Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

ubycher12

Zamieszcza historie od: 20 kwietnia 2011 - 10:55
Ostatnio: 7 marca 2013 - 13:41
O sobie:

U-boot;
1) Osobnik nieobliczalny, rzędu milionus ideos et minutos, podgrupy maniak literatus. Wysoce niebezpieczny dla otoczenia z powodu wykazywania wrodzonych tendencji samobójczych poprzedzonych okrzykiem "Patrznato" względnie "Potrzymajmipiwo".
2)Określenie niespełnionego rysownika i pisarzyny
3)Maszyna pseudointeligenta, zdolna pracować do 72h bez przechodzenia w tryb uśpienia, napędzana nikotyną i alkoholem etylowym
4)Wg niektórych "Największy świr o twardej dupie i złotym sercu"

  • Historii na głównej: 46 z 79
  • Punktów za historie: 45406
  • Komentarzy: 203
  • Punktów za komentarze: 2080
 

#48010

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Powróciłem!
A dlaczego mnie nie było? Zostałem pobity, okradziony i wylądowałem w szpitalu. Sprawa na policji, etc.
To co się stało wczoraj pokazuje jak piekielne przepisy prowadzą do niezręcznych sytuacji.

Zaraz po wyjściu ze szpitala dostałem telefon, że mam się stawić na komendzie po odbiór moich zabezpieczonych rzeczy. Policjant był wyraźnie zmieszany informując mnie o tym, więc z mieszanymi uczuciami udałem się do komendy miejskiej.

Na miejscu z niepewnym uśmiechem pan aspirant mówi:
- Nie wiem czy to się panu jeszcze na coś przyda, ale mam obowiązek oddać to panu jako pana własność.

Po czym wręczył mi kopertę z ową "moją własnością", a wewnątrz otrzymałem od policji...

...mój ząb.

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1283 (1367)

#42010

przez (PW) ·
| Do ulubionych
I po co ja się odzywałem?
Zachciało mi się pisać na piekielnych, to teraz mam. Tylko po co ja się odzywałem?

Do rzeczy. W poprzedniej historii pochwaliłem się swoją produkcją. Na własne życzenie otworzyłem wrota piekieł.
Moją skrzynkę zasypały wiadomości dotyczące moich wyrobów. Owszem moja próżność została miło podłechtana wieloma pochwałami i olbrzymim zainteresowaniem, jednak gdyby było tak cudownie to bym teraz nie pisał. Nie chciałem odpisywać po kilkadziesiąt razy tego samego we wszystkich wiadomościach, więc stworzyłem taki "szablon FAQ" i w ten sposób odpisywałem:

"Witam.
Proszę o wybaczenie, ale z powodu nawału wiadomości po publikacji tamtej historii odpowiadam przy pomocy kopiuj/wklej na najczęściej zadawane pytania.
1. Czy mam jakieś zdjęcia moich "dzieł"?
Jak wspomniałem w historii - NIE. Jednak z powodu dużego
zainteresowania postaram się jak najszybciej to naprawić i zrobić zdjęcia przynajmniej próbek splotów.
2. Czy można coś u mnie zamówić?
Jak najbardziej tak, lecz trzeba się na chwilę obecną liczyć z tym, że cierpię na poważny brak materiału (zawleczek), więc nie jestem w stanie podać nawet w przybliżonym terminie terminy
ewentualnej realizacji.
3. Jak z odbiorem?
Oczywiście listownie lub osobiście w Opolu.
4. Jaka cena? Po ile? Jaki koszt? Etc.
Nie da się określić tego ogólnie. Wszystko zależy od:
a) Splotu
b) Koloru
c) Czy ma być z podszewką czy bez
d) Typu torebki
e) Czy z paskiem czy bez
Jednakże, że najczęściej pytany jestem o srebrne nieduże
kopertówki (właśnie wymiaru koperty) to tu w zależności od powyższych czynników ceny wahają się od 80 do nawet 250 zł.
Oczywiście jeśli ktoś będzie chciał w ramach obniżenia kosztów dostarczyć mi zawleczki, to naturalnie przyjmuję każdą ilość, a cena zostanie proporcjonalnie obniżona (20 zawleczek naturalnie nie da takiej zniżki jak 200). W razie dalszych pytań proszę śmiało pisać.
Pozdrawiam Ubycher12",
ale poziom niezrozumienia niektórych osób osiągnął granicę absurdu.

