Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

unana

Zamieszcza historie od: 5 lutego 2015 - 10:26
Ostatnio: 22 lipca 2022 - 11:27
  • Historii na głównej: 12 z 19
  • Punktów za historie: 2336
  • Komentarzy: 90
  • Punktów za komentarze: 450
 
[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
8 czerwca 2015 o 22:41

Przypomina mi się co było u mnie - też byłam pierwszym rocznikiem idącym systemem bolońskim i równocześnie pierwsza nie miałam pracy licencjackiej do napisania tylko egzamin z trzech lat. Rozbrajające było gdy pod koniec pierwszego semestru trzeciego roku (!!!) wykładowcy nagle zorientowali się jak strasznie dużo jest materiału, który mamy umieć do egzaminu (też próbowali nam skompresować 5 lat do trzech) i dodatkowo jeszcze dopiero na tym trzecim roku uświadomili nas, że nie możemy wybrać wszystkich specjalizacji na magisterskich, bo pozmieniali przedmioty na studiach licencjackich, tym samym pozbawiając nas pewnych możliwości (na pierwszym roku oczywiście ani słowem się o tym nie zająknęli, a część osób wybrała właśnie ten kierunek aby potem móc iść na konkretną specjalizację na magisterce).

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
1 kwietnia 2015 o 19:59

Norma u mnie w pracy. Ja nie mogę podawać bezpośrednich numerów telefonów do innych zespołów (czasami dlatego, że po prostu sami ich nie znamy, a czasami jest to zabronione. Klient ma dzwonić tylko do nas i my zgłaszamy sprawę gdzie trzeba i ewentualnie to zespół kontaktuje się z klientem jeśli uważa, że zachodzi taka potrzeba).ale oczywiście klienci robią raban i żądają NATYCHMIASTOWEGO przełączenia. Niestety, u nas agent nie może zakończyć połączenia. Nawet jeśli zostanie wyklinany to i tak nie wolno mu odłożyć słuchawki. Może tylko poinformować, że nagranie zostanie skierowane gdzie trzeba i na klienta zostanie złożona skarga ale wciąż tylko klient może pierwszy zakończyć rozmowę.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
22 marca 2015 o 20:05

@jass: Obsługuję firmę, nie prywatne osoby, więc dzwonią pracownicy tej firmy w sprawie służbowego sprzętu na którym codziennie pracują. Z tym enterem to mnie kompletnie nie dziwi. Codzienność osób pracujących na help desku. Jest taki słynny kawał o "dowolnym przycisku". Sporo ludzi autentycznie szuka tego konkretnego "dowolnego przycisku".

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
20 marca 2015 o 17:25

@jass: Śmieszne ale tak dokładnie jest z wieloma użytkownikami i dokładnie w taki sposób muszę wielu osobom tłumaczyć naprawdę mega proste rzeczy (niektórzy mają problem otworzyć jakąkolwiek przeglądarkę, wpisać jedno banalne słowo i wybrać z krótkiej listy imię agenta, który automatycznie zdalnie połączy się z kompem użytkownika!) Ja rozumiem, że niektórzy nie czują się mocni w komputerze ale jak ktoś nie rozumie co to znaczy "przeglądarka internetowa" i przez pół godziny nie jest w stanie żadnej uruchomić to ja nie wiem jak on pracuje...

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
20 marca 2015 o 17:14

@nuclear82: Tam gdzie pracuję mamy w kontrakcie SL30 (do 30 sekund oczekiwania) i ma być minimum 90% odebranych telefonów. Jeśli się z tego nie wywiązujemy to płacimy mega wielkie kary. Jak przyszedł do nas jeden chłopak pracujący poprzednio kilka miesięcy w eNce to zaczęliśmy go wypytywać o pracę tam. No i powiedział, że własnie były dni gdy agenci musieli siedzieć bezczynnie i nie odbierać telefonów, bo mieli za dobre statystyki, a klienci muszą swoje odczekać na melodyjce...

