Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

anosianimka

Zamieszcza historie od: 21 lutego 2012 - 21:36
Ostatnio: 31 sierpnia 2018 - 16:39
  • Historii na głównej: 2 z 4
  • Punktów za historie: 1370
  • Komentarzy: 2
  • Punktów za komentarze: 1
 

#52894

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mała miejscowość. Matka z dzieckiem, które miało wypadek czekają na karetkę. Karetek w obrębie mało.
W końcu po 40 minutach karetka przyjeżdża.
Matka zestresowana, dziecko odpływa, panowie z karetki w trakcie podróży do szpitala, dają wskazówki rozhisteryzowanej mamie aby nie dała zasnąć dziecku, bo może skończyć się źle. W międzyczasie tłumaczą i przepraszają czemu tak późno dojechali.

Ano wcześniej byli u pani która mdlała, a czemu mdlała? Ano bo w ten sposób syna chciała w domu zatrzymać, bo syn ma już swoje życie, pracę za granicą, to trzeba syna zmanipulować przy asyście ratowników żeby bardziej wiarygodnie wyglądało, aby syn mamusi nie opuścił, a kobita zdrowa jak ryba jak to się mówi.
Dla panów ratowników było to piekielne, dla tej mamy z poszkodowanym dzieckiem to już w ogóle. Panowie oprócz straconego czasu u manipulantki, musieli pokonać ponad 30 km w jedną i kolejne ponad 30 w drugą do faktycznej ofiary. A niektórzy tyle czasu nie mają.

Jest ciąg dalszy z zachowaniem policji w tym samym czasie, ale to może potem.

nie wiem jak to nazwać

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 546 (606)

#34461

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Glan jaki jest, każdy widzi.
Takim właśnie glanem zdarzyło mi się (jak Elvisa kocham, niechcący!) przydepnąć nogę pewnej dziewczynie przy wsiadaniu do tramwaju. Przesunęłam się, przeprosiłam, cacy.

Po jakimś czasie zauważyłam u stojącej wciąż obok dziewczyny dziwne zmiany. Nadęła się, spurpurowiała, jej twarz przybrała wyraz pełnej pasji determinacji. Z tytanicznego wysiłku o mało żyłka jej nie pękła. Sporo zajęło mi skojarzenie, o co może chodzić. W końcu spojrzałam w dół.

Nie pomyliłam się. Panienka usiłowała swoją szpilką w ramach zemsty przydeptać mnie. Dobrze, że obcasa nie złamała...

zemsta jest kobietą

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1041 (1105)

#32569

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia sprzed paru lat.
Wracałam z "randki".
Co piekielnego może być w randce?

Na moje pytanie czy pójdziemy na lody, usłyszałam odpowiedź:
- A masz tu gdzieś krzaki lub ciche miejsce?

Sympatycznie...

faceci...

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1032 (1156)

#30071

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia mojego znajomego, Mikiego.

Siedział w więzieniu 22 lata za zabójstwo. Człowiek ze mnie ciekawski, więc w końcu zapytałam. Jak do tego doszło że zmarnował sobie życie? Oto, co mi powiedział:

Miki miał kolegę. A kolega, żonkę i piękną 3 letnią córeczkę, Daniele. Niestety żona miała nieprzyjemny nałóg - lubiła dać sobie w żyłkę. No a wiadomo to kosztuje, dużo kosztuje. Sprytna żoneczka wymyśliła sobie, że zdobędzie pieniążki w inny sposób, niż od mężusia (ten przestał finansować jej uzależnienie).

Znajomy diler, miał wyjątkowe ciągoty do młodych dziewczynek. Dogadali się. Za działkę wypożyczy sobie jej córeczkę na parę godzin. Mężuś w pracy, dzieciak młody, nie będzie pamiętał. To sobie paniusia sprytny plan wymyśliła. Dziecko jak dziecko, otwory w ciele niedostosowane, zaczęły się kłopoty zdrowotne dziewczynki. Strach, płacz i dziwne zachowanie córeczki, zwróciły uwagę tatusia. Po krótkiej acz stanowczej „rozmowie” z ukochaną, dowiedział się o zacnym procederze... Facet przyjął informacje. Musiał się napić. Zadzwonił do swojego przyjaciela, Mikiego. Przy mocniejszym trunku panowie ustalili, co zrobią z karakanem, pedofilem.

