Profil użytkownika
LuzMaria
Zamieszcza historie od: | 8 maja 2016 - 7:06 |
Ostatnio: | 1 lutego 2021 - 14:25 |
- Historii na głównej: 5 z 5
- Punktów za historie: 917
- Komentarzy: 141
- Punktów za komentarze: 951
Zamieszcza historie od: | 8 maja 2016 - 7:06 |
Ostatnio: | 1 lutego 2021 - 14:25 |
Zobacz też inne serwisy:
|
|||
Retro Pewex | Pewex | Faktopedia | Stylowi |
Rebelianci | Motokiller | Kotburger | Demotywatory |
Mistrzowie | Komixxy |
@czolgista1990: Pewnie mamy różne poglądy na tę kwestię, może i na kilka innych - ale podstawowa różnica między nami jest taka, że mi nie przyszłoby do głowy, żeby Twoje poglądy nazwać "bzdurami" tylko dlatego, że są inne niż moje :) Mogę CI tylko tak ku refleksji napisać, że ja za moje ciężko zarobione pieniądze kupiłam mieszkanie na osiedlu, które nie jest grodzone. Mamy trawniczek, ławeczki. Gdy jest ciepło - o zgrozo - pracownicy pobliskich biurowców ośmielają się na nich siadać w przerwie w pracy, pogrzać na słońcu, zjeść kanapkę, poplotkować. Nie czuję się przez to zubożona, ale to pewnie bzdura, bo rozsądnie by było trawniczek zagrodzić, bo to NASZE, nie wasze, niech sobie obcy stoją w przerwie w pracy na chodniku przy szosie, zamiast na NASZYM trawniku, bo jeszcze nam ławeczkę zużyją, a my tak ciężko na ławeczki pracowaliśmy :)
Zmodyfikowano 2 razy Ostatnia modyfikacja: 24 maja 2016 o 9:18
@jukatan: Nie potrafię edytować poprzedniego posta więc dodaję jeszcze jedną refleksję: zrób sobie eksperyment z działu wyobraźnia - gdy będziesz następnym razem w mieście, wyobraź sobie, że każda kamieniczka, budka z warzywami, bloczek i wszystko, co ma prywatnego właściciela stoi za wysokiem płotem - i zastanów się nad tym, czy w takim mieście dałoby się żyć :)
@jukatan: Po prostu trochę inne są realia na wsi, inne w mieście. Na wsi grodzenie ma sens - każdy ma swoją posesję, za nią odpowiada, nikt nikomu przez jego teren przechodzić nie potrzebuje, miejsca jest dużo. W mieście zabudowa jest gęsta - nie ma wielkich posesji, gdzie każdy ma mnóstwo przestrzeni dla siebie i swojej rodziny, tylko ilość przestrzeni jest ograniczona - i trzeba się nią dzielić z innymi. Na tym polega życie w mieście. Jeśli każdą działkę, która ma prywatnego właściciela ogrodzi się szczelnie płotem - po prostu tej przestrzeni zabraknie, każdy będzie musiał obchodzić płoty naokoło i życie stanie się znacznie trudniejsze dla wszystkich. Łatwiej żyć w mieście, w której można przejść wzdłuż budynku, wejść do sklepu i kawiarni w jego parterze niż w takim, gdzie się maszeruje wzdłuż płotów sąsiadów żeby schować się za swoim płotem. Takie podejście że "to moja własność prywatna i mogę z nią zrobić co mi się podoba!" sprawdza się dobrze na wsi, gdzie jest dużo przestrzeni i faktycznie nikomu nie przeszkadza, cokolwiek na swojej działce się zrobi -w mieście trzeba jednak dostosowywać się do siebie nawzajem. Np. w domku na środku niczego mogę sobie słuchać death metalu całą niedzielę na cały regulator - w mieszkaniu w bloku nie, choć przecież to "MÓJ TEREN" też.
