Profil użytkownika
GlowaWChmurach
Zamieszcza historie od: | 27 lutego 2020 - 15:12 |
Ostatnio: | 25 listopada 2024 - 5:13 |
- Historii na głównej: 21 z 21
- Punktów za historie: 2687
- Komentarzy: 80
- Punktów za komentarze: 244
Jestem motorniczym.
Właśnie przeczytałam artykuł o temperaturze w pojazdach komunikacji miejskiej - że kierowcy/motorniczowie nie dostosowują jej do warunków panujących na zewnątrz, że jest albo przesadnie gorąco albo bardzo zimno.
Oczywiście, artykuł wspomniał o tym, że często kierowca nie ma żadnego wpływu na ustawienia ogrzewania czy klimatyzacji, bo w większości pojazdów temperatura ustawia się automatycznie, bądź można tylko włączyć/wyłączyć nawiew. Ale ludzie i tak wiedzą swoje i w komentarzach wylewa się wiadro pomyj pod tytułem: "Jeżdżo i majo nas gdzieś". Przywykłam, że większość chce po prostu się wyżalić, pozostając głuchym na argumenty.
Ale przypomniało mi to pewną skargę, a konkretniej to dwie, od dwóch różnych pasażerów.
Zostały złożone w odstępie maksymalnie godziny, tego samego dnia, dotyczyły tego samego kursu.
Jeden pasażer napisał skargę, że w moim tramwaju było tak gorąco, że aż cały się spocił.
Drugi - że było tak zimno, że się przeziębił.
Przez cały dzień nawiew był ustawiony tak samo, był sprawny.
Właśnie przeczytałam artykuł o temperaturze w pojazdach komunikacji miejskiej - że kierowcy/motorniczowie nie dostosowują jej do warunków panujących na zewnątrz, że jest albo przesadnie gorąco albo bardzo zimno.
Oczywiście, artykuł wspomniał o tym, że często kierowca nie ma żadnego wpływu na ustawienia ogrzewania czy klimatyzacji, bo w większości pojazdów temperatura ustawia się automatycznie, bądź można tylko włączyć/wyłączyć nawiew. Ale ludzie i tak wiedzą swoje i w komentarzach wylewa się wiadro pomyj pod tytułem: "Jeżdżo i majo nas gdzieś". Przywykłam, że większość chce po prostu się wyżalić, pozostając głuchym na argumenty.
Ale przypomniało mi to pewną skargę, a konkretniej to dwie, od dwóch różnych pasażerów.
Zostały złożone w odstępie maksymalnie godziny, tego samego dnia, dotyczyły tego samego kursu.
Jeden pasażer napisał skargę, że w moim tramwaju było tak gorąco, że aż cały się spocił.
Drugi - że było tak zimno, że się przeziębił.
Przez cały dzień nawiew był ustawiony tak samo, był sprawny.
Komunikacja
Ocena:
116
(126)
Jestem motorniczym.
Niestety, przyszła jesień, a wraz z nią spadające z drzew liście, czyli coś, czego tygryski (czyli motorniczowie) nie lubią najbardziej. Z liści i innych syfków nanoszonych przez wiatr na tory robi się tzw. mada powodująca, że tramwaj ślizga się jak dziecko na łyżwach. Wagonem szarpie, droga hamowania wydłuża się, słowem - przestałam lubić jesień.
Podczas jednego z kursu zauważyłam ekipę koszącą trawę w rejonie torowiska. Dojeżdżam do przystanku i widzę, jak jeden pan z rzeczonej ekipy zamiata pozostałości tej trawy, która była na peronie przystankowym. Tylko jak to robi? - zrzucając wszystko na tory...
Zakładając, że pan przespał szkolenie BHP (bo dodatkowo robił to tyłem do nadjeżdżającego wozu) otworzyłam kabinę i poinformowałam go, co właśnie czyni - wydłuża nam drogę hamowania na samym jego końcu, przy zatrzymywaniu się, co jest najbardziej odczuwalne dla pasażerów.
Jego odpowiedź?
- Pani mi tu nie pie@*li, zamiatać jeszcze umiem, pouczania nie potrzebuję! Tramwaj się ślizga, akurat! Co za bzdura!