Najlepsze kwiatki:

1)-Czyli za każdą zawleczkę 1 zł mniej?
-Nie. Tak byłoby dla mnie całkowicie nieopłacalne.
-No ale jak to? Przecież tak za 80 zawleczek miałabym już tylko za koszt przesyłki! Ale jesteś... :/

2)-Masz już te zdjęcia?
-Nie, przykro mi, ale nie mam materiałów do wykonania wszystkich splotów, a dostęp aparatu z odpowiednią rozdzielczością będę miał dopiero po długim weekendzie.
(15 min później)
-Masz już?
(1 h później)
-Co z tymi foto?
(następny dzień)
-Jesteś niepoważny! Jak ty traktujesz klientów! Nie chcę już nic od ciebie!
(2 h później)
-No to masz?
Nosz kur#$ $%$@#%#$^$$!!!!

3)-A ta kopertówka najdroższa to jaka jest?
-Bardzo drobny splot, wiązany muliną, z podszewką i paskiem. Jeśli potrzeba mam jeszcze drobniejszy splot, też wiązany, z podszewką z usztywnieniem, dłuższym paskiem i kilkoma bajerami, ale taką mogę zrobić tylko na bardzo specjalne zamówienie, bo pochłania ogromne ilości materiału, który w razie anulowania idzie na straty. Oczywiście jest DUŻO droższa.
-Aha. To za 100 zł mi taką zrobisz?
-Hmmm... Mógłbym 150 wziąć za całą robociznę, jeśli materiały zapewnisz. Uprzedzam jednak zawleczek na całość jest blisko 500 i muszą być konkretnego rodzaju + jakieś 25m muliny.
-A za 10 i dwa motki muliny nie da się do 100 zbić?

4)Dziewczę młode, od razu zastrzegło, że kasy nie ma, ale dodatkową ilością zawleczek może zapłacić za robociznę. Myślę: Ok, sprawa postawiona jasno, zobaczmy co zaproponuje?
Odpowiedź mnie rozwaliła: 10 zawleczek za każdą torebkę...
-Eee... To raczej śmieszna propozycja wiesz?
-No, ale jak to?! Przecież to zawleczki od drogich Energy Drinków z Anglii są! Rarytasy jak dla Ciebie!

Już nie wspomnę ile razy po tej mojej wiadomości dostawałem opierdziel, że cuduję skoro tyle kasy chcę za (tu z cudów i piękności moje wyroby stały się:) jakiś szajs, za g*wna z śmietnika wyciągniętego.

A teraz moja ulubienica na deser:

5)-A robisz też specjalne zamówienia?
-Czyli?
-No takie pod gust klientki?
-W sumie mogę. A jaka to miałaby być?
-Taka wiesz, kopertówka jakby, ale nie do końca, taka trochę workowata, ale kopertówka. Z białą podszewką, tylko nie taką dosłowną. Srebrną z kolorowymi wykończeniami, wiązaną muliną czarno-czerwoną, tylko, żeby tego czerwonego nie było widać. I z paskiem, tylko takim szerokim, ale nie rzucającym się w oczy. I żeby nie było widać, że to handmade, tylko jakby fabrycznie taka była, jakąś metkę od ciucha doszyj cze coś.
Klik, klik, klik, klik, klik... Trybiki coś mi nie chcą zaskoczyć, a mózg woła litości.
-Wybacz teraz mi te słowa, ale inaczej nie wiem jak to ująć. Z całym szacunkiem: za cholerę nie wiem jak to miałoby wyglądać O.o
-Ajjjj... Wiedziałam, że z facetem się nie dogadam.

I po co ja się odzywałem?

Skomentuj (68) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1113 (1185)

#42053

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielna zemsta.
Koleżance cały czas ginął dość drogi krem do rąk, nieważne gdzie go schowała, zawsze po trochu ktoś podbierał, a że mieszka z 4 innymi dziewczynami sprawczynię, ciężko było ustalić.
Podpowiedziałem jej co zrobić, by ukrócić ten proceder.

Teraz cała pozostała czwórka chodzi z dłońmi aż po nadgarstki w kolorach, jak po łuskaniu orzechów.
Ot, jak mocny samoopalacz może oduczyć podbierania cudzej własności.

