiona wizyta. Odszedłem z kwitkiem, chociaż poniekąd słusznie. W innej przychodni nie będzie mojej karty. Inny lekarz, nawet rodzinny, nie będzie znał przypadku. Bałem się stosować ten lek, więc go nie brałem.

W końcu doczekałem do dnia wizyty. Na wizycie ręce mi opadły. Gdy zapytała się o stosowanie leku, uczciwie powiedziałem, że nie biorę i dlaczego.

W odpowiedzi usłyszałem: "Niepotrzebnie pan ulotkę czytał”. Dostałem zalecenie dalszego stosowania i wizyty za miesiąc...

Psychologa pomijam. Nie umiem do niej mówić. Czasem tak jest, że z jedną osobą przegadasz noc, z inną słowa nie zamienisz. Na pierwszym spotkaniu kac gigant, na ostatnim pogoniła mnie po około 15 minutach (wizyta 45 minut), gdy cały tydzień szykowałem się, co mam jej powiedzieć. Na następne miałem prowadzić dziennik uczuć i przygotować temat.

Dziennik jest, tematu brak do dziś. Na wizytę nie poszedłem... Może to mój błąd, ale nie widzę w tym sensu. Przynajmniej u tego psychologa.

Lekarz Psychiatra

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 99 (133)

#83811

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia ode mnie ze wsi. Dla ścisłości, było to co najmniej 7-8 lat temu.

Moja wieś jest w typie galicyjskim, zunifikowanym - czyli małe gospodarstwa, cienkie długie pola, a na dodatek od wyludnienia ratują nas ludzie przeprowadzający się z miasta i szukający spokoju (kiedyś o nich pisałem, ale to gdzie indziej).

Jak to na małych wsiach na wschodzie, wciąż mamy zamiłowanie do starych ciągników i improwizowanych wynalazków, takich jak sprężarka do pompowania kół z lodówki. I to właśnie w takim spotkaniu Ursusa C-330 ze sprężarką... Wygrała lodówka.

Zaczęło się niewinnie. Właściciel ciągnika chciał dopompować koła, więc podpiął sprężarkę i pompował. Lodówka nie ma jakiejś specjalnej wydajności, ale ciśnienie daje konkretne - więc nasz Bohater poszedł "Na Chwilę" do domu.

W międzyczasie odpalił TV i prawdopodobnie przy wspomnianym serialu zapomniał o Bożym Świecie... Po pewnym czasie jednak sobie przypomniał, wyszedł na podwórko i zamarł. Ciągnik już leżał na boku bez tylnej ćwiartki w kałuży krw... Oleju. Sprężarka nadal, niewzruszona, tłoczyła zabójcze powietrze...

Ciśnienie, zamiast zerwać wężyk z wentyla, rozerwało dętkę. Dalej poszło w felgę, zdematerializowało zwolnice, uszkodziło tylny most, a nawet przekładnię główną. Spodziewałbym się raczej, że pójdzie w oponę, ale to tylko dla ciągnika „bezpieczniejsze".

Na szczęście nikogo tam wtedy nie było. Nie chciałbym oberwać w zęby czy to kawałkiem felgi, czy częścią z ciągnika. Nawet jakbym oberwał kawałkiem opony, ciężko bym miał się podrapać po łysinie czy poczuć wiatr we włosach.

Zastanawiam się, czemu nie usłyszał huku. Przecież to musiało konkretnie j3bnąć...

Wieś

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 90 (160)

#83770

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sprawa dość nietypowa, a może się przyjmie...

Ostatnio miałem do przewiercenia otwór D12, w materiale twardszym niż standardowe 235 czy nawet 355 (dwa podstawowe gatunki stali konstrukcyjnej).

Poszedłem więc do sklepu po nowe wiertło, licząc, że fabryczne naostrzenie będzie tu strzałem w dziesiątkę. Dodatkowo wybrałem najdroższe wiertło, pięknie oznaczone lepszymi osiągami wyrażonymi w procentach...

