Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

ubycher12

Zamieszcza historie od: 20 kwietnia 2011 - 10:55
Ostatnio: 7 marca 2013 - 13:41
O sobie:

U-boot;
1) Osobnik nieobliczalny, rzędu milionus ideos et minutos, podgrupy maniak literatus. Wysoce niebezpieczny dla otoczenia z powodu wykazywania wrodzonych tendencji samobójczych poprzedzonych okrzykiem "Patrznato" względnie "Potrzymajmipiwo".
2)Określenie niespełnionego rysownika i pisarzyny
3)Maszyna pseudointeligenta, zdolna pracować do 72h bez przechodzenia w tryb uśpienia, napędzana nikotyną i alkoholem etylowym
4)Wg niektórych "Największy świr o twardej dupie i złotym sercu"

  • Historii na głównej: 46 z 79
  • Punktów za historie: 45407
  • Komentarzy: 203
  • Punktów za komentarze: 2080
 

#17863

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam pewnego znajomego. Jest on stereotypowym przykładem "dresa". Zakumplowaliśmy się, gdy kiedyś wyciągnąłem go z pewnych opresji (w sumie to chciałem z nich wyciągnąć kumpla, a on skorzystał przy okazji ;P). Wiele było z nim sytuacji piekielnych, jednak jedna szczególnie utkwiła mi w pamięci.

Siedzieliśmy koło jego bloku, czekając aż jego młodsza siostra wróci z szkoły razem z kluczami do mieszkania. Po chwili pojawiła się cała we łzach. Powodem okazał się jakiś pijany facet kilka bloków dalej, który na chama zaczął się do niej przystawiać (swoją droga jak można po 40-stce lecieć "z łapami" do 14-latki mającej na oko jeszcze mniej?). W kumplu się zagotowało. Kazał mi zabrać siostrę do domu, a on miał "iść to załatwić". Wiedziałem co planuje, chciałem mu wybić bójkę z głowy, ale jak grochem o ścianę. Zabrałem więc ją do ich mieszkania, tam herbata, próbuję ją uspokoić, nawet się udało w pewnym stopniu po pół godzinie wpada Piotrek (ów kumpel) z jakimś swoim znajomym zataczającym się ze śmiechu.
Po chwili zauważyłem, że Piotrek ma jedną rękę całą we krwi. Rzucając urwami i wujami poszedł przemyć ją do łazienki. Jego znajomy zdołał jedynie wykrztusić:
-Ten lump k***a chciał się napie***lać! Ale jak k***a wstał to się wyj**ał na Piotrka, a ten k***a na niego! Ja pier**le chyba go zmiażdżył!
I w śmiech. Piotrek wyszedł z łazienki z już zabandażowaną ręką. Poczęstował wszystkich (oprócz siostry) piwem i zaczął tyradę o "pier****nych zboczeńcach". Nagle zauważyłem, że bandaż już całkiem przesiąkł mu krwią. Posprzeczaliśmy się trochę ("To trochę krwi tylko, nie panikuj długowłosa ci**o"), ale gdy odwinął bandaż cała ręka była już sina i zaczynał tracić czucie. Dał się przekonać biegiem na pogotowie. Tam na zabiegowym przyjął go lekarz wraz z praktykantem. Pooglądali rękę i zabrali się za czyszczenie rany. Nie powiem miny mieli oryginalne gdy znaleźli w niej ząb...
Ale cała piekielność objawiła się chwilę później. Siedząc w poczekalni i czekając na jakieś papiery Piotrek zaczął marudzić jak to mu źle i że czas tu marnuje. Przyszedł praktykant. Podaje papiery i nagle wypalił:
-A siostrzyczce nic nie jest? Może też ma jakieś nadprogramowe ząbki?
Wszyscy wpadli w śmiech który nagle się urwał gdy praktykant w przypływie ogólnej wesołości wstając złapał młodą za kolano. Ciszę jaka zapanowała na te kilka sekund zapamiętam na długo. Piotrek wstał i opatrzona ręką wyprowadził prostego wprost w czoło praktykanta (celował niżej, ale ten się uchylił).
-No k***a! Od razu mi lepiej! Takie leczenie to ja rozumiem!

