Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

KoparkaApokalipsy

Zamieszcza historie od: 1 lipca 2011 - 19:25
Ostatnio: 26 października 2022 - 14:35
  • Historii na głównej: 98 z 148
  • Punktów za historie: 55885
  • Komentarzy: 1844
  • Punktów za komentarze: 13307
 

#39807

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W moim laboratorium dostępne pomieszczenie było dość małe, mała była też i lodówka. Jakimś cudem udało nam się w niej poupychać wszelkie odczynniki, ale był to prawdziwy tetris. Aby dostać się do jakiejś butelki, należało przeważnie wyjąć też z 5 innych, a potem wszystko poukładać z powrotem dokładnie tak, jak było.

Któregoś dnia ledwie zdążyłam uchylić drzwi lodówki, gdy pod moimi nogami z głośnym hukiem wylądowała butelka. Musiała zostać wciśnięta na siłę, a potem ktoś szybko zamknął drzwi zanim zdążyła się rozchwiać i wypaść. Nie miałam szans jej złapać, bo wypadła gdy tylko odsunęłam drzwi lodówki na 20-30 cm.
Tłuczone szkło to nie problem, ale butelka zawierała fenol. Chemicy wiedzą, co to takiego. Nieświadomym wyjaśniam, że trudno gojące się oparzenia są najmniej dotkliwą konsekwencją kontaktu z tą substancją.

Dziękuję wszystkim bogom, że tego dnia było zimno i miałam na sobie grube skarpety, które nieprędko przeciekły. Strumieniami etanolu udało mi się spłukać to cholerstwo ze spodni zanim wyrządziło mi poważną krzywdę.

Było to w grudniu, a bliznę po kropli, która padła mi na brzuch i której nie spłukałam w porę mam do dziś.

Zastanawiam się tylko, kto mógł być na tyle głupi, by urządzić taką pułapkę.

lab

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 679 (759)

#37757

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Siedząca przede mną w autobusie kilkuletnia dziewczynka zauważyła, że światło odbite od cekinów na jej torebeczce tworzy na burcie pojazdu ciekawe, kolorowe wzory. Zachwycona zwróciła się do mamy, chcąc jej pokazać niezwykłe zjawisko i spytać, dlaczego tak się dzieje.

"Oho" - pomyślałam, uśmiechając się w duchu - "Co za wspaniała okazja na lekcję podstaw optyki! To cudownie, że dziecko samo się garnie do poznawania świata". Reakcja mamy jednak szybko starła uśmiech z moich ust.

Po prostu jej nie było. Szanowna mamusia siedziała nieporuszona, traktując dziecko jak powietrze.

Dopiero, gdy mała widząc tramwaj spytała, czy to pociąg została zjechana z góry na dół. Że głupia, że po co pyta, że to oczywiście nie pociąg tylko tramwaj. No tak - mogła nie pytać, mała idiotka.

Kiedy dziewczynka z kolei zaczęła nucić coś pod nosem (naprawdę cichutko, nawet mnie to nie przeszkadzało a jestem wyjątkowo wyczulona, bo nie lubię dzieci; właściwie zwykły szum silnika był głośniejszy) została znów, jeszcze mocniej, objechana. Że co ona sobie myśli, że jak tak można.

Reakcje małej wskazywały, że u mamy to normalne zachowanie. Nie zdziwiła się, nie była wystraszona, tylko trochę smutna. Po prostu wróciła do swoich zajęć, do swojego świata.

Obserwowałam tylko 5 minut z życia tej malutkiej dziewczynki. W tym krótkim czasie zostały:
Zabite:
- talent muzyczny
- ciekawość świata
- zmysł artystyczny
- zaufanie do matki jako autorytetu
Wzbudzone:
- poczucie winy
- kompleks niższości

Niezły score, co?

matka tygodnia

Skomentuj (48) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 813 (1003)

#36884

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wyobraźcie sobie taką sytuację:

Przychodzicie do lekarza z bolącą nogą, a on stwierdza, że nie podoba mu się Wasz krzywy nos i koniecznie musi go zoperować. Bo tak.

Absurd, nie? Otóż u psychologa takie rzeczy się zdarzają.

Pewna pani pewnej pani, miała pomóc nabrać pewności siebie, uwierzyć we własne siły, dowartościować się, co miało pomóc w starcie w dorosłym życiu.

Terapeutka uznała jednak, że głównym problemem owej pani jest ogólnie pojęta "dziwność", wyrażająca się w niestandardowych zainteresowaniach (film europejski, sztuka Japonii, wierzenia ludowe, poezja... normalni ludzie nie interesują się takimi rzeczami) i sposobie bycia (osoba, która potrafi porozmawiać o czymś prócz najlepszego sposobu na zmywanie tłustych naczyń, musi być dziwna, prawda?).

