Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

bagniaczka

Zamieszcza historie od: 4 maja 2011 - 14:35
Ostatnio: 2 lipca 2015 - 23:12
  • Historii na głównej: 2 z 11
  • Punktów za historie: 2599
  • Komentarzy: 89
  • Punktów za komentarze: 497
 
zarchiwizowany

#54535

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Miły spacer z przyjaciółką, jej synkiem i moim psem. Jest sobie taki mały park z placem zabaw. Psy powinny chodzić na smyczy. Połowa ludzi tego nie przestrzega, bo to jedno z niewielu miejsc w okolicy, gdzie psy mogą sobie pobiegać. Też do tej grupy należę, jako że moja psica puszczona wolno kompletnie ignoruje ludzi i inne psy. 0 agresji czy nawet zainteresowania. No więc dzieciak się bawi, pies biega za rzuconymi patykami... Sielanka. Idą sobie państwo z 2 psami na smyczy. Z daleka widzę, że przechodzą obok mojej, spokój, nic się nie dzieje. Kiedy podeszli do mnie, sunia akurat też przybiegła po kolejny patyk. I nagle jeden z tych psów postanowił ją zaatakować. Jej reakcja była natychmiastowa, również się na niego rzuciła. Odruch. To trwało kilka sekund, złapałam ją, nikomu nic się nie stało. Nikomu...ale niestety zahaczyła pazurem o kurtkę właściciela. I pan zażądał odszkodowania za rozcięcie ok. 4 cm. Bo mój pies nie był na smyczy. Nie wiem, czy smycz w tej sytuacji coś by pomogła, ale ok, zgodnie z prawem miał rację. Panie policjantki miały dość dziwne miny, widząc moją psicę smutną, że już pobiegać nie może, ale chętnie da się pogłaskać i pieklącego się pana, którego pies również je chciał zaatakować. Wytłumaczyły mu, że odszkodowanie, którego żąda, jest stanowczo za wysokie. Utargowały, zapłacone, nic to, że pan zamiast nowej kurtki woli kupować używki.
Ale tak się zastanawiam, co by było, gdyby ta sytuacja miała miejsce gdzieś, gdzie psy mogą swobodnie biegać, a ja bym była daleko. Nie tylko z kurtki mogłoby nic nie zostać...

park z psami

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -13 (21)
zarchiwizowany

#48454

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Koleś, który mieszka nade mną, nie może żyć bez muzyki. W nocy słucha po cichu, w dzień dość głośno. Budownictwo takie, że chałupa się od basów trzęsie. No ale co zrobić, wolno mu.

Gdzie piekielność? Poza rzadkimi wyjątkami słucha trzech kawałków na okrągło. Od paru miesięcy.

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 159 (275)
zarchiwizowany

#44633

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Facetowi, którego kiedyś kochałam, a dziś nie wiem, jak się go pozbyć, włączył się agresor. Policja raczyła przyjechać po 3 wezwaniu. Posłuchali, pogadali, że mamy się uspokoić, bo oni nie chcą drugi raz przyjeżdżać. To, że bałam się z nim zostac, zignorowali.
Holenderska policja też nie jest idealna. Dobrze, że mnie nie zabił, tylko dał po twarzy i zrzucił z łóżka. Luzik.

