Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

BornToFeel

Zamieszcza historie od: 18 września 2017 - 11:45
Ostatnio: 7 kwietnia 2024 - 0:47
O sobie:

Fan muzyki metalowej i szeroko pojętej fantastyki. Trochę maruda.

  • Historii na głównej: 23 z 24
  • Punktów za historie: 2129
  • Komentarzy: 6
  • Punktów za komentarze: 13
 

#90850

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W bloku mam dwie windy. Jedna większa, gdzie spokojnie zmieści się 8 osób. Druga jest sporo mniejsza. Według naklejki, która jest wewnątrz, winda może przewieźć 5 osób. W rzeczywistości, jeśli pasażerów jest więcej niż 2 to już robi się ciasno i niekomfortowo.

Wczoraj wieczorem, razem z partnerką i dwoma psami (haszczak w typie malamuta oraz jack russel) zgarnęliśmy worek ze śmieciami, po czym ruszyliśmy na spacer.

Niestety ta ciaśniejsza winda ma "priorytet" i mechanizm przyzywa ją na piętro w pierwszej kolejności.

Zapakowaliśmy się do środka i chcemy jechać na parter. Winda zatrzymuje się już na kolejnym piętrze, a do środka próbuje załadować się Pan słusznych rozmiarów, przepychając się depcze po łapach haszczaka, mi wbija łokieć w żebra a partnerce przywalił plecakiem. Na naszą prośbę żeby poczekał na drugą windę bo zwyczajnie się nie pomieścimy odparł, iż mu się śpieszy. No tak niefajnie.

Druga sytuacja, również z wspomnianą windą związana. Nagminnie się zdarza bo pani którą będę opisywać chyba ma podobny rozkład dnia co ja. Często gdy zjeżdżam windą z psami wspomniana sąsiadka również wyprowadza swojego psa na spacer. Tyle, że jej pies do krwiożerczy pinczer morderca, który zawsze rzuca się z zębiskami na nasze czworonogi. Nie wiem czy nie znosi wszystkich innych psów czy tylko naszych, ale ujada i szarpie się całą drogę na dół.

Póki co nic się nie stało i mam nadzieję, że tak zostanie. Haszczak jakby kłapnął zjadłby Pinczera na miejscu, a ma taki odruch że broni starszego, już kilkunastoletniego jacka rusella.

Riposta Sąsiadki na moją prośbę by nie ładować się do windy kiedy jedziemy skoro psy się nie lubią? "Oj tam oj tam tak się porozumiewają."

Ot takie pierdoły a irytują.

winda blokowisko sąsiedzi

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 151 (167)

#90782

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wynajmuję od spółdzielni miejsce parkingowe przy sąsiednim bloku. Stoi tam taki "motylek"/blokada do której zazwyczaj przyczepiam motocykl przy pomocy łańcucha.

Od jakiegoś czasu trwa remont kanalizacji i kilka miejsc obok zostało rozkopanych. Wspomniane roboty trwają już dobrych kilka tygodni.

Gdy tylko prace remontowe zaczęły wrzeć podszedłem do Panów Budwolańców i zapytałem czy nie muszę przestawiać motocykla, biorąc pod uwagę jak blisko od mojego miejsca to wszystko się dzieje. Zapewniono mnie, że nie ma takiej potrzeby.

Dni tak sobie mijały, korzystałem z miejsca normalnie.
Aż do zeszłego czwartku bodajże.

Przechodząc obok parkingu zauważyłem, że motylek/blokada została wymontowana z podłoża razem z moim łańcuchem, którym przypinam motocykl (dobrze, że tego dnia akurat nie założyłem żadnej blokady na moją maszynę). Sam pojazd został przesunięty (najpewniej) przez Panów Budowlańców kilka metrów dalej.

Miałem szczęście, że obecny był tam kierownik. Porozmawiałem z nim. Przeprosił mnie i wyjaśnił, że musieli to zrobić aby kontynuować prace. Zostawiłem Panu Kierownikowi mój numer, a on dał mi swój. W razie czego mają dzwonić.

W efekcie "tylko" poprzekrzywiali mi lusterka.

Irytuje mnie brak komunikacji i jakiejkolwiek próby kontaktu ze strony spółdzielni. Potrafili powiadomić innych użytkowników parkingu o tym, że ich miejsca muszą zostać rozkopane, a gdy się okazało, że Budowlańcy potrzebują większej przestrzeni roboczej to urzędnicy olali sprawę.