Popukał się palcem w czoło i kontynuował przerwaną czynność, pozostając głuchym na mój apel.
Niestety, przyszła jesień, a wraz z nią spadające z drzew liście, czyli coś, czego tygryski (czyli motorniczowie) nie lubią najbardziej. Z liści i innych syfków nanoszonych przez wiatr na tory robi się tzw. mada powodująca, że tramwaj ślizga się jak dziecko na łyżwach. Wagonem szarpie, droga hamowania wydłuża się, słowem - przestałam lubić jesień.
Podczas jednego z kursu zauważyłam ekipę koszącą trawę w rejonie torowiska. Dojeżdżam do przystanku i widzę, jak jeden pan z rzeczonej ekipy zamiata pozostałości tej trawy, która była na peronie przystankowym. Tylko jak to robi? - zrzucając wszystko na tory...
Zakładając, że pan przespał szkolenie BHP (bo dodatkowo robił to tyłem do nadjeżdżającego wozu) otworzyłam kabinę i poinformowałam go, co właśnie czyni - wydłuża nam drogę hamowania na samym jego końcu, przy zatrzymywaniu się, co jest najbardziej odczuwalne dla pasażerów.
Jego odpowiedź?
- Pani mi tu nie pie@*li, zamiatać jeszcze umiem, pouczania nie potrzebuję! Tramwaj się ślizga, akurat! Co za bzdura!
Popukał się palcem w czoło i kontynuował przerwaną czynność, pozostając głuchym na mój apel.
komunikacja
Ocena:
159
(163)
A propos historii na głównej o głaskaniu szczeniaka, gdy jego opiekunka tego nie chce.
Mam psa - ślicznego, kudłatego kundelka o szczenięcych oczach, więc jestem już przyzwyczajona, że istnieją ludzie niewidzący nic złego w tym, by pogłaskać obcego sobie psa (nawet bez zgody właściciela). Czytuję też piekielnych, mam znajomych z dziećmi, więc wiem też, że dzieci są "wspólnym, publicznym dobrem" i pchanie rąk do wózka to norma.
Ale ta historia sprzed dosłownie kilkudziesięciu minut to już przegięcie.
Stałam w kolejce w aptece, pogrążona we własnych myślach, połowicznie skupiona na regale obok mnie. Nagle usłyszałam piskliwe "Oo, który to miesiąc?" i zanim zdążyłam w ogóle powrócić myślami do rzeczywistości i ogarnąć, co się dzieje, poczułam łapska na moim brzuchu (tak, jestem w widocznej ciąży). Ewidentnie kobieta stojąca przede mną w kolejce uznała za właściwe obściskać moje dziecko jeszcze zanim zdążyło się urodzić. I nie, nie była to starsza osoba, na moje oko miała 40, może 45 lat.
Cóż, nie jestem z siebie dumna, ale jako osoba z dość "krótkim zapalnikiem", impulsywna i dość nerwowa (zwłaszcza w kwestii dotykania czy przestrzeni osobistej), wrzasnęłam na nią wściekle "Może po cyckach też mnie pomacasz?!". Oczywiście zostałam nazwana chamką, bo jak śmiem za taką błahostkę tak się zachowywać. Oburzyła się jeszcze bardziej, gdy powiedziałam, że jedyne co powinna w tej sytuacji powiedzieć to przepraszam, a nie kolejne pretensje. Dalszą dyskusję przerwała jednak farmaceutka zapraszająca kolejną osobę do okienka.
Mam psa - ślicznego, kudłatego kundelka o szczenięcych oczach, więc jestem już przyzwyczajona, że istnieją ludzie niewidzący nic złego w tym, by pogłaskać obcego sobie psa (nawet bez zgody właściciela). Czytuję też piekielnych, mam znajomych z dziećmi, więc wiem też, że dzieci są "wspólnym, publicznym dobrem" i pchanie rąk do wózka to norma.
Ale ta historia sprzed dosłownie kilkudziesięciu minut to już przegięcie.