@nuclear82: Myślę, że gdy chodzi o wagę to trochę za łatwo przychodzi nam dawanie innym rad i mówienie, co mają robić. Nie wiem, czy to jest właściwe wobec osób, które nie są naprawdę bliskie, w sposób, który jest naprawdę delikatny. Bo to trochę tak, jakbym np. spotkawszy koleżankę ze szkoły na kasie w markecie zrobiłą jej wykład, że mogłaby mieć lepszą pracę, wystarczy skończyć prawo i aplikację adwokacką, to bardzo proste, ja zrobiłam i teraz więcej zarabiam, niech naśladuje. Albo ona mi, że męża nie tak trudno znaleźć, ona swojego na dyskotece poznała, wystarczy pójść w piątek i poszukać. Jakoś w tych sprawach czujemy, że to niewłaściwe się komuś w życie wtrącać - a cudza waga często jest uznawana za dobro wspólne :)
@SunnyBaby: tak, zbrodnia. Rodzice mają prawo wychowywać dziecko tak, żeby mu wpajać spójny system wartości i zachowań.Dla każdego rodzica coś innego będzie ważne - dla jednego, żeby dziecko nie przechodziło na czerwonym świetle, dla innego - żeby regularnie chodziło do kościoła, dla innego - żeby było zawsze uprzejme i uczciwe. I autorka ma prawo uznawać za ważne to, żeby dzieci nie jadły słodyczy przed obiadem - to jest naprawdę rozsądna zasada i nie widzę niczego zdrożnego we wpajaniu jej dziecku. Wyobraź sobie teraz jak by świat wyglądał, gdybyśmy uznali, że każdy ma prawo podejść do obcego dziecka na ulicy i nakłaniać je do zachować sprzecznych z tym, czego uczą go rodzice - "przebiegnij na czerwonym, nic nie jedzie", "od jednego papierosa się nie uzależnisz", "po co się uczyć, jak i tak dobrej pracy nie dostaniesz", itp, itd. Może Ty uważasz, że zdrowe jedzenie nie jest aż tak ważne - ale ludzie mają różne priorytety i mają do tego prawo, są rodziny ze skłonnością do otyłości albo cukrzycy, dla autorki nie jedzenie słodyczy przed obiadem może być równie ważne, jak dla Ciebie jakaś inna zasada. Nie mówiąc o tym, że dzieci mają różne przypadłości - alergie, cukrzycę itp. Kiedyś babsko niewinnie zaproponuje wafelka dziecku, które naprawdę zjeść go nie powinno a jest za małe, żeby to zrozumieć i odmówić - i wtedy dopiero zrozumie problem.
Mi tu jeszcze żal lokalnej policji i sądów - zamiast zajmować się poważnymi sprawami, bujają się z każdym incydentem pewnie
nam się to wydaje śmieszne - ale jeśli z kimś z USA porozmawiamy sobie o ich stanach, często większych niż nasze europejskie państwa - to wtedy śmiesznie jest amerykanom :)
@Armageddonis: automat byłby wart pewnie więcej niż wszystkie te książki wymienione w nim przez kilka lat :) tu raczej chyba chodzi o to, żeby uświadamiać ludziom, że nie na tym życie polega, żeby wykiwać obywateli i "wyjść na plus" tylko że można zrobić uprzejmość komuś obcemu a ktoś obcy też chętnie zrobi uprzejmość. Wśród znajomych przecież często ludzie robią sobie przysługi, dają sobie coś - i mało kto myśli, jakby tu wyjść na plus. Jak znajomi zaproszą mnie i męża na fajny obiad, starannie ugotowany, z winem i deserami na którego przygotowanie poświęcili sporo czasu i pieniędzy - nie myślę, że fajnie, że zaoszczędziłam i nikt nie musi mnie pilnować, żebym się zrewanżowała - tylko tak odruchowo myślę, że my też ugotujemy dla nich coś super przy najbliższej okazji. Fajnie by było żyć w kraju, gdzie tak samo traktujemy obcych - że jak komuś zrobię uprzejmość (oddam starą książkę) - to ktoś zrobi też mi - odda swoją. Na to nie pomoże łańcuch i automat, bo to tak, jakby w moim przykładzie z obiadem znajomi pokazali nam paragon i wyliczenia ile gotowali i żądali żebyśmy oddali za połowę kosztu składników i dokładnie tyle samo czasu co oni gotowali potem pomagali im w sprzątaniu po obiedzie. Nie, to nie powinno tak działać. Mi się marzy świat, w którym dla obcych bylibyśmy tak samo uprzejmi jak dla znajomych. W ruchu drogowym, w komunikacji miejskiej, na ulicy. Ja tam wierzę, że jak np. pomogę staruszce nieść zakupy - to kiedyś, gdy będę miała problem, ktoś mi pomoże. Nie potrzebuję pilnowania, żeby to ta konkretna staruszka mi w czymś pomogła. I ten book crossing to takie właśnie zaufanie obcym ludziom - szkoda, że niektórzy to zaufanie niszczą, ale na pewno zaufania nie zbuduje się łańcuchem i kratą.
