Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

booked

Zamieszcza historie od: 5 marca 2016 - 9:08
Ostatnio: 17 listopada 2016 - 15:06
  • Historii na głównej: 7 z 8
  • Punktów za historie: 1763
  • Komentarzy: 8
  • Punktów za komentarze: 62
 

#74330

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Poleci historią w stylu - problemy nastolatków, ale przypomniało mi się i serdecznie się z tego wszystkiego uśmiałam :D

Wspaniałe lata 90-te miały to do siebie, że - zwłaszcza w Zadupiach Małych - nie było tak łatwo o markowe i nietuzinkowe ciuchy, a jak ktoś już coś takiego miał, to oczywiście każdy kojarzył - a to ta, co ma różową dżinsową kurtkę.

Moja kumpela była szczęśliwą posiadaczką nietypowego plecaka i młodszego o dwa lata chłopaka, co miało znaczenie o tyle, że w momencie rozgrywania się historii my byłyśmy w II klasie LO, a on w VIII SP.

Akcja właściwa: lato 2000, wakacje, wyjazdy, różnie się zbiegały, komórkę to miała jedna dziewczyna w całej szkole, więc o plotki nie było tak łatwo. Wróciłam z około miesięcznego wyjazdu, ledwie się rozpakowałam i wyszłam na spacer z chłopakiem. Patrzę, a tu kumpela wsiada na motor z jakimś chłopakiem i gdzieś jedzie. O pomyłce nie było mowy, w końcu plecak. Następnego dnia akurat wpadłam na nią i jej chłopaka. Zaćmienie umysłowe i tępota totalna mnie dopadła chyba, że się odezwałam.

JA: A z kim ty wczoraj jechałaś motorem? (Dodam, że motor też nie każdy miał)
[K]umpela:Ja?! nigdy w życiu!
JA: No tak! Wczoraj, koło cmentarza wsiadałaś i pojechałaś w stronę Piekiełka Małego
K: Pomyliło ci się.
Chłopak kumpeli: Ona wczoraj była u babci.
JA: Ale byłaś z plecakiem, nikt takiego nie ma!!
K: To na pewno nie byłam ja!

Tak, jeśli kiedykolwiek w czasie filmu zżymaliście się na tępotę jakiegoś bohatera, który nie widzi wszystkich znaków na niebie i ziemi, mrugania itp., tylko brnie w zaparte, to byłam ja.

Kumpela się jakoś szybko pożegnała, że sorki, ale gdzieś idą. Spoko.
Następnego dnia po bloku gruchnęła wieść, że się rozstali. Kumpela od blisko miesiąca właśnie kręciła z dwoma na raz. Jeden jej się podobał, ale "wstyd było się z nim na mieście pokazać", drugi za to był reprezentatywny.

Piekielność? Wszyscy mieli pretensje wyłącznie do mnie. Kumpela, bo się wydało. To jeszcze rozumiem, bo tępotą wykazałam się iście piekielną.
Jej chłopak - bo przeze mnie(!!!) rozpadł się taki świetny związek.

niebezpieczne_związki

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 262 (298)

#74282

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Epopeja pt. zamykanie konta.

Miałam konto w banku z dużą liczbą trzyliterowych skrótów i Paribas na końcu. Mąż też. Dużo by mówić, dlaczego zdecydowaliśmy się je zamknąć, niech wystarczy, że poziom obsługi leżał i kwiczał, bo jakąś dziwną blokadę miesiąc wyjaśnialiśmy.

Konto założone przelewem weryfikacyjnym, zamknięcie - list polecony wysłany ok. 6 czerwca, bo 10 już wyjechaliśmy. Dokładnie 2 listy, bo na nadaniu poleconego nie może być dwóch nadawców.
Po miesiącu konto nadal otwarte, nalicza się opłata za kartę. Reguluję, bo faktycznie 30 dni, to wchodzę w nowy okres, może dlatego się nie udało.

Miesiąc i tydzień - nadal otwarte.