Dotarłem do garażu, na wiertarkę i wiercimy... Przynajmniej próbuję, bo nic nie idzie... Cisnę, wiertło się grzeje, a nie idziemy do przodu. Na początku myślałem, ze materiał taki twardy, później zauważyłem, że wiertło lekko się stępiło... Moja szlifierka to jakaś kpina, ale jest, parę sekund, kątów nie zmieniałem i z powrotem w wiertarkę... Tym razem samo szło, aż ciężko było wiertarkę utrzymać...

Wniosek... Chyba kupiłem tępe wiertło. Problem w tym, że większość narzędzi w sklepach jakie oglądam są zwyczajnie tępe. Nie nadają się do pracy, a niektóre, zwłaszcza siekiery, wymagają naprawy...

narzędziowy

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 137 (173)

#83624

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziś po raz kolejny cieszyłem się, że mam dobre hamulce w samochodzie. Klasyczna sytuacja, przemieszczam się po mieście i ktoś mi wyjeżdża pod koła z podporządkowanej, nawet bez patrzenia czy coś nie jedzie.

Tym Kimś był główny BeHaPowiec, oficjalnie Główny Inspektor BHP, odpowiedzialny za bezpieczeństwo w firmie w której pracuje... Troche było mi zderzaka szkoda, bo byłby śmiech na cały zakład...

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 98 (116)

#83370

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Znowu będzie o firmie w której jeszcze pracuję. Znowu porobiło się śmiesznie...

Od ponad tygodnia spawam obudowę filtra do kanału. Jest to spore, więc spawania jest sporo, a co za tym idzie od razu wiedziałem, że będę miał problem wyrobić się i reszta będzie na mnie czekać. Ale nie przewidziałem tego co zrobi jeden z kierowników.

W poniedziałek padło hasło ISO. Jest to kontrola z zewnątrz, dotycząca jakości produkcji, a uzyskany certyfikat pozwala firmie występować na europejskim rynku. Czyli sprzątanie, które trwało cały poniedziałek i wtorek. Straciliśmy 2 dni, bo trzeba było wyczyścić halę i wokoło jak blok operacyjny do operacji mózgu. Nadmienię, że jeden z Kierowników, odpowiedzialny również za sprawy BHP działu) dostał przerostu ambicji i nas ganiał. Oczywiście wyszło na jaw, że nie można używać nie certyfikowanych narzędzi. Okazało się, że zostaliśmy praktycznie z szlifierkami i spawarkami, ale nawet bez przedłużaczy, bo wszystko trzeba było wyrzucić, a przynajmniej skutecznie schować. Coś tam zostało, ale tak jak mówiłem, większość narzędzi jest wykonywana przez nas na hali. Reszta nie miała i tak dopuszczeń, bo kierownik nie chciał wypisać zlecenia na dopuszczenie (coś jak badania techniczne). Moja praca była dodatkowo sabotowana przez fakt, że nie mogłem używać rusztowania, z którego tam korzystałem.

Dzisiaj przyszli do nas Dyrektor i drugi Kierownik (odpowiedzialny za wykonywany przez nas projekt) z pytaniem kiedy kończę to spawać. Nie brałem czynnego udziału w dyskusji, poza niezdecydowanym "Ciężko stwierdzić". Za to kolega wyjechał, że nie mamy czym pracować, bo nic z starego, zużytego sprzętu nie było kasowane i chcąc pobrać nowy z magazynu spotykamy zdecydowane veto. Dyrektor niestety nie zrozumiał co usłyszał i o co koledze chodzi. Odszedł wzruszony, że terminu prawdopodobnie nie dotrzymamy... o 2 dni.

Drugi Kierownik (ten od projektu) jest o tyle człowiekiem, że z nim jedynym da się w miarę normalnie porozmawiać i czegoś dowiedzieć. Gdy Dyrektor już zniknął w zaciszu swojego biura do nas doszły informację, że on sam blokuje wszelkie działania, pozwalające uniknąć obecnego stanu (kasację, zakup narzędzi), a teraz jest "wielce zdziwiony".

Komisja ISO przychodzi jutro i nie tylko na naszym wydziale są takie akcje. Z magazynu na przykład zniknęło część kartotek (w tym moja). Wszyscy chodzą na baczność i pewnie gdyby załatwić sobie biały kask to część narobiła by w zbroję... Najlepsze jest w tym to, że najpóźniej do przyszłego piątku sytuacja wróci do smutnej normy. Czemu do piątku, daję tydzień na powrót narzędzi z ukrycia i złomu.

praca

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 146 (168)

#83057

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W odpowiedzi na historię https://piekielni.pl/83054, bo mi się coś przypomniało.