O dziwo skończyło się tylko na słownej burze z lekarzem, a Piotrka musiał na nowo opatrzyć ktoś inny, bo pod siłą ciosu szwy się uszkodziły.

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 685 (805)

#17794

przez (PW) ·
| Do ulubionych
To będzie prawdopodobnie druga lub trzecia opowieść w historii serwisu dotycząca właśnie piekielni.pl i jego użytkowników.

Wczoraj skończyłem wcześnie praktyki, więc z braku innego zajęcia postanowiłem odwiedzić Adasia. Przyzwyczajony do wakacyjnego trybu życia zapomniałem, że młody jest jeszcze w przedszkolu. Tomek wpadł na pomysł, żeby zrobić mu niespodziankę i podjechać po niego wspólnie motorem.
Na miejscu czekamy z innymi rodzicami na koniec jakiś zajęć dzieciaków. Większość z nich zna Tomka z widzenia lub pracy, jednak dwóch wysokich (ja 1,85, Tomek ponad 2m), długowłosych chłopów, w skórach i ciężkich glanach wyróżniało się w tłumie. Dzieciaki skończyły i ruszyła na nas potężna fala rozwrzeszczanej, żywej materii napędzanej cukrem. Adaś podbiega do nas cały w skowronkach. Przywitanie, krótka relacja co było w przedszkolu, etc.
[J]a - Adaś, znowu masz pozdrowienia od piekielnych!
[A]daś - Ach... Boski jestem, nie?
Ja i Tomek w śmiech i zaczynamy dyskutować o tym skąd on bierze takie teksty. Nagle ŁUP! pociemniało mi w oczach a w okolicach potylicy poczułem jakby mi ktoś przywalił cegłą. gdy odzyskałem równowagę zauważyłem, że [T]omek zasłania się rękami przed ciosami ciężkiej torebki, którą wymachiwała [K]obieta koło 40-stki.
K - Wiedziałam (cios) że to (cios) prawda! (cios) Wy to dziecko (cios) to ciemnych praktyk (cios) wykorzystujecie! I jeszcze wmawiacie mu (chwila na oddech), że demony go pozdrawiają!
Kolejną salwę ciosów powstrzymało przybycie zaalarmowanej krzykami [P]rzedszkolanki.
P - Co tu się dzieje? Pani Iksińska! Co pani robi?! Jaki przykład daje pani córce!
K - Ja to tolerowałam myśląc (?!), że to tylko taka moda, ale oni naprawdę dziecko wykorzystują!
T - Przecież on powiedział tylko, że ma pozdrowienia!
K - Tak! Od sił piekielnych! Słyszałam!
J - Nie sił, tylko samych "piekielnych" kobieto!
Babka zaczęła nas wyzywać (choć tu oddam jej honor-bardzo uważała na język przy dzieciakach), na to przedszkolanka.
P - Proszę pani, słowo "piekielni" nie zawsze oznacza tylko jedno, tu akurat chodzi o użytkowników strony z historiami o ludziach takich jak pani.
Kobieta karpik, zabrała córkę i ruszyła do wyjścia odgrażając się, że "ona tak tego nie zostawi".

I naturalnie podsumowujące zdanie Adasia do mnie w drodze powrotnej:
-Ale Ty to opiszesz, nie?

A z tego miejsca pozdrawiam Panią Przedszkolankę czytającą piekielnych oraz piekielną mamuśkę, gdyby ciekawość o "ciemnych praktykach" ją tu przygnała.

Adaś ;)

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 865 (1055)

#17570

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Razu pewnego wracałem od babci do domu, w tym celu musiałem przejść całe rodzinne miasto. Jako, że po drodze wiele jest "punktów zapalnych" (gdzie można oberwać za niezapłacenie telefonem za możliwość oddychania), a pora była późna, musiałem trochę kluczyć ulicami.