Stałam w kolejce w aptece, pogrążona we własnych myślach, połowicznie skupiona na regale obok mnie. Nagle usłyszałam piskliwe "Oo, który to miesiąc?" i zanim zdążyłam w ogóle powrócić myślami do rzeczywistości i ogarnąć, co się dzieje, poczułam łapska na moim brzuchu (tak, jestem w widocznej ciąży). Ewidentnie kobieta stojąca przede mną w kolejce uznała za właściwe obściskać moje dziecko jeszcze zanim zdążyło się urodzić. I nie, nie była to starsza osoba, na moje oko miała 40, może 45 lat.
Cóż, nie jestem z siebie dumna, ale jako osoba z dość "krótkim zapalnikiem", impulsywna i dość nerwowa (zwłaszcza w kwestii dotykania czy przestrzeni osobistej), wrzasnęłam na nią wściekle "Może po cyckach też mnie pomacasz?!". Oczywiście zostałam nazwana chamką, bo jak śmiem za taką błahostkę tak się zachowywać. Oburzyła się jeszcze bardziej, gdy powiedziałam, że jedyne co powinna w tej sytuacji powiedzieć to przepraszam, a nie kolejne pretensje. Dalszą dyskusję przerwała jednak farmaceutka zapraszająca kolejną osobę do okienka.
Ocena:
107
(111)
Jestem motorniczym.
Postanowiłam opisać niektóre piekielności związane z moją pracą, a może też wyjaśnić niektóre mity, które, o zgrozo, są dość powszechne.
1. Zacznę od najbardziej chyba oczywistego faktu: tramwaj porusza się po torach. Nie jest w stanie poruszać się poza nimi (no, w sumie jest w stanie, ale raczej nie za daleko :D). Z tego powodu logicznym jest, że jeśli ktoś zaparkował ch... kijowo (za blisko torów lub nawet na torach), to żadne światła awaryjne czy inne gesty nie pomogą mi w przejechaniu.
2. Poruszanie się po torach niesie za sobą jeszcze jedno, mianowicie: droga hamowania. Jest ona o wiele dłuższa niż ta samochodu. Niestety tramwaj nie jest w stanie zatrzymać się tak szybko, jak byśmy chcieli. Większość zachowuje respekt przed sunącymi po szynach trzydziestoma tonami, niestety, nie wszyscy. A czym to się kończy? Awaryjne hamowanie najczęściej niestety powoduje gwałtowne i bardzo bliskie zapoznanie się pasażerów z elementami wystroju wnętrza wagonu. Dla drugiego uczestnika ewentualnej kolizji konsekwencje bywają niestety dużo poważniejsze.
3. Przystanki na jezdni. Nikt ich nie lubi, a na pewno większość nie wie, jak powinna się przy nich zachować. Pozwolę sobie w tym momencie przypomnieć, że nie ma obowiązku zatrzymania się na początku "łamańca" wyznaczającego przystanek i czekania tam, aż tramwaj ruszy. Jeśli jedziesz z przeciwnego kierunku i omijasz tramwaj z jego lewej - również nie musisz zatrzymywać się i czekać (autentyczna sytuacja z tego tygodnia). Jest natomiast obowiązek zachowania szczególnej ostrożności - a tej raczej nie zachowa kierowca, którego nie będzie ograniczał jakiś tam kodeks i jakieś tam bezpieczeństwo i który zdecydowanie odmawia zwalniania przed takimi przystankami.
4. Kwestia pierwszeństwa. Naprawdę większość kierowców nie potrafi poprawnie jej ustalić! Blokowanie tramwaju na skrzyżowaniu, wymuszanie - są na porządku dziennym. Skrajności w drugą stronę oczywiście również są - nagłe zatrzymywanie się z piskiem opon na widok tramwaju również jest częste.
5. Pasażerowie.
Na ten temat można napisać książkę, ale ograniczę się do najważniejszych punktów. Tłoczenie się przy jednych drzwiach do wejścia (jakby inne były płatne), śmiecenie, dewastacje, pytanie motorniczego w trakcie jazdy o rozkład, zwlekanie przy wchodzeniu, bo telefon ważniejszy... Dużo tego, jak mówiłam. Moim osobistym "faworytem" jest jednak zachowanie przy wchodzeniu/wychodzeniu w kontekście własnego bezpieczeństwa. Wybieganie zza wagonu, przebieganie na czerwonym świetle, między samochodami na trzypasmówce, skakanie przez barierki - jakby spieszyli się do ostatniego tramwaju w tym tygodniu. A następny za dwie minuty. ;)
Mimo wszystko naprawdę uwielbiam tę pracę. Na pewno nie należy do najłatwiejszych, ale daje sporo satysfakcji.
