Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Paulix

Zamieszcza historie od: 7 maja 2011 - 10:43
Ostatnio: 19 sierpnia 2015 - 15:31
  • Historii na głównej: 0 z 21
  • Punktów za historie: 484
  • Komentarzy: 77
  • Punktów za komentarze: 294
 
zarchiwizowany

#61905

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ostatnio widziałam w gazecie konkurs na najfajniejszą pocztę i listonosza. Szkoda, że nie ma konkursu na anty pocztę. Przede wszystkim na mojej poczcie trwa wieczny strajk włoski. Jestem 4 w kolejce do nadania listu spędzam 2 godziny w kolejce. Na szczęście rachunki płacę z konta, bo przy okienku wpłat jest jeszcze gorzej. Panie po ponad roku mają problem z wprowadzeniem do systemu "mini paczki", a nawet z jej sprzedażą. Ostatnio pani machała mi jakimiś procedurami przed nosem, a i tak wyszło na moje. Same zaznaczają sobie, że ma być priorytet, podnosząc ponoszone przeze mnie koszty. Poprosiłam o druk na paczkę. Dostałam inny niż zwykle. Pani wytłumaczyła, że to nowy wzór a poprzednich już nie ma. Wysyłałam paczkę na innej poczcie, słyszę 15,50. Pytam dlaczego nie 11 zł jak zwykle. Okazało się, że dostałam zły druk a poprzednie jak najbardziej są w użyciu. Czekam na list. Stoję na balkonie, palę,widzę wychodzącego z klatki listonosza. Jest godzina 11.50. W skrzynce znalazłam awizo- nie zastano w domu, godz. 12.00...

poczta polska

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 90 (210)
zarchiwizowany

#61680

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kurcze, co się dzieje z tymi ludźmi?! Moja córka panicznie boi się psów, nawet takich, które śpią za płotem. Już któryś raz z rzędu idziemy grzecznie chodnikiem i biegnie pies bez smyczy i kagańca obszczekując (wcale nie radośnie) wszystkich po drodze. Córka w krzyk a pani wielka właścicielka śmieje się w głos :/ Kobieta szła z córką i wnukiem w wózku. Ciekawe czy też by się tak śmiała gdyby pies obszczekał jej wnuka :(

blokowiska

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (293)
zarchiwizowany

#15440

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia autobusowa. ZNOWU
Jadę sobie tymże pojazdem z córeczką i synkiem w wózku. Wsiadł pan (taki 65 +), nie usiadł ani nie zpłapał się za uchwyt, autobus ruszył i pana zarzuciło do tyłu, a że było dość pusto to pan przebiegł na wstecznym parę ładnych kroków. Prosto na wózek z Małym. Szybko podniosłam się z miejsca i pan zatrzymał się na mojej wyprostowanej ręce. Leciał z taką siłą, że mam siniaki od dociśnięcia ręki do rury. Jak już stanął w miejscu (nawet się nie spojrzał, nie mówiąc o przepraszam) to mu powiedziałam, że proponuję się trzymać następnym razem- dokładnie tymi słowami, bez krzyku, ubliżania czy brzydkich słów (kurcze zauważyliście, że niby starsi doświadczeni ludzie a rzadko kiedy trzymają się jak autobus rusza bądź skręca i wtedy lecą obijając się o innych ???). No i to był błąd. Zaczął mnie wyzywać, że mam nie być taka mądra, że powinnam przy dziecku stać i pilnować (czyli był świadom sytuacji, bo po braku jego reakcji podejrzewałam że może nie kuma za bardzo co się dzieje wokół).
Odpowiedziałam tylko, że gdybym synka nie pilnowała to by na nim siedział. Zamknął się.
Ale inny dziadek (jadący z wnuczką) zwyzywał mnie od głupich bab, że jak ja śmiem starszemu człowiekowi zwracać uwagę. Zapytałam tylko czy on by mu pozwolił usiąść na wnuczkę i czy też byłby cicho...

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 98 (126)
zarchiwizowany

#11112

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tyle tu historii o piekielnych moherach wyrzucających kobiety w ciąży z miejsc w autobusach i tramwajach. Ja też mam taką. W Liceum nasza koleżanka zaszła w ciążę. Nasze Liceum mieściło się w dzielnicy "starych ludzi". Obojętnie czy jechało się rano, w południe czy po południu autobusy były zapchane (uroki darmowych emeryckich przejazdów). Opracowałyśmy więc z kumpelami sposób, że jedna z nas wpadała do autobusu, zajmowała koleżance w ciąży miejsce, ta się po mału wkuliwała osłaniając brzuch przed łokciami babciowymi i siadała na to wcześniej zajęte miejsce. Akurat była zima, Ania miała już wielki brzusio, ale przykryty płaszczem. Usiadła, a my jej na kolana położyłyśmy siatki z WFem, które brzusio przykryły. I standardowo z 6 sztuk rycerek Ojca TR nad Anią pomstuje, że co ona myśli taka młoda siedzi a one muszą stać biedne i schorowane. My zawsze tłumaczyłyśmy, że koleżanka jest w ciąży i będzie siedziała a Ania dla świętego spokoju zawsze chciałą wstawać, ale jej nie pozwalałyśmy. Babcie zmieniły strategię i zaczęły "taka młoda a już się...". Na szczęście nie dokończyły. Zapytałam czy coś jeszcze mają do powiedzenia, jak nie niech wysiądą i pójdą posiedzieć w domu...