Skomentuj (47) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1394 (1436)

#41374

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Różnie można dorabiać. Ja jako jeden ze sposobów wymyśliłem sobie wykonywanie różnych rzeczy użytkowych z zawleczek od puszek. Wiem, że taki handmade nie jest raczej kojarzony z produkowaniem przez faceta, ale lubię taką dłubaninę, a wszelkie złośliwe komentarze ucinają się gdy wychodzi jaką kasę można z takich łańcuchów, pokrowców, kolczug, czy torebek wyciągnąć (z tych ostatnich szczególnie). Póki co jedynie grono moich znajomych wiedziało o tym zajęciu, nie reklamowałem się za bardzo, nie robiłem i nie publikowałem zdjęć wyrobów, jednak informacja wyciekła jakoś dalej, aż wczoraj doszła do piekielnej.

Piekielna napisała do mnie przedstawiając się mniej-więcej jako "siostra kuzynki mojej znajomej z ekipy Zdzicha Kociubińskiego". Zapytała o torebkę, bo chce na prezent dla kogoś tam. Powiedziałem, żeby wpadła pod mój akademik to się jakoś dogadamy.

Tak, przyszła.
J-Cześć. To co to ma być?
P-Cześć. No torebka z zawleczek.
J-Tyle to wiem, ale jaka? Kopertówka w rękę, na pasku, kostka, worek? Różne są.
P-Hehe, widzę przeszkoliła cię. Coś jak kopertówka z paskiem.
J-Ok. Powiedz mi tylko jaki kolor, na obecną chwilę mam złoty, srebrny i zielony tylko. Trzeba będzie tez rodzaj splotu wybrać.
P-Srebrna, ale eee... Jak splotu?
J-Ze srebrnych można spinać zawleczki na kilka sposobów; bezpośrednio ze sobą lub muliną, każdy daje inny efekt. Zobacz tutaj (pokazałem jej 4 różne sploty na przygotowanych wcześniej małych "próbkach").
P-Ten będzie fajny (pokazała najszybszy do wykonania).
J-No to dogadane. Za 3-4 dni powinna być gotowa, bo zawleczek mi powinno starczyć. Tylko wiesz ostatnia sprawa, ja nie pracuję charytatywnie...
P-No co ty? Za zwykłe przekazanie kasy chyba nie chcesz?
J-Jakie znowu przekazanie?
P-No tej dziewczynie, która to zrobi.
J-Jakiej dziewczynie? Ja sam robię te rzeczy.
P-CO?! Ty sobie ze mnie jaja robisz?
J-Nie, skąd! Poważnie mówię.
P-A to spadaj! Faceci nie mają za grosz gustu i poczucia estetyki w tych sprawach! Jeszcze zje**esz i zostanę bez prezentu! Albo jakieś szkaradztwo mi zrobisz! Myślałam, że to poważna robota. Nara!

I poszła.
No cóż jedyny plus taki, że na papierosa nie musiałem już specjalnie schodzić.

Skomentuj (63) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1012 (1076)

#35469

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia Nieja przypomniała mi co spotkało mnie i znajomego kilka lat temu.
Dla wyjaśnienia o kumplu: ma bardzo rzadką grupę krwi i często ją oddaje (w sumie od kiedy tylko osiągnął wymagany wiek). Druga rzecz: mieszka na starym osiedlu, za sąsiadów ma sporo dresów i innych osobników, ale w tej menażerii również małżeństwo "medyczne", czyli pielęgniarkę i lekarza.