I nie płaczcie, kiedy odjadę. :)
Postanowiłam opisać niektóre piekielności związane z moją pracą, a może też wyjaśnić niektóre mity, które, o zgrozo, są dość powszechne.
1. Zacznę od najbardziej chyba oczywistego faktu: tramwaj porusza się po torach. Nie jest w stanie poruszać się poza nimi (no, w sumie jest w stanie, ale raczej nie za daleko :D). Z tego powodu logicznym jest, że jeśli ktoś zaparkował ch... kijowo (za blisko torów lub nawet na torach), to żadne światła awaryjne czy inne gesty nie pomogą mi w przejechaniu.
2. Poruszanie się po torach niesie za sobą jeszcze jedno, mianowicie: droga hamowania. Jest ona o wiele dłuższa niż ta samochodu. Niestety tramwaj nie jest w stanie zatrzymać się tak szybko, jak byśmy chcieli. Większość zachowuje respekt przed sunącymi po szynach trzydziestoma tonami, niestety, nie wszyscy. A czym to się kończy? Awaryjne hamowanie najczęściej niestety powoduje gwałtowne i bardzo bliskie zapoznanie się pasażerów z elementami wystroju wnętrza wagonu. Dla drugiego uczestnika ewentualnej kolizji konsekwencje bywają niestety dużo poważniejsze.
3. Przystanki na jezdni. Nikt ich nie lubi, a na pewno większość nie wie, jak powinna się przy nich zachować. Pozwolę sobie w tym momencie przypomnieć, że nie ma obowiązku zatrzymania się na początku "łamańca" wyznaczającego przystanek i czekania tam, aż tramwaj ruszy. Jeśli jedziesz z przeciwnego kierunku i omijasz tramwaj z jego lewej - również nie musisz zatrzymywać się i czekać (autentyczna sytuacja z tego tygodnia). Jest natomiast obowiązek zachowania szczególnej ostrożności - a tej raczej nie zachowa kierowca, którego nie będzie ograniczał jakiś tam kodeks i jakieś tam bezpieczeństwo i który zdecydowanie odmawia zwalniania przed takimi przystankami.
4. Kwestia pierwszeństwa. Naprawdę większość kierowców nie potrafi poprawnie jej ustalić! Blokowanie tramwaju na skrzyżowaniu, wymuszanie - są na porządku dziennym. Skrajności w drugą stronę oczywiście również są - nagłe zatrzymywanie się z piskiem opon na widok tramwaju również jest częste.
5. Pasażerowie.
Na ten temat można napisać książkę, ale ograniczę się do najważniejszych punktów. Tłoczenie się przy jednych drzwiach do wejścia (jakby inne były płatne), śmiecenie, dewastacje, pytanie motorniczego w trakcie jazdy o rozkład, zwlekanie przy wchodzeniu, bo telefon ważniejszy... Dużo tego, jak mówiłam. Moim osobistym "faworytem" jest jednak zachowanie przy wchodzeniu/wychodzeniu w kontekście własnego bezpieczeństwa. Wybieganie zza wagonu, przebieganie na czerwonym świetle, między samochodami na trzypasmówce, skakanie przez barierki - jakby spieszyli się do ostatniego tramwaju w tym tygodniu. A następny za dwie minuty. ;)
Mimo wszystko naprawdę uwielbiam tę pracę. Na pewno nie należy do najłatwiejszych, ale daje sporo satysfakcji.
I nie płaczcie, kiedy odjadę. :)
Ocena:
151
(161)
Historia czerwony_parasol o Anglikach-śmieciarzach, a zwłaszcza fragment o Polakach nierzucających petów gdzie popadnie popchnęła mnie do napisania czegoś od siebie.