Niestety takie moje szczęście, że wychodząc za róg jednego z domów automatycznie zostałem za fraki przyparty do muru. Atakujących było dwóch, a ten, który mnie trzymał okazał się facetem z którym mam od dłuższego czasu na pieńku (kiedyś wespół z kolegą, nie pozwoliłem mu w barze po pijaku pobić pewnej dziewczyny). Dyndając nogami kilka centymetrów nad ziemią, w myślach już żegnałem się z telefonem, zębami i faktem nie złamania ani jednej kości w życiu.
Gdy chciałem krzyknąć, dostałem potężny strzał w brzuch (większość wie jaki to ból). Zaczęły sypać się bluzgi i groźby pod moim adresem. Nagle, uchwyt momentalnie się rozluźnił i do moich uszu dobiegł skowyt bólu.
Gdy zacząłem już logicznie kojarzyć moim oczom ukazał się taki widok: ja siedzę na ziemi, przede mną zęby szczerzy Adaś (ten sam co w wcześniejszych historiach) z buźką i koszulką umazaną krwią, a obok jego ojciec przygniata do ziemi drugiego napastnika.

Na moje "O.o" Tomek zaczął wyjaśniać. Wracali do domu, gdy nagle zauważyli zamieszanie po drugiej stronie ulicy, gdy spostrzegli, że to ja jestem atakowany szybko zadzwonili na policję, po czym Tomek kazał Adasiowi schować się do klatki bloku, a sam ruszył mi na odsiecz. Jednak Adaś nie byłby Adasiem, gdyby czegoś nie wymyślił. Widząc, że jego tatę zatrzymał drugi z atakujących mnie, a ja dostaję w brzuch, podbiegł ile sił w swoich 6-letnich nogach do tego, który mnie trzymał i zatopił głęboko w tyłku napastnika swoje trzy razy dziennie myte, ostre zęby.
Suma sumarum, pierwszy uciekł z dodatkową dziurą poniżej pleców, drugi leżał pod kolanem Tomka, a ja zacząłem się zbierać przed przyjazdem policji. Radiowóz podjechał po PÓŁ GODZINIE! Wywiązała się rozmowa z policjantami (P1&P2).

P1 - Co tu zaszło?
J&T opisujemy sytuację.
P2 - Czy potrzebna jest pomoc karetki?
J - Nie, dziękuję, nic mi nie jest.
P1 - Czy drugi napastnik jest panu znany?
J - Tylko z widzenia. Nie wiem jak się nazywa, ale można go zawsze spotkać tu i tu.
P1 - Przykro mi, ale to nam niewiele pomoże. Czy chce pan pojechać na komisariat i złożyć zawiadomienie o napaści?
J - Podziękuje sobie za takie atrakcje, z resztą i tak macie jednego z nich, więc to chyba tylko formalność.
P1 - Z panów relacji wynika, że pan X (drugi atakujący, siedzący już w radiowozie) nie zaatakował pana, jedynie obserwował sytuację. (do Tomka) Czy napastnicy zaatakowali pana lub pana syna?
T - (O.o) Nie, nas nawet nie dotknęli.
P1 - W takim razie jestem w obowiązku pana poinformować, że jeśli, któryś z tamtych panów złoży zawiadomienie, zmuszeni będziemy musieli przekazać do prokuratury zawiadomienie o napaści i przekroczeniu granicy obrony koniecznej przez pana i pana syna.
T - Moment, czyli mieliśmy pozwolić aby pobili naszego znajomego i się biernie przyglądać?!
P2 - Przykro mi takie jest prawo.
J - A co z tym w radiowozie?
P2 - Zostanie zabrany na komisariat w celu złożenia zeznań.
Ręce nam opadły, nie mieliśmy sil dyskutować, a w głowach tylko pytanie "I jak tu wierzyć nasze państwo?". Sytuację podsumował Adaś patrząc na odjeżdżający radiowóz.
-Wiesz co tato? To "JotPe" to może nie jest takie głupie...

life & Adaś

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 742 (830)