Mocno już dziabnięci, poleźli do pubu, doładować co nieco procenty. I właśnie tam… spotkali dziecio-luba. Jak gdyby nigdy nic, sączył piwo z kolegami. Miki kochał Daniele jak własne dziecko, alkohol i nerwy zrobiły swoje, zaatakował wesz... Zabił. I może dostałby mniejszy wyrok, ale dźgnął delikwenta 23 razy i miał przy sobie nóż. Czyli poszedł do pub-u z zamiarem zabójstwa.

Spytałam go czy żałuje. Powiedział mi że NIE, ale zrobiłby to inaczej.

Ps. Ojciec dostał wyrok za pobicie żony (wyżej nazwałam to rozmową z małżonką), co stało się z dzieckiem... nie wiem.

The United Kingdom of Great Britain ...

Skomentuj (111) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1147 (1227)

#29993

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W tej historii piekielni byli wszyscy.
Opowieści o kolesiu który wracał z treningu z mieczem i wystraszył napastników.... znacie pewnie w kilku wersjach. Podejrzewam znając środowisko, ze to się nawet mogło wydarzyć kilka razy w różnych miejscach i o różnym czasie. Teraz wozimy się razem ze sprzętem autem, jak na niemal emerytowanych odtwórców przystało. Kiedyś... bywało różnie.

Kolega Piekielny, wiek po trzydziestce. Poobijany na bitwach i przez życie. Na co dzień człek pracujący na stanowisku i Wielce Poważny. Miał jednak w swoim czasie epizod zapijania smutków życiowych. A mieszkał wtedy u rodziców. Tym samym cały dobytek mieszkał razem z nim w małym pokoju. Dobytek składał się głównie ze sprzętu typu miecz, topór, łuk, itp.

Wrócił w nocy do domu pijany w sztok. I już oczęta błękitne miał zamknąć i zasnąć w żalu nad swoim kiepskim żywotem.... gdy plan przerwały gibony. (Gibonami zwiemy osobników typu: o jak się za..biście nawaliłem. Ja i moi kumple. A teraz wykrzyczymy to światu. I ch... że ludzie śpią).
Kolega, oczywiście wychyliwszy się przez okno, oświadczył nie mniej pijanym głosem, gdzie mogą sobie wy... oddalić się w szybkim tempie. A jak nie, to on zrobi taką jesień średniowiecza.....

Jak się można spodziewać przepychanka słowna trwała. Gibony nawet usadowiły tyłki na ławce pod oknem. Zapowiadało się na dłuższą pogawędkę.

I być może trwałoby to długo, ale kolega wśród oparów alkoholu posiadał jakąś mglistą koncepcję, że on przecież rano musi wstać do pracy. Stwierdził że temat się wyczerpał i czas przejść do czynu.
Wrócił do pokoju (co zostało odgwizdane triumfalnie przez gibony przeświadczone o zwycięstwie) potknął się o zbroję, wpadł na kaloryfer ale w końcu odnalazł.... łuk. I strzały.

Stanął przy oknie, beknął dla zwiększenia dramatyzmu, wycelował i strzelił. Prosto w ławkę z gibonami.
Cud że wstrzelił się pomiędzy żywe, a strzała utkwiła w drewnie.

Podsumowanie: gibony piją jak piły, ale dwa podwórka dalej. Znajomy przed wyjściem do knajpy chowa sprzęt wysoko na szafę.

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 983 (1031)

#29870

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Perypetii z babcią ciąg dalszy, czyli "Jak uleczyć geja".