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
19 marca 2015 o 22:05

- "dlaczego w BOK nikt nie odbiera telefonu" Nie mogę oczywiście z całą pewnością powiedzieć jak jest w Plusie ale wiem jak jest na infoliniach np pewnej telewizji satelitarnej. Bardzo dobry znajomy i pracował i mówił, że szefostwo im przypominało, że NIE MOGĄ odebrać zbyt dużej ilości telefonów. Nawet jeżeli agenci nie rozmawiali i byli wolni nie mogli odebrać telefonów, które wisiały w kolejce. Dlaczego? Nie wiem, ale co miesiąc musieli utrzymać procent odebranych telefonów na poziomie ok 50-70%. - "dlaczego pani z salonu traktuje klientów jak nieporadne dzieci i zadaje głupie pytania (czy na pewno numer w tej sieci, czy dobrze hasło wpisane)?" Uwierz mi ale bywają użytkownicy nieporadni jak dzieci. W większości przypadków problemem jest właśnie źle wpisywane hasło (ale użytkownik będzie zaklinać się na wszystkie świętości, że oczywiście NA PEWNO dobrze spisuje) lub pomylił numery. Pracuję na help desku pewnej międzynarodowej firmy i normą są telefony gdy ktoś drze na mnie japę, że system jest zepsuty, strona nie działa itp itd bo ON nie może się zalogować i koniec końców okazuje się, że od początku wpisywał oczywiście błędne hasło (bo sobie zapomniał, że dwa dni temu je zmienił lub wcisnął mu się caps lock) lub wykłóca się, że głośniki się zepsuły i żąda natychmiastowego przyjazdu technika, a problemem było, że ktoś mu "pstryknął" i wyłączył głośnik lub zapomniał wpiąć kabelek do prądu.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
6 marca 2015 o 11:10

Standard i tak jest nie tylko na uczelniach wyższych. W rodzinie jedna osoba dostała cynk, że pewna szkoła szuka pracownika. CV złożone, spore szanse żeby dostać fuchę. Kontakty uruchomione i znajomy pracujący w tej szkole ma za zadanie zbadać teren i realne szanse. Następnego dnia dzwoni i mówi, że nic z tego. Już w momencie wystawiania ogłoszenia było uzgodnione kto dostaje robotę, ale oficjalnie trzeba szaraczkom zrobić nadzieję, że dostaną zatrudnienie. Gdy liczba CV które napłynęły osiągnęła liczbę 150 szybko zamknięto rekrutację i ogłoszono zwycięzcę. To jest Polska właśnie...

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 1) | raportuj
4 marca 2015 o 21:26

@TruskawkowyMuss: Na szczęście już nie dochodzi do takich sytuacji. W pracy mam normalnych ludzi, a jedyną osobą, która może mnie obmacywać jest mój mąż.

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 7) | raportuj
3 marca 2015 o 22:47

@TruskawkowyMuss: nie jeden, nie dwa i nie dziesięć razy o tym mówiłam. Wszyscy widzieli i wiedzieli ale co z tego? Pogrozili mu palcem i tyle. Moja mama wielokrotnie rozmawiała z jego matką; nauczyciele wpisywali mu tysięczną uwagę ale to nic nie dawało. Dodam, że akcja działa się naście lat temu i wtedy było jednak inaczej. Nie było internetu, nikt nie trąbił o takich rzeczach (a przynajmniej ja nie słyszałam aby były jakieś akcje społeczne). Nauczyłam się zagryzać zęby i to ignorować, bo taka była postawa każdego dorosłego - i tak on nie zmieni swojego zachowania i nie przestanie.