Dzwonię.
20.07. - infolinia - list przekazany do oddziału XYZ, dzwonić tam. Dzwonię - nie wiedzą, nie znają się - oddzwonią jutro.
21.07. oczywiście, że nie oddzwonili
22.07. - dzwonię ja, listu nie ma, oddzwonią w poniedziałek. Podaję jeszcze numer pesel męża, żeby też sprawdzili.
25.07.- oczywiście, że nie oddzwonili
26.07. dzwonię ja - nic nie ma, nic nie wiedzą, czy ja bym nie mogła pojechać do oddziału i tam zamknąć? Nie, nie mogłabym, bo primo nie chce mi się włóczyć dziecka komunikacją miejską (taki okres, po góra 15 min drze się, bo się nudzi, szkoda współpasażerów), secundo znowu wejdzie mi kolejny okres rozliczeniowy, z jakiej racji mam za to płacić?
27.07. dzwonię ja. Nic nie wiadomo, sprawdzi. Pewnie nie zgadzał się wzór podpisu. Uświadamiam, że żadnych wzorów nie składałam, bo konto zakładałam online. Ahaaaaa. To on oddzwoni. Faktycznie - tym razem oddzwonili. Po godzinie. Alleluja- list jest, z centrali przesłany 22.06 i JUŻ jutro konto zostanie zamknięte. No jejku, jej.

Już jutro, a nie 22.07, bo -jak sądzę - żadna z poprzednich osób nic nie zrobiła, a jak znaleźli pismo wreszcie dzisiaj, to system pozwoli je zamknąć najwcześniej jutro.
O ile się zamknie, bo naliczyła się kolejna opłata, więc mam ujemne saldo.

Wrrrrrrrrrrrróć!!!
Co z kontem męża? Tak, zgadliście, list nie doszedł. Jak tylko mąż wróci, to sadzam go do telefonu.

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 185 (193)

#73116

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Myślałam, że już to ze mnie zeszło, ale nie. Minął rok, minęło półtora...

Moja teściowa jest z gatunku tych "delikatnych". Po ślubie pierwsze życzenia, jakie nam złożyła, to: wnuków. Co w sumie dobitnie ją charakteryzuje - nieważne, co my byśmy chcieli usłyszeć w dniu ślubu, ważne, co ona chce.
I tak przez kilka lat małżeństwa temat wnuków pojawiał się nieustannie. Ani specjalnych chęci, ani sprzyjającego klimatu nie było, bo ciągle przynajmniej jedno z nas było bez pracy, częściej mąż, więc już kilka razy dobitnie ją uświadomiłam, że robi przykrość swojemu synowi, który aktualnie nie ma pracy i na pewno nie jest mu przyjemnie, że żona go utrzymuje.

Wreszcie kupiliśmy mieszkanie, z pracą się udało, więc się zdecydowaliśmy. Udało się dość łatwo, ale z obwieszczeniem nowiny czekaliśmy trochę, bo oboje już nie najmłodsi. Tak się składało, że po 12 tygodniu teściówka miała urodziny, więc kupiliśmy m.in. ramkę elektroniczną i wgraliśmy tam zdjęcia rodziny i... zdjęcie z USG.

Moment obwieszczenia nastąpił. Gratulacje. Pytania o zdrowie. Trele-morele. Jakieś 5 minut później:
Teściowa: "Ale na jednym to chyba nie poprzestaniecie"
Ja: ?????????????????????

Kurrrrrtka na wacie. Jeszcze jednego dziecka nie ma na świecie. Jeszcze się może wszystko zdarzyć, a ta...

Uprzejmego sposobu na spytanie: "Czy ciebie kobieto nigdy nic nie zadowoli?" nie znalazłam, więc przemilczałam. Przykrość została.

Edit. Nie wiem, co ma do rzeczy, ile czasu minęło. Ludzie opisują historie sprzed 10 lat.
Edit 2. Teraz życzenia zmieniły się na "licznych dzieci".

teściowa

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 225 (327)

#72696

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tak się złożyło, że rozchorowało mi się młode. Ciąg przyczynowo-skutkowy: gorączka, stan zapalny->antybiotyk-> ból brzucha, biegunka, odparzenie pupki, wysypka. W międzyczasie jeszcze trzydniówka, ale to mniejsza.