Gdy pierwszego września rozpoczęłam naukę w liceum, wiedziałam, że będzie to najlepszy okres mojego życia: dostałam się do wymarzonej szkoły, do upatrzonej przez siebie klasy, znałam już sporo starszych uczniów. Tego dnia przyjaciółka zapoznała mnie z kolejnym maturzystą. Chłopak był przesympatyczny, rozgadany, od razu bardzo się polubiliśmy. Już na dwa tygodnie po zapoznaniu się zaprosił mnie na swoją studniówkę. Bardzo się ucieszyłam, wiecie, jedyna pierwszoklasistka na takiej "dorosłej" imprezie. ;)

Wraz z kolejnymi próbami poloneza stawaliśmy się sobie coraz bardziej bliżsi. Okazał się moją bratnią duszą, identyczny absolutnie w każdej dziedzinie. Zaczęliśmy się częściej spotykać, zwierzać sobie nawzajem, aż wreszcie wyznał mi swoją największą tajemnicę: "Jestem gejem". Cóż, właśnie tego się spodziewałam i w żaden sposób nie zmieniło to mojego stosunku do niego. Patryk spędzał u mnie jednak wystarczająco dużo czasu, by Mamusia zaczęła się zastanawiać, czy nie jest to czasem "Coś więcej". Wyjaśniłam jej więc, jak wygląda sytuacja.

Błąd.

Informacja o tym, że Lizka przyjaźni się z HOMOSEKSUALISTĄ, szybko dotarła do mojej babci. Babcia znana ze swojego podejścia do wszelkiej odmienności i bardzo... Wyrazistych poglądów postanowiła interweniować.

Pojawiła się u mnie w przeddzień studniówki. Ugoszczona przez wnuczkę kawą i ciastem, korzystając z chwili na osobności, wręczyła mi mały pakuneczek, ze słowami:
-Lizka... Słyszałam, że ten chłopak, z którym idziesz na zabawę, jest chory, no i pomyślałam sobie, że ci pomogę, to go wyleczysz.

Prezent od babci to paczka prezerwatyw.
Nie podjęłam się kuracji.

Kochana Babunia adult

Skomentuj (54) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 820 (964)

#29850

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sobotni wieczór na starym rynku w Poznaniu...
Czekam na znajomych pod pręgierzem.
Zakapturzyłem się, bo wiało przez chwilę, a mi pióra leciały w każdą stronę.
Nieopodal upodlone istoty zwane jeszcze przed 20 prawdopodobnie kobietami, jednak obecny ich stan upojenia powodował zachowania, które temu zaprzeczały... wyglądało to (i jak się później okazało był to ) na wieczór panieński.

Nieopodal stał również gościu, który miał długie pióra jak ja.
No właśnie miał. Jedna z istot podbiegła do niego i zrobiła szybkie ciach, po czym wróciła z kitą z włosów do swoich towarzyszek.
Były właściciel włosów prawdopodobnie by je zabił, gdyby nie powstrzymali go jego towarzysze...
Uczestniczka tej akcji zaczęła krzyczeć, żeby się nie denerwował, bo to było zadanie z okazji panieńskiego, poza tym teraz lepiej wygląda, a nie jak jakiś brudas...

Czemu w Polsce broń palna jest nielegalna? Dała dwa piękne powody, żeby ją odstrzelić...

miasto wieczorową porą w sobotę

Skomentuj (53) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 829 (913)

#29723

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w hurtowni kosmetyczno-chemicznej. W całej firmie zatrudnionych jest ok 50 osób, a może i więcej (nie liczyłam). Ostatnio w firmie zaczęło się robić wesoło, a to dlatego, że pracownicy od stycznia podostawali umowy na czas nieokreślony. Umowa na stałe = sielanka w pracy. I się zaczęło...

Nawiązały się romanse w pracy. Jednego pracownika żona, dowiedziała się o wszystkim i zrobiła mu piekielną awanturę przed całą ekipą.

W ciągu 3 miesięcy 7 koleżanek zaciążyło. Oczywiście od razu L4.

2 pracowników nagle zachorowało. L4 na pół roku każdy.

I hit: robiliśmy inwentaryzację i co się okazało... brak 124 paczek prezerwatyw. :)

umowy na stałe

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 886 (978)

#29722

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia Hellraisera przypomniała mi akcję, którą zrobiliśmy na AM koledze w akademiku.

Impreza. Kolega powszechnie Misiem zwany, zalał makówkę tak, że w zasadzie można by było zrobić z nim cokolwiek i nic by nie zauważył. No po prostu sam się prosił...

