Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

nissanowa

Zamieszcza historie od: 16 marca 2012 - 21:22
Ostatnio: 4 marca 2017 - 16:15
  • Historii na głównej: 5 z 16
  • Punktów za historie: 3377
  • Komentarzy: 35
  • Punktów za komentarze: 111
 

#77313

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Polski Wymiar Sprawiedliwości.

Sytuacja 1) Młody kierowca potrąca (prawą stroną auta- pieszy dopiero zaczął przekraczać drogę) pijanego pieszego, który wtargnął na pasy. Pieszy umiera w drodze do szpitala. Kierowca zostaje posadzony do rozprawy, jak zwyrodnialec. By wyszedł, rodzina wpłaca kaucję. Wynajmują drogiego adwokata. Kierowca oczywiście traci prawo jazdy, ale prokurator twierdzi, że to za mało. Ma siedzieć, za spowodowanie śmierci. Proces trwa latami. Kierowca traci pracę, kasę, czas, reputację, perspektywę na przyszłość. Wcześniej nie karany, nawet mandatem przez kanara w komunikacji miejskiej.

Sytuacja 2) Kierowca potrąca trzeźwego, starszego wiekiem pieszego na pasach, ze skutkiem natychmiastowej śmierci. Kierowca pisał wiadomość tekstową i się zagapił. Pieszy przeszedł już pierwszą część jezdni i znajdował się na drugim pasie (a kierowca potrącił go lewą stroną auta). Kierowca nie został zatrzymany do wyjaśnień jako rodzic dzieci. Prokurator nie wnioskował o karę pozbawienia wolności... ba - dalej jeździ samochodem, gdyż prawa jazdy mu nie odebrano.

Jak się to mawia: są równi i równiejsi.

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 213 (249)
zarchiwizowany

#77373

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ostatnia historia na tym portalu będzie o Was.
Bronicie zwierzątek, wegetarianów. Bronicie wyznawców islamu, osoby homoseksualne. Zasłaniacie się tolerancją.
Spróbuj tylko powiedzieć, że jesteś katolikiem- dla Was Katomatołem.
Pojemność umysłów jest tak ograniczona, że bijąc się o wolność słowa i tolerancje wobec innych zapominacie, że własnie kogoś piętnujecie.
Gratulacje, bo to, że spotkaliście jakąś ograniczoną babcię- homofoba lub antysemitkę to daje Wam prawo szkalować każdego, kto przyzna się do bycia katolikiem.
Spotkałam księży debili, ale spotkałam też kilku mądrych ludzi z powołaniem. Nie wierzy się w kościół, tylko w Boga.
W jednej z historii tutaj przeczytałam, jak przeszkadza komuś napis KMB2016 zostawiony na drzwiach po kolędzie. Ktoś zostawił gówno pod wycieraczką, a wy się śmiejecie, że ma za swoje Katomatoł?
Ludzie w Syrii są mordowani jak dawniej Hitler ustawiał rząd Żydów pod ścianą dlatego, że wierzą. Misjonarz z mojej miejscowości opowiadał, jak morduje się katolików. Czekam, aż będziecie zdejmować krzyże, które Wam przeszkadzają.
Dygresja jest taka- skoro nie wierzycie, to po co chrzcicie swoje dzieci? Po co bierzecie śluby kościelne? Czemu macie wolne podczas świąt katolickich? Chcecie tolerancji? Zacznijcie od siebie.
Amen.
Teraz proszę hejty, minusy i gównoburzę.

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -2 (38)

#77247

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Podobno są dwa typy kierowców. Ci, który trąbią i Ci, na których trąbią.

Należę do nerwusów, ale kierowcą jestem dobrym. Trąbie tylko i wyłącznie, jak widzę, że ktoś mi chce w auto wjechać jak ostatnio pan na wstecznym, na parkingu.
Owszem - klnę pod nosem, ale jadę dalej. Prawko zdałam za pierwszym razem, autem jeżdżę już paręnaście dobrych lat. Powiedzmy, że średnio dziennie pokonuję ok 100km. Chociaż lubię jeździć, odnoszę wrażenie, że większość ludzi uprawnienia wygrali w paczce chipsów. Piekielności na drodze spotkałam wiele.
Zaprezentuję 3, a jeśli się spodoba dodam coś jeszcze.

1) Kierowca jeepa.