Listy przychodni, badań, leków itd. nie zliczę, bo to w tej chwili nieważne, na służbę zdrowia nie będę chwilowo narzekać, z powodu nałożenia się wielu czynników jednocześnie diagnoza naprawdę nie była prosta. Piekielni okazali się inni pacjenci, którzy nie chcą zrozumieć, że 8-miesięczne niemowlę ma swoje prawa, głównie dlatego, że większości rzeczy nie zrozumie, więc nie poczeka cicho, spokojnie i potulnie, a że je boli/ boi się obcych, którzy je nieustannie badają, niełatwo je uspokoić, zwłaszcza po całej serii wizyt lekarskich.

Sytuacja nr 1 (Apteka).

Stoję w kolejce po ten cholerny antybiotyk, pan przede mną z pietyzmem wybiera sól fizjologiczną (sic!), więc trochę to trwa. Młode chlipie, bo już i zmęczone, i głodne, więc wzięłam na ręce i próbuję uspokoić, gdy za mną pojawia się Piekielny Starszy Pan (PSP).
PSP: (szturchając mnie w ramię) Bo ja tylko tu zapytam, czy mają coś tam.
JA: Proszę pana, widzi pan, że stoję z chorym i płaczącym dzieckiem. Nie przepuszczę pana.
PSP: No właśnie, tym bardziej zapytam, bo ono tak płacze, że ja tego nie mogę wytrzymać!
JA: ???

Sytuacja nr 2 (Przychodnia, wizyta kontrolna).

Młode dostało zastrzyk na to uczulenie, po pół godzinie miałam się pokazać, żeby pediatra oceniła, czy pomaga. Wracamy z zabiegowego pod gabinetem Piekielna Babcia (PB) z (na oko) 15-letnim wnuczkiem. Bąblowi chyba pomogło, bo weselsze.
JA: Przepraszam panią, czy mogę teraz wejść z tym maleństwem, dostało zastrzyk i pani doktor ma ocenić, czy się wysypka zmniejsza. Potrwa minutkę.
PB: Ale mój wnusio szczepionkę ma mieć, a potem jeszcze do szkoły musi zdążyć, w żadnym razie, on nie może czekać. A pani i tak w domu siedzi, to się nigdzie nie śpieszy!

Co fakt, to fakt. A że dziecko zsypane jak nieboskie stworzenie, to pikuś. Tym niemniej grzecznie przeprosiłam i poczekaliśmy.

PS. Wychodząc naprawdę po minucie widziałam, jak pod punktem szczepień PB usiłuje "malutkiego" wnusia za rączkę trzymać i wejść z nim do gabinetu.

Sytuacja nr 3.(Punkt pobrań krwi).

Gwoli wyjaśnienia: z niemowlętami wchodzi się bez kolejki - najpierw do rejestracji, a potem z kodami do odbioru wyników od razu do gabinetu. Dzierżąc młode, wchodzę na pewniaka, bo to już niestety nie pierwszy raz.
Głosy za mną:
- gdzie??
- tu kolejka jest!!!!
- pani, ludzie czekają!!

Nawet nie dyskutowałam, tylko weszłam, rozbieram Bąbla, a tu nagle ładuje się Piekielny Dziadek (PD)

Laborantka(L): Wyjść!
PD: Ale ja tu czekałem, a ta pani się wepchnęła...
L: I dobrze zrobiła. Mówię wyjść, dziecko tu mamy. Ma pierwszeństwo.
PD: Ale was jest DWIE!
L: Mówię, że dziecko mamy, jesteśmy potrzebne obie [Faktycznie tak jest, a nawet trzy osoby, bo ja też trzymałam, nie było za dużo].
PD: O BOŻE!!!
L: Co o Boże? Co o Boże? Może się do pracy śpieszy?

Co jest z tymi starszymi ludźmi, że są tacy wredni? Ja od nikogo niczego nie wymagałam, może poza podstawową kulturą.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 262 (348)

#72117

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Podobno są właściciele psów, którzy po swoich pupilach sprzątają, trzymają je na smyczy i/lub w kagańcu i generalnie są porządni i odpowiedzialni. Zastanawiam się tylko, dlaczego ja takich nie spotykam.

Scenki z jednego tygodnia, okoliczności te same - truchtanie po parku, a sytuacje trzy - od standardu po bezmyślność de luxe.