Może tylko w Anglii nasi rodacy potrafią nie sadzić po sobie wszędzie petunii? W Polsce naprawdę nieliczni zdają się wiedzieć, do czego służy popielniczka przy koszu i sam kosz na śmieci. Gdzie nie spojrzeć - pety. Na chodnikach, na trawie, na jezdni, w rabatach kwietnych, ba, nawet w pojazdach komunikacji miejskiej! Choćby stał pół metra od kosza, to przecież przyjemniej wyrzucić wypalonego papierosa komuś pod nogi.
No nie cierpię, mam wręcz alergię na palaczy-śmieciarzy.
Dlatego też od razu zwróciłam uwagę panu, który widząc mnie wracającą do swojego tramwaju (po zakończeniu przerwy na pętli) pośpiesznie zgasił papierosa o tablicę rozkładową i rzucił go pod nogi. Jaki szok wywołałam, jakie niedowierzanie! Bo dlaczego miałoby mi to przeszkadzać?! Pan spieszył się do tramwaju! Miałby spóźnić się do pracy, żeby wyrzucić niedopałek jak kulturalny i myślący człowiek? Co za brednie!
Inna sytuacja. W takich przypadkach już niestety nie mam jak zwrócić uwagi. Wjeżdżam na przystanek, pan/pani pali papierosa. Otwieram drzwi, pasażerowie wchodzą/wychodzą, pan/pani nadal pali. Powoli kończę obsługiwać przystanek, pan/pani podchodzi do wagonu, blokuje drzwi nogą/ręką i kończy palić. Na sygnał ostrzegający przed zamykającymi się drzwiami pan/pani zaciąga się porządnie ostatni raz, pizga petem na przystanek i dopiero wsiada.
Wspólne, czyli niczyje?
Może tylko w Anglii nasi rodacy potrafią nie sadzić po sobie wszędzie petunii? W Polsce naprawdę nieliczni zdają się wiedzieć, do czego służy popielniczka przy koszu i sam kosz na śmieci. Gdzie nie spojrzeć - pety. Na chodnikach, na trawie, na jezdni, w rabatach kwietnych, ba, nawet w pojazdach komunikacji miejskiej! Choćby stał pół metra od kosza, to przecież przyjemniej wyrzucić wypalonego papierosa komuś pod nogi.
No nie cierpię, mam wręcz alergię na palaczy-śmieciarzy.
Dlatego też od razu zwróciłam uwagę panu, który widząc mnie wracającą do swojego tramwaju (po zakończeniu przerwy na pętli) pośpiesznie zgasił papierosa o tablicę rozkładową i rzucił go pod nogi. Jaki szok wywołałam, jakie niedowierzanie! Bo dlaczego miałoby mi to przeszkadzać?! Pan spieszył się do tramwaju! Miałby spóźnić się do pracy, żeby wyrzucić niedopałek jak kulturalny i myślący człowiek? Co za brednie!
Inna sytuacja. W takich przypadkach już niestety nie mam jak zwrócić uwagi. Wjeżdżam na przystanek, pan/pani pali papierosa. Otwieram drzwi, pasażerowie wchodzą/wychodzą, pan/pani nadal pali. Powoli kończę obsługiwać przystanek, pan/pani podchodzi do wagonu, blokuje drzwi nogą/ręką i kończy palić. Na sygnał ostrzegający przed zamykającymi się drzwiami pan/pani zaciąga się porządnie ostatni raz, pizga petem na przystanek i dopiero wsiada.
Wspólne, czyli niczyje?
przystanek
Ocena:
147
(163)
Skojarzyła mi się historia po przeczytaniu historii bazienki, o przewijaniu dziecka w autobusie.
Jestem motorniczym.
Odbywałam przerwę na pętli tramwajowej (zlokalizowanej niedaleko galerii handlowej, dosłownie po drugiej stronie ulicy). Podeszła do mnie kobieta z dzieckiem w wózku.
Chciała, żebym udostępniła jej swoją kabinę w wagonie, bo ona musi przewinąć dziecko, a na przedziale pasażerskim "będą się gapić". Na moją odmowę i propozycję udania się do rzeczonej galerii zareagowała groźbą napisania skargi i obrazą majestatu.
