Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Lewanna

Zamieszcza historie od: 12 lipca 2011 - 23:23
Ostatnio: 9 lipca 2012 - 2:19
  • Historii na głównej: 14 z 36
  • Punktów za historie: 11536
  • Komentarzy: 161
  • Punktów za komentarze: 1066
 

#16934

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o piekielnej pomysłowej pracownicy.

Prowadzę z moją przyjaciółką Beatą małą garmażerię.
Z czasem postanowiłyśmy kogoś zatrudnić, ciężko nam było tylko we dwie, bo działalność poszła w nieplanowanych kierunkach, jak to mówi moja mama jak zwykle nałapałyśmy wiele srok za ogon a ja jeszcze pracuję na etacie co dodatkowo obciąża Beatę.

Wywiesiłyśmy informację na szybie, że zatrudnimy kogoś do sprzedaży i obsługi klienta.

Po 2 dniach zgłosiła się do nas młoda dziewczyna Iwona, miała doświadczenie w handlu, jej mama prowadzi stoisko na pobliskim bazarze typu „mydło i powidło” i ona jej często pomagała, zdecydowałyśmy się ją przyjąć na okres próbny. Obie strony były zadowolone aż do afery butelkowej.

Klient nasz pan więc po licznych uwagach klientów, że jakby był jeszcze kompocik do obiadu to już by było całkiem jak u babci, postanowiłyśmy się dostosować do oczekiwań.

Burza mózgów w czym ten kompot sprzedawać, ponieważ wszystko u nas jest na wynos.
Stanęło na szklanych butelkach (plastiku unikamy jak ognia), znalezienie odpowiednich, żeby spełniały wymogi
praktyczne, estetyczne,higieniczne i dobrze znosiły kontakt z wyparzarką, nie było takie łatwe.

Trafiłyśmy na butelki z grubego szkła, takie z ceramicznym korkiem zamykane na drucik ze stali nierdzewnej, bez tych gumek pomarańczowych a jednocześnie szczelne i z niestandardowymi szerokim szyjkami, bo wiadomo w kompocie owoce muszą być.

Kupiłyśmy po 50 sztuk każdej pojemności 2, 1 i 0.5 litrowe.
Znalazłyśmy firmę, która nam wygrawerowała na nich napis „Kompot” oraz wytłoczyła rysunki owoców (mina pana, który przyjmował zlecenie bezcenna).

Butelki miały być z założenia zwrotne.
Wiadomo, że aby klient je odniósł trzeba go jakoś zmotywować najlepiej finansowo czyli kaucją.

Część klientów marudziła, że to zdzierstwo, nie docierało do nich, że to zabezpieczenie i kwota jest natychmiast oddawana jak butelkę zwrócą.
Żeby nie wywoływać niepotrzebnych zgrzytów Beata powiedziała Iwonie, żeby pewnej grupie stałych klientów dawać bez kaucji, często było tak, że pustą odnosili a brali kolejną. Jak się klienta nie zna to kaucja za butelkę obowiązkowa i bezdyskusyjna.

Po 2 tygodniach okazało się, że ze 150 butelek zostało 28. Nie było praktycznie w czym sprzedawać.

Wzmożona czujność, jak ktoś weźmie i nie odda to następnym razem figę dostanie.
Dyskretne zapisy w zeszycie z opisem kto brał, bo z dowodów ich spisywać nie będziemy (np. pan od owczarka niemieckiego,młoda blondynka co kupuje pierogi szpinakowe itd.)
Dziwnym trafem w ten sposób wyłapałyśmy tylko jedną sprawczynie niecnego procederu, panią Jolę, która przyznała się zawstydzona, że w naszej butelce zrobiła sobie wiśnióweczkę, zostało jej to wybaczone.
Chciała nawet za nią zapłacić, ale że klientka bardzo dobra to uzgodniłyśmy, żeby ją sobie zachowała w prezencie od firmy.

W pudełeczku na kaucję nie było odpowiedniej ilości pieniędzy, która by tłumaczyła takie braki w butelkach. Więc jak byk wychodziło, że to ci stali klienci musieli ich masowo nie oddawać. Coś ewidentnie było nie tak.
Kompot szedł jak woda co nas cieszyło, ale też dziwiło, sprzedawał się powyżej oczekiwań.
Miałam takie wrażenie, że nie ubywa go w takich ilościach na jakie by wskazywały oficjalne dane sprzedaży.

Trzeba było zamówić kolejne butelki, w między czasie kolega zrobił nam logo firmy.
Więc teraz na butelkach z jednej strony zleciłyśmy wytłoczenie nazwy i loga firmy a z drugiej napisu kompot i rysunków owoców, żeby było taniej i mieć zapas zamówienie było duże.

Iwona twierdziła, że nie potrzebnie się kosztujemy i logo nie pasuje do butelek, zamiast takich zmian jej zdaniem można by było zamówić takie butelki jak teraz ale np. brązowe lub zielone a najlepiej bez napisu "kompot"

Obie byłyśmy innego zdania i zlecenia nie zmieniałyśmy.

Sprawa się wyjaśniła przypadkowo, pani Jola przyszła i od wejścia woła, że kupiła takie samiutkie butelki na bazarku jak nasze, wyciąga z torebki jedną i mi ją podaje, ze słowami, że oddaje, bo ona nie wiedziała, że to takie drogie i teraz ma już zapas swoich butelek.