Jako, że ruch w Polsce prawostronny, poruszam się prawym pasem na drodze krajowej. Kieruję się do sklepu, który w tej pozycji znajdował się po mojej prawej stronie. Parking sklepowy jest wybrukowany, ale pas oddzielający parking od ulicy jest z gleby, która to żłobi się przy każdym, nawet mniejszym deszczu, więc wyboje są dość spore. Kierunkowskaz, rozpoczynam hamowanie. Delikatnie skręcam w prawo licząc, że może tym razem znów uda się nic nie urwać. Już prawie jestem, kiedy słyszę, że ktoś mi trąbi. Patrzę, a gość wywija środkowym palcem wyskakuje z Jeepa i biegnie ku mnie. Pan z pasa jadącego na przeciw, przy manewrze skręcania w lewo uznał, że ma pierwszeństwo przede mną - skręcającą w prawo. Czemu? Bo ma Jeepa, a nie starego, sypiącego się dostawczaka jak ja. Aha... też można. Postukałam się po czole i pokiwałam przecząco głową. Co zrobić? Panie Prezydencie, jak żyć?

2) Matka roku.

Ograniczenie 50km/h. Ten dzień był słoneczny. Asfalt był suchy, a wiosenne słońce nie oślepiało. Zbliżam się do pasów (były w odległości ok 50m przede mną). Pasy te znajdują się koło apteki i cmentarza, więc do tego miejsca zwykle zwalniam do małych prędkości, bardzo uważając.
Hamuję sobie spokojnie, a tu mi przed maską przecina drogę kobieta (K) na rowerze, za nią spokojnie synek ok 8 lat.

Dobiłam hamulec. Mój syn i leciwa mama polecieli ostro do przodu, ale zdążyłam. Tylko już mi nerwy puściły, a uwierzcie, że mam słabe.
Po pierwsze - drogi rowerowej brak. Po drugie-primo, jak mawia Ferdek - pasy znajdują się w odległości 50 m, więc mogli zejść z rowerów i przeprowadzić swoje 4 litery bezpiecznie na drugą stronę. Trzy- to nie było skrzyżowanie, droga prosta z podwójną ciągłą. Cztery - kobieta jechała chodnikiem węższym niż metr (od jakiegoś czasu jest dozwolona jazda chodnikiem, jeśli jest on szerszy niż 1,5m z tego co pamiętam) i postanowiła przejechać przez drogę na kolejny wąski chodnik.

Ręczny, awaryjki i wysiadam jedną nogą z auta (patrzyłam, czy coś za mną nie jedzie i czy nie utrudnię komuś ruchu).

J- kobieto, chcesz, żeby twój syn wylądował tu obok? (wskazując na cmentarz).
k- O co ci chodzi idiotko? Za szybko jechałaś i co?
J- Nie dość, że głupia, to głupotę przekazuje dalej. Swojego życia możesz nie szanować, ale dziecka zabijać nie musisz. (Tu kierując słowa do małego)- Nie słuchaj mamy, nie przecinaj drogi ot tak, spójrz czy nie jedzie jakiś pojazd kilka razy, a jeśli się boisz, to przejdź przez pasy. Przejdź, a nie przejeżdżaj. Słyszysz?

Kobieta coś krzyczała i odgrażała się. Mały był przerażony, ale kiwnął głową na moje słowa. Mam nadzieję, że kobieta przemyślała sprawę, a jeśli nie, że młody zapamiętał pisk opon i strach z tego dnia i nie będzie jeździł jak matka.

3) Droga krajowa, dwa pasy w jedną stronę. Tak naprawdę, gdyby nie ograniczenia prędkości, to ruch wygląda jak na drodze ekspresowej. Żadnych skrzyżowań, łagodne zjazdy, zero świateł dla pieszych. Wieczór, pada śnieg, jest ślisko. Po prawej zwężenie drogi z powodu remontu. Trasę znam, więc migam na lewo i jadę lewym pasem. Auto, które wcześniej było przede mną mam teraz z boku po prawej stronie. Jedziemy równolegle przy czym ja z większą prędkością. Mijamy znak "roboty drogowe 500m", "zjazd na lewą stronę".

