Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Katusha

Zamieszcza historie od: 25 sierpnia 2012 - 16:48
Ostatnio: 8 lutego 2014 - 20:23
  • Historii na głównej: 5 z 6
  • Punktów za historie: 3106
  • Komentarzy: 25
  • Punktów za komentarze: 263
 
[historia]
Ocena: 10 (Głosów: 12) | raportuj
4 lutego 2014 o 20:17

@uranus888: Megalomania...ehh... Kiedy dzwoni do mnie ojciec mówiąc "Pani Katusho, Mateusza strasznie rozbolał ząb w szkole, jedziemy do dentysty, bardzo przepraszamy ale nie dojedziemy dzisiaj na zajęcia" wtedy ZAWSZE usłyszy ode mnie "Nie ma problemu, mam nadzieję, że młodemu jak najszybciej przejdzie". W historii mówiłam o przypadkach, kiedy informują mnie na ostatnią chwilę, bo wcześniej im się nie chciało. Poza tym gratuluję podejścia do życia - skoro mi płacą, to mogą ze mną robić co chcą i nie szanować mojego czasu? Chyba żartujesz! Zawsze staram się być bardzo fair, nie robię problemów, przekładam zajęcia, dostosowuję się o ile ludzie też są fair wobec mnie. Przypomnę, że kiedy ktoś odwoła zajęcia w ostatniej chwili, to wcale mi za nie nie zapłaci, ja jestem stratna, a na daną godzinę nie znajdę innego ucznia od ręki, mimo, że mam dobrą opinię jako nauczyciel, co zdążyłeś uroczo zakwestionować.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 12) | raportuj
3 lutego 2014 o 22:05

@kotwszafie: Staram się rozmawiać z tym chłopcem żeby przynajmniej u mnie przestrzegał moich zasad, częściowo sukces odniosłam, jest trochę lepiej. Nie do końca przemilczam brak szacunku - zgłaszam zawsze sprawę rodzicom, informuję o słownictwie dziecka i jego zachowaniu. Czasem jednak nie jest takie proste tupnąć nogą i powiedzieć "idźcie precz, skoro tak się zachowujecie", bo jeść za coś trzeba, a dopóki nie znajdę ucznia na miejsce takiego delikwenta (co nie jest takie proste) wybór jedzenie/rachunki a szacunek ucznia wydaje się śmiesznie prosty.

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 14) | raportuj
21 stycznia 2014 o 21:24

Wiesz, ja sama studiuję dziennie, uprawiam zawodowo sport (kilka godzin dziennie) i prowadzę swoją firmę (jakoś zarabiać trzeba na życie) i nieraz nie wiem jak się nazywam z braku siły i czasu, więc zdarzało mi się nieraz korzystać z pomocy kolegów ze studiów w zakresie notatek - nie rozprzestrzeniałam ich dalej, ale też nigdy nie czułam żebym na kimś z tego powodu żerowała. Kiedy mogłam starałam się pomóc kolegom przy jakichś projektach, w czymś wyręczyć, a w zamian cieszyłam się zawsze ich sympatią i nie było problemu żeby pomogli.

[historia]
Ocena: 13 (Głosów: 13) | raportuj
6 stycznia 2014 o 15:14

Też udzielam korepetycji z języka i mam problem z rodzicami. Ja wiem, że to tylko "korki", ale taka praca jest moim głównym źródłem utrzymania, a rodzice potrafią przez pół miesiąca się nie odzywać, nie odbierać telefonów, nie informują mnie, że będzie jakaś przerwa w nauce (mam stałych uczniów od kilku lat). Niby nic, ale zakładam co miesiąc jakiś dochód, a przez takie zachowanie wychodzi różnie. A wystarczy tylko jden telefon z informacją, że cos wypadło w tym miesiącu i ja wiem, jak zagospodarować sobie czas na coś innego...

[historia]
Ocena: 13 (Głosów: 13) | raportuj
19 września 2013 o 22:26

Moje na szczęście są wychowane i nigdy nic takiego nie zrobiły. Jak chcą, to drapią w drzwi wyjściowe i nie ma problemu.

[historia]
Ocena: 11 (Głosów: 13) | raportuj
19 września 2013 o 21:56

Wiesz, mieszkamy w jednym budynku i nie widzę powodu żeby robić od razu awantury, nic tym się nie zdziała, a jeszcze potem może się będzie chciała mścić i co? Lepiej grzecznie zwrócić uwagę, może nie zauważyła. "Wydukaliśmy prośbę" bo byliśmy pewni, że o tym babka nie wie i totalnie nas zaskoczył fakt że owszem, wie i ma gdzieś. Uwierz, za drugim razem nie będziemy już tak grzecznie prosić.