@Armageddonis: Kosztowne, proste i bez sensu. Ideą book crossingu jest "oddam sąsiadom coś, co mi już niepotrzebne - a w zamian on na pewno odda mi coś, co jemu potrzebne nie jest, a mi się przyda". A nie, że ja komuś dam coś wartego pięć złotych, a ktoś mi ma dać też równo za pięć, i jeszcze kamera i łańcuch, żeby nie oszukać. Na marginesie dodam, że u mnie na klatce schodowej mieszkają super starsze panie które odkąd tu mieszkam - czyli co najmniej od dziesięciu lat - uprawiają coś w tym stylu. Jest półeczka na klatce schodowej i ludzie kładą tam gazety, które kupili i przeczytali - fajny pomysł, bo drugi raz przecież tej samej gazety nikt nie przeczyta a taka wymiana sprawia że i przy niskiej emeryturze można mieć dużo czytania. Nie trzeba łańcuchów, kłódek ani kamer, bo każdy rozumie, że nie chodzi o to, żeby się nachapać maksymalnie i zgromadzić gazet jak najwięcej u siebie w domu - tylko żeby z sąsiadami zrobić sobie nawzajem małą uprzejmość.
@Ara: ale mentalność została - popytaj tych dorosłych młodych ludzi, co myślą o oszukiwaniu na składkach zus albo na podatkach - wielu powie, że oczywiście, że to słuszne, bo to walka z państwem itp. Bo ciągle z komuną walczymy :))
@Saszka999: Ja się zgadzam, że np. rower łatwiej stracić w Amsterdamie a portfel w dowolnym turystycznym mieście na południu Europy niż w Polsce. Ja myślę, że takich kradzieży per se u nas nie ma zbyt dużo. Ale na pewno jest u nas więcej cwaniakowania, takiego właśnie że "ukraść bym nie ukradł, ale te zasady że trzeba coś przynieść na wymianę, to dla frajerów, haha, ja się tak nie dam". Dużo jest kombinowania, na podatkach, opłatach za parkowanie itp - tam gdzie sprawa nie jest taka jednoznaczna, że to kradzież. Myślę, że tak jest z książkami z półki - osoby, które je wzięły bardzo by się oburzyły gdyby je nazwać złodziejami i pewnie nigdy by np. cudzego roweru nie wzięło. Tylko ot sobie skorzystali z "niczyjego".
@ooomatko: tylko że to różnica, która wymaga wyobraźni - ten rower w mojej klatki wcześniej nikomu nie przeszkadzał, bo nikt nie wpadł na pomysł, że ktoś tam może łóżko wnosić. Wcześniej wszyscy myśleli, że nikt tam nie będzie chodził - no bo po co akurat po kaloryferze, jak półpiętro dość szerokie :)
@zojka: u nas rower niewiadomego pochodzenia to nie taki skrajny przypadek - w moim bloku ludzie mieszkania kupują, wynajmują, wyprowadzają się, wprowadzają - w ogóle się nie znamy, często mówię komuś "dzień dobry" bo myślę, że to sąsiad - a to kurier :)