Kamery na parkingu niestety "nie łapią" mojego miejsca więc gdyby koparka, która wywija łyżką kilka cm od mojego motocykla uszkodziła go to nie miałbym żadnego dowodu że to ich sprawka... Tak samo nie jestem zachwycony faktem, że ktoś ściągał plandekę z mojej maszyny i przepychał ją kilka metrów. Wolę nie myśleć co by było gdybym parkował tam samochód.

Szkoda, że spółdzielnia nie komunikuje się tak sprawnie z mieszkańcami jak sprawnie podnosi czynsz co kilka miesięcy...

spółdzielnia

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 71 (83)

#90760

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia ze studiów.

Byłem ja sobie starostą podczas licencjatu, więc kontakt z wykładowcami itp. należał do moich obowiązków.

Koniec listopada/początek grudnia jeden z profesorów oznajmił, że po świętach czeka nas egzamin. Przy okazji obiecał wysłać mi na maila zagadnienia jakie mieliśmy przerobić, aby się przygotować.

Minęły plus/minus dwa tygodnie, wszyscy już powoli zbierają się do domów a zagadnień brak. Zadzwoniłem do Pana Profesora żeby się przypomnieć.

Nasza rozmowa wyglądała mniej-więcej tak. Nie pamiętam całości dokładnie, ale sens zachowany.

- Dzień dobry Panie Profesorze, z tej strony BornToFeel. Chciałem się przypomnieć w sprawie zagadnień na egzamin, który mamy mieć po świętach z wykładów.
- (Chwila ciszy) Ale na początku grudnia była u mnie w gabinecie Pana Koleżanka i zabrała te zagadnienia. Miała je przekazać reszcie grupy.
- Mhm. Rozumiem. Niestety tak się nie stało, dziękuję za informację, załatwię te sprawę z Koleżanką.

Napisałem do wspomnianej Koleżanki. Nie przepadałem a nią, właśnie przez takie akcje.

Upomniana wrzuciła zagadnienia na fejsbukową grupę naszego rocznika i niby na tym mogłoby się skończyć.

Na kolejnych wykładach Pan Profesor soczyście ochrzanił Koleżankę za nieudostępnienie owych zagadnień całemu rocznikowi.

Później, droga pantoflową, dotarła do mnie informacja (w którą jestem w stanie uwierzyć, patrząc przez pryzmat zachowania Koleżanki na przestrzeni całych studiów), że zagadnienia wysłała tylko swoim "psiapsi" i liczyła, iż to nie wyjdzie na jaw.

studia

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 127 (127)

#90677

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z jakiej racji kiedy ja anuluję przejazd Uberem czy Boltem, niezależnie ile czasu minęło to oni naliczają sobie opłatę? Albo gdy zjechanie windą zajmuje mi powyżej minuty zostaje naliczona opłata "za oczekiwanie"?

Nieważne czy stoję przed klatką, czy dopiero schodzę po schodach. Za każdym razem dostaje powiadomienie "następnym razem nie każ kierowcy czekać" czy jakoś tak i ściągają mi z konta dodatkowe 1 czy 2 zł.

Nie wkurzałbym się tak gdyby nie to, że kiedy zamawiam Ubera lub Bolta to zazwyczaj muszę czekać 30 minut, bo kierowcy bezkarnie anulują sobie przejazdy. Nie raz podczas oczekiwania dane kierowcy zmieniają się kilkukrotnie, a ja tracę czas.

Jeszcze bardziej irytują mnie sytuacje, gdy kierowca zaakceptuje przejazd i stoi. Mija 15 minut, ja już dawno przejechałbym połowę trasy autobusem i co? I nie mogę anulować bo znowu naliczą mi opłatę.

Miałem już taką sytuację, że zamówiłem Ubera stojąc na przystanku pod Złotymi Tarasami. Kierowca był kilkaset czy kilkadziesiąt metrów dalej na parkingu pod dworcem. Żadnej wiadomości z jego strony. W końcu podszedłem po 10 minutach i zastałem go jedzącego sobie kanapkę. No kurde. Ze mnie by już ściągali kasę za takie opóźnienie. W końcu płacę za ten przejazd więc oczekuję, że zostanę odebrany w wybranym przez siebie miejscu.