#17517

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zainspirowany listą powodów rozstania fireman′a, zrobiłem taką własną listę powodów rozstania, ale już z obu stron barykady, żeby na szowinistę nie wyjść ;)

Porzucenia przez Nią;
1. Nie będzie z facetem głupszym od niej. Uzasadnienie - ona średnia 5,0, on 4,9.
2. Chłopak zrobił jej "wiochę" - rozmawiał z kolegą o "Czterech pancernych" przy jej znajomych.
3. "Leciał na moją matkę" - po tym jak skomentował, że wie po kim córka odziedziczyła urodę.
4. Chłopak nie chciał "dla niej" dokonać apostazji i "dać spokoju tym ciemnym zabobonom" (jej słowa)
5. Nie chciał się kochać, gdy kot był w pokoju.
6. Był mięczakiem, bo poszedł na studia zamiast do wojska.
7. Wymyślał "cuda na kiju", gdy ona miała gotować (po prostu nie mógł spożywać większości zbóż).
8. Kocha go nadal, ale bardziej kręci to ją, gdy nie są razem (wsteczna ewolucja związku?).

Porzucenia przez Niego;
1. Miała mocniejsza głowę od niego i "robiła mu siarę na imprezach".
2. Włączyła jego komputer bez jego zgody.
3. Zdradziła go, całując solenizanta w policzek przy składaniu życzeń.
4. Nie płakała za nim na lotnisku, gdy leciał na tydzień do brata.
5. Chce mu ukraść miłość jego rodziców.
6. Zdradzała go w szpitalu z praktykantami. Mógłbym uwierzyć, gdyby nie fakt, że leżała po wypadku z obiema nogami złamanymi, pogruchotaną miednicą i w "kołnierzu".
7. (O dziwo 100% autentyk!) Jest płaska i nie pozwala się dotykać, więc to na pewno facet w przebraniu.
8. Wolała pojechać do ojca do szpitala niż przyjść do niego "bo ma wolną chatę".

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 632 (798)

#17575

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Głupota i bezczelność wydają się nieograniczone, jednak czasem komuś uda się osiągnąć ich szczyty.
Historia o "współlokatorze" mojego kolegi.
Znajomy poszukiwał mieszkania na kończący się własnie rok akademicki. Znalazł dość szybko atrakcyjną ofertę. Właścicielka zostawiła w Polsce mieszkanie, a sama wyjechała za granicę, gdzie miała swoja firmę, żeby mieszkanie nie leżało odłogiem, postanowiła wynająć je studentom. Oferta dotyczyła 2x po jednym pokoju+kuchni, łazienki z osobną toaletą i wspólnym salonem. Kolega zdecydował się na mieszkanie. Przy odbiorze właścicielka powiedziała, że musi pilnie wyjechać (jakieś kłopoty w firmie) i na razie będzie mieszkać sam. Koszty miał mieć cały czas takie same, "bo i tak z tego pokoju nie korzysta póki co, więc po co ma płacić?" (słowa właścicielki). Zaproponowała mu, że może się włączyć do poszukiwań współlokatora, a w zamian jeśli jakiegoś znajdzie, nie policzy mu za jeden miesiąc. Ona sama również dała kolejne ogłoszenia.

Po miesiącu dzwonek do drzwi, za nimi młody chłopak na oglądanie pokoju. Kolega zdziwiony, bo go nikt nie uprzedził, ale doszedł do wniosku, że widocznie zabieganej właścicielce wyleciało to z głowy. Chłopak pokręcił się, popatrzył, popytał, poprosił o jakiś kontakt do kolegi, na wypadek gdyby się zdecydował i chciał wprowadzić po dogadaniu z właścicielką. Ok, sprawa załatwiona. Minął tydzień, kolega pisze mail do właścicielki, zero odzewu. Zadzwonił ów wizytator z informacją, że dogadał się z właścicielką i pyta kiedy będzie w domu, aby mógł się wprowadzić. Załatwione, wprowadził się i mieszkali tak razem przez pół roku. Żadnych kłótni, awantur, nic, czysta sielanka.