1. Małe piekiełko: Suniesz sobie alejką, delektujesz albumem ulubionego zespołu, którego w innych okolicznościach nie masz szansy posłuchać spokojnie, a tu nagle pod nogami zaczynają ci się plątać małe szczekadła, puszczone luzem przez starsze pańcie. Szczekadła ujadające na wszystko, co się rusza. Najmniej szkodliwe dla mnie, bo coś, co skacze, jak szczeka, i tak nie jest w stanie mnie dogonić i zrobić krzywdy. Potencjalnie piekielne dla biednej, głupiej psiny, bo mogę jej zwyczajnie nie zauważyć i potrącić, a jeszcze głupszej właścicielce i tak się nie przetłumaczy. Ba, zdarzyło mi się raz, że mi babsztyl zagrodził drogę z pretensją, że "biegam w kółko i biegam, a Perełka się denerwuje". WTF??!

2. Większe piekiełko: Sytuacja jak wyżej, tylko gabaryty psa znacznie większe. Zwykle coś amstafo- lub dobermanopodobne, pewnie z 70-80 kilo żywej wagi, naturalnie puszczone luzem, bez smyczy i kagańca. Owszem, większość z nich zapewne jest względnie wychowana, ale nigdy nie mogę mieć pewności, czy pomimo że zbliżam się dość szybko, ale jednak ze stałą prędkością, nie zostanę uznana za zagrożenie. Nieliczni mądrzy właściciele na mój widok łapią zwierza chociaż za obrożę, albo go wołają. Pozostali zapewne wychodzą z założenia, że przecież ich pupilek "taki łagodny i nie gryzie", co najwyżej pobawimy się w gryzionego berka.

Metodą prób i błędów, po tym jak kilka razy takie bydlątko postanowiło mi jednak potowarzyszyć w przebieżce, na wszelki wypadek zwalniam, a jak widzę, że pies się mną interesuje, z daleka wołam do właściciela z pytaniem, czy można.
Ludzie, naprawdę nie można założyć psu chociaż kagańca? Przecież po parkach szwendają się dzieci: biegają, jeżdżą na rolkach, hulajnogach itd.

3. Modyfikacja sytuacji pierwszej, z blond solarem w tle, aczkolwiek starsza pani też by mnie nie zdziwiła. Truchtam sobie o poranku, skupiona raczej na sobie, ludzi niewiele, kilka ławek zajętych, kilka szczekadeł - norma. A tu nagle... jak nie runę jak długa. Dłonie zakrwawione, leginsy podarte na kolanach.

Powód? Różowa landryna siedząca sobie na ławeczce i kompletnie nie zwracająca uwagi na swojego yorka czy innego terriera. Tymczasem piesek na takiej długiej, regulowanej smyczy przewędrował sobie na przeciwną stronę alejki i buszował w krzaczkach. I o tę cholerną smycz się potknęłam.

OK, jestem zamyślona ślepa komenda, trzeba patrzeć, gdzie się lezie i generalnie powód do minusowania, ale jak się już ma psa, to trzeba się nim zajmować. Przecież tak samo mogła się potknąć starsza pani idąca o lasce albo jakiś wyrywający się przed mamę dzieciak. Blondi oczywiście była szczerze zdumiona moimi pretensjami.

właściciele_psów

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 170 (236)

#71733

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia sprzed około 5 lat, ale wciąż jednakowo śmieszno-piekielna.

Przeprowadziłam się do narzeczonego na Wolę, skrzyżowanie Solidarności i Żelaznej.Oprócz różnych korzyści z mieszkania blisko centrum była też jedna, ale znacząca niedogodność, a mianowicie pani w wieku postprodukcyjnym, uznajmy, że ze 70 lat. Niewiasta miała zdecydowane kuku na muniu, ale co jakiś czas się jej "poprawiało" i wówczas radośnie ją wypuszczano, coby się cieszyła światem poza wariatkowem. Cechą charakterystyczną owej pani oprócz wyglądu - ŚMIERDZĄCY czarny strój, ten sam bez względu na porę roku, nieśmiertelna torba na kółkach i wielki parasol, była mania prześladowcza. Jedną z jej ofiar padłam ja.