Co robi kierowca auta po prawej? Bez migacza wjeżdża mi w bok. On musi skręcić już i natychmiast. Wiem, że mógł mnie nie zauważyć, chociaż ślepy punkt już dawno minęłam i widziałam kokpit auta po prawej. Wiem, że mam białe auto i zimą jest mało widoczne, ale ludzie... serio? Zmiana pasa bez migacza, od razu po zobaczeniu znaku "mówiącego" nam o zwężeniu? Te światła pochodzące z samochodu, które jechało za nim (a żadnego zjazdu wcześniej nie było) nagle zniknęły i było to ufo?
Zdążyłam zatrąbić, hamować, ale co przy tej prędkości logiczne - wpadłam w poślizg. Pan urwał mi lusterko i udając, że nic się nie stało jechał dalej.
Moje auto stało prawie w poprzek drogi. Ręce mi drżały. Jak ruszyłam, to już zniknął. Zapewne na kolejnym zjeździe, bo tablice miał miejscowe.

Takich sytuacji mam przynajmniej dwie w ciągu dnia. Nie wiem, czy spotykam tylu złych kierowców, czy może mam wyjątkowego pecha.

drogi

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 154 (228)
zarchiwizowany

#77317

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia o rodzicach przyprowadzających chore pociechy do przedszkola przypomniała mi, że nie tylko rodzice mogą być piekielni.

W przedszkolach za granicą dzieci wychodzą na świeże powietrze dziennie. Pogoda, czy nie one mają swoje kubraczki, kalosze i inne zestawy.
Placówka edukacyjna= przedszkole w naszym pięknym kraju, do którego uczęszcza moje dziecko nie podziela takiej formy aktywności.
Oni "nie mają jak codziennie z nimi wychodzić", więc mimo zakupienia zestawu: deszczowego, zimowego (kubraczków, przeciwdeszczowych gaci wyglądających jak rybackie, parasolki i innych pierdół) spacerów nie i koniec. Jak pogoda będzie to wyjdą. Okej- myślę, ale nie byłoby tej historii.

Zanim zaczęła się robić wiosenna pogoda za oknem, był jeden dzień chłodu. Chłodu i wiatru. Temperatura -5, przez silny wiatr z północnego-wschodu temperatura odczuwalna była na poziomie -20.
W pracy pustki, klientów brak, bo kto chciał się ruszać z domu, kiedy wiatr był tak silny, że przedzierał się pod ubrania i przeszywał chłodem do kości.

Co zrobiły panie w przedszkolu? Wyszły na spacer? Nie- wtedy może moje dziecko nie dostałoby zapalenia oskrzeli. Katar mógłby dostać co najwyżej.
Panie przedszkolanki poszły o krok dalej.
W tej temperaturze poszły na plac zabaw- tak, tak moi drodzy- na huśtawki, na zjeżdżalnie.
Dzieci nałykały się zimnego powietrza i do tygodnia grupa mojego syna została zdziesiątkowana.
Piekielności są dwie:
-kolejnego dnia przy słonecznej pogodzie dzieci zostały w przedszkolu
-na plac zabaw została wypędzona tylko grupa maluszków (starszacy i średniacy zostali w budynku).

Nie lepiej codziennie hartować dzieci? W taką pogodę iść na krótki spacer, ale na huśtawki...?

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 35 (111)

#76927

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w Biurze Podróży.
Katalogi z ofertami są darmowe. Zwykle klienci pytający o katalog chcą złapać pierwszy lepszy, ale podaję właściwy po zapytaniu o destynację (ze względów na: ofertę zimową/ letnią, podział kierunków - rodzai katalogów jest cała masa, od prawie każdego Tour Operatora). Mają najczęściej błyszczące strony i nie nadają się do palenia nimi w piecu. Na makulaturę może się nadają - nie wiem. Umówmy się, że nie są lekkie. Nie ma konieczności brania każdego, bo nie da się nie wiedzieć, gdzie chcemy się udać ani kiedy.
Katalogi mam wystawione i ogólnie dostępne dla klientów. Mam również zawsze coś słodkiego na biurku dla klientów i dzieci, by mile przywitać przyszłych odkrywców.
Konkrety:

Sytuacja 1) Przychodzi Pan koło 60-tki i pyta, czy może katalog.
Oczywiście, standardowo pytam, czy myśli o konkretnym kierunku?
Pan w międzyczasie bierze i zabiera całą stertę katalogów, nie patrząc na ich destynacje, zabiera garść (sic!!!) cukierków z mojego biurka i pod nosem mruczy "bogata firma, to was stać hue hue hue".