Oczywiście było mi z tego powodu bardzo wszystko jedno.
Jestem motorniczym.
Odbywałam przerwę na pętli tramwajowej (zlokalizowanej niedaleko galerii handlowej, dosłownie po drugiej stronie ulicy). Podeszła do mnie kobieta z dzieckiem w wózku.
Chciała, żebym udostępniła jej swoją kabinę w wagonie, bo ona musi przewinąć dziecko, a na przedziale pasażerskim "będą się gapić". Na moją odmowę i propozycję udania się do rzeczonej galerii zareagowała groźbą napisania skargi i obrazą majestatu.
Oczywiście było mi z tego powodu bardzo wszystko jedno.
komunikacja_miejska
Ocena:
198
(208)
Jestem motorniczym.
Skoro mowa o przerwach w pracy, to dorzucę coś od siebie.
Po każdym kursie (przejazd z jednego krańca do drugiego) mamy postoje, na których odbywamy przerwy. Czas postoju zależy od wielu czynników (rodzaj linii, pora dnia, czy jest to dzień powszedni, feryjny, czy też świąteczny) i może wynosić zero, trzy, osiem, a nawet na bogato - piętnaście czy dwadzieścia minut i więcej. No jednym słowem, różnie bywa. Oczywiście, jeśli przyjechałam na pętlę z trzyminutowym opóźnieniem, a miałam mieć na przykład dziesięć minut przerwy, to już mam siedem. Dodatkowo nie jest też tak, że całe te przykładowe siedem minut należy do mnie - muszę przejść się po wagonie i dookoła, by mniej więcej sprawdzić dalszą jego przydatność do jazdy, zameldować się na ekspedycji (jeśli takowa jest na danej pętli) czy też np. uzupełnić kartę drogową.
Tak w skrócie, żebyście rozumieli, dlaczego czasem jemy w pośpiechu. Często po prostu nie ma czasu na spokojne zjedzenie posiłku np. na wspomnianej ekspedycji, dlatego większość motorowych jada w swojej kabinie. Ponadto część pętli w ogóle nie ma ekspedycji, wtedy jedyną opcją jaka pozostaje to właśnie kabina motorniczego.
No i tu ze swoją piekielnością wchodzą pasażerowie.
Nieważne, że rozkład jazdy wisi pół metra od tramwaju, albo nawet sam tramwaj informuje na wyświetlaczu "odjazd za...". Trzeba zapukać w szybę i krzyczeć "za ile pani jedzie?!" lub też "czy jedzie pani przez X?!". Szczerze mówiąc, bardzo często w takich sytuacjach używam całej siły swojej woli, by nie palnąć jakimś złośliwym sarkazmem w odpowiedzi.
Rozumiem, gdy wyświetlacze w tramwaju są niesprawne, albo gdy robi to osoba starsza - może niedowidzi, może nie umie korzystać z internetu w telefonie - wtedy zawsze pomogę i wyjaśnię co trzeba. Ale młoda osoba? Dwudziestolatka (na oko oczywiście) ze smartfonem w łapce musi przerwać mi posiłek? Po to są informacje w tramwaju z przebiegiem trasy jak i na przystanku, by motorniczy nie musiał robić za informację.
Nie dotyczy to tylko posiłku. Pasażerowie potrafią znaleźć mnie kilkanaście metrów od tramwaju, puknąć mnie w ramię i przerwać rozmowę telefoniczną, by zapytać o rozkład, pożalić się, że jeżdżę nie tym wagonem, który lubią albo cokolwiek innego, co przyjdzie im do głowy.
Nie są to też jednorazowe sytuacje. Gdyby coś takiego zdarzało się raz w ciągu dnia, prawdopodobnie nie irytowało by tak mocno, jednak tak wygląda prawie każda przerwa.
Moja praca wymaga ciągłego skupienia podczas jazdy i koncentracji, dlatego tak ważny jest odpoczynek - zmęczony motorniczy to kiepski motorniczy.
Skoro mowa o przerwach w pracy, to dorzucę coś od siebie.