Te butelki były identyczne jak nasze a my same sobie projekt narysowałyśmy, więc skąd one się tam wzięły.
Wypytałyśmy panią Jolę na którym stoisku i za ile to kupiła. Beata pobiegła na bazar a tam nasze butelki na stoisku mamy Iwonki z kartką dumnie informującą, że to są butelki do nalewek w cenie od 15-25 zł. Jak ją szanowna mamusia zobaczyła, to najpierw pobladła potem poczerwieniała.
Na pytanie co to ma znaczyć odpowiedział, że ona do nas przyjdzie jak skończy handlować i wszystko wyjaśni.

Iwonka się nasłuchała od klientów jakie ładne i pomysłowe, te butelki i wpadła na pomysł, że jej mamusia mogłaby je sprzedawać. Wiedziała ile nas kosztowała jedna sztuka i sobie sprytnie wyliczyła, że nie opłaca się zamówić butelek i tłoczeń, taniej będzie nabić na kasę, że sprzedała kompot i zapłacić za niego a butelkę wynieść, kierując podejrzenia na klientów.
Część butelek odzyskałyśmy, za resztę nam zapłaciły.
Z Iwonką się pożegnałyśmy.
W tej chwili straty w butelkach to max 3 sztuki miesięcznie.

Już chyba nic mnie nie zaskoczy.Ludzie naprawdę mają ciekawe pomysły.

afera butelkowa

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 971 (1009)
zarchiwizowany

#16492

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Postanowiłam,że dodam historie o piekielnym wujku. Wujek nazwijmy go [W]aldek słynie z niesamowitego optymizmu,szczególnie w niezbyt ciekawych sytuacjach.

1.
Pogrzeb mojej babci wszyscy płaczą,ogólna histeria,że dlaczego tak szybko,tak wcześnie itp. Rodzina składa nam kondolencje i podchodzi wujek. Od razu wiedziałam,że ciekawie nie będzie.
Wujek wyskakuje z tekstem do mojej mamy :
[W] No Mariolka nie martw się przynajmniej będziesz miała jedną osobę mniej do wykarmienia.
Mama zrobiła się potwornie blada, ja tylko dlatego,że Tata szybko złapał mnie za ramie nie przypierdzieliłam wujkowi.

2.
Chrześniak wujka miał wypadek samochodowy,złamał kręgosłup i od tamtej pory jeździ na wózku. Ogólna tragedia bo Krzysiek podczas wypadku miał 20 lat i od tamtej pory jest przykuty do wózka.Odwiedziliśmy go w szpitalu,oczywiście wujek chciał zabrać się z nami. Rodzice się zgodzili,mimo że ja od razu kategorycznie powiedziałam nie!!!Podchodzimy do Krzyśka taka zwykła gadka szmatka i nagle wujek wypala:
[W] Krzychu patrz optymistycznie(!) przynajmniej na butach zaoszczędzisz( Nosz ku*wa mać !! Wyszłam z sali na korytarz,żeby wujkowi nie przywalić w końcu no bo ile można !)

3.
Córka wujka podczas porodu miała komplikacje i nie będzie mogła mieć już dzieci.Pojechaliśmy do niej do domu odwiedzić Kasie i maluszka, wujkowi powiedziałam,że miejsc w samochodzie nie mamy,jednak przyjechał autobusem. Wnuczkę zobaczył zadowolony,ja pełna nadziei,że tym razem nie wyskoczy z żadnym tekstem. Wujek jednak chyba czytał w moich myślach i wyskakuje z tekstem do Pawła,męża Kasi:
[W] Paweł,ty to chyba się cieszysz,że ona jest bezpłodna nie?
[P] ???
[W] No będziecie mogli się teraz grzmocić jak króliki i zaoszczędzicie na gumkach nie?
[P] ...

Po prostu brak słów ...

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 230 (316)
zarchiwizowany

#16523

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Skoro się zbliża rok szkolny, to historyjka o nauczycielce fizyki ze szkoły średniej.

Pani profesor nadzwyczajna doktor habilitowana itp. itd., o wdzięcznym pseudonimie Czesia była osobą nader wymagającą, pracującą w szkole z jakieś już 40 lat. Objawów piekielności miała wiele, bardziej uciążliwych i mniej. Opiszę jeden.

Pani Czesia miała taki gruby zeszyt w kratkę, formatu A4. Okładka praktycznie całkiem zdarta, kartki żółte, na pierwszych stronach było coś zapisane, ale zbiegiem lat przestało być czytelne.

Każda klasa, którą uczyła fizyki, miała w tym zeszycie tabele jak w dzienniku. Wypisane nazwiska i 3 kolumny z oznaczeniem który to rok szkoły (1, 2, 3...). Przy odpowiedzi ustnej za każdą błędną odpowiedź minus, za poprawną plus. Te wszystkie minusy (rzadko były plusy) były wpisywane do tego zeszytu. W 2 semestrze 3 klasy, przed samą maturą każdemu nagle pojawiły się jedynki w dzienniki. Po jakieś 8 jedynek... Jak się okazało, nasza psorka podsumowała wszystkie minusiki z całych 3 lat naszej nauki i powpisywała nam szmaty już na koniec roku coby nam popsuć ocenki na koniec szkoły.

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 174 (236)

1