Sytuacja 2) Przychodzi Pani grubo po 50tce zapytać, czy może długopis na chwilę. Pani jednak nie chce nic wypisać na miejscu, ani nie potrzebuje go w tej chwili. Mówi, że to dla wnuka, do szkoły. Po czym odwraca się i mówi, że w sumie to ma dwóch wnuków. Bierze drugi długopis i wychodzi.

Codziennie przychodzą ludzie, by zapytać o darmowe gadżety - kubki, kalendarze, vouchery na pobyt gdzieś. Daję to, co mam - smycze. Rzucają nimi lub mówią "a to nie chcę".

Pytam się więc Was- czy jeśli coś jest za darmo trzeba tego brać całą masę? Po co? Sprzedać? Spalić?
Jeśli ktoś ma długopis, bo to jego narzędzie pracy, to trzeba go zabrać? Jeśli nie dostajemy tego, czego chcemy to trzeba krzyczeć?
Czasem mam wrażenie, że te dorosłe osoby, wręcz w starszym wieku w niczym nie różnią się od 3 latka (nie obrażając 3 latków).

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 257 (295)

#67407

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Modyfikacja przekrętu nigeryjskiego.

Jestem recepcjonistką w małym Hotelu. Do moich zadań m.in. należy odbieranie rezerwacji drogą mailową. Ku przestrodze innym - nie tylko w branży hotelarskiej.

E-mail z rezerwacją dla 4 osób w terminie odległym (mniej więcej o miesiąc). Zapytanie o dodatkowe atrakcje, przesłanie kwoty całości. Mało precyzyjne określenie warunków pobytu (np. brak informacji o posiłkach). Pisane w języku angielskim z niemałą ilością błędów. Wisienką na torcie jest fakt, że pisząca osoba przedstawia się, jako Anglik, Szkot itp.
Posiadający typowe nazwisko - Brown, Smith, White itp.
Nie ma mowy o konkretach. Użyto słów kluczy: "w waszym regionie", "w okolicy", "wasz Hotel" - nie wymieniono nazw.
Czasem takie maile zawierają również prośbę, o dodanie 20% prowizji.

Zadaniem recepcjonisty jest odpowiedź na rezerwację. Lecimy...

W związku z małą ilością informacji, trzeba dopytać o szczegóły - posiłki, ilość pokoi (tutaj istnieje pełna dowolność - są jedynki, dwójki, trójki, czwórki, apartamenty). Wysyła się informację o głównych atrakcjach oraz udogodnieniach, które posiada sam obiekt (nie zapominając o podziękowaniu za zainteresowanie akurat naszym hotelem).

Odpowiedź, jaką otrzymujemy w dalszym ciągu nie zawiera pełnych informacji wymaganych do stworzenia rezerwacji. Za to zawiera formę płatności - zapłata kartą kredytową (z pełnymi danymi posiadacza karty) lub czek.
Mój hotel nie akceptuje żadnej z powyższych form zapłaty. Całe szczęście.

Tutaj następuje bezsensowna wymiana maili. Tylko ta opcja dla drugiej strony jest korzystna oraz tyrada z mojej strony, że regulamin hotelu nie zakłada takiej formy płatności.
Dla ciekawskich: posiadamy jeszcze umowy w popularnymi portalami, na których można zarezerwować i opłacić pobyt.

Po zapewnieniu, że jedynymi dostępnymi formami płatności są: przelew, gotówka, płatność kartą (na miejscu), bookowanie i płatność przez stronę - nastaje cisza. Kolejne maile pozostają bez odpowiedzi. Nie ma gości w podanym terminie.

W poprzednim miejscu pracy (pewna sieć hoteli na świecie) posiadaliśmy możliwość wykonania przedpłaty z karty kredytowej, z tym, że przedpłata blokowała jedynie prognozowane środki na koncie, a po wyjeździe gościa pobierano jeno właściwą kwotę.

Co by się stało, jeśli pobrałabym kwotę z karty kredytowej?

W tym przypadku, po kilku dniach otrzymałabym maila z anulacją rezerwacji i numer konta w celu dokonania zwrotu. Po kilku tygodniach od zdarzenia dowiedziałabym się, że karta została skradziona lub w jakiś sposób dane karty (data ważności, numer) poszły w eter.
Właściciel hotelu musi po raz drugi zwracać kwotę, tym razem prawdziwemu posiadaczowi karty (recepcjonista może w ekstremalnych przypadkach zostać posądzony o współudział w praniu brudnej forsy).