Po każdym kursie (przejazd z jednego krańca do drugiego) mamy postoje, na których odbywamy przerwy. Czas postoju zależy od wielu czynników (rodzaj linii, pora dnia, czy jest to dzień powszedni, feryjny, czy też świąteczny) i może wynosić zero, trzy, osiem, a nawet na bogato - piętnaście czy dwadzieścia minut i więcej. No jednym słowem, różnie bywa. Oczywiście, jeśli przyjechałam na pętlę z trzyminutowym opóźnieniem, a miałam mieć na przykład dziesięć minut przerwy, to już mam siedem. Dodatkowo nie jest też tak, że całe te przykładowe siedem minut należy do mnie - muszę przejść się po wagonie i dookoła, by mniej więcej sprawdzić dalszą jego przydatność do jazdy, zameldować się na ekspedycji (jeśli takowa jest na danej pętli) czy też np. uzupełnić kartę drogową.
Tak w skrócie, żebyście rozumieli, dlaczego czasem jemy w pośpiechu. Często po prostu nie ma czasu na spokojne zjedzenie posiłku np. na wspomnianej ekspedycji, dlatego większość motorowych jada w swojej kabinie. Ponadto część pętli w ogóle nie ma ekspedycji, wtedy jedyną opcją jaka pozostaje to właśnie kabina motorniczego.
No i tu ze swoją piekielnością wchodzą pasażerowie.
Nieważne, że rozkład jazdy wisi pół metra od tramwaju, albo nawet sam tramwaj informuje na wyświetlaczu "odjazd za...". Trzeba zapukać w szybę i krzyczeć "za ile pani jedzie?!" lub też "czy jedzie pani przez X?!". Szczerze mówiąc, bardzo często w takich sytuacjach używam całej siły swojej woli, by nie palnąć jakimś złośliwym sarkazmem w odpowiedzi.
Rozumiem, gdy wyświetlacze w tramwaju są niesprawne, albo gdy robi to osoba starsza - może niedowidzi, może nie umie korzystać z internetu w telefonie - wtedy zawsze pomogę i wyjaśnię co trzeba. Ale młoda osoba? Dwudziestolatka (na oko oczywiście) ze smartfonem w łapce musi przerwać mi posiłek? Po to są informacje w tramwaju z przebiegiem trasy jak i na przystanku, by motorniczy nie musiał robić za informację.
Nie dotyczy to tylko posiłku. Pasażerowie potrafią znaleźć mnie kilkanaście metrów od tramwaju, puknąć mnie w ramię i przerwać rozmowę telefoniczną, by zapytać o rozkład, pożalić się, że jeżdżę nie tym wagonem, który lubią albo cokolwiek innego, co przyjdzie im do głowy.
Nie są to też jednorazowe sytuacje. Gdyby coś takiego zdarzało się raz w ciągu dnia, prawdopodobnie nie irytowało by tak mocno, jednak tak wygląda prawie każda przerwa.
Moja praca wymaga ciągłego skupienia podczas jazdy i koncentracji, dlatego tak ważny jest odpoczynek - zmęczony motorniczy to kiepski motorniczy.
komunikacja_miejska
Ocena:
179
(187)
Krótko i na temat.
Pasażerka odbywała teleporadę lekarską w tramwaju.
Nie wiem, co było głupsze:
a) opisywanie objawów zatrucia pokarmowego, kłamanie, że nie może podnieść się z łóżka - z tytułu czego prosi o L4,
b) podanie nazwy firmy, dla której pracuje,
c) dyktowanie numeru PESEL.
Pasażerka odbywała teleporadę lekarską w tramwaju.
Nie wiem, co było głupsze:
a) opisywanie objawów zatrucia pokarmowego, kłamanie, że nie może podnieść się z łóżka - z tytułu czego prosi o L4,
b) podanie nazwy firmy, dla której pracuje,
c) dyktowanie numeru PESEL.
komunikacja_miejska
Ocena:
232
(238)
Jestem motorniczym.
Na przystanku początkowym wsiada do mojego tramwaju mama z dzieckiem (na oko sześciolatek). Ku mojej niewątpliwej uciesze zajmują miejsca zaraz za moją kabiną. Dlaczego ku uciesze? Dlatego, że dzieciak był z tych hodowanych, nie wychowywanych. Cały czas krzyczał, wymuszał coś, wył, darł się... No cała plejada uroczych dźwięków. Do tego piekielna matka zaczęła bardzo głośno rozmawiać przez telefon, na dodatek nie szczędziła łaciny podwórkowej.