Ktoś może powiedzieć, że w takim razie zostaje mi zwykłe taxi. No niestety. Warszawskie złotówy zdzierają jeszcze bardziej. Tak źle i tak niedobrze.

Musiałem to z siebie wyrzucić, gdy przed chwilą kierowca, który zaakceptował przejazd "pets" stwierdził, że nas nie zabierze. Dlaczego? Bo mamy ze sobą psa.

Kazał anulować przejazd. I co? I zjadło mi 9,50 zł.

uber bolt taryfy

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 151 (187)

#90442

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mama z tatą mają w ogródku kilka "skrzyń" (nie mam pojęcia jak się to fachowo nazywa), w których uprawiają truskawki, marchew czy co tam chcą. Nie jest to wielkie pole, a kilka prostokątów. Plonów dużo nie ma, ale jaka satysfakcja dla moich rodziców.
No i super.

A przynajmniej tak było póki do domu na przeciw nie wprowadzili się "nowi" sąsiedzi w składzie: młode małżeństwo, dwójka dzieciaków i bezczelny rudy kot.

Żadne z nas kotów nie lubi, ja z moim ojcem szczególnie, więc tym bardziej działa nam to na nerwy.
O co konkretnie chodzi?

Cholerny sierściuch bezczelnie wchodzi na posesję rodziców, z grządek urządził sobie kuwetę. O śladach pazurów na tarasie, masce auta itp. już nie wspomnę.

Mamy psa. Kot się go nie boi, co najwyżej wejdzie tam gdzie pies go nie sięgnie.
Wody z węża z ogrodowego też się nie boi.
Cytrusy, lawenda i specyfiki na odstraszanie nie działają.

Oczywiście jak tylko problem, za przeproszeniem, obsranych warzyw się pojawił to rodzice prosili sąsiadów żeby kudłacza trzymali w domu. Sąsiedzi zbywają i twierdzą, że "to tylko kot i właściwie o co moim rodzicom chodzi".

Żeby było jeszcze zabawniej to inni sąsiedzi również sprawili sobie kota. Także rudego, ale dużo grubszego. Ten też postanowił nas odwiedzać i załatwiać swoje potrzeby między warzywami. Rozmowa z kolejnymi sąsiadami i znów brak efektu. "Skąd wiecie że to nasz kot? Niemożliwe żeby Puszek to zrobił."

Nie wiem jak to jest w Polsce, ale akcja ma miejsce w Szwecji. A u Szwedów ponoć widnieje taki zapis w prawie: "kot to wolne zwierzę może chodzić gdzie chce".

(Wyczytane na szwedzkim forum, gdy próbowałem znaleźć jakieś rozwiązanie w necie).

Biorąc pod uwagę bardzo restrykcyjne podejście Szwedów do psów to gdyby sytuacja się odwróciła i labrador rodziców załatwiłby się w piaskownicy dzieciaków na terenie sąsiadów to zaraz przyjechałby ktoś z urzędu i w najlepszym wypadku dowalił rodzicom mandat.

Może następnym razem jak odwiedzę rodziców, to zacznę zbierać prezenty, które zostawia kot i podrzucę sąsiadom do skrzynki na listy albo właśnie piaskownicy...

Ma ktoś jakieś pomysły? Serio mam dość patrzenia na smutną mamę kiedy po raz kolejny zwierzak załatwia się na efekty jej pracy.

koty sąsiedzi

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 85 (109)

#90313

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem ja dumnym posiadaczem motocykla o zabójczej pojemności 125. Czyli wystarczy prawo jazdy kat. B, ale w zamian za to nie pojadę więcej niż 100 km/h z górki, a standardowo 80 km/h. Ot, taki kaprys żeby dojeżdżać sobie do pracy.

Jestem świadomy, że z takimi osiągami nie mam co się pchać na drogę ekspresową albo autostradę. Niestety nim ogarnąłem, że w Google Maps trzeba zaznaczyć "unikaj autostrad". Miałem już nieprzyjemność poruszać się po ekspresówce na motocyklu.

Ostatnio musiałem dostać się na warszawski Wawer. Była niedziela i mały ruch, a ja miałem do wyboru: robić duże kółko albo przejechać te kilka km drogą ekspresową.

Że się śpieszyłem to wybrałem drugą opcję. Cały czas ze świadomością, że mój Junak nie dotrzyma kroku innym uczestnikom ruchu drogowego. Więc grzecznie trzymałem się prawego pasa, niemalże po poboczu jechałem.