W tym miesiącu miałam już 3 takie próby. Przynajmniej się nie nudzę. Podobno przekręt stosuje się nie tylko w tej branży, ale i w zwykłych zakupach internetowych.

w internetach

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 276 (328)
zarchiwizowany

#67473

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuję w hotelu na stanowisku: recepcjonistka. Do moich zadań m.in. należy odbiór pokoju (sprawdzenie, czy nie brakuje np.pilota, czy nie ma zniszczeń itp.).
Dziś weszłam sprawdzić jeden z pokoi. Użytkował go dość młody mężczyzna przez dwa dni.
Pod prysznicem znalazłam gówno.
Pytam się więc... Serio?

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 115 (227)

#66843

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wymuszanie na Polsce przyjęcia afrykańskich emigrantów przypominają mi problem, z którym Polska wzmaga się od jakiegoś czasu.
Wiecie, co wkurza człowieka najbardziej? Niesprawiedliwość!
Nie jestem rasistą, ale jest pewna grupa ludzi, których niestety nie toleruję. Ba - ujawnia we mnie najgorsze instynkty.
Cyganie lub poprawnie politycznie zwani - Romowie.
Niegdyś trudniący się garncarstwem, rękodziełem, prowadzący koczowniczy tryb życia, weseli ludzie kochający zabawy i śpiew. Tabor nadjeżdżający do wioski zwiastował nietuzinkową atmosferę.

Miała wyjść mała dygresja, ale będzie dłużej...
Historia sprzed 2,5roku:
Niewiele po moim powrocie z macierzyńskiego, zlikwidowano zatrudniającą mnie firmę. Mając na wychowaniu (wtedy) półroczne dziecko, zdecydowałam się podjąć pracę u znajomych. Praca ciężka. Sprzedaż warzyw na targu. Od 4 rano, do 16. Zimą - mróz, latem - upały. Przerzucanie produktów ważących po 25kg (czyli połowę mojej wagi), takich jak skrzynie śliwek/jabłek w sporych ilościach było na porządku dziennym. Brak przerw. Niemożliwość zjedzenia posiłku. Upierdliwi i często chamscy klienci.
Wmawiałam sobie, że dziecka dumą nie nakarmię. O inną pracę było ciężko, bo każdy, wbrew prawu pytał o posiadane dzieci/ chęć ich posiadania. Trzeba było trwać w niełasce lub dla mnie szczęściu, że pracę się miało.

Na owym targu często przebywały żebrzące Cyganki. Nie raz widziałam sytuację, w której kradły, wyzywały, rzucały drobnymi w darczyńców (sic!) jeśli były, w ich mniemaniu niewystarczające.
Znajomy zaproponował jednej z nich 50 zł (dla mnie 5 h pracy) jeśli przyjdzie o 16 posprzątać po stanowisku zajmowanym przez niego (15 min. pracy).
Oczywiście, jak się domyślacie - pracą się nie skalała.

Spotkałam ją kilka dni później prywatnie, na głównym deptaku w moim mieście.

C-cyganka
J- ja
m- mohery

C- Daj no parę ZŁOTYCH, ja mam dziecko.
J- (wymowny wzrok)
C- (zagradzając mi drogę, z wyciągniętą brudną łapą) Daj, musisz!
J- Muszę to ja oddychać, jeść i kiedyś umrzeć.
C- Ale ja nie mam piniendzy (błąd zamierzony).
J- Won do pracy!
C- Pracować nie będę za grosze.
(wymijam babsko)
C- Ja nie POLAKA.
J- To wyp***j do siebie!
m- Dobrze, dobrze. Ja już też im nie daje! (pozytywny szok)

Jaki morał płynie z tej treści?
Polaku drogi: tyrasz za 8-10zł/h, oni nie będą. Czekasz w kolejce 8-15 lat na mieszkanie? Oni mają je od ręki. Poruszasz się komunikacją miejską? Oni mają naprawdę ładne BMW. Nie stać Cię na jedzenie? Oni jadają w restauracjach. Za czyje pieniądze mają opłacane mieszkania, socjale? Z pieniędzy podatnika - CIEBIE! Kiedy pójdziesz na emeryturę? Oni bez pracy mają zapewnioną kasę do końca.
Z czego żyją? Z tego, co ukradną, z tego, co dostaną. Ty Polaku MUSISZ. Tylko musisz, niewiele mogąc.
Naprawdę nie zrobimy nic, by powstrzymać falę przyjazdu kolejnych darmozjadów???