[historia]
Ocena: 17 (Głosów: 17) | raportuj
19 września 2013 o 21:53

Nie mogą? Skoro wychodzą na balkon, to czemu nie mogą z niego wrócić do domu? :)

[historia]
Ocena: 44 (Głosów: 44) | raportuj
15 września 2013 o 18:27

Ja podczas zderzenia z ciężarówką (z czego ledwo wyszliśmy cało) myślałam o tym, czy jeśli przeżyję, to w szpitalu ktoś mi zdejmie soczewki...:)

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 14) | raportuj
15 września 2013 o 18:19

Szkoda, że dzisiaj by to nie przeszło... Zaraz pojawiliby się oburzeni rodzice stający w obronie ukochanego, poszkodowanego synusia, a nauczyciel miałby problemy...

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 8) | raportuj
28 sierpnia 2013 o 20:16

Zaznaczam, że jestem sierściuchowym mięczakiem, mam 3 koty i 2 psy, wszystko z ulicy, ale nie powinnaś zakładać, że ktokolwiek oprócz Ciebie pomoże. Chcesz pomóc - zrób to, ale nigdy nie licz na innych. Wet ma swoich pacjentów, swój biznes do poprowadzenia i nie wyrwie się z pracy, poza tym za usługę trzeba zapłacić (wiem z autopsji, znajduję zwierzaka co chwilę i rzadko się zdarza, że wet nie chce ode mnie pieniędzy). Nie widzę w opowieści nic bulwersującego, prawda jest taka, że jest mnóstwo nieszczęśliwych stworzeń, całego świata się nie zbawi, a jak Cię boli cierpienie danej, napotkanej jednostki, to bierzesz i pomagasz, a nie zwalasz na innych.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
17 lipca 2013 o 14:17

Mam znajomego Polaka w Norwegii, który miał sprawę w sądzie o pozbawienie władz rodzicielskich właśnie dlatego, że miał rozbestwione, leniwe dziecko, które naskarżyło w szkole, że jest w domu wykorzystywane (a wymagano od niego wyłącznie wykonywania odpowiednich dla dziecka prac domowych i odrabiania lekcji). Reakcja była natychmiastowa - do domu zawitał kurator/policja - nie wiem dokładnie jak to wygląda w Norwegii, nie pamietam szczegółów. Jeśli chodzi o szpital - może wpływ na to, że tak długo czekaliśmy miał fakt, że byliśmy obcokrajowcami bez (jeszcze wtedy) żadnych miejscowych papierów, ale chodziłam kilka razy do recepcjonistki i mimo, że partner wyglądał bardzo źle, nie mogłam się doprosić przyjęcia. Dzieci przed nami weszły. Mam mnóstwo znajomych w Norwegii i od prawie każdego z nich słyszałam historie o absurdach związanych z wychowywaniem dzieci.

Komentarz poniżej poziomu pokaż
[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
17 maja 2013 o 9:35

Do niektóryh trzeba mówić ich językiem...

[historia]
Ocena: 25 (Głosów: 37) | raportuj
10 maja 2013 o 13:36

Takiego sk****syna powiesiłabym za jaja na tym gwoździu.

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 13) | raportuj
8 maja 2013 o 13:20

Rozumiem, że są osoby, które o siebie nie dbają, doprowadzają sie do mało przyjemnego stanu i wagi (wiem, że niektórzy churują, ale mam tu na myśli standardowe "nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu" dla własnego widzimisię i brak silnej woli) ale paskudne jest szykanowanie kogokolwiek z powodu wieku... Każdy będzie stary i nie chciałabym żeby mój wiek wtedy ktoś uważał za obrzydliwy.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
24 kwietnia 2013 o 8:03

"Mam prawo myśleć o niebieskich migdałach i zaufać sygnalizacji, a nie uciekać przed kierowcami." Ja na Twoim miejscu bym się zastanowiła, czy ważniejsze jest Twoje prawo czy Twoje życie. Sytuacje na drodze są różne i niezależnie od przepisów, uważam że NIGDY nie powinno się mieć pełnego zaufania do innych kierowców i zielonego światła. Potem w razie wypadku, odpukać, siedząc na wózku sparaliżowana będziesz się pocieszała, że przecież Ty miałaś rację? No miałaś, i co to zmieni?

