Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Walford

Zamieszcza historie od: 27 marca 2012 - 18:06
Ostatnio: 3 listopada 2023 - 17:01
  • Historii na głównej: 7 z 12
  • Punktów za historie: 4525
  • Komentarzy: 81
  • Punktów za komentarze: 335
 

#64061

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dodaję "ku przestrodze", bo pewnie nie każdy codziennie zagląda na stronę Rady Komorniczej.

Uważajcie na wiadomość e-mail wysyłaną przez "Komornik Sądowy". Wkleję całą wiadomość:

Komornik Sądowy Warszawa, dnia 21-01-2015

przy Sądzie Rejonowym dla Warszawy Żoliborza

Marcin Kundela

Kancelaria komornicza w Warszawie

01-865 Warszawa Broniewskiego 33

e-mail: marcin.kundela@op.pl

KM 5043/11



ZAJĘCIE

komornicze zajęcie egzekucyjne konta bankowego


I. Na wniosek wierzyciela:

WEB CORPORATION POLSKA SP. Z O.O.

01-466 Warszawa, ul. Powstańców Śląskich 124/122

którego reprezentuje pełnomocnik: Makowski Wąsik Kancelaria Radców Prawnych Sp.j. r.pr. Agnieszka Wąsik

00-876 Warszawa, Ogrodowa 158

i na podstawie tytułu wykonawczego:

Nakaz zapłaty w post. upominawczym SR dla m.st. Warszawy w Warszawie XIV Wydział Gospodarczy

z dnia 10-11-2014r, sygn. Akt XIV GNc 8342/14 zaopatrzony w klauzulę wykonalności z dnia 24-11-2014r.

na mocy przepisów art.881 i dalszych kpc została wszczęta egzekucja zajęcia konta bankowego przeciwko dłużnikowi.


celem zaspokojenia należności:

należność główna 2 576zł

odsetki do 14-12-2014r. 358,73zł

koszty procesu 348,94zł

koszty zastępstwa w egzekucji
1 250zł

wydatki gotówkowe 75zł

Fotokopia wyroku Sądu w Warszawie wraz z uzasadnieniem do pobrania:

xxx://sad-rejonowy-wawa-zoliborz.xxx/

Komornik posiada dostęp do Centralnej Bazy Ksiąg Wieczystych, Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców (CEPIK), OGNIVO oraz do elektronicznego systemu sądowego (e-sąd), który umożliwia egzekucję na podstawie zamieszczonych w systemie tytułów wykonawczych.


Wygląda to bardzo wiarygodnie, jednak:
- komornik nigdy nie wysyła tego typu korespondencji poprzez e-mail
- Na ulicy Bronowej w Warszawie owszem, mieści się Kancelaria Komornicza dla Warszawy-Żoliborz, ale pod innym numerem
- Człowiek o nazwisku Marcin Kundela nie istnieje (a przynajmniej nie jest komornikiem)
- Kliknięcie w podany link prowadzi do strony na serwisie cba.pl i pojawia się opcja pobrania pliku .exe, który najprawdopodobniej jest albo malware'm albo jeszcze gorszym świństwem.

Jeszcze link do wyjaśnień Rady Komorniczej:
http://www.komornik.pl/index.php/z-krk-zobacz-wiecej/1108-uwaga-falszywy-komornik-znowu-aktywny

Drodzy Piekielni, uważajcie.

email

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 585 (615)

#59848

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Krótka opowieść o pizzerii ponownie.

Znalazłem ciekawą promocję - pizza 50cm za 25zł (o numerze od 7-25). Więc przez pewien portal zamówiłem. Pizzeria nowa, z tego co zauważyłem, w Poznaniu. Jej nazwa zaczyna się na "U M" a kończy "arcina". Z podanych 75 minut na dostawę minęło 65 i pizza przyjechała.

Spód czarny jak BMW dresiarza, składniki "znalazłem" przypadkiem pod ledwo stopionym serem.

Dzwonię więc z reklamacją. Co się dowiedziałem?

Próba nr 1
Na moje grzeczne zwrócenie uwagi usłyszałem tylko jakiś niewyraźny bełkot, jakby rozmówca był nieco pod wpływem (nie wiem czego), jakieś pytanie do kucharza i serię kolejnych niezrozumiałych dźwięków do mnie, które brzmiały jak:
- Zaproponujemy panu nową pizzę za pół ceny. - taa, dostałem przypaloną pizzę i mam dopłacać za naprawienie ich błędu??

Próba nr 2
- Szef powiedział, że damy panu pizzę 31cm za darmo. - Cóż za wspaniałomyślna oferta :)

Próba nr 3
- Wyślemy panu tę pizzę 50cm, będzie za godzinę. - Godzina minęła, pizzy nie widać. A nawet nie wiem czy chcę wiedzieć co w tej pizzy będzie.

gastronomia pizza reklamacja

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 275 (395)

#59610

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tak sobie przypomniałem historię sprzed dobrych dwóch lat, jak szukałem pracy w "wymarzonej" branży. Z cyklu: "Jak rekruterzy czytają CV".