Któregoś dnia przyszło zawiadomienie, że konieczna jest wymiana wodomierzy w całym bloku, więc trzeba wyłożyć kasę (300zł). zgodnie z umową takie wydatki mieli ponieść oni wespół z właścicielką. Kolega umówił się z swoim współlokatorem, że każdy da równo po 100zł, zgoda, więc pisze do właścicielki, że pojawiły się koszty, podzielił tą sumę zgodnie z umową i pytanie gdzie to wpłacać? W odpowiedzi właścicielka napisała, żeby kasę wysłał jej, a ona wszystkie sprawy papierkowe załatwi.
Wysłał więc swoje 100zł i życie toczy się dalej. Po jakimś czasie dostaje mail, że nie wpłacił całej kwoty i brakuje 50zł. Zdziwiony napisał do niej, że 300zł/3 osoby to po 100, a nie 150, więc może u niej jakiś błąd. Po czym poszedł do współlokatora, on wielce zdziwiony, przecież kasę wysłał, ale do jutra sprawę wyjaśni. Następnego dnia kolega był cały dzień na uczelni po powrocie pokój współlokatora był pusty, jeśli nie liczyć kluczy na środku podłogi, a w skrzynce mail od właścicielki.

Co się okazało: nikt do niej nie dzwonił, nie wiedziała o zadnym oględzinach, przez ten cały czas tylko on płacił, a ona żyła w przeświadczeniu, że pokój stoi pusty.
Wniosek: facet przez około pól roku za darmo mieszkał nielegalnie w obcym mieszkaniu.
Na szczęście kobieta była wyrozumiała i stwierdziła, że sama tez ponosi cześć winy, bo sekretarka co prawda mówiła jej o mail′u (tylko, że przyszedł, nie znała polskiego, więc nie wiedziała o co chodzi), ale z powodu zabiegania wyleciało jej z głowy jego sprawdzenie.

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 772 (814)

#17268

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historii o tej tematyce jeszcze tu nie widziałem. Przed Wami piekielny jubiler :)
Któregoś dnia zrodził się w mej głowie iście szatański pomysł, coby mej lubej złożyć "propozycję nie do odrzucenia", czyli innymi słowy się oświadczyć. Pomysł kiełkował w mojej świadomości długo i był analizowany z każdej strony, w ostateczności stwierdziłem, że jeśli nasz związek przejdzie dwa "chrzty bojowe" (miesięczny pobyt w moim rodzinnym domu oraz jej wyjazd za granicę) sprawa będzie stuprocentowo pewna.

Jednak kompozycję planu zakłóciło wcześniejsze niż oczekiwałem zgromadzenie wymaganej kwoty. Pomyślałem, że im szybciej tym lepiej, pierścionek najwyżej pokurzy się trochę ukryty przed wzrokiem lubej w jakimś ciemnym zakamarku. Rozpocząłem, więc poszukiwania jubilera gotowego wykonać ów skarb.

Tu muszę opisać jak ów wymarzony pierścionek miał wyglądać: obręcz miała być wykonana z białego złota, ewentualnie srebra wysokiej próby, szczególne natomiast miało być oczko. W nim znajdować miał się jakiś cienki, ale duży i płaski kamień, co ważne musiał być przeźroczysty, ponieważ pod nim miał się znajdować drugi czarny - meteoryt. gdy miała go dostać miałem powiedzieć, że dla niej zdobyłem nawet "gwiazdkę z nieba" :P

Wiązało się to nieodzownie z koniecznością posiadania również certyfikatu autentyczności. Zjeździłem dwa miasta wojewódzkie, ich okolice i swoje rodzinne strony (co dodatkowo było utrudnione, ukrywaniem tego przed lubą, ile można mieć wymówek na wyjazdy do różnych miast? :P), jednak w końcu udało się mi znaleźć zakład, który podjął się tego wyzwania. Zapłaciłem 600zł zwrotnej (w przypadku zaniedbania ze strony wykonawcy) zaliczki oraz spisaliśmy umowę-zamówienie, w którym widniało;

Materiał: złoto białe
Wzór ozdobny: brak
Mocowanie oczka: podwójna spirala (miał wyglądać jak dwie zawinięte na końcu fale oplatające kamień z przeciwnych stron)
Oczko: biały kamień szlachetny lub półszlachetny i meteoryt mocowane wg wzoru.
Cud-miód, za 3 tygodnie odbiór.