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 10) | raportuj
9 kwietnia 2013 o 15:58

Niestety mnóstwo ludzi nie powinno mieć zwierząt, a ma... Jeśli chodzi o spuszczanie psa ze smyczy, to zawsze mam dylemat: z jednej strony zgadzam się, że nie każdy życzy sobie psiaka, który skacze na człowieka żeby się przywitać (choćby najłagodniejszego) i w mieście i po osiedlu ZAWSZE prowadzę psy na smyczy, jednak kiedy wychodzę z kłakami na dzikie tereny (pola, stare zapuszczone działki, pare drzew, krzaki, wzdłuż trasy płynie rzeczka, ludzie wydeptali ścieżki) zawsze mam ten sam problem: nie jestem w stanie skazać psa na całe życie na smyczy: musi się wybiegać, a według prawa nawet w lesie nie mogę psa spuścić. No i teraz mnóstwo spacerowiczów jak ja: zna swoje psy (mój własną piersią wykarmił dwa moje koty i kocha wszystko i wszystkich, nawet veta;)), puszcza je luzem i nigdy nic się złego nie stało, a trasę tą obiera też sporo osób na niedzielny spacerek rodzinny i kilka razy wysłuchałam jaką nieodpowiedzialną gówniarą jestem, choć pies podszedł tylko do człowieka, nie skakał, nie zrobił nic, tylko ogonem zamachał i się po psiemu "uśmiechnął". I jak tu znaleźć złoty środek?

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 12) | raportuj
25 marca 2013 o 10:48

Jasne, z ciekawości sprawdziłam ile mniej więcej kosztują zestawy klocków, którymi młody się tak ekscytuje - od 350 do nawet 600zł. Nie jestem wierząca w standardowym rozumieniu tego słowa i daleko mi od burzenia się na "niereligijne prezenty", ale skoro rodzice decydują, aby posłać dziecko do komunii, to nie robiłabym z tego "prezentowych targów", bo jestem przekonana, że dzieciaki w szkole będą porównywać - a co kto dostał?- i na pewno nie każdego rodzica/chrzestnego stać na kosztowne gadżety. Po prostu zastanawia mnie po co robić coś, co ma być teoretycznie związane ze sferą duchową (tak, wiem, cięzko o tym mówić w przypadku 7-latka), skoro rodzic zamiast opowiedziec dziecku o tym czym jest komunia, dlaczego dla nich to ważne, robi z tego wydażenie opierające się wyłącznie na dobrach materialnych.

[historia]
Ocena: 18 (Głosów: 24) | raportuj
25 marca 2013 o 9:56

Pracuję z dziećmi jako korepetytorka i ostatnio zatkało mnie, kiedy jeden z moich uczniów (w wieku komunijnym) zaczął z ekscytacją wymieniać mi jakie prezenty ma obiecane na komunię: najnowsze gry na X-boxa, wypasione zestawy Lego, tablet (w końcu wujek ma, więc on też chce) i co tam jeszcze. Przerwałam mu wyliczankę i zapytałam, czy wie co się będzie działo w tym dniu i czym jest komunia. Nie wiedział. Dla niego to wyłącznie perspektywa rodzinnej fety, podczas której będzie w centrum uwagi i przede wszystkim masa nowych gadżetów.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 5) | raportuj
8 marca 2013 o 11:22

Dostrzec absurd i piekielność to jedno, a zatruwać sobie potem tym życie to drugie. Nie ma tam nigdzie żalu, a jedynie niedowierzanie jak można przy takim braku profesjonalizmu utrzymać się na rynku. Tak, na szczęście nie ponieśliśmy szczególnie dużych strat, co wcale nie wyklucza tego, że firma iście piekielna.

[historia]
Ocena: -4 (Głosów: 10) | raportuj
7 marca 2013 o 16:50

No w gruncie rzeczy, to pomimo wyjątkowo zabawnego dowcipu w postaci psiego żarcia i sierści i nie wywiązania się z wykonania usługi (gdzie i tak nie płaciliśmy za próbkę) to jakiejś specjalnej szkody nie ponieśliśmy, jedynie trochę straconego czasu i nerwów (i oczywiście kurier :D). Po prostu nauczka na przyszłość i nowe, wzbogacające doświadczenie :D. Dodałam historię, bo kiedy emocje opadły wydała mi się naprawdę zabawna, nie chcę natomiast wykonywać tu aktu zemsty czy czegokolwiek podobnego i robić firmie czarny marketing - myślę, że sami sobie świetnie poradzą. Jeśli kiedyś natraficie na największą w danym regionie firmę tym się zajmującą, w której wszyscy pracownicy odbierają telefon pozbawionym życia "haloo", to coś może być na rzeczy ;)

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 7) | raportuj
7 marca 2013 o 14:25

już porpawione, proszę o wybaczenie :)

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 10) | raportuj
7 marca 2013 o 14:20

Jejku, masz rację! Cóż, każdemu się zdarzy walnąć taką głupotę. Czy można to jakoś poprawić? P.S. Nie wiem co ma komunikacja do popełnienia głupiego byka ortograficznego - mea culpa.

Komentarz poniżej poziomu pokaż
[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 7) | raportuj
7 marca 2013 o 12:19

no wyjścia za bardzo nie miałam, firma aż tak nie zbiednieje. A pan z firmy tłumaczył właśnie, że to wina kuriera i to na pewno kurier te psie włosy przy kurtce zamontował. :)

« poprzednia 1 następna »