Większość kierowców wyprzedzała mnie zachowując należyty odstęp, ale niestety znalazł się jeden, który sprawił, że serce na moment mi stanęło.

Otóż w pewnym momencie kierowca tak zwanego tira postanowił, że mnie wyprzedzi. Czy zjechał na lewy pas? Nie. Mijał mnie dosłownie na milimetry, ciąg powietrza chybotał mną na lewo i prawo, a ja już myślałem, że wpadnę pod jego koła i będzie po mnie.

Wiem, mam za swoje pchając się na drogę tego typu taką popierdółką. Mogę się usprawiedliwiać, że niedziela i mały ruch, i tak dalej, i tak dalej.

Uważam jednak, że jaka droga by to nie była to odrobina wyobraźni by nie zaszkodziła...

tirowcy droga ekspresowa

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 165 (173)

#90300

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na studiach sprawiłem sobie forda focusa w kombi z 2001 roku. Był to złom do którego dokładałem co roku, ale wygodny i dzielnie służył podczas studiów.

A że, studiowałem w maleńkim Dęblinie to nawet do kina musiałem jechać do oddalonych 20km dalej Puław.

I tak któregoś razu zabrałem się ze znajomymi do Lublina na konwent. Jechaliśmy drogą S17, ruchu brak, w tle leci sobie Nocny Kochanek.

Focus nie był demonem prędkości, ale te 120km/h utrzymywał. Jadąc prawym pasem doścignęliśmy w końcu ciężarówkę, która wlokła się swoim tempem.

Odpaliłem kierunkowskaz, spojrzałem w lusterko i zjechałem na lewy pas, aby zacząć manewr wyprzedzania. Zaraz potem w lusterku wstecznym dostrzegłem zbliżające się audi.

Jadąc już lewym pasem zrównywałem się z ciężarówką, od mojego przedniego zderzaka do zderzaka naczepy było tylko kilka metrów. Audi jadące z tyłu w ciągu kilku sekund znalazło się za mną, zjechało na prawy pas, dało do dechy i wcisnęło się między mojego focusa a ciężarówkę, wróciło na lewą stronę drogi i dało po hamulcach tak, że ledwo sam dałem radę zwolnić. Następnie pan furiat z audi przyśpieszył i tyle go widziałem. (Starałem się to rozrysować jeśli mój opis był niejasny: https://imgur.com/a/7fP7KeH)

Nigdy nie jadę bez opamiętania, czy to na ekspresówce, czy to autostradzie, ale daleko mi do zawalidrogi. Nie wiem jaki problem miał kierowca audi i dlaczego ryzykował spowodowaniem wypadku.

Cóż. Jeśli całe życie tak jeździ to mam szczerą nadzieję, że co najmniej zdążył stracić prawko.

eksrpesówka kierowcy

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 76 (86)

#90214

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna historia koncertowa, która mi się przypomniała.

Letnia scena Progresji w zeszłym roku. Zespoły black metalowe z legendą polskiego death metalu jako gwiazdą wieczoru. Czyli można spodziewać się agresywnej zabawy i potencjalnie przetrąconego nosa w pogo.

Z dziewczyną koczujemy od początku imprezy pod samą sceną. W końcu zaczyna grać zespół na który wszyscy czekali, zaczyna się kocioł, obijanie, skakanie i tak dalej.

Aż tu nagle między nami, przy barierkach pojawia się odpowiedzialny tatuś z przerażoną kilkuletnią córeczką.

Z jednej strony każdy mógłby mieć to gdzieś i bawić się dalej. Z drugiej dlaczego dziecko miałoby cierpieć przez głupotę ojca?

Także dookoła tatusia roku i jego córki wszyscy zaczęli się powstrzymywać żeby jej krzywdy nie zrobić. Ustało skakanie, pogowanie i tak dalej.

Na zwrócenie uwagi tatuś udawał, że nie słyszy.

Pominę już fakt, że nie mogliśmy bawić się w taki sposób jak chcieliśmy, aby tylko nie uszkodzić czyjegoś dziecka.

Piekielne tu jest według mnie zabranie 4-5 latki na taką imprezę.

Niektóre dzieci ponoć lubią, dostają zatyczki do uszu i stają z rodzicami gdzieś na tyłach, bo "czym skorupka przesiąknie"...

Ale tutaj dziecko bało się, było na skraju płaczu.