Akademik AM, więc cały komplet potrzebnych "specjalistów" się znalazł. Koledze nogę zagipsowaliśmy, rentgena z jakimś nieczytelnym maziajem zamiast nazwiska ze śmieci i pustą kartę wypisu ze szpitala zdobył kolega, który odrabiał akurat jakieś zaległości w klinikach (stary jestem - wtedy jeszcze w szpitalach nie było tak trudno załatwić tego typu rzeczy jak teraz...). Rano Misio obudził się w swoim łóżku z kompletem dokumentacji medycznej i gipsem na nodze. Jako, że M jak ja studiował farmację to w wypis (łacina) się nie wczytywał i sprawa przeszła - trochę się tylko dziwił, że nie za bardzo go boli...
Niesamowite jest to, że w akcję zaangażowane były cztery osoby i nikt nie puścił pary przez 4 tygodnie, przez które Misio chodził z gipsem. Pacjent dumny opowiadał tylko z dnia na dzień coraz bardziej odjazdową historię jak to on ostro imprezował i połamał sobie gnaty.

Wisienką na torcie było zdejmowanie gipsu w szpitalu. (Jakoś tak to chyba wtedy było, że żeby dostać odszkodowanie to trzeba było zdjąć gips w szpitalu, a nie samemu).
Kolega z lekarskiego, który fabrykował kartę wypisu wpisał na niej po łacinie, wcale nie złamane kopytko tylko poród z przez cesarskie cięcie. Koleżanka, która poszła z Misiem na zdjęcie opowiadała, że lekarz ze śmiechu aż się zapowietrzył. Do tego jak się okazało, że noga nigdy nie była złamana, z czym się wygadała wspomniana koleżanka...

Akademiki AM to specyficzne miejsce. Takie wspomnienia jak Grand Prix o 0,7 wódki - 3 piętra po schodach w górę i w dół z nogami potraktowanymi zastrzykiem zwiotczającym - pozostają na całe życie. :D

akademik AM

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1319 (1409)

#29738

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Mój najlepszy przyjaciel to geniusz matematyczny. Od zawsze tak było. Ja widzę świat słowami, on liczbami.
Dość, że nauczycielka matematyki w liceum strasznie go nie lubiła.

I jestem w tym momencie obiektywna. Do odpowiedzi chodził co lekcję. Nikt inny nie był pytany przez cały pierwszy semestr. Serio.
Zawsze umiał.
Tu jeszcze można by myśleć, że poznała się kobiecina na jego talencie i pytała, żeby go zmotywować.
No nie.

Sama uczyła średnio umiejętnie, u niego odbywały się tzw. obiady środowe, podczas których nauczał po 15-20 osób z klasy z matmy. Nieodpłatnie. Bo ludzie nie rozumieli. A kumpel tłumaczy świetnie.
Karmił też nieźle.

Nauczycielce coś nie grało, że nagle ze średniej około 2-2,5 klasa skoczyła na 4-5. Uznała, że wszyscy ściągamy, w związku z czym zarządziła sprawdziany co lekcja i odpytkę przy tablicy. Kiedy okazało się, że umiemy, zachwycona nie była. Węszyła spisek. Powiedziała wprost, że coś jej tu śmierdzi z ocenami i ona dojdzie co.

Miałam kiedyś na ławce książkę. Jego książkę. Coś o matematyce i coś trudnego. Nie czytałam, miałam przekazać, bo nie było go w szkole. Za gruba, żeby schować do mojej blichciarskiej torebki. Zaciekawiona nauczycielka podeszła, pochwaliła, że się interesuję, że robili to na studiach, że trudna pozycja, że skąd mam. Powiedziałam, że to jego, że ja tylko mam oddać. Wtedy też dowiedziałam się, że najwyraźniej żadna dziewczyna go nie chce, co jej nie dziwi, skoro kolega ma taką aparycję, że ma czas na takie kobyły, którymi na studiach wymiotowali, że tak się ładnie wyrażę.
Że ona sama (stara panna jak i ja) w życiu by nie tknęła chłopaka z TAKIM trądzikiem.