Dzwonię dzień przed, niestety urlop chorobowy, trzeba czekać jeszcze trzy dni. Spoko, nie zbawi mnie to. Ponowny telefon, mogę zgłaszać się po odbiór. Jak na skrzydłach dotarłem do zakładu. Tam przywitał mnie ten sam co poprzedni łysawy [F]acet koło 50′tki. Podaje kwit, spojrzał na mnie spod byka i wyciągnął spod lady "pierścionek". Gdy wziąłem go w rękę zdębiałem.
J - Przepraszam, ale co to ma być?
F - Jak to co? Pierścionek! Ślepy jest?!
J - Ale to coś nijak nie pokrywa się z moim zamówieniem!
F - G**no tam wie! Ja tu jestem mistrz jubilerski, nie?
J - Może mistrzem nie jestem, ale co nieco wiem. Po pierwsze to miało być nierodowane białe złoto czyli stop 1:1 złota i niklu, a tu u dołu oczka widać zadrapanie i że to nikiel ledwie posrebrzony! Po drugie: To coś przeźroczystego to żaden kamień tylko jakieś szkiełko!
F - Gówno tam wie! Kamień półszlachetny to! Płaci i idzie!
J - Kamień tak? To patrz pan! - założyłem go na połowę środkowego palca i z całej siły uderzyłem o kamienną ladę - no mistrz chyba wie, że kamienie tak kruche nie są? W każdym razie proszę przynajmniej o certyfikat, zwrot zaliczki, pomniejszonej o koszt drugiego kamienia, który zabieram do konkurencji.
Facet purpurowy ze złości wyjął spod lady papier i cisnął go na nią rzucając tylko "Ma!". Certyfikatem była kartka A4 z ręcznie nagryzmolonym napisem "Kamień w pierścionku jest autentycznym meteorytem" i pieczątką zakładu. Krew mnie zalała, w kilku nienajpiękniejszych słowach wraziłem swoja opinię o nim, zakładzie i całej tej farsie, zabrałem zaliczkę pomniejszona o kwotę materiału i robocizny (była wyszczególniona w umowie) i czym prędzej opuściłem lokal.

A pierścionek ostatecznie nie powstał, bo jednak po pierwszym "chrzcie" wszystko się rozpadło jak owe szkiełko.

jubiler

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 756 (840)

#17519

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ojciec mojego znajomego jest lekarzem i prowadzi prywatny gabinet. Jest bardzo wesołym, życiowym i do rany przyłóż facetem. Na dodatek świetny z niego gawędziarz i zawsze można się z nim dogadać, a cen nie narzuca z kosmosu (jak człowiek okaże się zdrowy lub ubogi to czasem nawet nie weźmie za wizytę). Z tych powodów, większość jego pacjentów stanowią studenci (jakieś 90%). Nienawidzi on za to, gdy ktoś jawnie próbuje go oszukać albo myśli, że skoro płaci prywatnie to wszystko mu się należy. Niestety, grono takich to własnie studenci poszukujący sposobu na uzyskanie zwolnienia.
Tu objawia się jego "piekielność". Otóż owszem, wystawia zwolnienie (zwykłe, nie L4), pytając zawsze czy podawać powód, aby uczelnia się nie przyczepiła do "niezidentyfikowanej choroby", a ucieszony delikwent nie sprawdza nawet co ma tam napisane. Tak więc nie raz studenci pokazywali wykładowcom wywołujące śmiech lub przerażenie zwolnienia z powodu np.:
-porodu,
-utraty oka,
-opuchlizny prącia (mój faworyt ;D),
-tymczasowego paraliżu mięśnia zwieracza.