I zastanawia mnie tylko: po co? Żeby chwalić się kolegom jaką to ma córkę "w klimacie"?

koncerty

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 116 (124)

#90211

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Koncerty metalowe są piekielne same w sobie, ale raczej w pozytywnym tego słowa znaczeniu ;)

Niestety zdarzają się i takie sytuacje, które i tam nie są mile widziane. Zresztą. Jestem pewien, że podobne zachowania mają miejsce na innych wydarzeniach kulturowych i są tam równie upierdliwe.

Widownia dość wiekowa, zespół raczej niepopularny wśród młodszych więc spodziewałem się "przyzwoitego" zachowania od strony fanów, z których większość była w wieku moich dziadków. Artyści też swoje lata mają na karku, a zespół założono w 1977.

Ze znajomymi udało nam się stanąć całkiem blisko sceny. Dobry widok na wszystko, no nic tylko machać głową i cieszyć uszy oldschoolem. Zespół grający jako support dał radę, podgrzał publikę przed gwiazdą wieczoru.

Mija przerwa, gasną światła i na scenie pojawiają się wyczekiwani artyści. My już gotowi na zabawę, a tu klops.

Nagle na wysokości naszych oczu pojawia się las telefonów. Robione są zdjęcia, inni skupiają się na tym żeby selfie dobrze wyszło a jeszcze inni nagrywają każdą sekundę. Jeden wytrwały nawet całą imprezę przesiedział z telefonem na selfie sticku.

W końcu zamiast cieszyć się muzyką i dobrą zabawą ważniejsze jest zapisanie wszystkiego na karcie pamięci, żeby móc wrzucić zdjęcia na relację obok której większość przejdzie obojętnie, oraz trzymać na telefonie nagrania których nigdy się nie obejrzy.

No dobra, ich wola. Szkoda tylko, że machanie telefonami psuje zabawę innym. Nie po to zapłaciłem za bilet żeby patrzeć jak grają przez ekran osoby przede mną.

Na szczęście potem zrobił się kocioł i jakoś udało mi się wylądować pod samą sceną.


Zdjęcie z wczorajszego wieczoru aby lepiej zobrazować co widziałem. Sytuacja była dla mnie aż tak niedorzeczna, że aż sam musiałem to uwiecznić ;)

https://imgur.com/a/udJ39mJ

koncerty

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 106 (128)

#90185

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Może dramatyzuję, może wszyscy potrafią to zaakceptować/przyzwyczaić się, ale dla mnie to zwyczajnie piekielne i żeby sobie ulżyć postanowiłem napisać.

Biuro, w którym pracuję, mieści się na wyjeździe z warszawskiego Mordoru. Czyli jeżdżę tą samą trasą co wszystkie korpoludki.

Normą jest to, że gdy kończę o 16.00 często muszę czekać na drugi albo trzeci, czasem nawet siódmy autobus żeby w ogóle móc do niego wsiąść, tak są zapchane, ale przynajmniej przyjeżdżają jeden po drugim i ostatecznie i tak niemal jadą w konwoju.

Ja rozumiem, że pracuję przy wyjeździe z Mordoru.
Ja rozumiem, że to nie jest wina ludzi, którzy jadą do domu.
Ja rozumiem, że to nie jest wina kierowców autobusu.
Może winny jest tu ZTM, może osoba, która przy projektowaniu ulic nie wzięła pod uwagę przepustowości...

Nie wiem. I tak jak sam stan komunikacji jest piekielny tak dla mnie najbardziej piekielny jest fakt, że niektórzy pasażerowie pchają się do środka jakby zawsze był to ostatni autobus powrotny tego dnia.

Ścisk niebywały, szpilki nie da razy wcisnąć, ale zawsze znajdzie się ktoś kto na siłę próbuje wejść do środka i zaczyna się festiwal wbijania łokcia w żebra, stawania innym na butach, siłowania się z drzwiami, które nie mogą się zwyczajnie zamknąć...

Jak widzę, że nie dam rady wejść do pojazdu w sposób komfortowy to zwyczajnie odpuszczam. Każdy z nas się śpieszy do domu. Jasne. Ale takie taranowanie i wciskanie się (uprawiane głównie przez całkiem krzepkie emerytki swoją drogą) jest dla mnie hmm... Uwłaczające? Ani przyjemne dla pchającej się osoby, ani dla współpasażerów. Trochę godności proszę...

autobusy

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 104 (134)