Przez pół roku usiłowała w pacjentce zaszczepić przekonanie, że słusznie nie wierzy w siebie i uważa się za kogoś gorszego... przecież taka właśnie jest. Tak "dziwna" osoba nie może pokochać samej siebie, powinna się siebie wstydzić. Musi stać się zupełnie normalnym, szarym, nudnym człowieczkiem i dopiero wtedy może się uważać za pełnoprawnego członka społeczeństwa.

Na wieść, że pacjentka jednak rezygnuje z terapii, pogroziła:
- Pani zobaczy! Pani sobie sama nie poradzi! Pani tu jeszcze do mnie wróci!

Muszę pisać, że nie wróciła?

dochtórka

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 646 (744)

#35444

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejny odcinek o mojej ulubionej rodzince.

Państwo P. (Piekielni, Patologiczni; rozwińcie skrót jak chcecie) mają dwoje dorosłych dzieci - córkę i syna.

Oboje przez jakiś czas pracowali i mieszkali w domu z rodzicami.

Syn zarabia nieźle, całość zarobionych przez siebie pieniędzy wydaje na własne przyjemności: wycieczki, imprezy, iPody, iPady, iRóżne inne rzeczy.

Córka zarabiała nieco gorzej. Równo połowę wypłaty musiała oddawać rodzicom za mieszkanie, prąd, wodę... W sumie zdzierali z niej bardziej, niż niejeden krakowski sknera ze studenta na stancji. Zbuntować się nie bardzo mogła, bo pracowała u znajomych ojca. Siedziała cicho i zbierała pieniądze na wyprowadzkę do innego miasta.

Uważam za słuszne i sprawiedliwe, aby dorosłe, pracujące dziecko wspierało rodziców finansowo, tylko skąd ta asymetria?

Dodatkowym smaczkiem jest to, że córka po powrocie z pracy pomagała jeszcze w pracach domowych (mimo, że matka nie pracuje, siedzi całymi dniami w domu i spokojnie mogłaby wszystko ogarnąć), natomiast syn mógł wracać do domu kiedy chciał, dostawał obiad podstawiony pod nos, a jeśli nie daj Boże wrócił po imprezie pijany, przynoszono mu do łóżka picie, kefir i miskę, żeby nawet do Wielkiego Ucha nie musiał wstawać. Nigdy sam nie wyprasował sobie koszuli, nie zrobił kanapek. O tym, jak bardzo obce były mu problemy życia codziennego świadczy chociażby to, że kiedyś zostawszy sam w domu potrafił zadzwonić do siostry z pytaniem, jak się zaparza herbatę.

Sytuacja nieco się zmieniła, dawne urazy mogłyby już pójść w niepamięć. Ostatnio jednak rzeczona córka nieco pokłóciła się z ojcem o wychowanie brata. Postanowiła wyjaśnić co nieco.
"Ja przecież połowę pensji oddawałam na dom."
"Nie przypominam sobie. Nigdy nic nie dawałaś." - odparł Pan Ojciec.

Innymi słowy "Cokolwiek powiesz nie masz racji, ponieważ nie i już".

patologia rodzinna

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 563 (639)

#34461

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Glan jaki jest, każdy widzi.
Takim właśnie glanem zdarzyło mi się (jak Elvisa kocham, niechcący!) przydepnąć nogę pewnej dziewczynie przy wsiadaniu do tramwaju. Przesunęłam się, przeprosiłam, cacy.

Po jakimś czasie zauważyłam u stojącej wciąż obok dziewczyny dziwne zmiany. Nadęła się, spurpurowiała, jej twarz przybrała wyraz pełnej pasji determinacji. Z tytanicznego wysiłku o mało żyłka jej nie pękła. Sporo zajęło mi skojarzenie, o co może chodzić. W końcu spojrzałam w dół.

Nie pomyliłam się. Panienka usiłowała swoją szpilką w ramach zemsty przydeptać mnie. Dobrze, że obcasa nie złamała...

zemsta jest kobietą

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1040 (1104)

#33830

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Biologia na mojej uczelni jest kierunkiem bardzo interdyscyplinarnym. Coś dla siebie znajdą zarówno prawie-humanistyczni antropolodzy, bziki od ochrony ginących ptaszków i robali jak również ludzie o zacięciu fizycznym czy też informatycznym. Istnieją nieobowiązkowe kursy specjalistyczne, niemniej jednak ogólne kursy z każdej dziedziny są obowiązkowe dla wszystkich.

Termodynamika, informatyka... jak ma to zdać ktoś, kto pragnie jedynie łapać motyle? Bez pytań z zeszłych lat się p prostu nie da. (Od razu wyjaśniam - to nie było tak, że egzamin za każdym razem był identyczny. Po prostu na podstawie pytań z kilku lat udało się skompilować pulę kilkudziesięciu, czasami kilkuset najbardziej prawdopodobnych, więc i tak nauczenie się na taki egzamin wymagało sporo pracy i nie można było być pewnym, że do kilkunastu starych pytań prowadzący nie dorzuci kilku nowych).