Idziemy wieczorem do niego, pod pachami pizza + konsola, drogę tarasuje nam trzech karczków.
Wśród urew i wujów można było wyczytać iż mamy im nasze żarełko, sprzęt i zawartość kieszeni oddać. Wywiązała się najpierw głośna wymiana zdań (najdelikatniej mówiąc), a następnie szarpanina. W tym momencie na horyzoncie pojawia się wspomniane małżeństwo z siatkami zakupów. Zobaczyli co się dzieje i Pani [P]ielęgniarka krzyknęła:
P-Iksiński! (do tego, który w tym momencie trzymał mojego kumpla) Zostaw go w tej chwili!
I-Od***dol się!
P-(do męża) Psiakrew, zrób coś!
Ale Pan [L]ekarz już odstawił siatki i ruszył szybkim krokiem w naszym kierunku. Przystanął w niedużej odległości i niegłośno i spokojnie powiedział:
L-Synu, czy cię poj***ało? Wiesz kogo szarpiesz? Osobiście przetaczałem jego krew twojemu bratu jak się dwa tygodnie temu na motorze rozpi****lił.
Uwierzcie, w życiu nigdy nie widziałem, żeby od kogoś bił TAKI autorytet jak od L w tamtym momencie.
Dres puścił kumpla, burknął coś do pozostałych, drugi puścił mnie, na to L:
L-Chłopaki, zbierać rzeczy i idziecie z nami, a co do ciebie Iksiński; to żeby mi to był ostatni raz.
Zabraliśmy klamoty i prawie pędem ruszyliśmy do P.
Po drodze kumpel pyta:
K-Panie doktorze, poważnie moją krew pan podawał bratu tamtego?
L-Nie wiem, nie patrzę na nazwiska, ale grupa się zgadza.
K-A już myślałem, że będę miał spokój...
L-Bez obaw młodzieży! Iksiński zapomniał, że pojutrze ma umówioną wizytę w gabinecie mojego brata, sam go wysłałem. Zapamięta lekcję, gwarantuję.
K-Jak to?
L-Brat jest dentystą.

Zanim polecą gromy na "rodzinny interes"-małżeństwo pracuje w prywatnej przychodni osiedlowej i są cenionymi specjalistami, więc nie chodzi tu o "podsyłanie klientów rodzinie".

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 688 (744)

#34814

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Burza za oknem, to przypomniała mi się z Adasiem jedna historia.

Pilnowałem Młodego do godzin późnych. Burza na zewnątrz się rozszalała, to wszystko z prądu odłączone. Siedzimy przy świeczkach, ja z książką, Młody brzdąka na akustyku. Nagle pukanie. Patrzymy po sobie, na rodziców dużo za wcześnie, wiec ki czort? Kiwam Adasiowi, żeby do swojego pokoju poszedł, sam idę otworzyć. Otwieram. Za drzwiami piekielna sąsiadka. Krzyczy coś i wciska mi jakiś przedmiot w ręce. Po chwili zauważyłem, że to długa, gruba świeca-gromnica jak do chrztu.

J - Ale po co mi to?
PS - Jak to?! Świecę Świętej Panience w oknie zapalić! Burza jest! Bezbożnicy! Wszystkich nas popalą!

Nauczony nie wdawałem się w dyskusję. wcisnąłem jej gromnicę i wypchnąłem za drzwi. PS chwilę powaliła w drzwi, pokrzyczała i poszła.

Minął jakiś czas, deszcz zelżał, waliło tez jakby dalej. Pukanie. Tym razem Młody mnie ubiegł i zajrzał przez okno nad drzwiami na pietrze.

A - Wujek! Straż pożarna!

Biało przed oczami mi się zrobiło, lecę na dół, po drodze analizując wszystkie możliwe czarne scenariusze.
Otwieram. Strażacy miny nietęgie, pytają czy wszystko dobrze, czy to my zgłaszaliśmy wezwanie?
WTF?! Jakie wezwanie? Ano do prób podpalenia. Nie, nic nie wiemy. W domu trzy świeczki na stole, każda na talerzu dla pewności, Chcę już wpuszczać ich do środka, gdy zza węgła wyskakuje kolejny strażak z okrzykiem:

- Ku**a chłopaki obok się w oknie pali!

I wszyscy w te pędy pod dom PS. Biegiem na górę, Adaś już w oknie ogląda akcję. Okno wybite, straż leje wodę na parter, dwóch trzyma wrzeszczącą PS.
W każdym oknie jej domu gromnica.
Od jednej zapaliła się firanka i zasłona.

Finał: każdy kto miał cierpliwość słuchać, dowiedział się, że sataniści jej czarcią magią dom chcieli podpalić.

A! Skąd SP u nas? Dowiedziałem się na komisariacie. Sama PS ich wezwała (bo nie chcieliśmy bronić siebie i sąsiadów od burzy). Tak wrzeszczała przez telefon, że dyspozytor zrozumiał jedynie, że ktoś chce coś podpalić.

