Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Tumartini

Zamieszcza historie od: 25 maja 2011 - 16:49
Ostatnio: 14 grudnia 2012 - 12:32
O sobie:

Optymistka, pozytywnie nastawiona do ludzi i świata w ogóle. Nie znosząca chamstwa i buractwa.

  • Historii na głównej: 9 z 15
  • Punktów za historie: 5178
  • Komentarzy: 68
  • Punktów za komentarze: 301
 

#10253

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Gdy pracowałam w butiku z ciuchami zdarzało się nam prasować ubrania, w które ubierałyśmy manekiny.
Z racji małego zaplecza, deskę do prasowania musiałyśmy wystawiać na sklep w pobliżu przymierzalni.

Któregoś dnia przypadło mi udziale machanie żelazkiem. W pewnej chwili podszedł do mnie (K)lient i pyta:
(K) - A pani tu tak prasuje tak?
(J) - Tak, ubrania na manekiny.
(K) - Acha... Ale mi pani koszulę wyprasuje, co?
(J) - Wie pan, nie mamy takiej usługi w naszej ofercie.
(K) - To po jaką cholerę się z tą dechą tu wystawiłaś? Masz mi wyprasować koszulę, ja w niej chcę stąd wyjść!

I tu już ciśnienie mi skoczyło, bo z jakiej racji na "ty" do mnie walił, a poza tym nie pracowałam w pralni czy prasowalni.

(J) - Proszę pana, w pierwszej kolejności muszę wyprasować ubrania na manekiny. (Tu wskazałam pokaźną kupkę ubrań) Jeśli chce pan poczekać, to nie ma problemu, wyprasuję panu tą koszulę. Stawka - 10 złotych.
(K) - Co? 10 złotych? Zwariowałaś? W pralni biorą mniej!
(J) - Bo w pralni mają do tego maszynę, która prasuje w 3 sekundy, a poza tym to należy do ich obowiązków. Ja zrobię to extra, więc i zapłata extra się należy.

Klient prychnął, zapłacił za koszulę i wyszedł. Pewnie prosto do pralni :)

Tatuażowy sklep

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 458 (518)

#10307

przez (PW) ·
| Do ulubionych
A teraz coś z moich bardziej aktualnych przygód. Pracuję w salonie samochodowym pewnej marki premium. Co jakiś czas organizujemy imprezy, podczas których klienci testują nasze samochody. Warunkiem skorzystania z takiej możliwości jest wypełnienie dokumentów i ankiety u recepcjonistki.

Na ostatniej takiej imprezie pojawił się istny piekielny. Impreza cieszyła się dużym zainteresowaniem, klientów było bardzo wielu, w pewnym momencie zrobił się mały zator.

Nagle spośród wszystkich głosów dało się słyszeć krzyk piekielnego.
(P)iekielny, (J)a, (R)ecepcjonistka.
(P) - Skandal! Co to za g...na firma! Ile można czekać!
(R) - Proszę się uspokoić, zaraz będzie pan mógł skorzystać z jazdy testowej.
(P) - Ty kretynko, nie będę z tobą dyskutować! Dawaj mi tu jakiegoś kierownika!
Tu do akcji wkraczam ja.
(J) - Dzień dobry, czy mogę w czymś pomóc?
(P) - O, następna idiotka! Wy jesteście niepoważni, ile można czekać?
(J) - Bardzo pana przepraszam, jak pan widzi mamy duży ruch, ale już pana obsługuję. Proszę się uspokoić.
(P) - Uspokoić, też coś! Ja się nie będę do pani poziomu zniżać, bo mnie stać na (i tu pada nasza marka samochodu), a panią nie!
(J) - Ma pan oczywiście rację, ale ja tu przyszłam panu pomóc, proszę nie krzyczeć. Tu są dokumenty do wypełnienia, proszę wypełnić w miarę możliwości kompletnie i wrócić z tym do mnie, już rezerwuję dla pana samochód.

Piekielny nieco się uspokoił, usiadł przy stoliczku i wypisał grzecznie ankietkę. Gdy mi ją wręczał, nie omieszkał wspomnieć, jak traktujemy poważnych klientów na poziomie. Nie zareagowałam, tylko przekazałam go w dobre ręce doradcy.

Gdy odszedł rzuciłam okiem na ankietę. A tam w polu "zawód" widniało wielkimi literami(pisownia oryginalna): MISZCZ MURARSTWA :)

Humor poprawił się nam wszystkim od razu :)

Salon samochodowy

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 654 (748)
zarchiwizowany

#10255

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Oto historia o prawdziwie piekielnej klientce butiku z ciuchami.
Nie była niemiła, nie była chamska, ale potrafiła nam wszystkim podnieść ciśnienie w 3 sekundy.