Nadmienię, że wnikliwie czytam ogłoszenia o pracę i wysyłam CV tylko tam, gdzie spełniam wymagania. Dodam też, co ważne dla historii, że wyższego wykształcenia, z przyczyn życiowych nie udało mi się uzupełnić, ale jakoś mi to nigdy nie przeszkadzało. Chociaż noszę się z zamiarem uzupełnienia.

Poszedłem na rozmowę do jednej z instytucji. Szczegółami zanudzać nie będę, bo to historii nie dotyczy. Istotna jest końcówka.

W miarę przekonany, że idzie całkiem nieźle, może pracę dostanę, [R]ekruterka zadaje pytanie (czasem pada, więc się przyzwyczaiłem):
[R]: A jakie są pana plany na przyszłość?
[J]: Chciałbym pójść na studia i uzupełnić wykształcenie. Liczę, że praca u państwa pozwoli mi, między innymi na opłacenie studiów.
[R]: To pan nie ma wyższego wykształcenia?
[J]: No nie, średnie, co uwzględniłem w CV.
[R]: Aha, to podziękujemy panu.

Aha, reszty nie trzeba.

rekrutacja

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 508 (560)

#59389

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Oczekując na ważny telefon zagłębiłem się w czeluście piekielne (to jest, wróć, czeluście Piekielnych) i znalazłem historyjkę http://piekielni.pl/48347 , która przypomniała mi inną wpadkę z bankomatem BZWBK. Całkiem niedawną. Ze stycznia.

Byłem brać udział w urodzinach kumpla. Posiedzieliśmy w knajpce, spożyliśmy kilka piw i podjąłem decyzję o powrocie do domu. Były tam jakieś zawirowania z komunikacją miejską więc uznałem, że się wykosztuję te dodatkowe 20 zł i wrócę taksówką. Z przydrożnego bankomatu chciałem 50 zł wypłacić (i tak potrzebowałem na następny dzień gotówki a każda wypłata to dodatkowa złotówka w plecy). No i - wpisałem PIN, podałem kwotę, bankomat pobrzęczał, wybrał odpowiedni banknot (z tym charakterystycznym dźwiękiem jakby liczył kasę) i wysunął dosłownie narożnik banknotu, zatrzaskując "klapkę". Z reguły nie rozdaję prezentów przypadkowym przechodniom, więc podjąłem próbę wyciągnięcia banknotu za ów skrawek. Akcja zakończyła się sukcesem, hmm, połowicznym. Mianowicie - połowa banknotu w mojej dłoni, połowa została chyba na wieki w bankomacie. Jak łatwo się domyślić - taksówki nie wezwałem, podróż do domu zajęła mi grubo ponad godzinę (w normalnych okolicznościach, przy sprawnie działającym MPK jakieś 15-20 minut).

Historia z happy endem - niepełny banknot o powierzchni powyżej 50% z widocznym numerem seryjnym NBP wymienia na 100% wartości banknotu, co szczęśliwie uczyniłem następnego dnia.

Jak widać - rok minął, a bankomaty BZWBK nadal mają niejakie problemy z pozbywaniem się gotówki. A myślałem, że Szkoci to dusigrosze.

bankomat

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 311 (431)

#57549

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Taka tam historia. Nazywam ją "Zemsta kucharza".

Swego czasu na osiedlu Wichrowe Wzgórze w Poznaniu urzędowała pizzeria Tino. Pracując niedaleko, czasem się u nich stołowałem, bo szybko, tanio i dobrze. Sielanka.

W swoim menu mieli między innymi pizzę (nomen omen) Diabelską, która polegała na tym, że na placka nakładali paprykę jalapeno oraz mięso mielone zrobione w zalewie z papryczki chilli. I chyba jakiś tam jeden dodatkowy składnik. Swego czasu, będąc w owej knajpie z kumplem, zamówiliśmy sobie tęże pizzę - pizza, jak pizza - ciasto, ser, oregano, kilka "kleksów" z tej mięsno-pikantnej zaprawy, tak akurat, żeby twarz wypaliło, a nie spowodowało zgonu. Nie powiem, bardzo smakowało. Tak bardzo, że następnym razem, spotkawszy się u mnie przy piwku, zdecydowaliśmy się na zamówienie tejże Diabelskiej pizzy. Już po pierwszym kawałku uderzyło nas, że "ryja nie wypala". Zadzwoniłem więc z reklamacją, że coś z tą pizzą nie halo, bo smakuje jak bolońska, na to pan w słuchawce odpowiada (po dłuższych negocjacjach), że "wymienimy".