Oczywiście nie raz dzwoniono do niego ze szkół i uczelni lub z pretensjami, ale zawsze zgodnie z prawda mówił, że pacjent odmówił dodatkowych badań, prosząc o zwolnienie tylko na podstawie historii choroby. Ręce i sumienie ma czyste, a nieumiejący się zachować utarty nos.

lekarz prywatny

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 926 (972)

#16814

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na weekend wyjechałem ze znajomymi do Nysy na Metalową Twierdzę 2011. Piekielnych sytuacji było co nie miara. Oto pierwsza z nich.

Siedzę sobie na ogródku pewnej pizzerii. Zajadam obiad, obok siedzi młoda parka. Kłócili się strasznie i to dosyć głośno, więc mimowolnie wszystko słyszałem. [D]ziewczyna, [Ch]łopak;
Ch - Powtarzam Ci! Obróciłem się za nią, bo myślałem, że ją znam!
D - Tak jasne! A kiecka na pół d*py nie miała z tym nic wspólnego!
Ch - Dokładnie!
Dziewczyna wstała i skrzyżowała ręce na piersi. Po chwili krzyknęła:
D - O! Cześć Michaś!
Przeskoczyła niewysoki plotek odgradzający ogródek od chodnika i dopadła do przechodzącego chłopaka, zarzuciła mu ręce na szyję, cmoknęła w policzki, po czym pocałowała w usta. Gdy się oderwała, zrobiła wielkie oczy i niby speszona powiedziała:
D - Wybacz, pomyłka.
Wróciła powoli do stolika i zabierając torebkę powiedziała do swojego najbardziej jadowitym tonem jaki słyszałem:
D - Sorry... Myślałam, że go znam.
Po czym wyszła, chłopak pobiegł za nią, a ucałowany dopiero po chwili ruszył dalej z znacznie weselszą miną.

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 960 (1024)

#16346

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Myślałem, że istnieją strefy życia, do których piekielność nie ma wstępu. O ja głupi!

Pamiętacie historię o kradzieży rysunku? ( http://piekielni.pl/15275 ) No to mamy finał, choć bez żadnych fajerwerków.
W moim profilu udostępniony jest numer gg. Pewnego razu dostałem wiadomość w stylu "Hej. Ubycher12 z piekielnych?", po chwili poleciały w moją stronę wyzwiska najgorszych kategorii, głownie dotyczące homoseksualizmu, kłamstwa i nierządu. Olałbym to gdyby w pewnym momencie nie padło moje prawdziwe imię.

Czując kłopoty, próbowałem wyjaśnić o co chodzi (w zwykłej sytuacji wyśmiałbym i olał delikwenta), jednak nic to nie dało, nadal tylko wyzwiska. Po jakimś czasie sam napisałem na ten numer okazało się, że posiada go już nowy użytkownik. Ok, olałem ciepłym mo... relowym sokiem całą sprawę.

Niestety wkrótce dostaje telefon. "Zastrzeżony". Oho, będą kłopoty. Odbieram, pytanie czy ja to ja (z imienia, nie nazwy użytkownika na piekielnych), po potwierdzeniu, ponownie stek wyzwisk. W końcu udało się mi wykrzyczeć:
-Do cholery! Powiedz człowieku o co ci chodzi w końcu!
-Nie będzie mi tu taki ******* (tu jeszcze wiele "gwiazdek") z ojca złodzieja robił! Zapłacił ci to jego, ty *******! Jak ten tekst nie zniknie to cię znajdę w tym akademiku!
Tu wybuchnąłem najbardziej ironicznym i prześmiewczym rechotem na jaki było mnie stać. Po drugiej stronie przerwano połączenie.

Historia widnieje nadal, a telefon milczy.
Teraz zastanawia mnie tylko skąd ten ktoś zdobył mój numer komórki? I nie sugerujcie się wspomnieniem o synu w tamtej historii, ponieważ po głosie mogłaby być to zarówno dziewczyna jak i chłopak w trakcie/przed mutacją.