Pewna paniusia przychodziła do naszego sklepu ZAWSZE 5 minut przed zamknięciem lub nawet już po opuszczeniu kraty do połowy (tak właśnie, przechodziła pod nią i jak gdyby nigdy nic zabierała się do zakupów). Przy czym zakupy zawsze zajmowały jej minimum pół godziny.
Do nas wszystkich mówiła po imieniu, spoufalała się na maxa, kazała sobie odkładać ubrania z nowych kolekcji aż się przecenią, zabierała do przymierzalni po 20 ubrań i w nosie miała wszystko. Nie pomagało ostentacyjne mycie podłogi wokół jej nóg, opuszczenie kraty do samego dołu, ani nawet utyskiwanie koleżanki, że jej ostatni autobus ucieknie.

Pewnego dnia zapytałam kierowniczki, czy to jakaś jej znajoma (bo wyglądało jakby się dobrze znały). Na co moja kierowniczka odpowiedziała:
- A coś ty! Przylazła raz do sklepu, zaczęła się szarogęsić i w ciągu 5 minut mówiła już do nas na "ty"! To chyba jej sposób na zapewnienie sobie prawatnej obsługi, bo w sklepie obok robi to samo.

Szkoda słów...

Tatuażowy sklep

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 192 (236)
zarchiwizowany

#10252

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Rzecz działa się pewnie z 15 lat temu. Wchodzę do sklepu we wsi u mojej babci, za ladą paniusia jak żywcem wyjęta z filmów Barei.
Ja - Czy są tic-taki pomarańczowe?
Paniusia - Nie ma, są tylko ORANGE (czytane z polska: o r a n g e) :)

sklep na wsi

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 85 (167)
zarchiwizowany

#10251

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Swego czasu pracowałam w pewnym sieciowym butiku. Nasz sklep był nieźle zabezpieczony przed kradzieżami (kamery, bramki, no i nasze wprawne oczy). Historia zaczyna się własnie od bramek, które czułość miały ustawioną chyba na maxa, bo reagowały na wszystko: na książki z biblioteki, klipsy z innych sklepów, a także na paski magnetyczne stosowane do zapezpieczania m.in. perfum.
Pewnego dnia do sklepu weszła para, tak pewnie po 40stce. Wchodząc uruchomili owe nieszczęsne bramki. Kierowniczka zajęła się odwoływaniem ochrony i wyłączaniem alarmu, a ja w dobrej wierze, z uśmiechem na ustach podeszłam do speszonej pary. Od razu zauważyłam torebkę z perfumerii obok. (J)a, (P)ani, (M)ężulek
(P) - Ojej, ale my nic nie ukradliśmy, nie wiem, dlaczego ta bramka wyje...
(J) - Wie pani, nasze bramki reagują na paski magnetyczne z perfum. Czy kupowała pani jakiś kosmetyk w drogerii?
(P) - Tak, ojej tak!
(J) - Pewnie nie zdjęli pani zabezpieczenia, proszę wyjąć pudełko i tam znajdzie pani taki mały paseczek, trzeba go odkleić, żeby już nie uruchamiało nigdzie indziej alarmów.
(P) - Ojej, ale ja nie mam okularów, czy mogłaby pani to zrobić za mnie?
I podała mi owe nieszczęsne perfumy. I tu wtrącił się Mężulek, który do tej pory stał obok i tylko wymownie sapał.
(M) - Co pani robi, gdzie z tymi łapami? Pani nie ma prawa grzebać nam w zakupach! Ja panią do sądu podam, na policję! Gdzie jest ochrona?
(P) - Kochanie, ale pani nam tylko zdejmie pasek, żeby bramki się nie włączały!
(M) - Jaki pasek, jaki pasek, ja się pytam? Co za beszczelność, żeby ludziom w zakupach grzebać! Ja tego tak nie zostawię, pani mi odkupi te perfumy!
Szczerze mówiąc w pierwszej chwili mnie zatkało. Całe szczęście całej sytuacji przysłuchiwała się moja kierowniczka. Najspokojniej jak tylko mogłam, ale dobitnie powiedziałam:
(J) - Przepraszam pana bardzo, chciałam tylko pomóc, aby nie mieli państwo nigdzie dalej problemów z bramkami, jeśli jednak chce pan złożyć skargę na mnie, to proszę - tam jest moja kierowniczka.
Tu pan nieco spuścił z tonu, odwrócił się na pięcie, warknął na pożegnanie "co za beszczelność" i wyszedł, a za nim osłupiała żona z perfumami, które w międzyczasie jej oddałam, w ręku.
Gdy wchodzili do sklepu obok, perfumy uruchomiły kolejne bramki. Tym razem tłumaczyli się ochronie :)

Tatuażowy sklep

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 190 (216)