Trochę chamsko z naszej strony, ale oddaliśmy tylko 4 kawałki z pizzy. Bo głodni niemożebnie.

Za jakiś czas - dzwonek do drzwi, pizza przywieziona, wymieniona, koniec tematu.

Tylko sam "placek" pokryty równą warstwą rzeczonego mięsa mielonego w zalewie z ostrej papryki. Puszka piwa wypita na jeden kawałek.

Zemsta kucharza :)

gastronomia

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 434 (656)

#49159

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dawno mnie tu nie było. Bo i też niewiele się piekielnego w moim życiu działo. W zasadzie pewnie nie byłoby mnie tu i dzisiaj, ale... no właśnie.

Tak wyszło, że jestem zmuszony poszukiwać pracy. Mniej więcej wiem w jakim zawodzie, co chcę robić, ogólnie nic tylko znaleźć. No i znalazłem. Przedstawiciel handlowy, samochód służbowy, komórka, nic to, że zlecenie, że wynagrodzenie uzależnione od wyników. Wiem, że sobie poradzę, bo ze sprzedażą nie mam problemów.

Już po pierwszej rozmowie zostałem zaproszony na szkolenie. Cały tydzień, grzecznie wstawałem o 6, dojeżdżałem godzinę (Poznań jest obecnie tak rozkopany, że nie ma opcji, trzeba czasem na 2-3 przesiadki jechać nawet krótki odcinek), wszystko pięknie. Oprócz szkolenia produktowego, wymieniałem sobie z panią szkolącą opinie o klientach z dotychczasowych doświadczeń, rozmawialiśmy sobie o tym jak sprzedawać, o różnych nowych, ciekawych patentach na skuteczną sprzedaż i inne takie rzeczy. Padały hasła o Brianie Tracy'm, o innych "wielkich" sprzedaży. Ogólnie miodzio, coraz bardziej mi się podobało, mimo że branża nie ta, w której docelowo chciałbym pracować. No i nadszedł piątek.

Miałem pojechać z jednym z bardziej doświadczonych handlowców "w teren" i zobaczyć jak to w praktyce wygląda. Okazało się, że nawet mnie nie podrzuci do Poznania, bo sam jest z miasta oddalonego o około 60km od stolicy Wielkopolski. No trudno, PKS jeździ, dojadę. Odbyłem kilka spotkań z klientami, miałem swoje spostrzeżenia, na autobus czekałem dobrze ponad godzinę, na tym wszechogarniającym mrozie, jakże typowym dla pięknej polskiej wiosny. Ale nie narzekałem. Do niedzieli.

Niedziela, godzina dokładnie 19:01. Leżę już sobie w łóżku oglądając jakieś seriale, gdy SMS przychodzi. Cytuję:
"Panie Walfordzie! Rezygnuję ze współpracy z panem. Lepiej sprawdzi się pan w dotychczasowej branży. Proszę nie przychodzić na szkolenie."

I teraz mam pytanie, a raczej kilka pytań - Po co była ta cała szopka ze szkoleniem? Po co się przejechałem daleko za Poznań i wykosztowałem na 21 złotych polskich, żeby wrócić? I co najważniejsze - jak niski poziom kultury trzeba mieć, żeby w niedzielę wieczorem wysyłać człowiekowi SMSa o rezygnacji ze współpracy i jak mało trzeba mieć odwagi, żeby nie umieć tego powiedzieć wprost?

Widywałem już zerwania przez SMS, przez FB, ale "zwolnienie" z pracy przez SMS to chyba przesada, nie sądzicie?

Minął już jakiś czas, ale nadal z jednej strony bawi mnie ta sytuacja, a z drugiej cholera mnie bierze, ze względu na fakt w jakim to się odbyło.

A pracy szukam nadal...

praca

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 470 (566)

#28291

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Opowieść Sylwestrowa.
Mam nadzieję, że współuczestnicy nie będą mieli mi za złe (jeśli tu zaglądają) dodanie tej historyjki, gdyż uważam, że jest warta podzielenia się z większą rzeszą zainteresowanych, oraz służy za morał, żeby uważać na to co się robi i jak łatwo trafić na niewłaściwe miejsce, w niewłaściwym czasie.
Piekielnymi w tej historii okazaliśmy się my. To znaczy ja i dwóch kolegów, gdy o 1 w nocy w Nowym już Roku lat kilka wstecz zabrakło fajek i alkoholu. Dla wytłumaczenia skąd dysponowaliśmy samochodem dodam, że nie piłem tego Sylwestra, ze względu na dorabianie sobie do studiów pracą w kościele w charakterze organisty, a 1 stycznia to święto, więc o 7 rano musiałem się u proboszcza zameldować w pełni gotowości.