MZK

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1 (97)
zarchiwizowany

#10876

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wysoka temperatura nie sprzyja dogadywaniu się z ludźmi. Wybrałam się wczoraj na targowisko w celu zakupu koca i chochelki:
KOC:
-Dzień dobry! Szukam koca polarowego najlepiej jednokolorowego.
-Kolorowy? Wszystkie są kolorowe a jednokolorowy gdzieś był... Szuka szuka i daje mi kocyk dziecięcy w kolorze kremowym z naszywką kaczuszki.
- Nie, nie. Ma być p o l a r o w y i duży- conajmniej długi na 2 m.
- A to mam takie w pieski, kotki.
I pani stoi i się na mnie lampi a ja na nią w oczekiwaniu na pokazanie tych kocy. Nie doczekałam się. Jak już zniknęłam za zakrętem usłyszałam "pokazać?"

CHOCHELKA:
- Dzień Dobry! Szukam chochelki, nie za dużej i napewno nie z metalu, może być z melaminy.Pani popatrzyła i zniknęła w swoim straganie. Ja poszłam za nią, czego nie zauważyła. Była tam druga pani, której ta pierwsza pytała co to jest chochelka. Tamta z okrzykiem niczym "eureka" oznajmiła, że to nabierka. Ta pierwsza uradowana zaczęła mi pokazywać... chochelki/nabierki ze stali nierdzewnej. Mówię, że nie takie (nie dokończyłam jakie...) pani nr 2 z oburzeniem, że ona emaliowanych (są takie?!) nie sprowadza, bo są drogie. Chochelki z melaminy są za max. 5 zł, ale takich pani też nie ma. Zbita z tropu oddaliłam się...

Targowisko w upale

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -6 (32)
zarchiwizowany

#10519

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Klientka dała mi dziś o 100 zł za dużo. Oddałam jej, a ona ani "dziękuję" ani nawet "do widzenia". Zrobiła głupią minę jakbym powiedziała, że dała 100 zł za mało i poszła. Nie wiem co musi się wydarzyć abym odzyskała wiarę w ludzi...

Moja praca

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -6 (32)
zarchiwizowany

#10321

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Po drugim porodzie, dokładnie po 6 tyg. i dwóch dniach (ważne są te dwa dni) dostałam krwotoku. Takiego dość konkretnego. Przez 2 godziny nie wychodziłam z WC, bo wciąż leciało a dodatkowo wypadały skrzepy wielkości śliwek. Stworzyłam sobie pieluchę z ligniny i ceratki i jedziemy do szpitala. No i zonk. Gdyby to było 6 tyg. przyjęli by mnie bez problemu, bo jeszcze byłabym w połogu, ale te 2 dni... Weszłam do prowizorycznego gabinetu, pani rejestratorka(taka co zza biurka nie wstaje) wysłuchawszy mnie stwierdziła, że dostałam okres. Spytałam czy po oczach poznała. Czekam na lekarza. Przyszedł jakiś profesor z lekareczką, która nagla malutka przy nim się zrobiła, choć na położnictwie sama nosiła się niczym profesor. Zaczęłam się rozbierać, wszystko chlupnęło, jakaś młoda dziewczyna(jedyna nie piekielna w tej historii), chyba przyszła pielęgniarka wszystko ładnie sprzątnęła, i dała mi zapas ligniny. Zaczęli mnie badać. Musieli w ciągu 10 minut 3 "nerki" opróżnić. Nic nie mówili, lekarz coś pomrukiwał i pokazywał na monitorze USG. Łaskawie przyjęli mnie na oddział. 1,5 godziny czekałam na stojąco pod pokojem pielęgniarek (słuchając śmiechów, chichów, czując zapach kawy) aż mnie gdzieś położą, bo nie było mniejsc. Gdyby nie te dwa dni od razu by mnie położyli na położnictwo, z którego odsyłali na ginekologię a z ginekologii na położnictwo... Myślałam, że im tam zejdę, byłam coraz słabsza, coraz bardziej leciała krew, nikt nie zwracał na mnie uwagi. W końcu wylądowałam na położnictwie, ale musiałam sama chodzić na ginekologię dopytywać się o lekarza/leczenie, bo o mnie zapomnieli. Nie dostawałam śniadania, bo o tej porze byłam na innym oddziale na badaniach,przy wypisie zaginęła historia choroby i recepta:)