Naprostował ją kiedyś na lekcji. Wiadomo, był klucz odpowiedzi. Rozwiązała zadanie sama, wynik jak z klucza, po czym kolega śmiał stwierdzić, że w obliczeniach jest błąd. Kiedy podszedł do tablicy, by go wyjaśnić, kobieta omal nie zwariowała. Kazała mu się wynosić z klasy, że nie będzie podważać jej autorytetu. Że nic nie wie i się wymądrza. Że wyniki się zgadzają, a on jest kompletnym idiotą. Wyszedł. Nawet się pożegnał jak na kulturalnego człowieka przystało. Potem napisał do wydawnictwa. Dostał odpowiedź po kilku tygodniach, że zrobili błąd w tekście i że dziękują. I udzielają mu półrocznego rabatu na zakup ich wydań.

Miotało nią jak szatan. Jak wścieknięta zaczęła atakować.
Nigdy prace domowe nie były sprawdzane. Nigdy. Robiliśmy je. Prewencyjnie. Raz nie było czasu, zadania z gwiazdkami, czasochłonne. Mieliśmy ważny sprawdzian. Chcieliśmy być w porządku, poszliśmy przed lekcją zgłosić, że nie mamy zadania, bo sprawdzian. Że chcielibyśmy na lekcji. Uczciwie jak do człowieka. Powiedziała, że tak, że jak najbardziej. Rozwiążemy wspólnie.

Na lekcji otworzyła dziennik i powiedziała, że sprawdzimy zadania domowe. Nigdy wcześniej tego nie robiliśmy. Alfabetycznie. Wszyscy mówili, że nie mają.
Doszła do kolegi. Powiedział to, co my. Kazała mu podejść do tablicy i rozwiązać "skoro zawsze wszystko wie i taki jest mądry".
Zrobił na miejscu.
Dostał jeden za brak w zeszycie.
Kazała mu rozwiązać zagadkę Einsteina. Zrobił. Zajęło mu nie więcej jak 5 min.
Ona miała inne rozwiązanie na kartce. Jak się okazało - błędne. Dostał następną jedynkę za podważanie kompetencji nauczyciela.

Zdawał rozszerzoną matematykę, co w sumie niedziwne. Ona starała się zablokować tę możliwość. Robiła wszystko, co mogła i czego nie mogła, żeby na to nie pozwolić. Dość powiedzieć, że zniszczyła jego deklarację maturalną na oczach klasy, za co spotkała ją nagana od dyrektora. Wtedy powiedziała, że zrobi wszystko, żeby nie dopuścić go do matury, co było trudne, bo pomimo jedynek za krzywy uśmiech, musiała oceniać jego sprawdziany uczciwie. Są na to w końcu dowody.

Uparła się, że go nie puści. Stawiała mu banie za brak podkreślenia tematu, za nieprzygotowanie do lekcji (bo ostrzył ołówek podczas), za lekceważenie poleceń nauczyciela (kiedy kazała mu iść po miotłę i zamieść korytarz, bo jest brudno).
Jedynek nazbierał, ale podchodził ze spokojem. Średnia, nawet ta ważona, wychodziła powyżej 3.
Ona jednak uznała, że nie dostanie oceny pozytywnej i wpisała niedostateczny.

Kazaliśmy mu się odwoływać, nie zostawiać tego. Że my się wstawimy. Cała klasa. Solidarnie. Uznał, że nie ma potrzeby. Napisał wniosek o egzamin komisyjny.

Nietrudno się domyślić, że zdał śpiewająco, dyrektor był zachwycony, natomiast drugi nauczyciel, który go egzaminował to koleś, któremu mój kumpel sam dawał korki z matmy dwa lata wcześniej, a który trafił do naszej szkoły wprost po studiach.

Bilans jest taki, że nauczycielka nadal uczy, mój kumpel stracił rok, bo egzaminy odbywają się w sierpniu, a matury są w maju. Poszedł na informatykę.

Ona truje się swoim własnym jadem, bo on wygrał konkurs dla programistów i dostał pracę u największego producenta układów scalonych na świecie.
Po trądziku zostało mgliste wspomnienie, jest młody, zdolny, dziewczyny go uwielbiają, zarabia kilka razy tyle, co ona.
I wiedzie mu się świetnie.

Jeśli karma istnieje, to właśnie dała jej po pysku.

szkoła

Skomentuj (91) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2132 (2248)