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 780 (834)

#31501

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pojechałem do Wro do znajomego na piwko+koncert. Jadę sobie tramwajem stojąc spokojnie. Na sobie bojówki 3/4, koszulka i jeansowy bezrękawnik z naszywkami zespołów na plecach.
Nagle ŁUP! Czuję ból w kręgosłupie. Obracam głowę, za mną stoi kilka osób, w tym dwa dresiki, kanar i starsza kobieta w fioletowym płaszczu. Każdy zajęty swoimi sprawami/rozmową/patrzeniem w okno. Zignorowałem. Może ktoś się po prostu zachwiał?
Jedziemy dalej i znowu ŁUP! Ponownie obracam łeb i ten sam widok co poprzedni, doszła tylko kobieta w średnim wieku. Zachwiać się raz rozumiem, ale dwa razy i w to samo miejsce? Myślę sobie: aha, albo zaraz będzie boruta z dresami, albo cyrk z wyzywaniem od satanistów. Dobra, wytrzymam ten ostatni raz.

Jazda trwa. Jakimś dziwnym przeczuciem obracam głowę i widzę ową starszą kobietę z pięścią uniesioną i wycelowaną w moje plecy.
-Co pani do k***y nędzy robi?! Czemu mnie pani bije?
-Ty satanisto! (Oho, jednak miałem rację) Bezbożniku ty! Jak śmiesz między porządnych ludzi wchodzić?!
-Kobieto. A skąd wiesz czy ja jestem satanistą czy nie?!
-Znam ja was! Zaklęcia diable na plecach sobie przyszywają!
Po zrobieniu facepalma, postanowiłem trochę jej dopiec i odwróciłem się do niej całkiem.
-Jaki ja satanista? Na przepustce z seminarium jestem! – tu rozchyliłem mój bezrękawnik i oczom pogromczyni demonów ukazała się moja czarna koszulka z potężnym krzyżem z Jezusem* na cały jej przód.
Kobieta się zapowietrzyła, chyba chciała coś powiedzieć, ale w tym momencie tramwaj się zatrzymał, a ona biegiem wyleciała z niego.

A teraz puenta:
Ów znajomy, o którym wspomniałem na początku uświadomił mi jedno: tego dnia poznałem słynną SzczęśćBoże...

*Koszulka nie była jakąś manifestacją religijną, to był jeden z artykułów promocyjnych do Pasji Gibsona.

komunikacja_miejska

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 736 (814)

#26331

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Takich historii jeszcze tu nie było (chyba).

Wstęp wprowadzający (długi):
Otóż, proszę ja Was, jak przystało na studenta mieszkającego w akademiku, poznałem tajniki produkcji cytrynówki. Z racji, że temat mnie zainteresował, po wielu eksperymentach doszedłem do kilku własnych receptur oraz "trików" w wytwarzaniu tegoż trunku. Dorobiłem się nawet własnej "marki", grona stałych "zamawiających" oraz od niedawna strony na fb.

Uprzedzę ostatnio aktywnych poprawnych prawnie, politycznie i obyczajowo: wszystko jest w 100% legalne, wszelkie składniki są kupowane w normalnych sklepach, a ja sam nie sprzedaję alkoholu, ot ktoś przychodzi ze składnikami lub daje mi pieniądze na nie, a ja jedynie zajmuje się "obróbką" (tak samo jakby ktoś robił dla Was ciasto z alkoholem, Wy dajecie składniki, on/ona gotuje i piecze albo przygotowywał drinki na domówce), zasięgnąłem języka u prawników (obecnych i przyszłych) i potwierdzili legalność takiego zachowania. Czasami ktoś rzuci groszem za fatygę, czasami odwdzięczy się przysługą lub dobrym obiadem (ponownie: NIE HANDLUJĘ!).

Moja cytrynówka ma kilka wersji, ale najważniejsze będą tu trzy: Light, Standard i Miazga.
Light - zwykły drink, prawie nie "tryka", ot delikatny poprawiacz humoru.
Standard - Zdradziecka, nie jest odczuwalna sama w sobie (słaba głowa-0,5, mocna-1l), ale cały alkohol uwalnia się dopiero po wypiciu dowolnego innego po lub w trakcie konsumpcji wspomnianej. (np.: butelka pusta, nic nie czujesz-> kieliszek czystej wódki -> "Skąd ja się wziąłem w swoim łóżku?!")
Miazga - Szatan, Loki, Cthulhu, Hades, etc. Sam spróbowałem jej tylko raz, znam tylko jedną osobę zdolną samodzielnie wypić 0,5l butelkę i nadal utrzymać się na nogach.
Koniec wprowadzenia. Historia właściwa, czyli skargi i zażalenia z całych 3 lat, więc wiele przypadków niczym z Eerie Indiana się skumulowało.