Piekielni.pl

Skomentuj (58) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 703 (771)

#15824

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak tyle o współlokatorach to i ja dorzucę swoje 3gr piekielnym mieszkańcu mojego piętra.

W jakże pięknych czasach rozpoczęcia przez Ubychera studiów, można było jeszcze palić na klatce schodowej mojego akademika. Odbywały się tam swoiste nasiadówki, skąd większość mieszkańców się poznała. Mieliśmy na piętrze niestety pewnego delikwenta. Ów chłopek (niech będzie Alojz) notorycznie wpraszał się na imprezy, wpadał z wizytą, gdy do kogoś przyszli goście, etc. Na dodatek na wspomnianych nasiadówkach raczył nas opowieściami o swoich podbojach. Początkowo temat pojawiał się tylko w męskim gronie, ale z czasem i dziewczynom naopowiadał to i owo. Pech chciał, że Ubycher jest istotą nader wrażliwą na temat traktowania kobiet i nie raz dochodziło do kłótni na tym polu, nierzadko większej awantury. Sprawa przybrała punkt krytyczny, gdy doszły go słuchy o moim podejściu do płci pięknej i relacjach z ówczesną dziewczyną. Od tego miejsca dzień w dzień otrzymywałem kazania o "właściwym wychowaniu sobie baby", cóż Alojz obrał zły cel, bo mimo iż nie jestem osobą agresywną, zemścić potrafię się okrutnie.
Dogadaliśmy się w kilka osób jak utrzeć mu nosa.
"Przypadkowe" posiedzenie na papierosie i piwku, naturalnie zjawia się Alojzy i za wszelką cenę stara się włączyć w dyskusję. Rozmowa (ukartowana!) dotyczyła jakoby pewnej znajomej, którą za wszelką cenę chcemy z kimś poznać, bo często wadzi jako "trzecie koło u wozu" i ogólnie szkoda tak wspaniałej, wartościowej, etc, kobiety. Alojz natychmiast podłapał temat i zaczął wywód, że on w ciągu jednego spotkania "zrobi porządek". Niby niechętnie, ale daliśmy mu numer telefonu. Alojz od razu zabrał się za pisanie sms′ów.
Mija tydzień, piekielny cały czas cytuje nam "namiętne" ( w jego mniemaniu) sms′y jakie wymienia z ową dziewoją. Po około 10 dniach od pierwszego sms′a oznajmia iż udało się mu umówić w jego ulubionej knajpie, gdzie wszyscy go znają (co było faktem).
Następnego dnia mimo usilnych "patroli" nie udało się nam złapać powracającego Alojza.
Jednak przez kolejne dni, nie odezwał się do nas ani słowem i dopiero po 2 miesiącach był łaskaw zdobyć się na powitalne "cześć".

Co miało miejsce na spotkaniu pytacie?
Otóż Alojz zjawił się na miejscu z bukietem kwiatów i (jak się chwalił) dwiema paczkami prezerwatyw w kieszeni. Czekał przy stoliku, a po kilku minutach pojawiła się jego wybranka czyli 67-letnia Jadwiga-ciocia jednej z koleżanek, bardzo dziarska, tryskająca energią i niezwykle życiowa kobieta, w cały plan wtajemniczona (uznała to za doskonały pomysł i świetną zabawę). Mina Alojza była ponoć bezcenna, a gdy chciał się ulotnić zaczęła go przepraszać, że wcześniej mu nie powiedziała, że zafarbowała grzywkę na różowo (naprawdę taką ma! ;D), ale to nie powód, aby uciekał, przecież zapewniał ją, że ją kocha i opisywał te cudowne rzeczy, które mieli dziś zrobić. Oczywiście wszystko na oczach jego barowych znajomych.

Możecie uznać, że niżej podpisany, Pani Jadwiga i reszta byli tu piekielni, ale zmienilibyście zdanie słysząc wypowiedzi Alojza, których nie przytoczę, aby gorszenia nie siać ;)

akademiki

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 967 (1035)