Wracałam z pracy, stanęłam grzecznie pod windą, bo na 9.piętro średnio chciało mi się wspinać. Winda się otwiera, czekam, żeby ową wariatkę (czego jeszcze nie wiedziałam) wypuścić, a ona zamiast wysiąść z mordą, ale tak głośno, że mogłaby występować na wiecach jako tuba:

- TY KOMUCHU, SPRZEDAWCZYKU, ZDRAJCO, BĘDZIESZ WISIEĆ, PRECZ, SPRZEDALIŚCIE POLSKĘ, ZDRAJCY, SPRZEDAWCZYKI, HITLEROWCY, BANDYCI...

A potem zdzieliła mnie parasolem w pierś i... pojechała z powrotem na górę. Litania ciągnęła się za nią, bo idąc schodami starałam się na nią ponownie nie natknąć.

Później okazało się, że był to jej stały repertuar, bo powtarzał się dość regularnie. Przy czym wygłaszany był pełną piersią i na cały regulator, tak że słychać ją było z odległości stu metrów, a na naszym 9. piętrze dało się spokojnie rozróżnić większość słów. Co jakiś czas także zdarzało się jej kogoś napaść i była odsyłana do swojego przybytku.

Piekielne jest to, że pomimo stałego powtarzania się incydentów pani była co 2-3 miesiące wypuszczana.

winda sąsiedzi

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 193 (265)

#71656

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jeszcze o starszych paniach w kolejkach. I mnie, piekielnej smarkatej.

W moim osiedlowym TM są 2 kasy - zwykle działa tylko ta przy alkoholach, więc większość osób przewidująco ustawia się tam. Tym razem pani podeszła do bocznej. Pierwszy ustawił się starszy pan, potem ja z 2 rzeczami w ręku, ale za to z wózkiem dziecięcym, a że lada krótka, to się nie wykładałam i zrobiłam odstęp, żeby pana nie walić w tylną część ciała, za mną jeszcze chłopak z 10 lat.

Ustawiony przy drugiej kolejce babsztyl zaczął się przepychać. Ale nie, żeby wrócić przez sklep i stanąć z tyłu. Bezczelnie i na chama od przodu kolejki, czyli najpierw się przepychała przez starszego pana, nieomal waląc go koszykiem po plecach. Następnie próbowała się wepchnąć przede mnie, czemu zapobiegłam na wstępie, bo widząc, na co się zanosi, głośno powiedziałam "Już przestawiam wózek". Babsko rad nierad przeszło dalej, sapiąc jak miech kowalski i buch! Oczywiście, że wylądowało tuż za mną, wpychając się przed chłopaka. Odwróciłam się, ten tylko spojrzał żałośnie, bo w koszyku baby naładowane z czubem, widać, że się nie upomni.

Mówię spokojnie:
- Przepraszam, ale ten chłopak stał za mną, więc proszę go przepuścić.
Wzrok zabójczy, ale się usuwa i tylko mamrotanie pod nosem o osobach, które się wtrącają w nie swoje sprawy i zuchwałych smarkatych. Ucięło się dopiero, gdy chłopak mi podziękował za pomoc.

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 235 (245)
zarchiwizowany

#71651

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Opowieść z gatunku - czego to ludzie nie zrobią dla kilku złotych.

Jestem sobie mamą 6-miesięcznego bobasa. Przed ciążą nie byłam specjalnie chuda, po zostało mi ze 3kg, ale po prawdzie to do niezłej sylwetki lepiej byłoby zgubić ze 6kg (ważę 63 przy wzroście 162). Mimo to ani nie jestem, ani nie czułam się spaślakiem. Do czasu...

Nie dalej jak wczoraj koleżanka, która zaczyna karierę w marketingu sieciowym (ciebie polecają, ty polecasz, cośtam sprzedajesz, więc wszystko kosztuje miliony, bo po drodze zarabia na tym kilka osób) i najwyraźniej grzeszy entuzjazmem neofitki, namawiała mnie na kupno programu oczyszczająco/odchudzającego za jedyne ok. 500 zł, po rejestracji 400. Mówię jej, że no to drogo jest, 400 zł to mój miesięczny czynsz. Zdawało się, że przyjęła do wiadomości, ale jednak nie. Wieczorem dostałam wiadomość: "Ale jakbyś wciągnęła koleżanki, które też mają nadwagę po ciąży, zrobiła takie a'la wyzwanie,to one by ci ten program sfinansowały"

..........

Do tej pory brak mi słów.

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 62 (138)

1