Przez dłuższy czas jakoś to szło, my skończyliśmy drugi rok jako ostatni ze szczęśliwych roczników. Jakiś student kolejnego obszedł prowadzących najbardziej miażdżące kursy i z naiwną minką pytał, czy egzaminy w tym roku będą takie, jak wcześniej, jednocześnie pokazując kartki z opracowanymi pytaniami. Tamci prowadzący dotarli do naszych. Zaczął się pogrom tamtego rocznika oraz starszych.

Termodynamikę zdało dosłownie kilka osób z 250. Po obniżeniu progu zaliczenia na życzenie dziekana do poprawki podchodziła wciąż ponad połowa roku.

Na innym egzaminie z pytaniami wielokrotnego wyboru i ujemnymi punktami można było zdobyć od maksymalnie 100 punktów. Zaliczenie miało być od zera, w końcu było od -20. Nawet po interwencji dziekana i dodatkowym - trzecim - terminie kurs powtarzało 30% studentów.

Nieco lepiej było na innych kursach. Fakt, 20% zdawalności w pierwszym terminie to w porównaniu z niecałym procentem to całkiem niezły wynik.

Podobno ten człowiek "za uczciwość" za każdym razem dostawał kilka dodatkowych punktów. Nie wiem, może faktycznie zyskał na donosicielstwie, a może tylko zrobił to z czystej głupoty.

studentowo

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 425 (519)

#33761

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zdarzyło mi się w internecie poznać koleżankę. Prawie moja rówieśniczka, 27 lat, może nie genialna, ale przynajmniej miła. Po kilku minutach rozmowy okazało się, że miała ochotę przyjechać i pozwiedzać moje miasto ("bo są wakacje" - to mnie trochę zdziwiło, bo dwudziestosiedmiolatki nie mają wakacji tylko urlopy i przeważnie z dużym wyprzedzeniem wiedzą, co zrobią z wolnym czasem, ale cóż, może pracuje dydaktycznie i ma wakacje). Zaproponowałam, że ją oprowadzę i pogadamy już "w realu", więc wysłała mi swoje zdjęcie, żebym poznała ją na dworcu.

Zdjęcie przedstawiało... no cóż, dzieciaka. Nastolatkę. Na moje oko nieletnią, a może i nawet poniżej "wieku prokuratorskiego". Ok, pozory mogą mylić, może używała super kremu odmładzającego z jąder osła, ale co w pokoju dorosłej kobiety robiłby szkolny plecak? No i dlaczego miałaby mieć meble oklejone błyszczącymi zabawnymi nalepkami?

Napisałam jej, że chyba troszkę dodała sobie lat. Zdenerwowała się, chciała się pożegnać, ale napisała "bay" zamiast "bye".

Poradziłam, żeby lepiej uważała w szkole na angielskim.

"My nie mamy angielskiego tylko niemiecki!"

Sądziłam, że po tej wpadce uzna swoją porażkę i przestanie mnie przekonywać, że jest dorosła. Po kilku minutach milczenia zaczęła jednak znów utrzymywać, że ma tyle, ile napisała, po czym zwyzywała mnie od brzydul, jędz, k*rew, suk, przepełnionych jadem starych toreb, zgrzybiałych wiedźm, itp. Muszę przyznać, że wykazała się godną podziwu kreatywnością obrzucając mnie mięsem przez dobrych kilka linijek bez powtarzania wyzwisk. Dokładnie zresztą opisała moją domniemaną fizjonomię z uwzględnieniem zmarszczek, tłustego brzucha, obwisłych piersi i włochatej barabuli na nosie.
Na koniec stwierdziła, że osoba tak brzydka jak ja (no bo jeśli ktoś zna pisownię angielską, musi być brzydki, prawda?) na pewno umrze w samotności i że nikt mnie nie wyr*cha.

Nadal nie wiem, jaki miała cel. Liczyła, że postawię jej parę piw, kiedy przyjedzie?

dziecko w sieci

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 769 (835)

#33670

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja mamusia ma taką właściwość, że uważa, iż cała rzeczywistość powinna ugiąć się pod jej żelazną wolą. Jeśli nie wygina wzrokiem podków to jedynie przez bezczelność i nieposłuszeństwo tych ostatnich.

Miałam odebrać rodziców z miejsca, w którym wysiedli z autokaru odwożącego ich z wczasów. Niestety, samochód powiedział "niiiiiiiiiiiiiie", a konkretnie powiedział tak ręczny, który wskutek złej pogody i długiej laby trochę "zaszedł".