własny pokój

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 47 (197)
zarchiwizowany

#40416

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O "miłym" powitaniu Nowego Roku.
Parę lat temu wybrałam się ze znajomymi na 3-dniowego Sylwestra w górach. Spożycie jak najbardziej, 1 stycznia patrzymy z kumplem po sobie, kto jest w lepszym stanie, bo tylko my mieliśmy prawka. Padło na mnie. Ok, wsiadamy do auta, w którym prawie nic nie działało, jak należy. Ale trudno, do domu trzeba wrócić. Z duszą na ramieniu jakoś szczęśliwie dowiozłam towarzystwo do domu i z ulgą stwierdziłam, że teraz to już się mogę napić, a potem idę na busa (znajomi mieszkali w sąsiednim mieście).
Po paru kieliszkach, ok. 20.00 stoję na przystanku z wielkim plecakiem. Busa nie widać, na stopa nikt nie chce zabrać. Przychodzi chłopaczek, taki dość wątły, coś tam pyta o autobusy, opowiada, że do dziewczyny jedzie, taka gadka - szmatka. Ja twardo próbuję łapać stopa.
Nagle czuję uchwyt na szyi, w moment ląduję w krzakach na ziemi, jak żuczek leżę na plecaku. On wrzeszczy, że mam dać komórkę i kasę. Dałam - telefonu i kontaktów szkoda, w portfelu miałam raptem 14 zł. Gnojek był na tyle miły, że jak się wydarłam, żeby mi dokumenty zostawił, to faktycznie zadowolił się tylko tymi drobniakami.
Wróciłam zszokowana do znajomych, kumpel mnie w końcu odwiózł.
Na drugi dzień poszłam na policję w swoim mieście. Miły pan policjant pyta, czemu zgłaszam dopiero teraz. Tłumaczę, że byłam mocno "nieświeża". Ok, to ja napiszę, że była pani w szoku i przekaże sprawę do właściwego posterunku.
Za jakiś czas dostaję stamtąd wezwanie. Równie miły stróż prawa pokazuje mi zdjęcia potencjalnych napastników. Niestety, gościa tam nie rozpoznałam. (Przy okazji dowiedziałam się, że komputer, z którego pan korzysta, jest jego prywatnym, bo policji w dawnym mieście wojewódzkim nie stać!)
Zdziwienie za kilka miesięcy - wezwanie na rozprawę. Dorwali typa, okazało się, że oprócz napadu na mnie miał na koncie sporo kradzieży. Zeznałam, co trzeba, nie wiem, jaki wyrok dostał, bo nie chciało mi się później dzwonić do sądu.

Za to do dziś nie mogę przeboleć, że miałam wtedy ten plecak. Akurat w tym czasie trenowałam (od niedawna, ale jednak) krav magę, na nogach miałam glany, więc gdyby nie ten tobół, to koleś dostałby taki wpier...., że chyba by mu się odechciało napadać na samotne kobiety.

P.S.
Dziękuję Panom Policjantom za poważne traktowanie swojej pracy.

Wałbrzych

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 9 (113)
zarchiwizowany

#40350

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W Holandii jest taki system, że chorobowe wypłaca instytucja o nazwie UVW, ale chorobę musi zgłosić biuro pośrednictwa, przez które się pracuje, lub pracodawca. Zasiłek wypłacany jest od 3 dnia choroby.
Pewnej środy pod koniec października mój luby był czymś struty. Dzwonię do biura, zgłaszam. Na drugi dzień standardowy tel. z UVW, co mu jest itd. Odpowiadam, że już ok, jest w pracy, nic poważnego, wiadomo, że kasy za ten dzień nie będzie.
Niestety, w weekend zachorował zupełnie poważnie. W poniedziałek dzwonię do biura, zgłaszam. Mija parę dni, a tu z UVW nikt nie dzwoni. Pytam pani Uli w biurze, czy zgłosiła.
(U) No tak, zgłaszałam, że od środy jest chory.
(J)a On jest chory od poniedziałku, środa to była jednorazowa sprawa, za którą się chorobowe nie należało.
(U) No dobrze, to ja zgłoszę.
Czas mija, dalej nic. Nie będę opisywać wszystkich kłótni, maili, prób wytłumaczenia pani Uli, że po tej jednodniowej niedyspozycji był jeszcze 2 dni w pracy..
Dzień przed wigilią. Dzwoni do mnie pan z UVW. Jedno z pierwszych pytań brzmiało, dlaczego dopiero teraz (po 2 miesiącach!) choroba została zgłoszona. Wytłumaczyłam, pieniądze przyznane.
Ciekawe, kto to w końcu zgłosił, bo raczej nie pani Ula.
Całe szczęście, że baba, która nie odróżnia środy od poniedziałku już w tym biurze nie pracuje!

Holandia

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (41)
zarchiwizowany

#39996

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O tym, jak ludzie potrafią stwarzać pozory.