Na Sylwestra wymyśliliśmy sobie przebieranki. Ponieważ dysponowałem tamtego czasu długim, skórzanym płaszczem uznałem, że mogę robić jako Neo a′la Matrix. Kumpel, z zamiłowania do wszystkiego co wojskowe/policyjne, przebrał się za członka grupy antyterrorystycznej (nawet z repliką jakiegoś MP5 czy innego półautomatu). Wygląd drugiego kumpla zwalił mnie z nóg - podziwiam poświęcenie - mianowicie dokładnie wygolone kończyny dolne, pod pachami, zrobiony make-up, mini-spódniczka, blond peruka - słowem gdybym go nie znał, pomyślałbym, że całkiem fajna laska nas dodatkowo odwiedziła. Wyglądał (sorry, Piotrek) jak strażnik leśny z trasy Poznań-Świecko.
Tak wyekwipowani pojechaliśmy na stację benzynową celem zakupu fajek i jakiegoś tam ichniego trunku. Po drodze przyszło nam do głowy, że przecież Nowy Rok, zabawa i tak dalej to można też zrobić akcję. A wyglądało to w sposób następujący.

Piotrek (strażnik leśny)
Marek (AT)
Ja (Neo).

Strażnik leśny wchodzi do sklepu przeglądać jakieś chipsy czy inne ustrojstwa, chwilę za nim wpada członek grupy antyterrorystycznej z giwerą, rzuca go o ziemię, drąc mordę typu: "NA ZIEMIĘ, S**O!!! CO JEST K***O?! GDZIE SIĘ SZLAJASZ DZ***O!" i dawaj skuwa biedną "dziewczynę" (przypominam, wyglądającą jak rasowa tleniona blondi pracująca w przybytkach dla dorosłych). W mniej więcej w tym momencie wchodzi Neo, patrzy na całe zamieszanie i robi *pstryk* palcami. W tej chwili obie osoby zastygają w bezruchu. Neo spokojnie podchodzi do kasy i recytuje spokojnie:
- Pół litra "wódki skandynawskiej", dwa razy Malborki lighty w miękkiej paczce...
Odwraca się:
- I jeszcze chipsy wezmę.
Po czym spokojnie płaci kartą (no bo i skąd u Neo zwykłe pieniądze) i wychodzi ze sklepu. "Blondi" i AT-ek dalej bez ruchu, zastygli w dość niewygodnej pozie. Po chwili się cofam ze słowami: "A, właśnie, byłbym zapomniał" i *pstryk*, a akcja skuwania kajdankami toczy się dalej.

Siedzę już w samochodzie, chłopaki wychodzą (czy raczej Marek wyprowadza Piotrka w kajdankach), chwilę siedzimy w samochodzie i dochodzimy do wniosku, że wypadałoby wyjaśnić całą akcję i przeprosić. No to poszliśmy.
Żeby skrócić tą przydługą opowieść:
- Zostaliśmy w pierwszej chwili zmieszani z błotem i zrównani z ziemią
- Przyjechała policja (w sile dwóch "lodówek")
- Policjanci jak usłyszeli co zrobiliśmy, zaczęli się śmiać, ale pilnowali nas do czasu wyjaśnienia całej sprawy
- Piotrkowi zrobiło się zimno (wiecie - mini i te sprawy), więc oddałem mu mój skórzany płaszcz, którym się szczelnie owinął
- Uratowało nas chyba tylko to, że Piotrek zaczął się "wdzięczyć" do policjantów, na co oni reagowali ze śmiechem słowami: "No pokaż nóżki" (co zresztą Piotrek skwapliwie uczynił, "zalotnie" odsłaniając połę płaszcza i pokazując doskonale wydepilowane nogi)

Co było w tym najbardziej piekielne??

Chyba to, że tydzień wcześniej na tej stacji zdarzył się napad i kasjerka, która nas obsługiwała, właśnie ten tydzień temu wydawała sprawcy pieniądze z kasy, z lufą pistoletu przy skroni.

Powiedzmy w ten sposób - zakupy zamiast 15 minut zajęły nam półtorej godziny, dodatkowo obciążyliśmy się kosztem Ptasiego Mleczka, podarowanego tej pani z przeprosinami (o których przyjęcie musieliśmy ostro powalczyć, co jednak było zrozumiałe), radość panów policjantów, którzy na pewno mieli umiloną nocną służbę widząc, do kogo im przyszło pojechać i wielkie uczucie piekielności, którą wyrządziliśmy (w połowie nieświadomie) biednej kobiecie.

Tak więc - jak wspomniałem - historia z morałem jak łatwo znaleźć się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie, gdy głupie pomysły przychodzą do głowy.

stacja benzynowa gdzieś w Poznaniu

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 936 (1050)

1