Po paru przystankach, gdy uznałam, że no nie wyczymie, trzeba zwrócić pani uwagę, wyręczyła mnie inna pasażerka.
- Odłóż k**wa ten telefon jeb***ta k**wo, bachorem się k**wa zainteresuj!
- A co się k**wa wtrącasz?! I uważaj na słowa sz**to, jak ty się k**wa wyrażasz przy dziecku?!
Na przystanku początkowym wsiada do mojego tramwaju mama z dzieckiem (na oko sześciolatek). Ku mojej niewątpliwej uciesze zajmują miejsca zaraz za moją kabiną. Dlaczego ku uciesze? Dlatego, że dzieciak był z tych hodowanych, nie wychowywanych. Cały czas krzyczał, wymuszał coś, wył, darł się... No cała plejada uroczych dźwięków. Do tego piekielna matka zaczęła bardzo głośno rozmawiać przez telefon, na dodatek nie szczędziła łaciny podwórkowej.
Po paru przystankach, gdy uznałam, że no nie wyczymie, trzeba zwrócić pani uwagę, wyręczyła mnie inna pasażerka.
- Odłóż k**wa ten telefon jeb***ta k**wo, bachorem się k**wa zainteresuj!
- A co się k**wa wtrącasz?! I uważaj na słowa sz**to, jak ty się k**wa wyrażasz przy dziecku?!
taki tam folklor lokalny
Ocena:
135
(149)
Jestem motorniczym.
Obsługuję przystanek zlokalizowany przy skrzyżowaniu jednopasmowej, dwukierunkowej jezdni z torowiskiem. Ruch jest tu kierowany sygnalizacją. Jezdnia jest zakorkowana w jednym z kierunków, ale na szczęście kierowcy mniej więcej starają się nie zastawiać torowiska. Widzę, że niedługo zmieni się sygnał, więc zamykam drzwi i podjeżdżam powoli bliżej skrzyżowania. Sygnał się zmienia, dostaję "zielone", torowisko niezastawione, mam przejazd, super. Profilaktycznie daję krótki sygnał dzwonkiem i ruszam.
I zatrzymuję się.
Jeden z kierowców uznał, że koniecznie musi podjechać te parę metrów do przodu (na czerwonym, przypominam, a miał sygnalizator w polu widzenia) i zatrzymał się na samym środku torowiska. Auto za nim bezmyślnie podjechało mu do zderzaka, a przed nim korek - nie ma miejsca, by gdziekolwiek zjechać.
W ten sposób mój tramwaj zyskał dwie minuty opóźnienia, bo musiałam czekać do kolejnej zmiany świateł.
Obsługuję przystanek zlokalizowany przy skrzyżowaniu jednopasmowej, dwukierunkowej jezdni z torowiskiem. Ruch jest tu kierowany sygnalizacją. Jezdnia jest zakorkowana w jednym z kierunków, ale na szczęście kierowcy mniej więcej starają się nie zastawiać torowiska. Widzę, że niedługo zmieni się sygnał, więc zamykam drzwi i podjeżdżam powoli bliżej skrzyżowania. Sygnał się zmienia, dostaję "zielone", torowisko niezastawione, mam przejazd, super. Profilaktycznie daję krótki sygnał dzwonkiem i ruszam.
I zatrzymuję się.
Jeden z kierowców uznał, że koniecznie musi podjechać te parę metrów do przodu (na czerwonym, przypominam, a miał sygnalizator w polu widzenia) i zatrzymał się na samym środku torowiska. Auto za nim bezmyślnie podjechało mu do zderzaka, a przed nim korek - nie ma miejsca, by gdziekolwiek zjechać.
W ten sposób mój tramwaj zyskał dwie minuty opóźnienia, bo musiałam czekać do kolejnej zmiany świateł.
Ocena:
153
(161)
1 2 3 > ostatnia ›
« poprzednia 1 2 3 następna »