Wybrałam się kiedyś na działkę z koleżanką, jej córką i moim synem, dzieciaki wtedy dwuletnie. Wszystko ok, było miło, dzieci bawiły się m.in. drzwiami od altanki, gdzie w kłódce tkwiły moje wszystkie klucze. Zaczęło się ściemniać, to zamknęłam altankę, dzieciaki do siodełek, my na rowery i do domu. Pod drzwiami mieszkania widzę, że niestety podczas zabawy wypiął się klucz od mieszkania. Syn zmęczony, na działkę daleko, szanse znalezienia klucza po ciemku praktycznie żadne. Pukanie do sąsiadów, próbują otworzyć, nie udaje się. Dzwonię od jednego z nich (czasy przedkomórkowe) na policję, czy mogą coś zrobić. Nie, muszę znaleźć ślusarza. Super, o 22.00. Wpadłam na pomysł, żeby o pomoc poprosić kumpla, mieszkającego parę bloków dalej.
Kumpel to przyjaciel mojego ówczesnego męża od czasów piaskownicy, jego żona podobnie. Przykładna, katolicka rodzina z twardymi zasadami moralnymi.
Wziął walizeczkę narzędzi, pokombinował, udało mu się otworzyć. Byłam przeszczęśliwa!

Ja - wielkie dzięki, jestem ci dozgonnie wdzięczna itp itd
On - to może mi się odwdzięczysz w naturze?

Trochę mnie zaskoczył, ale potraktowałam to jako żart (w końcu przyjaciel męża, głowa rodziny, przykładny katolik). To traktując to również jako żart odpowiedziałam, że teraz nie mogę, bo muszę dziecko spać położyć.

Przez długi czas wydzwaniał pytając, kiedy dług wdzięczności spłacę.
Minęło wiele lat, a ja dalej jak sobie o tym obłudnym, zakłamanym typie pomyślę, to mam odruch wymiotny.

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 164 (246)
zarchiwizowany

#39921

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia, która mogła się skończyć nieciekawie, na szczęście z happy endem.

Miejsce akcji - dworzec w Przemyślu zamknięty na głucho, godz. 1.00 w nocy.

Dzięki uprzejmości pewnego kierowcy udało nam się z córką dotrzeć tam w ogóle z Ukrainy, niestety ostatni pociąg już odjechał. Ja bez złotówki na cokolwiek, zosławiam młodą z bagażami i idę do bankomatu. Po drodze mijam jakiegoś nieszczególnego typa. Ale co robić. Wypłaciłam, widzę, że stoi koło córki. Okazało się, że spytał jej, czy nie ma fajki, na co młoda odparła, że ona ma 11 lat i jeszcze nie pali, ale zaraz wróci mama. Oczywiście papierosa dostał, poszedł sobie. No i co teraz robić? Obok hotelik, na który po wakacjach już nie było mnie stać. Znalazłam miejscówę pod jakimś sklepem, córka do śpiwora, niech chociaż się zdrzemnie. Za chwilę koleś wraca. Dostaje drugiego szluga i zaczyna mi opowiadać o swoim życiu i pobytach pod celą. Ok, gadamy sobie. Ale za chwilę widzę 3 podpitych dresików idących w naszą stronę. Wiem, że kryminalista już "kupiony", ale jednak tamtych więcej. Pytają co tu robimy. No czekamy na pociąg.
Oni: "co to k***** za miasto, że dworzec zamknięty, że matka z dzieckiem musi na dworze nocować!" Szok. To my tu z wami poczekamy. Szok nr 2.
Konwersacja się toczy, pojawił się jakiś typ, niesympatyczny od początku, pochwalił się, że go żona wyrzuciła. Pewnie stwierdził, że zupa była za słona. W końcu nasi dzielni obrońcy pogonili go w piz*u.
Finał akcji - zbliża się już przyjazd pociągu (ok.6 rano), jeden z dresów taryfą jedzie po kasę, żeby wszystkim postawić pizzę i piwo.
Okazało się, że położona blisko dworca pizzeria jest całodobowa :D

Serdecznie pozdrawiam panów, dzięki którym bezpiecznie sprzędziłyśmy tę pełną atrakcji noc :)

P.S. Panu od kryminału nie udało się rzealizować planów matrymonialnych wobec mnie, bo na najbliższej stacji wyleciał z pociągu za brak biletu.