Szpital Miejski

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 112 (192)
zarchiwizowany

#10305

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
5 dni po terminie porodu zaczęłam krwawić. Była 4 nad ranem. Przestraszyłam się nie na żarty. Mieszkałam wtedy z rodzicami, męża nie było w mieście. Obudziłam mamę i wydzwaniam za taksówką. W 3 korporacjach nie mieli aut, więc dzwonię po karetkę. Pani dyspozytorka z łaską mnie wysłuchała, oczywiście zaznaczyłam że nie dzwoniłabym gdyby były taksówki na mieście. Przyjechało pogotowie, "pani doktor" w moim wieku spała na stojąco. Ok, postanowili mnie zabrać na porodówkę. Mama się ubiera, więc panowie sanitariusze ryknęli na nią, że po pierwsze i tak jej nie wezmą a poza tym na porodówkę jej o tej godzinie nie wpuszczą. No ok. Idziemy do karetki, ja się zwijam z bólu, krew mi leci po nogach i niosę swoją torbę, bo niby kto miałby mi pomóc. Dojechaliśmy, położyli mnie na łóżku porodowym gołą od pasa w dół. Miałam czekać na lekarza. Czekałam. 1,5 godziny. Przyszedł obrażony, też śpiący na stojąco a ręce miał tak podrapane jakby stoczył walkę z kotem. Dopiero jak przyszła druga zmiana położnych to kobitka przyniosła mi kołdrę. No i w tym stanie czekałam sobie do 23-ciej, oczywiście bez żadnego posiłku, bo w każdej chwili mogę zacząć rodzić, choć akcji porodowej brak(!!!). Gdy się zaczęło przyszedł kolejny zaspany lekarz (23:30) i mnie wspierał opierając się na łokciu: "przyj, przyj, przyj". Jak już Maleńka moja wyskoczyła, to chlupnęło dużo krwi, brudząc "Panu Doktorowi" spodnie. Ryknął na mnie: "coś ku**a zrobiła, rano mam rozmowę z ordynatorem". Byłam wykończona, ale dałam radę odpowiedzieć: "przynajmniej będzie widział, że pan pracował a nie spał". Później tylko mieliśmy problem z karmieniem piersią. Maleńka traciła na wadze, ale nie chcieli jej nakarmić, bo: "pani dziecko pani karmi"...

Co do tego, że mojej mamy by nie wpuścili: wpuszczali każdego i o każdej porze, nie pytając do której mamy przyszedł. Miesiąc po moim porodzie z tej samej porodówki, ktoś porwał noworodka, ale się przestraszył i zostawił Malucha na schodach. Wtedy szpital tłumaczył, że mają takie i takie zabezpieczenie, że nikt niepowołany nie może wejść, że jest domofon (który nie działał), i każdego wchodzącego sprawdzają i spisują z dowodu. Uśmiałąm się

Szpital Miejski

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 116 (172)
zarchiwizowany

#10229

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dostałam dziś w dziób! Wsiadam z wózkiem do autobusu, jakiś miły,starszy Pan mnie przepuszcza i nie wiem skąd (naprawdę nie wiem skąd, z mojej lewej był ten Pan a z lewej nikogo; dość długo czekałam na autobus a z prawej strony był dość długi deptak, na którym NIKOGO nie było!!!) i się pcha przed wózek (przednimi kołami byłam w środku). Ja nadal w szoku skąd ta rycząca farbowana 75-tka się wzięła, siłą rzeczy nie wysiadłam tylko usiłuję wstawić wózek do środka, a ona nadal z impetem i niesamowitą siłą pcha się pierwsza. Ok, odpuściłam, przepuściłam, ale spytałam gdzie tak się pcha i czy jest normalna. Ona nic, totalna olewka. Pomyślałam, że głucha. Wysiadamy na tym samym przystanki, ona przednimi drzwiami. Idziemy na przeciw siebie. Ona wyciągnęła rękę i palec wskazujący i naciera na mnie niczym rycerz swą lancą. Zanim odmuliłam, dostałam w dziób, aż okulary mi spadły. Tak szybko się ulotniła jak pojawiła na tamtym przystanku. Szok...

Miasto Moherów ;)

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -16 (32)
zarchiwizowany

#10122

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia sprzed 5 minut. Wpada klient: "ja was zaje***, siedzicie, nic nie robicie a ja 1,5 godziny tu dzwonię i nikt nie odbiera". Wszyscy w osłupieniu, przecież nikt nie dzwonił. Kierownik oprzytomniał: "a na jaką końcówkę pan dzwoni?" Klient: "30 albo 34". Kierownik na to: "aaaaaaaaaa...., bo my mamy 33"

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 6 (76)