Light:
1)-Nie rusza mnie!
-Wiesz, że to Light i ma być bardzo słabe?
-Ale ja po Reds′ie się rozbieram a tu nic! (Wypowiedziane z podłogi, z której nie mogła wstać).

2)-To był czysty sok!
-Skąd ten pomysł?
-Bo wiedziałem, że jak ma być słabe, to zamiast pić, to alkoholem wyczyściłem obudowę lapka z farby olejnej i się teraz klei, więc to sok, a nie alko!

3)-Stary, jeśli moja dziewczyna znowu będzie chciała, rób jej tylko taką!
-WTF?
-Chłopie, myśmy tą mocną pili (Miazga) i padliśmy, a laski nic, ale gdybyś ty zobaczył tą dumę i szczęście w jej oczach na drugi dzień, że mnie przepiła!

Standard:
1)-Coś nie rusza...
-Mówiłem jak to pić. Czymś popijałeś?
-Noooo...
-Czyli?
-Herbatą ze starym sokiem malinowym, więc prawie wino, nie?

2)-Mocna jest?
-Zależy od głowy i jak pijesz.
-No, a taka średnia głowa?
-Bo ja wiem? Różnie, zależy od osoby.
-No a taka średnia osoba?
-Nie wiem, każdy inaczej ma.
-No a taka średnia laska?
-Mówię, nie wiem! Jedna da radę 1,5, inna 0,5 nie dopije, różnie.
-No a taka średnia? (Nosz %$#@*&%!!!)
-K***A! 1l i 3 piwa i każda twoja!
-STARY! To ja jutro ci wszystko przyniosę i mi narobisz na 12 sucz, ok? Tylko na ten sam wieczór! Będę pierwszy, który wszystkie panny z grupy zaliczy! (Temu panu podziękowałem za współpracę).

3)-Ziomek, co to za szatan był?
-Co?
-No normalnie nawet połówki nie dopiłem z bratem i współlokatorem.
-O.o Co wy z tym zrobiliście?
-Wiesz jak soczek smakowało, to po co się szczypać i popijaliśmy tym spiryt.
-Dżizas fu***ng krajst! Wiesz jaka to dawka alkoholu etylowego na raz?! Nic się Wam nie stało?
-Spoko, brachol z zatruciem w szpitalu, ale jak wyjdzie to powtarzamy. Na kiedy byś dał radę znowu zrobić?

Miazga (jedna póki co):
(Wpada koleś i wręcza mi dwie duże whisky z górnej półki)
-Dziękuję, dziękuję, dziękuję, DZIĘKUJĘ!
-Ale za co?
-Ta s**a zawsze jak się napiła to "muszę ci powiedzieć, ale nie mogę", "muszę, ale nie mogę" i tak w kółko. Próbowałem ja spić, żeby się wygadała i nic, Wino, piwo, wódka, drinki, NIC! Zasypiała zanim powiedziała! A tu bach! Trzy kieliszki i od razu zaśpiewała!
-Ale nadal nie wiem "o co kaman"?
-Młody, nie dość, że dzieciak nie jest mój, to jeszcze mnie zdradzała, a ja mam nagrane jak się przyznaje! Mało tego! S**a podpisała w końcu zgodę na badania genetyczne smarkacza! Rozumiesz?
-Niezbyt...
-MŁODY, ŻENIĆ SIĘ NIE MUSZĘ!!! Moje zdrowie wypij! Ja twoje przez tydzień będę pił!

Mam też trochę innych z cytrynówką związanych, jak ta się przyjmie to podrzucę i pozostałe.

gastronomia

Skomentuj (59) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1543 (1667)

#26335

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Szczyty sk******ństwa osiągano nie raz, sam poznałem kandydata na arcymistrza tej kategorii.