Skomentuj (75) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 774 (938)
zarchiwizowany

#42575

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z serii kandydatka na matkę roku 2012!

Porodówka. Leżę i karmię mojego małego przeszczęśliwa. Na salę dowożą kolejną matkę po porodzie. Znając z doświadczenia wyczerpanie po porodzie zdziwienie moje przechodzi ludzkie pojęcie, kiedy kobieta od razu wstaje z łóżka i pyta mnie "Gdzie tu można zapalić?". Szczęka mi opadła. Odpowiadam matce roku, że z tego, co mi wiadomo palić nie można i wyjść z porodówki także. Kobieta mówi mi, że miała fajny poród, bo szybko minął, ale jej córki nie przywiozą, bo jest w inkubatorze, bo urodzona miesiąc za wcześnie. Widać, że była szczęśliwa z tego powodu, że dzieciaka mieć nie będzie. Pytam, ile waży jej mała, że w inkubatorze, bo mój mały wg. USG w 8 miesiącu ciąży ważył 2,800. Ona mi na to, że jej mała waży 1kg 900. Tutaj domyśliłam się czemu. Kobieta nie dość, że przepita to paliła całą ciążę. Zaczęłam współczuć małej. Dowiedziałam się, że kobieta ma córkę 20 letnią, której ma zamiar dziecko upychać, bo "niech zad*** skoro ja ją chowałam, niech ona chowa małą". To nie wszystko. Kobieta była tak spragniona melanżu, że w tym samym dniu wypisała się na własne żądanie zostawiając córkę w inkubatorze na noworodkowym, no ale w końcu każdy ma inne priorytety. Żal mi tej malutkiej, która swoją drogą była prześliczna. Z tego, co wiem, to matka pytała od razu o zaświadczenie na becikowe... no tak 1000 się NALEŻY! Pewnie miała udaną impreze... tygodniową.. a dziecko przecież potrzeb nie ma...

porodówka

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 214 (264)
zarchiwizowany

#31250

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia mojego kolegi, który za umieszczenie jej zły nie będzie, bo sam ma dystans do świata.
Pare dobrych lat temu chodziłam do szkoły integracyjnej (taka szkoła, gdzie osoby zdrowe uczą się wraz z niepełnosprawnymi).
Niepełnosprawność nie jest dla mnie problemem, ale widać, dla niektórych tak!

Kolega X poruszający się na wózku inwalidzkim zawsze był otoczony gromadką przyjaciół. Dusza towarzystwa. Mimo, że kiedyś biegał i chodził o własnych siłach, tracąc to wszystko udało mu się zachować dobry humor i świetne nastawienie do świata. Nic tylko podziwiać!
Wracając do historii. Chcieliśmy się większą paczką wybrać na dyskotekę. Liczbowo potężni (w grupie siła) wsiadamy do naszej komunikacji miejskiej, która w tych czasach nie miała autobusów niskopodłogowych. Kolegę trzeba było wnieść. Wiadomo, że na dyskotekę jedzie się późno- ok 22/23, więc wózków dziecięcych raczej nie spotkamy. Pakujemy X właśnie w te miejsce- przeznaczone dla wózków dziecięcych i inwalidzkich. Dyskoteka jedna w mieście, więc autobus nabity. Kolejny przystanek wsiada ONA (B)! Babsztyl w sile wieku- ot jakaś trzydziestka. Nie umie się przepchać przez tłumy w busie, ale co ruszy nogą w naszym kierunku wyzywa kolejną osobę. Takim sposobem dotarła do nas i mówi do kolegi:
(B)- Ty byś wstał i nie udawał. Miejsce tylko zajmujesz. Wypier***j
Szczęki nam opadły i nikt nie umiał znaleźć ciętej riposty. Koledzy naprężyli tylko mięśnie, żeby ją jakoś wystraszyć na co kolega na wózku
(X) - już biorę wózek na plecy i popierd***m pieszo...
(B) - i co się gówniarzu śmiejesz? Przez Ciebie ja cierpię

Żałuję, że nie zdobyłam się na to, żeby jej przypierniczyć. Wiem tylko tyle, że szukała dalej miejsca do momentu, aż napotkała dresów, którzy łagodnie mówiąc "wyrzucili śmiecia" na kolejnym przystanku. Karma- wszystkie nasze czyny wracają do nas.

autobusy

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 177 (215)