Temat ten usłyszałem od kolegi z pracy. Mieszkam nie tak daleko od Kazimierza Dolnego, a ten kolega w bezpośredniej bliskości, dokładnie na południe od miasteczka. Teren wybitnie rolniczy, głównie sadowniczy. Ostatnio pojawiła się też moda na kupno działek i budowę domków letniskowych przez ludzi z stolicy, tzw. Warszawkę (określenie stosowane do tych ludzi).

Otóż Warszawka potrafi zadzwonić na Policję na jadące z pola ciągniki. Jest to uciążliwe dla rolników, bo gdy parę osób zadzwoni, Policja dla własnego świętego spokoju wysyła patrol.

Zazwyczaj podobno już się nie czepiają, ale zatrzymują do kontroli dla wspomnianego spokoju. Przy okazji mącą spokój rolnikom. W kabinie jest dość głośno i nie jest aż na tyle szczelna, by nie śmierdziało w środku. Do tego zmęczenie po całym dniu i już by chcieli być po prysznicu w łóżku.

Pomijając stopień wygłuszenia ciągników, nie ma zakazu poruszania się nimi w godzinach nocnych. Zostając w temacie oprysków, jest nawet nakaz pryskania wieczorem i w nocy, ze względu na pszczoły. Częściowo istotnym szczegółem jest sposób opryskiwania sadów. Trzeba przejechać każdym rzędem, przez co schodzi dość długo.

Jeszcze rozumiem delikatne upomnienia o światła czy rażące usterki, ale uporczywe dopi3rdalanie się już wykracza poza mój dobry smak.

Nasze rodzime Ursusy C-300 to naprawdę świetne ciągniki. Proste i wytrzymałe mechanicznie, wystarczy o nie trochę zadbać, bo jeżdżą i pracują pomimo ponad 30-40 lat w polu.

Chciałbym zobaczyć dzisiejsze ciągniki po takim czasie...

pole droga wieś

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 115 (175)

#82837

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z jednych zakupów w tygodniu... Kilka dni temu.

Dowiedziałem się, że jestem, cytuję "Tłustą Świnią" i że takich jak ja powinno się utylizować nawet dla naszego własnego dobra.

To od początku. Ważę ok. 120 kg przy wzroście 185 cm. To sporo, ale oprócz tłuszczyku mam też trochę mięśni... Tyle, że uchodzę za osiłka wśród rodziny i znajomych.

Tego dnia byłem dość zmęczony. Upały dają mi w robocie popalić, dodatkowo jako pracownik fizyczny trochę się szarpałem. Po robocie jeszcze kosiłem (ręczną kosą, tzw. "garbatą", tam lepiej sprawdzała się niż spalinowa) i dopiero na wieczór na zakupy z lubą.

Byłem dość zmęczony, ale sam supermarket jakoś poszedł. Ja z zakupami do samochodu, a Luba jeszcze chciała zobaczyć stoisko z książkami, które tam było. To tam siekło mnie zmęczenie. Do tego stopnia, że musiałem się oprzeć o półkę, bo ledwo stałem. Od razu poprosiłem moją towarzyszkę, by się pośpieszyła, bo jestem zmęczony... W tym momencie zza pleców krzyk.

Typowa Dziunia, tleniony blond, opalenizna ciemniejsza niż włosy, tipsy, szpilki, szpachla (makijaż) i skąpy strój. Podniosła krzyk, że jakim prawem popędzam tę dziewczynę, że jestem gruba świnia, jak ja się poruszam etc. Teraz już nie pamiętam wszystkiego, ale paplała dobre 5 minut.