Bo czy ktokolwiek jest mi w stanie wyjaśnić, jak JEDNA osoba może osiągnąć taki poziom zezwierzęcenia i zrobić takie "combo" pozostawiając dziewczynę:
- Uciec z dnia na dzień bez uprzedzania.
- To ona pomogła mu się usamodzielnić po opuszczeniu Domu Dziecka.
- Pracowali oboje, ona - umowa o pracę, on - na zlecenie. Kredyty i raty oczywiście na nią, a w pustym mieszkaniu mieszkać nie będą.
- Ona była w 8 miesiącu z jego (pewne na 100%) dzieckiem.
- Zwiał gdy ona była na badaniach, zabierając WSZYSTKIE rzeczy, z meblami i wyprawką dla dziecka włącznie, zostawił jedno łóżko bez pościeli.
- Zabrał ze sobą sprzęt AGD i RTV, który ona nadal musiała spłacać.
- "List pożegnalny" zapisał na papierze toaletowym.
- Powodem jego odejścia miałoby być zaniedbanie jego potrzeb, rozumiane jako brak pożycia małżeńskiego w czasie ZAGROŻONEJ ciąży.
- Teoretycznie mógł wszystko zabrać, adwokaci rozkładali ręce, brak intercyzy, jej pozostało gołe mieszkanie, które przejęła już po ślubie, on zabrał sprzęt równo warty owym czterem kątom.

To wszystko miało miejsce 5 lat temu. Ona jakoś sobie poradziła, dzięki pomocy wielu dobrych ludzi. Czemu dziś o tym pisze?
Kilka dni temu otrzymała list z sądu, on domaga się odszkodowania za straty moralne i uszczerbek psychiczny (czy jak to się tam prawnie zwie) za czas gdy byli razem...

Ręce przy takiej bezczelności opadają...

Life

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1451 (1515)

#26332

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu prawdopodobnie po raz pierwszy w życiu miałem ochotę pobić BARDZO dotkliwie kobietę.

Wpadłem na dworzec do "Taniej Książki". Często można znaleźć tam gazety z poprzedniego miesiąca za 1/3 ceny sklepowej.
W pobliżu kręcił się mały chłopak z (najwyraźniej) matką. Byli biednie ubrani, nawet nie skromnie, po prostu biednie (a że u mnie w domu się nie przelewało, to potrafię rozróżnić).
Mały dojrzał w kiosku jakiś mały zestaw Lego i zaczął usilnie prosić o niego matkę. Ta zaczęła się wykręcać, na różne sposoby, ale jasne było jedno: nie stać jej było na takie zachcianki.

Maniakiem Lego jestem do dziś, więc nie wyobrażałem sobie jaką katorgą dla dzieciaka byłoby dzieciństwo bez choćby jednego zestawu, wymarzonych klocków. Podszedłem do kiosku, ale cena najmniejszego zestawu zwaliła mnie z nóg. Serce mam miękkie, ale groszem też nie śmierdzę. Jednak coś wpadło mi do głowy. Po chwili wyszedłem z TK z gazetą, do której był dołączony zestaw (no 4-5zł jeszcze da się wyskrobać, najwyżej mniej na fajki stracę). Podszedłem do w/w i zagadnąłem:

- Młody, chcesz? Dostałem za darmo, a za stary chyba jestem (wiem, bluźnię, na Lego nikt nie jest za stary ;P)
- Naprawdę? Mamo mogę?
I tu huragan wyzwisk, wrzasków i krzyków o zboczeńcach, wujach, pannach lekkich, etc.
Trochę głupio, ale młody miał już gazetę w rękach, więc obróciłem się na pięcie i do wyjścia.
Nie zdążyłem wyjść, a tu matka szarpie mnie za ramię i mówi:
- Panie chcesz mu pan pomóc, to inaczej. Stówka za godzinę, chętny?

Głupio się poczułem, że tez jestem świadkiem jak matka dla syna chce nisko upaść, ale zły adres wybrała, więc próbowałem obrócić to w żart, żeby jej nie urazić.
- Wie pani, z całym szacunkiem, ale pani nie za bardzo w moim guście.
- NO CO TY SZCZYLU?! JA???!!! O tym smarkaczu myślałam...

Od tego momentu nowy PhotoShop mógłby z mojej twarzy pobierać nowe odcienie czerwieni, wszystkie rozpoczynające nazwę od "MEGA-HIPER-ULTIMATE-OMEGA-OSTATECZNY-WK**W". Babka najwyraźniej zrozumiała, bo szybko zwiała.

Powiadomiłem sokistów, spisali moje dane jako świadka i mieli w razie czego się odezwać. Milczą 1,5 tygodnia.
Oby tylko matka w tym czasie nie ubiła "interesu życia".

life

Skomentuj (60) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1330 (1366)