Zadzwoniłam do rodziców, powiedziałam, że kareta nie bangla. Wyjść z sytuacji było co najmniej kilka. Proponowałam je po kolei coraz bardziej rozsierdzonej matce.

1) Ja z koleżanką przyjeżdżam po nich autobusem i w 4 osoby radzimy sobie jakoś z przewiezieniem bagaży
Odpowiedź: nie, bo trzeba przejść 50 m na przystanek.

2) Ojciec jedzie sam autobusem pod dom i odpala samochód (trzeba tylko dość mocno przemówić hamulcowi młotem do rozumu) i wraca po mamę, pilnującą w tym czasie bagaży
Odpowiedź: nie, bo musiałaby czekać (Ona! Czekać!)

3) Biorą taksówkę.
Propozycja wstępnie została przyjęta. Pozostała kwestia numeru telefonu. Sprawdziłam go w swoim telefonie i zadzwoniłam jeszcze raz:

-Cześć, mamo. Tu masz numer: 12 XYX XX YY (numer prosty jak drut, sama podałam go z pamięci po sprawdzeniu na liście kontaktów)
-O nie, takiego nie zapamiętam! Miał być prostszy!
-To wyślę wam go SMSem
-Nie! Nie odczytam SMSa!
-To daj mi tatę
-Nie dam ci taty. Już mi się nie chce rozmawiać i w ogóle nic mi się nie chce.
pii... pii... pii...

Ja sama mogłam tylko czekać, kopiąc ze złości w koła naszego parowozu. Żal mi tylko ojca, który zapewne musiał znaleźć wyjście "już teraz natychmiast", bo wielkiej damie znudziła się "zabawa w zepsuty samochód".

mamusia

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 777 (845)

#31305

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wiecie, co to jest kinder-niespodzianka? No to słuchajcie:

Do pewnej dziewczyny podchodzi jej osiemnastoletnia koleżanka z osiedla. Wręcza jej nosidełko z rocznym bobasem:
- Popilnujesz mi dzieciaka? Muszę coś pilnie załatwić.
- Ok, ale na jak długo? Co to za sprawa?
- Nie wiem, jak długo. Właśnie jadę rodzić.

Tak, w rok dziewczyna zdążyła "nabawić się" kolejnego potomka. Ukrywała ciążę, bo mamusia piekielnej mogłaby wyrzucić ją z domu. No a z gotowym niemowlakiem przecież nie wyrzuci.

P.S. Od tego czasu minęły 2 lata, panna jest dziś szczęśliwą matką trójki pociech. Ojciec oczywiście inny w każdym przypadku (powinna dostać nagrodę za wspomaganie ewolucji). Babcia maluchów ma ręce pełne szczęścia, zupek i kupek, a młoda mama na licznych dyskotekach pracuje na czwarte źródło zasiłku.

Polska

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 878 (974)

#29716

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Rodzice wykupili na swój grób kwaterę sąsiadującą z grobem rodziców mamy, oddzieloną od nich tylko przepięknym, marmurowym pomnikiem nagrobnym prababci. Przy okazji dla pewności opłacili kwaterę prababci na kolejne lata, by zapewnić jej spokojny spoczynek. Utworzyła się mała rodzinna enklawa, bo zaraz obok leżeli jeszcze dawni przyjaciele rodziny i inni krewni.
Kwatery wykupione przez rodziców były zupełnie niezagospodarowane, nieoczyszczone z chwastów i niewyrównane, a że znajdowały się w pobliżu muru ludzie urządzili sobie tam wysypisko cmentarnych śmieci.

Po 2 dniach pracy udało nam się uporządkować kwaterę, tzn odgruzować, przekopać, wyryć krzaki i doprowadzić do stanu, w którym do utrzymania w porządku wymagała tylko koszenia trawy.

Po kilku miesiącach na miejscu grobu prababci stanął gotowy do "zamieszkania" ogromny, granitowy grobowiec lokalnego przedsiębiorcy (konkretnie to masarza, żeby było zabawniej), naturalnie wystawiony jeszcze za życia "na wszelki wypadek". Pomnik prababci został przeniesiony o prawie metr i oparty o grób moich dziadków ("no jak to, przecież on zawsze tak stał"), a obcy facet urządził sobie grobowiec dokładnie na jej kościach. Zajął w sumie 2 miejsca: grób prababci i część podwójnej kwatery przeznaczonej dla moich rodziców. Jak?

Widocznie przekonał proboszcza, że coś mu się tam w księgach pokićkało, że te kreski na pewno da się przesunąć i wykroić jeszcze dodatkową kwaterkę.

Cóż, kwatery cmentarne to nie działki budowlane, nie są wyznaczane przez geodetę i widocznie łatwiej jest rearanżować ich granice w dokumentach, kiedy ma się do tego wystarczającą motywację.

Grobowo

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 539 (607)