Przemyśl pod dworcem

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 148 (206)
zarchiwizowany

#39581

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jestem 9 lat po rozwodzie z (o)jcem moich dzieci.
W czasach okołorozwodowych miałam własną działalność, którą właśnie zamierzałam zamknąć. Ubłagał mnie, żebym ją zostawiła, bo on chce auto wziąć w leasing, a na siebie nie może (długi). Zgodziłam się w zamian za płacenie mi ZUS-u. Zapłacił za jeden miesiąc. Auta (teoretycznie mojego) zbytnio nie chciał mi pożyczać. Moje długi w ZUS-ie rosły. Dziś gada na skype z synem. I chce, żebym z nim porozmawiała. Ok.
(o)Chodzi o to, że auto się sypie, chcę je sprzedać.
Ja przezornie wszystkie dokumenty leasingu zabrałam do Holandii.
(ja) a co z moim ZUS-em
(o) W ZUS jest abolicja, a kasę dostaną dzieci. Nie chcesz, żeby dzieci coś miały?
(ja) No owszem, ale mnie chyba też się coś należy?
(o) Ty będziesz miała kasę z mieszkania matki, jak umrze!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Szczerze mówiąc, jakby się dało kogoś zabić przez net, to bym to zrobiła. Moja mama nigdy mu nic złego nie zrobiła, nie jest teściową z dowcipów. To raczej on ją traktował niemiło lub bardzo miło, w zależności od nastroju jaśnie pana. Bywało, że nie chciało mu się jej odwieźć na dworzec, kiedy ja nie miałam jeszcze prawka. Musiała brać taksówkę.

Wiecie co, ryczałam z godzinę, wysłałam mu esa, żeby zarówno on jak i jego mamusia zdechli w najgorszych męczarniach. Ja jego teksty do mnie mogę przyjąć na klatę, ale żeby tak powiedzieć na temat mojej 83-letniej mamy, która jest naprawdę fajną osobą, to już dla mnie sku***ysyństwo.
Jak jest piekło, to niech jego i podobną mu mamuśkę, która go tak wychowała, pochłonie!!!

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 14 (184)
zarchiwizowany

#38881

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wprowadzenie: wynajmujemy pokoje od gościa, który ma również budynek obok. Chodzimy tam wyrzucać śmieci lub korzystamy czasem z prysznica lub pralki w razie jakiejś awarii u nas. Tak się jednak złożyło, że przez ponad miesiąc gazu nie było w obydwu budynkach. Pozostawały kąpiele w zimnej wodzie.

Piątek - pożarłam się z Młodą masakrycznie.
Sobota - Liga Światowa w siatkówce. Uszy po sobie, duma pod łóżko, pytam Młodej, czy pożyczy laptop, bo mój tnie się masakrycznie. Foch. Proponuję wymianę: laptop w zamian za cenną dla niej informację. Foch.
Po długim czasie przyszła.
M - to co, chcesz ten laptop?
Ja - pod koniec trzeciego seta to już dziękuję
M - oj, ja nie wiedziałam, że to się już zaczęło, bla bla bla

Po meczu odpaliłam grilla w ogródku, do którego wchodzi się przez łazienkę. Młoda przyszła skruszona, bo wie, czym dla mnie jest siatka. Wersja "grzeczna, miła córeczka", gadamy, podjadamy. W końcu Młoda prosi, żebym jeszcze posiedziała, bo ona musi się wykąpać, zrobić milion zabiegów kosmetycznych, a ta woda taka zimna.... Oczywiście córeczko, posiedzę z tobą, będę cię wspierać. Po godzinie spod prysznica wychodzi kostka lodu z gęsią skórą typu łuski jaszczura. Podchodzę do niej ze słodkim uśmiechem.

Ja - wiesz, na twoim miejscu bym żałowała, że mi nie pożyczyłaś tego laptopa.
M - phi, jaką ty mogłaś mieć dla mnie informację?
Ja - taką, że w drugim budynku już jest CIEPŁA woda.

Młoda chciała mnie rozszarpać, a ja na samo wspomnienie do dziś ryczę piekielnym śmiechem :D

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 321 (405)

1