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 10) | raportuj
3 marca 2015 o 22:03

@Eko: Za którymś razem nie wytrzymałam i pierwszy (i jak na razie jedyny) raz w życiu chciałam dać z liścia. On miał dobry refleks i tylko musnęłam go opuszkami. Ja nie byłam dość szybka i oddał mi... nauczyciel stał obok. Nie przypominam sobie aby zareagował jakoś bardziej niż tylko wołając go po imieniu. To moja przyjaciółka próbowała stanąć w mojej obronie to groził, że jej też da z liścia...

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 8) | raportuj
20 lutego 2015 o 23:05

Ja mam dwa takie niemiłe wspomnienia z kiepskiego jedzenia na koloniach/obozach - x lat temu w Ciężkowicach (ośrodek tuż przy skamieniałym miasteczku, wtedy prowadzony przez siostry zakonne, nie wiem jak jest teraz) wpół surowe mięso (nie zapomnę tego różowego mięsa i krwi wypływającej przy nabiciu na widelec) oraz prawdziwa trauma - jedzenie na kolonii na Węgrzech... na śniadanie parówki, których nikt nie chciał jeść. Na kolację tego samego dnia też parówki. Następnego dnia w zupie parówki... dopiero niedawno dowiedziałam się, że Węgrzy mają taką "narodową" zupę własnie z parówkami, a ja uważałam, że kucharki chciały się zemścić na nas za nie jedzenie tych parówek i powrzucały nam je do rosołu... Ale prócz tych parówek było jeszcze mnóstwo innych "akcji" podczas posiłków...

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
5 lutego 2015 o 11:25

Przypomniała mi się sytuacja jaką opowiadała ś.p. ciocia męża (wtedy kobieta już bardzo wątłego zdrowia fizycznego, ale umysłowo jak najbardziej sprawna i nie dająca się podejść wszelakim domokrążcom). W skrócie: przyszła do niej nowa pielęgniarka. Znała imiona lekarki i innych pielęgniarek, dosłownie dwa dni wcześniej z przychodni dzwonili informując, że w tygodniu ma przyjść do cioci nowa pielęgniarka. Mnóstwo szczegółów się zgadzało i to uśpiło czujność cioci. Widać było, że dziewczyna zna się na swojej pracy (tak przynajmniej mówiła ciocia, do której od lat przychodzą pielęgniarki i rehabilitantki) i po pół godzinie powiedziała, że przychodnia daje po 100zł swoim rencistom, niestety ona ma 200zł. Ciocia sięgnęła do koperty ale nie miała jak jej wydać (wtedy stwierdziła, że sytuacja robi się coraz dziwniejsza i lepiej będzie pieniędzy jej nie dawać). Dziewczyna stwierdziła, że w takim razie gdzie indziej pójdzie rozmienić i za jakieś pół godziny wróci ze stówką. Jeszcze zakręciła się po mieszkaniu, pożegnała się i wyszła. Po chwili ciocia chciała przełożyć gdzieś indziej kopertę, a tej oczywiście nie ma. Sprawa zgłoszona na policję, w przychodni oczywiście żadnej kasy nie rozdają, taka pielęgniarka u nich nie pracuje i ta nowa dziewczyna miała przyjść następnego dnia.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 3) | raportuj
5 lutego 2015 o 11:03

Niestety, tak bywa. Ja też mam za sobą jeden mandat i pamiętam jak wkurzyłam się, gdy w niedługim czasie potem wracałam wieczorem z kina, wsiadł kanar, a z tyłu siedziała cala grupka lekko podchmielonej młodzieży (kojarzyłam ich, bo też byli w kinie i na przystanku pili piwo; młodsi ode mnie, gdzieś końcówka gimnazjum). Oczywiście nikt z nich nie miał biletów, zaczęli robić oczy kotka ze Shreka, że to pierwszy raz im się zdarzyło zapomnieć i w ogóle będą na przyszłość pamiętać itd itp i w końcu kanar machnął ręką i wysiadł z autobusu. Te sam kanar, który mi wlepił mandat ;/

« poprzednia 1 2 3 4 następna »