Luba próbowała mnie bronić, ale ja nawet na to nie miałem siły. Ukochana wybrała kilka książek, więc za nie zapłaciliśmy i wyszliśmy z centrum handlowego. Oczywiście cały czas w akompaniamencie rozżalonej dziuni. Na szczęście nie szła za nami na parking...

supermarket sklep

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 66 (128)

#82390

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnie dwa dni były deszczowe. Zapewne pokrzyżowało to z lekka plany rolnikom, szczególnie tym, którzy zbierali w tym roku siano. Teraz większość pras do siana i słomy to prasy rolujące, które wiążą w walcowate belki o średnicy 1,2-1,5 m. U mnie jednak nadal dość popularne są prasy wiążące w małe kostki, które ręcznie ładuje się na przyczepy. Praca ogólnie jest ciężka, typowo siłowa, ale bardzo przyjemna.

Widząc wóz siana, przypomniałem sobie wyjazd, typowo zarobkowy, do Niemiec, na tzw. "Grzejniki". Pojechałem tam jako spawacz, ale przyznaję, że tylko na niektórych weekendach wiało nudą.

Z całej plejady dziwnych akcji, teraz poruszę tylko temat prac "Innych". Bo jak tu inaczej połączyć spawanie i sianokosy. Przy każdej umowie o pracę jest wyszczególniony zakres obowiązków. W moim przypadku jest to szykowanie materiału do spawania, łączenie części, spawanie, czyszczenie spoin i weryfikacja wzrokowa, inne prace w zakresie wykonywanego zlecenia, utrzymanie porządku i dbanie o sprzęt. O ile do początku listy nie mam zastrzeżeń, tak dalej robią się schody.

Jako inne prace na zleceniu można podciągnąć składanie grzejników, malowanie, cięcie materiału, czy prace typu gięcie poprzeczek, wybijanie otworów w blaszkach czy zaginanie spinek. Trzy ostatnie były na tyle nudne, że uchodziły tam za torturę...

Utrzymanie porządku czasem tam oznaczało koszenie trawy na firmie, pielenie rabat, czy nawet utylizację połamanych palet i innego drewna w sporym rębaku. Wszystko to robiłem, nawet fajnie było, a raz nawet rzuciłem w kolegę połówką euro-palety... To były czasy. ;D

Tylko jeszcze jak podciągnąć pod zakres obowiązków wyprowadzanie psa szefowej, prace leśne, sprzątanie w garażach na wsi czy wspomniane wcześniej sianokosy. Przypominam, że było nas tam łącznie 11 osób, z czego było 2 malarzy, a reszta spawacze. Z wyżej wymienionych brałem udział w sianokosach i żniwach (słomę też woziliśmy).

Tam sianokosy były później, bo coś koło połowy lipca. Tego dnia po południu (robiliśmy do 6 pm) przyszedł do nas majster i mówi nam, że musimy pojechać na pole po siano. Pierwsza myśl "Kpisz czy o drogę pytasz", ale co nam szkodzi, będzie śmiesznie i w sumie było. Wzięliśmy busa z firmy, widełki i sio na łąkę... Tam już czekali kolega w ciągniku z przyczepą, szef w Unimogu (Mercedes) i siano w tych małych kostkach. Na tyle nie dowierzałem w to, co się dzieje, że rzucałem jedynie, wyklinając kolegę, bo wziął "Zbożówę". Zbożówką nazywam przyczepę przystosowaną do przewozu zbóż, dla niekumatych, wierzch burt w tamtej był na ok. 2,5 m od ziemi...

Załadowaliśmy, rozładowaliśmy i przy okazji poznaliśmy osobiście konie, dla których to robiliśmy. A z robotą wyrobiliśmy się idealnie w czasie normalnej pracy. Nie było tego dużo, a my mamy teraz nieśmiertelną ciekawostkę, w którą niewielu nam wierzy...

Jednak najlepszego dowiedzieliśmy się na kwaterze. Tam jest tak co roku, a ci, co nie chcieli robić byli wręcz zmuszani do zjazdu. To był wyjazd na zasadzie wynajmu pracowników, więc zawsze Niemiec dostawał nowych ludzi, jak potrzebował, a, nie wiedzieć czemu, polskie kierownictwo aż tak właziło im w rzyć...

A mnie, próbującego węszyć i szukającego sprawiedliwości, najpierw spróbowali zajechać, a potem zesłali mnie z zapaskudzoną opinią...

zagranica praca

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 43 (89)